22 stycznia 2016

Informacja!

EDIT: Nie piszę opowiadania dla sławy. Po prostu nagle spadła liczba odwiedzin, co zwyczajnie mnie zdziwiło. Wstawię rozdział jak tylko odzyskam mój komputer. Nie powiedział że wstawię dopiero jak będzie dużo wyświetleń poprzedniego.
Nigdy tak nie mówiłam (pisałam)...

-------------------------------------------


Mam złą wiadomość... 

Narazie nie dodam kolejnego rozdziału. Ostatni ma bardzo mało wyświetleń...
Nie wiem dlaczego, ale nie podoba mi się to :/

Poza tym, póki co mam dużo spraw na głowie więc nawet nie mam czasu żeby zająć się opowiadaniem.

Cierpliwości kochani!! xxx

6 stycznia 2016

38.

Mayson obudziła się z ogromnym bólem głowy. Wygrzebała się z pościeli i przeszła do łazienki. W lustrze zobaczyła brudną, zagubioną kobietę z rozmytym makijażem. Dobrze pamiętała, co robiła zeszłej nocy. Pamiętała również spotkanie oko w oko z Malikiem.
- Brawo, Missi. Zrobiłaś z siebie dziwkę na jego oczach. - Postukała się w czoło, patrząc w lustro. - Na pewno więcej nie weźmie mnie na poważnie - westchnęła.
Przywróciła się do porządku i poczłapała do małej kuchni, żeby zrobić sobie śniadanie. Niestety jedzenie ledwo przeszło jej przez gardło, więc zdecydowła się na szklankę wody.
Nim się obejrzała musiała wyjść do pracy. Po drodze wstąpiła do sklepu po drugie śniadanie. W trakcie zakupów coś kazło jej zatrzmać się przed półką z alkoholami.
- Słucham? - zapytał sprzedawca.
- Poproszę dwie setki wiśniowej wódki - odparła zmieszana.
Mężczyza bez słowa skasował zakupy i wydał resztę. Dopiero kiedy Missi opuściła budynek odetchnęła z ulgą. Schowała się za rogiem i od razu wypiła całą wódkę.
Następie udała się na miejsce pracy.

***

Zayn przyszedł do pracy zaraz po odstawieniu Mike'a na przystanek i dopilnowaniu, żeby wsiadł do właściwego autobusu, więc był punktualnie.
- Szef cię woła - poinformował go jeden z pracowników.
Mulat posłusznie przyszedł do prowizorycznego biura i wszedł, nie czekając na zaproszenie.
- Chciałem z tobą porozmawiać - oznajmił mężczyzna z poważną miną.
- Zamieniam się w słuch. - Malik usiadł na jedynym i wolnym krześle w tym pokoju.
- Dzwoniłem wczoraj do ciebie - zaczął, łapiąc się za brodę.
- Tak, wiem.
- Sądziłem, że jesteś mądrzejszy.
Zayn z miny szefa wywnioskował, że wcale nie chodziło o niewinną przysługę.
- Nie mogę pakować się w kłopoty - rzucił mulat. - Dobrze pan wie, bo uprzedziła pana policja.
- Od razu kłopoty - zaśmiał się tamten. - Poczekaj aż ci wyjaśnię.
Malik się nie odezwał.
- Z pewych źródeł wiem, że pracowałeś dla niejakiego Liama Payne'a. Wiem, że policja go zabiła, ale nie o jego osobę mi chodzi. Bardziej o coś, co posiadał za życia.
- Nic o nim nie wiem - odpowiedział Zayn zgodnie z prawdą.
- Mnie nie musisz okłamywać - wszeptał szef. - Znałem go. Zatrzymał coś, co należało do mnie.
- To nie moja sprawa.
Mężczyzna zarechotał głośno.
- Ależ oczywiście, że twoja. Musisz wkazać mi miejsce, gdzie schował swoje kosztowności.
- Nie wiem nic na ten temat.
Mulat zaczął się obawić, że ten nie miał zamiaru mu odpuścić.
Szef zakręcił się niespokojnie po pomieszczeniu.
- Chcę, kurwa, odzyskać moją forsę! - wrzasnął nagle i uderzył pięścią w blat starego biurka. - A ty mi w tym pomożesz.
Zayn wtał na proste nogi i westchnął głęboko.
- Zgodnie z warunkami na jakich wypuścili mnie z więzienia, nie mogę podpaść policji, bo wsadzą mnie tam ponownie, a wierz mi, że nawet ty byś tam nie wytrzmał, a wyglądasz na mocnego chłopa - wyjaśnił spokojnie.
Mężczyzna zmierzył Malika sceptcznym spojrzeniem i zajął miejsce za biurkiem.
- Wracaj do pracy - burknął. - Ale z sympatii ostrzegam, że pożałujesz.
Zayn z ulgą opuścił pomieszczenie, ale miał przeczucie, że to nie koniec przygód z nowo poznanymi ludźmi.

***

- Witam i o zdrowie pytam! - zawołała Missi tużpo wejściu do sklepu.
Za ladą stał chłopak, który od jakiegoś czasu był nowym nabytkiem i często kręcił się po miejscu pracy, żeby oswoić się z przyszłymi obowiązkami.
Był młodszy od dziewczyny o jakieś pięć lat - właśnie skończył dwadzieścia dwa lata.
- Cześć, Missi - przywitał się z uśmiechem na przystojnej twarzy.
- Siemaneczko - zachichotała i chwiejnym krokiem ruszyła na zaplecze.
Nim zdążyła poprawie przypiąć plakietkę z nazwiskiem, chłopak przyszedł za nią.
- Co tam, Will? - mruknęła pod nosem, mocując się z zapięciem.
- Piłaś, prawda? - zapytał prosto z mostu.
Mayson podniosła wzrok na współpracownika i zrobiła głupią minę.
- Tylko troszeczkę - przyznała.
- Kto normalny pije alkohol z samego rana? - Zmarszczył czoło.
- Nie jestem normalna, jestem dziwką - odparła gorzko.
Will wytrzeszczył oczy.
- Nie wolno ci tak mówić - zakazał groźnie. - Nie powinnaś przychodzić. Szef zaraz będzie.
- Mam to w dupie - rzuciła i wyminęła kolegę, przeciskając się na sklep.
- Ale... - chłopak zaczął coś mówić, ale dalszej części nie dosłyszała.
Świat się kołysał, ale Mayson dzielnie wykonywała swoje obowiązki.
Do czasu...
Dzwoneczek przy drzwiach oznajmił pojawienie się gościa, którym okazał się być szef.
- Missi Mayson punktualna jak zwykle - pochwalił i zatrzymał się przy lekko spanikowanej dziewczynie. - Wszystko w porządku?
Szatynka przełknęła gulę formującą się w gardle i odwróciła się twarzą do mężczyzny.
- T-tak - odparła, ale zapomniała, że stała za blislo.
Poczuł smród wódki.
- Panno Mayson, co to ma znaczyć? - podniósł głoś, gestykulując rękoma. - Dlaczego jest pani pod wpływem alkoholu?
Missi opuściła wzrok i zacisnęła usta.
- Na rozmowie o pracę od razu zaznaczyłem, że nie toleruję takich rzeczy. Jak pani mogła złamać tą zasadę po takim okresie czasu?
Dziewczyna nie potrafiła wydusić słowa.
- Zawieszam panią do odwołania - oznajmił i szybko zniknął w swoim biurze.
- Tak mi przykro. - Usłyszała za plecami.
Zacisnęła zęby i zdecydowanym krokiem poszła na zaplecze i zabrała rzeczy. Udawała, że nie widzi zmartwionego wzroku kolegi.
- Do zobaczenia... Kiedyś - pożegnała się i wyszła.
Nie miała nic innego do roboty, więc wstąpiła do sklepu i wkurzona na własną głupotę wróciła do mieszkania i otworzyła koleją butelkę wódki.

***

Minął miesiąc.
Szef Malika nie ustawał w przekonywaniu go do popełnienia przestępstwa, ale ten był nieugięty.
Mayson traciła ostatnie pieniądze. Większość wydała na alkohol, przez co bardzo mało jadła. Blisko jej było do wglądu anorektyczki. Postanowiła poszukać innej pracy, bo na odzskanie tej straciła nadzieję. Nie odbierała telefonów od Diany. Nie chciała jej zranić, ale nie potrafiła z nią normalnie porozmawiać. Wraz pojawieniem się Malika coś się w niej obudziło i nie było niczym pozytywnym.
- Zobaczmy, co tu mamy - mruknęła pod nosem, przeglądając gazetę.
Mijała ogłoszenie za ogłoszeniem, aż trafiła na to, które jej odpowiadało. Wewnętrzne "ja" przekonywało ją, że tylko do tego naprawdę się nadawała. Zadzwoniła na podany numer i umówiła się na rozmowę na jutro.
Z ciekawości przejrzała gazetę do końca. Zatrzymała się dopiero na artykle, który przyprawił ją o palpitację serca.

"Wielka ucieczka słynnego dilera i sutenera!"
"Tomlinson na wolności!"
"Czy zemsta Tomlinsona będzie gorzka?"


Missi odrzuciła gazetę w kąt i zakryła twarz dłońmi. Najpierw Malik, teraz Louis...
Jej życie powoli wywracało się do góry nogami.

***

Zayn dostał zlecenie dostarczenia kilku pudeł do klubu nocnego. Był wykończony, bo Mike'a przez całą noc bolał brzuch i ciągle przy nim czuwał. Fakt, że spali w jednym łóżku nic nie zmieniał.
- Jeśli dostarvczysz te paczki na ósmą wieczorem i poczekasz na czek i pokwitowanie, to jutro będziesz mógł przyjść później do pracy.
- Mam zatrzymać papiery u siebie i przywieźć je jutro do pracy, tak? - zapytał dla pewności.
- Dokładnie tak.
Malik wsiadł do zapakowanego busa, wbił adres w nawigację i ruszył w drogę. Do ósmej miał dziesięć minut, a klub znajdował się w tej samej dzielnicy, więc nie mógł nie zdąrzyć.
Dotarł na miejsce trzy minuty przed wyznaczonym czasem. Panowie ochroniatrze pomogli mu wyładować pakunki, które najprawdopodobniej były nowymi rurami do pole dance.
- Kierownik jest u siebie - oznajmił jeden z facetów.
Zayn przecisną się przez zagracone wejście dla personelu i od trazu znalazł swój cel. Wiedział, że miejsce działało od jakiegoś tygodnia, co było widać na pierwszy rzut oka.
- Pan do mnie? - zapytał mężczyzna zza uchylonych drzwi.
- Tak. Ja od pana Griffina.
- Zapraszam.
W środku załatwili wszystkie formalności, bez zbędnych uprzejmości, po czym mulat był wolny. Skierował się w stronę głównego wyjścia.
Sala z największą sceną była wypełniona po brzegi, a na ulotkach widniała informacja o nowej atrakcjo. Zayn przystanął, chcąc ocenić jakość atrakcji.
Na scenie zobaczył zwinnie poruszającą się dziewczynę, która założyła krótką, czerwoną perukę. Była wystylizowana na upadłego anioła. Wglądała zachęcająco i naprawdę przyciągała wzrok.
- Widziałem gdzieś te lekkie ruchy - mruknął pod nosem i przyjrzał się jej uważniej.
- Gorąca, prawda? - zapytał nieznajomy mężczyzna. - Nie wygląda na swój wiek.
- Ile ma lat?
- Podobno dwadzieścia siedem.
Malik przygryzł wargę, myśląc intensywnie. Czy to mogła być...? Nie. Niemożliwe.
Wtedy dziewczyna odwróciła się twarzą do widowni.
To była ona.
To była Missi.
Missi Mayson.
Wiedział, że wszędzie by ją rozpoznał.

Ale dlaczego trafiła akurat tutaj?

***

Tomlinson biegł przez obskórną dzielnicę, chcąc dotrzeć do swojej rodzimej dzielnicy. Miał tam znajomego, który mógłby mu pomóc. Louis czuł na plecach oddech policji z całych stanów, dlatego musiał uciec za granicę.
Nie miał wyboru.
Jak uciekł z więzienia?
Zaptrzyjaźnił się z odpowiednimi osobami, które mu pomogły. Znalazł się również strażnik, który dał się przekonać.
Louis Tomlinson był cwaniakiem, jak nikt inny. Umiał sobie poradzić.

Teraz musiał tylko ostrożnie znaleźć bezpieczne schronienie.
Potem planował rozpocząć zemstę.


----------------------------------------------------------------------

Wybaczcie, że opornie mi to idzie. Nie wiem czemu. Chyba mam na to wszystko za mało czasu.

Mam nadzieję, że historia was bardzo nie nudzi xD

Kocham! xxx

3 stycznia 2016

37.

Ten trochę krótszy niż wcześniejsze, ale szybciej wstawię kolejny :*

-------------------------------------------------------------------------------------

Zayn wysiadł z autobusu i spojrzał na ogromny, podstarzały budynkiem. Jak na ironię nad drzwiami wejściowymi widniał napis "Witamy w sierocińcu" i nie dało się go przeczytać inaczej niż pozytywnie.
- Pan Malik? - zapytała kobieta z sekretariatu, odkładając okulary. - Proszę za mną.
Oboje udali się na drugi koniec długiego korytarza i weszli do gabinetu dyrektorki tj placówki.
- Witam, panie Malik - przywitała się kobieta, a sekretarka zostawiła ich samych.
Mulat kiwnął głową i usiadł na przygotowanym krześle.
- Czyli jednak pan podjął decyzję?
- Tak.
- Mike będzie bardzo wdzięczny. Od dwóch dni bardzo mało zjada. Martwię się, że popadł w depresję po stracie matki.
- Dziwi mu się pani? - Zayn zmarszczył czoło.
- Absolutnie nie - zaprzeczyła szybko. - Staram się go zrozumieć.
- Dobrze - mruknął.
- Przygotowałam dla pana dokumenty do podpisania. - Podsunęła kilka kartek w stronę Malika.
Mężczyzna uważnie przeczytał wszystkie punkty i z małym wahaniem złożył podpis.
- Jestem zachwycona, że mogę nazwać pana oficjalnym i prawnym opiekunem Mike'a. Pójdę go przyprowadzić. - Wstała z krzesła i skierowała się do wyjścia.
Mulat skinął głową, mając kamienną minę. Myśląc o byciu ojcem nie czuł nic. Postanowił, że jakoś rozwiąże sprawę z tą cała opieką. Był pewny, że zapewni chłopcu dom, jedzenie, toaletę i warunki do życia, ale reszta miała się nie zmienić. Nie zamierzał zmieniać się w kochanego tatusia.
- Już jestem - rzucił zdyszana kobieta. - Mike poznaj swojego tatę.
Prawie ośmioletni chłopak zrobił krok w stronę Zayna i wyciągnął rękę, żeby się przywitać. Malik oddał gest.
- Jestem Mike, a ty nie jesteś moim tatą - powiedział z opanowaniem. - Mój tata zmarł na raka rok temu.
Dyrektorkę zatkało, ale byłego komisarza to nie ruszyło.
- Możemy jechać do domu? - zapytał mulat, zwracając wzrok na kobietę.
- Tak, jasne. Rzeczy Mike'a są już przy wyjściu.
Pożegnała ich szerokim uśmiechem. Mulat ruszył do wyjścia, nawet nie sprawdzając czy chłopiec szedł za nim.
- Będę z tobą mieszkał, prawda? - zapytał nagle Mike.
- Ta - mruknął Zayn.
- Nie będziesz się nade mną znęcał?
Malik z szoku aż się zatrzymał. Odwrócił się twarzą do chłopaka i patrzył na niego przez chwilę.
- Słucham? - Zmarszczył czoło.
- Słyszałem od innych dzieci stąd, że często trafiają się rodziny, które po prostu to robią. Znęcają się nad dziećmi, które zaadoptowali - wyjaśnił.
- Nie bój się. Nie jestem potworem - uspokoił go i zabrał jego torbę.
Razem czekali na przystanku.
Kilkanaście minut później stanęli pod zniszczonym blokiem, w którym znajdowało się mieszkanie mulata.
- Nie rozumiem czemu uparli się, żebym cię wziął, skoro pewnie wiedzą w jakich warunkach przyszło mi żyć - powiedział do siebie.
- Tylko ty mi zostałeś - odezwał się Mike. - Tak mi powiedziano.
Były komisarz zmusił się do powstrzymania złośliwej uwagi, wziął głęboki wdech i pochylił się do chłopca.
- Przykro mi z powodu tego, co przeżywasz - odparł, kładąc mu dłoń na ramieniu. - Jednak od razu ostrzegam, żebyś nie liczył na ojcowską miłość z mojej strony. Nie jestem taki.
- Dziękuję, że mnie tam nie zostawiłeś. Mam byłaby bardzo szczęśliwa i...
- Nie znałem twojej mamy - przerwał mu Zayn.
- Ale wyniki wskazały ciebie, jako mojego biologicznego ojca. Musiałeś ją znać.
- To skomplikowana sprawa. Za dużo opowiadania. Dowiesz się w swoim czasie, a teraz wejdźmy bo plotkary zaczną o nas gadać.

***

Przez resztę tygodnia Zayn i Mike starali się przywyknąć do wspólnego życia, co nie było łatwym zadaniem. Obaj wkładali w to równie dużo siły i cierpliwości. Dzięki namowom Malika chłopak poszedł do szkoły i zmienił nastawienie do swojej sytuacji. Wypadek matki traktował w inny sposób, dzięki czemu nie bolała go żadna wzmianka o jej śmierci ze strony innych.
Z przyjściem nowego tygodnia, czyli poniedziałkowego poranka, mulat postanowił zabrać małego na zakupy, bo zauważył braki w jego szafie.
- Odbiorę cię po szkole - oznajmił przy śniadaniu. - Czekaj na mnie przed bramą.
- Dlaczego?
- Pójdziemy w pewne miejsce.
- Niespodzianka? - zainteresował się Mike. - Lubię niespodzianki.
- Później powiesz czy to była niespodzianka, czy nie - odparł Zayn i pozbierał brudne naczynia. - Pospiesz się, bo nie zdążysz na autobus.

***

Missi skończyła pracę wcześniej ze względu na poranną zmianę. Zeszła ze swojej zmiany i poszła zrobić zakupy spożywcze zakupy. Do domu miała zaledwie jeden przystanek autobusem i pięć minut drogi spacerkiem. Nim się do niego udała, postanowiła wrócić na chwilę do pracy.
- Zapomniałaś czegoś? - zapytała Diana, metkując nową dostawę.
- Po prostu mam jeszcze trochę czasu i nie chciało mi się samej czekać na przystanku - wyjaśniła.
- Możesz mi pomóc.
- Co będę z tego miała?
Koleżanka zmierzyła ją niby groźnym spojrzeniem, po czym westchnęła głośno.
- Postawię ci kawę - zdecydowała.
- Zgoda. -  Mayson odstawiła torby, klasnęła w dłonie i zabrała się do pracy.
Przyklejały ceny, odwieszały towar i plotkowały, a Missi co minutę sprawdzała godzinę, żeby nie spóźnić się na autobus. W czasie, kiedy wyszła na zaplecze napić się wody, zabrzmiał dzwoneczek przy drzwiach.
- Obsłużysz?! - krzyknęła Diana.
Missi w biegu przypięła plakietkę z imieniem i wypadła z zaplecza. Przy jednym z wieszaków stał starszy mężczyzna i rozglądał się po sklepie.
- Witam. W czym mogę pomóc? - przywitała się z uśmiechem.
- Szukam koszuli.
- Na jaką okazje?
- Rocznica ślubu.
- Proszę za mną.
Mayson pomogła klientowi dobrać odpowiednie ubranie, z którego był bardzo zadowolony i obiecał odwiedzać to miejsce częściej, a nawet chciałby kiedyś przyprowadzić żonę.
- Ten twój urok - wymamrotała koleżanka.
- Zazdrościsz? - Missi uniosła brwi, a ramiona skrzyżowała na piersi.
- Skądże! - oburzyła się tamta.
Jasne było, że sobie żartowały. Śmiejąc się, Mayson odłożyła plakietkę na miejsce, zabrała rzeczy, pożegnała się z współpracownicą i wyszła na zewnątrz. Do odjazdu autobusu miała minutę, więc odległość do przystanku pokonała truchtem, uważnie patrząc pod nogi. Nagle odbiło się od niej coś niewielkiego i kanciastego. Sama upuściła torby i zachwiała się do tyłu.
- Przepraszam panią - usłyszała nieśmiały głos.
Podniosła wzrok i zobaczyła niskiego chłopca o bujnych, ciemnych włosach i brązowych oczach.
- Nic się nie stało. Powinnam patrzeć pod nogi - zaśmiała się.
- Ja nie chciałem...
- W porządku - przerwała mu. - Nic ci się nie stało?
Chłopak obejrzał się z każdej strony i z przykrością stwierdził, że starł skórę na dłoni.
- Na pewno szybko się zagoi - odparła Missi, widząc jego smutna minę. - Gdzie jest twoja mama, albo tata?
- Ja właśnie... - zaczął, ale spojrzał na kogoś za dziewczyną i przerwał.
- Mike, mówiłem żebyś uważał jak chodzisz. Miałeś tylko wrócić się po plecak - zabrzmiał męski głos.
Mayson zebrała swoje rzeczy, odchrząknęła i odwróciła się do rodzica nieszczęsnego dzieciaka.
- Wpadliśmy na siebie - zaczęła, patrząc dookoła w poszukiwaniu zaginionego jabłka. - Ale oboje jesteśmy cali.
Podniosła wzrok i zastygła w bezruchu.
Mężczyzna się nie odezwał.  Był równie zszokowany, jak ona. Nie spodziewał się, ze tak szybko ją odnajdzie.
- Idziemy? - odezwał się chłopak.
Missi wytrzeszczyła oczy, kiedy uświadomiła sobie przed kim stała.
- Mike? - wymamrotała z niedowierzaniem.
- Tak - odpowiedział mały.
Malik zmierzył dziewczynę spojrzeniem i uśmiechnął się lekko.
- Jesteś pewna, że wszystko w porządku? - zapytał, robiąc krok ku niej.
Missi cofnęła się w przerażeniu, rzuciła cisze "muszę iść" i wbiegła do pierwszego lepszego autobusu, który odjeżdżał.
- Kto to był? - zapytał Mike, wyraźnie zainteresowany. - Znacie się?
- Można tak powiedzieć.
Ruszyli na pobliski przystanek, który znajdował się po drugiej stronie ulicy.
- Wydawała się wystraszona - kontynuował.
- Być może - rzucił Zayn. - Jesteś strasznie wścibski.
- Mam też tak mówiła - zasmucił się.
Mulat zacisnął zęby, nie wiedząc co zrobić, więc po prostu się nie odezwał.
- Dziękuję za to, że zabrałeś mnie do sklepu - chłopak zmienił temat.
- Teraz leży to w moim obowiązku. Przyzwyczajaj się.

***

Mayson dotarła do domu z walącym sercem i spoconą twarzą. Bała się. Nie wiedziała, czego mogła spodziewać się po Maliku, który właśnie wyszedł z więzienia i zaczął opiekować się synem, którego nie pamiętał.
- On mnie zabije - wydusiła, powstrzymując płacz.
Dwa lata temu w takiej sytuacji zadzwoniłaby do Stylesa i kazała mu natychmiast przyjechać. Niestety teraz nie miała nikogo bliskiego, kto mógłby zainteresować się jej losem i ją chronić. Była zdana na łaskę osoby, którą kiedyś tak bardzo kochała.
Płakała przez chwilę, po czym nagle otrząsnęła się, zabrała pieniądze i wybiegła z mieszkania. W pobliskim sklepie kupiła pół litra wódki i wróciła do domu.
Chciała zapomnieć.

***

Dźwięk komórki wypełnił panującą ciszę.
- Słucham? - Zayn odebrał, nie kryjąc niechęci.
- Musisz przyjść do pracy. Natychmiast.
Zmarszczył czoło, słysząc głos szefa z nowej pracy.
- Skończyłem zmianę o czwartej, a jest dwudziesta,
- Jesteś mi potrzebny.
- Skończyłem pracę na dziś - upierał się Malik.
- Nie chodzi o pracę! - krzyknął tamten.
- Powiedziałem już, że nie zamierzam ruszać się z domu - odparł spokojnie.
- Pożałujesz tego - warknął szef i się rozłączył.
Zayn odłożył komórkę i podszedł sprawdzić, co u Mike'a. Nie musiał daleko iść, bo biurko znajdowało się na drugim końcu pomieszczenia.
- Odrobiłeś lekcje? - zapytał, widząc chłopaka leżącego głową na blacie.
- Tak.
- Nudzisz się?
Mike dźwignął się do pozycji siedzącej.
- Trochę - przyznał.
- Chodź ze mną, to obejrzymy jakiś film albo bajkę - zaproponował Zayn.
- Jestem za duży na bajki - oburzył się.
- Niech ci będzie - mruknął mulat i wrócił do salonu.
Chwilę potem dołączył do niego chłopiec. Wspólnie wybrali komedię i usadowili się wygodnie na niewielkiej kanapie. Po trzydziestu minutach Malik usłyszał burczenie brzucha.
- Dlaczego nic nie mówisz, że jesteś głodny? - zapytał i spojrzał srogo na Mike'a.
- Nie chciałem robić kłopotu - odparł nieśmiało.
- Od teraz to twój dom i masz prawo do wszystkiego, co w normalnym domu powinno być. W tym oczywiście do jedzenia. Nie bój się mówić mi jeśli czegoś potrzebujesz, albo coś się boli. Nie utrudniaj mi roli ojca. Na co masz ochotę?
Chłopiec zastanowił się przez chwilę, trzymając się za brodę.
- Zjadłbym frytki z ketchupem - odpowiedział z szerokim uśmiechem.
- Musiałbym iść... - zaczął Zayn, ale urwał. - W porządku. Też mam na nie ochotę.
- Super!
- Muszę wyjść do pobliskiego fast fooda, więc musisz na chwilę zostać sam w domu.
- Już nie raz zostawałem. Nie boję się.
Zayn założył kurtkę, buty i wziął pieniądze.
- Nikomu nie otwieraj. Z resztą zamknę cię od zewnątrz. Jak przyjdę, to zapukam pięć razy, ty podejdziesz i wtedy powiem... Powiem "burczy mi w brzuchu" - powiedział.
Mike zachichotał, ale pokiwał głową na "tak".
Zayn wyszedł z bolku i w ciemnościach dotarł do pobliskiego baru szybkiej obsługi i zamówił frytki. Usiadł na ławce, żeby odczekać swoje. Zaczął rozglądać się po okolicy, a wtedy zauważył pijanego mężczyznę. który prowadził równie pijaną laskę.
Szli w jego stronę.
- Nie jestem głodna. Chcę się bawić - marudziła dziewczyna, jak tylko zobaczyła budkę.
- Umieram, kurwa, z głodu - warknął facet.
Chwiejnym krokiem podeszli do baru, a kiedy mężczyzna był w trakcie składania zamówienia, Malik uważnie obserwował dziewczynę. Jego zdziwienie było ogromne, kiedy na niego spojrzała.
- Zayn - prychnęła i czknęła.
Zmarszczył czoło, widząc na jej twarzy cyniczny uśmieszek.
- Co tu robisz? - zapytał.
Wiedział, że jej chłoptaś był zbyt zajęty żarciem i flirtem ze sprzedawczynią.
- Bawię się. Nie widać? - rzuciła ze śmiechem. - To, że pojawiłeś się w moim życiu ponownie, ma coś zmienić? Chyba śnisz. Nie boję się ciebie,
 - Chodziło mi o tego faceta, Mayson - dodał, ignorując jej zaczepną postawę wobec niego.
- Byłam dziwką, pamiętasz? Pilnowałeś mnie w burdelu, ale mnie uratowali. No ale cóż... Dawne zwyczaje dają o sobie znać. A to wszystko przez ciebie. - Skierowała oskarżycielsko palec w jego stronę.
- Przeze mnie? - Uniósł brwi zaskoczony odwagą dziewczyny.
Nie odpowiedziała, bo facet z którym przyszła szarpnął ją za łokieć, a potem zniknęli za rogiem.

Co miał zrobić?
Pomóc jej?
Niestety już nie był starym Zaynem.
Teraz dbał tylko o siebie.

------------------------------------------------------------------

Wyczekujcie następnego rozdziału, kochani! xxx