25 listopada 2015

POTRZEBUJE WASZEJ ODPOWIEDZI MIŚKI ;)

EDIT: Już pojawił się pierwszy rozdział na Wattpad, więc gdybyście mogli to polecajcie innym i udostępniajcie "Completely different, but the same". Będę bardzo wdzięczna ;)


Mam dwie sprawy:

1. W tym miesiącu jeszcze nie pojawi się kolejny rozdział. Planuję wstawić kolejny dopiero po 30 listopada ze względu na ilość nauki. Pewnie się domyśliliście (albo przeżywacie to samo), że w tym tygodniu mam próbne maturki (yaaay -.-), co uniemożliwia mi skupienie się na opowiadaniu.

2. Myślałam, żeby przenieść moje PIERWSZE opowiadanie na Wattpad. Co o tym myślicie? Wiem, że historia jest już zakończona, ale może ktoś, kto nie zagląda na Blogspota chciałby poznać moje wypociny i może nawet by mu się spodobały. Poczułabym się wtedy, jak bym pisała je od początku, co może być fajnym przeżyciem :)

Koniecznie odpowiedzcie w komentarzach skarby i uzbrójcie się w duuuużo cierpliwości.

Kocham i dziękuję! xxx



KONIEC OGŁOSZENIA!

19 listopada 2015

32.

WYBACZCIE, ŻE TAK PÓŹNO!!!

Ostatnio mam "lekki" nadmiar nauki (jak to bywa w klasie maturalnej xD) i staram się, jak mogę, uzupełniać rozdziały. Nawet nie mam czasu na kontynuowanie historii, chociaż mam pomysły.

Cierpię na brak czasu... :(

Dziękuję za Waszą cierpliwość! xxx

-----------------------------------------------------------------------------------

Ból, który towarzyszył Mayson, nie dał jej zasnąć. Lek przeciwbólowy podany przez pielęgniarkę przestał działać, więc całe obite ciało dawało o sobie znać. Przez okno pokoju wpadała poświata księżyca w pełni. Dziewczyna leżała i zastanawiała się, jak długo jeszcze dane jej będzie żyć. Spojrzała na zegarek i z przykrością stwierdziła, że była już trzecia nad ranem. Usłyszała, jak ktoś przechodzi obok jej drzwi zdecydowanym krokiem, na chwilę przystaje, jakby coś sprawdzał i potem ruszył dalej.
Pewnie strażnik.
Missi postanowiła przejść się do niewielkiej kuchni, która znajdowała się na tym samym piętrze. Założyła na siebie gruby, miękki szlafrok i po cichu wyszła z pokoju. Przez całą drogę nie spotkała żywej duszy. Wzięła z lodówki butelkę soku jabłkowego i szklankę mleka. Udała się w drogę powrotną, a kiedy stanęła przed drzwiami pokoju wstrzymała oddech.
Były uchylone, a na pewno je zamykała, jak wychodziła.
Ostrożnie weszła do środka i szybko zapaliła światło. Na szczęście nie zastała nikogo, ale na łóżku leżała średniej wielkości torba i karteczka. Niepewnie podeszła do dziwnego "prezentu" i przeczytała wiadomość.

"Weź najpotrzebniejsze rzeczy i zejdź za dwadzieścia minut do tylnego wyjścia"

Dziewczyna zmarszczyła czoło i przez chwilę zastanawiała się, co to właściwie miało znaczyć.
Ktoś robił sobie z niej żarty?
Czemu miałaby posłuchać tajemniczej osoby?
Czy to było bezpieczne posunięcie?
Nie myśląc wiele chwyciła torbę i zrobiła to, co jej kazano. Spakowała wszystkie normalne ciuchy, których miała naprawdę niewiele, wrzuciła kosmetyki i zabrała resztę zaoszczędzonych pieniędzy. Założyła na siebie ciemne, w miarę ciepłe ubrania i z walącym sercem poszła na wyznaczone miejsce. Każda kamera przyprawiała Mayson o zawał serca, ale miała nadzieję, że jej "wybawca" pomyślał o wszystkim.
Kto to mógł być?
Kobieta czy mężczyzna?
W głowie Missi pytana plątały się ze sobą, ale na żadne nie znała odpowiedzi.
Dotarła do wskazanych w wiadomości drzwi i czekała. Nie wiedziała, co miała teraz zrobić. Po prostu wyjść, czy czekać?
- Myślałem, że nie zdecydujesz się na tak niebezpieczny krok - usłyszała za plecami i podskoczyła, powstrzymując pisk.
Odwróciła się i napotkała twarz, której nie spodziewała się zobaczyć.
- Dlaczego to robisz? - zapytała ze strachem.
- Nie wiem - odpowiedział szczerze.
W ciemności ciężko jej było odczytać wyraz twarzy Malika. Nic nie powiedziała, więc on kontynuował:
- Teraz cię wypuszczę, a ty jak najszybciej oddalisz się od tego budynku i znajdziesz odległe miejsce, w którym będziesz mogła przenocować. Wbrew pozorom, ludzie tutaj nie są aż tak gościnni i mili. Nie zatrzymuj się u samotnych mężczyzn, ani w żadnym wypadku nie proś ich o pomoc. Nie machaj na przejeżdżające samochody, a najlepiej chowaj się, jak tylko usłyszysz że jakiś nadjeżdża. Postaraj się znaleźć jakąś kobietę i powiedz jej, że się zgubiłaś i nie wiesz jak wrócić do swoich znajomych, którzy zostali w hotelu i na pewno się o ciebie martwią. Gdyby się wahała, zaproponuj, że jej zapłacisz.
- Ale... - zaczęła.
- Nie skończyłem - przerwał jej i wcisnął Missi do ręki plik banknotów . - Tutaj masz pieniądze, które powinny starczyć ci na tydzień. O świcie rusz w drogę i kieruj się wgłąb miasta, gdzie z łatwością znajdziesz lotnisko. Kup bilet na najbliższy lot do Nowego Jorku i zadzwoń do kogoś znajomego. Streść mu dokładnie miejsce w którym jesteś i miejsce, gdzie cię przetrzymywali. Musisz uważać, żeby nikt nie słuchał twojej rozmowy. Tak będzie bezpieczniej. Postaraj się o okulary przeciwsłoneczne i kapelusz, które pomogą ci wtopić się w tłum turystów.
- Nie idziesz ze mną? -zrobiła krok w jego stronę i wyciągnęła rękę, ale w porę ją cofnęła, uznając gest za niestosowny.
- Nie.
- Ucieknij ze mną, Zayn - poprosiła, łamiącym się głosem. - Tutaj nie jest bezpiecznie.
- Nie mogę - syknął. - To, że nagadałaś mi głupot, których naprawdę nie pamiętam i które nic mi nie mówią, nie znaczy, że ci wierze. Po prostu coś w środku mówi mi, ze powinienem to dla ciebie zrobić, więc robię. Nie zastanawiaj się nad tym, tylko zrób to, co mówię.
- Nie mam żadnych dokumentów.
Zayn sięgnął do kieszeni spodni i wyjął paszport i dowód.
- Są twoje - mruknął i oddał dokumenty zdumionej dziewczynie.
- Jak ty to zrobiłeś?
Nie odpowiedział. Zbliżył się do niej, objął dłońmi jej twarz i popatrzył prosto w oczy.
- Ratuj się, Mayson - powiedział cicho.
Przez chwilę brzmiał jak stary Zayn...
Missi stanęła na palcach i szybko pocałowała mulata. Zaskoczony się odsunął i odwrócił wzrok.
- Idź już - rzucił, otwierając drzwi.
Dziewczyna ostatni raz posłała mu smutne spojrzenie i wyszła.
Zayn zacisnął zęby, widząc jak drzwi zamykają się za dziewczyną. Zrobił, co mógł i starał się wierzyć, że ona sobie poradzi. Tak bardzo, jak chciał iść z nią, tak bardzo nie mógł tego zrobić. Musiał zostać i przyjąć karę za nieupilnowanie dziewczyny. Plusem był fakt, że to on miał dzisiaj dyżur przy monitoringu i umiał sfałszować nagranie.
Wracając do siebie, dotknął palcami swoich usta. Uczucie, jakie towarzyszyło niespodziewanemu pocałunkowi, wydało mu się dziwnie znajome, ale nie wziął tego do siebie.
Gdyby to zrobił, praca tutaj stała by się męczarnią.

***

Mayson bała cię ciemności, ale dzielnie parła na przód. Zacisnęła pięści, aż odetchnęła z ulga, kiedy zobaczyła światła pierwszych domów. Nie miała pojęcia, że burdel znajdował się na takim odludziu. Dotarła do pierwszego budynku i ostrożni zajrzała przez okno do środka. Zdziwiła się, że przed piątą ktoś już nie spał. Niestety nikogo nie zobaczyła, więc nie ryzykowała i poszła dalej. Usłyszała ciche pomrukiwanie jakiejś melodii i skierowała się w tamtym kierunku. Za rogiem obskurnego, szarego budynku zobaczyła tęgą kobietę, która rozwieszała pranie. Missi chciała podskoczyć ze szczęścia, ale od razu się powstrzymała. Powoli podeszła do kobiety, zachowując odpowiednią odległość.
- Dzień dobry - przywitała się, a kobieta krzyknęła i spiorunowała dziewczynę wzrokiem.
- Qué estás haciendo, niño? Me has asustado - powiedziała z oburzeniem.
Niestety Missi nie znała hiszpańskiego.
- Nie rozumiem - odparła. - Mówi pani po angielsku?
- Inglés?
- Nie mówię po hiszpańsku. - Dziewczyna pokręciła głową, posyłając jej rozpaczliwe spojrzenie.
- Ja źle mówić angielski, niño - wydukała kobieta.
- Zgubiłam się - powiedziała wyraźnie Mayson i próbowała ratować się gestami. - Nie wiem gdzie jestem i jak wrócić do hotelu.
- Ty zgubić? - Kobieta zmarszczyła czoło. - Ty nie złodziej?
- Nie, nie - szybko zaprzeczyła. - Nie jestem złodziejem. Potrzebuję pomocy.
- Vuelve a casa - rzuciła i gestem pokazała, żeby dziewczyna poszła za nią.
Mayson rozejrzała się dookoła, żeby sprawdzić czy nikt jej nie obserwował. Świtało, ale ulice były puste.
- Ponga la bolsa y sentarse a la mesa. - Hiszpanka wskazała na krzesło przy stole i zniknęła w jakimś pomieszczeniu.
Mayson odłożyła torbę i usiadła. Dom był ciasny, ale bardzo przytulny. Na zniszczonym kominku stały zdjęcia dzieci i mężczyzny, który przytulał kobietę. To była ta sama kobieta, która rozwieszała pranie.
Gospodyni wróciła z parującą szklanką, którą postawiła przed dziewczyną.
- Herbata - wyjaśniła.
- Gracias - to było jedyne hiszpańskie słowo, jakie Missi znała.
- Głodna?
- Nie chcę robić pani problemu.
- No hay problema - machnęła dłonią i wróciła tam skąd chwilę temu przyszła.
Myson odetchnęła z ulgą, ze udało jej się znaleźć to miejsce. Mimo, ze ciężko było im się dogadać, to nie miała zamiaru szukać innego domu.
Hiszpanka wniosła do pokoju wazę z pachnącą zupą i dwie miski.
- Jedz - nakazała z lekkim rozbawienie.
Missi nie odmówiła. Od dwóch dni nie miała nic w ustach. Z apetytem opróżniła naczynie i podziękowała kobiecie, która odpowiedziała szerokim uśmiechem. Łamaną angielszczyzną gospodyni zaczęła wypytywać Mayson o różne rzeczy, jak kraj z którego przybyła, dlaczego się zgubiła i gdzie był jej hotel. Niestety Missi musiała zmyślać, bo nie mogła powiedzieć nikomu prawdy.
Nikt na Kubie nie był godny jej zaufania.
- Ty zmęczona, niño? - zapytała hiszpanka, sprzątając stół.
- Bardzo - przyznała z kwaśną miną.
Kobieta skinęła na nią ręką i przeszła przez mały korytarz do pokoju z niewielkim łóżkiem. Mayson wzięła torbę i poszła za nią.
- Idź spać - zachęciła. - No hay problema. Duerme un poco arriba.
- Gracias.
Sen przyszedł szybciej niż się spodziewała. Jednak strach przed złapaniem nie dał jej spać zbyt długo. Obudziła się już po godzinie, wmawiając sobie, ze nie potrzebuje więcej snu. Zegar wskazywał na kilka minut przed siódmą rano. Mayson sprawdziła czy nic jej nie zginęło, a potem skorzystała z pobliskiej toalety. Zabrała torbę i przeszła do kuchni, gdzie zastała młodego chłopaka w trakcie posiłku. Mógl mieć nie więcej niż siedemnaście lat.
- Quién es usted? - zadał pytanie, ale go nie zrozumiała.
- Nie rozumiem. - Pokręciła głową i rozejrzała się w poszukiwaniu swojej wybawicielki.
- Quién te dejó entrar aquí? - Wstał od stołu i zrobił kilka kroków ku dziewczynie.
Missi zaczęła się wycofywać. Przestraszył ją.
- Fuera! - wrzasnął, wskazując ręką na wyjście.
- J-ja... Nie rozumiem hiszpańskiego. Ja... - jąkała się, zaciskając palce na uchwycie torby.
- Andre, calma! - krzyk rozniósł się z sąsiedniego pomieszczeni, a z którego po chwili wyszła znajoma gospodyni. - Ella es un invitado.
Mayson nic nie rozumiała z ich konwersacji. Mogła się tylko domyślać, że rozmawiali o niej i jej obecności tutaj.
- Wszystko dobrze - odezwała się kobieta i gestem odesłała chłopaka na miejsce. - Ty dobrze?
- Tak, dziękuję - szatynka odetchnęła. - Musze iść.
- Iść? Cuando, niño ? - Zmartwiła się. - Gdzie?
- Muszę zadzwonić. - Pokazała gestem telefon.
- Teléfono?
Dziewczyna przytaknęła.
- Ty iść prosto. Tam być... La oficina de correos.
- Co takiego?
Kobieta zastanowiła się przez chwilę.
- Poczta - powiedziała w końcu z zadowoleniem. - Tam być teléfono.
- Gracias. - Missi wyciągnęła do kobiety rękę, ale tamta przyciągnęła ją do uścisku i mocno przytuliła.
- Uważaj, niño - wyszeptała.
Hiszpanka odprowadziła Mayson do drzwi i pomachała na pożegnanie, po czym zniknęła w domu.
Szatynka skierowała się we wcześniej wskazanym kierunku z nadzieją, ze uda jej się znaleźć telefon. Po około piętnastu minutach natknęła się na budynek oznaczony ogromną kopertą i zgadywała, że to właśnie była poczta. Cieszyła się, że kobieta jednak nie kłamała.
Missi niepewnie weszła do środka, a oczy dwóch kobiet od razu się na niej zatrzymały.
- Teléfono? - zapytała najprościej jak umiała.
Jedna z pracownic wskazała ręką kierunek, w który Mayson powiodła wzrokiem. W kącie poczty stała budka telefoniczna. Weszła do niej i upewniła się, że kobiety są zainteresowane czymś innym. Znalazła resztę drobnych w kieszeni spodni i wrzuciła je do automatu. Wybrała jedyny numer, który udało jej się zapamiętać, oprócz starego numeru Malika.
- Słucham? - odebrał po drugim sygnale. - Kto mówi?
- To ja, Harry - powiedziała cicho Mayson.
- Missi? - zapytał zaskoczony.
- Tak.
- Jak to? Gdzie ty jesteś? Skąd dzwonisz? Jesteś cała? Jak mamy cię znaleźć? Gdzie Malik?
- Powoli - przerwała mu dalsze zadawanie pytań. - Nie wiem w jakim dokładnie mieście jestem, ale jest na Kubie i dzwonie z poczty.
- Jak ci się udało wydostać z łap Liama?
- Jeden z ochroniarzy się zlitował po...
Urwała nagle.
Nie chciała martwić Stylesa ostatnią karą, która przyniosła jej ciału opłakane skutki.
- Po czym? - zaniepokoił się.
- Po pewnym incydencie z Liamem, ale spokojnie, jestem cała.
- Gdzie Malik? Jest z tobą?
- No własnie nie wiem, jak to wyjaśnić... - wymamrotała i podrapała się po skroni.
- Jak to?
- Nie ma go ze mną.
- Czemu? Zabili go?
- Żyje i ma się dobrze.
Taką miała nadzieję.
Nie wiedziała czy Payne ukarał go za wypuszczenie jej.
- Powiedz, gdzie jesteś - rozkazał i kogoś zawołał. - Staramy się namierzyć twój telefon, ale jest ciężko.
- Nie znam nazwy ulicy, ale wiem, że burdel znajduje się na obrzeżasz największego miasta Kuby.
Przez chwilę panowała cisza. Żadne się nie odzywało.
- Złapaliśmy sygnał, więc teraz rozłącz się i znajdź bezpieczne miejsce - poinstruował.
- Jak się dowiem, że coś udało wam się zrobić? - zapytała spanikowana.
- Zadzwoń z jutro o tej samej porze, dobrze? A potem zarezerwuj bilet  na samolot i wracaj do domu.
Przełknęła ciężko ślinę, powstrzymując łzy.
- Missi?
- Tak - mruknęła.
Bala się, ze zaraz zacznie płakać i przez to zwróci na siebie uwagę tych dwóch kobiet.
- Jeśli nie zadzwonisz o umówionej porze, jeśli się spóźnisz... - zaniemówił na chwilę. - Wtedy uznam, że coś ci się stało i zwołam alarm. Zrozumiałaś?
- Tak, Harry - przytaknęła drżącym głosem. - Dziękuję.
- Uważaj na siebie i uzbrój się w cierpliwość.
Rozłączyła się bez słowa pożegnania. Nie chciała, żeby to było ich ostatnie pożegnanie.
Jak gdyby nigdy nic wyszła na ulicę i przeszukała wzrokiem teren. Znalazła tabliczkę kierującą do motelu i tam poszła. Kupiła kapelusz z dużym rondem, okulary przeciwsłoneczne i od razu je założyła.
Z walącym sercem udała się w drogę do miejsce, gdzie będzie mogła ukryć się i przenocować. Miała nadzieję, ze chociaż na chwilę uwolni się od horroru, w który zamieniło się jej dotychczas dość spokojne życie.

13 listopada 2015

31.

Sala VIP-ów była wypełniona po brzegi. Tego wieczoru Missi miała za zadanie zatańczyć przy rurze dla tłumu napalonych facetów, którzy mieli zakaz dotykania tańczących dziewcząt.
Na szczęście dla niej.
- Uwaga, uwaga! - zabrzmiał z głośników męski głos. - Przed wami nasza ulubiona gwiazda!
Mayson odetchnęła dla rozluźnienia i skierowała się na główny podest. Miała za zadanie wybrać piosenkę i ułożyć zmysłowy taniec. Postanowiła zrobić wszystkim niespodziankę.
Muzyka zabrzmiała a dziewczyna zaczęła się poruszać w jej rytmie.
- Co do kurwy? - syknął Liam, obserwując zdarzenie zza kurtyny. - Co ona, do chuja, wyprawia?
- Wydaje mi się, że tańczy, proszę pana - zauważył jeden z goryli.
- Nie pierdol - zironizował Payne. - To nie jest taniec, który miała ułożyć. Tutaj się tak nie tańczy.
Miał rację.
Mayson na złość wybrała piosenkę "Lay Me Down" Sama Smitha i ułożyła do niej liryczny układ, który wykonywała przy rurze. Chciała zdenerwować szefa i zadziwić widownię. Piosenka idealnie oddawała jej uczucia względem osoby, która nieoczekiwanie stała się dla niej najważniejsza.
Zdziwieni mężczyźni otworzyli szeroko usta i zapatrzeni oglądali występ. Payne nie spodziewał się takiej reakcji. Myślał, że ją wybuczą.
Zayn stał przy wejściu do sali i obserwował z uwagą całą sytuację. Był pozytywnie zaskoczony umiejętnościami dziewczyny. Nie mógł oderwać od niej wzroku, a piosenka wprowadziła bardzo sentymentalny klimat. Zastanawiało go, czemu to zrobiła, skoro wiedziała, ze zapewne spotkają ją konsekwencje?
Szatynka wczuła się całą sobą i musiała zacisnąć powieki, żeby nie uronić łzy. Kiedy piosenka dobiegła końca, jej wzrok napotkał oczy, które ciągle ją urzekały. To na Zaynie zawiesiła swoje zaszklone spojrzenie, które on odwzajemnił.
- Dobra, to było dziwne i zaskakujące - zażartował głos z głośników. - Brawa dla naszej gwiazdy za piękne ciało i gibkość.
Posypały się gromkie oklaski, za które Mayson podziękowała wyćwiczonym uśmiechem i zeszła za kurtynę. Jej nadzieja, ze zostanie doceniona prze taniec, prysły jak banka mydlana. Nikogo nie obchodził przekaz i wykonanie. Ci mężczyźni gapili się wyłącznie na jej wychudzone ciało.
Nim weszła do garderoby, Liam pociągnął ją za ramię i popchnął na ścianę.
- A teraz grzecznie mi wytłumaczysz, co to było - warknął groźnie, mrużąc oczy.
- Chciałeś, żebym zatańczyła, więc zatańczyłam. - Wywróciła oczami i odwróciła głowę.
- Słuchaj uważnie, suko. - Złapał ją za gardło. - Masz robić DOKŁADNIE to, co ci każe, a nic ci się nie stanie. Z racji, ze właśnie złamałaś tą zasadę, zostaniesz ukarana. Zabierz ją stąd. - Przywołał gestem jednego ze strażników.
Wyrośnięty facet złapał Mayson za włosy i pociągnął w głąb korytarza. Dziewczyna próbowała się wyszarpać, ale uścisk był za silny. Zaczęła krzyczeć, żeby się odczepił i dał jej spokój, ale goryl nawet nie reagował.
- Zamknij mordę! - wrzasnął w końcu. - Zachciało ci się sztuczek, to teraz masz!
Missi jęknęła, kiedy jej ciało zderzyło się z metalowymi drzwiami, które zaraz zostały otwarte. W środku nie znajdowało się nic, oprócz kajdanek przymocowanych do sufitu i krzesła pod ścianą.
- Zapraszam - strażnik udał uprzejmość i wpuścił ja do pokoju.
Szatynkę oblał zimny pot, po którym pojawiły się dreszcze i skurcz żołądka. Wiedziała, że teraz się nie wywinie. Przegięła i czekała ją straszna kara. Liam się wkurwił, wyczerpała jego cierpliwość.
Właśnie teraz potrzebowała bohatera, którego jej zabrano.

***

Zayn obszedł cały budynek, ale nie mógł jej znaleźć. Postanowił iść do swojego szefa i miał nadzieję, że uzyska interesującego go informacje. Zapukał do biura, w którym uwielbiał przesiadywać Liam, po czym usłyszał "proszę", wiec wszedł.
- Co cię do mnie sprowadza, Zayn? - zapytał Payne, nie podnosząc głowy znad sterty papierów.
Ostatnio zaniedbał swoje obowiązki, więc musiał je powoli nadrobić.
- Wiem, że dał mi pan dzisiaj wolne, ale naprawdę nie potrafię siedzieć i nic nie robić - odchrząknął, czyszcząc gardło - Pomyślałem, że może wrócę do pilnowania przydzielonej mi dziewczyny.
Zastępca Tomlinsona wyprostował się i wlepił uważne spojrzenie w swojego pracownika.
- Słucham? - Uniósł brwi zdziwiony.
- Chciałbym wrócić do pracy.
Liam westchnął, podrapał się po karku i odpowiedział:
- Aktualnie twoja dziwka jest zajęta.
- Zajęta? Przecież dopiero skończyła występ.
Zayn poczuł się zmieszany i wyczuł, że coś nie było w porządku.
- Nie martw się. Jutro będziesz mógł ją pilnować.  - Payne machnął dłonią. - Jeśli przeżyje.
Ostatnie słowa mężczyzny sprawiły, że Malik znieruchomiał.
- Możesz odejść - wyprosił go.
Mulat jeszcze raz przeszedł się wszystkimi korytarzami, ale nic mu to nie dało. Dopiero po czterdziestu minutach znalazł metalowe drzwi, zza których wydobywały się przerażające dźwięki. Bez zastanowienia wszedł do środka i zamarł.
Na środku pomieszczenia wisiała Mayson w samej bieliźnie, przykuta do sufitu. Z jej ciała spływała krew, która kapała na podłogę. Nie był pewien czy jeszcze żyła.
- Czego tu, kurwa, chcesz? - warknął goryl, którego Malik wcześniej przeoczył.
- Co ty jej zrobiłeś? - wydusił, siląc się na obojętność i stanowczość.
- Szef wymierzył jej karę, a ja ją tylko wykonuję - wyjaśnił, jakby jego zadaniem było posprzątanie pokoju. - Czego chcesz?
- Szef mnie przysłał - skłamał.
- Przecież dopiero pytałeś co jej zrobiłem - zauważył i zmierzył Zayna podejrzliwym spojrzeniem.
- Sądziłem, ze się pohamujesz, stad moje pytanie - odparł, kiwając głową na dziewczynę. - Payne kazał mi ją zabrać.
Mężczyzna łyknął haczyk i wzruszył ramionami. Otrzepał spodnie, które miały ogromne play krwi.
- Lepiej zawołaj sprzątaczkę i pielęgniarkę - poradził. - Ja idę na obiecaną drzemkę.
Goryl zniknął na korytarzu, a Zayn odetchnął. Na widok zmasakrowanego ciała młodej dziewczyny robiło mu się niedobrze. Zdjął ją z zawieszenia i zgodnie z poleceniem przywołał pomoc.
Uważnie obserwował, jak pielęgniarka opatruje jej rany. Po wszystkim Missi wyglądała, jak mumia. Wszędzie miała plastry i bandaże. Jej twarz miała kilka rozcięć, ale nie zapuchła tak bardzo, jak się spodziewał.
- Mogę ją zabrać do jej pokoju? - zapytał kobiety, która przytaknęła i wyszła bez słowa.
Malik dotarł do pokoju, w którym ułożył dziewczynę na łóżku i przykrył ją kołdrą. Jak nie było widać jej ciała, to wyglądała jakby spokojnie spała. Mężczyzna zatrzymał się na chwilę i uważnie przypatrzył ofierze okropnej kary.
- Nieźle mu podpadłaś - wymamrotał pod nosem. - Współczuję ci.
Potem zostawił ją samą.

***

Mayson obudziła się następnego dnia. Na dworze się ściemniało, co oznaczało, że przespała cały dzień.
- Myślałem, że już nie wstaniesz - jęknął zmęczony strażnik, którego kojarzyła z widzenia.
Dziewczyna podskoczyła na widok mężczyzny , siedzącego na krześle w kącie pomieszczenia.
- Co ty tu robisz? - zapytała, łapiąc kołdrę i przyciągając ją do piersi.
- Musze poinformować pielęgniarkę o twoim obudzeniu - oznajmił i wyszedł.
Szatynka odchyliła kołdrę i się przeraziła. Jej ciało było chude i zniszczone, a bieliznę pokrywała zaschnięta krew. Szybko zarzuciła na siebie szlafrok i weszła do łazienki. W lustrze dostrzegła zupełnie kogoś innego. To już nie była ona. Nawet jej wygląd uległ zmianie.
Niewiele pamiętała z poprzedniego wieczora. Straciła przytomność za trzecim uderzeniem, które sprawiało, że czuła się jakby ktoś kroił ją nożem.
- Mayson? - usłyszała z pokoju kobiecy głos.
Pielęgniarka.
- Jestem tutaj. Chciałam się wykąpać.
- Masz opatrunki, więc nie radzę - kobieta weszła do łazienki i postawiła apteczkę na umywalce. - Pomogę ci się oczyścić, ale nie pod żadnym pozorem nie bierz prysznica ani dzisiaj, ani jutro. Masz zbyt świeże rany.
Missi przytaknęła i pozwoliła kobiecie pracować.
- Naprawdę nie powinnaś aż tak załazić mu za skórę - powiedziała nagle. - Ten typ kary już dawno nie był tutaj stosowany.
- Ja tylko zatańczyłam.
- Musisz robić co ci każe, bo inaczej cię zniszczy - westchnęła ciężko. - Wystarczająco długo tu pracuję i wierz mi, wiele widziałam.
- Nie ma prawa tak mnie traktować - fuknęła Mayson.
- Tutaj nie macie żadnych praw, dziecino - odparła smutno. - Serce mi się ściska, kiedy muszę was opatrywać.
- Czemu pani to robi?
- Jestem coś winna szefowi - wymamrotała, a Mayson nie ciągnęła tematu. - Skończyłam.
Szatynka odwróciła się do kobiety i złapała ją za ręce.
- Dziękuję - powiedziała z wdzięcznością.
- Nie dziękuj, tylko więcej nie pakuj się w takie kłopoty - przestrzegła, ale potem lekko się uśmiechnęła.
Kiedy pielęgniarka wyszła, Mayson znowu została sama, więc  wróciła do pokoju i usiadła na łóżku. Przespała cały dzień, a teraz nie wiedziała, co miała ze sobą zrobić.
Nagle drzwi otworzyły się na całą szerokość. Missi ze strachem patrzyła na przybysza.
- To ty - odetchnęła z ulgą, widząc mulata.
Wpatrywał się w jej nogi pokryte opatrunkami oraz w opuchniętą i pokaleczoną twarz. Zacisnął zęby i pięści, tłumiąc emocje. Miał zasady, a jedną z nich mówiła, że nie wolno podnosić ręki na kobietę.
- Musiałem sprawdzić twój stan - mruknął i odchrząknął.
Wcale nie musiał.
Nikt nie kazał mu tu przychodzić. Liam darował jej dzisiejszy dzień i kazał zostawić ją w spokoju. Niestety tylko do jutrzejszego wieczora, kiedy to znowu będzie musiała wyjść na scenę, a potem oddać się jakiemuś napalonemu typowi.
- Jest dobrze - odparła niepewnie - Znaczy ledwo się ruszam i krwawię z każdej rany, ale żyję, a o chyba najważniejsze.
Zayn zamknął za sobą drzwi i wszedł głębiej. Usiadł na krześle, na którym siedział poprzedni strażnik.
- Dlaczego to zrobiłaś? - zapytał i oparł łokcie na kolanach.
- Czy to ważne? Zrobiłam i tyle.
- Odpowiedz - zażądał.
Mayson oceniła sytuację, czy warto było się kłócić, ale nie chciała pogarszać swojej sytuacji, więc odpuściła.
- Chciałam zrobić mu na złość. Chciałam zrobić na złość wszystkim w tym budynku - oznajmiła ze stoickim spokojem.
- Jesteś aż tak głupia, ze myślałaś, ze taki wybryk coś da? - zapytał z lekka nutą sarkazmu. - To ty oberwałaś, a inni nawet nie zwrócili uwagi na twój taniec. Po prostu byli zdziwieni.
- Skąd wiesz, co sobie myśleli? - fuknęła.
- Znam to miejsce z trochę innej strony i wierz mi, ze tak jest. Oni przychodzą tu, żeby pooglądać gołe dziwki, a nie liryczny taniec przy rurze do klimatycznej piosenki.
- Ty patrzyłeś - powiedziała cicho i spuściła wzrok.
- Patrzyłem - przyznał. - Obserwowanie to moja praca.
- Miło - prychnęła, powstrzymując się od wywrócenia oczami.
Cieszyła się, że z nią rozmawiał i nie spieszyło się jej, żeby to zakończyć.
- Serio jesteś taka głupia? - zapytał ponownie, nie dowierzając.
- Nie - zaprzeczyła ze złością, zaciskając dłonie na kołdrze. - Po prostu nienawidzę tego miejsca. Nienawidzę ludzi, którzy tu są, a najbardziej nienawidzę Liama i Louisa. To oni mnie w to wpakowali, ale ja mam, kurwa, dosyć i wolę, żeby mnie zakatowali na śmierć niż, żebym miała do końca życia sprzedawać swoje ciało starym oblechom - wyznała płaczliwe. - Nienawidzę siebie. Nienawidzę tego kim się stałam i nienawidzę tego kim ty się stałeś. Nienawidzę ich za to, co ci zrobili.
- O czym ty, do cholery, mówisz? - Zmarszczył czoło, patrząc na nią jak na idiotkę.
Być może nią była, ale musiała powiedzieć mu prawdę.
- Teraz już na niczym mi nie zależy, wiec mogę ci powiedzieć - mruknęła, jakby do siebie.
Posłał jej wyczekujące spojrzenie, więc kontynuowała.
- Poddali cię operacji. Zmienili ci osobowość i wpoili te głupoty o byciu ochroniarzem i samowolnym zgłoszeniu się tutaj. - Otarła łzę z policzka i oczyściła gardło. - Przed operacją pracowałeś w policji. Byłeś komisarzem w wydziale do spraw narkotyków i sutenerstwa. Uratowałeś mnie przed moim pojebanym, przybranym bratem i pozwoliłeś przez jakiś czas mieszkać u siebie. Zamknęliście Tomlinsona w więzieniu, ale Liam wam uciekł. Jego ludzie zaczęli mnie szukać, aż w końcu znaleźli. Chciał się zemścić, więc mnie porwał, ale ty pojechałeś za nami. Ciebie też zabrali i tak znalazłeś się w tym pojebanym miejscu. Zostaliśmy porwani, a ty nawet tego nie pamiętasz. Liczyłam, że może uda mi się jakoś przywrócić dawnego ciebie, ale im dłużej próbuję, tym bardziej widzę, że to na marne. Liam chciał zrobić ze mnie dziwkę i udało mu się. Teraz ja mam ochotę się zabić, bo zabrał mi normalne życie i mężczyznę, na którym naprawdę mi zależało.
Skończyła mówić, ale Zayn się nie poruszył. Mayson miała mokre pliczki od spływających łez, jednak nic sobie z tego nie robiła. Po prostu je wytarła.
- Sama to wymyśliłaś? - zapytał po chwili.
Dziewczyna wytrzeszczyła oczy ze zdziwienia.
- Ja nic nie wymyśliłam! - krzyknęła zszokowana jego reakcją.
- Zamknij się - syknął. - Nie wierze, że mogę nie pamiętać takich rzeczy. To jet moje życie, a ty masz coś  z głową.
Podniósł się i chciał wyjść, ale Missi zerwała się na równe nogi i zdążyła złapać go za ramię. Spiął się pod jej dotykiem i odsunął się o krok.
- Więcej mnie nie dotykaj mnie - ostrzegł.
- Przepraszam - bąknęła speszona. - Chciałam ci jeszcze coś powiedzieć.
- Mów.
- To będzie ostatnia próba, jaką podejmę w tym kierunku, więc... - wzięła głęboki oddech. - Nienawidzisz Nialla Horana, który pracuje na tym samym wydziale, co ty wcześniej. Z racji, że nie jesteś w stanie sobie przypomnieć prawdy, on zapewne już zajął twoje stanowisko głównego komisarza. - Chciała zmusić go do zastanowienia i liczyła, ze kilka nazwisk ruszy coś w jego głowie. - Harry Styles to twój partner, który cię potrzebuje i na pewno ciągle cię szuka. Nie możesz go tak po prostu zostawić. Daisy Ralf to twoja była narzeczona, która niedługo przed porwaniem wyznała ci, że masz syna. Mike - to tak ma na imię twój syn - mówiła gorączkowo, a mulat nie spuszczał z niej wzroku. - A ja jestem Missi Mayson. Dałeś mi schronienie i zapewniłeś bezpieczeństwo jakiego nigdy wcześniej nie zaznałam. Byłam gotowa oddać za ciebie życie, ale wszystko się pokręciło. Raz zabrałeś mnie do kina na beznadziejną komedię, ale ty nigdy nie przyznałeś, że taka była, bo chciałeś być miły.
- Co to ma w ogóle...? - zaczął zdezorientowany.
- Daj mi skończyć - przerwała mu. - Jestem dziewczyna, która zakochała się w tamtym Zaynie i obecnie bardzo go potrzebuje.
Zayn popatrzył jej w oczy, ale za chwile bez słowa opuścił pomieszczenie. Dziewczyna rozpłakała się, jak dziecko. W końcu wszystkie emocje wydostały się na zewnątrz i nie umiała nad nimi zapanować.
Była załamana.

-------------------------------------------------------------------------------------------

Jak myślicie, co będzie dalej?

8 listopada 2015

30.

Malikowi nie pozwolono jechać z pacjentką do szpitala. Ochroniarze, którzy byli opiekunami pracownic nie mogli zbytnio ujawniać swojej tożsamości, jeśli to nie było konieczne. Liam kategorycznie zabronił mu wsiąść do samochodu, przez co prawie skończyło się na rękoczynie.
- Musisz spisać dokładny raport - poinformował Payne, kiedy szli do budynku.
- Raport?
- Tak.
- Po co?
- Chcę wiedzieć, co się dokładnie wydarzyło, a nie mam czasu z tobą porozmawiać - rzucił obojętnie.
- Podchodzi pan do tego, jakby nic ważnego się nie wydarzyło.
- Zajmij się swoja robotą, a ja swoją - powiedział na odchodne i zniknął za zakrętem jednego z długich korytarzy.
Skołowany Malik zamknął się w swoim niewielkim pokoju i zabrał się do pisania.

***

Lekarz robił, co w jego mocy, żeby przywrócić dziewczynę do przytomności. Jej organizm nie reagował na żadne leki, co zdarzyło mu się pierwszy raz. Nigdy nie spotkał się z takim przypadkiem. Zazwyczaj to były zasłabnięcia z powodu braku jedzenia i wody, ale tym razem było inaczej. Jej ciało nie było odwodnione, tylko lekko niedożywione.
Torbiel w mózgu nie mógł spowodować aż tak trwałej utraty świadomości...
- Siostro! - zawołał, głowiąc się nad kolejnym krokiem. - Musimy zrobić płukanie żołądka.
- Przecież ona jest nieprzytomna - zauważyła kobieta i zmarszczyła czoło.
- Nie mam innego wyjścia. Nie wiem, co do tej pory przyjmowała, a to może być istotne.
- Skąd doktor wie, ze coś przyjmowała?
-  Jej skóra jest blada i cienka, a włosy poszarzałe i kruche. Coś osłabiło jej organizm w bardzo szybkim tempie i to na pewno nie była kawa. Mam pewne podejrzenia.
Mężczyzna bał się, że nie zdąży znaleźć odpowiedzi. Nie chciał doprowadzić do śmierci niewinnej dziewczyny.
Musiał znaleźć rozwiązanie.

***

Missi uchyliła powieki, ale tylko na chwilę, bo jasne światło strasznie ją oślepiało.
Czy już umarła?
- Panno Mayson? Słyszy mnie pani?
Ten głos na pewno należał do kobiety.
- Panno Mayson - powtórzyła.
Szatynka zmusiła się do przełknięcia śliny, co okazało się być bolesne.
- Hm? - zachrypiała cicho i przechyliła głowę w stronę źródła dźwięku.
- Musi pani otworzyć oczy - nakazał jej ten sam głos.
- Jest tu za jasno - wyszeptała. - Czy ja jestem w niebie?
Kobieta roześmiała się na jej słowa, po czym chwyciła dziewczynę za dłoń.
- Na szczęście udało nam się panią uratować - powiedziała z radością.
Trochę zaskoczona Missi zmusiła się do otwarcia oczu i dopiero wtedy ujrzała rozmazaną postać pielęgniarki.
- Ja bym się tak nie cieszyła - mruknęła i zwilżyła wargi językiem. - Byłoby lepiej gdybym umarła.
Kobieta nie zareagowała na te słowa, tylko poszła po lekarza prowadzącego, który zjawił się w sali chwilę później.
- To głupie pytanie, ale muszę je zadać - uprzedził. - Jak się pani czuje?
- Gorzej niż źle - odparła z nietęga miną.
Wrócił jej wzrok i minimalna sprawność ruchowa, ale ciągle była zbyt słaba, żeby się poruszać.
- Gdyby nie pani znajoma, nie udałoby się nam wybudzić pani z chwilowej śpiączki.
- Znajoma? - zdziwiła się. - Jaka znajoma?
- Umm... Nie pamiętam nazwiska, ale zjawiła się w samą porę i podała nam nazwę tabletek, które pani łykała.
- Te tabletki... - zaczęła zmieszana.
- Wiem, co to za tabletki - przerwał jej z lekkim uśmiechem pocieszenia. - Są nielegalne i zazwyczaj używa się ich, żeby zapobiec ciąży przez rozregulowanie całego procesu zachodzącego w macicy. Te tabletki prędzej niszczą zdrowie kobiet, które je przyjmują niż pozwalają im na bezpieczny seks. Dla pewności moich domysłów zostanie pani poddana badaniu ginekologicznemu.
- Po co to badanie?
- Żeby sprawdzić stan pani narządów rozrodczych.
Zmieszana nie odpowiedziała od razu.
- Ale ja musiałam je brać - przyznała po chwili, spuszczając wzrok na dłonie. - Te tabletki...
- Musiała pani? - Spojrzał na nią podejrzliwe.
- Tak.
- Dlaczego?
- Jestem prostytutka - wyjaśniła krótko, co przeszło jej przez gardło wyjątkowo lekko, a mężczyzna uniósł brwi w zdziwieniu.
- Została pani zmuszona do przyjmowania tabletek, żeby móc świadczyć usługi cielesne?
- Dokładnie tak.
- Kto to zrobił? Kto przepisał pani te tabletki?
- Nie znam jej nazwiska - przyznała zrezygnowana. - Nie przedstawiła mi się.
- Gdzie pani pracuje?
Sprawa dziewczyny zaintrygowała młodego lekarza, który zaniepokoił się jej stanem. Sposób w jaki odpowiadała na jego pytania...
Sposób w jaki na niego patrzyła...
Tak nie zachowywała się zadowolona z życia kobieta.
- To jest... - zaczęła, ale szybko jej przerwano.
Do sali wszedł nikt inny, jak chory na umyśle Liam Payne.
- Witam pana doktora - przywitał się z szerokim uśmiechem na ustach.
Był świetnym aktorem.
- Witam - odpowiedział mężczyzna w białym kitlu. - Co pana tu sprowadza?
- Przyszedłem zobaczyć, jak się czuje mój skarb - odparł i podszedł do łózka z chorą dziewczyną. - Cześć, kochanie.
Pochylił się i złożył całusa na jej bladym policzku, a potem przysunął się na chwilę do jej ucha i wyszeptał "Współpracuj, albo skończysz w piwnicy".
Mayson wiedziała, w co zamierzał grac.
- Kim pan jest dla pacjentki? - zapytał zaintrygowany doktor.
- Przyszłym mężem, prawda skarbie?
Popatrzył na Missi wzrokiem, który mówił sam za siebie i tylko potwierdzał jego obietnicę.
- Tak - przyznała cicho.
- Na pewno? - dopytywał mężczyzna, patrząc twardym wzrokiem na dziewczynę.
- Tak - powtórzyła z większym przekonaniem i dodała uśmieszek.
- Myślę, że moja narzeczona jest zmęczona i chciałaby odpocząć - powiedział Payne.
Lekarz jeszcze przez chwile przyglądał się na przemian Missi i Liamowi, po czym niechętnie podszedł do drzwi.
- Przyjdę sprawdzić później, jaki jest pani stan, jak tylko pani odpocznie - poinformował i wyszedł.
Zadowolony szatyn poczekał chwilę, żeby upewnić się, że mężczyzna na pewno sobie poszedł i odwrócił się do Mayson.
- Teraz ja cię trochę popilnuję, żebyś czasem nie powiedziała niczego niestosownego. - Payne puścił jej oczko i usiadł na krześle, które stało tuż obok szpitalnego łóżka.
Zapowiadał się ciężki czas dla schorowanej Missi.
Bo kto normalny wytrzymałby z Liamem więcej niż pięć minut w jednym pomieszczeniu?

***

Dwa dni później Missi zaczęła nabierać kolorów i mieć więcej energii. Niestety odczuwała silne bóle brzucha, co zmusiło ją do zgody na badanie ginekologiczne, które miało odbyć się już za chwilę.
Payne nie odstępował jej na krok. Przy personelu i lekarzach zachowywał się jak przykładny ukochany, ale jak tylko opuszczali pokój, wracał do swojego naturalnego zachowania, czy po prostu był sukinsynem.
Pielęgniarka przerwała wywód wspólnika Louisa na temat wprowadzania nowych zasad w domu publicznym, którym obecnie był kierownikiem.
- Musze przygotować pacjentkę do badania, więc muszę pana wyprosić na korytarz - powiedziała uprzejmie i posłała mężczyźnie wyćwiczony uśmiech.
- To konieczne? - zapytał Payne.
- Niestety tak.
- W porządku - westchnął i wstał z krzesła. - Nie tęsknij za bardzo - rzucił do dziewczyny i grzecznie opuścił pokój.
- Na czym będzie polegało to badanie? - zapytała Missi, drżąc na ciele.
Brzuch znowu dawał o sobie znać.
- Będzie to wizyta kontrolna, czyli zostanie pani przebadana pod każdym kątem, żeby wykluczyć jakiekolwiek nieprawidłowości.
Szatynka przygryzła wargę, tłumiąc strach. Nienawidziła chodzić do ginekologa i do tej pory starała się go unikać.
- Proszę się nie denerwować. Wszystko będzie w porządku - odezwała się kobieta ciepłym głosem.
Mayson miała nadzieję, że w burdelu nie wyrządzili jej zbyt dużych szkód cielesnych...

***

Od samego zniknięcia Zayna, Niall Horan wziął się ostro do pracy i na własną rękę zajął się wytropieniem porwanych. Jak dotąd nikomu nie zdradził swojej działalności, ale dzisiaj miał zamiar to zmienić.
- Styles? - Zajrzał do stanowiska, które zajmował partner Malika.
- Tak? - Harry oderwał się od papierkowej roboty i podniósł wzrok na blondyna.
Zaintrygowany twarzą, którą miał zaszczyt zobaczyć, uniósł pytająco brwi.
- Chciałem z tobą pogadać - oznajmił Horan.
- Mamy o czym? - westchnął ciężko Styles.
- Przejąłeś nienawiść do mnie po Maliku? - Wywrócił oczami.
- Być może. - Wzruszył ramionami z obojętną miną. - Do rzeczy.
- Pewnie cię zaskoczę, ale odkąd zniknął Malik i ta jego... koleżanka, zacząłem działać i robię to do tej pory. Wydaje mi się, że wpadłem na istotny trop, który mógłby pomóc nam w ich odnalezieniu.
Skończył, ale Harry nie zareagował. Siedział otępiały i nie potrafił dobrać odpowiednich słów. Sam uparcie ślęczał nad tą sprawą, a teraz, kiedy dowiedział się o Horanie, nie dowierzał.
- Co to takiego?
- Lepiej słuchaj uważnie - upomniał blondyn, pokazując zęby w cwanym uśmieszku.
- Zamieniam się w słuch.
W ten sposób powstał plan akcji ratunkowej Mayson i Malika, która musiała się udać.

***

Missi Mayson, dziewczyna która nie najlepiej zaczęła życie i nie najlepiej je zakończyła. Lekarz na sali operacyjnej bardzo się starał. Próbował wszystkiego, żeby tylko obudzić jej serce.
Niestety...
Maszyna wydała z siebie przeciągły pisk, który wywołał ból na twarzy zgromadzonych. Musiała odejść tak młodo.
- Godzina zgonu - mężczyzna spojrzał na zegarek - dwudziesta dwie.
Pielęgniarka wypełniła wszystkie rubryczki, które były konieczne i odłożyła akta na bok. Jeszcze raz rzuciła okiem na młodą, ładną, nieprzytomną dziewczynę i westchnęła ze smutkiem. Odwróciła się, ale coś ją tknęło. Wróciła wzrokiem na dziewczynę i dostrzegła niewielki ruch. Dla pewności podeszła bliżej, a wtedy aparatura zaczęła pikać, wytwarzając dźwięk rytmu serca.
Serce pacjentki biło.
Missi żyła.
- Panie doktorze! - wrzasnęła zaskoczona i przystąpiła do sprawdzania parametrów życia.
Zszokowany lekarz podszedł do stołu operacyjnego i zaniemówił.
- Jak to możliwe? - wydukał. - Przecież jej serce... Ono się zatrzymało.
Więcej nikt się nie odezwał. Personel biegał gorączkowo i pomagał w obudzeniu dziewczyny.
- Zmiana raportu - zarządził główny prowadzący. - Operacja przebiegła pomyślnie. Proszę przenieść pacjentkę na salę pooperacyjną.
Czyżby Mayson miała misję do spełnienia?

***

Zayn od tygodnia nie widział swojej podwładnej. Nie, żeby się martwił, ale niepokoiła go nieobecność Liama. Nigdy nie znikał na tak długo. Mulat domyślał się, że to mogło być związane z dziewczyną.
Znudzony porządkował swoje rzeczy i natrafił na coś bardzo dziwnego. Mianowicie chodziło o zdjęcie kobiety, której nie znał. Nie kojarzył jej twarzy, ale gdzieś w środku czuł, że miał z nią styczność. Na odwrocie fotografii widniał wyblakły napis "na zawsze twoja" i serduszko. Zdezorientowany schował zdjęcie na dno szafy i odskoczył od niej jak poparzony.
Nie miał pojęcia, co przed chwilą zobaczył.

Czy sobie przypomni?

***

Wróciła.
Po trzech tygodniach bycia w szpitalu ponownie wróciła do znajomego burdelu. Doktor był przekonany, że oddał ją w dobre ręce kochającego narzeczonego, którego Payne świetnie udawał. Szkoda tylko, że wszyscy dookoła dali tak łatwo się nabrać.
- Witaj w domu, skarbie - rzucił Liam z uśmiechem i wpuścił Mayson do jej VIP-owskiego pokoju. - Jak się czujesz?
Zmroziła go spojrzeniem za tak nietrafione pytanie, a on zarechotał.
- Czyli świetnie - uznał. - Od jutra zaczynasz pracę na nowej sekcji, więc lepiej się przygotuj.
- Nie jestem na tyle silna, żeby dawać dupy - powiedziała spokojnie, odkładając bagaż na łóżko.
- Kogo to obchodzi - Machnął ręką lekceważąco. - Wypuścili cię ze szpitala, więc jesteś zdatna do użytku. A teraz porób trochę przysiadów, żeby wypełnić czymś nowe stroje.
Missi z obrzydzeniem patrzyła jak wychodzi.
Znowu została sama.
Wypakowała ciuchy do szafki, a kosmetyki zaniosła do łazienki i położyła się na łóżko. Mimo polepszenia się stanu zdrowia, nie do końca odzyskała siły. Jednak Liam miał rację - nikogo to tutaj nie interesowało.

---------------------------------------------------------------------------------------------

Siemanko misiaczki!

Pewnie już się zorientowaliście, że rozdziały dodaje co jakieś 4/5 albo więcej dni. Będę się tego trzymała ze względu na to, że jestem w klasie maturalnej i więcej czasu przeznaczam na naukę niż pisanie opowiadania. Musicie być wyrozumiali (i trzymać za mnie kciuki w kwietniu xD).

Dziękuję, że ciągle tu jesteście i mama nadzieję, że daje radę z pisaniem (gdyby coś było nie tak, macie dać mi znać).

Kocham! xxx

1 listopada 2015

29.

Wybaczcie, ale przez tydzień nie miałam dostępu do bloga :(

------------------------------------------------------------------------------------

Zanim Zayn wrócil z kolacją, Missi doprowadziła się do stanu, w którym była w stanie normalnie oddychać. Mulat nie zwrócił uwagi na jej czerwone od płaczu oczy.
- Zjesz i wracasz do pracy - poinformował, stawiając tacę na małym stoliku obok jej łóżka.
- Przecież miałam wrócić do zdrowego wyglądu - zmarszczyła czoło, czując zawroty w głowie.
Klapnęła na łóżko i zamknęła oczy. Przytknęła dłoń do czoło i odczekała kilka sekund, zanim zdecydowała się podnieść głowę.
- Spójrz na mnie - rozkazał, podchodząc.
Dźwignął ją za ramiona do góry i przyjrzał się jej twarzy.
- Zdarzało cię się to już wczesniej?
- Tak - mruknęła słabo. - Zaraz wrócę do formy, tylko muszę odpocząć.
- Kiedy?
- Kiedyś - mruknęła.
- Odpowiedz - zażądał.
- Jakiś czas temu byłam w szpitalu. Oczywiście zanim zostałam porwana - powiedziała z wyrzutem.
- Porwana? - zdziwił się, ale nie zmienił poważnego wyrazu twarzy.
- Zaskakujące, co? - prychnęła, chociaż wiedziała, że powinna uważać na swoje zachowanie.
Nie miała obok nikogo, kto by mógł ją obronić. Z jej bohatera zrobili robota.
Była stracona.
Czekała na odpowiedni moment, żeby ulotnić się z tego chorego świata.
- Grzeczniej - upomniał groźnie. - Usiądź i zjedz.
Posłuchała go mimo woli. Od dzisiaj był jej strażnikiem. Musiała być posłuszna. Czyli tak, jak każdemu przychodzącemu to bogatemu dupkowi.

***

Następnego dnia obudziła się bardziej zmęczona, niż się kładła. Do późna pracowała w recepcji i pomagała w prowadzeniu interesu starszej przełożonej. Podupadała na zdrowiu i była coraz bardziej pewna, że to nie było nic dobrego. Ze stanu zaspania wyrwał ją dźwięk otwieranych drzwi.
- Ubierz się i wyjdź na korytarz. - To był Zayn. Przystojny, poważny, władczy Zayn, który już nie był JEJ Zaynem. - Masz pięć minut.
Zarzuciła na siebie normalne spodnie i podkoszulek, co sprawiło jej niesamowitą ulgę. Nienawidziła chodzić w dziwkarskich ciuchach, na które była ostatnio skazana. Zgodnie z poleceniem wynurzyła się z pokoju, gdzie czekał na nią Malik.
- Idziemy. - Chwycił jej łokieć i zaczął ciągnąć w nieznanym kierunku.
Mayson przypomniała sobie początki znajomości z komisarzem, kiedy to też prowadzał ją za łokieć. Dokładnie tak, jak teraz, ale tamten chwyt nie był tak zimny i wymuszony.
- Co się stało? Gdzie idziemy? - zapytała, prawie biegnąc za mężczyzną.
- Nie odzywaj się, jeśli nie jesteś pytana.
Zacisnęła usta i powstrzymała łzy.
Jak mogli zrobić z nim coś tak okropnego. Przecież mogło im się udać. Mogliby stąd uciec i żyć szczęśliwie.
Wprowadził ją do pomieszczenia, które doskonale pamiętała. To była sala, w której spotkała się z komisarzem przed tym okropnym zabiegiem.
- Dlaczego mnie tu przyprowadziłeś? - wyrwało jej się.
- Powiedziałem ci coś - bąknął pod nosem, zamykając za sobą drzwi.
- Naprawdę nic nie pamiętasz?
Postanowiła nie ustępować. Przecież by jej nie skrzywdził.
- Ostrzegałem i nie będę więcej powtarzał, więc masz się stosować do moich poleceń.
- Leżałeś tutaj. - Poklepała łóżko, na którym siedziała.
- Nigdzie nie leżałem. Nie przebywałem w szpitalu odkąd skończyłem osiem lat.
- To nie jest prawda. - Pokręciła głową, a włosy opadły jej na oczy.
- Lepiej wiem, co się działo w moim życiu.
- Własnie, że nie wiesz! - wybuchła, nie mogąc dłużej hamować złości.
Bez ostrzeżenia podszedł do niej i zacisnął dłoń na jej żuchwie. Trzymał tak, że nie mogła otworzyć ust.
- Jeszcze raz podniesiesz na mnie głos, a nie ręczę za siebie - syknął, patrząc jej prosto w oczy. - Myślisz, że jesteś wyjątkowa, bo stać cię na pyskowanie? Mylisz się, złotko.
Łzy spłynęły jej po policzkach, docierając do jego palców. Jęknęła cicho, tłumiąc szloch. Mulat przyglądał się jej oczom, ale nie zareagował. Puścił dopiero po kilkudziesięciu sekundach.
- To było pierwsze ostrzeżenie - poinformował i odwrócił wzrok. - Drugiego nie będzie.
Mayson skinęła głową i opuściła wzrok na swoje dłonie, leżące na kolanach.
- Za chwilę przyjdzie do ciebie lekarz - oznajmił i wyszedł z pomieszczenia.

***

- Jest pani bardzo osłabiona - mruknęła pod nosem pani doktor. - Czy w ostatnich dniach jadła pani coś konkretnego?
- Piłam dużo kawy. - Missi wzruszyła ramionami z niewinna miną.
- Coś oprócz tego?
- Chyba nic - zastanowiła się. - Nie miałam czasu ani ochoty, żeby jeść. Jak by się pani czuła, będąc w takiej sytuacji?
- Jesteś jedyną dziewczyną, która aż tak przeżywa pracę tutaj. - Kobieta zmarszczyła czoło.
- One nie zostały porwane - prychnęła.
- Jak to?
Mayson zaśmiała się sarkastycznie i popatrzyła jej prosto w oczy.
Czyżby Liam ukrywał taką akcję?
- Widocznie wasz szef ukrywa przed wami pewne zasadnicze szczegóły.
- Nie mogę rozmawiać o moim szefie.
- Niech się pani nie martwi. - Szatynka machnęła dłonią. - Poznałam go lepiej niż pani się wydaje.
- Przepraszam, ale nie jestem w stanie ci pomóc. Ja tylko wykonuję polecenia - wywinęła się i odeszła od łóżka.
- Czyli pasuje pani opiekowanie się luksusowymi prostytutkami? - zapytała ze złością. - Jak pani może?
- Wszystkie dziewczyny, z którymi do tej pory rozmawiałam, same zgłosiły się do tej pracy. Nikogo nie obwiniają. Są zadowolone z warunków pracy i ilości wypłaty. W przeciwieństwie do pani nie mają takich problemów zdrowotnych.
- Takich? - Missi uniosła brwi ze zdziwienia. - Czyli to coś powazniejszego niż brak jedzenia przez kilka dni?
Lekarka nie odpowiedziała. Odwróciła wzrok i udała, że jest zajęta uzupełnianiem papierów.
- Twój ochroniarz odprowadzi cię do pokoju, do którego za chwilę dostarczę ci leki - powiedziała, zmieniając temat.
Mayson nie była zadowolona z obrotu sprawy. Za dużo przed nią ukrywano, a plan przywrócenia komisarzowi jego dawnego mózgu na razie nie wychodził.
Co mogła więcej zrobić?

***

- Kiedy mnie stąd, kurwa, wyciągniesz? - warknął zniecierpliwiony Louis.
- Siedzisz za dilerstwo, sutenerstwo i znęcanie się - przypomniał mu adwokat. - Ciężko coś takiego usprawiedliwić.
- Nie płacę ci za usprawiedliwianie mnie, tylko za to żebyś zmniejszył mój wyrok. Dostanę szału jeśli stąd nie wyjdę.
- Niewiele mogę zrobić.
- Masz mi pomóc! - krzyknął Tomlinson.
Przesiedział w więzieniu około czterech miesięcy. Nie wiedział ile dokładnie czasu upłynęło odkąd odebrano mu Mayson, posadę i władzę.
Czy za nią tęsknił?
W jakiś sensie tak, ale nie był pewien czy to było właściwe. Była jego przybraną siostrą, a on ją posuwał. Nie miała się o tym dowiedzieć. Nie wiedziałaby, gdyby Malik nie wtykał nosa w nieswoje sprawy.
- Zachowuj się odpowiednio, a może wyjdziesz wcześniej za dobre sprawowanie - powiedział ze spokojem mężczyzna w garniturze.
- Czyli za ile? - prychnął. - Za pięćdziesiąt lat?
- Naprawdę robię co w mojej mocy. Nie wywieraj na mnie presji.
- Mam, kurwa dość - oburzony Louis wstał z krzesła, które uderzyło z hukiem o podłogę. - Chcę stąd wyjść - zażądał głośno.
Dwóch strażników odprowadziło go do celi, gdzie czekał na niego przygłupi ćpun.
- Jak było? - zapytał, jak tylko Tomlinson usiadł na swojej pryczy.
- Stul pysk, bo nie mam humoru żeby się z tobą uganiać - mruknął.
- Jak sobie chcesz. - Młody uniósł ręce w geście poddania.
W celi zapanowała cisza, która pozwoliła Louisowi na dokładne przemyślenie swojej sytuacji i planu wyjścia z niej.

***

Mayson poderwała się z łóżka i z impetem wpadła do łazienki. Ledwie zdążyła nachylić się nad sedesem, po czym zwymiotowała. Jeszcze chwilę po opróżnieniu żołądka jej ciało szarpały konwulsje. Zamknęła oczy, odetchnęła głęboko i dopiero wtedy poczuła lekką ulgę.
- Mayson? - usłyszała z wnętrza pokoju głos Zayna.
- Jestem w łazience - odpowiedziała słabo i powoli stanęła na równe nogi.
Posprzątała po sobie zanim mulat wszedł do pomieszczenia. Przemyła zęby, a potem twarz, chcąc przywrócić sobie stan świadomości.
- Słyszysz mnie? - zapytał.
Kiwnęła głową, ale tak naprawdę słyszała go jakby ktoś zatkał jej uszy.
- Mayson - podniósł głos, ale to nic nie pomogło.
Widział jak dziewczyna zaczyna osuwać się na kafelki. W porę złapał ją za ramiona i pod kolanami i zaniósł do pokoju. Położył dziewczynę na łóżku i próbował ocucić. Na szczęście oddychała i sama próbowała otworzyć oczy.
- Spójrz na mnie - rozkazał.
Missi nie panowała nad swoim ciałem, które coraz bardziej słabło i odmawiało jej posłuszeństwa.
- Pomóż mi - jęknęła.
- Najpierw musisz na mnie spojrzeć - powtórzył.
- Nie mogę - wydusiła cichutko. - Pomóż mi.
Jej oddech stał się głębszy, a klatka piersiowa unosiła się i ciężko opadała. Działo się z nią coś złego, a on nie miał pojęcia co robić. W końcu chwycił Missi w ramiona i jak najszybciej zaniósł ją do gabinetu lekarki. Zapukał, ale nikt nie odpowiedział.
- Pani doktor nie ma - usłyszał za plecami.
Odwrócił się, stając twarzą w twarz z innym ochroniarzem.
- Potrzebuję pomocy medycznej - kiwnął brodą na nieprzytomną dziewczynę.
Nigdy w życiu nie znalazł się w takiej sytuacji, a teraz musiał jakoś zareagować.
- Dziwką będziesz się przejmował? - prychnął tamten.
- Po prostu, kurwa, zawołaj lekarkę! - wrzasnął.
- Dobra, spokojnie.
Goryl wycofał się i szybszym krokiem opuścił miejsce spotkania.
- Nie zasypiaj - mówił do niej. - Otwórz oczy, Mayson.
Przez nagły przebłysk świadomości w jego głowie na sekundę pojawił się obraz kobiety leżącej w sali szpitalnej. Zdziwiony zmarszczył czoło i wrócił wzrokiem na Missi.
Wstrzymał oddech, czując niewyjaśnione ukłucie w tyle głowy.
Blada twarz dziewczyny nie zwiastowała nic dobrego.

***

- Połóż ją tutaj i powiedz mi ile czasu jest nieprzytomna - rozkazała gorączkowo pani doktor.
Malik ostrożnie położył Mayson na kozetce i odsunął się do drzwi.
- Jakieś siedem minut.
- Niemożliwe. - Wytrzeszczyła oczy. - Czemu tak długo?!
- Wysłałem po panią strażnika i tyle czasu minęło zanim pani się zjawiła w gabinecie. To nie moja wina, że musiałem czekać. Miałem latać z nią na rękach po całym budynku?
- Dobrze, już dobrze - mruknęła pod nosem i zaczęła badać, prawie białą jak kartka papieru, dziewczynę.
- Co jej jest? - zapytał Zayn.
Kobieta jakby wyrwana z amoku, popatrzyła na mulata srogim wzrokiem.
- Co ty tu jeszcze robisz? - zapytała z wyrzutem. - Idź zająć się swoimi sprawami.
- Jestem jej strażnikiem - odparł z powagą.
- W takim razie wstydź się, ze jej nie upilnowałeś.
- Jak miałem ją upilnować?
- Miała brać leki, do jasnej cholery! - kobieta straciła cierpliwość.
- Jakie leki? - Zayn zmarszczył czoło, nie wiedząc o czym mówiła.
Nie wiedział o żadnych lekach.
- Bez leków będzie z nią coraz gorzej.
- Co jej jest?! - krzyknął.
Pomieszczenie było wypełnione napięciem, a nieświadoma sytuacji Missi leżała spokojnie na łóżku.
- W wyniku obrażeń spowodowanych wszystkimi pobiciami w jej mózgu pojawił się torbiel, który zaczął rosnąć i stopniowo naciskać na poszczególne ośrodki.
- Nie rozumiem... - mruknął. - Pobiciami?
Lekarka zręcznie sprawdzała parametry życiowe dziewczyny, chcąc przywrócić ja do rzeczywistości.
- Nie mam czasu ci wszystkiego tłumaczyć. Musisz dać mi pracować - powtórzyła z naciskiem na ostatnie słowo.
- Pomożesz jej?
- Zrobię co w mojej mocy.
- Jak to?
- Nie wykluczone, że będzie musiała przejść operację.
- Kiedy?
Nagle urządzenia, do których Mayson była podpięta, zaczęły wariować, wydając z siebie okropny dźwięk.
- Natychmiast - kobieta rzuciła na wdechu i zbladła.
Mulat jak strzała wybiegł z gabinetu i popędził do biura Liama. Dziwne pragnie wewnątrz niego zmuszało go, żeby zrobił wszystko, żeby ją uratować. Nie opierał się, ale nie był pewien, czy postępował właściwie.
- Potrzebujemy transportu do szpitala - wydyszał, wpadając do pomieszczenia, w którym urzędował Payne.
- Co się stało? - zapytał spokojnie i przeniósł spojrzenie na przejętego mulata. - Co cię tak zdenerwowało?
- Moja podopieczna Missi Mayson potrzebuje lekarza. Jej stan jest krytyczny.
- Ma lekarkę pod ręką - odparł obojętnie Payne.
- Ona musi przejść operację - dodał szybko.
Liam z wahaniem nacisnął guzik w interkomie i zażądał natychmiastowego transportu dla dziewczyny. Nie chciał mieć na głowie niczyjej śmierci, a tym bardziej nie dziewczyny, którą tak znał od dawna.
Louis by mu nie wybaczył.
Co nie znaczyło, ze zmiękło mu serce. Ciągle był tym samym sukinsynem.