Wybaczcie, ale przez tydzień nie miałam dostępu do bloga :(
------------------------------------------------------------------------------------
Zanim Zayn wrócil z kolacją, Missi doprowadziła się do stanu, w którym była w stanie normalnie oddychać. Mulat nie zwrócił uwagi na jej czerwone od płaczu oczy.
- Zjesz i wracasz do pracy - poinformował, stawiając tacę na małym stoliku obok jej łóżka.
- Przecież miałam wrócić do zdrowego wyglądu - zmarszczyła czoło, czując zawroty w głowie.
Klapnęła na łóżko i zamknęła oczy. Przytknęła dłoń do czoło i odczekała kilka sekund, zanim zdecydowała się podnieść głowę.
- Spójrz na mnie - rozkazał, podchodząc.
Dźwignął ją za ramiona do góry i przyjrzał się jej twarzy.
- Zdarzało cię się to już wczesniej?
- Tak - mruknęła słabo. - Zaraz wrócę do formy, tylko muszę odpocząć.
- Kiedy?
- Kiedyś - mruknęła.
- Odpowiedz - zażądał.
- Jakiś czas temu byłam w szpitalu. Oczywiście zanim zostałam porwana - powiedziała z wyrzutem.
- Porwana? - zdziwił się, ale nie zmienił poważnego wyrazu twarzy.
- Zaskakujące, co? - prychnęła, chociaż wiedziała, że powinna uważać na swoje zachowanie.
Nie miała obok nikogo, kto by mógł ją obronić. Z jej bohatera zrobili robota.
Była stracona.
Czekała na odpowiedni moment, żeby ulotnić się z tego chorego świata.
- Grzeczniej - upomniał groźnie. - Usiądź i zjedz.
Posłuchała go mimo woli. Od dzisiaj był jej strażnikiem. Musiała być posłuszna. Czyli tak, jak każdemu przychodzącemu to bogatemu dupkowi.
***
Następnego dnia obudziła się bardziej zmęczona, niż się kładła. Do późna pracowała w recepcji i pomagała w prowadzeniu interesu starszej przełożonej. Podupadała na zdrowiu i była coraz bardziej pewna, że to nie było nic dobrego. Ze stanu zaspania wyrwał ją dźwięk otwieranych drzwi.
- Ubierz się i wyjdź na korytarz. - To był Zayn. Przystojny, poważny, władczy Zayn, który już nie był JEJ Zaynem. - Masz pięć minut.
Zarzuciła na siebie normalne spodnie i podkoszulek, co sprawiło jej niesamowitą ulgę. Nienawidziła chodzić w dziwkarskich ciuchach, na które była ostatnio skazana. Zgodnie z poleceniem wynurzyła się z pokoju, gdzie czekał na nią Malik.
- Idziemy. - Chwycił jej łokieć i zaczął ciągnąć w nieznanym kierunku.
Mayson przypomniała sobie początki znajomości z komisarzem, kiedy to też prowadzał ją za łokieć. Dokładnie tak, jak teraz, ale tamten chwyt nie był tak zimny i wymuszony.
- Co się stało? Gdzie idziemy? - zapytała, prawie biegnąc za mężczyzną.
- Nie odzywaj się, jeśli nie jesteś pytana.
Zacisnęła usta i powstrzymała łzy.
Jak mogli zrobić z nim coś tak okropnego. Przecież mogło im się udać. Mogliby stąd uciec i żyć szczęśliwie.
Wprowadził ją do pomieszczenia, które doskonale pamiętała. To była sala, w której spotkała się z komisarzem przed tym okropnym zabiegiem.
- Dlaczego mnie tu przyprowadziłeś? - wyrwało jej się.
- Powiedziałem ci coś - bąknął pod nosem, zamykając za sobą drzwi.
- Naprawdę nic nie pamiętasz?
Postanowiła nie ustępować. Przecież by jej nie skrzywdził.
- Ostrzegałem i nie będę więcej powtarzał, więc masz się stosować do moich poleceń.
- Leżałeś tutaj. - Poklepała łóżko, na którym siedziała.
- Nigdzie nie leżałem. Nie przebywałem w szpitalu odkąd skończyłem osiem lat.
- To nie jest prawda. - Pokręciła głową, a włosy opadły jej na oczy.
- Lepiej wiem, co się działo w moim życiu.
- Własnie, że nie wiesz! - wybuchła, nie mogąc dłużej hamować złości.
Bez ostrzeżenia podszedł do niej i zacisnął dłoń na jej żuchwie. Trzymał tak, że nie mogła otworzyć ust.
- Jeszcze raz podniesiesz na mnie głos, a nie ręczę za siebie - syknął, patrząc jej prosto w oczy. - Myślisz, że jesteś wyjątkowa, bo stać cię na pyskowanie? Mylisz się, złotko.
Łzy spłynęły jej po policzkach, docierając do jego palców. Jęknęła cicho, tłumiąc szloch. Mulat przyglądał się jej oczom, ale nie zareagował. Puścił dopiero po kilkudziesięciu sekundach.
- To było pierwsze ostrzeżenie - poinformował i odwrócił wzrok. - Drugiego nie będzie.
Mayson skinęła głową i opuściła wzrok na swoje dłonie, leżące na kolanach.
- Za chwilę przyjdzie do ciebie lekarz - oznajmił i wyszedł z pomieszczenia.
***
- Jest pani bardzo osłabiona - mruknęła pod nosem pani doktor. - Czy w ostatnich dniach jadła pani coś konkretnego?
- Piłam dużo kawy. - Missi wzruszyła ramionami z niewinna miną.
- Coś oprócz tego?
- Chyba nic - zastanowiła się. - Nie miałam czasu ani ochoty, żeby jeść. Jak by się pani czuła, będąc w takiej sytuacji?
- Jesteś jedyną dziewczyną, która aż tak przeżywa pracę tutaj. - Kobieta zmarszczyła czoło.
- One nie zostały porwane - prychnęła.
- Jak to?
Mayson zaśmiała się sarkastycznie i popatrzyła jej prosto w oczy.
Czyżby Liam ukrywał taką akcję?
- Widocznie wasz szef ukrywa przed wami pewne zasadnicze szczegóły.
- Nie mogę rozmawiać o moim szefie.
- Niech się pani nie martwi. - Szatynka machnęła dłonią. - Poznałam go lepiej niż pani się wydaje.
- Przepraszam, ale nie jestem w stanie ci pomóc. Ja tylko wykonuję polecenia - wywinęła się i odeszła od łóżka.
- Czyli pasuje pani opiekowanie się luksusowymi prostytutkami? - zapytała ze złością. - Jak pani może?
- Wszystkie dziewczyny, z którymi do tej pory rozmawiałam, same zgłosiły się do tej pracy. Nikogo nie obwiniają. Są zadowolone z warunków pracy i ilości wypłaty. W przeciwieństwie do pani nie mają takich problemów zdrowotnych.
- Takich? - Missi uniosła brwi ze zdziwienia. - Czyli to coś powazniejszego niż brak jedzenia przez kilka dni?
Lekarka nie odpowiedziała. Odwróciła wzrok i udała, że jest zajęta uzupełnianiem papierów.
- Twój ochroniarz odprowadzi cię do pokoju, do którego za chwilę dostarczę ci leki - powiedziała, zmieniając temat.
Mayson nie była zadowolona z obrotu sprawy. Za dużo przed nią ukrywano, a plan przywrócenia komisarzowi jego dawnego mózgu na razie nie wychodził.
Co mogła więcej zrobić?
***
- Kiedy mnie stąd, kurwa, wyciągniesz? - warknął zniecierpliwiony Louis.
- Siedzisz za dilerstwo, sutenerstwo i znęcanie się - przypomniał mu adwokat. - Ciężko coś takiego usprawiedliwić.
- Nie płacę ci za usprawiedliwianie mnie, tylko za to żebyś zmniejszył mój wyrok. Dostanę szału jeśli stąd nie wyjdę.
- Niewiele mogę zrobić.
- Masz mi pomóc! - krzyknął Tomlinson.
Przesiedział w więzieniu około czterech miesięcy. Nie wiedział ile dokładnie czasu upłynęło odkąd odebrano mu Mayson, posadę i władzę.
Czy za nią tęsknił?
W jakiś sensie tak, ale nie był pewien czy to było właściwe. Była jego przybraną siostrą, a on ją posuwał. Nie miała się o tym dowiedzieć. Nie wiedziałaby, gdyby Malik nie wtykał nosa w nieswoje sprawy.
- Zachowuj się odpowiednio, a może wyjdziesz wcześniej za dobre sprawowanie - powiedział ze spokojem mężczyzna w garniturze.
- Czyli za ile? - prychnął. - Za pięćdziesiąt lat?
- Naprawdę robię co w mojej mocy. Nie wywieraj na mnie presji.
- Mam, kurwa dość - oburzony Louis wstał z krzesła, które uderzyło z hukiem o podłogę. - Chcę stąd wyjść - zażądał głośno.
Dwóch strażników odprowadziło go do celi, gdzie czekał na niego przygłupi ćpun.
- Jak było? - zapytał, jak tylko Tomlinson usiadł na swojej pryczy.
- Stul pysk, bo nie mam humoru żeby się z tobą uganiać - mruknął.
- Jak sobie chcesz. - Młody uniósł ręce w geście poddania.
W celi zapanowała cisza, która pozwoliła Louisowi na dokładne przemyślenie swojej sytuacji i planu wyjścia z niej.
***
Mayson poderwała się z łóżka i z impetem wpadła do łazienki. Ledwie zdążyła nachylić się nad sedesem, po czym zwymiotowała. Jeszcze chwilę po opróżnieniu żołądka jej ciało szarpały konwulsje. Zamknęła oczy, odetchnęła głęboko i dopiero wtedy poczuła lekką ulgę.
- Mayson? - usłyszała z wnętrza pokoju głos Zayna.
- Jestem w łazience - odpowiedziała słabo i powoli stanęła na równe nogi.
Posprzątała po sobie zanim mulat wszedł do pomieszczenia. Przemyła zęby, a potem twarz, chcąc przywrócić sobie stan świadomości.
- Słyszysz mnie? - zapytał.
Kiwnęła głową, ale tak naprawdę słyszała go jakby ktoś zatkał jej uszy.
- Mayson - podniósł głos, ale to nic nie pomogło.
Widział jak dziewczyna zaczyna osuwać się na kafelki. W porę złapał ją za ramiona i pod kolanami i zaniósł do pokoju. Położył dziewczynę na łóżku i próbował ocucić. Na szczęście oddychała i sama próbowała otworzyć oczy.
- Spójrz na mnie - rozkazał.
Missi nie panowała nad swoim ciałem, które coraz bardziej słabło i odmawiało jej posłuszeństwa.
- Pomóż mi - jęknęła.
- Najpierw musisz na mnie spojrzeć - powtórzył.
- Nie mogę - wydusiła cichutko. - Pomóż mi.
Jej oddech stał się głębszy, a klatka piersiowa unosiła się i ciężko opadała. Działo się z nią coś złego, a on nie miał pojęcia co robić. W końcu chwycił Missi w ramiona i jak najszybciej zaniósł ją do gabinetu lekarki. Zapukał, ale nikt nie odpowiedział.
- Pani doktor nie ma - usłyszał za plecami.
Odwrócił się, stając twarzą w twarz z innym ochroniarzem.
- Potrzebuję pomocy medycznej - kiwnął brodą na nieprzytomną dziewczynę.
Nigdy w życiu nie znalazł się w takiej sytuacji, a teraz musiał jakoś zareagować.
- Dziwką będziesz się przejmował? - prychnął tamten.
- Po prostu, kurwa, zawołaj lekarkę! - wrzasnął.
- Dobra, spokojnie.
Goryl wycofał się i szybszym krokiem opuścił miejsce spotkania.
- Nie zasypiaj - mówił do niej. - Otwórz oczy, Mayson.
Przez nagły przebłysk świadomości w jego głowie na sekundę pojawił się obraz kobiety leżącej w sali szpitalnej. Zdziwiony zmarszczył czoło i wrócił wzrokiem na Missi.
Wstrzymał oddech, czując niewyjaśnione ukłucie w tyle głowy.
Blada twarz dziewczyny nie zwiastowała nic dobrego.
***
- Połóż ją tutaj i powiedz mi ile czasu jest nieprzytomna - rozkazała gorączkowo pani doktor.
Malik ostrożnie położył Mayson na kozetce i odsunął się do drzwi.
- Jakieś siedem minut.
- Niemożliwe. - Wytrzeszczyła oczy. - Czemu tak długo?!
- Wysłałem po panią strażnika i tyle czasu minęło zanim pani się zjawiła w gabinecie. To nie moja wina, że musiałem czekać. Miałem latać z nią na rękach po całym budynku?
- Dobrze, już dobrze - mruknęła pod nosem i zaczęła badać, prawie białą jak kartka papieru, dziewczynę.
- Co jej jest? - zapytał Zayn.
Kobieta jakby wyrwana z amoku, popatrzyła na mulata srogim wzrokiem.
- Co ty tu jeszcze robisz? - zapytała z wyrzutem. - Idź zająć się swoimi sprawami.
- Jestem jej strażnikiem - odparł z powagą.
- W takim razie wstydź się, ze jej nie upilnowałeś.
- Jak miałem ją upilnować?
- Miała brać leki, do jasnej cholery! - kobieta straciła cierpliwość.
- Jakie leki? - Zayn zmarszczył czoło, nie wiedząc o czym mówiła.
Nie wiedział o żadnych lekach.
- Bez leków będzie z nią coraz gorzej.
- Co jej jest?! - krzyknął.
Pomieszczenie było wypełnione napięciem, a nieświadoma sytuacji Missi leżała spokojnie na łóżku.
- W wyniku obrażeń spowodowanych wszystkimi pobiciami w jej mózgu pojawił się torbiel, który zaczął rosnąć i stopniowo naciskać na poszczególne ośrodki.
- Nie rozumiem... - mruknął. - Pobiciami?
Lekarka zręcznie sprawdzała parametry życiowe dziewczyny, chcąc przywrócić ja do rzeczywistości.
- Nie mam czasu ci wszystkiego tłumaczyć. Musisz dać mi pracować - powtórzyła z naciskiem na ostatnie słowo.
- Pomożesz jej?
- Zrobię co w mojej mocy.
- Jak to?
- Nie wykluczone, że będzie musiała przejść operację.
- Kiedy?
Nagle urządzenia, do których Mayson była podpięta, zaczęły wariować, wydając z siebie okropny dźwięk.
- Natychmiast - kobieta rzuciła na wdechu i zbladła.
Mulat jak strzała wybiegł z gabinetu i popędził do biura Liama. Dziwne pragnie wewnątrz niego zmuszało go, żeby zrobił wszystko, żeby ją uratować. Nie opierał się, ale nie był pewien, czy postępował właściwie.
- Potrzebujemy transportu do szpitala - wydyszał, wpadając do pomieszczenia, w którym urzędował Payne.
- Co się stało? - zapytał spokojnie i przeniósł spojrzenie na przejętego mulata. - Co cię tak zdenerwowało?
- Moja podopieczna Missi Mayson potrzebuje lekarza. Jej stan jest krytyczny.
- Ma lekarkę pod ręką - odparł obojętnie Payne.
- Ona musi przejść operację - dodał szybko.
Liam z wahaniem nacisnął guzik w interkomie i zażądał natychmiastowego transportu dla dziewczyny. Nie chciał mieć na głowie niczyjej śmierci, a tym bardziej nie dziewczyny, którą tak znał od dawna.
Louis by mu nie wybaczył.
Co nie znaczyło, ze zmiękło mu serce. Ciągle był tym samym sukinsynem.
Wreszcie, 5 razy dzisiaj sprawdzałam czy nie ma rozdziału XD Mam wrażenie, że mimo tej operacji Zen nadal czuje jakąś wieź z Misi. No, przynajmniej mam taką nadzieję ;) Do kolejnego! <3
OdpowiedzUsuńTo takie... To jest takie... Nie mogę czytać tego ff spokojnie. Każdy rozdział sprawia że się stresuję, martwię i denerwuję... I dlatego tak bardzo uwielbiam Twoją opowieść :D
OdpowiedzUsuńZayn ogarnij się i cudownie odzyskaj dawnego siebie. Wiesz, tak jak na filmach i wgl :P
Missi cholera kobieto trzymaj się. Dasz rade.
Ciekawe co tam u Harrego? :D
Ach i Louis... Wkurwiasz mnie. Tęsknisz za nią?! Tęsknisz?! Ty kretynie... UGH
Mam nadzieje że za niedługo będę juz z górki.
Do następnego ♡