31 lipca 2015

13.

Komisarz wprowadził ją do mieszkania i kazał się rozgościć. Z jednej strony pocieszał go fakt, że dziewczyna nie była tutaj po raz pierwszy, ale z drugiej nie skakał z radości, że znowu musiał ją przetrzymywać. Był przyzwyczajony do życia samotnika mimo tego, że kilka lat wcześniej był w dość poważnym związku. Przywykł do tego, że załatwiał wszystko sam i sam sobie radził. Miał twardy i zdecydowany charakter, który wszystko mu ułatwiał.
- Mogę skorzystać z toalety? - zapytała z wahaniem.
Zaskoczył go jej cichy głos. Zorientował się, że stał w korytarzu i patrzył w przestrzeń.
- Tak, jasne.
Z racji, że zbliżała się pora obiadu, postanowił coś przygotować. Z przymusu nauczył się gotować, inaczej umarłby z głodu. Od rodziców wyprowadził się mając dziewiętnaście lat. Chciał tego, a oni nie stawali mu na drodze. Szanowali jego wybory, które nie zawsze były słuszne.
- Przyjdź potem do kuchni -  rzucił zanim zniknęła w łazience.
Ze zręcznością początkującego kucharzyny usmażył kilka filetów kurczaka w panierce z kaszy kukurydzianej, ugotował ryż, a w misce zrobił świeżą, warzywną sałatkę. Nie zajęło mu to nawet godziny. Nie zorientował się, że Missi cały ten czas mu się przyglądała. Dopiero kiedy się odwrócił, napotkał jej zaciekawione spojrzenie.
- Pierwszy raz widzę mężczyznę, który tak dobrze czuje się w kuchni - powiedziała z uznaniem.
- Czy to komplement?
- Chyba tak - przytaknęła zmieszana.
- W takim razie, dziękuję.
Obdarzył ją słabym uśmiechem, który błądził jedynie w kącikach jego ust, a potem zniknął. Malik wrócił do swojej poważnej twarzy i rozstawił wszystko na stole.
- Częstuj się - kiwnął głową na jedzenie. - Weź ile chcesz, nie krępuj się.
Dziewczyna skinęła głową na znak, że rozumie i zabrała się do jedzenia. Zayn z uwagą obserwował każdy jej ruch. Nawet to, jak przeżuwała kawałek kurczaka oraz sposób w jaki nabierała ryż na widelec. Nie wiedział czemu to robił. To działo się samoczynnie. Nie mógł oderwać od niej wzroku.
Kiedy oboje skończyli, mulat podniósł się z zamiarem sprzątnięcia brudnych naczyń. Mayson, chcąc jakkolwiek podziękować za wszystko, co do tej pory dla niej zrobił, postanowiła mu pomóc. W tym samym momencie złapali za pustą miskę po sałatce, powodując zetknięcie się ich palców. Missi odsunęła gwałtownie dłoń i zarumieniła się. Był dla niej obcym mężczyzną, z którym miała bardzo oficjalne stosunki. Poczuła się niezręcznie, czując jego skórę na swojej. Wystraszyła się, czując dziwny przepływ energii między nimi.
- Pomogę, panu - bąknęła pod  nosem.
Malik zabrał ich talerze, a Mayson resztę. Wspólnie włożyli wszystko do zlewu. Dziewczyna odkręciła wodę, wzięła gąbkę i zaczęła zmywać. Komisarz popatrzył na nią zdziwiony, ale sam chwycił suchą ścierkę i wycierał umyte naczynie, następnie umieszczając je w szafkach. Razem posprzątali praktycznie całą kuchnię.
- Nie musiałaś - odezwał się nagle.
Do tej pory pracowali w kompletnej ciszy. Nie czuli potrzeby prowadzenia bezsensownej pogawędki. Spojrzała na niego, unosząc wysoko brodę. Nie chciała pokazać, że ją onieśmielał.
- Chciałam, a przede wszystkim powinnam - odpowiedziała z pewnością siebie. - Za to wszystko, co pan dla mnie zrobił.
- Jako pracownik służb porządkowych mam obowiązek pomagania członkom społeczeństwa.
- Rozumiem, ale...
- Świadomie zdecydowałem, że przeczekasz u mnie to całe zamieszanie, więc nie musisz mi się odwdzięczać. Jeśli będę czegoś od ciebie potrzebował, poproszę cię o to. Nie czuj się uprzywilejowana do pomagania czy wyręczania mnie.
Missi skinęła głową, spuszczając wzrok.
Przypomniał jej się sposób w jaki odnosił się do niej Louis. Zawsze był stanowczy i wyznaczał określone reguły, których musiała przestrzegać. W momencie, kiedy Malik mówił to wszystko, poczuła się podobnie. Chciała czuć się potrzebna, nie chciała być niezbędnym bagażem, który plącze się pod nogami i irytuje innych. Nie po tym wszystkim. Chciała decydować o sobie i o tym, co będzie robiła.
Widząc jak się zachmurzyła, Zayn podszedł do niej na odległość jednego kroku. Dziewczyna uniosła głowę, krzyżując ich spojrzenia.
- Nie chciałem, żeby tak to zabrzmiało. Pewnie poczułaś się źle, przez to co powiedziałem. Nie to było celem mojej wypowiedzi. Po prostu chciałem, żebyś czuła się tu swobodnie, a nie jak służąca.
Przez chwilę pomyślała, że czytał jej w myślach. Może rzeczywiście to robił.
Bo skąd by wiedział, co teraz czuła?
- Rozumiem, przepraszam - wyszeptała, patrząc wszędzie tylko nie na niego.
- Nie przepraszaj. Nie musisz. To wszystko z Tomlinsonm, to już przeszłość. Nie myśl o nim, ani o niczym co było z nim związane. Uwolniłaś się od niego, żeby móc zacząć nowe życie. Nie zepsuj szansy, którą dostałaś. Pomyśl w końcu o sobie.
Przez chwilę nie mogła oderwać wzroku od jego brązowych oczu. Zamyśliła się nad słowami, które wyszły z jego ust.
Z jego ponętnych, przyciągających ust...
- Czuj się jak u siebie. Jeśli będziesz czegoś potrzebowała, mów. - Jego słowa wyrwały ją z zamyślenia.
Zamrugała szybko, wracając do rzeczywistości.
Wiedziała, że takie uwagi nie powinny pojawiać się w jej głowie. To nie była jej liga. Poza tym, on tylko chciał być dla niej miły.
Odchrząknęła, a Malik zrobił krok w tył.
- Pójdę się wykąpać. Śmierdzę szpitalem - oznajmiła i pospiesznie wyszła z pomieszczenia, zabierając swoja podręczną torbę.
Stojąc przed lustrem stwierdziła, że koniecznie musi wyjść na zakupy. Zostało jej trochę pieniędzy na niezbędne rzeczy. Liczyła, że wkrótce znajdzie prace, małe lokum i zacznie wszystko od nowa.

***

Mulat usadowił się na kanapie i włączył telewizor. Przeskakiwał z kanału na kanał. Irytował go fakt, że o tej godzinie nie puszczali nic ciekawego. Zazwyczaj normalni ludzie siedzieli o tej porze w pracy i zarabiali marne grosze na swoje utrzymanie. On jednak musiał zrezygnować z dzisiejszego dnia, żeby odpowiednio zając się małym wyrzutkiem.
Nie miał do niej żalu.
Nie czuł złości z powodu tego, że odciągnęła go od pracy. Miał dość patrzenia na twarz Horana, więc z wielką ulgą oznajmił szefowi powód swojego wcześniejszego wyjścia, który tamten przyjął bez najmniejszego sprzeciwu.
Zayn wyczuł obecność dziewczyny i instynktownie odwrócił głowę w stronę wejścia. Stała tam w piżamie, która składała się z krótkich bawełnianych spodenek i podkoszulka z krótkim rękawem. Przez chwilę zastanowił się, czemu produkują tak skąpe piżamy.
- Chodź, obejrzymy jakiś film, jeśli w ogóle znajdę coś ciekawego - powiedział luźno, nie spuszczając z niej czujnego spojrzenia.
Czuł się w jej towarzystwie całkiem komfortowo. Jednak nie zmieniał ich relacji na inną niż oficjalną. Nie wiedział, czy mógł sobie na to pozwolić. Za krótko się znali.
Mayson usiadła po drugiej stronie kanapy i podkuliła nogi.
- Chcesz pilot? - Zapytał z rezygnacją wymalowaną na twarzy. - Może ty będziesz miała większe szczęście.
Uśmiechnęła się, widząc jego nietypowy wyraz twarzy. Z chęcią przejęła urządzenie, które nie było tak skomplikowane, jak na początku myślała. Przeskoczyła przez kilka kanałów, aż znalazła coś godnego uwagi.
- To może być dobre - mruknęła pod nosem i skinęła brodą w kierunku odbiornika.
Dopiero wtedy komisarz spuścił z niej wzrok. Czekał w milczeniu, aż film się rozkręci. Po kilku minutach Missi płakała ze śmiechu, a mulat znowu uważnie się jej przyglądał, nie mogąc ukryć lekkiego uśmiechu.
- Nie śmieszy to pana? - Zapytała, biorąc głęboki oddech, żeby się uspokoić. - Przecież oni są komiczni.
Komisarz zauważył, że szatynka się rozluźniła i w końcu poczuła dobrze w jego towarzystwie. Nie chciał jej onieśmielać, ale bawiło go jej zakłopotanie, kiedy się zbliżał.
- Tak, są całkiem zabawni - przyznał, nie spuszczając wzroku z jej zarumienionej twarzy.
Malik przyznał w myślach, że była naprawdę ładna.
- Pan się nie zna na dobrej komedii - zarzuciła mu z grymasem na twarzy. - Zepsuł mi pan całą zabawę.
Wzruszył ramionami i wrócił wzrokiem na telewizor. Nie chciał wyjść na dziwaka. Tym bardziej nie chciał, żeby Mayson coś sobie pomyślała.
- Teraz niech pan sam wybierze - wystawiła rękę z pilotem w jego kierunku i patrzyła wyczekująco.
Zayn westchnął i przejął pałeczkę. Zapowiadał się miły wieczór.

***

Tydzień później, w środę, Mayson siedziała w kuchni komisarza Malika i przeglądała oferty pracy tutejszej gazecie. Od kilku dni nie było nic, co mogło ją zainteresować.
Zbliżała się osiemnasta, czyli godzina powrotu komisarza z pracy. Z każdym dniem, coraz bardziej wkręcała się w jego tryb życia. Wstawała razem z nim, chociaż spali w innych pokojach. Robiła to tylko po to, żeby zrobić mu śniadanie. Codziennie rano ćwiczyła, potem przygotowywała obiad i czytała książki, które znalazła w skromnej biblioteczce mężczyzny. Nie przeszkadzało jej to, ale widziała jak bardzo przeszkadzała komisarzowi. Miała nadzieję, że już niedługo będzie mogła zacząć samotne życie, co z drugiej strony wcale nie było pocieszające. W pewnym sensie bardzo jej się tu podobało.
- Jestem - usłyszała z korytarza.
W dalszym ciągu zwracała się do niego "panie komisarzu". Nie widziała potrzeby, żeby to zmieniać. Okazywała mu w ten sposób szacunek. Za każdym razem, kiedy wyobrażała sobie, z mówi do niego po imieniu, rumieniła się.
- Dobry wieczór - przywitała się z uśmiechem.
- Dobry wieczór - odpowiedział smętnie.
- Zrobię coś na kolację - poderwała się z krzesła i zajrzała do pełnej lodówki. - Na co ma pan ochotę?
- Powtarzam ci kolejny raz, że nie chcę żebyś robiła za moją służącą - powiedział chłodno i oparł się tyłem o blat, krzyżując ręce.
- Jeśli nie zrobię czegoś do zjedzenia, ja też będę głodna - wyjaśniła.
Malik nie odpowiedział.
Nalał sobie wody do szklanki i wypił ją za jednym razem.
- Ciężki dzień w pracy? - Zapytała zaciekawiona.
Zawsze to robiła. Jednak on nigdy nie był zbyt rozmowny. Odpowiadał pojedynczymi słówkami, ale za to dużo się jej przyglądał. Nie był do tego przyzwyczajony, zazwyczaj nikt nie interesował się jego pracą.
- Trochę - bąknął. - Byłaś dzisiaj u Stylesa?
- Nie, musiałam coś załatwić.
Dwa dni po jej pobycie u Zayna wpadli na pomysł, że podczas pobytu komisarza pracy, Missi będzie przebywała u Harry'ego. W ten sposób ona mogła zająć sobie czymś czas, a on nie będzie się nudził.
- Nie mam ochoty na jedzenie. Zjesz dzisiaj sama?
Mayson zmarszczyła czoło. Do tej pory Malik nie odmówił jej ani jednego posiłku.
- Tak, zjem - odpowiedziała zmieszana. - Coś się stało, panie komisarzu? Nie wygląda pan najlepiej.
- Wszystko w porządku. Po prostu jestem zmęczony.
Wyszedł z kuchni, kierując się do łazienki. Podczas krojenia pomidora, szatynka usłyszała pukanie do drzwi. Wytarła dłonie w podręczną szmatkę i podreptała na korytarz. Zręcznie otworzyła drzwi i stanęła jak wryta. Za progiem czekała kobieta z małym chłopcem. Mały, na jej oko, mógł mieć około pięciu lat.
- W czym mogę pomóc? - Zapytała zdezorientowana Missi.
- Czy tutaj mieszka pan Zayn Malik?
- Tak, a o co chodzi?
- Chciałabym z nim porozmawiać. Jest teraz w domu? - Dopytywała kobieta.
Była ładna, zgrabna i kilka lat starsza od Mayson. Dziewczyna przypuszczała, że nawet mogła być w jego wieku.
Tak przeczuwała.
- Kim pani jest?
- Jego dobrą znajomą. Proszę się mnie nie obawiać.
Mayson niepewnie przepuściła kobietę i dziecko w drzwiach, po czym podeszła pod łazienkę. Zapukała lekko. Drzwi się uchyliły, a w progu stanął półnagi komisarz. Pierwszy raz widziała go w takim wydaniu. Zrobiło jej się gorąco, kiedy próbowała utrzymać wzrok na jego twarzy. Tak czy inaczej, nie mogła się dobrze napatrzeć, bo szybko włożył koszulkę.
- Kto przyszedł? - Zapytał, przeczesując mokre włosy palcami.
- Ktoś do pana.
Malik zmarszczył czoło i wyminął dziewczynę. Z bosymi stopami skierował się do salonu, gdzie instynktownie oczekiwał niespodziewanego gościa. Napotykając znajomą twarz, zatrzymał się w pół kroku.
- Co ty tu robisz? - Wymsknęło mu się zanim zdążył się należycie przywitać.
- Mi również miło cię widzieć, Zayn - odpowiedziała kobieta z dezaprobatą.
- Witam, Daisy - poprawił się.
Podszedł do niej bliżej, a kiedy wstała z kanapy, pocałował w policzek.
- Co cię do mnie sprowadza? - Zapytał, obrzucając wzrokiem chłopca.
Zastanowił się, czemu przyprowadziła tu swoje dziecko. Nie mogła go zostawić ze swoim facetem?
- Musimy poważnie porozmawiać.
- Musimy? Sadziłem, ze wyjaśniliśmy sobie wszystko już dawno temu.
- Nie rozumiesz - westchnęła. - Muszę ci coś powiedzieć. Powinnam to zrobić wcześniej, ale nie mogłam się zdobyć na odwagę.
Missi stała w progu i przysłuchiwała się ich konwersacji. Wiedziała, że to było niegrzeczne, ale nie potrafiła się powstrzymać. Poza tym, nikt jej nie wyganiał.
- Mów - nakazał obojętnym tonem.
- W cztery oczy - Daisy użyła lekko złośliwego tonu.
Zayn spojrzał na Mayson i zrozumiał, że to do niej odniosła się aluzja.
Nie spodobał mu się sposób w jaki kobieta się do niej odnosiła. Z zaskoczeniem zorientował się, ze włączył mu się instynkt bronienia Missi. Jemu nie przeszkadzało, że dziewczyna ich słuchała. Nie czuł, że musi ukrywać przed nią znajomość z Daisy.
Łączyła ich wspólna przeszłość i tyle.
- Spotkajmy się jutro na kolacji. O adresie powiadomię cię mailem - postanowił.
Kobieta przez chwilę się zastanawiała, ale wyraziła zgodę. Racząc Missi dziwnie uprzejmym uśmiechem, minęła ją w drzwiach i wyszła z mieszkania razem z dzieckiem.
Mayson odwróciła głowę i napotkała oczy Malika. Stał dość blisko, więc zauważyła niepokój czający się w jego oczach.
- Kim ona jest? - Zapytała, choć wiedziała, że to nie była jej sprawa.
- Kimś mało istotnym - zbył ją i wrócił do łazienki.
Poszła za nim, wiedziona instynktem.
- Myślę, że to nie do końca prawda - powiedziała cicho, czekając na wybuch z jego strony.
Dociekała prawdy, ale z drugiej strony bała się odrzucenia. Tomlison zawsze wkurzał się za jej dociekliwość.
- Możesz mieć rację - westchnął i potarł twarz dłońmi.
Zdziwiła się jego reakcją. Zazwyczaj Tomlinson wydzierał się na nią, kiedy interesowała się tym, czym nie powinna. Czasami nawet potrafił ją uderzyć.
- W taki razie kim ona dla pana jest? - Zapytała z nadzieją, że tym razem uzyska odpowiedź.
Zayn suszył ręcznikiem włosy i tępo wpatrywał się w swoje lustrzane odbicie. Po krótkiej chwili postanowił się odezwać:
- Jest moją byłą narzeczoną.

22 lipca 2015

12.

Komisarz zawahał się zanim cokolwiek odpowiedział. Nie chciał powiedzieć tego, co przyszło mu na myśl. To nie były odpowiednie słowa.
Nie teraz.
- Kazano mi sprawdzić jak się czuje jeden z głównych świadków - powiedział chłodno.
- Przecież już go złapaliście - jęknęła. - Nie musicie mnie pilnować.
- Niestety, ale czeka cie jeszcze rozprawa, na której będziesz musiała zeznawać przeciwko niemu.
- Nie chcę.
Mulat obdarzył ją twardym spojrzeniem. Dziewczyna odwróciła głowę, nie chcąc patrzeć na jego twarz. Wiedziała, że miał racje. Bez jej zeznań, Tomlinson mógł się wymknąć, a wtedy z pewnością by ją zabił.
Drzwi sali się otworzyły, a w progu pojawił się lekarz.
- Dzień dobry. - Podszedł do łóżka, patrząc w kartę pacjenta. - Jak się pani czuje, panno Mayson?
- Całkiem dobrze - odpowiedziała niepewnie.
Właściwie nie wiedziała jak się czuła. Była wyprana z emocji, a jej głowę zaprzątała jedna myśl...
Louis był jej przyrodnim bratem. Robił z nią to wszystko, wiedząc o tym od początku.
- Niestety, ale musi nas pan zostawić samych, panie komisarzu. Będę badał pacjentkę.
Malik skinął głową, godząc się i wyszedł. Przez cały czas zastanawiał się, co zrobić. Nie mógl zostawić sprawy Missi w taki stanie jak teraz. Potrzebował, żeby czuła się bezpieczna. Nie wiedział skąd mu się to wzięło, więc zwalił to uczucie na swój zawód.
Taki już był.

***

- Panie doktorze! - Zawołał za człowiekiem w kitlu, który właśnie wyszedł z sali Mayson.
Zatrzymał się i czujnym okiem popatrzył na Malika. Rozpoznał go i wyluzował postawę.
- Słucham, panie komisarzu?
- Co z nią?
- Ma liczne obrażenia zewnętrze w skutek dwukrotnego pobicia. Nie obyło się również bez lekkiego wstrząśnienia mózgu, które tak naprawdę nie jest dużym zagrożeniem. Do tego jej organizm jest osłabiony.
- Kiedy będzie mogła wyjść ze szpitala?
Bez niej rozprawa Tomlinsona nie miała sensu.
- Myślę, że po tygodniu minimum. - Odpowiedział lekarz po dłuższym zastanowieniu.
- Dobrze. Dziękuję.
Zayn uścisnął dłoń mężczyzny i odwrócił się w stronę drzwi do sali.
Nie powinno go tu być. To nie była jego działka. Mógł przysłać Stylesa, ale wolał sprawdzić to sam. Chciał zobaczyć jak Myson się czuje. Powinien teraz siedzieć w swoim biurze i wypełniać papiery, ale nie miał do tego głowy. Chciał jak najszybciej uporać się z ta sprawa, która dręczyła go tak długo. Zrezygnował z ponownego odwiedzenia Missi, po czym wyszedł ze szpitala.
Szatynka gapiła się w sufit. Starała się poukładać wszystko w swojej głowie, ale nie była w stanie pojąć tego, co się wydarzyło. Teraz patrzyła na "związek" z Tomlinsonem inaczej.
Czy to było kazirodztwo?
Jasne, że było, a on to zataił. Nie była świadoma, że popełnia przestępstwo sypiając z własnym, przyrodnim bratem. Zachciało jej się wymiotować. Musiała stąd zniknąć. Nie chciała przebywać w miejscu, które będzie kojarzyło się jej z koszmarem jaki dane jej było przeżyć.
Tylko, co teraz z nią będzie?

***

Komisarz starał się skupić na pracy, ale przychodziło mu to z wielkim trudem. Środa ciągnęła się jak nocny koszmar. Do tego Bella zachorowała a Styles złamał sobie nogę i dostał zwolnienie na miesiąc.
Mulat pociągnął nerwowo za włosy, po czym oparł łokcie na blacie, a twarz ukrył w dłoniach. Zacisnął mocno powieki i jęknął boleśnie. W głowie przewijał mu się widok pobitej szatynki i jej psychopatycznego "chłopaka", który okazał się być jej przyrodnim bratem. Zayn wziął sobie za cel dotrzeć do źródła tej sytuacji. Niestety nic nie wiedział o rodzinie Missi. Nie potrafił skontaktować się z jej matką, nawet nie wiedział czy ona jeszcze żyje. Opierał się na domysłach, a to było nic w tej pracy. Tutaj potrzebne były niezbite dowody.
Mężczyzna potrząsnął głową, wstał gwałtownie z fotela i zdecydowanym krokiem opuścił swoje biuro. Obdarzył obojętnym spojrzeniem młodą sekretarkę, która przybyła w zastępstwie i udał się do Richarda.
- Malik? - Przełożony obdarzył go zaskoczonym spojrzeniem, unosząc głowę znad dokumentów.  - Co cię do mnie sprowadza?
- Missi Mayson. Co wiesz o jej rodzinie? - Powiedział rzeczowo.
- Jeszcze się tym przejmujesz? Przecież wszystko skończone. Tomlinson nie wymknie się nam po takim czymś. Sam jestes dowodem na jego bezwzględność. Przecież rok temu ledwo uszedłeś z życiem.
- Nie o tym teraz chcę rozmawiać. Po prostu odpowiedz na moje pytanie. Będę bardzo wdzięczny, jeśli to zrobisz.
- Bezwzględny jak zawsze - westchnął Steel.
Komisarz Malik mentalnie przewrócił oczami.
- Niestety, ale ci nie pomogę - szef wzruszył ramionami. - Nie prowadziłem sprawy żadnej osoby o nazwisku Mayson.
- Zdaje się, że miała ojczyma.
- Nie wiem, Malik. Nie u mnie szukaj takich informacji. Może powinieneś pogrzebać w starych aktach ze spraw... - zaproponował.
- Nie mam na to czasu - rzucił chłodno Zayn.
- W taki razie, nie mam pojęcia co powinieneś zrobić. Jestem teraz zajęty sprawą gangu Tomlinsona, który niestety jest większy, niż można się było spodziewać. To istna korporacja. Wiedziałeś, że jest połączony z domami publicznymi w innych krajach?
- Spodziewałem się tego.
Tym stwierdzeniem zbił z tropu swojego przełożonego.
- Och, dobrze.
Malik odwrócił się na pięcie, nic nie mówiąc i wyszedł.
Zawsze tak robił. Nie bawił się w uprzejmości, kiedy nie były konieczne. Ich praca wymagała zdecydowania i pewności siebie, czego nauczył go ojciec. Przejął pałeczkę po swoim tacie. Tamten zawsze mu imponował, co doprowadziło go aż tutaj.
- Malik - usłyszał za plecami znajomy głos - zaczekaj.
Nie zatrzymał się.
Powoli kierował się do siebie, chcąc jak najszybciej dokończyć robotę i wyjść. Musiał wyładować się na siłowni, którą lubił coraz bardziej. Nigdy wcześniej się tym nie interesował, ale teraz coraz częściej potrzebował wyrzucać z siebie nadmiar emocji.
- Nie bądź taką chodząco bryłą lodu. Chcę porozmawiać.
- Idź sobie, Horan. - Rzucił przez ramię.
Blondyn zaśmiał się ironicznie i wszedł za mulatem do jego biura. Komisarz usiadł za biurkiem, a Niall zajął miejsce przed nim.
- Czego chcesz? Nie mam czasu na głupoty.
Horan rozpiął granatową marynarkę i rozparł się wygodnie. Na jego usta wpłynął leniwy usmieszek.
- Czyli nie chcesz nic wiedzieć o jednym z Maysonów?
- Podsłuchiwałeś. Mogłem się tego spodziewać - Zayn westchnął przesadnie. - Kontynuuj.
- Widzę, że cię zainteresowałem.
- Jeśli masz zamiar się ze mną droczyć, to informuję cię, że nie mam na to najmniejszej ochoty i czasu. Przejdź do rzeczy, a jeśli nie, to możesz wyjść.
- Spokojnie - uniósł ręce w geście poddania. - Wprowadźmy chwilowy rozejm. Tylko słuchaj uważnie, bo nie mam zamiaru się powtarzać.
- Zamieniam się w słuch.

***

Louis Tomlinson przebywał w areszcie, ale był świadomy, że po procesie przeciwko niemu pójdzie za kratki. Bolała go myśl, że tak szybko zakończy się jego bezkarność. Tak długo wymykał się policji, że uznał to za dobry znak i przestał uważać.
Popełnił błąd.
Zaufał komuś, kto wbił mu nóż w plecy. Jego mentalność mówiła mu, że musi się zemścić. Bez względu na to, kim ona dla niego była. Nie myślał o niej jak o rodzinie kiedy pieprzył ją co wieczór przez ostatni rok. Bardziej traktował ją jak... Jak luksusowa dziwkę, którą miał wytresować i wystawić na sprzedaż. Niestety jego plany gwałtownie się popsuły. Wszyscy kupcy odwrócili się od niego, nie chcąc wpaść w to bagno, co on.
- Dorwę cię, złotko. - Wymamrotał pod nosem, robiąc kolejną pompkę. - Jeszcze pożałujesz, że mnie poznałaś. Będziesz żałowała, że się urodziłaś.
Póki co, był w celi całkiem sam. Był świadomy, że na zewnątrz miał licznych "przyjaciół", którzy lubili brudna robotę.
Teraz pozostało mu zaplanować, jak to wszystko zrealizować.

***

Dni się ciągnęły, wpadały jeden w drugi. W pewnym momencie Mayson straciła rachubę czasu. Wydawało jej się, że leżała w szpitalu już miesiąc, albo dłużej. Jak się potem okazało, leżała dokładnie tydzień.
Dzisiaj był poniedziałek i oczekiwała, że zostanie wypisana. Miała dość ludzi w białych kitlach, strzykawek, kroplówek i mdłego jedzenia.
- Dzień dobry, panno Mayson. - Przywitał się radośnie lekarz prowadzący. - Co dzisiaj słychać? Jak się panienka czuje?
- W porządku.
- Cieszy mnie ta informacja.
- Wypisze mnie pan? - Zapytała z nadzieją.
- Myślę, że tak. Jeszcze pobierzemy krew, której wyniki zobaczę od razu.
- Dobrze.
- Musisz obiecać, że będziesz na siebie uważała i za dwa tygodnie pokażesz się na kontroli.
- Obiecuję, panie doktorze. - Uśmiechnęła się lekko.
Humor wrócił jej kilka dni temu. Chęć do życia odżywała, ale nie była tak mocna jak kiedyś. Wciąż czuła się potwornie oszukana i zraniona. Chciała zakopać się w pościeli i schować przed całym światem.
- Będziesz miała z kim wrócić do domu?
"Nawet nie mam domu" - pomyślała z nutką ironii.
- Jasne - odpowiedziała mało zdecydowana.
Mężczyzna spojrzał na nią spod rzęs, zaprzestając uzupełniania karty pacjenta.
- Na pewno?
- Tak, panie doktorze. - Posłała mu szeroki uśmiech, żeby odpowiedz była bardziej wiarygodna.
- W taki razie pójdę po dokumenty i za chwilę wracam.
Lekarz opuścił salę, zamykając za sobą drzwi. Kiedy tylko znalazł się w swoim gabinecie, sięgnął po telefon i wybrał odpowiedni numer.
- Słucham? - Odezwał się głos o drugiej stronie linii.
- Dzień dobry, panie komisarzu.
- Witam.
- Dzwonię w sprawie niejakiej Missi Mayson.
- Coś się stało? - Zapytał nerwowo Zayn.
- Nie, skądże. Ma się bardzo dobrze. Dzwonię w innej sprawie...
- Zamieniam się w słuch.
- Otóż obawiam się, że okłamała mnie w związku z tym, że ma ją kto odebrać ze szpitala do domu.
- Jaki w tym mój udział?
- Byłbym bardziej spokojny, gdyby to pan był tą osobą.
- Aktualnie jestem w pracy - bąknął zniecierpliwiony Malik.
- Rozumiem, ale...
Doktor nie dokończył, a komisarz się nie odezwał.
- W porządku - powiedział po chwili milczenia. - Będę za godzinę.

***

Mayson skończyła pakować swoją skromną torbę podręczną, ciesząc się, że miała w niej wszystko, co było jej potrzebne. Oczywiście oprócz pieniędzy, ale o to się nie martwiła. Zawsze umiała znaleźć sposób, żeby je zdobyć.
Nagle drzwi się otworzyły. Kątem oka, zobaczyła postawną męską sylwetkę. Wyprostowała się i zmrużyła oczy zdezorientowana.
- Pan komisarz? - Zdziwiła się. - Co pan tu robi?
- Dzień dobry. - Przywitał się, ignorując jej pytanie.
- Właśnie zamierzałam wrócić do domu - wymamrotała dziewczyna.
Nie rozumiała dlaczego czuła się przy nim niezręcznie. Było tak za każdym razem, kiedy odwiedzał ją w ciągu ostatniego tygodnia. Codziennie, w porze obiadowej, przynosił jej jedzenie z pobliskiej knajpy i kawę. Nie rozmawiali dużo. Przez większość czasu siedzieli w ciszy. Czasami zdarzyło się jej zapatrzyć w jego idealnie wyrzeźbioną twarz i pomarzyć o idealnym związku.
- Wiem.
Posłała mu zdezorientowane spojrzenie, ale wciąż pozostawał obojętny.
- Przyjechałem cię odebrać - wyjaśnił po chwili.
- Ale ja...
- Wiem, ze chciałaś tułać się transportem miejskim. - Przerwał jej chłodnym tonem. - Poza tym wiem też, że nie masz gdzie wrócić.
Nie odpowiedziała.
Wiedział o niej więcej, niż mogła się tego spodziewać. Czasami ją to przerażało, ale starała się zbyt tego nie analizować.
- Poradzę sobie - zapewniła. - Naprawdę.
Bez słowa zabrał od niej torbę i wyszedł na korytarz. Dziewczyna rozejrzała się po sali, sprawdzając czy nic nie zostawiła.
- Panie komisarzu ja... - zaczęła.
- Po prostu chodź - westchnął.
Po odmeldowaniu się w recepcji przeszli na parking. Wsiedli do auta mulata, który zgrabnie włączył się do ruchu.
- Gdzie pan zamierza mnie wywieźć? Jakiś przytułek? - Zaciekawiła się.
Przytułek nie był najgorszym pomysłem. Missi miała plan znalezienia pracy i rozpoczęcia nowego życia.
- Pojedziesz do mnie.
Nie mogła ukryć zaskoczenia, wywołanego jego słowami.
- Co? Jak to? - Wytrzeszczyła oczy.
- Zwyczajnie, Mayson.
Na dźwięk jej nazwiska w jego ustach poczuła się dziwnie. Wypowiedział je inaczej niż dotychczas.
- Dobrze - przytaknęła cicho.
Odchyliła głowę na zagłówek i przymknęła powieki. Mimo pobytu w szpitalu, czuła się zmęczona. Odzwyczaiła się od wysiłku, a teraz męczyło ją wszystko.
Żałowała, że nie odebrał jej Styles. Z nim przynajmniej miałaby o czym rozmawiać...
- Styles złamał nogę. Jest na miesięcznym zwolnieniu. - Powiedział Zayn, jakby czytając jej w myślach.
- Och - wydusiła zaskoczona. - Biedny.
Mulat wzruszył ramionami i gwałtownie skręcił w prawo. Szatynka wpadła na szybę, ale nie miała mu tego za złę. To ona się zagapiła. Zapatrzyła się na kierowcę, który własnie zatrzymał się na parkingu przed ładnym, wysokim budynkiem.
Na myśl, ze spędzi z nim cały dzień sam na sam zamarło jej serce.

18 lipca 2015

11.

Tomlinson od dwóch dni nie znalazł nikogo na miejsce Mayson. Denerwował go ten fakt. Missi była dla niego szansą na zarobienie fortuny, ale zachciało jej się gadać z psami. Nie wybaczył jej i wiedział, że nigdy tego nie zrobi. Sam miał na sumieniu poniżanie jej słownie, nagrywanie ich stosunków i... Jeszcze kilka spraw. Mimo to, nie czuł się winny. Nie miał tego czegoś, co inni nazywali sumieniem. W tej branży było mu zbędne i tylko przeszkadzało.
Właśnie teraz, czyli w poniedziałkowe południe, miał jechać z Liamem po świeży towar do stałego dostawcy. Narkotyki schodziły jak ciepłe bułeczki, a jego sejf zapełniał się coraz bardziej, a nic nie cieszyło go bardziej.
- Payne! - Krzyknął głośno.
Wiedział, że ćpun kręcił się po jego piętrze. Lubił to robić, bo czasami znajdował resztki towaru.
- Co tam? Szukałeś mnie? - Zapytał z uśmiechem, stając przed swoim wspólnikiem. - Gotowy?
- Tak, tylko...
- Co?
- Zabierzemy ze sobą tą małą sukę.
- Po co? - Zdziwił się Liam. - Oszalałeś?
- Może uda mi się ją sprzedać u Deryla. - Na twarz Tomlinsona wpłynął chytry uśmiech.
Miał dość Mayson i chciał się jej pozbyć. Wyczerpała wszystkie pokłady jego cierpliwości i nie zasługiwała na przebywanie w jego obecności.
- Jest wycieńczona i nic nie jadała od praktycznie trzech dni. Myślisz, że to dobry pomysł? Deryl nie weźmie czegoś takiego.
- Już ja się postaram.
Tomlinson poklepał zdezorientowanego wspólnika po ramieniu i podążył do pokoju dziewczyny.
Kiedy tylko Mayson usłyszała odgłos kroków na korytarzu, automatycznie włączyła się jej czujność. Nie chciała być potraktowana w okropny sposób kolejny raz. Z braku jedzenia nie miała siły. Nie podnosiła się z łóżka od dwudziestu czterech godzin. Widziała po sobie, że niezdrowo schudła.
- Kochanie! - Louis zawołał zza drzwi. - Jesteś tam?
Dobrze wiedział, co się stało, a tak doskonale udawał, że wszystko było po staremu. Nie odpowiedziała na jego wołanie.
- Wiem, że na mnie czekasz. Ciągle mnie kochasz, prawda?
Głos mężczyzny był coraz bardziej wyraźny, co oznaczało jego zbliżanie się. Zanim drzwi się otworzyły usłyszała złowrogie "zostań tu". Drzwi ustąpiły ze skrzypnięciem, a w wejściu pojawiła się sylwetka Tomlinsona.
- Cześć, skarbie. - Przywitał się z uśmiechem. - Co słychać?
Dziewczyna milczała jak grób. Nawet nie odważyła się poruszyć.
- Mayson, nie zadzieraj ze mną - ostrzegł dużo poważniejszym tonem. - Wstań, jak do ciebie mówię.
Nie wypełniła jego żądania. Nie mogła.
Była zbyt wyczerpana.
- Mayson! - Warknął.
Spojrzała w jego stronę ospałym wzrokiem i tak została. W tym momencie było jej obojętne, co on zrobi, bo i tak nie byłaby w stanie się bronić czy uciekać.
- Wstań, albo sam cię podniosę - zagroził, ale to nie poskutkowało.
Złapał szatynkę za ramiona i szarpnął do góry. Ściągnał ją z łóżka i mocno postawił na ziemi. Missi wylądowała kolanami na podłodze.
Czuła się pusta. Jakby ktoś zabrał jej dusze i całą chęć do życia.
- Kurwa! - Krzyknął. - Podnoś się mała suko, bo jak nie, to będziesz miała powtórkę z rozrywki. Liam czeka za drzwiami i jest bardzo chętny do zabawy.
Spięła się na te słowa i uniosła głowę.
- Nie mogę. - Wydusiła słabym głosem. - Pomóż mi.
Louis wywrócił oczami, ale dźwignął ją za ramiona i podtrzymał.
- Aż tak ci słabo, czy tylko udajesz? - Prychnął sarkastycznie. - Zabierz co chcesz i idziemy.
Dziewczyna pokazała na podręczną torbę, którą jej podał i razem opuścili pomieszczenie. Za progiem stał Payne z obleśnym grymasem na twarzy.
- Witaj, Mayson. - Powiedział miłym głosem. - Jak się czujesz, kochanie?
Zignorowała go, za co dostała mocne uderzenie w pośladki.
- Zostaw ją - warknął Louis. - Musi dotrzeć do Deryla w jak najlepszym stanie.
Missi zaniepokoiły zamiary jej oprawcy. Odchrząknęła z trudem, żeby oczyścić gardło.
- Jaki Deryl? - Zapytała ochrypłym głosem.
- Nie twoja sprawa.
- Chciałeś zrobić ze mnie prostytutkę? - Prowokowała go. - Od początku miałeś taki zamiar, prawda?
We trójkę przemierzyli kilka korytarzy, żeby w końcu znaleźć się na zewnątrz.
- Chciałem to zrobić i prawie mi się to udało, ale popsułaś mi plany. Spodobałoby ci sie, kochanie. Każdej w końcu zaczyna się podobać. Kwestia przyzwyczajenia. - Mrugnął do niej i wskazał na auto. - Panie przodem.
Nim zdążyła zrobić krok, usłyszała hałas po swojej prawej. Niestety, jak na złość, miała spowolnioną reakcję.
Zayn wyłonił się zza rogu budynku w momencie kiedy Tomlinson wyprowadził Mayson na zewnątrz. Trzymając w dłoniach broń, odezwał się:
- Stój, Tomlinson! Jesteś aresztowany!
Zaskoczony Louis przez sekundę wpatrywał się w niego wytrzeszczonymi oczami, po czym przybrał maskę pokerzysty.
- Spierdalaj, Malik! - Odpowiedział. - Chcesz następną pamiątkę?
Nikt, poza mulatem, nie wyszedł z ukrycia. Mieli plan, który doskonale opracowali.
- Nie masz szans, Tomlinson. Nie popełnię drugi raz tego samego błędu!
- Na twoim miejscy nie przychodziłbym tu sam - zarechotał szatyn.
Louis skinął głową, a za jego plecami pojawiło się trzech, ogromnych goryli. Po swojej prawej miał Liama, po lewej Missi. Na wprost jego wzroku stał Malik.
- Kto powiedział, że jestem sam? - Komisarz uśmiechnął się cwaniacko.
Wtedy banda od kryminalisty, wraz z jego wspólnikiem, ruszyła w stronę Zayna, ale nim go dosięgnęli dopadli ich policjanci, którzy chmarą wylegli na ulicę, wychodząc z wszelkiej możliwej strony.
Komisarz uniósł brew, czekając na ruch swojej ofiary.
- Puść mnie, albo... - wtedy Louis coś sobie przypomniał - ...albo ona zginie!
Komisarz przypatrzył się dziewczynie.
Była tak obita na twarzy, że ledwo mógł zobaczyć jej oczy. Siniaki pokrywały skórę jej szyi i ramion. Na ustach miała strupy krwi. Widział, że ledwo trzymała się na nogach.
- Puść ją! - Zażądał mulat. - Ona nie jest niczemu winna!
- Mylisz się, Malik! To przez nią tu jesteście!
Rywale przekrzykiwali się, a Styles wpadł na pomysł. Wspaniałomyślnie obszedł teren dookoła i znalazł się za plecami Tomlinsona. Wyjął pistolet z kabury i malutkimi, ostrożnymi kroczkami zaczął do niego podchodzić. Zostali tylko oni i jeden radiowóz z czterema policjantami. Reszta odwiozła do więzienia tych schwytanych. Oddzielna ekipa przeszukiwała budynek, a jeszcze kolejni zajęli się burdelem. To była naprawdę duża akcja, dopięta na ostatni guzik.
Nic nie było w stanie ich zaskoczyć.
- Zostaw dziewczynę. I tak nie masz szans. - Zayn nie ustępował.
Tym razem musiał dopiąć swego celu.
- Odpierdol się! - Wrzasnął Tomlinson.
- Zdradziłeś jej twój sekret? - Droczył się Malik.
- Nie wiem, o co ci chodzi.
-  Rozmawiałeś z nią na temat jej rodziny?
- Zamknij się, Malik! To nie twój zasrany interes!
- Ty jesteś moim interesem, więc to wszystko co dotyczy ciebie, również nim jest.
- Spierdalaj!
- W takim razie ja jej powiem. - Malik zaśmiał się z triumfem.
Missi z ciekawością przysłuchiwała się tej wymianie zdań. Patrzyła pod nogi, bo nie miała siły wodzić wzrokiem z jednego na drugiego.
- Nie waż się tego zrobić, bo inaczej... - zagroził Louis.
- Powinieneś powiedzieć, że jesteś jej przyrodnim bratem - przerwał mu.
Mayson poczuła się jakby w jej głowie wybuchła bomba.
Louis był jej bratem? Ale... Jak to?
Poczuła zawroty w głowie, a przed oczami zamigotały jej czarne plamki. Zemdlała, wysuwając się z uścisku Tomlinsona prosto na chodnik.

***

Dziewczyna otworzyła ociężałe powieki. Oknem wpadały jasne promienie słońca, które oświetlały salę szpitalną. Missi odchrząknęła słabo i poruszyła głową, żeby rozruszać zbolałą szyję. Czuła się bardzo słabo, była wręcz wycieńczona. Zamknęła oczy, a potem usłyszała szybkie kroki.
- Panno Mayson? Słyszy mnie pani? - Zapytał miły kobiecy głos.
Szatynka ledwo przytaknęła głową.
- Chce pani wody?
Znowu przytakneła. Nie miała siły mówić. Nawet nie próbowała, bo wiedziała, że nic z tego nie będzie.
- Proszę spróbować otworzyć oczy i delikatnie dźwignąć się do siadu - poinstruowała pielęgniarka.
Mayson jeszcze raz otworzyła oczy i podpierając się na rękach, usiadła. Oparła się plecami o dużą poduszkę, a kobieta podstawiła jej szklankę z napojem i rurką. Łapczywie pociągała jeden łyk za drugim.
- Zemdlała pani. Organizm się odwodnił, a przez brak jedzenia nie miał wartości odżywczych. Jest pani podpięta pod kroplówkę, która doprowadzi panią do odpowiedniego stanu. Jedyne, co mogę pani zaproponować, to krakersy i jabłko.
- Poproszę. - Wychrypiała w końcu i była dumna, że się udało.
Pielęgniarka posłała jej pocieszający uśmiech i wyszła z sali.
Dziewczyna odetchnęła głęboko i jeszcze raz napiła się wody. Miała ochotę spać już do końca życia. Nie miała w sobie siły na nic. Męczyło ją mruganie powiekami, a nawet oddychanie. Wtedy do sali wszedł komisarz Malik.
- Pielęgniarka powiedziała, że się obudziłaś. - Odpowiedział na pytające spojrzenie poszkodowanej. - Za chwilę przyjdzie lekarz, żeby sprawdzić, czy wszystko z tobą w porządku.
Zajął mały stołek obok jej łóżka. Przez chwilę przyglądał się rozległym obrażeniom, które okazały się być niegroźne. Jedyne czym mógł się przejmować, to małe wstrząśnienie mózgu. Męczyło go sumienie. Pozwolił jej wrócić do tego popaprańca, chociaż znał jego zamiary. Tomlinson trzymał ją trzy dni bez jedzenia i o minimalnych ilościach wody.
- Złapaliście go? - To był pierwsza rzecz, jakiej chciała się upewnić.
- Tak. Czeka na proces w areszcie, a potem zawita w więzieniu o zaostrzonym rygorze razem ze swoimi współpracownikami.
Nie chciał mówić jej, że Liamowi udało się uciec. Pominął ten fakt z myślą, że powie jej jak poczuje się lepiej.
- Więc to była prawda? - Zapytała ze ściśniętym gardłem.
Mulat zmarszczył czoło.
- Co masz na mysi?
- Naprawdę jest moim... - przerwała na chwilę - moim bratem?
To słowo nie chciało przejść jej przez gardło. Paliło jej język niczym rozżarzony węgiel.
- Przyrodnim - poprawił szybko. - Nie myśl o tym teraz. Odpoczywaj.
Pojedyncza łza spłynęła po posiniaczonym policzku.
- Ile spałam?
- Przespałaś resztę poniedziałku i całą noc. Dzisiaj mamy wtorek.
- Naprawdę? - Zdziwiła się.
- Tak. Przyniósłbym ci kawę, ale mi zabronili.
- Która godzina?
- Ósma rano.
- Och.
Missi zapatrzyła się na mężczyznę, zastanawiając się co robił z nią w szpitalu, kiedy tak naprawdę powinien pracować.
- Czemu pan tutaj jest? - Przerwała ciszę.
Malik obdarzył ją zaskoczonym spojrzeniem.
- Powinien pan być w pracy - dodała.
Zayn zacisnął szczękę i przymknął powieki.
Nie wiedział, co miał jej odpowiedzieć. Zaskoczyło go to pytanie. Chociaż...
Może bardziej zaskoczyła go myśl, która pojawiła się jako pierwsza.

13 lipca 2015

10.

Missi obudziła się na podłodze w tym samym pokoju, w którym odbyła się konfrontacja z Louisem. Miała obolałą twarz z zaschniętymi stróżkami krwi. Podniosła się na kolana, ale znieruchomiała czując okropny ból w głowie. Odczekała kilka minut i powoli podniosła się do pionu. Cudem poczłapała do pobliskiej łazienki. Kiedy spojrzała w lustro, przeraziła się. Jej twarz była opuchnieta w każdym możliwym miejscu, włosy skleiły się od krwi, na ustach widniały strupy, a łzy spowodowały rozmazanie się tuszu na policzki. Pod lewym okiem miała dużego, fioletowego siniaka. Starała doprowadzić się do porządku, co zajęło jej więcej czasu niż założyła. Wróciła po swoją torbę, po czym przeniosła się do swojego pokoju. Zamknęła za sobą drzwi na klucz i opadła na łóżko.

***

Zayn w milczeniu i wielkim szoku patrzył w dokumenty przed sobą. Nie potrafił przyswoić tego, co udało mu się odkryć. Nie zwlekając minuty, pobiegł do Richarda i rzucił mu pod nos niezbity dowód, który trzymał w ręku.
- Co to?
- Mayson i Tomlinson to przyrodnie rodzeństwo.
- I?
- Ona do niego wróciła! - zdenerwował się Malik. - Tomlinson to psychopata. Chciał ze swojej przyrodniej siostry zrobić luksusową prostytutkę. Poza tym są w związku. Sypiają ze sobą!
- A jeśli ona o tym wie.
- Nie wie.
- Skąd ta pewność? - dopytywał Richard, denerwując tym samym komisarza.
- Powiedziała Harry'emu, że nie ma nikogo bliskiego, a Tomlinson ją przygarnął.
- Dzięki zeznaniom tej dziewczyny mamy dowody na Tomlinsona. Zaczniemy akcje w poniedziałek.
- Dowody były jak mnie postrzelił rok temu. - komisarz rzucił sarkastycznie.
- Wtedy ci uciekł.
- Nie wypominaj mi.
- Nie wypominam. Chcę, żeby tym razem się udało.
- Dlaczego dopiero w poniedziałek?
Mulat zmienił temat, żeby nie czuć winy za nie schwytanie Tomlinsona rok temu. Nie lubił, kiedy ktoś o tym wspominał. Było, minęło.
- Bo w weekend większość potrzebnym nam ludzi ma wolne.
Zayn prchnął i wyszedł. Nie był zadowolony z faktu, że policjanci mogli nie stać na straży ludzi również w weekend. Przecież zawsze mogło się wydarzyć coś strasznego, a wtedy na służbie nie byłoby wystarczającej ilości osób. Niestety musiał się do tego dostosować.
Jako jeden z wielu dostał nakaz wolnego weekendu.

***

Mayson obudziła się, kiedy na dworze było ciemno i ponuro. Sprawdziła godzinę na komórce.
Trzy godziny temu zaczęła się sobota.
- Otwórz drzwi! - usłyszała krzyk z korytarza.
Nie odezwała się. Struchuchlała i skuliła się pod kołdrą. Ze strachem czekała na najgorsze.
- Kochanie... Skarbie, otwórz mi.
Zdziwiła się na te słowa. Po chwili zorientowała się, że Louis musiał być pod wpływem alkoholu lub narkotyków. Zawsze tak się zachowywał, dopiero gdy coś zażył.
- Wiem, że mnie chcesz. - kontynuował przesłodzonym głosem.
- Idź spać. - rzuciła spokojnie chociaż w środku umierała ze strachu.
- Wpuść mnie. - poprosił. - Przepraszam, skarbie. Wiesz, że musiałem to zrobić.
Jęknęła z bezradności.
Potrzebowała przytulenia i odrobiny czułości, którą w tej chwili ofiarował jej Tomlinson. Powoli zsunęła się z łózka i podeszła do drzwi chwiejnym krokiem. Nie zdążyła zareagować, kiedy Louis porwał ją w ramiona i mocno pocałował. Syknęła z bólu.
- Boli? - wymamrotał.
- Mhm. - przytaknęła, ze smutkiem patrząc w jego oczy.
- Niestety musi. - rzucił obojętnie.
Przytrzymał ją za kark i ponownie zaatakował jej poranione wargi. Dziewczyna zignorowała ból i oddała pieszczotę.
Nie podobały jej się władcze pocałunki szatyna, ale nie sprzeciwiała się. Potrzebowała go. Potrzebowała czegokolwiek, żeby tylko zagłuszyć ból psychiczny.
- A teraz, mój skarbie... - popchnął ją na łózko. - Sprawisz, że poczuje się dobrze.

***

Mayson obudziła się w sobotnie południe w swoim pokoju. Była sama. Przypomniała sobie noc z Louisem, co wywołało uśmiech na jej opuchniętej twarzy.
Noc nie posklejała jej złamanego serca, ale ukoiła na chwile ból, towarzyszący odrzuceniu. Ciągle dręczyło ją poczucie winy. Pomijając niesłabnące zawroty i ból głowy, czuła się lepiej. W łazience obmyła twarz zimną wodą i stwierdziła, że opuchlizna jest mniejsza, a siniak pod okiem zrobił się żółto-siwy. Rany na ustach wyglądały tak samo. Wzięła kojący, gorący prysznic.
Z nadzieją na lepsze jutro, ubrała się w nowe ubrania i przeszła do kuchni. Nie zastała tam Tomlinsona.
- Dzień dobry. - usłyszała znajomy głos za plecami.
Odwróciła się gwałtownie i zamarła.
- Liam? Co ty tu robisz? Gdzie jest Louis?
- Musiał iść coś załatwić. - rzucił obojętnie. - Tęskniłaś?
- Powiedziałeś mu. - syknęła oskarżycielsko, wskazując na niego palcem.
- Kochanie, dobrze wiesz, ze musiałem.
- Nie mów tak do mnie!
- Nie podoba ci się? - przygryzł wargę, lustrując ją od góry do dołu.
Była ubrana w krótkie szorty i zwykłą koszulkę. Nic specjalnie seksownego.
- Wyjdź. - zażądała.
- Wyganiasz mnie?
Spiorunowała go wzrokiem i w milczeniu pokazała reką drzwi.
- Słyszałem, ze nieźle mu obciągnęłaś ostatniej nocy. - zarechotał. - Pochwalił się.
- Bzdury, a teraz wyjdź. - skłamała.
Payne podszedł do niej powoli i złapał w palce kosmyk jej włosów.
- Chciałbym żebyś mi też to zrobiła. - wyszeptał. - Louis się nie dowie.
- Powiedziałeś mu o policji. - wyjąkała. - Wyjdź, albo zawołam ochroniarza.
- Dałem mu przerwę. - puścił jej oczko.
- Jesteś chujem.
- Niegrzeczna dziewczynka. - warknął. - Lubię takie.
W jego oczach zobaczyła błysk złości. Nie mogła powstrzymać drżenia kolan.
- Zrób to. - powtórzył. - Na kolana, kochanie.
- Wal się. - odpysknęła.
Chciała go wyminąć, ale złapał ją za łokieć i mocno potrząsnął. Kopnęła go w piszczel i wyswobodziła się z żelaznego uścisku. Niestety nie pomogło to na tyle, na ile by chciała. Liam popchnął ją, przez co upadła na podłogę. Jęknęła kiedy jej kolano zderzyło się z twardą nawierzchnią.
- Pożałujesz za zniewagę.
- Naćpałeś się, Liam. Przestań. - wydusiła, czołgając się jak najdalej od mężczyzny.
Zaśmiał się głośno, co bardziej przypominało złowieszczy rechot.
- Tomlinson odpalił mi działkę nowego towaru. Szkoda było nie skorzystać.
Chciała odwrócić jego uwagę, ale nie wyszło. Dopadł ją. Zaczęła krzyczeć, ale uciszył ją jednym uderzeniem w twarz. Przydusił ją, a kiedy zabrakło jej oddechu puścił i uderzył ją pieścią w brzuch.
- Proszę, przestań. - błagała z płaczem.
- Dokończę to, co zaczął twój ukochany.
Skuliła się. Nie mogła nic zrobić.
Starała się dzielnie przyjąć każdy cios. Miała nadzieję, że mu się znudzi. Rozpłakała się na dobre. Kwiliła i jęczała z bólu, ale to nie powstrzymywało Liama przed zadaniem nowych ciosów w obolałe ciało.
Straciła przytomność.

***

Missi obudziła się na łóżku w swoim pokoju. Nie mogła się ruszyć. Podwinęła koszulkę, odsłaniając posiniaczony tułów. Załkała żałośnie na sam widok. Powoli wstała i przejrzała się w lusterku na komodzie. Wyglądała okropnie. Twarz spuchła jej bardziej niż za pierwszym razem.
Została pobita ponownie.
Tylko zastanawiała się kto ją tu przyniósł.  Z cieknącymi łzami wydobyła chusteczki i starła krew tak, gdzie to było możliwe. Zawroty w głowie nie ustępowały, a ból ciągle się nasilał.
Bała się.
Mayson nie opuściła pokoju przez cały kolejny dzień. Nie wiedziała kiedy zaczęła się niedziela. Nie jadła odkąd spotkała Liama. Czasami przychodził do niej ochroniarz Louisa i prowadził ją do łazienki. Wtedy miała możliwość napicia się wody, co było jej jedynym "posiłkiem".
Już nie płakała. Nie mogła.
W jej serce wbiła się zadra, której nie była w stanie wyciągnąć. Mocno zranił ją ktoś, komu naprawdę ufała. Ktoś, kto się nią zaopiekował. Jedynym marzeniem dziewczyny w tym momencie była ucieczka na koniec świata. Chciała zniknąć, zapaść się pod ziemię.
Nagle usłyszała hałas za drzwiami i stłumione, męskie głosy.
- Nie wypuszczaj jej, póki nie dam ci znać, jasne? - powiedział jeden.
Louis.
- Tak, szefie. - odpowiedział ten o głębszej barwie.
Ochroniarz.
- Dobrze.
To z pewnością był Louis.
- Co z nią zrobisz?
Po tym pytaniu szatynka nastawiła ucho, chcąc dobrze słyszeć odpowiedź.
- Teraz już nic. Nie widziałeś jak wygląda? Nikt za nią nie zapłaci w takim stanie, a jak poczekam żeby wyglądała jak człowiek, to doniesie na mnie na psy.
Missi zmarszczyła czoło na te słowa. Nie mogła zrozumieć tego, że Louis miał w planach ją sprzedawać. Domyśliła się, że chodziło o prostytucję.
Ale dlaczego nie zrobił z niej dziwki od razu?
- Mogłeś ją zatrudnić jak tylko ją przygarnąłeś. - prychnął ochroniarz.
- To nie takie proste. Mogłem, ale wtedy naraziłbym taki interes na ryzyko. Musiałem ją wypróbować i ocenić. Moi klienci dostawali filmy z każdego naszego zbliżenia.
Obaj się zaśmiali, a Mayson zamarła.
Tomlinson nagrywał ich seks...
- Pilnuj jej, a ja musze poszukać jakiejś naiwnej, gorącej laski w zastępstwie.
Nastąpiła głucha cisza.
Głowę dziewczyny zaatakowały miliony myśli, z którymi nie potrafiła sobie poradzić. Zapiekły ją oczy, a serce zakuło. Myślała, że wreszcie będzie żyła normalnie. Bez chuchania na każdy grosz i przeliczania czy wystarczy pieniędzy na kolację. Nie chciała do tego wracać. Nie miała wyboru.
Musiała się stąd wyrwać jak najszybciej.

***

Na zegarku wybiła osiemnasta.
Zayn wyprasował śnieżno białą koszulę, wyjął z szafy granatowy krawat i dołączył rzeczy do czarnego garnituru leżącego na łóżku w jego sypialni. To dzisiaj miał się zobaczyć z kobietą, którą jakiś czas temu dzielił życie. Nie wiedział czego się spodziewać. Umówili się na kolację, bo bardzo chciała się zobaczyć i porozmawiać.
Mężczyzna wykąpał się, a kiedy stanął przed lustrem w samych bokserkach zobaczył, że siłownia mu służy. Może nie był jakimś siłaczem, ale miał szczupłe, smukłe ciało. W latach buntu bardzo chciał mieć tatuaż, ale jego skóra do tej chwili była jak niezapisana kartka papieru. Nie potrzebował tego. Poza tym w jego pracy liczył się wygląd, który miał wywoływać szacunek.
Z zamyślenia wyrwał go dzwonek telefonu.
- Tak, Styles? - rzucił, wycierając włosy ręcznikiem.
- Mam nowe wieści. - powiedział nowy radosnym głosem.
- Co takiego?
Malik przeszedł do pokoju po ubranie. Włączył tryb głośnomówiący.
- Od trzech dni nasi obserwatorzy nie widzieli Mayson.
- Jak mam to rozumieć? - komisarz zmarszczył czoło, dopinając guziki koszuli.
- Tomlinson wychodził sam, czego nie robił do tej pory.
- Czyżby uciekła?
- Nie sądzę.
Mulat zastanowił się chwilę.
- Przetrzymuje ją. - bąknął cicho.
- Też tak myślę. - przytaknął Harry.
- Od piątku obserwatorzy jej nie widzieli, tak?
- Dokładnie. - Styles potwierdził.
- Jest niedziela... - kontynuował Zayn.
Na linii zapanowała chwilowa cisza.
- Przekaż wszystkim zajmującym się sprawą, że w poniedziałek rano rozpoczynamy akcję. Zadzwoń też do Richarda i powiedz, że nie przyjmuję odmowy.
- Już się robi.
Partnerzy przerwali rozmowę. Komisarz, już w pełni ubrany, wyszedł z mieszkania.
Jego głowę zaprzątała dziewczyna, która teraz prawdopodobnie była trzymana w apartamencie handlarza narkotykami i sutenera. Do tego w pobliżu kręcił się wspólnik-ćpun.
Zanim wsiadł do samochodu zamknął oczy i odetchnął głęboko. Odprężył się, dzięki czemu mógł bezpiecznie wsiąść za kierownicę.
W kościach czuł, że czeka go pracowity tydzień.

7 lipca 2015

9.

Mayson siedziała przed telewizorem w dresie i koszulce Malika i przeskakiwała po kanałach. Nudziło jej się. Wybiła godzina dwudziesta pierwsza, a mężczyzny nie było. Dziewczyna wyciągnęła się wygodnie, kładąc głowę na bocznym oparciu kanapy. Ziewnęła, a jej powieki stały się bardzo ciężkie. Zasnęła z pomrukiwaniem telewizora w tle.
Zayn wypocił na siłowni całe napięcie związane z pracą i czuł się przyjemnie zmęczony. Spacer powrotny sprawił, że poczuł się jeszcze lepiej. Świeże, zimne powietrze owiało go i wywołało gęsią skórkę. Zasunął bluzę do końca i spokojnym krokiem ruszył do domu. Jednego nie mógł wyrzucić z głowy. W tej chwili, w jego mieszkaniu przebywała nieznajoma dziewczyna. Z drugiej strony, naczytał się o niej tyle, że miał wrażenie iż zna ją od dawna.
Usłyszał dzwonek komórki.
- Słucham?
- Malik?
- Nie, Matka Teresa z Kalkuty. - bąknął. - Co chcesz o tej godzinie, Styles?
- Ty dzwoniłeś do mnie w środku nocy i nie pozwoliłeś narzekać. - odgryzł się.
- Nie kłóć się tylko mów, o co znowu chodzi.
- Wiem kim jest, a raczej była dla Tomlinsona ta dziewczyna.
- Missi Mayson?
- Tak. - przytaknął nerwowo. - Moje źródła podają, ze chciał z niej zrobić luksusową prostytutkę. Bardzo luksusową. Towar z wyższej półki. Miał sam ją wypróbować przez jakiś czas, a potem sprzedawać za ogromne pieniądze. Tylko dlatego ją przygarnął.
- Co? - Malik zadławił się powietrzem. - Przygarnął?
- Z tego, co wiem dziewczyna nie ma w mieście nikogo bliskiego.
- Co teraz?
Z szoku, aż przystanął na chodniku.
- Jeśli to prawda... - zaczął nowy.
- Nie możemy jej do niego wypuścić.
- Niestety nie możemy też jej na siłę przetrzymywać. - wymamrotał zdołowany Styles. - Co robimy?
- Nic.
- Jak to?
Zayn milczał przez chwilę, zastanawiając się nad tym, czego własnie się dowiedział.
- Nie możemy jej powiedzieć. Jeśli ona nie wróci do Tomlinsona, tamten ucieknie i nigdy go nie złapiemy.
- Ale...
- Nie pozwolę na to po raz drugi. - warknął mulat. - Skończyłem temat.
- Dobrze, to twoja decyzja. To ty będziesz miał ją na sumieniu.
Nowy się rozłączył, a komisarz zwiększył tempo i w ciągu kilku minut znalazł się w mieszkaniu. Zapalił światło, rozglądając się dookoła. Sprawdził pokój gościnny, ale tam jej nie było. Przeczucie zaprowadziło go do salonu, gdzie grał telewizor. To, co zobaczył, natychmiast go uspokoiło. Szatynka spała na kanapie skulona w kłębek. Malik stwierdził, że nie będzie jej dotykał. Przyniósł koc i okrył ją. Przez chwilę stał i się przyglądał. Na swój sposób była naprawdę ładna. Nie dziwił się, że Tomlinson tak bardzo o nią zabiegał. Mogła stać się smakowitym kąskiem dla każdego faceta.

***

- Nie waż się coś jej powiedzieć. - warknął Louis.
Liam skinął głową i uniósł ręce w geście poddania.
- Spokojnie, stary. Co chcesz jej zrobić?
- Jeszcze nie wiem, ale to na pewno nie będzie miłe.
- Pobijesz ją?
- Nie mówię nie. Sprawię jej specjalne powitanie.
Na twarzy Louisa pojawił się chytry uśmieszek.
- Wiesz, że to nie ujdzie ci płazem, stary. - ostrzegł Payne.
- Jej tym bardziej nie może ujść płazem.
- Będziesz żałował. - ostrzegł wyjątkowo rozsądny wspólnik. - Przecież miałeś zbić na niej fortunę.
- Spokojnie, zbiję. Chyba dzisiaj jeszcze nic nie ćpałeś, co? - zarechotał Tomlinson.
- Nie ma ochoty.
Louis zaśmiał się głośno i opadł tyłkiem na fotel. Żaden z nich więcej się nie odezwał. Jedno było pewne - najbliższe dni będą straszne.

***

Zayn obudził się kilka minut po siódmej.
Zawsze wstawał punktualnie, ale widocznie wczorajsze zmęczenie wpłynęło na sen. Rutynowo przygotował się do pracy, wkładając dopasowany garnitur i przeszedł do kuchni. Zaskoczył go widok dziewczyny, robiącej kawę.
- Dzień dobry. - przywitała go miło. - Kawy?
Stała do niego plecami i zwinnie poruszała się po pomieszczeniu. Tak, jakby była u siebie.
- Tak, poproszę.
Poranna chrypka w głosie mulata zaintrygowała szatynkę. Głos Louisa tuż po spaniu brzmiał całkowicie inaczej, ostrzej.
Odwróciła się z dwoma kubkami w dłoniach i jeden podała komisarzowi.
- Przepraszam, że zasnęłam w salonie. - rzuciła szybko. - Zaraz po sobie posprzątam i stąd zniknę.
Oparła się biodrem o blat, obserwując mężczyznę.
- Widzę, że czujesz się tu nadzwyczaj swobodnie. - zauważył Zayn.
Obdarzył ją takim spojrzeniem, że na jej polikach wykwitł rumieniec.
- Spokojnie, nie mam ci tego za złe. - dodał.
- Nie zrobiłam nic do jedzenia, bo nie wiedziałam, co lubisz, a moje zdolności kulinarne są ograniczone, więc... - oznajmiał cicho.
- W porządku.
Malik stał w drzwiach oparty o futrynę. Wodził wzrokiem po sylwetce Missi.
- Gdzie wrócisz? - zapytał chłodno.
- Do niego. Nie mam innego wyboru. Mimo wszystko, należę do niego.
- Jasne. - powiedział pod nosem i odstawił pusty kubek. - Dziękuję za kawę. Była pyszna.
Mayson uśmiechnęła się niepewnie. Nie wiedziała jak ma się przy nim zachowywać.
Oficjalnie czy bardziej swobodnie?
Ze Stylesem nie miała tego problemu.
- Pójdę po swoje rzeczy. - bąknęła, mijając go w progu.
Zayn odprowadził ją wzrokiem, a potem zrobił sobie szybkie śniadanie. Spakował trochę do plastikowego pojemniczka i czekał na Missi.
- Już jestem. - jej głos spowodował, że gwałtownie odwrócił głowę w prawo.
W wypranych i niepogniecionych ubraniach wyglądała inaczej, schludniej. Włosy zawiązała w wysokiego kucyka. Z torbą przewieszoną przez ramię założyła zniszczone trampki i stanęła przy drzwiach.
- Gotowa?
- Tak.
Standardową drogą pokonali dystans z mieszkania na parking. Wsiedli do samochodu, a mulat gładko i z gracją wyjechał na ulicę.
- Wysadzić cię w konkretnym miejscu? - komisarz spojrzał na nią przez sekundę i wrócił wzrokiem na drogę.
- Ulicę przed twoją pracą. - odpowiedziała sucho.
Wzięła głęboki oddech i starała się uspokoić szalejące serce. Nie dała po sobie poznać, że bała się wrócić do Louisa. Jednak to dziwne uczucie, którym go darzyła powodowało niewytłumaczalną tęsknotę za jego wybuchowym charakterem. Przeprosi go i będą żyli jak dawniej. W głowie układała sobie to, co powinna mu powiedzieć.
Samochód gwałtownie się zatrzymał.
- Dziękuję. - odezwała się dziewczyna. - Za wszystko.
- Uważaj na niego. - rzucił Malik, nie chcąc okazywać zbytniej troski.
- Nic mi nie zrobi. - zaśmiała się krótko.
Nie dopuszczała myśli, że zrobi jej coś więcej niż uderzenie w twarz.
Może dwa uderzenia.
- Po protu uważaj.
Mężczyzna posłał jej współczujące spojrzenie. Mayson skinęła głową prawie niezauważalnie i złapała za klamkę.
- Poczekaj. - zatrzymał ją. - Weź to.
Dziewczyna przypatrzyła się rzeczy, którą trzymał w reku. Mały, niebieski, plastikowy pojemniczek z jedzeniem.
- Co to? - zapytała zdezorientowana.
- Śniadanie.
- Ale...
- Nie zdążyłaś zjeść u mnie, więc trochę ci spakowałem. - wyjaśnił.
Wzięła od niego pojemnik i rzucając szybkie "dziękuję", wysiadła z auta. Komisarz odjechał, a ona skierowała się we właściwym kierunku. Z ciekawości otworzyła wieczko. W środku znalazła kanapkę i banana. Uśmiechnęła się szeroko, bo umierała z głodu. Jedząc, maszerowała do domu Louisa. Dojście zajęło jej zaledwie pół godziny.
Weszła do środka, wsiadła do windy i nacisnęła guzik z dziesiątką. To tam znajdowało się piętro, na którym mieścił się apartament Tomlinsona.
- Jestem. - rzuciła, zdejmując buty.
Ostrożnie weszła głębiej. W mieszkaniu panowała taka cisza, że słyszała gwałtowne bicie swojego serca. Bała się konfrontacji z szatynem. Nie wiedziała na co ma się przygotować.
- Tu jestem! - usłyszała po swojej lewej.
Przeszła do sypialni mężczyzny, przywołując na twarz uśmiech. Nie był do końca szczery, ale nie pozostało jej nic innego. Louis stał przy oknie i opierał się tyłem o parapet. Miał skrzyżowane na piersi ramiona i kamienny wyraz twarzy.
- Gdzie byłaś, kochanie? - zapytał nienaturalnie słodko.
- Pisałam, że jestem u cioci. - odpowiedziała szybko i pewnie.
Oczekiwała takiego pytania, więc się przygotowała.
- Nie wiedziałem, że twoja ciocia pracuje w policji.
- Co takiego?
- Powiedz prawdę! - krzyknął, nie mogąc dłużej udawać.
Oderwał się gwałtownie od okna i jednym, wielkim krokiem znalazł się przed jej nosem.
- J-ja przecież... No mówię, ż-że... - jąkała się.
W jego oczach widziała furię i nadchodzący, nieunikniony wybuch.
- Kłamiesz, kurwa! - ryknął.
- Louis, posłuchaj ja...
Przerwał jej mocnym uderzeniem w twarz. Załkała, puściła torbę na podłogę i złapała się za bolący policzek. Jeszcze ani razu nie uderzył jej z taką siłą.
- Ty mała suko. - syknął, popychając ją. - Zapłacisz za swoją niewyparzoną gębę.
- Nie wiem, o co ci chodzi. - wydusiła, powstrzymując płacz.
- Dobrze wiesz, o co mi chodzi! Co im powiedziałaś?!
Nie odpowiedziała.
Bała się otworzyć usta. Nie spodobało się to mężczyźnie, więc jego dłoń ponownie spotkała się z jej twarzą. Missi zapłakała roniąc kilka łez. Na wardze poczuła szczypanie i krew.
- Nie zamierzam ci tego wybaczyć. - warknął.
- Przepraszam, Louis. - błagała. - Nie wiedziałam, co robić. Nie chcieli mnie wypuścić. Nie powiedziałam im dużo.
Rozpłakała się. Spodziewała się gwałtownej reakcji z jego strony, ale nie oczekiwała, że ją pobije. W głębi duszy wiedziała, że to jeszcze nie koniec.
- Sprawię, że będziesz żałowała tego do końca życia. Zniszczę cię. - obiecał spokojnym, ale twardym głosem.
Uderzył ją pięścią w nos, co spowodowało upadek szatynki na drewnianą podłogę. Przez łzy straciła ostrość widzenia. Krew kapała jej z ust i nosa, a on nie przestawała. Szarpał ja do góry, uderzał w twarz, ona upadała. Ten schemat powtórzył się kilka razy. W pewnym momencie Mayson nie miała siły ustać na nogach. Wtedy ją zostawił.  Wyszedł trzaskając drzwiami.

***

Malik zwinnie przeszukiwał papiery w poszukiwaniu danych, które Harry wydrukował mu o dziewczynie. Nigdzie ich nie było. Zniknęły. Wtedy przypomniał sobie, że dał je Belli. Szybko znalazł się przy biurku swojej sekretarki.
- Daj mi papiery Missi Mayson. - zażądał.
Rudowłosą kobietę uraził sposób, w jaki się do niej zwrócił. Chciała, żeby wreszcie poświęcił jej trochę uwagi.
Niestety jej szanse u niego były mniejsze niż zero.
- Nie mam ich. - rzuciła, patrząc w monitor.
-  W taki razie gdzie są skoro ci je dawałem?
Zależało mu na czasie. Od tego zależało życie dziewczyny.
- Wszystko w porządku? - zmartwiał się, widząc rozgorączkowanie mulata.
- Potrzebuje tych dokumentów, do cholery.
- Richard je zabrał.
- Po co?
- Nie wiem. Nie powiedział.
Zayn energicznym krokiem poszedł do gabinetu swojego szefa.
- Oddaj dokumenty Missi Mayson. - zażądał.
- Witaj, Malik. - Steel przywitał się z uśmiechem. - Nie mam ich.
- Gdzie są?
Starszy mężczyzna zmarszczył czoło. Przyjrzał się mulatowi zmrużonymi oczami.
- Czemu się tak gorączkujesz?
- Właśnie coś odkryłem, ale muszę to potwierdzić. Potrzebuję papierów Mayson.
- Niall je ma.
Malik zaniemówił.
- Wybacz Zayn, ale musiałem się z kimś skonsultować. - wyjaśnił Richard.
Brunet uderzył pięścią w biurko swojego szefa i zacisnął mocno zęby.
- Doprowadzę tę sprawę do końca i złapię Tomlinsona czy tego chcesz, czy nie. Nikt mi nie przeszkodzi. - warknął.
Richard uniósł ręce w geście poddania. Komisarz wyszedł bez słowa i skierował się do biura Horana, którego nienawidził. Blondyn od zawsze odbierał mu znaczące akcje. Steel zawsze pozwalał mu je przejmować.
- Daj mi dokumenty Mayson. Teraz. - powiedział, wchodząc z rozmachem.
- Wiedziałem, że po nie wpadniesz. - Niall uśmiechnął się cwaniacko.
- Gdzie są?
- Chciałeś popatrzeć na jej zdjęcia, co? Jest naprawdę ładną dziewczyną. Nie dziwię ci się, że za nią latasz.
- Nie pieprz, tylko mi je oddaj.
Horan rzucił mu teczkę, którą mulat zręcznie złapał.
Ściskając mocno zdobycz, wrócił do siebie. Usiadł za biurkiem i porównał dokumenty Missi i Tomlinsona, żeby się upewnić. Obawiał się, że własnie odkrył brutalną prawdę.
Louis Tomlinson był przyrodnim bratem Missi Mayson.

3 lipca 2015

8.

Missi Mayson - skazana na prowadzenie 'gangsterskiego" życia ze swoim chłopakiem Louisem Tomlinsonem.
Dokładając nieszczęść, została zmuszona do kradzieży przez niebezpiecznego ćpuna. Jak gdyby nigdy nic, weszła do apteki i rozejrzała się po półkach. Na pierwszy rzut oka nie zobaczyła leku wskazanego przez Liama. Stanęła w kolejce do okienka i modliła się, żeby nikt więcej nie przyszedł. Próbowała utrzymać emocje na wodzy, ale dusiła się próbując wstrzymać świszczący oddech. Zza lady wyszła młoda dziewczyna z kartką w ręku, którą zawiesiła na drzwiach. Missi udało się przeczytać:
"Apteka zamknięta z powodu remontu. Zapraszamy jutro od 10.00."
Mayson była ostatnią klientką. Aż nie mogła uwierzyć, że szczęście jej sprzyjało. Nie chciała cieszyć się zbyt wcześnie...
- Słucham? - zapytała starsza pani.
Na plakietce widniało imię i informacja, że jest magistrem farmacji. Jej krótkie, siwe włosy układały się w loczki. Miała skromny makijaż, idealnie pasujący do wieku i zawodu. Sympatyczna twarz odznaczała się licznymi zmarszczkami. Missi odchrząknęła ze zdenerwowania.
- Poproszę... - zacięła się.
Tuż za szybą zobaczyła lek, który był desperacko potrzebny Liamowi.
- Tak?
- Umm... Ja... Chwileczkę. - udała, że zerka do kieszeni. - Poproszę coś mocnego na przeziębienie i biegunkę. Tylko, żeby nie było zbyt drogie.
Farmaceutka odwróciła się do niej plecami i przeszukiwała szuflady. Mayson się zawahała. Nie mogła tego zrobić, ale była pewna, że wtedy Liam powie wszystko Louisowi, a ten pobije ją na śmierć.
- Coś jeszcze? - zapytała, stawiając przed szatynką leki.
- Przepraszam, że zapytam, ale... Czy mogłaby mi pani przynieść szklankę wody? - zapytała niepewnie i zrobiła błagającą minę.
Wykazywała się coraz większym talentem aktorskim. Jak to mówią - praktyka czyni mistrza.
- Tak, nie ma problemu.
Kobieta zniknęła na zapleczu.
Missi szybko sięgnęła za szybę i chwyciła dwa opakowania leku. Więcej nie dała rady, bo przez przypadek strąciła kilka innych opakowań i mała buteleczkę. Niestety zapomniała o młodej dziewczynie, która stała w rogu, przypatrując się jej uważnie. Mayson zauważyła przy jej uchu komórkę. Struchlała i nie zastanawiając się długo, wybiegła za drzwi. Usłyszała jeszcze jak starsza pani za nią krzyczy. Rozejrzała się za młodym chłopakiem, podopiecznym Liama, ale nigdzie go nie było. Spojrzała w stronę auta, które także zniknęło.
Wystawił ją.
Nim zdążyła pomyśleć, na końcu ulicy dało się słyszeć syrenę policyjną. Przerażona pobiegła w przeciwnym kierunku. Dotarła za róg jakiejś obskurnej knajpy i tam przykucnęła. Odczekała kilka minut po czym, upewniając się że jest bezpiecznie, wyszła na chodnik. Ściskała w ręku opakowania, co okazało się ogromnym błędem.
- Mam ją. - odezwał się ktoś za jej plecami.
Odwróciła się gwałtownie, ale nawet nie zdążyła zareagować. Policjant złapał ją za oba nadgarstki i wykręcił je do tyłu. Z kajdankami na rękach zaprowadził ją do radiowozu. Ludzie gapili się na nią, jak na dziwoląga. Opierała się, ale nic to nie dało. Usiadła na siedzeniu z opuszczoną głową.
- Kogo ja tu widzę? - usłyszała znajomy głos.
Podniosła wzrok na mężczyznę za kierownicą. Zmrużyła oczy myśląc intensywnie i dopiero wtedy sobie przypomniała. To był ten kutas, którego komisarz nienawidził.
- Myślę, ze Malik się ucieszy jak cię zobaczy. - dodał.
- Pieprz się. - odpysknęła.
- Na szczęście mam z kim. - zaśmiał się. - No to w drogę.
Missi z ciężkim sercem przyjęła sromotną klęskę , którą tak łatwo poniosła. Dopiero co wyszła z budynku policji, a już tam wracała.
Samochód zatrzymał się pod budynkiem. Ten który ją złapał przetransportował ją do środka, a blond mężczyzna szedł przed nimi. We troje wsiedli do wolnej windy i pojechali na piąte piętro.
- Dlaczego na wydział narkotyków? - zapytała zdezorientowana.
- Bo jesteś osobą powiązaną z handlarzem i skoro starałaś się ukraść jeden z najmocniejszych leków, który ćpuny wręcz kochają, to musiałaś mieć w tym jakiś cel. - wyjaśnił prosto.
Nie odezwała się, aż do momentu dotarcia do biura Richarda.
- Panna Mayson? - zdziwił się. - Co panienka tutaj robi? Przecież mieliśmy się więcej nie spotkać.
- Okradła aptekę, a przynajmniej próbowała. - Horan rzucił na stół dwa, niewielkie opakowania.
- Widzę, że poszłaś na całego. - zaśmiał się starszy mężczyzna.
W gabinecie nie było nikogo oprócz ich trójki.
- Powiadomiłeś Malika?
Wzdrygnęła się to nazwisko. Nie chciała widzieć jego zawiedzionych oczu. Wiedziała, że chciał żeby nie pchała się głębiej w całe to gówno. Powiedział jej to podczas ich drogi z jego mieszkania na komisariat.
- Nie było go. Za chwilę przyjdzie Styles.
- Dobrze. - przytaknął Steel. - Więc co cię do tego nakłoniło, Mayson?
Zacisnęła usta, patrząc w podłogę. Postanowiła więcej nie zeznawać. Nie z wiadomością, że Liam wiedział o przesłuchaniu. Teraz na pewno siedział z tym gówniarzem w samochodzie i śmiał się z jej niezdarności.
- Po co to kryć, Missi? - dodał Horan. - Powiedz powód i będzie po wszystkim.
Nie chciała z nimi rozmawiać.
- Już jestem. O co cho... - Styles przerwał, kiedy dostrzegł znajomą twarz. - Co ty tu robisz?
Dziewczyna spojrzała na niego przez chwilę, co wystarczyło żeby przekazać przygnębione spojrzenie. Nie zdążyła wrócić do domu, przebrać się, umyć i coś zjeść, a znowu siedziała na tym głupim wydziale.
- Zajmę się nią. - rzucił pospiesznie Harry i wyprowadził ją z pomieszczenia. - Powiesz mi, co się stało?
Posłała mu tylko obojętne spojrzenie.
Nie tego oczekiwał. Zastanawiał się czemu nie umiał działaś na ludzi w taki sposób jak Zayn. Świeżak zaprowadził dziewczynę pod drzwi biura Malika i odwrócił ją twarzą do siebie.
- Skoro nie chcesz rozmawiać ze mną, porozmawiasz z nim.
Wepchnął ją do środka i zamknął drzwi. Bella posłała mu pytające spojrzenie pod tytułem "co ona tu robi?", ale ten tylko wzruszył ramionami i wrócił do siebie.
Zayn własnie kończył porządkować ostatnie papiery i zamierzał wcześniej urwać się z pracy. Dzisiaj miał odwiedzić nową siłownię na swojej ulicy, a że załatwił wszystko co potrzebne w najbliższym czasie, więc mógł zagospodarować ten czas dla własnej przyjemności. Nie zdążył dobrze odetchnąć, bo w pokoju pojawiła się Mayson.
- Co ty tu robisz? - aż podskoczył na fotelu. - Pożegnaliśmy się zaledwie dwie godziny temu.
- Wiem. - wyszeptała, skubiąc paznokcie ze zdenerwowania.
- Co zrobiłaś?
Zauważył czerwone ślady po kajdankach. Niektórzy policjanci nie wiedzieli, co to znaczy odpowiednia odległość od skóry aresztowanego.
- Nic.
- To dlaczego tu jesteś i dlaczego przywieźli cię tu w kajdankach? - dopytywał.
Zbił szatynkę z tropu tak szczegółowym pytaniem.
- Ja... - nie mogła dobrać słów.
- Tak? - niecierpliwił się.
Miał nadzieję, że pozbył się problemu z głowy, ale ona znowu się zjawiła. Bał się, że będzie go prześladowała do końca życia.
- Zaczniesz mówić, czy mam ci pomóc? - odezwał się głośniej, wstając. - Spieszę się.
- Ukradłam coś z apteki. - wymamrotała nie podnosząc wzroku.
- Co ukradłaś?
- Jakieś silne leki.
- Jakieś? - zmarszczył czoło i skrzyżował ramiona na piersi. - Nie wiesz, co kradłaś?
Pokiwała przecząco głową.
- Kto ci kazał?
Komisarz już wiedział. Łatwo się było domyśleć. Ona nawet nie dotarła do domu, ciągle była w tych samych ubraniach.
- Liam.
- Jakim cudem wiedział, ze jesteś u nas?
- Nie wiem. - wzruszyła ramionami. - Chyba ktoś mu powiedział.
Czuła się jak na dywaniku u dyrektora szkoły. Wiele razy tam trafiała, zanim zdecydowała się rzucić naukę.
- Ten ćpun? - prychnął. - Wszystko jasne. Wybrał najlepszy towar.
Mulat podrapał się po karku. Nie wiedział, co miał zrobić z dziewczyną. Chciał ją wypuścić. Ufał, że nie ukradła tego dla siebie.
- Poczekaj tu, porozmawiam z szefem.
Wyszedł, a ona czekała. Minęło piętnaście minut zanim był  z powrotem.
- Mogę cię wypuścić, ale musimy iść jeszcze po podpis do Horana. W końcu on cię złapał.
- Ten kutas. - syknęła.
Malik uśmiechnął prawie niezauważalnie.
- Tak, własnie o niego mi chodziło.
Kiedy już znaleźli się w biurze blondyna, ten przeglądał akta.
- Zgaduję, że sprowadza cię do mnie sprawa podpisu. - powiedział na przywitanie. - Nie często do mnie zaglądasz. Aż dziwne, że nie wysłałeś Stylesa.
- Nie mam czasu na droczenie się. - oznajmił chłodno mulat. - Podpisz to.
Rzucił kartkę na blat, a Horan szybkim ruchem złożył nieczytelny podpis.
- Przesłuchałeś ją? Ze mną nie chciała gadać. - rozparł się wygodnie na fotelu.
- Tak, przesłuchałem. - rzucił obojętnie i zatrzasnął za sobą drzwi.
Dziewczyna patrzyła na niego mocno zdziwiona.
- Dlaczego aż tak go nienawidzisz? - zapytała z ciekawością.
- Moje prywatne życie pozostanie prywatne, jasne? - westchnął. - Gdzie cię podwieźć?
- Do domu.
- Do twojego chłopaka gangstera?
Była świadoma tego, że napominał o tym z pełną premedytacją.
- Tak, do niego. - bąknęła.
Dziwnie czuła się idąc obok niego, kiedy nie trzymał jej za łokieć. Tym razem nie robiła za świadka, więc nie była ważna. Chcąc czy nie, znowu poczuła się mało ważna i niepotrzebna.
- Na pewno chcesz tam wrócić? - Zayn odpalił silnik i zgrabnie włączył się do ruchu.
- Tak. Nie mam wyboru.
- Dlaczego nie chciałaś z nimi rozmawiać? - zmienił temat.
- Bo nie.
- Ciekawa odpowiedź. - prychnął ironicznie.
Przez chwilę panowała przyjemna cisza, która wyjątkowo nie była niezręczna dla żadnego z nich.
- Mógłbym ewentualnie zaproponować ci nocleg, ale zgaduję, że odmówisz ze względu na Tomlinsona.
- Oddaliście mi komórkę, więc mogę napisać mu wiadomość.
- Czyli chcesz u mnie zostać?
To było dziwne. Czemu jej to zaproponował? Czemu ona się zgodziła?
- Jeśli mogę. Chciałabym pozbierać myśli i przygotować się na konfrontację.
Mulat skinął głowa i zawrócił. Jechali płynnie bo po czternastej drogi jeszcze nie były zapchane. Komisarz zaparkował na swoim miejscu. Drogę do jego mieszkania przebyli w ciszy. Zayn sam do końca nie wiedział, czemu to robił.
- Wychodzę na siłownie. Liczę, ze nie będziesz chciała mnie okraść. Poza tym... Nie ma wielu wartościowych rzeczy. - zaśmiał się, odwiązując krawat.
Zdjął buty i na bosaka wszedł do kuchni. Dziewczyna usiadła na kanapie w salonie.
- Zrobię ci coś do zjedzenia, a ty możesz się wykapać. Czyste ręczniki są w szafce w łazience. - zawołał.
Zdziwiło ją zachowanie policjanta. Który pies tak się zachowuje? Chyba żaden. Jednak nie mogła i nie miała zamiaru narzekać. Wiedziała gdzie jest łazienka, więc bez problemu do niej trafiła.
Ściskając swoja torbę w ręku, przyjrzała się odbiciu w lustrze. Wyglądała okropnie. Ciemne ślady od tuszu do rzęs, potargane włosy i brudne ciuchy. Powąchała koszulkę i z ulgą stwierdziła, że jeszcze aż tak bardzo nie śmierdziała. Upewniając się, ze drzwi były zamknięte na zamek, wskoczyła pod prysznic. Użyła odrobiny szamponu i żelu mężczyzny, bo nie miała swoich. Nie zajęło jej to dłużej niż pięć minut. Mokre włosy owinęła ręcznikiem, a na ciało założyła stare ciuchy. Wydobyła z torby podręczną kosmetyczkę, w której znalazła chusteczki do demakijażu, tusz do rzęs, mini antyperspirant i szczoteczkę do zębów. Zawsze nosiła ten zestaw wszystko przy sobie i często z niego korzystała. Życie nauczyło ją przezorności. Kiedy uporała się z twarzą i zębami, zdjęła ręcznik i wróciła do salonu.
- Dobrze, że skończyłaś. - podskoczyła, słysząc głos tuż za plecami.
Powoli skierowała się w stronę już przebranego mulata, który ściskał w ręku jakiś materiał.
- Pomyślałem, że może chcesz przeprać swoje ubrania, więc... - wyjaśnił.
Przyjęła jego ubrania i uśmiechnęła się niepewnie.
- Dziękuję. - powiedziała cicho. - Pójdę się przebrać.
- Poczekaj. - zatrzymał ją ramieniem. - Ja wychodzę. Jedzenie jest w kuchni na blacie, a coś do picia znajdziesz w lodówce. Jeśli chciałabyś pooglądać telewizję, to się nie krępuj.
Missi obserwowała jak mężczyzna zabiera torbę treningową  z podłogi, zakłada sportowe buty i wychodzi. Patrzyła jeszcze przez chwilę na drzwi.
Nie wiedziała, co zaszło przez te kilka godzin spędzonych wspólnie, ale spokojnie mogła stwierdzić, że tolerowała tego poważnego i oficjalnego komisarza coraz bardziej.

***

Louis wrócił do apartamentu nad ranem. Całą noc spędził ze swoimi podwładnymi dziwkami, które chętnie zaspokajały jego potrzeby seksualne. Był wykończony. Obudził się dopiero wieczorem.
- A ta mała suka ciągle nie wróciła. - jęknął. - Może i lepiej.
Wziął ze stolika nocnego telefon i zdziwił się na widok SMS-a od Mayson, który brzmiał:

" Przepraszam, że nie zadzwoniłam wcześniej, ale kompletnie wytrąciłam się z równowagi. Nie bądź zły. Jestem u cioci, o której ci opowiadałam, pamiętasz? Zabrała mnie w drodze do ciebie. Nie chciała słyszeć słowa sprzeciwu, a ja nie mogłam powiedzieć gdzie i do kogo idę. Jesteś w wiadomościach, rozpoznałaby imię. Wybacz. Wrócę niedługo."

Westchnął głośno, odrzucił komórkę i się przeciągnął. Teraz już nie obchodziło go, czy smarkula wróci. Ważne, że wiedział gdzie jest. Ze spokojem zjadł śniadanie i zasiadł przed telewizorem. Od jakiegoś czasu nie widział Liama, co sprawiło, że czuł się nieswojo. Domyślał się, że znowu leży gdzieś naćpany i wędruje po swoim wyimaginowanym świecie.
- Tomlinson, jesteś?! - krzyknął Payne z korytarza.
- Tutaj! - odpowiedział szatyn.
O wilku mowa. Louis wziął łyk whisky i czekał, aż tamten się pojawi.
- Gdzie się podziewałeś? - zapytał jak tylko ujrzał twarz wspólnika.
- Tu i tam... - zaśmiał się Payne. - Nie uwierzysz jak ci powiem!
- Co znowu? - jęknął Louis.
Payne lubił opowiadać mu o swoich ekscesach z dziwkami i polecał te, jego zdaniem, najlepsze. Czasami jego wiedzę na tej płaszczyźnie się przydawała.
- Wiem gdzie jest twoja gówniara.
- Nie mów tak o niej. - upomniał. - Ja też wiem.
- Naprawdę? - mocno zdziwił się.
Liam usiadł obok i zmarszczył czoło myśląc.
- Młody ci powiedział? - dodał.
- Nie. Napisała mi wiadomość.
Wziął kolejny, mały łyk whisky. Uwielbiał rozkoszować się jej smakiem.
- Mam rozumieć, że spodziewasz się psiego oblężenia?
Louis prawie się zakrztusił.
- Co?!
- No powiedziałeś, że już wiesz. - odparł zdezorientowany wspólnik.
- Jakie, kurwa, psie oblężenie?
- Przecież złapali Mayson i kazali jej zeznawać.
- Napisała, że jest u pieprzonej ciotki!
Wpadł w szał.
Okłamała go, a on nie tolerował kłamstwa.
- Jasne. - Liam zaśmiał się szyderczo. - W taki razie ja nie jestem uzależniony.
- Ta mała kurwa zapłaci za swoją niewyparzoną gębę.
- Jeszcze nie wiemy, co powiedziała.
- Liczy się to, że w ogóle dała się złapać i otworzyła mordę. - syknął.
Z dużą siłą rzucił o ścianę szklanką, która roztrzaskała się w drobny mak.
- Zapłaci za to. - wydusił groźnie. - Ta mała suka mi za to zapłaci.