7 lipca 2015

9.

Mayson siedziała przed telewizorem w dresie i koszulce Malika i przeskakiwała po kanałach. Nudziło jej się. Wybiła godzina dwudziesta pierwsza, a mężczyzny nie było. Dziewczyna wyciągnęła się wygodnie, kładąc głowę na bocznym oparciu kanapy. Ziewnęła, a jej powieki stały się bardzo ciężkie. Zasnęła z pomrukiwaniem telewizora w tle.
Zayn wypocił na siłowni całe napięcie związane z pracą i czuł się przyjemnie zmęczony. Spacer powrotny sprawił, że poczuł się jeszcze lepiej. Świeże, zimne powietrze owiało go i wywołało gęsią skórkę. Zasunął bluzę do końca i spokojnym krokiem ruszył do domu. Jednego nie mógł wyrzucić z głowy. W tej chwili, w jego mieszkaniu przebywała nieznajoma dziewczyna. Z drugiej strony, naczytał się o niej tyle, że miał wrażenie iż zna ją od dawna.
Usłyszał dzwonek komórki.
- Słucham?
- Malik?
- Nie, Matka Teresa z Kalkuty. - bąknął. - Co chcesz o tej godzinie, Styles?
- Ty dzwoniłeś do mnie w środku nocy i nie pozwoliłeś narzekać. - odgryzł się.
- Nie kłóć się tylko mów, o co znowu chodzi.
- Wiem kim jest, a raczej była dla Tomlinsona ta dziewczyna.
- Missi Mayson?
- Tak. - przytaknął nerwowo. - Moje źródła podają, ze chciał z niej zrobić luksusową prostytutkę. Bardzo luksusową. Towar z wyższej półki. Miał sam ją wypróbować przez jakiś czas, a potem sprzedawać za ogromne pieniądze. Tylko dlatego ją przygarnął.
- Co? - Malik zadławił się powietrzem. - Przygarnął?
- Z tego, co wiem dziewczyna nie ma w mieście nikogo bliskiego.
- Co teraz?
Z szoku, aż przystanął na chodniku.
- Jeśli to prawda... - zaczął nowy.
- Nie możemy jej do niego wypuścić.
- Niestety nie możemy też jej na siłę przetrzymywać. - wymamrotał zdołowany Styles. - Co robimy?
- Nic.
- Jak to?
Zayn milczał przez chwilę, zastanawiając się nad tym, czego własnie się dowiedział.
- Nie możemy jej powiedzieć. Jeśli ona nie wróci do Tomlinsona, tamten ucieknie i nigdy go nie złapiemy.
- Ale...
- Nie pozwolę na to po raz drugi. - warknął mulat. - Skończyłem temat.
- Dobrze, to twoja decyzja. To ty będziesz miał ją na sumieniu.
Nowy się rozłączył, a komisarz zwiększył tempo i w ciągu kilku minut znalazł się w mieszkaniu. Zapalił światło, rozglądając się dookoła. Sprawdził pokój gościnny, ale tam jej nie było. Przeczucie zaprowadziło go do salonu, gdzie grał telewizor. To, co zobaczył, natychmiast go uspokoiło. Szatynka spała na kanapie skulona w kłębek. Malik stwierdził, że nie będzie jej dotykał. Przyniósł koc i okrył ją. Przez chwilę stał i się przyglądał. Na swój sposób była naprawdę ładna. Nie dziwił się, że Tomlinson tak bardzo o nią zabiegał. Mogła stać się smakowitym kąskiem dla każdego faceta.

***

- Nie waż się coś jej powiedzieć. - warknął Louis.
Liam skinął głową i uniósł ręce w geście poddania.
- Spokojnie, stary. Co chcesz jej zrobić?
- Jeszcze nie wiem, ale to na pewno nie będzie miłe.
- Pobijesz ją?
- Nie mówię nie. Sprawię jej specjalne powitanie.
Na twarzy Louisa pojawił się chytry uśmieszek.
- Wiesz, że to nie ujdzie ci płazem, stary. - ostrzegł Payne.
- Jej tym bardziej nie może ujść płazem.
- Będziesz żałował. - ostrzegł wyjątkowo rozsądny wspólnik. - Przecież miałeś zbić na niej fortunę.
- Spokojnie, zbiję. Chyba dzisiaj jeszcze nic nie ćpałeś, co? - zarechotał Tomlinson.
- Nie ma ochoty.
Louis zaśmiał się głośno i opadł tyłkiem na fotel. Żaden z nich więcej się nie odezwał. Jedno było pewne - najbliższe dni będą straszne.

***

Zayn obudził się kilka minut po siódmej.
Zawsze wstawał punktualnie, ale widocznie wczorajsze zmęczenie wpłynęło na sen. Rutynowo przygotował się do pracy, wkładając dopasowany garnitur i przeszedł do kuchni. Zaskoczył go widok dziewczyny, robiącej kawę.
- Dzień dobry. - przywitała go miło. - Kawy?
Stała do niego plecami i zwinnie poruszała się po pomieszczeniu. Tak, jakby była u siebie.
- Tak, poproszę.
Poranna chrypka w głosie mulata zaintrygowała szatynkę. Głos Louisa tuż po spaniu brzmiał całkowicie inaczej, ostrzej.
Odwróciła się z dwoma kubkami w dłoniach i jeden podała komisarzowi.
- Przepraszam, że zasnęłam w salonie. - rzuciła szybko. - Zaraz po sobie posprzątam i stąd zniknę.
Oparła się biodrem o blat, obserwując mężczyznę.
- Widzę, że czujesz się tu nadzwyczaj swobodnie. - zauważył Zayn.
Obdarzył ją takim spojrzeniem, że na jej polikach wykwitł rumieniec.
- Spokojnie, nie mam ci tego za złe. - dodał.
- Nie zrobiłam nic do jedzenia, bo nie wiedziałam, co lubisz, a moje zdolności kulinarne są ograniczone, więc... - oznajmiał cicho.
- W porządku.
Malik stał w drzwiach oparty o futrynę. Wodził wzrokiem po sylwetce Missi.
- Gdzie wrócisz? - zapytał chłodno.
- Do niego. Nie mam innego wyboru. Mimo wszystko, należę do niego.
- Jasne. - powiedział pod nosem i odstawił pusty kubek. - Dziękuję za kawę. Była pyszna.
Mayson uśmiechnęła się niepewnie. Nie wiedziała jak ma się przy nim zachowywać.
Oficjalnie czy bardziej swobodnie?
Ze Stylesem nie miała tego problemu.
- Pójdę po swoje rzeczy. - bąknęła, mijając go w progu.
Zayn odprowadził ją wzrokiem, a potem zrobił sobie szybkie śniadanie. Spakował trochę do plastikowego pojemniczka i czekał na Missi.
- Już jestem. - jej głos spowodował, że gwałtownie odwrócił głowę w prawo.
W wypranych i niepogniecionych ubraniach wyglądała inaczej, schludniej. Włosy zawiązała w wysokiego kucyka. Z torbą przewieszoną przez ramię założyła zniszczone trampki i stanęła przy drzwiach.
- Gotowa?
- Tak.
Standardową drogą pokonali dystans z mieszkania na parking. Wsiedli do samochodu, a mulat gładko i z gracją wyjechał na ulicę.
- Wysadzić cię w konkretnym miejscu? - komisarz spojrzał na nią przez sekundę i wrócił wzrokiem na drogę.
- Ulicę przed twoją pracą. - odpowiedziała sucho.
Wzięła głęboki oddech i starała się uspokoić szalejące serce. Nie dała po sobie poznać, że bała się wrócić do Louisa. Jednak to dziwne uczucie, którym go darzyła powodowało niewytłumaczalną tęsknotę za jego wybuchowym charakterem. Przeprosi go i będą żyli jak dawniej. W głowie układała sobie to, co powinna mu powiedzieć.
Samochód gwałtownie się zatrzymał.
- Dziękuję. - odezwała się dziewczyna. - Za wszystko.
- Uważaj na niego. - rzucił Malik, nie chcąc okazywać zbytniej troski.
- Nic mi nie zrobi. - zaśmiała się krótko.
Nie dopuszczała myśli, że zrobi jej coś więcej niż uderzenie w twarz.
Może dwa uderzenia.
- Po protu uważaj.
Mężczyzna posłał jej współczujące spojrzenie. Mayson skinęła głową prawie niezauważalnie i złapała za klamkę.
- Poczekaj. - zatrzymał ją. - Weź to.
Dziewczyna przypatrzyła się rzeczy, którą trzymał w reku. Mały, niebieski, plastikowy pojemniczek z jedzeniem.
- Co to? - zapytała zdezorientowana.
- Śniadanie.
- Ale...
- Nie zdążyłaś zjeść u mnie, więc trochę ci spakowałem. - wyjaśnił.
Wzięła od niego pojemnik i rzucając szybkie "dziękuję", wysiadła z auta. Komisarz odjechał, a ona skierowała się we właściwym kierunku. Z ciekawości otworzyła wieczko. W środku znalazła kanapkę i banana. Uśmiechnęła się szeroko, bo umierała z głodu. Jedząc, maszerowała do domu Louisa. Dojście zajęło jej zaledwie pół godziny.
Weszła do środka, wsiadła do windy i nacisnęła guzik z dziesiątką. To tam znajdowało się piętro, na którym mieścił się apartament Tomlinsona.
- Jestem. - rzuciła, zdejmując buty.
Ostrożnie weszła głębiej. W mieszkaniu panowała taka cisza, że słyszała gwałtowne bicie swojego serca. Bała się konfrontacji z szatynem. Nie wiedziała na co ma się przygotować.
- Tu jestem! - usłyszała po swojej lewej.
Przeszła do sypialni mężczyzny, przywołując na twarz uśmiech. Nie był do końca szczery, ale nie pozostało jej nic innego. Louis stał przy oknie i opierał się tyłem o parapet. Miał skrzyżowane na piersi ramiona i kamienny wyraz twarzy.
- Gdzie byłaś, kochanie? - zapytał nienaturalnie słodko.
- Pisałam, że jestem u cioci. - odpowiedziała szybko i pewnie.
Oczekiwała takiego pytania, więc się przygotowała.
- Nie wiedziałem, że twoja ciocia pracuje w policji.
- Co takiego?
- Powiedz prawdę! - krzyknął, nie mogąc dłużej udawać.
Oderwał się gwałtownie od okna i jednym, wielkim krokiem znalazł się przed jej nosem.
- J-ja przecież... No mówię, ż-że... - jąkała się.
W jego oczach widziała furię i nadchodzący, nieunikniony wybuch.
- Kłamiesz, kurwa! - ryknął.
- Louis, posłuchaj ja...
Przerwał jej mocnym uderzeniem w twarz. Załkała, puściła torbę na podłogę i złapała się za bolący policzek. Jeszcze ani razu nie uderzył jej z taką siłą.
- Ty mała suko. - syknął, popychając ją. - Zapłacisz za swoją niewyparzoną gębę.
- Nie wiem, o co ci chodzi. - wydusiła, powstrzymując płacz.
- Dobrze wiesz, o co mi chodzi! Co im powiedziałaś?!
Nie odpowiedziała.
Bała się otworzyć usta. Nie spodobało się to mężczyźnie, więc jego dłoń ponownie spotkała się z jej twarzą. Missi zapłakała roniąc kilka łez. Na wardze poczuła szczypanie i krew.
- Nie zamierzam ci tego wybaczyć. - warknął.
- Przepraszam, Louis. - błagała. - Nie wiedziałam, co robić. Nie chcieli mnie wypuścić. Nie powiedziałam im dużo.
Rozpłakała się. Spodziewała się gwałtownej reakcji z jego strony, ale nie oczekiwała, że ją pobije. W głębi duszy wiedziała, że to jeszcze nie koniec.
- Sprawię, że będziesz żałowała tego do końca życia. Zniszczę cię. - obiecał spokojnym, ale twardym głosem.
Uderzył ją pięścią w nos, co spowodowało upadek szatynki na drewnianą podłogę. Przez łzy straciła ostrość widzenia. Krew kapała jej z ust i nosa, a on nie przestawała. Szarpał ja do góry, uderzał w twarz, ona upadała. Ten schemat powtórzył się kilka razy. W pewnym momencie Mayson nie miała siły ustać na nogach. Wtedy ją zostawił.  Wyszedł trzaskając drzwiami.

***

Malik zwinnie przeszukiwał papiery w poszukiwaniu danych, które Harry wydrukował mu o dziewczynie. Nigdzie ich nie było. Zniknęły. Wtedy przypomniał sobie, że dał je Belli. Szybko znalazł się przy biurku swojej sekretarki.
- Daj mi papiery Missi Mayson. - zażądał.
Rudowłosą kobietę uraził sposób, w jaki się do niej zwrócił. Chciała, żeby wreszcie poświęcił jej trochę uwagi.
Niestety jej szanse u niego były mniejsze niż zero.
- Nie mam ich. - rzuciła, patrząc w monitor.
-  W taki razie gdzie są skoro ci je dawałem?
Zależało mu na czasie. Od tego zależało życie dziewczyny.
- Wszystko w porządku? - zmartwiał się, widząc rozgorączkowanie mulata.
- Potrzebuje tych dokumentów, do cholery.
- Richard je zabrał.
- Po co?
- Nie wiem. Nie powiedział.
Zayn energicznym krokiem poszedł do gabinetu swojego szefa.
- Oddaj dokumenty Missi Mayson. - zażądał.
- Witaj, Malik. - Steel przywitał się z uśmiechem. - Nie mam ich.
- Gdzie są?
Starszy mężczyzna zmarszczył czoło. Przyjrzał się mulatowi zmrużonymi oczami.
- Czemu się tak gorączkujesz?
- Właśnie coś odkryłem, ale muszę to potwierdzić. Potrzebuję papierów Mayson.
- Niall je ma.
Malik zaniemówił.
- Wybacz Zayn, ale musiałem się z kimś skonsultować. - wyjaśnił Richard.
Brunet uderzył pięścią w biurko swojego szefa i zacisnął mocno zęby.
- Doprowadzę tę sprawę do końca i złapię Tomlinsona czy tego chcesz, czy nie. Nikt mi nie przeszkodzi. - warknął.
Richard uniósł ręce w geście poddania. Komisarz wyszedł bez słowa i skierował się do biura Horana, którego nienawidził. Blondyn od zawsze odbierał mu znaczące akcje. Steel zawsze pozwalał mu je przejmować.
- Daj mi dokumenty Mayson. Teraz. - powiedział, wchodząc z rozmachem.
- Wiedziałem, że po nie wpadniesz. - Niall uśmiechnął się cwaniacko.
- Gdzie są?
- Chciałeś popatrzeć na jej zdjęcia, co? Jest naprawdę ładną dziewczyną. Nie dziwię ci się, że za nią latasz.
- Nie pieprz, tylko mi je oddaj.
Horan rzucił mu teczkę, którą mulat zręcznie złapał.
Ściskając mocno zdobycz, wrócił do siebie. Usiadł za biurkiem i porównał dokumenty Missi i Tomlinsona, żeby się upewnić. Obawiał się, że własnie odkrył brutalną prawdę.
Louis Tomlinson był przyrodnim bratem Missi Mayson.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz