Missi Mayson - skazana na prowadzenie 'gangsterskiego" życia ze swoim chłopakiem Louisem Tomlinsonem.
Dokładając nieszczęść, została zmuszona do kradzieży przez niebezpiecznego ćpuna. Jak gdyby nigdy nic, weszła do apteki i rozejrzała się po półkach. Na pierwszy rzut oka nie zobaczyła leku wskazanego przez Liama. Stanęła w kolejce do okienka i modliła się, żeby nikt więcej nie przyszedł. Próbowała utrzymać emocje na wodzy, ale dusiła się próbując wstrzymać świszczący oddech. Zza lady wyszła młoda dziewczyna z kartką w ręku, którą zawiesiła na drzwiach. Missi udało się przeczytać:
"Apteka zamknięta z powodu remontu. Zapraszamy jutro od 10.00."
Mayson była ostatnią klientką. Aż nie mogła uwierzyć, że szczęście jej sprzyjało. Nie chciała cieszyć się zbyt wcześnie...
- Słucham? - zapytała starsza pani.
Na plakietce widniało imię i informacja, że jest magistrem farmacji. Jej krótkie, siwe włosy układały się w loczki. Miała skromny makijaż, idealnie pasujący do wieku i zawodu. Sympatyczna twarz odznaczała się licznymi zmarszczkami. Missi odchrząknęła ze zdenerwowania.
- Poproszę... - zacięła się.
Tuż za szybą zobaczyła lek, który był desperacko potrzebny Liamowi.
- Tak?
- Umm... Ja... Chwileczkę. - udała, że zerka do kieszeni. - Poproszę coś mocnego na przeziębienie i biegunkę. Tylko, żeby nie było zbyt drogie.
Farmaceutka odwróciła się do niej plecami i przeszukiwała szuflady. Mayson się zawahała. Nie mogła tego zrobić, ale była pewna, że wtedy Liam powie wszystko Louisowi, a ten pobije ją na śmierć.
- Coś jeszcze? - zapytała, stawiając przed szatynką leki.
- Przepraszam, że zapytam, ale... Czy mogłaby mi pani przynieść szklankę wody? - zapytała niepewnie i zrobiła błagającą minę.
Wykazywała się coraz większym talentem aktorskim. Jak to mówią - praktyka czyni mistrza.
- Tak, nie ma problemu.
Kobieta zniknęła na zapleczu.
Missi szybko sięgnęła za szybę i chwyciła dwa opakowania leku. Więcej nie dała rady, bo przez przypadek strąciła kilka innych opakowań i mała buteleczkę. Niestety zapomniała o młodej dziewczynie, która stała w rogu, przypatrując się jej uważnie. Mayson zauważyła przy jej uchu komórkę. Struchlała i nie zastanawiając się długo, wybiegła za drzwi. Usłyszała jeszcze jak starsza pani za nią krzyczy. Rozejrzała się za młodym chłopakiem, podopiecznym Liama, ale nigdzie go nie było. Spojrzała w stronę auta, które także zniknęło.
Wystawił ją.
Nim zdążyła pomyśleć, na końcu ulicy dało się słyszeć syrenę policyjną. Przerażona pobiegła w przeciwnym kierunku. Dotarła za róg jakiejś obskurnej knajpy i tam przykucnęła. Odczekała kilka minut po czym, upewniając się że jest bezpiecznie, wyszła na chodnik. Ściskała w ręku opakowania, co okazało się ogromnym błędem.
- Mam ją. - odezwał się ktoś za jej plecami.
Odwróciła się gwałtownie, ale nawet nie zdążyła zareagować. Policjant złapał ją za oba nadgarstki i wykręcił je do tyłu. Z kajdankami na rękach zaprowadził ją do radiowozu. Ludzie gapili się na nią, jak na dziwoląga. Opierała się, ale nic to nie dało. Usiadła na siedzeniu z opuszczoną głową.
- Kogo ja tu widzę? - usłyszała znajomy głos.
Podniosła wzrok na mężczyznę za kierownicą. Zmrużyła oczy myśląc intensywnie i dopiero wtedy sobie przypomniała. To był ten kutas, którego komisarz nienawidził.
- Myślę, ze Malik się ucieszy jak cię zobaczy. - dodał.
- Pieprz się. - odpysknęła.
- Na szczęście mam z kim. - zaśmiał się. - No to w drogę.
Missi z ciężkim sercem przyjęła sromotną klęskę , którą tak łatwo poniosła. Dopiero co wyszła z budynku policji, a już tam wracała.
Samochód zatrzymał się pod budynkiem. Ten który ją złapał przetransportował ją do środka, a blond mężczyzna szedł przed nimi. We troje wsiedli do wolnej windy i pojechali na piąte piętro.
- Dlaczego na wydział narkotyków? - zapytała zdezorientowana.
- Bo jesteś osobą powiązaną z handlarzem i skoro starałaś się ukraść jeden z najmocniejszych leków, który ćpuny wręcz kochają, to musiałaś mieć w tym jakiś cel. - wyjaśnił prosto.
Nie odezwała się, aż do momentu dotarcia do biura Richarda.
- Panna Mayson? - zdziwił się. - Co panienka tutaj robi? Przecież mieliśmy się więcej nie spotkać.
- Okradła aptekę, a przynajmniej próbowała. - Horan rzucił na stół dwa, niewielkie opakowania.
- Widzę, że poszłaś na całego. - zaśmiał się starszy mężczyzna.
W gabinecie nie było nikogo oprócz ich trójki.
- Powiadomiłeś Malika?
Wzdrygnęła się to nazwisko. Nie chciała widzieć jego zawiedzionych oczu. Wiedziała, że chciał żeby nie pchała się głębiej w całe to gówno. Powiedział jej to podczas ich drogi z jego mieszkania na komisariat.
- Nie było go. Za chwilę przyjdzie Styles.
- Dobrze. - przytaknął Steel. - Więc co cię do tego nakłoniło, Mayson?
Zacisnęła usta, patrząc w podłogę. Postanowiła więcej nie zeznawać. Nie z wiadomością, że Liam wiedział o przesłuchaniu. Teraz na pewno siedział z tym gówniarzem w samochodzie i śmiał się z jej niezdarności.
- Po co to kryć, Missi? - dodał Horan. - Powiedz powód i będzie po wszystkim.
Nie chciała z nimi rozmawiać.
- Już jestem. O co cho... - Styles przerwał, kiedy dostrzegł znajomą twarz. - Co ty tu robisz?
Dziewczyna spojrzała na niego przez chwilę, co wystarczyło żeby przekazać przygnębione spojrzenie. Nie zdążyła wrócić do domu, przebrać się, umyć i coś zjeść, a znowu siedziała na tym głupim wydziale.
- Zajmę się nią. - rzucił pospiesznie Harry i wyprowadził ją z pomieszczenia. - Powiesz mi, co się stało?
Posłała mu tylko obojętne spojrzenie.
Nie tego oczekiwał. Zastanawiał się czemu nie umiał działaś na ludzi w taki sposób jak Zayn. Świeżak zaprowadził dziewczynę pod drzwi biura Malika i odwrócił ją twarzą do siebie.
- Skoro nie chcesz rozmawiać ze mną, porozmawiasz z nim.
Wepchnął ją do środka i zamknął drzwi. Bella posłała mu pytające spojrzenie pod tytułem "co ona tu robi?", ale ten tylko wzruszył ramionami i wrócił do siebie.
Zayn własnie kończył porządkować ostatnie papiery i zamierzał wcześniej urwać się z pracy. Dzisiaj miał odwiedzić nową siłownię na swojej ulicy, a że załatwił wszystko co potrzebne w najbliższym czasie, więc mógł zagospodarować ten czas dla własnej przyjemności. Nie zdążył dobrze odetchnąć, bo w pokoju pojawiła się Mayson.
- Co ty tu robisz? - aż podskoczył na fotelu. - Pożegnaliśmy się zaledwie dwie godziny temu.
- Wiem. - wyszeptała, skubiąc paznokcie ze zdenerwowania.
- Co zrobiłaś?
Zauważył czerwone ślady po kajdankach. Niektórzy policjanci nie wiedzieli, co to znaczy odpowiednia odległość od skóry aresztowanego.
- Nic.
- To dlaczego tu jesteś i dlaczego przywieźli cię tu w kajdankach? - dopytywał.
Zbił szatynkę z tropu tak szczegółowym pytaniem.
- Ja... - nie mogła dobrać słów.
- Tak? - niecierpliwił się.
Miał nadzieję, że pozbył się problemu z głowy, ale ona znowu się zjawiła. Bał się, że będzie go prześladowała do końca życia.
- Zaczniesz mówić, czy mam ci pomóc? - odezwał się głośniej, wstając. - Spieszę się.
- Ukradłam coś z apteki. - wymamrotała nie podnosząc wzroku.
- Co ukradłaś?
- Jakieś silne leki.
- Jakieś? - zmarszczył czoło i skrzyżował ramiona na piersi. - Nie wiesz, co kradłaś?
Pokiwała przecząco głową.
- Kto ci kazał?
Komisarz już wiedział. Łatwo się było domyśleć. Ona nawet nie dotarła do domu, ciągle była w tych samych ubraniach.
- Liam.
- Jakim cudem wiedział, ze jesteś u nas?
- Nie wiem. - wzruszyła ramionami. - Chyba ktoś mu powiedział.
Czuła się jak na dywaniku u dyrektora szkoły. Wiele razy tam trafiała, zanim zdecydowała się rzucić naukę.
- Ten ćpun? - prychnął. - Wszystko jasne. Wybrał najlepszy towar.
Mulat podrapał się po karku. Nie wiedział, co miał zrobić z dziewczyną. Chciał ją wypuścić. Ufał, że nie ukradła tego dla siebie.
- Poczekaj tu, porozmawiam z szefem.
Wyszedł, a ona czekała. Minęło piętnaście minut zanim był z powrotem.
- Mogę cię wypuścić, ale musimy iść jeszcze po podpis do Horana. W końcu on cię złapał.
- Ten kutas. - syknęła.
Malik uśmiechnął prawie niezauważalnie.
- Tak, własnie o niego mi chodziło.
Kiedy już znaleźli się w biurze blondyna, ten przeglądał akta.
- Zgaduję, że sprowadza cię do mnie sprawa podpisu. - powiedział na przywitanie. - Nie często do mnie zaglądasz. Aż dziwne, że nie wysłałeś Stylesa.
- Nie mam czasu na droczenie się. - oznajmił chłodno mulat. - Podpisz to.
Rzucił kartkę na blat, a Horan szybkim ruchem złożył nieczytelny podpis.
- Przesłuchałeś ją? Ze mną nie chciała gadać. - rozparł się wygodnie na fotelu.
- Tak, przesłuchałem. - rzucił obojętnie i zatrzasnął za sobą drzwi.
Dziewczyna patrzyła na niego mocno zdziwiona.
- Dlaczego aż tak go nienawidzisz? - zapytała z ciekawością.
- Moje prywatne życie pozostanie prywatne, jasne? - westchnął. - Gdzie cię podwieźć?
- Do domu.
- Do twojego chłopaka gangstera?
Była świadoma tego, że napominał o tym z pełną premedytacją.
- Tak, do niego. - bąknęła.
Dziwnie czuła się idąc obok niego, kiedy nie trzymał jej za łokieć. Tym razem nie robiła za świadka, więc nie była ważna. Chcąc czy nie, znowu poczuła się mało ważna i niepotrzebna.
- Na pewno chcesz tam wrócić? - Zayn odpalił silnik i zgrabnie włączył się do ruchu.
- Tak. Nie mam wyboru.
- Dlaczego nie chciałaś z nimi rozmawiać? - zmienił temat.
- Bo nie.
- Ciekawa odpowiedź. - prychnął ironicznie.
Przez chwilę panowała przyjemna cisza, która wyjątkowo nie była niezręczna dla żadnego z nich.
- Mógłbym ewentualnie zaproponować ci nocleg, ale zgaduję, że odmówisz ze względu na Tomlinsona.
- Oddaliście mi komórkę, więc mogę napisać mu wiadomość.
- Czyli chcesz u mnie zostać?
To było dziwne. Czemu jej to zaproponował? Czemu ona się zgodziła?
- Jeśli mogę. Chciałabym pozbierać myśli i przygotować się na konfrontację.
Mulat skinął głowa i zawrócił. Jechali płynnie bo po czternastej drogi jeszcze nie były zapchane. Komisarz zaparkował na swoim miejscu. Drogę do jego mieszkania przebyli w ciszy. Zayn sam do końca nie wiedział, czemu to robił.
- Wychodzę na siłownie. Liczę, ze nie będziesz chciała mnie okraść. Poza tym... Nie ma wielu wartościowych rzeczy. - zaśmiał się, odwiązując krawat.
Zdjął buty i na bosaka wszedł do kuchni. Dziewczyna usiadła na kanapie w salonie.
- Zrobię ci coś do zjedzenia, a ty możesz się wykapać. Czyste ręczniki są w szafce w łazience. - zawołał.
Zdziwiło ją zachowanie policjanta. Który pies tak się zachowuje? Chyba żaden. Jednak nie mogła i nie miała zamiaru narzekać. Wiedziała gdzie jest łazienka, więc bez problemu do niej trafiła.
Ściskając swoja torbę w ręku, przyjrzała się odbiciu w lustrze. Wyglądała okropnie. Ciemne ślady od tuszu do rzęs, potargane włosy i brudne ciuchy. Powąchała koszulkę i z ulgą stwierdziła, że jeszcze aż tak bardzo nie śmierdziała. Upewniając się, ze drzwi były zamknięte na zamek, wskoczyła pod prysznic. Użyła odrobiny szamponu i żelu mężczyzny, bo nie miała swoich. Nie zajęło jej to dłużej niż pięć minut. Mokre włosy owinęła ręcznikiem, a na ciało założyła stare ciuchy. Wydobyła z torby podręczną kosmetyczkę, w której znalazła chusteczki do demakijażu, tusz do rzęs, mini antyperspirant i szczoteczkę do zębów. Zawsze nosiła ten zestaw wszystko przy sobie i często z niego korzystała. Życie nauczyło ją przezorności. Kiedy uporała się z twarzą i zębami, zdjęła ręcznik i wróciła do salonu.
- Dobrze, że skończyłaś. - podskoczyła, słysząc głos tuż za plecami.
Powoli skierowała się w stronę już przebranego mulata, który ściskał w ręku jakiś materiał.
- Pomyślałem, że może chcesz przeprać swoje ubrania, więc... - wyjaśnił.
Przyjęła jego ubrania i uśmiechnęła się niepewnie.
- Dziękuję. - powiedziała cicho. - Pójdę się przebrać.
- Poczekaj. - zatrzymał ją ramieniem. - Ja wychodzę. Jedzenie jest w kuchni na blacie, a coś do picia znajdziesz w lodówce. Jeśli chciałabyś pooglądać telewizję, to się nie krępuj.
Missi obserwowała jak mężczyzna zabiera torbę treningową z podłogi, zakłada sportowe buty i wychodzi. Patrzyła jeszcze przez chwilę na drzwi.
Nie wiedziała, co zaszło przez te kilka godzin spędzonych wspólnie, ale spokojnie mogła stwierdzić, że tolerowała tego poważnego i oficjalnego komisarza coraz bardziej.
***
Louis wrócił do apartamentu nad ranem. Całą noc spędził ze swoimi podwładnymi dziwkami, które chętnie zaspokajały jego potrzeby seksualne. Był wykończony. Obudził się dopiero wieczorem.
- A ta mała suka ciągle nie wróciła. - jęknął. - Może i lepiej.
Wziął ze stolika nocnego telefon i zdziwił się na widok SMS-a od Mayson, który brzmiał:
" Przepraszam, że nie zadzwoniłam wcześniej, ale kompletnie wytrąciłam się z równowagi. Nie bądź zły. Jestem u cioci, o której ci opowiadałam, pamiętasz? Zabrała mnie w drodze do ciebie. Nie chciała słyszeć słowa sprzeciwu, a ja nie mogłam powiedzieć gdzie i do kogo idę. Jesteś w wiadomościach, rozpoznałaby imię. Wybacz. Wrócę niedługo."
Westchnął głośno, odrzucił komórkę i się przeciągnął. Teraz już nie obchodziło go, czy smarkula wróci. Ważne, że wiedział gdzie jest. Ze spokojem zjadł śniadanie i zasiadł przed telewizorem. Od jakiegoś czasu nie widział Liama, co sprawiło, że czuł się nieswojo. Domyślał się, że znowu leży gdzieś naćpany i wędruje po swoim wyimaginowanym świecie.
- Tomlinson, jesteś?! - krzyknął Payne z korytarza.
- Tutaj! - odpowiedział szatyn.
O wilku mowa. Louis wziął łyk whisky i czekał, aż tamten się pojawi.
- Gdzie się podziewałeś? - zapytał jak tylko ujrzał twarz wspólnika.
- Tu i tam... - zaśmiał się Payne. - Nie uwierzysz jak ci powiem!
- Co znowu? - jęknął Louis.
Payne lubił opowiadać mu o swoich ekscesach z dziwkami i polecał te, jego zdaniem, najlepsze. Czasami jego wiedzę na tej płaszczyźnie się przydawała.
- Wiem gdzie jest twoja gówniara.
- Nie mów tak o niej. - upomniał. - Ja też wiem.
- Naprawdę? - mocno zdziwił się.
Liam usiadł obok i zmarszczył czoło myśląc.
- Młody ci powiedział? - dodał.
- Nie. Napisała mi wiadomość.
Wziął kolejny, mały łyk whisky. Uwielbiał rozkoszować się jej smakiem.
- Mam rozumieć, że spodziewasz się psiego oblężenia?
Louis prawie się zakrztusił.
- Co?!
- No powiedziałeś, że już wiesz. - odparł zdezorientowany wspólnik.
- Jakie, kurwa, psie oblężenie?
- Przecież złapali Mayson i kazali jej zeznawać.
- Napisała, że jest u pieprzonej ciotki!
Wpadł w szał.
Okłamała go, a on nie tolerował kłamstwa.
- Jasne. - Liam zaśmiał się szyderczo. - W taki razie ja nie jestem uzależniony.
- Ta mała kurwa zapłaci za swoją niewyparzoną gębę.
- Jeszcze nie wiemy, co powiedziała.
- Liczy się to, że w ogóle dała się złapać i otworzyła mordę. - syknął.
Z dużą siłą rzucił o ścianę szklanką, która roztrzaskała się w drobny mak.
- Zapłaci za to. - wydusił groźnie. - Ta mała suka mi za to zapłaci.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz