28 czerwca 2015

7.

Komisarz patrzył na swojego partnera zdziwionym wzrokiem. Nie mógł przyswoić tego, co właśnie powiedział.
- Chcesz ją zabrać do siebie? - zapytał, upewniając się.
- Tak. Czemu nie?
- Przecież nie zaprzeczyłem.
- Twoja mina mówi sama za siebie. - prychnął Styles.
Malik zmarszczył czoło.
- O co ci chodzi?
- Nie chcesz, żeby był z nią sam na sam w jednym mieszkaniu.
- Co? - mulat się oburzył. - Chyba żartujesz.
- W taki razie, jak tylko się obudzi, zabieram ją do siebie.
- Najpierw skończ pracę.
- Dobrze, ale potem ją zabieram.
- Czemu ci tak zależy? - zapytał zaskoczony Zayn.
- Sam nie wiem. - westchnął tamten. - Mam gorszy dzień i potrzebuję odskoczni czy coś.
- Zdarza się.
Komisarzowi nie spodobał się sposób w jaki odnosił się do niego nowy partner. Oczekiwał szacunku do swojej osoby.
- Wybacz, ale wrócę do siebie. - bąknął nowy.
Zmieszany opuścił biuro swojego partnera. Nie wiedział, co w niego wstąpiło. Czemu zaczął nalegać na zabranie dziewczyny? Przecież nawet jej nie znał. Poza tym, to tylko świadek w sprawie. Jeden z wielu. Zdejmie Malikowi problem z głowy na jedną noc, a później okaże się, co będzie dalej z tą niewinną dziewczyną.

***

Szatynka nudziła się niesamowicie. Po przesłuchaniu nie robiła już nic. Pomijając fakt, że praktycznie zemdlała na kanapie komisarza, a później słodko spała. Obserwowała jak komisarz uzupełnia papiery i wystukuje coś na klawiaturze laptopa. Czasami przyszedł ten drugi policjant, albo jego sekretarka, poza tym - nuda. Chciała jak najszybciej się stąd wydostać. Chciała wrócić do Louisa chociaż wiedziała, że będzie miała kłopoty i to bardzo poważne. Jednak on nie musiała wiedzieć, że powiedziała cokolwiek. Miała nadzieję, że przy pierwszym spotkaniu Malika z Tomlinsonen nie dojdzie do wymiany zdań, gdzie Louis dowie się o jej tchórzostwie i głupiej chęci zemsty na nim za złe traktowanie jej osoby.
- Na dzisiaj koniec. - powiedział do siebie Zayn. - Mam dość.
Dziewczyna spojrzała na zegarek ścienny, wybiła równa dwudziesta.
Kiedy wyszli z biura Malika na zewnątrz, było cicho i pusto. Nawet ta "urocza" sekretarka gdzieś zniknęła. Niespodziewanie obok nich zmaterializował się Styles.
- Koniec? - zapytał, zwracając się do swojego partnera.
- Tak. Możesz ją wziąć.
- Jak to? - pisnęła zdezorientowana Missi. - Gdzie on chce mnie zabrać?
- Nie wypuszczam cię jeszcze do domu, więc musisz gdzieś przenocować. - wyjaśnił mulat.
- Czemu nie u ciebie?
- Ona ma być u mnie jutro na ósmą w biurze, zrozumiano? - nakazał Stylesowi, ignorując jej pytanie.
- Rozumiem. Specjalnie wyjadę wcześniej. - zaśmiał się tamten.
- W takim razie do jutra.
Komisarz odszedł spokojnym krokiem do wyjścia, a ona została sam na sam z jego partnerem. Niewytłumaczalnie lepiej czuła się z Malikiem. Tego mężczyzny wcale nie znała. Z mulatem spędziła więcej czasu. W większości milczeli, ale to zawsze było coś. Poza tym już raz u niego nocowała, więc czemu nie mogła zrobić tego jeszcze raz?
- Prawdopodobnie jutro wrócisz do siebie. - odezwał się nagle Styles.
Szatynka skinęła głową i czekała aż Harry zbierze wszystkie swoje rzeczy i razem wyszli. Skromnym samochodem chłopaka udali się w drogę do jego mieszkania. Missi z ciekawością przyglądała się wnętrzu auta. Nie było tak luksusowe i ładne jak samochód komisarza, ale też nie było najgorsze.
- Zarabia dwa razy więcej niż ja. Jeszcze dorobię się takiego cacka jak Malik, tylko muszę poczekać.
Harry nie wiedział czemu się odezwał. Widział jak dziewczyna taksuje jego samochód obojętnym spojrzeniem, więc pospieszył z wyjaśnieniami, które tak naprawdę były zbędne.
Missi nie odezwała się przez całą drogę. Dwójka ludzi trwała w niekomfortowej ciszy.
- Czemu pan Malik nie chciał mnie przenocować? - zapytała cicho.
- Nie miał takiego obowiązku. Jesteś tylko świadkiem w sprawie.
- Wiem, ale... - zacięła się.
- Tak?
- Nieważne.
Rozmowa skończyła się tak szybko, jak się zaczęła. Styles zaparkował samochód i wysiedli. W przeciwieństwie do Malika nie trzymał jej za łokieć. Jak głupi wierzył, że może jej chociaż odrobinę zaufać.
- Nie uciekniesz? - zapytał z uśmiechem.
- Nie. Czemu? - zmarszczyła czoło, patrząc na chłopaka.
- Widziałem jak Malik pilnował cię, żebyś mu nie uciekła, ale ja stwierdziłem, że to niepotrzebne, bo tak naprawdę nie powinnaś czuć się w jakiś sposób zagrożona. Ta sprawa nie dotyczy ciebie, tylko twojego umm... Znajomego.
- Tak. - przytaknęła smętnie. - Komisarz Malik zawsze trzyma mnie za łokieć.
- Nie znam go na tyle, żeby go oceniać, czy o nim rozmawiać, ale zdaję mi się, że po prostu lubi mieć wszystko pod kontrolą. Jest perfekcjonistą aż do bólu.
Mayson drgnęły kąciki ust. Ten policjant był kompletnie inny. Jego podejście do niej było luźniejsze. Nie zachowywał się jak pan i władca. Przy Harry'm czuła się swobodniej i to sprawiało, że przez chwilę mogła pomyśleć o sobie w pozytywny sposób.

***

Payne wszedł raźnym krokiem do mieszkania Tomlinsona, ale nie znalazł tam właściciela.
- Louis! - krzyknął, rozglądając się dookoła.
Obszedł wszystkie pomieszczenia, ale nie znalazł ani szatyna, ani żadnej dziwki, która pomogłaby mu go namierzyć.
- Kurwa. - bąknął pod nosem.
Z racji, że było późno, nie miał ochoty jechać do burdelu, w którym Tomlinson prawdopodobnie się znajdował. Tak się stało, że przypadkiem, sącząc drinka w swoim ulubionym barze, dowiedział się, gdzie jest laska Louisa. Zacierał łakomie ręce na samą myśl, co zrobi jej Tomlinson w ramach kary. Nie lubił gówniary, wadziła mu. Krzątała się pod nogami i była bezużyteczna. Nawet nie mógł jej spokojnie pieprzyc, bo była pod bacznym nadzorem jego wspólnika.
- To się Tomlinson zdziwisz jak ci powiem. - zarechotał do siebie.
Z parszywym uśmieszkiem pojechał na miejsce, do którego wybierał się już od dłuższego czasu. Przynajmniej dzięki niej będzie miał alibi.

***

Czwartek nastał szybko, co wcale nie zdziwiło Malika. Przeciągnął się na łóżku i podrapał po karku. Dzisiaj nie miał ochoty na nic. Najbardziej odpowiadała  mu opcja zostania w łóżku i lenienia się przez resztę dnia. Niestety przywołała go brutalna rzeczywistość. Zgrabnie doprowadził się do porządku i wyszedł z mieszkania. Nim minęło dziesięć minut był już w windzie i jechał na swoje piętro. Zostało pięć minut do ósmej, więc oczekiwał że Styles i Mayson zjawią się punktualnie. Miał jeszcze kilka pytań do dziewczyny, które koniecznie musiał dzisiaj zadać.
- Dzień dobry, panie Malik. - przywitała się Bella nad wyraz radośnie.
Zayn obdarzył ją uważnym spojrzeniem.
- Witam, Bello. - odpowiedział biznesowo.
Zauważył, że dzisiaj włożyła na siebie sukienkę z dość dużym dekoltem. Zgadywał, że ubranie obciskało ją tak mocno, że z ledwością oddychała. Wcześniej nie zwracał uwagi na zaloty sekretarki, które teraz wydały mu się oczywiste. Gdyby nie dziewczyna, która stała się jego głównym świadkiem w sprawie.
- Dokumenty od pana Richarda leżą na pana biurku. - oznajmiła i zajęła się wpisywaniem danych do komputera.
Mężczyzna odetchnął dopiero w chwili, kiedy zamknął za sobą drzwi biura. Między stosem kartek znalazł notatkę o stawieniu się w biurze przełożonego. Usiadł za biurkiem i sprawdził godzinę. Minuta po ósmej. Jak na życzenie ktoś zapukał do drzwi i wszedł nie czekając na odpowiedz.
- Jesteśmy. - rzucił zdyszany Harry.
Mulat skinął głową, obdarzając dwójkę uważnym spojrzeniem brązowych oczu.
- Dzień dobry. - szatynka przywitała się ciepło.
Świeżak sprawił, ze od rana miała dobry humor. Razem zjedli skromne, ale bardzo pyszne śniadanie i popędzili do biura. Usiadła na swoim stałym miejscu i czekała na rozwój wydarzeń. Styles wyszedł, żeby zająć się swoimi obowiązkami. Malik myślał intensywnie, zanim się odezwał.
- Powiedz mi... - zaczął.
- Słucham?
- Ten wspólnik Tomlinsona, Liam Payne... Długo trzymają się razem?
- Był już w organizacji, kiedy zajął się mną Louis.
- Organizacji? - komisarz zmarszczył czoło.
- Wszyscy ciągle powtarzają to określenie.
Malik chwilę się zastanowił.
- Mam informację, że Payne jest narkomanem. To prawda?
- Tak. - odpowiedziała bez ogródek.
Liam za każdym razem przychodził do Louisa próbować nowy towar i naćpany próbował się do niej dobierać. Na jej szczęście nigdy mu się to nie udało.
- Nie mam więcej pytań. Zaprowadzę cię do Richarda i on zdecyduje, co dalej.
Missi przytaknęła głową i zaczęła skubać paznokcie podczas gdy komisarz zabrał się do pracy. Czas mijał, a ona się niecierpliwiła. Bez słów sekretarka przyniosła każdemu pączka i filiżankę kawy. Szatynka podziękowała jej uśmiechem, ale Bella udawała, że tego nie zauważyła. Mayson nie uszła uwadze prowokacja strojem, na którą mulat kompletnie nie zwracał uwagi. "Biedna kobieta" - pomyślała. Z zamyślenia wyrwał ją dźwięk odsuwanego fotela.
- Chodź. - nakazał mężczyzna.
Razem przeszli do gabinetu Steela.
- Richard. - przywitał się Zayn.
- Malik.
- Co zmusiło cię do wezwania mnie?
- Chciałem zapytać jak ci idzie.
- Nie dostałeś raportu od Stylesa? - zdziwił się komisarz.
- Dostałem i był bardzo dobrze przygotowany. Widać, że chłopak się stara.
- To dobrze. Więc o co chodzi?
- Chciałem porozmawiać.
- Zamieniam się w słuch.
Szef odchrząknął.
- W cztery oczy.
- To ja zacznę... - spojrzał na dziewczynę stojąca za nim. - Przesłuchałem świadka i nie mam więcej pytań.
- Odeślij ją do domu.
- To twoja decyzja.
- Koleżanka obieca nam, że nie wpadnie w kłopoty i nie piśnie słówka swojemu chłopakowi, jasne? - tym razem zwrócił się do Missi.
Zaskoczona popatrzyła na Zayna, który posłał jej obojętne spojrzenie.
- Tak. - odpowiedziała po namyśle.
Nie miała zamiaru mówić nikomu, że wkopała policji własnego chłopaka.
- Cóż, mam nadzieję, że więcej się nie zobaczymy, panno Mayson. - Richard uśmiechnął się ciepło.
Mulat sprowadził dziewczynę na parter i wręczył jej pieniądze na taksówkę.
- Nie potrzebuję. - odpychnęła jego dłoń.
- Nie żartuj sobie.
- Naprawdę. Przejdę się.
- Dom twojego gangstera jest daleko stąd.
Zignorowała fakt, że wypomniał jej związek z Tomlinsonem. Cieszyła się, że za uczucie do niego nie pójdzie siedzieć.
- Spacer dobrze mi zrobi.
- Nie sądzę.
- Żegnam, panie komisarzu. - rzuciła dobitnie i odwróciła się na pięcie.
Nie chciała więcej pojawiać się w tym budynku. Teraz miała inne zmartwienia na głowie. Czuła, że Louis ją zabiję, jeśli tylko da mu powód do jakichkolwiek podejrzeń. Została zatrzymana nim pchnęła drzwi, żeby się stąd ulotnić. Niechętnie obróciła się w stronę dręczyciela.
- Mówiłam, że sobie poradzę. - syknęła.
- Powinnaś zorientować się, że nie przyjmuję odmowy. - syknął Malik. - Weź pieniądze i spadaj.
Szatynka jęknęła przeciągle i niezgrabnie schowała banknot do kieszeni spodni.
- Dziękuję. - mruknęła cicho.
- Dotrzyj bezpiecznie do domu i... Uważaj na siebie.
- Ta... - westchnęła. - Gdyby to ode mnie zależało.
Mężczyzna zastanowił się nad jej słowami, patrząc jak wychodzi z budynku. Wiedział, że śwaidomie naraził ją na niebezpieczeństwo ze strony jej faceta, ale nie zmierzał ponieść klęski w dochodzeniu.
Obiecał sobie mieć oko na swojego upartego i pyskatego świadka.

***

Liam Payne - jeden z największych cwaniaków ostatnich lat.
Zawsze wiedział gdzie być i z kim się trzymać, żeby wyjść na tym z zyskiem. To, że od czasu do czasu lubił wciągnąć kreskę albo dwie, w niczym mu nie przeszkadzało. Dzięki Tomlinsonowi miał najlepszy towar dla siebie i dziwek na pęczki.
Jednak do szczęścia chciał tylko jednego.
- Jesteś pewien, że ona tu będzie? - zapytał młody chłopak siedzący za kierownicą.
- Tak.
- Ale jeśli ktoś podał ci fałszywe informację, to...
- Och, zamknij się. - warknął. - Trochę cierpliwości.
Na zegarku wybiło południe. Payne był pewien tego, że tutaj ją przechwyci. Musiała tu być, bo nie mogła zapaść się pod ziemię.
W tej minucie miał się przekonać o swojej racji.
- Mówiłem. - powiedział z wyższością.
- Co teraz?
Przyglądali się sylwetce Mayson przez chwilę, po czym Payne wyskoczył z auta i podbiegł do niej. Dziewczyna zareagowała piskiem, ale Liam stłumił jej wolę walki przez mocne uderzenie w twarz. W tym miejscu było mało przechodniów, więc nie liczył na skargę czy próbę ratowania dziewczyny z opresji. Zaciągnął ją do samochodu i wepchnął na tylne siedzenia.
- Co to ma być?! -krzyknęła, szarpiąc klamkę. - Wypuść mnie!
Bez skutku. Potarła obolały policzek i skrzywiła się.
- Tomlinson cię szukał, mała.
- Nie mów tak do mnie. - odpyskowała.
- Chętnie mu powiem, gdzie jego cudo się podziewało. Wiem wszystko.
- Byłam u znajomej. - powiedziała z przekonaniem.
W rzeczywistości serce waliło, jakby miało wyskoczyć z klatki piersiowej. Czuła, że wiedział i tego bała się najbardziej.
- Takie kity możesz wpychać nowemu. - wskazał brodą chłopaka.
Dopiero teraz zauważyła nastolatka, zajmującego siedzenie kierowcy.
- Ty w ogóle jesteś pełnoletni? - zapytała zdezorientowana.
Młody nie odezwał się, a jego policzki oblał lekki rumieniec. Szybko odwrócił wzrok wgapiając się w okno.
- Powinieneś siedzieć w domu i pilnie się uczyć, a nie udawać gangstera. - prychnęła sarkastycznie.
- Zamknij buźkę, kochanie. - odezwał się Payne. - Nie martw się, ja się nim zaopiekuję.
- Zrobisz z niego ćpuna.
- Może. - zironizował, przewracając oczami.
Mayson czekała na kolejny ruch wspólnika Louisa. Chciała go udobruchać, ale wiedziała czego zażąda za milczenie, a tego nie zamierzała mu ofiarować.
- Przygotuj się na spotkanie z Louisem. - zarechotał i nakazał chłopakowi ruszyć.
Niespokojnie obserwowała jak jadą w kierunku burdelu. Tuż przed właściwą ulicą skręcili gwałtownie w lewo. Z impetem uderzyła głową o szybę i zaklęła pod nosem.
- Gdzie my jedziemy? - zapytała, pocierając bolące miejsce.
- Nie martw się. Wieczorem będziesz w domu. - rzucił obojętnie Payne.
- Chcę być tam teraz. - zażądała z zaciętą miną.
Odpowiedziała jej cisza. Młody chłopak, będący teraz pod skrzydłami ćpuna, zachowywał się jak robot. Robił wszystko, co Liam mu rozkazał. Missi podejrzewała, że włożyłby rękę w ogień, gdyby tylko wiedział, że to zadowoli jego opiekuna.
- Gdzie my jesteśmy? - zapytała, rozglądając się.
Zatrzymali się w ciemnej uliczce między dwoma wysokimi budynkami. Smród przedostał się przez wentylację. Szatynka zakryła dłonią usta i nos w obawie przed zwymiotowaniem.
- Mam dla ciebie propozycję. - zaczął Payne.
Mayson ostentacyjnie odwróciła wzrok.
- Chcesz czy nie i tak mnie wysłuchasz. - warknął. - W zamian za moje milczenie, pójdziesz do apteki naprzeciwko i weźmiesz dla mnie lek, którego nazwę napiszę ci na ręku.
- Nie ma mowy! - krzyknęła.
- Wiem, że już kradłaś i dobrze ci to wychodziło. Tomlinson się pochwalił.
- Jest samo południe. - zajęczała żałośnie. - Nie możesz mnie tak wykorzystać.
- Czyli chcesz, żeby Louis się dowiedział, że doniosłaś na niego psom? - mężczyzna unisuł brwi wysoko.
- Nie chcę. -  bąknęła pod nosem.
- W taki razie umowa stoi. - uciął uradowany. - Podaj rękę.
Niechętnie wyciągnęła dłoń, na której nabazgrał niewyraźnie nazwę leku na receptę. Miała go wykraść, żeby mógł spokojnie ćpać. Wiedziała, że kiedyś trzymał się tylko na tym. Tomlinson go uratował przed odsiadką w więzieniu, oferując zastępcze środki psychotropowe. Wtedy nie musiał kraść. Widocznie coś mu się odmieniło i postanowił wrócić do starych nawyków.
- Nie zrobię tego. - szatynka wydusiła drżącym głosem. - Nie potrafię. Złapią mnie.
- Młody ci pomoże. - westchnął Liam. - Będzie obserwował wejście i ewentualnie cię ostrzeże.
- Nie uda mi się.
- Przestań pieprzyć! - wrzasnął zirytowany.
Młody aż się wzdrygnął i zerknął na dziewczynę. Missi niepewnie spojrzała w oczy Liama. Odkryła desperację, złość i głód.
- Nic lepszego nie mogło mi się trafić. Dzięki tobie mam szanse poczuć się jak w niebie po raz pierwszy od kilku lat.
Szatynka przełknęła gulę blokującą jej gardło i wysiadła. Na dygoczących nogach poszła w stronę wyznaczonego celu. Młoda ofiara dilera szła kilka kroków za nią. Nawet z nim nie czuła się bezpiecznie. Podświadomie czuła, że coś pójdzie nie tak.
- Dla własnego dobra. - wyszeptała.
Podniosła dumnie głowę, wyprostowała plecy, wygładziła ubranie, poprawiła fryzurę i weszła do środka.
Szkoda, że wcześniej nie przewidziała tego, co miało się za chwilę wydarzyć...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz