12 czerwca 2015

1.

Ten poniedziałek zaczął się jak każdy inny.
Nic nie zapowiadało, że stanie się coś niezwykłego, czy nawet ciekawego. Dwudziestosiedmioletni mężczyzna wszedł do dużego, oszklonego budynku. Przeznaczenie budowli zdradzał napis na głównymi drzwiami głoszący "New York Police Department". Po przebyciu pięciu pięter znalazł się w przestronnym holu. Minął znajome drzwi, za którymi rozciągał się rząd biurek i dużych stanowisk wydziału do spraw narkotyków. Zatrzymał się tuż przed drzwiami swojego gabinetu, przy biurku osobistej sekretarki - Belli Dreal.
- Dzień dobry, komisarzu. - przywitała się z promienistym uśmiechem.
- Witam. - odpowiedział uprzejmie.
Kto jak kto, ale on miał maniery jak nikt inny.
Kiedy młody, zaledwie dwudziestodwuletni chłopak przyjechał do Nowego Jorku, nikt nie spodziewał się, że zajdzie tak daleko. Żeby spełniać marzenia, zostawił swoją rodzinę w Londynie. Usamodzielnił się i osiągnął to, co wziął sobie za cel. Był jednym z najlepszych komisarzy w tym budynku, a nawet mieście. Zayn Malik zdobył to, co chciał i nie straszne mu były żadne przeszkody.
Trzydziestoletnia kobieta podała mu kilka papierowych teczek, zawierających ważne dokumenty.
- Jakieś wieści? - zapytał.
- Zebranie o piętnastej w biurze pana Richarda.
Skinął głową, zaszczycając sekretarkę przelotnym, ale poważnym spojrzeniem. Zniknął za drzwiami.
Mulat rzucił dokumenty na biurko i na chwilę zatrzymał się przy oknie.
Za szybą rozciągał się piękny widok nowojorskich budynków i ulic, które tętniły życiem zarówno w dzień jak i w nocy. Po pięcioletnim pobycie tutaj, ciągle nie mógł nasycić się atmosferą tego miasta.
- W taki razie zabieram się do pracy. - mruknął do siebie, siadając na obrotowym, czarnym fotelu.

***

Porządkowanie spraw zajęło mu całe przedpołudnie, więc kiedy wybiła czternasta postanowił odpocząć przy kubku świeżej kawy. Poluzował lekko krawat i nacisnął interkom, w którym po chwili odezwał się ciepły, kobiecy głos.
- W czym mogę panu służyć?
- Poproszę kawę, taką jak zawsze.
- Już się robi. Jakieś ciastko?
- Nie, dziękuję.
Rozłączył się jednym kliknięciem i oparł wygodnie w fotelu. Mężczyzna odetchnął zmęczony i zamknął oczy. Nie minęło dziesięć minut, a do pomieszczenia weszła Bella.
- Pańska kawa. - oznajmiła z figlarnym uśmiechem.
- Dziękuję. - rzucił, odprowadzając ją uważnym spojrzeniem do drzwi.
Kiedy wyszła wziął łyk czarnego jak smoła napoju. Nic nie podnosiło na nogi, jak kubek dobrze zaparzonej kawy. Czarnowłosy rzucił okiem na nadgarstek, gdzie znajdował się srebrny, średniej wielkości, męski, klasyczny zegarek. Wstał, założył marynarkę i wyszedł z biura.
Nim dotarł do celu został obdarzony kilkoma dyskretnymi mrugnięciami okiem, czy nieśmiałymi ale zaczepnymi uśmiechami ze strony młodych policjantek.
Nie można zaprzeczyć, że Zayn Malik był przystojnym facetem. Ciemna karnacja, brązowe oczy, zadbane czarne włosy i smukła sylwetka nie pozwalały na zignorowanie go nawet na ulicy. Kiedy jeszcze pracował w mundurze policyjnym, każda kobieta dobrowolnie chciała dać się zakuć w kajdanki. Teraz komisarz Malik był zmuszony do noszenia dopasowanych garniturów. Rzadko kiedy ktokolwiek widywał go w innym ubraniu.
Nie pukając wszedł do gabinetu swojego przełożonego.
- Dzień dobry, Malik. - przywitał go Richard.
Uścisnęli sobie dłonie i zajęli miejsca przy prostokątnym stole. Richard pracował w tym miejscu dobre dwadzieścia lat. Znał tu każdy kąt i każdego członka swojego wydziału. Nieważne czy ktoś odchodził, czy się pojawiał. Richard Steel należał do ludzi ułożonych i stonowanych. Wiedział jak zachowywać się w skrajnych sytuacjach. Miał kochającą rodzinę, troje dzieci i psa. Niczego więcej do życia nie potrzebował.
- Czekamy na kogoś? - zapytał mulat.
- Tak.
Wtedy w pomieszczeniu pojawił się wysoki, szczupły chłopak o bujnej czuprynie. Jak na wychowanego człowieka przystało, Zayn wstał i przywitał się z nieznajomym.
- To twój nowy partner, Harry Styles. - oznajmił Steel.
Komisarz zlustrował chłopaka surowym wzrokiem, po czym odwrócił się do szefa.
- Zwolniłeś Teda? - zapytał.
- Złożył wymówienie miesiąc temu.
- Nic mi nie powiedział.
- Tylko ja wiedziałem. Chciał to zatrzymać dla siebie, przez co ja wyszedłem na potwora, który niesłusznie go wykopał.
- Sam się w to wpakował. Mógł postąpić inaczej. - mulat wzruszył ramionami.
Uwagę przerzucono na nowego członka wydziału.
- Siadaj, Styles. - rzucił Richard.
Tamten posłuszni wykonał polecenie.
- Później się zapoznacie, a teraz przejdziemy do najważniejszej części. - czterdziestopięcioletni mężczyzna usiadł na jednym z krzeseł. - Niestety ostatnio daje nam się we znaki niejaki Louis Tomlinson.
- Handlarz narkotyków i sutener, prawda? - zapytał śmiało nowy.
- Widzę, że przestudiowałeś wszystkie świeże sprawy. Dobry początek. - Steel skinął głową z uznaniem.
Chłopak z czupryną uśmiechnął się lekko i oparł wygodnie na krześle.
- Wracając do tematu, Tomlinson wziął udział w ostatnim przemycie w naszej ulubionej dzielnicy. Świadkowie twierdzą, że nie był sam, a liczba jego ludzi zwiększyła się dwukrotnie. Zauważono także, że otworzył kolejny, już trzeci, dom publiczny niedaleko swojej siedzimy. Mike ustalił, że ten jest o wiele bardziej luksusowy niż dwa poprzednie, które z sukcesem zamknęliśmy.
- Co mamy zrobić? - zapytał Malik.
- Jak zwykle w gorącej wodzie kąpany. - prychnął szef.
- Do rzeczy, panie Steel. Nie potrzebuje tracić czasu.
Zayn Malik był perfekcjonistą w każdym calu. Wszystko musiało być dopięte na ostatni guzik. Wszelkie sprawy, którymi się zajmował osobiście nie zostały bez rozwiązania. Każda akcja kończyła się sukcesem.
- Ty, Styles i Bruno pojedziecie obserwować nowy nabytek Tomlinsona. Chcę was widzieć dzisiaj z jakimikolwiek informacjami, inaczej nie mamy o czym rozmawiać i przekazuję sprawę Horanowi.
Zayn i Niall nie znosili się od początku. Jeden starał się być lepszy od drugiego. Na nieszczęście tego drugiego, Malika ciężko było wyprowadzić z równowagi.
- Nie żartuj, Richard. - syknął mulat. - Styles, idziesz ze mną.
Bez słowa opuścili gabinet Steela. Komisarz skierował się do siebie, a jego nowy podwładny, czyli młodszy partner, grzecznie podążał za nim.
- Posłuchaj... - zaczął Zayn. - Od dzisiaj pracujemy razem. Póki co trzymaj się mnie i nie daj się sprowokować. Chłopaki lubią droczyć świeżaków. Pierwszy tydzień bedzie najgorszy, ale dasz radę. W końcu pracujesz w policji, prawda? Żeby było zrozumiałe, ze mną nie jest lekko. Musisz wywiązywać się ze swoich obowiązków i uważnie mnie słuchać.
- Kolega dobrze gada. Siedzi tutaj dobre pięć lat. - krzyknął ktoś z boku.
Harry obejrzał się, ale nie zauważył nikogo, kto byłby tak niemiły i podsłuchiwał ich rozmowę.
- Przyzwyczaisz się. Tutaj ściany mają uszy. - westchnął mulat, otwierając swoje biuro.
Wpuścił Stylesa do środka i zamknął za sobą drzwi.
- Siadaj, rozgość się. Za pięć minut jedziemy w teren. - oznajmił, szukając telefonu w swojej marynarce. - Przepraszam, muszę zadzwonić. - odszedł w głąb pomieszczenia.
Świeżak przytaknął głową i rozsiadł się na niewielkiej czarnej kanapie, kładąc swoją teczkę na stolik tuż przed. Uważnie rozejrzał się po pokoju. Nic specjalnego. Ciekawość na temat jego własnego biurka zżerała go od środka. Będzie dzielił biuro z Malikiem, czy dostanie coś na zewnątrz?
- Już jestem.  - jego rozmyślania przerwał czarnowłosy. - Dzisiaj zostawisz swoje rzeczy u mnie, a jutro Bella pokaże ci twoje biurko. - ostatnimi słowami odpowiedział na wcześniejszą zagwostkę chłopaka.
- To prawda, że pracujesz w tym wydziale już pięć lat?
- Tak, ale to naprawdę bardzo krótko w porównaniu z najlepszymi, którzy odeszli już na emeryturę.
- Przecież jesteś komisarzem. - Style zmrużył oczy zdezorientowany.
Harry'ego cechowała wrodzona ciekawość do świata i wszystkiego, co warte było uwagi.
- Widocznie zasłużyłem.
- W takim razie gratuluję.
- Będzie musiał utemperować swoją ciekawość. - ostrzegł Zayn, zapinając kaburę i wkładając pistolet.
- Rozumiem.
- Chodź, zbieramy się. Przy wyjściu dostaniesz własną broń.

***

- Bruno stań za zakrętem. - zażądał Malik.
Właśnie dojechali na miejsce, a Zayn miał gotowy plan działa, którym podzielił się z nowym w czasie jazdy.
- Zostajesz z Bruno w aucie i obserwujesz budynek, ja się przejdę po okolicy. Żadnego działania bez mojej zgody.
- Tak jest.
Harry czuł się dziwnie w roli podwładnego niewiele starszego Malika. Chociaż, wolał to niż dotychczasowe siedzenie na ciasnym, podmiejskim komisariacie z dwoma otyłymi współpracownikami.
Jego rodzinny dom znajdował się na przedmieściach Nowego Jorku. Matka z ciężkim sercem puściła go w głąb tej puszczy dokładnie dwa lata temu. Musiał zostawić rodziców i piątkę rodzeństwa. On jako jedyny wspiął się tak wysoko i wierzył, że wejdzie jeszcze wyżej.
Zayn założył okulary i stanął na chodniku. Rozejrzał się, co wyglądało bardzo naturalnie. Przeszedł przez pasy i zaczął swój spacer. Nieopodal miejsca obserwacji, tuż za obskurnym, starym kioskiem okupowanym przez bezdomnych, zauważył jakiś ruch. Dla niepoznaki zatrzymał się przy czterech włóczęgach i zagaił ich.
- Panowie pewnie wiedzą, gdzie znajdę warte uwagi dziewczęta, prawda?
- My? - zapytał zdziwiony jeden z nich.
- Siedzicie tu całymi dniami, więc uznałem iż znacie każdą przydatną informację czy wskazówkę.
- Jeśli pan nas skutecznie przekona, to może jakoś się dogadamy.
- Jedyne czym mogę cię przekonać to tym, że nie zgłoszę na policję ćpunów, ukrywających się w starym kiosku.
- Co? Jakich ćpunów? - oburzyli się, ale w ich oczach skrył się strach.
- Myślicie, że nie widzę tego po waszych twarzach? Te podkrążone oczy, rozbiegane spojrzenie, drżące ręce i niewyraźna wymowa. Mam wyliczać dalej?
Malik miał ich w garści. Dokładnie wiedział jak z takimi postępować.
- W porządku. - odpuścił mężczyzna, a reszta nie pisnęła słówka. - Nie jesteś czasem policjantem, czy coś?
- Skąd ten pomysł? Komu chce się bawić w policję w tych czasach? Nie warto. Mam ciekawsze rzeczy do roboty.
- Wygląda pan tak poważnie i w ogóle... To podejrzane.
- Mam pieniądze i nie mam, co z nimi zrobić, więc stwierdziłem, że kupię sobie miłe chwile z jakąś wartą uwagi dziewczyną, a z racji, że jestem nowy w tych sprawach, zapytałem kogoś bardziej zorientowanego.
- Dobrze, ale to tak miedzy nami... - wyszeptał, pochylając się  kierunku mulata. - Po drugiej stronie ulicy, w tej czerwonej kamienicy, jest nowo otwarty dom publiczny. Wpuszczają tylko tych z wielką forsą. Wie pan o czym mówię? Tam trzymają same najlepsze okazy. Widziałem na własne oczy, jak wprowadzali tak śliczne dziewczęta, że aż sama ślinka ciekła. Och, jak ja chciałbym z taką...
- Wystarczy, dziękuję. - komisarz przerwał mu głębokie wywody. - Wiadomo kto to założył?
- Słyszałem, że to wielka tajemnica. Z tego, co wiem koleś ukrywa się pod pseudonimem "Wielki Brat".
- W sumie... Nie wiem, po co mi to. - wzruszył ramionami by ukryć swoją ciekawość. - Idę dobrze się zabawić. Dzięki panowie za pomoc.
Malik odszedł od nich jakby nigdy nic. Włożył dłonie do kieszeni spodni i luźnym krokiem szedł kierunku tajemniczego budynku. Z daleko można było dostrzec dwóch goryli czyhających w wejściu. Ominął główne drzwi i udał się w głąb uliczki. Okazała się być mało uczęszczanym szlakiem.
Zobaczył dwa koty, dzikiego psa i kilku młodych zbuntowanych ludzi, malujących graffiti. Gdyby nie ważniejsze zlecenie, z chęcią napędziłby im stracha. Niestety tym razem musiał odpuścić.
Uwagę czarnowłosego zwrócił hałas po lewej stronie. Przystanął i wytężył wzrok. Za zielonym kontenerem na śmieci znajdowało się tylne wejście do budynku, z którego wyłonił się kolejny goryl. Malik stał tak, że nie mógł być dostrzeżony przez nikogo po tamtej stronie uliczki. Sekundę później podjechało auto. Wyłoniły się z niego dwie sylwetki. W panującym półmroku, ciężko było dostrzec, kto to. Wtedy Zayn usłyszał znajomy głos...
Tomlinson.
Konfrontował się z nim wiele razy, a po tym ostatnim, sprzed roku, została mu pamiątka. Mulat miał bliznę na ramieniu po postrzale. Niemiłe wspomnienia. Przez ten moment nieuwagi Tomlinsonowi udało się uciec. Zayn nie mógł go dorwać.
Aż do teraz...

***

- Podjedź pod tylne drzwi, żeby nikt nas nie zauważył. Mam do załatwienia kilka spraw. Papierkowa robota. Zajmiesz się dzisiejszym towarem, Liam?
- Tak, Louis, zajmę się. Przecież robiłem to nie raz.
Samochód zatrzymał się zwinnie, a Tomlinson i dziewczyna wysiedli. Wspólnik odjechał, a mężczyzna, łapiąc dziewczynę za rękę, pociągnął ją do środka.
Missi była szatynką o jasnej cerze i niebieskich oczach. Sama do końca nie wiedziała jak znalazła się w tym bagnie. Pamiętała, że ona i matka mieszkały w ciasnej kawalerce na przedmieściach, chodziła wtedy do podstawówki. Potem matka znalazła sobie faceta i wyprowadzili się do miasta. Z racji, że dla partnera mamy Missi była ciężarem, kazał kobiecie oddać ją do domu dziecka. Tak się jednak nie stało. Niestety wynikło z tego wiele problemów, z którymi Missi musiała zmierzyć się sama. Nie chciała o tym pamiętać, ani wspominać. Teraz nie miała już nikogo.
Nikogo prócz Tomlinsona, który w swój dziwny, władczy sposób się nią opiekował. Poświęcał jej więcej uwagi niż wszystkim swoim dziwkom, co pozwalało jej myśleć, że była wyjątkowa.
- Posiedzisz sobie grzecznie w moim gabinecie i nie ruszysz się z niego na krok, jasne? - zapytał poważnym tonem.
Jego wzrok sprawił, że nie mogła dać innej odpowiedzi niż oczekiwał.
- Tak. - odpowiedziała cicho.
Nie chciała się z nim kłócić. W ciągu ich rocznej znajomości nauczyła się, co może, a czego nie może robić. Gdzieś w podświadomości wierzyła, że on ją jednak kochał.
Tomlinson doprowadził ją do drzwi, pocałował w czoło i wepchnął do środka. Usłyszała, że drzwi zamknął na klucz, zabierając go ze sobą. Missi przyzwyczaiła się do takiego stylu życia. Miała dach nad głową i wyżywienie, więc nie mogła narzekać. Czasami Louis robił jej niespodzianki, pozwalając jej kupić kilka nowych ciuchów. Kiedy byli sam na sam, mogła z nim pogadać, pośmiać się. Niestety coraz częściej był nerwowy i wyżywał się na wszystkim i na wszystkich. Zdarzyło się, że podniósł na nią rękę.
Kiedyś Missi miała wspaniałe życie. We wczesnym dzieciństwie, kiedy tata jeszcze ich nie opuścił, wiedziała co to radość życia. Jeździła z nim na wycieczki rowerowe i na plac do parku. Wtedy nawet mama była szczęśliwsza.
Teraz dziewczyna nie miała bladego pojęcia, gdzie podziała się jej rodzina i ci wszyscy przyjaciele, którzy mieli być na zawsze. Życie mocno kopnęło ją w tyłek i kazało nauczyć się żyć na krawędzi, ale Missy dalej umiałam dostrzegać pozytywne strony każdej sytuacji.
Taka własnie była Missi Mayson - niewinna, krucha, słodka dziewczyna, która skrywała we wnętrzu prawdziwy skarb. Była silniejsza niż ktokolwiek mógłby się tego spodziewać. Nikt nie mógł jej tego odebrać.
I nic nie było w stanie tego zmienić.

-------------------------------------------------------------------------------------------------

Heeej :)

Pierwszy rozdział za nami xD
Nie potrafię określić, co ile będę dodawała rozdziały, ale postaram się jak najczęściej.

Mam ogromną nadzieję, że historia Wam się spodoba i będziecie zadowoleni, że tracicie tutaj czas.

Tym razem nie piszę z perspektywy bohaterów tylko zdecydowałam się na narratora.
Trzymajcie kciuki, żebym się nie zgubiła i miała wenę :)

Kocham Was! xxx

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz