Zayn zwinnie manewrował swoim autem po ulicach Nowego Jorku. W kilka minut znaleźli się pod jego mieszkaniem, które i tak nie było daleko. Jednak komisarz nie zamierzał chodzić do pracy piechotą skoro miał elegancki, drogi samochód. Zaparkował na swoim stałym miejscu parkingowym i wysiadł. Otworzył drzwi dziewczynie, a kiedy wysiadła złapał ją za łokieć i skierował do windy.
Jazda na dziesiąte piętro dłużyła się niemiłosiernie. Żadne nie przejawiało ochoty do pogawędki. Po zatrzymaniu się windy, przepuścił Missi pierwszą i idąc tuż za nią, doprowadził ich do drzwi mieszkania. Jednym ruchem otworzył wejście. Mayson w ciszy zagłębiała się w nowym miejscu. Ciekawa, co zastanie, wchodziła coraz dalej. Czuła na sobie wzrok Malika, ale skutecznie go ignorowała. Mieszkanie odznaczało się stonowanymi kolorami, jak na mężczyznę w jego wieku przystało. Zgadywała, że miał około trzydziestki, ale nie była pewna. Samoistnie znalazła się w czymś co przypominało salon. Był tam niewielki, skórzany, czarny narożnik, dość duży telewizor, szklany stolik do kawy i stół jadalniany razem z sześcioma krzesłami. Po prawej zlokalizowała wejście do kolejnego pomieszczenia, a po lewej odznaczał się jakby korytarz.
- Rozgość się. - rzucił mulat, zamykając drzwi na klucz, który zabrał ze sobą.
Missi zachmurzyła się na myśl, że traktuje ją jak więźnia i jej nie ufa. W sumie na jego miejscu też by się tak zachowywała.
- Chodź, zrobię ci coś do picia, a później pokaże ci gdzie będziesz spała.
Mężczyzna wszedł do pomieszczenia po prawej, które okazało się być kuchnią. Szatynka niepewnie usiadła na krzesełku barowym stojącym przy wysepce. Kuchnia była standardowych rozmiarów. Nie za duża i nie za mała.
- Woda, sok, herbata czy kawa? - zapytał, odwracając się przodem do szafek.
- Poproszę wodę.
Bez słowa nalał jej szklankę wody i postawił po jej nosem. W pierwszym odruchu miała ochotę wypić ją na raz, ale w porę zorientowała się, że nie wypada. Sączyła powoli napój, jednocześnie przyglądając się mulatowi, który zręcznie przygotowywał przekąskę.
- Zrobiłem grzanki. Częstuj się jeśli będziesz głodna. - oznajmił nagle.
Tak się zapatrzyła, że nie zauważyła jak szybko minął czas. Obrzuciła spojrzeniem zrobione jedzenie i stwierdziła, że wygląda przepysznie. Komisarz umył ręce i odwrócił się przodem do czekającej dziewczyny.
- Chodź ze mną.
Grzecznie poszła za nim. Zayn przeszedł przez krótki korytarz i zatrzymał się przy ostatnich drzwiach po prawej.
- Zanocujesz w pokoju dla gości, a jutro coś wymyślę. - powiedział, wskazując na klamkę. - Wejdź.
Missi przestąpiła próg z wahaniem. Ciągle była zdziwiona tym, że policjant zabrał ją do swojego domu, żeby zaofiarować jej głupi nocleg. Nigdy nie spotkała się z takim zachowaniem ze strony władz, a miała z nimi wiele do czynienia.
- Jeśli będziesz czegoś potrzebowała, będę w pokoju obok. - pokazał kciukiem za siebie. - Te drzwi po drugiej stronie, bardziej na lewo to łazienka, z której możesz swobodnie korzystać.
Mayson przytaknęła głową i przełknęła ślinę. Kiedy komisarz zniknął za drzwiami, podbiegła do nich i chciała przekręcić klucz, którego nie znalazła. Zabrał go dla pewności, że nie zrobi nic głupiego. Miała wielką ochotę pójść siku, ale bała się, że trafi na policjanta.
- Raz się żyje. Dłużej już nie wytrzymam. - wycedziła przez zęby.
Po cichu otworzyła drzwi i wysunęła głowę na korytarz. Pusto. Na palcach podbiegła do wskazanych jej wcześniej drzwi i powoli nacisnęła klamkę. Zamek ustąpił, co oznaczało, że pomieszczenie było puste. Z ulgą weszła do środka i załatwiła swoją potrzebę. Przy okazji umyła się jak najdokładniej, nie korzystając z prysznica. Nie miała swoich kosmetyków. Jedynie te, które zostały w jej torebce. Wróciła niezauważona do pokoju, zrzuciła spodnie i weszła pod kołdrę. W prawdzie była dopiero dwudziesta, co nie było jej godziną snu, ale wolała to niż spędzać czas z komisarzem.
***
Louis Tomlinson głowił się nad tym, gdzie podziała się Mayson. Wyszła do sklepu kilka godzin temu i do tej pory nie wróciła. Sądził, że wieczorem będzie czekała na niego w mieszkaniu, ale tak się nie stało. Nie przyznając się samemu sobie, zaczął się martwić. Zawsze była na jego każde zawołanie, a teraz nie wiedział gdzie jest.
- Payne! - krzyknął w głąb swojego apartamentu.
Wspólnik zjawił się w kilka sekund z kanapką w ręku. Tomlinson zauważył, że jest już naruszona.
- Zawsze musisz jeść, kiedy mamy coś ważnego do zrobienia? - zironizował Louis.
- Byłem głodny. - westchnął Liam z pełną buzią. - Co się stało?
- Mayson zniknęła.
- To co? Może po prostu od ciebie uciekła. - zaproponował Payne z głupawym uśmieszkiem.
Szatyn spiorunował go wzrokiem. Gdyby tylko spojrzenie mogło zabijać, leżałby martwy na wypastowanej podłodze.
- Nie pierdol głupot, tylko zabieraj się do roboty. - warknął.
- Co mam zrobić? - zdziwił się. - Przecież nie jestem jasnowidzem.
- Miała czip w komórce?
Liam przewrócił oczami, rozsiadając się na kanapie.
- Zabrałeś jej komórkę jakiś tydzień temu, Tomlinson.
- Co? - zmarszczył czoło. - Ach, tak. Racja.
- Co teraz?
- Będziemy jej szukać.
- Aż tak ci na niej zależy? - zapytał obojętnie wspólnik. - Po co ci ona? Tylko plątała się pod nogami.
- Za dużo wie.
- Mogłeś uważać. Ostrzegałem cię przed takim "specjalnym" traktowaniem lasek. Trzeba było jej nie wyróżniać i traktować jak resztę dziwek.
- Zamknij się, dobra!?
Payne wycofał się z dyskusji i skupił swoją uwagę na kanapce z kurczakiem. Louis starał się sobie przypomnieć, gdzie mogła iść, ewentualnie uciec, Mayson. Nigdy nie przejawiała takich zachowań.
- Może nie uciekła... - zaczął Liam.
- Co masz na myśli? - Louis zmarszczył czoło, siadajac naprzeciwko wspólnika.
- Chodziło mi, że może ktoś ja porwał.
- Co?!
- Dobrze wiesz, że nie jesteś święty i nie zawsze grałeś fair, więc...
Tomlinsonowi podniosło się ciśnienia, a krew gwałtownie zabuzowała w żyłach.
- Wycofaj to, co powiedziałeś. - syknął, napinając się.
- To tylko przypuszczenia, stary. Wyluzuj.
- Ona za dużo wie, do cholery! - zerwał się na równe nogi. - Nie mogę pozwolić, żeby coś wyciekło poza naszą organizację. Jakaś głupia smarkula nie popsuje moich planów!
Szatyn wpadł w szał.
Payne widywał go w takich momentach, ale tylko kiedy obaj byli na prochach. Od jakiegoś czasu Tomlinson był czysty, a Liam niekoniecznie. Lubił czasami sobie zapalić, albo coś wciągnąć. Tak dla zabawy.
- Wypierdalaj, muszę pomyśleć. - rzucił chłodno.
Payne wykonał polecenie i grzecznie opuścił piętro należące do Louisa Tomlinsona.
***
Zayn leżał na łóżku w swoim pokoju i czytał kolejny już kryminał autorstwa Agathy Christie. Uważał ją za jedną z najlepszych pisarek.
Jednak nie do końca mógł skupić się na książce... Męczyła go sprawa Tomlinsona. Do tego wszystkiego była ta dziewczyna. Zbliżał się weekend, a on nic nie osiągnął.
Zgodnie z zegarem była już środa. Za sześć godzin musi wstać, żeby wyszykować się pracy i zabrać na komendę dziewczynę. Jeszcze nie wiedział, co z nią zrobi. Nie miał zamiaru dawać jej noclegu na kolejną noc, ale tez nie chciał jej wypuścić.
- Myśl Malik, myśl. - jęknął, przekręcając się na drugi bok.
***
Środowy ranek wyglądał tak jak wszystkie poprzednie. Budzik zadzwonił o siódmej rano. Mulat wstał i raźnym krokiem skierował się do toalety. Wziął piętnastominutowy prysznic i przygotował się. Wrócił do pokoju, gdzie założył jeden z dopasowanych garniturów. W kuchni przyrządził sobie owsiankę z owocami i mocną kawę. Dokładnie taką, jaką lubił.
Zbliżała się w pół do ósmej, a Mayson nie pojawiła się w salonie. Mężczyzna był zmuszony zapukać do drzwi jej tymczasowego pokoju. Nie usłyszał żadnej odpowiedzi, więc ostrożnie otworzył drzwi.
- Mayson. - powiedział cicho.
Jego wzrok powędrował na niewielką postać zawiniętą w kołdrę. Miała rozczochrane włosy, oczy zamknięte, a usta lekko uchylone. Przypatrywał się jej przez chwilę, co mogło wyglądać dosyć dziwnie.
- Wstawaj. - rzucił głośniej, trącając ją w ramię.
Nie chciał jej dotykać, nie powinien, ale nie miał wyboru.
- Mhm. - zamruczała szatynka.
Śnił jej się wspaniały sen... Louis traktował ją jak należało, planowali razem przyszłość, może ślub i dzieci.
Z krainy baśni wyrwało ją nawoływanie. Chcąc czy nie uchyliła powieki. Nad sobą zobaczyła lekko pochylonego mulata. Na początku się wystraszyła, ale przypomniała sobie, że nocowała w domu komisarza, który ja "przechwycił".
- Wstawaj, musimy niedługo wyjść. - napomniał surowo Zayn.
- Nie mam dwunastu lat. - prychnęła. - Nie musisz mnie upominać.
Malik uniósł jedną brew. Zaintrygowała go jej postawa. Wczoraj ledwo co się odzywała, a dzisiaj pyskowała z samego rana.
- Czyste ręczniki są w łazience, a śniadanie w kuchni na blacie. Za piętnaście minut widzimy się przy głównych drzwiach.
Dziewczyna jęknęła z niezadowoleniem, co uznał za zgodę. Wyszedł do salonu, gdzie na chwilę usiadł na kanapie. Zdążył przejrzeć ostatnie dokumenty nim Missi się wyszykowała. O umówionej godzinie czekał na nią przy wyjściu.
- Dwie minuty spóźnienia. - rzucił obojętnie.
- Nie spinaj się. - bąknęła.
Mężczyzna obdarzył ją ostrzegawczym spojrzeniem zza ramienia.
- Chciałam powiedzieć "proszę pana". - poprawiła się.
Razem zjechali windą na parking podziemny i wsiedli do auta. Szatynka zwróciła większą uwagę na okolicę w jakiej mieszkał komisarz. Myślała, że będzie wyjeżdżała z obszaru willi i wszelkich budowli bogaczów, ale to była zwyczajna, standardowa ulica. Mentalnie wzruszyła ramionami na swoje przemyślenia. Przypomniał jej się Louis i.... Zamarła. Przecież on ją zabije, jak tylko dowie się gdzie była. Na pewno już wpadł w szał.
- Jesteśmy. - oznajmił mulat.
Wysiedli. Trzymając za łokieć, doprowadził ją aż do swojego biura. Posadził ją na niewielkiej kanapie, tak jak na początku i uruchomił interkom.
- Dzień dobry, Bello. - przywitał się. - Jest Harry?
- Witam, panie komisarzu. - odpowiedziała radośnie. - Poinformował mnie, że spóźni się dziesięć minut. Korki.
- Rozumiem. jak tylko się pojawi, niech przyjdzie do mnie.
- Zrozumiałam, przekaże.
- Dziękuję.
Rozłączył się i popatrzył zamyślony na swoją ofiarę.
- I co ja mam z tobą zrobić? - wymamrotał. - Ciągle nie masz zamiaru porozmawiać ze mną na temat twojego chłopaka?
- Nie.
- Dlaczego?
- Dlaczego miałabym chcieć?
- Zrobiłaś się pyskata. - prychnął. - Wzięłaś coś w nocy?
- Nie biorę narkotyków. - rzuciła gniewnie.
Można było zarzucić jej lekkomyślne zachowanie, ale bycie w jakimkolwiek nałógu.
- Spokojnie. - powiedział powoli. - Stwierdziłem, że skoro obracasz się w takim towarzystwie, to pewnie korzystasz z uroków bycia dziewczyną gangstera.
Missi obruszyła się na te słowa i ostentacyjnie odwróciła wzrok. Malik westchnął. Tak upartego świadka jeszcze nie miał.
- Tak czy inaczej będziesz musiała porozmawiać z którymś z nas. Jeśli nie teraz, to wkrótce.
- Jako "dziewczyna gangstera" nie mam takiego zamiaru. - oznajmiał oschle.
Mężczyzna wywrócił oczami i wyszedł z gabinetu. Bez pukania, jak zwykle, wszedł do Richarda.
- Witam, panie Malik.
- Richard. - mulat przywitał go skinieniem głowy.
- Co nowego?
- Ta dziewczyna jest strasznie uparta.
- Wyglądała na taką, jak ją tu przyprowadziłeś.
- Nie chce powiedzieć ani słowa na temat Tomlinsona.
- Może powinienem poprosić...
- Nie. - przerwał mu gwałtownie. - Nawet nie waż się wymawiać tego nazwiska.
- Zayn, dobrze wiesz, że Niall ma dobre podejście do osób, które przesłuchuje. Zazwyczaj dostaje to, czego od oczekiwał.
- Zazwyczaj. - zironizował Malik. - W jego ostatniej akcji o mały włos, a zginęłoby niewinne dziecko.
- Zwyczajna pomyłka. - Steel starał się usprawiedliwić swojego drugiego podopiecznego.
- Taka pomyłka może kosztować niewinne życie. Koniec tematu.
- Zdobędziesz te zeznania, czy mam ci pomóc?
- Zdobędę. - rzucił Zayn, wychodząc.
Trzasnął drzwiami i wrócił do siebie. Mijając biurko nawet nie obdarzył sekretarki spojrzeniem. Przypomniał jej tylko o Harrym i zniknął za drzwiami.
- Kurwa. - przeklął pod nosem.
- Myślałam, że taki ktoś jak pan nie używa brzydkich słów. - odezwała się Missi. - To do pana nie pasuje.
- Doprawdy? - uniósł wysoko brwi, lustrując jej postawę.
Siedziała swobodnie na kanapie i obserwowała go twardym wzrokiem.
- Mhm. - przytaknęła.
Z wyglądu naprawdę jej się podobał. Nie w tym sensie. Znaczy uznała go za przystojnego i godnego uwagi, ale miała Louisa, który był jaki był, ale troszczył się o nią.
Wart był jej uczucia, prawda?
- Nie mam humoru na sprzeczanie się z tobą. - syknął i usiadł za biurkiem.
Zapanowała długa, dość niezręczna cisza. Mulat stukał palcami o blat mebla, a dziewczyna skubała niewidzialne meszki ze swoich spodni.
- Złożę te zeznania.
Komisarz wbił w nią zdezorientowane spojrzenie. Nagle zachciało jej się mówić?
- Jesteś pewna?
- Tak.
- Tknęło cię sumienie?
- Po prostu przejdźmy do rzeczy. - wywróciła oczami.
Mayson stwierdziła, że takie milczenie nie wyjdzie na jej korzyść. Nie wypuszczą jej dopóki czegoś nie powie. Tylko bała się, jak zareaguje na to Tomlinson.
Będzie zły, że coś powiedziała, prawda?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz