17 czerwca 2015

3.

Harry obudził się wczesnym wtorkowym rankiem. Chciał upewnić się, że zdobył wszelkie możliwe informacje, o które poprosił go Malik. Nie miał zamiaru podpaść już pierwszego dnia pracy. Spakował swoją torbę, ubrał cienką kurtkę, założył buty i wyszedł z mieszkania.
Zayn od godziny szóstej był już na nogach. O siódmej pojawił się w pracy, czym mocno zdziwił swoją sekretarkę, która przyszła nieco później. Zazwyczaj komisarz przychodził na ósmą rano, a w gabinecie czekała na niego świeżo parzona, aromatyczna kawa. Tym razem było inaczej. Malik chciał jak najszybciej zabrać się za sprawę Tomlinsona i tym razem na dobre posłać go do więzienia. Niecierpliwie wyczekiwał  Stylesa. Usłyszał pukanie do drzwi.
- Proszę. - rzucił, odwracając się tyłem do okna.
- Już jestem. - wydyszał nowy partner. - Starałem się być jak najwcześniej.
- W porządku. - mulat skinął głową z uznaniem. - Masz to, o co cię prosiłem?
- Tak.
Chłopak podał komisarzowi plik kartek spiętych spinaczem, po czym przeczesał nerwowo włosy.
- Coś jeszcze? - lekkie zdenerwowanie zagościło w jego głosie.
- Nie. Możesz iść zadomowić się na nowym miejscu. Zapytaj Belle o twoje biurko, zaprowadzi cię.
- Dzięki.
- Powodzenia. - rzucił za Harrym.
Zatrzymał na chwilę wzrok na drzwiach i zamyślił się.
Czego Tomlinson znowu tutaj szukał? Niczego się nie nauczył po zeszłorocznej akcji?
Mężczyzna usiadł przy biurku i zabrał się za analizowanie informacji zdobytych przez młodego partnera. Okazały się bardzo dobre i szczegółowe, czego Zayn się nie spodziewał. Dziewczyna miała na imię Missi Mayson i była młoda, niestety nie znał jej dokładnego wieku. Pracowała w kilku przydrożnych barach jako kelnerka. Brak kontaktu czy powiązania z jej rodziną.
Te informacje okazały się najistotniejsze. Reszta dotyczyła miejsc, w których często bywała i z kim spotykała się rok temu. Z najbliższego okresu nie było nic, co mogło zainteresować Malika. Ostatnie zdjęcia były podobne do tych, które przesłała mu sekretarka, ale bardziej eksponowały jej twarz.
Mulat zastanawiał się czemu taka młoda, ładna i niewinnie wyglądająca dziewczyna zadawała się z kimś pokroju Louisa i w ogóle przebywa w takim środowisku.
Może była uzależniona od narkotyków?
Może potrzebowała kasy?
Może była prywatną dziwką Tomlinsona?
Tak wiele pytań, żadnej odpowiedzi...

***

Louis leniwie zwlókł się z łóżka i rozejrzał zaspanym wzrokiem po pokoju. Nie dostrzegł Missi, więc zmusił się wyjścia z ciepłego pomieszczenia. Jego willa była ogromna i miała postać kamienicy. Dwa najwyższe piętra zajmował on z dziewczyną, a reszta rozdzielił między swoich współpracowników i mniej ważnych ludzi.
- Mayson?! - zawołał w głąb domu.
Często mówił jej po nazwisku, rzadko po imieniu. Dziewczyna nie miała pojęcia dlaczego. Nikt nie odpowiedział, wiec szedł dalej ubrany w dresy i koszulkę, w czym uwielbiał spać.
- Tutaj jesteś. - mruknął, widząc dziewczynę krzątającą się przy kuchence.
- Dzień dobry. - powiedziała wesoło.
Starała się zarazić go uśmiechem i dobrym humorem, ale z czasem coraz trudniej jej to przychodziło.
- Hej. - przywitał się niedbale. - Co robisz?
Mężczyzna stanął tuż za nią i owinął swoje ramiona wokół jej talii. Szatynka nie należała do tyczkowatych modelek z wybiegu. Jej figura była standardowa - nie za gruba, nie za chuda. Lubiła swoje ciało takie, jakim było. Nie miała też kompleksów w kwestii swojej urody. Twierdziła, że każdy jest piękny i wyjątkowy na swój sposób.
- Śniadanie. - odpowiedziała, opierając się plecami o tors Louisa.
Własnie skończyła smażyć jajecznicę z pomidorami, którą oboje uwielbiali. Szybki i łatwy sposób na śniadanie. Tomlinson wypuścił ją z objęć, żeby mogła nakryć do stołu. Sam zaparzył im kawę i nalał do kubków. Gdyby nie fach, którym się zajmował, wyglądałby na normalnego faceta, który chce się wkrótce ożenić i mieć gromadkę dzieci. Niestety jeśli Louis usłyszał tylko o ślubach czy dzieciach śmiał się w głos. Missi wiedziała, że to nie jego styl życia i gardził nim. Dlatego nie do końca wiązała z nim swoją przyszłość. Po prostu chciała wyjść na prosta, a później...
Co później? Tego sama jeszcze nie wiedziała.
- Smacznego. - rzuciła z uśmiechem, a on skinął głową, puszczając jej oczko.
Oboje zajadali się pysznościami, ale wkrótce po tym miłym poranku Tomlinson doprowadził się do ładu i wyszedł, nawet nie mówiąc po co i gdzie. Mayson wiedziała, że dzisiaj może się z nim nie zobaczyć.

***

Bruno podstawił samochód, a Zayn i Styles do niego wsiedli. Kilkanaście minut później byli na miejscu. Wyczekiwali aż pokaże się Tomlinson, ale niestety nie odczytali żadnej aktywności w obrębie domu publicznego.
- Może zorientował się, że go obserwujemy i wstrzymał działalność. - zasugerował Harry.
- Sprowadził za dużo panienek, żeby teraz trzymać je bezużytecznie. - zażartował Bruno.
- Tomlinson tak łatwo się nie poddaje. - rzucił Malik. - Wszyscy, ale nie on. Twardy z niego zawodnik.
Harry zmarszczył czoło zdezorientowany.
- Jak to? Skąd wiesz?
- Polowałem na niego rok temu, ale skutecznie mi się wywinął.
- Naprawdę?
Mulat przytaknął głową. Jego poważna mina nie ukazywała żadnych emocji, które chłopak mógłby odczytać.
- Czyli wiesz co robić, prawda?
- Ja zawsze wiem, co robić. - burknął komisarz.
Nikt więcej się nie odezwał. Harry nie chciał podważyć jego doświadczenia, to tylko tak zabrzmiało. Styles chciał się tylko dowiedzieć, co miał na myśli jego partner. Nie chciał go urazić w jakikolwiek sposób.
- Jest. - ich uwagę przyciągnął Bruno.
- Gdzie? - wyszeptał Harry.
- On cię nie usłyszy, nie musisz szeptać. - zbeształ go Zayn. - Za rogiem budynku. Widzisz?
Szatyn o kręconych włosach przyjrzał się dokładniej i wreszcie zobaczył to, co powinien. Louis stał na rogu i rozmawiał przez telefony, silnie gestykulując.
- Czyżby problem w interesach? - Malik prychnął sarkastycznie.
- Na pewno coś poważnego, bo pali jednego papierosa za drugim.
Świeżak miał rację...
Tomlinsonowi popsuły się plany.

***

- Ale jak to, kurwa, zgubiłeś towar?! - krzyczał.
- Zostawiłem go pod opieką jednego z twoich goryli, a kiedy wróciłem on spał a towaru nie było. Zniknął - tłumaczył się Liam.
- Masz mi go znaleźć, albo cię, kurwa, wykastruję! Słyszysz?! - zdenerwował się nie na żarty.
Przechodnie patrzyli na niego jak na diabła, którym po części był. Nikt normalny i dobry nie bawił się w takie rzeczy.
- Spokojnie, Louis...
- Zamknij się, Liam! - przerwał mu. - Zawsze coś pierdolisz!
- To drugi raz.
- Chyba dopiero. - syknął Tomlinson. - Nie chcę, żeby to się powtórzyło.
- Słuchaj, ja też mam z tego korzyści, więc mi zależy. - warknął Payne.
- Postaraj się to odzyskać, bo jak nie...
- Tak, wiem. - jęknął Liam i rozłączył się.
- Kurwa! - krzyknął szatyn i zdeptał niedopałek czubkiem buta.
Zdecydowanym krokiem ponownie znalazł się w swoim biurze w burdelu i jeszcze raz przejrzał papiery. Dom publiczny miał oficjalnie ruszyć za dwa dni, a jemu brakowało jeszcze tylu dziewczyn do zabawy i narkotyków dla gości. To miała być pierwsze, tak ekskluzywne, miejsce w mieście. Louis szybko wybrał numer do Missi.
- Mayson? - rzucił roztrzęsiony do słuchawki.
- Louis? - zdziwiła się. - Coś się stało?
Nigdy nie dzwonił do niej w trakcie swojej "pracy".
- Nie, kurwa. - syknął. - Już nie mogę do ciebie zadzwonić bez powodu?
- Nigdy nie dzwonisz bez powodu. - westchnęła.
- Nieważne. - burknął. - Masz tu być za pięć minut.
- Co? Po co?
- Masz tu, kurwa, być. - wysyczał każde słowo.
- Louis dobrze wiesz, że ja nie lubię...
- Gówno mnie obchodzi, co lubisz, a czego nie. - powiedział nazbyt głośno. - Masz robić, to co mówię.
- Louis, co się z tobą stało?
- Przyjedź, kurwa. - powtórzył, nie odpowiadając na jej pytanie i rozłączył się.
Missi zmartwiona ubrała się w wyjściowe ubrania, zabrała swoją torebkę i wyszła z domu. Przez całą drogę jazdy autobusem zastanawiała się, co Tomlinson od niej chciał. Przecież miał pełno dziwek pod ręką.

***

- Już jestem. - powiedziała, otwierając drzwi jego gabinetu.
Stanęła jak wryta. Zobaczyła coś, czego nie spodziewała się nigdy zobaczyć...
Przed jej "chłopakiem" klęczała dziewczyna i mu obciągała. Mężczyzna nawet nie zwrócił na Mayson uwagi.
- Louis? - zapytała roztrzęsionym głosem.
- O kurwa. - jęknął, co oznaczało jedno - doszedł.
Dopiero wtedy otworzył oczy, podciągając majtki i spodnie. Dziwka wstała z kolan, poprawiła potargane włosy, otarła usta i wyminęła Missi w wejściu, racząc ją szyderczym uśmieszkiem. Tomlinson usiadł za biurkiem i zeskanował sylwetkę dziewczyny.
- Co to miało być?! - uniosła się.
- Cicho. bądź - rzucił chłodno.
- Dlaczego ty i ona...
- Jest doświadczona. - przerwał jej. - Jeszcze jakieś pytania?
- Jak mogłeś! - krzyknęła i kopnęła w kosz na śmieci, którego zawartość rozsypała się po podłodze.
Mężczyzna spiął się i gwałtownie wstał.
- Zobacz kurwo, co zrobiłaś! - wrzasnął.
- Zdradziłeś mnie!
- Nigdy nie mówiłem, że jesteśmy razem!
- Ale ty... - zająknęła się. - Byłeś ze mną przez cały ten czas!
- Z każdą tutaj obecną kobietą spędzam dużo czasu!
- Jesteś chujem i tyle! - po jej polikach spłynęły pojedyncze łzy.
- Co ty powiedziałaś? - syknął.
- Słyszałeś!
- Powtórz.
Wolnym krokiem zbliżał się do niej, niczym drapieżny kot. Bała się, ale adrenalina buzowała w jej krwi w takim stopniu, że czuła się na siłach, żeby stawić mu czoła.
- Ty mała suko. - powiedział cicho. - Ja cię utrzymuję, a ty tak się do mnie odnosisz?
Nie odpowiedziała.
- Mów! - ryknął.
- Ja...
- No co? - prychnął. - Będziesz teraz przepraszać, tak? Mam w dupie twoje przeprosiny.
- Louis...
- Od dzisiaj mówisz do mnie "proszę pana".
- Ale Louis...
- Powiedziałem coś, kurwa! - krzyknął.
Nie mógł opanować szalejących emocji.
Nie pozwalał na to, żeby jakakolwiek kobieta czy inna dziwka tak go traktowała. Dla niego Mayson była małolatą do ruchania, którą łaskawie się zajął. Szatyn jednym uderzeniem w brzuch powalił dziewczynę na kolana. Zszokowana Missi nie wiedziała, co się dzieje. Nigdy się tak nie zachowywał. Tomlinson szarpnął ją za włosy i podciągnął do góry.
- Nie będziesz mi, kurwa, rządziła jasne? - warknął. - To ja tu jestem szefem, a ty jedną z tych naiwnych, słodkich dziwek, których mam na pęczki.
Jego słowa sprawiły, że oniemiała.
- Jeszcze raz mi się postawisz, a będzie z tobą znacznie gorzej, rozumiesz?
Nie odezwała się. Wolną dłonią złapał ją za dolna szczękę i ścisnął mocno. Szatynka jęknęła z bólu.
- Odpowiedz!
- Rozumiem. - wydusiła na granicy płaczu. - Proszę, puść mnie.
Obdarzył ja spojrzeniem pełnym nienawiści i obrzydzenia, po czym odepchnął ją z taka siłą, że uderzyła plecami o drzwi. Zacisnęła powieki, ustępując miejsca rozchodzącemu się po ciele otępieniu.
Skrzywdziła ją osoba, w której pokładała największa nadzieje na zmianę życia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz