28 lutego 2016

43.

Biegł najszybciej jak tylko mógł.
Zostawił Mike'a pod opieką sąsiadki i ruszył na poszukiwania Missi, który długo nie wracała. Obiegł już chyba pół dzielnicy. Zmrok nie ułatwiał zadania znalezienia dziewczyny. Zdyszany przystanął na chwilę i wtedy jakby Bóg się nad nim zlitował. Usłyszał kobiecy pisk i od razu udał się w tamto miejsce.
- Zostaw ją! - krzyknął, widząc dwie postacie między budynkami, nieopodal latarni.
Mężczyzna jednak nie zwrócił uwagi na Malika i kontynuował rozbieranie Mayson, która rzucała się na wszystkie strony. Zayn wyraźnie widział jej prawie skuteczne próby uwolnienia się. Domyślił się, że musiała mieć w tym wprawę, ale widocznie była za słaba.
- Powiedziałem coś, kurwa! - powtórzył mulat i podbiegł do mężczyzny, kopiąc go w zgięcie kolan.
Dzięki temu obalił napastnika na ziemię.
Mayson również się zamachnęła i uderzyła kolanem w twarz faceta.
- Ty suko - wychrypiał tamten, plując krwią na beton.
Był w transie i wcale nie zauważał interwencji kogoś innego.
- Popełniłeś błąd, popierdoleńcu - warknął Zayn i pociągnął go za kołnierz.
W tym samym czasie odsunął Missi na bezpieczną odległość.
Gwałtownie przyparł napastnika do muru, czym wywołał jego jęknięcie.
- Nikt nie nauczył cię, że dam się nie zaczepia? - zapytał retorycznie. - Ale naprawię ten błąd.
Pięść Malika kilka razy znalazła się na twarzy i ciele mężczyzny, który widocznie stracił zapał.
- Policja już jedzie - powiedziała Mayson, a Malik silniej przycisnął bezwiedne ciało do muru.
Dziesięć minut później nadjechał radiowóz. Dziewczyna złożyła krótkie zeznania, Zayn również. Rozpoznali go, ale nic nie powiedzieli. Pogratulowali mu zostania bohaterem, co aż kipiało sarkazmem.
Chwilę potem odjechali, a Missi i Malik wrócili do mieszkania.
- Dlaczego wyszłaś sama o tej porze? - zapytał, jak tylko przekroczyli próg.
Jednak nie dane jej było się wytłumaczyć, bo stanęła przed nimi starsza kobieta.
- Mike grzecznie śpi i widać, że jest z nim coraz lepiej. Idźcie już spać, nie będę wam przeszkadzała - po tych słowach pożegnała się i wyszła.
Zayn dwa razy sprawdził, czy aby drzwi wejściowe były zamknięte na wszystkie zamki.
- Więc? - przypomniał się.
Weszli do kuchni, żeby nie przeszkadzać śpiącemu dziecku.
- Wiem, to było głupie, ale nie myślałam jasno. Po prostu to zrobiłam. Zorientowała się o swoim błędzie dopiero kiedy szłam w tych ciemnościach - przyznała ze skruchą. - Przepraszam, że znowu cię zdenerwowałam.
- Nie zdenerwowałaś mnie. - Zmarszczył czoło, wpatrując się w nią.
Zastanawiał się jak mogła tak pomyśleć.
- Jak to?
- Wystraszyłem się - odparł. - Bałem się, że coś ci się stało. Biegałem po całej pieprzonej dzielnicy, a przynajmniej tak się czułem.
- O mój Boże, ja naprawdę... - zaczęła, ale przerwał jej mulat, ciągnąc ją za rękę ku sobie.
Teraz stali w odległości zaledwie kilkunastu centymetrów. Zrobiło się jakby niezręcznie, a napięcie opanowała całe pomieszczenie.
- Nie rób tego nigdy więcej - powiedział cicho. - Pomyśl o mnie i o tym, jak będę się czuł zanim zrobisz coś głupiego.
Skinęła głową i przełknęła ciężko ślinę. Miała trudności z prawidłowym oddychaniem, gdy znalazła się tak blisko mężczyzny.
- Widziałem karteczki w twojej szafce i nie, nie grzebałem w twoich rzeczach. Po prostu sprzątałem i się na nie natknąłem - oznajmił z poważną miną.
Magiczna chwila zniknęła, co rozczarowało Mayson.
- Nie chciałam cię martwić - przyznała, spuszczając wzrok.
Zrobiła chwiejny krok w tył.
- Ktoś ci groził śmiercią, Mayson - uniósł głos.
Potem jednak przymknął powieki i przeczesał dłonią włosy.
- Od kiedy to się dzieje?
- Dostawałam je przed ostatnim pobiciem - odpowiedziała niechętnie.
Mulat zacisnął szczękę, rażąc dziewczynę karcącym spojrzeniem.
- Jesteśmy dorośli, Mayson. Ty przecież jesteś dorosła, a czasem zachowujesz się jak dziecko - westchnął.
Uraził ją.
- Nie miałam się do kogo zwrócić, okey? - prychnęła. - Wiem, że jest policja i na pewno wykazaliby chęci pomocy, ale na tym by się skończyło. Mają ważniejsze zadania. Jak na przykład szukanie Tomlinsona, który zapewne jest pomysłodawcą dręczenia mnie wiadomościami na karteczkach. Miał znajomości w całym mieście, więc nie zdziwiłabym się, gdyby ostatni osiłek okazał się jego kumplem.
Zachłysnęła się powietrzem.
Coś ukuło ją w klatce piersiowej. Nie mogła się teraz rozpłakać, ale nie widziała powodu, żeby tego nie zrobić. Nie miała kontroli nad własnym życiem.
Była bezsilna.
A on się zlitował.
- Spokojnie - wyszeptał Zayn i znowu przyciągnął ją do siebie.
Tym razem jednak przytulił ją z całej siły.
- Poradzimy sobie - obiecał i zrobił to szczerze.
Z całej siły pragnął jej bezpieczeństwa.
Te słowa zawróciły jej w głowie. Miała ochotę trzymać go tak przez resztę życia. Była przekonana, że Zayn w którym się zakochała gdzieś tam jest. Musiał tam być.
Czuła to całą sobą.
- Pomóż mi - załkała i spojrzała mu w oczy. - Nie dam sobie sama rady.
Skinął głową nie spuszczając z niej wzroku. Przyglądali się sobie z zaciętością. W pewnym momencie poczuli niewyjaśnione przyciąganie. Wzajemnie obserwowali swoje usta. Jednak to nie był ten dzień, w którym poczuliby je na sobie.
Dzień byłby zbyt idealny.
Dziewczyna znowu go przytuliła i westchnęła.
- Jesteś moim bohaterem - wyznała cicho, nie licząc, że zwróci na to uwagę.
Zwrócił.
Te słowa poruszyły coś, co terminowo określało się sercem.
A już myślał, że go nie ma.

***

Tydzień później Missi pomagała Zaynowi w przygotowywaniu niespodzianki urodzinowej dla Mike'a. Jego urodziny wypadały właśnie dzisiaj, czyli w sobotę. Oboje się natrudzili, ale spokojnie mogli stwierdzić, że malec był wart wszelkiego zachodu.
- Nie jestem pewna, czy dokupić kilka słodyczy do jego prezentu - zastanawiała się głośno, trzymając telefon przy uchu.
Oczywiście, że rozmawiała z Malikiem.
- Myślę, że wystarczy mu to, co jest. Przecież zje dużo słodkiego na miejscu - mulat westchnął.
Bawiło go zaangażowanie dziewczyny, ale w pozytywny sposób.
- Nie pomagasz.
- Masz szczęście, że mam jeszcze tydzień urlopu, bo gdybym pracował, to nic byśmy nie załatwili.
- Dobrze, już dobrze - mruknęła, wywracając oczami. - Sama zadecyduję.
Rozłączyła się z uśmiechem na ustach.
Przez ostatni tydzień dogadywali się naprawdę dobrze. Ich stosunki się ociepliły, ale często pakowali się w niezręczne sytuacje, jak nawet głupi dotyk dłoni. Żadne z nich do tego nie przywykło.
Groźby na karteczkach przestały napływać dzień po pobiciu napastnika przez Zayna. Jednak Mayson nie wierzyła, że to on mógłby być autorem tej "zabawy".
- Jestem - powiedziała, kiedy już wróciła do domu.
Udało jej się dostarczyć wszystko na miejsce imprezy. Miała się odbyć w ulubionym miejscu Mike'a, czyli w Krainie Zabaw. Zayn zaprosił jego kolegów i koleżanki z klasy.
Wszystko zapowiadało się pomyślnie.
- Myślałem, że się zgubiłaś - Malik rzucił zaczepnie i odebrał od niej torby z zakupami do pustej lodówki.
- Gdzie Mike?
- Kazałem mu się wykąpać. - Wzruszył ramionami i wziął się za rozpakowywanie rzeczy.
Mayson oparła się biodrem o blat szafki i skrzyżowała ręce na piersi.
- Przecież niespodzianka będzie dopiero za trzy godziny - wyszeptała zdziwiona.
- Musiałem się go pozbyć. Cały czas kazał mi się z nim bawić we wszystko, co wymyślił, a ja nie mogłem odmówić, bo usprawiedliwiał się, że ma urodziny - wyjaśnił Zayn, krzywiąc się.
Ciągła zabawa naprawdę go zmęczyła.
- Biedak - prychnęła żartobliwie.
Mężczyzna spiorunował ją wzrokiem i już się nie odezwał. Missi rozebrała się z butów i znalazła chłopca dokładnie szorującego twarz i uszy.
- Zedrzesz sobie skórę - zaśmiała się.
- Zayn kazał mi umyć się bardzo dokładnie. Powiedział, że dzisiaj jest specjalna okazja.
- Nic o tym nie wiem. - Wydęła wargę, robiąc smutną minę. - Może też powinnam się wyszorować? Myślisz, że bardzo się ubrudziłam?
- Nie wiem, ale wyszorujesz się dopiero jak skończę - bąknął chłopiec zajęty myciem policzka.
- Jesteś taki czysty, że aż błyszczysz. Możesz spokojnie skończyć - zaproponowała.
Bardzo starała się ukryć szeroki uśmiech, ale niestety jej nie wyszło. Dzieciak wyglądał naprawdę słodko, ale zarazem komicznie.
- Za chwilkę wyjdę. - Po tych słowach dziewczyna zostawiła go samego.
Wróciła do kuchni, gdzie Malik zaczął gotować obiad. Chciała mu zajrzeć przez ramię, ale skutecznie jej to utrudniał.
- No weź, no - jęknęła. - Co robisz?
- Zobaczysz, jak skończę - odparł.
Siłowała się z nim jeszcze przez chwilę, a potem wpadła na inny pomysł. Prześlizgnęła się pod ramieniem mulata tak, że wylądowała plecami przy jego torsie. Dosłownie ich ciała do siebie przylegały.
- Mayson! - oburzył się, ale wcale nie przeszkadzała mu bliskość ciała dziewczyny.
Wręcz przeciwnie. Skóra jakby zrobiła się w tym miejscu cieplejsza.
Missi zastanawiała się ostatnio nad tym, że dawno nie usłyszała z jego ust swojego imienia. Nie znała powodu, dla którego unikał wypowiadania go. Nawet teraz, kiedy jakby się zakumplowali.
- Zawsze dopinam swego. - Teatralnie odrzuciła włosy do tyłu, a potem zajrzała do garnka. - No nie wierzę! - pisnęła.
- Lepiej uwierz, bo będziesz głodować - prychnął sarkastycznie.
- Uwielbiam spaghetti - wyznała. - Nie jadłam go od czasu... - zastanowiła się. - Na pewno od długiego czasu.
Malik uśmiechnął się pod nosem i oparł policzek o skroń Missi.
Oblała się rumieńcem.
- Co robisz? - zapytała zaskoczona.
- Muszę widzieć, co robię w garnku - odparł.
A już myślała, że chciał się do niej po prostu przytulić.
- A to, że dzięki temu jesteśmy w takiej pozycji, jak teraz, wcale mi nie przeszkadza - dodał.
Nie mógł zobaczyć szczęścia, jakie malowało się w jej oczach.
Czy mieli szanse na coś więcej?

***

- Mike, pospiesz się! - Zayn krzyknął w głąb mieszkania. - Wychodzimy!
Jedynym ociągającym się był właśnie solenizant.
- Już idę! - odkrzyknął i w sekundę pojawił się na korytarzu. - Musiałem poprawić włosy.
Missi uśmiechnęła się na te słowa i pomogła mu zapiąć elegancką marynarkę. Chłopiec sam wybierał, w co będzie ubrany. Powiedzieli mu tylko tyle, ze wyjście jest związane z tym wyjątkowym dniem.
Nic więcej.
- Gdzie idziemy? - zapytał Mike, szarpiąc rękę mulata.
Zayn przywołał taksówkę, do której od razu wsiedli i podał adres.
- Zobaczysz - odpowiedział, puszczając do niego oczko.
Młody zmarszczył czoło i popatrzył błagającym wzrokiem na Mayson, która rozłożyła ręce z bezradności. Trzymała stronę tatuśka.
- Rozluźnij się. Będzie fajnie - powiedziała tylko.
Dojechali na miejsce w kilkanaście minut i powoli weszli do środka. Na sam widok budynku i szyldu Mike zaczął skakać z radości. Oddali kurtki w szatni i skierowali się do wynajętej części budynku.
Nagle rozbrzmiała głośna piosenka "sto lat", do której dołączyli się Zayn i Missi. Zaskoczenie na twarzy chłopca było bezcennym widokiem.
- Wszystkiego najlepszego, stary chłopie! - krzyknął Malik, kiedy skończyli śpiewać.
Tradycyjnie nastąpiło składanie życzeń i dawanie prezentów zachwyconemu Mike'owi. Nie mógł uwierzyć, że to wszystko było dla niego. Jak tylko goście puścili go wolno, podbiegł do sprawców całego zajścia, którzy trzymali się na uboczu.
- Wiedziałem, że coś knujecie, ale nie domyślałem się, że to będzie coś dla mnie - powiedział uradowany. - Dziękuję, dziękuję, dziękuję, dziękuję!
Przytulił każde z osobna i zatopił się w grupie swoich rówieśników, po czym oddali się zabawie. Cały przebieg imprezy, oprócz Zayna i Missi, nadzorowały dwie panie. Podobno dobre w swoim fachu.
- Jak się czujesz? - zapytała Mayson, obserwując radość solenizanta.
- Jestem cholernie zadowolony z naszej roboty - odpowiedział szczerze.
- To ty wpadłeś na tak wspaniały pomysł.
- Wiem, ale bez ciebie nie dał bym rady. - Odwrócił twarz do towarzyszki. - Mam do ciebie prośbę.
- Jaką? - zaciekawiła się.
Mulat delikatnie pochylił się w jej stronę, żeby móc mówić ciszej.
- W planie jest robienie zdjęć pamiątkowych - zaczął, a Mayson przygryzła wargę. - Chciałbym, żebyś była na zdjęciu ze mną i Mike'em.
Wstrzymała oddech.
Jak mógł prosić ją o coś takiego?
- Skąd ten pomysł? - Zawstydziła się, więc spuściła wzrok. - Przecież ma ciebie. Jesteś jego ojcem.
- Tak, ale wiem, że będzie mu milej jak będzie miał fotografię z osobą, którą darzy sympatią. Nie ma matki, więc wspomnienie zabawy bez niej może być dla niego zbyt bolesne. Nie chcę tego.
- Tylko dlatego mnie o to prosisz?
- Nie. - Pokręcił głową. - Po prostu chcę, żebyś poszła ze mną zrobić te cholerne zdjęcia, bo sam nie dam rady tego wytrzymać. Nie lubię być fotografowany.
Mayson zachichotała i przytaknęła głową, co wywołało uśmiech na twarzy Zayna.

***

Już po zdjęciach dzieciaki zaczęli odbierać rodzice, więc robiło się coraz ciszej. W końcu na sali został tylko Zayn, Missi, Mike i panie sprzątaczki. Widać było, że chłopiec nie ostygł z emocji. Krzątał się po kątach, zbierając prezenty, które odkładał w jedno miejsce.
Skończył i podszedł do siedzącego Malika.
- Dziękuję - powiedział kolejny raz.
Missi stanęła za mężczyzną i położyła mu dłoń na ramieniu.
- Tobie też dziękuję, Missi. Jesteś super. Nie dziwię się, że Zayn tak bardzo cię lubi - rzucił z uśmiechem i pobiegł ostatni raz skorzystać z atrakcji.
Oboje zamarli.
Żadne z nich nie miało odwagi się odezwać.
Po chwili Zayn podjął męską decyzję, podniósł się i przyciągnął dziewczynę do siebie. Nic nie mówili. Po prostu się na siebie patrzyli.
Głęboko w oczy.
Może to dziwne, ale wystarczyło.

***

Zmęczona trójka wróciła do mieszkania, w którym do tej pory roznosił się zapach spaghetti.
- Mike, spać - rozkazał Zayn.
- Chyba o czymś zapomniałeś. - Mayson popatrzyła na niego znacząco.
Mulat podrapał się po głowie i dopiero po chwili otworzył szafkę na buty, z której wyciągnął prezent dla syna. Uzbierał pieniądze na to, o czym chłopiec marzył od dawna. Schował pudełko za plecami, a dziewczyna przysunęła się do jego boku.
- Chodź na chwilę, Mike! - zawołał i nie musiał długo czekać.
- No? - ziewnął chłopiec.
- Zapewne nie zauważyłeś, ale nie dostałeś od nas prezentu.
- To Kraina Zabaw nie była waszym prezentem? - zdziwił się.
- Nie. Jest coś jeszcze.
Wyciągnął pakunek w kierunku naszykowanych rąk chłopca i czekał na reakcję. Bez zbędnych pytań prezent został rozpakowany.
- Wyścigówka na pilot?! - krzyknął oszołomiony. - Tą, którą oglądaliśmy po wyjściu z domu dziecka?!
Zayn skinął głową.
- Dokładnie ta.
- Spójrz głębiej - poradziła Mayson.
Mike wyciągnął podłużna kartonową kartkę i zawzięcie przeczytał przesłanie.
- O ja cię kręcę. - Wytrzeszczył oczy. - Przejażdżka z rajdowcem na torze?
Oczywiście, że to było pytanie retoryczne. Chłopiec nie posiadał się z radości. Natychmiast rzucił się w objęcia Zayna.
- Jesteś najlepszy, tato.

------------------------------------------------------------------

Dobra, dobra...
Wiem, że mógłby być dłuższy.
Postaram się przy następnym rozdziale ;)

25 lutego 2016

42.

Zostawił Mayson w mieszkaniu, bojąc się do końca jej zaufać. Niby miał to wrażenie, że coś go z nią łączyło, ale nie umiał tego zakwalifikować do żadnej konkretnej grupy uczuć. Po prostu zależało mu na tym, żeby była bezpieczna.
Być może zostało mu to po pracy w burdelu, gdzie był jej opiekunem?
- Nareszcie jesteś - mruknął zirytowany ochroniarz. - Szef cię oczekuje.
Mulat wszedł do gabinetu z obojętną miną i od razu zajął krzesło stojące przed biurkiem.
- Podobno chciałeś mnie widzieć - westchnął.
- Co to miało być wczoraj, co?! - krzyknął. - Wziąłem cię za najlepszego pracownika i najlepszego kandydata do tego zadania, a ty zacząłeś węszyć?!
- Już ci mówiłem, że...
- Tak, tak - prychnął tamten. - Nie chcesz pakować się w nic nielegalnego. Okey, rozumiem. Ale po co od razu te sprzeczki?
- Przyjaciel ci się pożalił? - zironizował Zayn.
- Trochę szacunku - warknął.
- Coś jeszcze chciałeś mi powiedzieć, czy mogę wracać do domu? - Przewrócił oczami.
- Do domu?
- Miałem mieć dzisiaj wolne - przypomniał, unosząc brew. - Nie pamiętasz ostatniej rozmowy w kanciapie?
- Może i coś tam było, ale po wczorajszym wyskoku nie należy ci się wolne. Zabieraj się do pracy, bo masz dużo zadań do wykonania - powiedział z dumnym uśmieszkiem.
Zadowalał go fakt, że mógł dręczyć Malika całkiem legalnie.
Teoretycznie...
- Jesteś... - zaczął mulat, ale powstrzymał się przed dokończeniem w ostatnim momencie.
- Słucham? Chciałbyś coś dodać?
Zayn pokręcił głową i czym prędzej opuścił pomieszczenie. A już myślał, że dzisiaj będzie mógł spędzić czas w domu, sam na sam z Missi, dzięki czemu mógłby dowiedzieć się przydatnych rzeczy.

***

Skorzystał z okazji. Pudła jeszcze nie zostały załadowane do busa, którym miał jechać ktoś inny. Jakiś młodziak, którego dopiero co niedawno przyjęli.
- Nikt się nie obrazi, jak zajrzę - powiedział do siebie i na palcach zakradł się na rampę.
Złapał za karton, ale usłyszał za sobą głosy, więc schował się tuż za rogiem budynku i czekał. Chwilę potem pojawiło się dwóch typków, którzy zazwyczaj ładowali tajemnicze pudła na auto.
- Masz fajkę? - zapytał jeden, drapiąc się po skroni. - Rano wypaliłem ostatnią.
Malik wywrócił oczami. Mogliby się pospieszyć.
- Ta - mruknął drugi. - Pospieszmy się, bo Griffin znowu ze złości odetnie nam działkę towaru i będę miał na czym zarabiać.
- Sprzedajesz, to co ci daje? - Można było usłyszeć mocne zdziwienie w jego głosie.
- A co ma z tym zrobić? Przecież nie będę brał, bo mam córkę. Nie chcę spierdolić sobie życia, żeby ją stracić. Nie jestem taki głupi - odparł prosto.
Mądry facet.
- Ja od jakiegoś czasu nie mogę się bez tego obejść - przyznał tamten.
- Uzależniłeś się - westchnął. - A mówiłem ci, żebyś uważał. Ten towar, to prawdziwe gówno. Mieszanka wybuchowa.
Zayn pochłaniał każde ich słowo. Dokończyli palić i wrócili do środka budynku. Mulat nie czekał długo. Podbiegł do paczek i otworzył jedną z nich.
Domyślał się, że to będzie to, co właśnie zobaczył. Narkotyki, ale nie jakieś normalne. Miał wrażenie, jakby świeciły w ciemności, która je otaczała.
Co to była za mieszanka?

***

Mayson nudziła się cały dzień.
Gdzie spała poprzedniej nocy? Malik upierał się, żeby położyła się z chłopcem, ale została przy swoim i zasnęła na rozkładanym fotelu w rogu pomieszczenia. Nie był jakoś bardzo wygodny, ale na pewno lepszy niż mała kanapa w klubowej garderobie.
Postanowiła ugotować obiad zanim Zayn i Mike wróciliby do domu.
- Dzień dobry - usłyszała kobiecy głos, dochodzący od wejścia.
Wystraszyła się. Kto miałby klucz do mieszkania?
- Kim pani jest? - Stanęła w małym korytarzu, widząc starszą panią.
- Spokojnie, dziecino. Zayn mnie zna. Oddaje mi Mike'a pod opiekę, kiedy jest w pracy. Zawsze przyprowadza go do mnie po szkole, a potem odbiera. W razie jakiegoś wypadku dał mi zapasowy klucz. Przyszłam zrobić im obiad - opowiedziała bez skrępowania. - Ale czuję, że już się tym zajęłaś.
Kobieta posła Missi ciepły uśmiech, co rozluźniło dziewczynę.
- Nudziłam się - przyznała, splatając dłonie razem. - Możemy dokończyć obiad razem - zaproponowała.
- Dobrze. - Starsza pani przytaknęła i obie udały się do kuchni. - Ale będę musiała za chwilę skoczyć po Mike'a do szkoły.

***

Śmiech.
To usłyszał Zayn, jak tylko przekroczył próg mieszkania. Rozpoznał trzy różne głosy. Przez to sam miał ochotę parsknąć śmiechem, ale nie wypadało. Już dawno tego nie robił.
Nie umiał beztrosko się cieszyć.
- Dobry wieczór - przywitała go sąsiadka.
Malik w odpowiedzi skinął głową z uśmiechem.
- Hej! - wykrzyknął chłopiec i podbiegł do mężczyzny, który udał, że próbuje wziąć go na ręce.
- Jesteś coraz cięższy, chłopie.
- Mam dziewięć lat!
- Dopiero za tydzień - przypomniał mu Zayn.
Starsza kobieta odchrząknęła, podchodząc do mulata.
- Wyglądasz okropnie - stwierdziła. - Wyśpij się w końcu.
- Zrobiłbym to, gdybym mógł. Niestety obowiązki czekają - westchnął ciężko.
Cała trójka pożegnała się z kobietą i nastąpiła niezręczna cisza. Tylko Mike'owi nie przeszkadzała. Dzielnie odrabiał swoje zadanie domowe.
- Obiad jest w piekarniku. Być może jeszcze nie wystygł - odezwała się Mayson. - Zapiekanka z kurczakiem i warzywami.
- Missi i pani Gold zrobiły nam obiad, wiesz? - rzucił Mike. - Bardzo, bardzo pyszny.
Malik spojrzał na zdenerwowaną dziewczynę i zrobił to odrobinę za długo. Zjawiła się i jakby zaczynało mu być lżej z tym wszystkim.
- Dziękuję - zwrócił się do niej, na co lekko się uśmiechnęła.
Przygotował sobie posiłek i wszedł do salonu.
- Wyspałaś się na tym okropnym fotelu? - zapytał z ciekawością. - Nie zniosę myśli, że zgodziłem się, żebyś tam spała. Mogłem...
- Wszystko ze mną w porządku - odparła, chcąc uspokoić jego sumienie.
Przez jakiś czas jeszcze oglądali telewizję, ale chłopiec zaczął ziewać, więc Zayn spróbował namówić go na sen.
- Jeszcze nie - wymamrotał Mike, marszcząc brwi. - Nie chce mi się spać. Nie usnę.
- Przed chwilą ziewałeś.
- Ale nie chce iść jeszcze spać - marudził.
- Jestem zmęczony, Mike - jęknął Malik.
Przez chwilę razili się wzrokiem, co z perspektywy Mayson wyglądała bardzo zabawnie.
- Ja się nim zajmę, a ty się połóż. Jest dopiero w pół do dziewiątej, więc jeszcze chwilę z nim posiedzę. Nie będziemy ci przeszkadzać.
- Jesteś pewna?
- Tak. Muszę się jakoś odwdzięczyć, że chcesz mnie tu trzymać. Już niedługo przeniosę się do siebie.
- Nie musisz - rzucił szybko.
Chyba trochę za szybko, bo dziewczyna wyglądała na zdziwioną jego reakcją. Nie odpowiedziała tylko złapała chłopca za rękę i poprowadziła do łazienki. Zayn w tym czasie przygotował się do spania, ale jeszcze nie mógł się położyć.
- Mayson? - odezwał się, kiedy ona pilnowała małego przy myciu zębów.
Przyszła do salonu.
- Tak? - Poprawiła oklapniętego koka niedokładnym ruchem.
Mężczyzna śmiało stwierdził w myślach, że wyglądała na swój sposób uroczo. Siniaki nie był aż tak widoczne w tym świetle. Ogólnie dobrze się goiły, z czego był zadowolony. Bolało go na samą myśl o tym, co przeszła.
- Chciałem ci podziękować. Jeszcze raz. - Uśmiechnął się pod nosem. - Może w końcu chociaż raz się wyśpię.
Patrzyła na niego jak na dzieło sztuki. Nigdy nie przestała o nim myśleć. Nawet po zmianie świadomości traktowała go, jak tego który zawrócił jej w głowie. Żałowała, że nie pamiętał.
Zayn jej o tym nie powiedział...
- Nie masz za co dziękować. To ja powinnam.
Mulat bez zastanowienia podszedł do Missi i zgarnął ją do uścisku. Przez chwilę była nieruchoma. Nie spodziewała się takiego ruchu z jego strony. Jednak zmusiła się do rozluźnienia ciała i delikatnie objęła ramionami jego brzuch. Stali tak przez dłuższą chwilę - ona wtulona w jego klatkę piersiową, on wtulony w zgięcie jej szyi.
Dlaczego to zrobił? Sam nie znał odpowiedzi.
Odsunęli się od siebie, czując zmieszanie, ale nie żałowali. Potrzebowali tego.
Coś się przełamało.
- Missi! - zawołał Mike. - Chodź na chwilę!
- Muszę wracać, a ty idź spać - zachichotała, wskazując ręką za siebie.
Tego potrzebował. Usłyszeć jej chichot po tylu dniach smutku i niepewności. Teraz spokojnie mógł położyć się do łóżka i zasnąć. Cieszył się, że zdobył się na ten gest, co zapewne bardziej ośmieliło dziewczynę. Widział to po jej oczach.
Lubił ją na swój charakterystyczny sposób.
Mogło się zdawać, że ona również go lubiła.
Ale jakby... Bardziej?

***

Kolejny tydzień nie wyróżniał się niczym szczególnym. Po ciepłym geście ze strony Malik,  jego stosunki z dziewczyną jakby uległy poprawie. Czuli się ze sobą swobodniej. Wszystko był dobrze. No może poza jedną kwestią...
Mayson od dwóch dni znowu czuła się obserwowana, jak tylko wychyliła nos z bloku. Znowu znajdowała groźby wypisane na karteczkach, ale obawiała się przed pokazaniem ich komukolwiek. Wiedziała, że mulat by temu zaradził, ale nie chciała go martwić.
Wystarczyła mu grypa syna, który od kilku dni leżał w domu na zwolnieniu lekarskim.
- Już jestem. - Malik odłożył zakupy na blat kuchenny i rozebrał się z okryć wierzchnich.
W salonie zastał Missi czytającą chłopcu jakąś książkę.
- Dostałem dwa tygodnie urlopu - oznajmił, co w pewnym stopniu nie było pocieszające, gdyż stracił kontrolę nas towarem szefa, który koniecznie chciał rozgryźć.
- W końcu - odetchnęła Mayson. - Myślała, że niedługo będę musiała cię cucić, bo stracisz przytomność z tego zmęczenia.
- Teraz wyśpię się w nadmiarze.
- No nie wiem - zawahała się. - Mike jest coraz słabszy. Myślę, że powinieneś zabrać do do szpitala.
- Teraz?
- Nie ma na co czekać. - Wzruszyła ramionami. - To jeszcze dziecko i ma słaby organizm.
Skinął głową i zadzwonił po taksówkę. Trzydzieści minut później obaj byli ubrani i gotowi do wyjścia.
- Nie rozumiem, czemu nie chcesz ze mną pojechać? - Zayn zmarszczył czoło, sprawdzając czy wszystko wziął.
- Mogliby wziąć mnie za kogoś, kim nie jestem - odparła zażenowana.
- Za jego matkę? - Przytaknęła, a on kontynuował. - To co z tego?
- Przypilnuję domu i zrobię coś lekkiego do zjedzenia, a potem wam dostarczę, jeśli się okaże, że mały będzie musiał tam zostać, dobrze? - obiecała. - Tylko daj mi znać.
Malik złapał ją za rękę i wcisnął jej kilka banknotów.
- Pieniądze na taksówkę - odpowiedział na niezadane pytanie. - Nie kłóć się.
Westchnęła i wywróciła oczami.
- Idźcie już - ponagliła.
Mulat pochylił się i złożył szybkiego całusa na jej miękkim policzku. Dopiero, kiedy wyszedł za drzwi, po kilku sekundach zorientowała się, co właściwie zrobił.
Ostatnio działo się z nim coś niedobrego...

***

- Jesteśmy! - krzyknął zadowolony, że lekarz nie kazał zostać na obserwacji.
Okazało się, że to zwyczajne osłabienie po chorobie. Przepisał mu odpowiednie leki i wypuścił do domu.
Malikowi odpowiedziała cisza.
- Mike, idź się położyć. Zaraz do ciebie przyjdę - powiedział, kiedy już go rozebrał.
Mężczyzna zajrzał do wszystkich pomieszczeń, a nie było ich dużo, ale nigdzie nie znalazł dziewczyny. Na szczęście miał jej numer telefonu.
Odebrała dopiero po trzecim sygnale.
- Gdzie ty jesteś? - zapytał, zaciskając wolną pięść.
- Musiałam się przewietrzyć - powiedziała, hamując płacz.
Jaki był powód jej wyjścia? Otóż znowu dostała karteczkę z groźbą śmierci, po której miała wrażenie, że ściany mieszkania ją zgniotą. Dosłownie wybiegła wtedy z bloku. Z tej perspektywy wyjście z mieszkania nie było dobrym pomysłem.
- Nie kłam.
- Zaraz będę - rzuciła i rozłączyła się.
Zayn zacisnął zęby i wrócił do syna, który smacznie spał. Był naprawdę wycieńczony.
Mulat postanowił trochę posprzątać zanim zacznie szykować się do snu. Nagle jego uwagę przykuło coś dziwnego. W szafie, na jednej z półek które zajmowała Mayson, leżało dużo małych zgniecionych karteczek. Wziął jedną do ręki i zastygł w bezruchu.
"Obserwuję się"

"Widzę cię"

"Boisz się?"

"Lubię twoje cierpienie"

"Jestem tutaj"

"Nie oglądaj się za siebie"

" Uważaj"

Aż w końcu...

"Zabiję cię"

A na drugiej stronie widniało "już wkrótce".
Zayn zaczął się głowić, ale był zbyt przejęty czymś innym...

Mayson wyszła sama na zewnątrz o tak później porze.

***

- Znowu się spotykamy, skarbie - usłyszała.
Przewidywała, że to nastąpi. Czuła to w kościach.
- Tym razem ci nie odpuszczę tak łatwo. Nie wywiniesz mi się, laleczko - mówił dalej.
Ona milczała.
Była zbyt słaba, żeby się bronić.
Znowu...

-------------------------------------------------------------------

UHUHUHUHUHU *.*

Dajcie znać, że żyjecie, czytacie i rozkoszujecie się moim jakże cudownym opowiadaniem (eh ta skromność xD)

Chyba powoli zbliżam się do końca, ale nie jest to pewne. Dam wam znać, gdyby coś takiego miało się wydarzyć.
Póki co bądźcie cierpliwi, bo już niedługo nastąpi przełom w relacjach Zayna i Mayson ;)

Napiszcie jak wam idzie w szkole i co zdajecie na maturze (jeśli jesteście tegorocznymi maturzystami, jak ja).
Chętnie poczytam :)

Mam nadzieję, że nie tylko ja umieram z nadmiaru szkoły :(

Kocham! xxx

22 lutego 2016

41.

Czyli mam rozumieć, że nie macie żadnych pytań?

No okey :)

Miłego czytania! xxx

-----------------------------------------------------------------------------------

Dziewczyna została wciągnięta do środka i zaniesiona do jednego z pomieszczeń. W wyniku zetknięcia z kanapą jęknęła z bólu, który przeszywał całe jej ciało.
- Jak się czujesz? - Nie mogła rozpoznać głosu.
Mruknęła coś w odpowiedzi, ale było to na tyle niewyraźne i nieskładne, że nie dało się wyciągnąć z tego jakiejkolwiek informacji.
W końcu jednak otworzyła oczy na tyle, na ile pozwalała jej opuchlizna.
- Pani Nina? - zapytała, chcąc podnieść się do siadu, ale kobieta ją powstrzymała.
- Nie masz ostatnio szczęścia, co dziecino?
Missi uprzytomniła sobie, że to co stało się zaledwie kilkanaście minut temu było prawdą. Coś ścisnęło ją w gardle. Płakała.
- Spokojnie, mała - uspokajała ją kobieta. - Wyjdziesz z tego.
- Dlaczego ja? Co ja takiego zrobiłam? - wymamrotała, a łzy spływały jej po policzkach.
- Nie wiem, skarbie. - Pogłaskała ją po ramieniu. - Postaram się ci pomóc najlepiej jak zdołam. Masz szczęście, że się dogadujemy i lubimy.
Próbowała rozładować wiszące nad nimi napięcie.
- Mnie się nie da pomóc - jęknęła. - Nie po tym wszystkim co przeszłam. Jestem zwykłą dziwką, zasłużyłam na najgorsze. Nikt nie będzie poważnie traktował takiej szmaty, jak ja.
Pani Nina zamilkła, widząc smutną twarz dziewczyny. Serce krajało się na jej widok. Była małą kupką nieszczęścia. Los nie był dla niej łaskawy.
- Musimy doprowadzić cię do porządku, dziecino. - Kobieta pomogła jej wstać i zaprowadziła ją do malutkiej toalety, która była w tym samym pomieszczeniu. - Umyjemy cię, a potem znajdę ci czyste ubranie.

***

Weekend minął w zastraszającym tempie i Malik znowu musiał wziąć się do roboty. Jak zwykle odprowadził chłopca do szkoły, a potem udał się do pracy. Na przywitanie dostał kilkadziesiąt zadań do wykonania, a na koniec zmiany ponownie miał jechać do klubu nocnego, który nazywał się "King's Girls".
- Skończyłem - oznajmił po wykonaniu wszystkich poleceń.
- Wspaniale! - ucieszył się Griffin.
To było jego nazwisko. Na imię miał Ben.
- Zgaduję, że masz coś dla mnie.
- Oczywiście. Dostawa do mojego przyjaciela.
- "King's Girls"?
- Dokładnie. - Cmoknął z zadowoleniem.
Dzisiaj szef był w wyjątkowo dobrym humorze.
- Już się robi - odparł Malik i chciał wyjść, ale zauważył, że mężczyzna chciałby coś jeszcze powiedzieć, więc zaczekał.
- Dlaczego nie przyjąłeś jego oferty? - zapytał z czystą ciekawością.
Taki już był. Musiał mieć nad wszystkim kontrolę.
- Wystarczy mi praca tutaj. U ciebie. - Mulat wzruszył ramionami.
- Po prostu byłbyś jego osobistym dostawcą. Nic więcej.
- Czemu tak bardzo wam na mnie zależy. - Zmarszczył czoło. - Nie może robić tego ktoś inny? Dlaczego ja dostąpiłem tego zaszczytu? - zakpił.
- Dostarczam mu bardzo cenne rzeczy i nie może tego dowozić byle kto. Jesteś doświadczonym ochroniarzem i wierzę, że poradziłbyś sobie, gdyby komuś zachciałoby się sprawdzić co wieziesz - odpowiedział, nie ukrywając intencji.
Zayna nadal ciekawiła sama zawartość.
- Najpierw chciałbym poznać zawartość pudeł, wtedy rozważyłbym propozycję - postawił swój warunek.
Z ciekawością obserwował reakcję szefa. Widać było, że nie spodobał mu się ten pomysł, ale mimo to ciągle się szczerzył.
- Jesteś zbyt ciekawski - zarechotał. - To moja sprawa i Griffina. Nie twoja.
- Więc mnie w to nie mieszajcie. Nie chcę być jakimś chłopcem na posyłki. Mogę dostarczyć coś od czasu do czasu, ale nie obiecujcie sobie za dużo. Nie podoba mi się to. Wyczuwam brudny interes między wami, ale mam to gdzieś, dopóki nie jestem w to zamieszany - powiedział odważnie.
Nie miał zamiaru pozwolić sobą pomiatać.
- Nawet lepiej, że nie wiem, co tam jest. W razie waszej wpadki nie będę niczemu winny, gdyż byłbym tylko nieświadomym kierowcą - dodał i opuścił biuro.
Zdenerwowany wsiadł za kierownicę busa i od razu pojechał na wyznaczone miejsce.
Miał nadzieję, że robił to ostatni raz.

***

- Jeśli chce tu siedzieć, to musi pracować! - wrzasnął. - Nie będę utrzymywał darmozjada!
- Uspokój się, Trawis - odparła Nina. - Widziałeś w jakim jest stanie?
- Wygląda dużo lepiej niż w sobotę. Makijaż i maska spokojnie zakryją to, co nie powinni zobaczyć widzowie.
- Ona nie da rady zatańczyć. Ma poturbowane ciało - nalegała.
- Ja już swoje powiedziałem - uciął i usiadł za biurkiem, dając znak kobiecie, że zakończył rozmowę.
Tak.
Trawis Miller był bezwzględny. Dlatego też jego klub nocny, mimo nowości, przynosił duże zyski. "King's Girls" miało szanse się wybić.
Mayson ostatnie dni spędziła w garderobie, która kiedyś należała do niej. Na wieszakach nie był żadnego stroju dlatego, że zrezygnowała z pracy tutaj. Jednak coraz częściej rozmyślała nad tym, żeby wrócić. Nie mogła znaleźć niczego innego.
- Już jestem. - W pomieszczeniu zjawiła się pani Nina. - Próbowała przekonać męża, ale niestety mi się nie udało.
- Mam zacząć pracować, albo się wynosić? - zgadywała.
Kobieta skinęła głową ze smutną miną.
- Ja naprawdę próbowałam, ale...
- W porządku - przerwała jej. - Skoro tak, to nie mam wyboru. Zatańczę dzisiaj, jak atrakcja.
- Jesteś pewna? Chcesz się w to na nowo pakować?
- Nie mam wyboru, pani Nino - odparła smutno Missi.
Obie wybrały jej strój i postarały się, żeby zakryć jak najwięcej siniaków, które były najbardziej widoczne. W końcowym efekcie Mayson wyglądała naprawdę pociągająco. Tym razem przyjęła postać upadłego anioła, ale z maską.
- Dziękuję - odezwała się nagle, patrząc na odbicie kobiety w lustrze.
- Jesteś piękna ciałem i duszą. Pamiętaj o tym.
Słowa Niny zdziwiły dziewczynę, ale miały w sobie to coś. Tą nadzieję na lepsze jutro.
Być może jej los miał się wkrótce odmienić...

***

Zayn dostarczył to, co musiał. Zostało mu tylko załatwienie faktury, jak się domyślał, pewnie była lewa.
- Miło pana widzieć, panie Malik - ucieszył się Miller.
- Szkoda, że nie mogę powiedzieć tego samego - rzucił Zayn z odrobiną sarkazmu.
- Coś się stało?
- Nic, o czym musiałby pan wiedzieć.
Szef klubu przytaknął, rozumiejąc, że Malik nie był skory do rozmowy.
- Dziękuję za dostawę. Towar schodzi w zastraszająco szybkim tempie - powiedział, ale po chwili znieruchomiał, jakby uświadomił sobie, że odkrył odrobinę za dużo.
- Towar? Schodzi? - Mulat zmarszczył czoło. - Co ja ci przywożę?
- Słuchaj, Zayn... - Zamyślił się. - To nie jest takie proste. To jest biznes, który jest bezlitosny. Dlatego jestem taki sam. Wymyśliłem świetny sposób na sławę i go wykorzystuję.
- Domyślałem się, że te wasze interesy nie są legalne. Śmierdziało przekrętem na kilometr - odparł Malik z powagą.
- Nie wtrącaj się do moich interesów, bo cię zniszczę! - wrzasnął nagle i uderzył pięścią w blat biurka.
Mulat wycofał się do drzwi, a Miller go nie zatrzymywał. Obaj zrozumieli, że ich współpraca, jak i dobre stosunki właśnie się skończyły.
Zayn udał się wzdłuż korytarza, chcąc wydostać się z budynku jak najszybciej. Za każdym razem, gdy tu wchodził czuł mdłości. Szczęśliwe dotarłby do auta, ale coś zwróciło jego uwagę. Mianowicie była to dziewczyna w kostiumie scenicznym, która opierała się o ścianę i miała zwieszoną głowę.
- Halo? - zagaił. - Słyszysz mnie? Co się stało?
Podszedł bliżej, ale zachował bezpieczną odległość. Nie chciał jej dyskomfortu.
- Nic takiego - odparła cicho. - Źle się poczułam.
Zamarł.
- Mayson? - Wytrzeszczył oczy na moment.
Missi podniosła głowę zaskoczona i wlepiła oczy w jego zszokowaną twarz.
- Co ty tu do cholery robisz?! - zdenerwował się.
Nie mogła pozwolić, żeby ktoś zobaczył ich razem, w dodatku kłócących się. Złapała go za ramię i zaciągnęła do garderoby.
- Możesz mi to wytłumaczyć? - zapytał z pretensją.
Ona oparła się o blat toaletki i westchnęła.
- Musiałam tu wrócić - wymamrotała.
- Straciłaś rozum. Doszczętnie.
- Nie prawda. Ja...
- Znowu cię nafaszerowali? - przerwał jej.
Zacisnęła zęby i dopiero po chwili odważyła się spojrzeć mu prosto w oczy.
- Jestem trzeźwa. Po prostu źle się czuję. Tyle - wyjaśniła.
- Co ci zrobili? Chodzisz, jakbyś miała połamane żebra - wywnioskował.
Spotkał się z wieloma takimi przypadkami, więc to nie było dla niego trudnością.
- Wszystko w porządku - odpowiedziała wbrew sobie.
- Wiem, że kłamiesz.
- Nie prawda.
- Powiedz prawdę! - zażądał ostro.
Missi usiadła przy toaletce i zdjęła maskę. Powoli i delikatnie zmyła grubą warstwę kryjącego makijażu.
- Chcesz prawdy? - zapytała retorycznie. - W takim razie podejdź tutaj.
Malik bez wahani to zrobił. Nieokreślona fala emocji zalała go, jak tylko zobaczył oświetloną twarz dziewczyny.
- To Miller? Ten skurwysyn? - warknął. - Już on mnie popamięta.
- To nie on - odparła szybko. - Nie wiem, kto to był. Po prostu znalazł mnie o to zrobił. Domyślam się, że to był ktoś od Tomlinsona. Na pewno znalazł sojuszników.
Zayn nie mógł patrzeć na obrażenia dziewczyny. Co prawda opuchlizna z oczu zeszła, ale te siniaki i rozcięcia sprawiały, że gotował się od środka.
Nie umiał jej sobie odpuścić. Coś ciągle go do niej popuchało.
- Zabieram cię stąd - oznajmił. - Wstań, przebierz się i wychodzimy.
- Nie mogę. Nie mam gdzie wrócić. Moje klucze do mieszkania są zepsute i nie załatwiłam jeszcze ślusarza - westchnęła zrezygnowana. - Jeszcze muszę odpracować mój pobyt tutaj.
- Kiedy to się stało? - pochylił się i popatrzył jej głęboko w oczy.
Dziewczyna poczuła w środku znajome ciepło, za którym tak bardzo tęskniła.
Jednak nie była mu obojętna.
To wystarczyło.
- W weekend.
- Zbieraj się, Mayson - powtórzył stanowczo. - Nie będę czekał wieczność.
- Ale...
- Mayson - upomniał groźnie. - Nie będę powtarzał. Masz ostatnia szansę i mam nadzieję, że dobrze ją wykorzystasz.

***

Zayn wydobył klucze z kieszeni i zręcznie otworzył drzwi mieszkania. Wpuścił dziewczynę jako pierwszą.
- Nie przeraź się, ale nie mamy tu luksusów - rzucił, chcąc chociaż trochę rozładować napięcie.
Odwróciła się twarzą do mężczyzny, ale nie chciała patrzeć mu prosto w oczy.
- Nie martw się mną - odparła zażenowana.  - Nie chcę robić kłopotów.
- To ja cię tu zabrałem. Z własnej nieprzymuszonej woli. Nie marudź, bo jeszcze bardziej mnie zdenerwujesz - ostrzegł.
- Jesteś zły?
- Nawet nie wiesz, jak bardzo ale - urwał i przyjrzał się dziewczynie. - Nie umiem się na ciebie złościć tak bardzo, jak bym chciał.
Serce Mayson podskoczyło. Czyżby dawny Zayn ciągle gdzieś w nim siedział?
- Pójdę do sąsiadki po Mike'a. - Odwrócił się na pięcie i wyszedł.
Na jego widok chłopiec aż podskoczył.
- Dlaczego dzisiaj tak późno? - zapytał smutny.
- Przeciągnęło mi się w pracy, ale już jestem i prawdopodobnie jutro mam wolne.
Malik czuł, że najprawdopodobniej zostanie zwolniony. Mógł spodziewać się wpływu Trawisa na zdanie jego szefa po dzisiejszej kłótni.
- Super! - krzyknął Mike.
Starsza kobieta obserwowała ich z odległości kilku kroków z ciepłym uśmiechem na ustach.
- Był bardzo grzeczny - powiedziała, zanim Malik zapytał.
Robił to codziennie. Zawsze pytał o to samo, co wprawiało kobietę w dobry humor. Widziała tą troskę, którą Zayn okazywał chłopcu.
- I nie nie zrobiłeś mi żadnego kłopotu - dodała szybko. - To dla mnie przyjemność.
Zayn uśmiechnął się pod nosem i poczochrał włosy dziecka.
- Dziękuję pani bardzo. Nie wiem, co bym zrobił, gdyby nie pani - powiedział szczerze.
- Miło mi, że mogę cię odciążyć. Wiem, że jesteś dobrym ojcem i się starasz.
- Jest ciężej niż myślałem, ale nie możemy się poddawać. - Spojrzał na chłopca. - Prawda, Mike?
- Tak, tak, tak, tak, tak! - odpowiedział entuzjastycznie. - Chodźmy już - jęknął w końcu.
Rozeszli się w dobrych humorach.
- Mamy gościa - poinformował mulat, zanim przekroczyli próg mieszkania.
- Naprawdę? Kogo? - zdziwił się Mike.
- Zobaczysz.
W momencie, kiedy wrócili, Missi siedziała na kanapie przed telewizorem, nie będąc pewną, co ze sobą zrobić. Potem wszystko potoczyło się niespodziewanie szybko.

***

Chłopiec szybko zrzucił z siebie buty i kurteczkę, po czym naszykował się do biegu, ale Zayn w porę złapał go za ramię.
- Bądź miły i nie zadawaj głupich pytań - upomniał.
Nie chciał, żeby Mayson poczuła się niekomfortowo. Mike pokiwał energicznie głową i wpadł do głównego pomieszczenia. Missi wstała, a on gwałtownie się zatrzymał.
- Cześć - powiedziała onieśmielona swoim wyglądem i całą sytuacją.
Modliła się, żeby jej nie pamiętał. Nie mogła stracić w jego oczach.
Nie w oczach dziecka.
Jednak mały nic nie odpowiedział, tylko przyglądał jej się zacięcie.
- Mówiłem ci coś - westchnął mulat, odkładając klucze na mały stolik. - Przywitaj się.
- To ty - wypalił Mike. - Pamiętam cię.
- Słucham? - Dziewczyna struchlała.
- Byłem mały, ale pamiętam, że bardzo bałem się spać w innym miejscu i wtedy ty mi pomogłaś. Nawet piliśmy razem mleko w kuchni - odparł uradowany i  podbiegł do zszokowanej Missi.
Momentalnie oplótł ją ramionami i mocno uścisnął. Odwzajemniła gest, czując się niesamowicie nieswojo.
Zayn cały czas bacznie ich obserwował.
- Mówiłem ci, Zayn. - Puścił Mayson i podszedł do Malika. - To ta ładna pani, o której ci mówiłem.
Mężczyzna zaniemówił.
Coś przesunęło się przez jego myśli.
Jakby...

Jakby coś pamiętał...

15 lutego 2016

40.

Wymyśliłam coś fajnegoooo!
Czytajcie opis pod rozdziałem!

KONIECZNIE!

:)

Polecam:

Sam Smith - Lay Me Down

------------------------------------------------------------------------

- Jak się czujesz, mała? - zapytała pani Nina i zamknęła za sobą drzwi na klucz.
- Bywało lepiej - odparła Missi zmęczonym głosem.
Minęło dwie godziny od wyjścia Malika. Przez ten czas dziewczyna odzyskała trzeźwość umysłu.
- Musiałaś się źle poczuć, dziecino. - Kobieta usiadła na brzegu kanapy i wzięła Mayson za rękę. - Wszystko będzie dobrze.
- Co mi podałaś? - zapytała bez zbędnych wstępów. - Co to było?
- Nie rozumiem, o co ci chodzi.
- Zanim wyszłam na scenę krzyczałaś na mnie, że znowu jestem nietrzeźwa, a potem dałaś mi szklankę z jakimś kolorowym napojem.
- Witaminy - odpowiedziała z przekonaniem.
- Kłamiesz - syknęła Missi.
- Był u ciebie, prawda? - zapytała pani Nina podejrzliwie. - Co ci naopowiadał?
- O kim pani mówi? - Zmarszczyła czoło.
- Ten dostawca. Nie wiem, jak się nazywa i nie chcę wiedzieć. Nie powinien tu wchodzić, ale mój mąż miał dość jego awanturowania się, więc go wpuścił.
Mayson przymknęła oczy i podniosła się do siadu.
- Składam wypowiedzenie - oznajmiła, patrząc kobiecie prosto w oczy. - Nie chcę tu więcej pracować.
- Ale, mała...
- Powiedziała pani wcześniej, że powinnam zastanowić się nad swoim życiem i podjąć właściwą decyzję. Właśnie to robię. Odchodzę.
Pani Nina przez chwilę się nie odzywała. Myślała nad czymś intensywnie.
- Dosypałam ci heroiny - powiedziała cicho, uciekając wzrokiem.
- Słucham?! - Missi wytrzeszczyła oczy. - Jak pani mogła to zrobić?!
- Każda dziewczyna, która występuje na scenie dostaje taką samą dawkę. Z racji, ze ty byłaś nietrzeźwa podałam ci mniej, ale widocznie to nie był dobry pomysł, bo zemdlałaś.
- Nikogo nie powinniście faszerować narkotykami! - krzyknęła.
- Nie krzycz - poprosiła. - To był pomysł mojego męża, żeby w ten sposób rozluźnić dziewczyny.
- One będą uzależnione, jeśli już nie są.
- Taka dawka nie sprawi, że się uzależnią.
- Każdy jest inny, do cholery!
Obie zamilkły. Pani Nina oblała się rumieńcem i wybiegła z pokoju. Mayson jak najszybciej zebrała swoje rzeczy i pospieszyła do tylnego wyjścia. Nawet nie zamierzał odbierać wynagrodzenia za dzisiejszy wieczór. Jej konto bankowe było wystarczająco zasilone, żeby miała czas na znalezienie innej pracy.
Znalazła się na ciemnej ulicy i zaczęła iść w kierunku domu. W połowie drogi usłyszała, że za rogiem ktoś głośno rozmawia i zanosi się śmiechem. Mózg kazał jej uciekać, ale nie chciała nadkładać drogi. Pewnie szła przed siebie, nie zwarzając na niebezpieczeństwo.
- Witam, panią. - Wysoki mężczyzna wyszedł zza rogu i ukłonił się głęboko.
- Dobry wieczór - odpowiedziała, chcąc zachować pozory spokojnej.
- Jakie plany na dzisiaj? - zapytał i wyrównał krok z dziewczyną.
- Jeszcze nad tym nie myślałam. - Wzruszyła ramionami.
Gęsia skórka obsypała jej plecy i ramiona, ale nie pozwoliła sobie na chwilę zawahania. Ten facet mógł wyczuć jej strach.
- Zaraz, zaraz. - Złapał się za brodę i wlepił oczy w twarz Mayson. - Ty jesteś tą dziewczyną z klubu nocnego. Tą atrakcją.
- Nawet jeżeli, to co? - zatrzymała się i położyła dłonie na biodrach. - Masz z tym problem?
- Żadnego - zaśmiał się. - Wręcz przeciwnie.
Jednym krokiem znalazł się tuż przy Missi i objął ją w pasie.
- Chciałbym się troszeczkę pobawić - wymamrotał, buchając cuchnącym oddechem w twarz dziewczyny.
- Odmawiam - warknęła i jednym ruchem położyła go na chodniku.
Próbował się podnieść, klnąc pod nosem, ale Mayson mu to uniemożliwiła. Teraz zobaczyła, że opłacał jej się ból mięśni po zajęciach krav magi.
- Nie waż się więcej zaczepiać jakiejkolwiek dziewczyny, bo cię znajdę i utnę ci jaja - zagroziła, naciskając stopą na krocze mężczyzny.
Zajęczał i zwinął się w kulkę.
Mogła spokojnie odejść do domu.

***

- Gdzie byłeś? - zapytał Mike, jak tylko zasiedli do kolacji. - Pani Potter się niecierpliwiła. Chyba nie lubi ze mną zostawać.
- Wierz mi, że lubi. Nie ma własnych wnuczków, a ty jesteś w takim wieku, że ona może poczuć się jak babcia, kiedy cię pilnuje - odparł Zayn z przekonaniem.
- Jest bardzo miła i zawsze ma dobre ciastka. - Chłopiec uśmiechnął się szeroko.
- Wiesz, że w przyszłym tygodniu czeka cię wizyta u dentysty?
Mina Mike'a zrzedła. Żadne dziecko nie lubiło chodzić do dentysty.
- Muszę? - zapytał, patrząc na Malika błagalnie.
- Yep. - Mulat puścił do niego oczko.
Dokończyli posiłek i mężczyzna pozwolił chłopcu pooglądać bajki, kiedy ten sprzątał w malutkiej kuchni. Mył naczynia, kiedy jego komórka zawibrowała. Nie poznał numeru, ale od razu otworzył wiadomość.

"O 8 rano na mostku niedaleko szkoły Mike'a"

Zdziwiony wpatrywał się na zmianę w tekst i numer nadawcy.
Kto znał jego numer?
Postanowił to sprawdzić.

***

- Odbiorę cię po lekcjach. Czekaj tam gdzie zawsze - powtórzył, jak każdego ranka.
- Wiem, Zayn. - Mike wywrócił oczami.
Malik poczochrał mu włosy, na co oburzony chłopiec odwrócił się i wbiegł do budynku szkoły. Mężczyzna zaczekał, aż zadzwoni dzwonek i dopiero wtedy skierował się w miejsce, które wskazano mu w wiadomości. Miał złe przeczucia, ale musiał zaryzykować.
W razie potrzeby umiał się bronić.
Stanął przy barierce małego mostku i rozejrzał się dookoła. Nie zobaczył nikogo. Oparł łokcie na drewnianej poręczy i zwiesił głowę.
- Ktoś robi sobie z ciebie jaja, Malik - mruknął do siebie.
Już chciał odejść, ale...
- Myślałam, że nie przyjdziesz - usłyszał za sobą kobiecy głos.
Odwrócił się i napotkał wzrokiem bladą twarz Mayson.
Kogóż innego mógł się spodziewać?
- Skąd masz mój numer?
- Liczyłam, że nie zmieniłeś go od czasu pracy w burdelu Liama. Podałeś mi go, kiedy uciekałam.
- Nie miałem potrzeby, żeby zmieniać. - Wzruszył ramionami. - Po co chciałaś się spotkać? Przecież jasno wyraziłaś się na temat mojej pomocy dla ciebie. Przynajmniej takie odniosłem wrażenie.
Missi spuściła wzrok.
- Odeszłam z klubu.
- I co w związku z tym?
- Pomyślałam, że chciałbyś wiedzieć, że udało ci się przemówić mi do rozsądku - odparła cicho.
Zayn nie wiedział, jak zareagować. Miał klaskać czy wiwatować?
- Brawo dla ciebie - rzucił obojętnie. - To wszystko?
- Ja... - zaczęła, ale urwała.
Co niby miała mu powiedzieć? Że jej przykro? Że jest samotna? Że oddałaby wszystko za możliwość poczucia się bezpieczną.
Tak samo, jak kiedyś przy nim czuła się bezpieczna.
- Słyszałeś o ucieczce Louisa z więzienia? - zapytała, zmieniając temat.
- Nie dało się nie słyszeć. Trąbili o tym na każdym programie. Na szczęście już ucichło. Nie mogłem tego słuchać.
- Myślisz, że będzie chciał się zemścić? - Popatrzyła na niego niepewnie.
- Liam nie żyje, a reszta jego kolegów odsiaduje wyrok. Na kim miałby się mścić? - Zmarszczył czoło.
- Na mnie - przyznała cicho. - Na przykład.
- Nic mu nie zrobiłaś.
- Uciekłam, a ty mi pomagałeś. Potem nie wiedział, co się ze mną działo. Podejrzewam, że Payne poinformował go o tym, że zatrudnił mnie jako dziwkę, ale Louis jest mściwy. Nikomu nie odpuszcza.
- Mam go gdzieś. Jeżeli uciekł, to daleko. Nie odważy się pojawić w kraju w najbliższym czasie.
- Może i nie, ale skoro uciekł, to na pewno obmyślił plan.
Nagle rozmowa ucichła. Oboje patrzyli wszędzie, ale nie na siebie.
- Jadłaś coś dzisiaj? - zapytał w końcu.
Dziewczyna wyglądała mu na pozbawioną życia. Alkohol wyniszczył jej organizm. Na pewno odmawiała sobie jedzenia.
- Jeszcze nie - przyznała ze skruchą. - Ale jak tylko wrócę do domu to...
- Tu niedaleko jest bardzo dobry bar mleczny - przerwał jej. - Może chciałabyś... Chciałabyś pójść ze mną? Umieram z głodu.
Skinęła głową i poszła za mulatem.
Czy mogła liczyć na ponowną znajomość?
Czy to był po prostu odruch litości z jego strony?

***

Nie tak to sobie wyobrażała.
Nie sądziła, że przez cały czas trwania posiłku będą siedzieli w całkowitej ciszy. Chciała z nim rozmawiać. Na jakikolwiek temat. Nawet o pogodzie, ale żeby tylko się odzywał.
Chciała napawać się jego głosem.
- Najadłaś się? - zapytał, kiedy odsunęła od siebie pusty talerz.
Patrzył na nią w sposób, w który wcześniej nie patrzył. Dziewczyna wyglądała źle, ale nie chodziło o budzenie w nim obrzydzenia. Z jednej strony coś go niepokoiło i chciał jej pomóc, ale z drugiej nie umiał tego zaproponować.
- Tak, dziękuję - odparła i wytarła usta serwetką. - Powinnam już iść.
- Mogę cię odprowadzić, jeśli chcesz - zaproponował, sam się sobie dziwiąc.
- Nie trzeba - odmówiła, uśmiechając się ledwo widocznie.
Nie mogła wyjść przy nim na załamaną alkoholiczkę, chociaż teoretycznie nią była.
- Jesteś pewna?
Przytaknęła i wstała od stołu. Zayn zrobił to samo. Razem, wciąż bez słowa, skierowali się do wyjścia. Zatrzymali się niedaleko wejścia. Mayson spuściła wzrok na splecione palce.
- Dziękuję za posiłek. Był bardzo dobry, ale naprawdę nie musiałeś - powiedziała nieśmiało.
Pewnie brzmiała dziecinnie, ale nie umiała się przełamać. Coś w niej pękło. Przeszłość zaczęła wracać. Już nie była tą odważną pyskatą Missi.
A już na pewno nie przy Maliku.
- Jeśli chodzi o ciebie mającą mój numer telefonu, to byłbym wdzięczny gdybyś więcej do mnie nie pisała, a już na pewno nie dzwoniła. - O dziwo z trudem wypowiedział to zdanie.
Dlaczego ją odpychał?
- J-ja... - zająknęła się. - Dobrze. - Wypuściła wstrzymywane powietrze.
Złamał ją.
Złamał to, co jeszcze było całością. Nie było tego wiele. Do tego momentu liczyła na cud. Chciała go odzyskać. Zawiodła się.
Zacisnęła pięści, chcąc usilnie powstrzymać szloch, który desperacko pragnął się z niej wydostać.
- Żegnaj, Mayson - wypowiedział te dwa bolesne słowa.
Missi zagryzła wargę, tracąc głos.
- Nie szukaj mnie - dodał jeszcze i odszedł.
Tak po prostu.
Odwrócił się do niej plecami. Odepchnął i zmiażdżył. Nie chciała litości, chciała zrozumienia.
Teraz została sama.
Tylko ona i jej roztrzaskane wnętrze. Jedyne, co mogło oderwać ją od cierpienia była śmierć.
Płakała całą drogę powrotną.

***

Przez tydzień pluł sobie w brodę, że tak łatwo umiał ją odtrącić. Coś krzyczało wewnątrz niego, żeby pod żadnym pozorem nie zostawiał jej samej. Nie słuchał tego głosu. Był samolubny, a poza tym nie znał jej aż tak dobrze. Wiedział tylko, że była związana z Tomlinsonem i pracowała u Liama w burdelu. Resztę dowiedział się z jej opowieści, w które praktycznie nie wierzył.
Oczywiście sprawdziła się ta z pracą w policji, czego kompletnie nie rozumiał oraz to, że jednak miał syna i byłą narzeczoną, która aktualnie jest martwa.
To również było bardzo dziwne.
- Nad czym tak myślisz? - zaciekawił się Mike.
- Nad życiem - odparł prosto Malik.
- Dorośli są dziwni - stwierdził chłopiec i zrobił śmieszną minę.
Zayn uśmiechnął się pod nosem i pogłaskał go po głowie.
- Jak zęby?
- Już nic mnie nie boli i żadna plomba nie wypadła! - zawołał ucieszony.
- W takim razie muszę spełnić obietnicę, którą ci dałem.
- Naprawdę? - Mike wytrzeszczył oczy.
- Tak. Jutro, z racji soboty, zabieram cię do Krainy Marzeń na cały dzień.
Chłopak zaczął podskakiwać z radości, aż w końcu rzucił się na Malika i obdarował go mocnym uściskiem. Zayn odwzajemnił gest ze śmiechem.
- Lepiej kładź się już spać, żeby mieć jutro dużo siły - poradził i mrugnął do niego.
- Mogę po bajce na dobranoc? - zapytał ze słodką miną.
Mulat westchnął ciężko i udał, że mocno myśli nad pytaniem.
- Odpalaj telewizor i siadaj - rzucił, klepiąc miejsce obok siebie.
Czyżby mieli szansę na stworzenie zgranego duetu?

***

Przez ostatni tydzień Mayson była inna. Nie mogła skupić się najprostszej czynności. Ciągle szukała pracy, ale każda próba kończyła się niepowodzeniem. Nie miała wyboru, jak tylko wrócić do klubu nocnego. Do pani Niny i jej męża.
Jednak dzisiejszy dzień był najgorszym ze wszystkich ostatnich. Od samego porannego wyjścia do sklepu Missi znajdowała małe karteczki. Były na nich pojedyncze wyrazy. Myślała, że ktoś robi to dla zabawy i to nie koniecznie dla niej, ale zmieniła zdanie kiedy co godzinę pojawiała się kolejna. Za każdym razem trafiały w jej ręce.
Bała się.
Wieczorem, kiedy wracała do mieszkania z rozmowy kwalifikacyjnej, dostała ostatnią. Najgorszą.
Chciała pójść z tym do Malika, ale wiedziała, że nie była u niego mile widziana. Na pewno by się zezłościł. Skąd wiedziała, gdzie mieszkał? Śledziła go po ich ostatnim spotkaniu. Nie myślała o tym, jak bardzo źle to wyglądała i za jaką wariatkę ją uzna. Czuła, że musiała poznać jego adres.
Tak na wszelki wypadek.

***

Kolejny dzień, czyli sobota, nie przyniosła Mayson nic nowego. Nie znalazła pracy, ani Malik się do niej nie odezwał. Wszystko przestało się dla niej liczyć. Postanowiła jednak chociaż zanieść pranie do pralni, bo jej stara pralka nawaliła.
Po upraniu ubrań i rozwieszeniu ich w blokowej suszarni wróciła do mieszkania. Zanim przekroczyła próg została pociągnięta za włosy. Zrobiła kilka gwałtownych kroków w tył i wpadła na ścianę.
- Mam cię, mała suko - warknął zamaskowany nieznajomy. - Dostałaś moje wiadomości.
- Zostaw mnie! - krzyknęła.
Mężczyzna dopadł ją i jednym ruchem przyparł do zimnej ściany. Jedną dłonią zakrył jej usta, a drugą trzymał za włosy.
- Nie szarp się, bo będzie bardziej bolało - zagroził.
Nie poznawała jego głosu, ani jego postury. Nie znała go.
Próbowała coś powiedzieć, ale palce napastnika skutecznie jej to uniemożliwiały.
- Nie bój się. Nie zgwałcę cię - zarechotał. - Kto chciałby dotykać taką dziwkę? - prychnął z niesmakiem.
Zacisnęła powieki, zbierając siły. Przecież uczyła się samoobrony, nie mogła tak po prostu odpuścić. Zwinnym ruchem odepchnęła faceta i wymierzyła mu kolanko w brzuch. Ten jednak był sprytniejszy. I silniejszy.
Zaciągnął ją w najciemniejszy kąt korytarza, gdzie nikt nie mógłby ich dostrzec. Mrok na dworze znacznie ułatwiał sprawę.
- Nie sądziłem, że jesteś aż tak głupia - odparł, jakby z zamyśleniem. - Nie dostałem również informacji, że umiesz się bronić.
Mayson ponownie spróbowała go powalić, ale to również zakończyło się niepowodzeniem.
- Nie pokonasz mnie. Jestem od ciebie wyższy, większy i silniejszy.
Łza pociekła jej po policzku.
Była przerażona.
- No to zaczynamy zabawę - bąknął pod nosem.
Potem Missi zobaczyła ciemność.

***

Ocknęła się na podłodze przed drzwiami własnego mieszkania. Nie dziwiła się, że na tym piętrze nikt normalny nie chciał mieszkać. Każdy z jej sąsiadów był albo ćpunem, albo alkoholikiem, albo gangsterem, albo wrócił z odsiadki. Niby rodziny z dziećmi, ale to była czysta patologia. Na szczęście akceptowali ją i ignorowali. To na pewno nie był nikt z nich.
Ledwo podniosła się z ziemi. Kolana jej się uginały, a przed oczami miała mroczki. Chciała wejść do mieszkania, ale klucze zostały rozłamane na pół. Każdy po kolei./
Czy napastnik był aż tak silny?
Zaśmiała się żałośnie i ruszyła ku windzie. Na szczęście nie uszkodził komórki, którą miała schowaną w staniku w razie, gdyby ktoś ją napadł.
Ups?
Mogła iść tylko do jednego miejsca... Ludzie na ulicy obdarzali ją karcącym spojrzeniem, jakby była jakąś brudną szmatą, której należało się takie lanie. Nie wiedziała, jak wyglądała jej twarz i raczej nie chciała tego wiedzieć. Bała się tego, co mogłaby zobaczyć.
Dotarła na miejsce i zapukała do drzwi.
Cisza, a potem odgłos ciężkich kroków. Drzwi zostały otwarte.
- Pomóż mi - wyszeptała, pozwalając łzom skapnąć na bluzę.
Wyciągnęła trzęsącą dłoń przed siebie i...

Zemdlała.

----------------------------------------------------------------------------

Jestem, jestem, jest-em!
(miało byś w takim fajnym rytmie, ale nie wiem czy ogarniecie, bo nie umiem go przekazać inaczej xD)

Jak wam się podoba historia?
Tylko tak szczerze, misiaczki ;)

UWAGA!

Od dzisiaj możecie w komentarzach zadawać pytania bohaterom. 
Np:

"Do Zayna: Czy... <blablablabla>?"

Daję wam czas do środy (tj. 17.02.16r.), do godziny 20:00!

Po tym czasie bohaterowie odpowiedzą na każde pytanie (hehe), a ja dodam post (być może razem z kolejnym rozdziałem) i wszyscy będą zadowoleni :)

Zrobicie to dla mnie?

Kocham! xxx

10 lutego 2016

39.

Utwory przy których pisałam ten rozdział:

Little Mix - Secret Love Song

ZAYN - PILLOWTALK

----------------------------------------------------------------

Zayn w pośpiechu wyszedł z klubu i odjechał w stronę mieszkania. Nie mógł przełknąć tego, że dziewczyna którą w jakiś sposób uratował, trafiła ponownie do takiego miejsca. Nie wiedział czy tu także szerzyła się prostytucja, ale miał nadzieję że nie. Po tym, czego naoglądał się u Liama nie chciał mieć z tym styczności.
- Już jestem - rzucił, zdejmując buty w przedpokoju.
Mike'a znalazł na łóżku. Chłopak smacznie spał i lekko pochrapywał. Zayn uśmiechnął się pod nosem i przeszedł do łazienki. W lustrze zobaczył zmęczoną twarz, która prawie nie wyglądała jak jego. Miał wory pod oczami i mętne spojrzenie. Odkąd zaczął pracować spał po 6 godzin dziennie. Szczęściem było, gdy udało mu się zdrzemnąć w ciągu dnia.
Ale musiał pracować.
Musiał zapewnić jakieś standardy życia chłopcu. Był za niego odpowiedzialny i coraz bardziej się do niego przywiązywał.

***

Missi po skończonym występie mogła przebrać się i wyjść do domu. Pensja za jedną noc na wynosiła jakieś pięćset dolarów przy dużej widowni. Występowała kilka razy w ciągu nocy. Z racji, że klub był nowo otwartym miejscem, klientów nie brakowało.
- Dobra robota, mała - pochwaliła ją żona właściciela.
Pomagała w garderobie dziewczynom z trudnymi strojami i ogólnie nadzorował pracę.
- Dziękuję, pani Nino. - Mayson posłała jej uśmiech i zabrała się za zdejmowanie peruki i rozczesywanie włosów.
- Tak samo wywijałam, jak byłam w twoim wieku.
- Pani też tańczyła? - dziewczyna się zdziwiła.
- I to jak tańczyłam! - zaśmiała się kobieta.
- W takim razie bardzo się cieszę, że pani się podobało. Starałam się.
- Widzę, że masz w tym niezłą praktykę.
- Zdarzyło mi się pracować w podobnym miejscu - ton Missi uległ zmianie.
- Powiedziałam coś nie tak? - zmartwiła się Nina.
- Wszystko w porządku. Po prostu wiążą się z tym nieprzyjemne wspomnienia. Bardzo bolesne.
- Więc czemu tu jesteś? Dlaczego zdecydowałaś się wrócić do tego zawodu?
- Nie miałam wyboru. To jest najszybszy sposób zarobienia na życie.
- Zawsze jest wybór, mała. Ja dokonałam swojego za późno i teraz żałuję.
Mayson zmarszczyła czoło.
- Jak to?
- Zawsze chciałam być modelką - rozmarzyła się kobieta. - Uciekłam z domy jako nastolatka i musiałam gdzieś zarobić. Trafiłam do miejsca jak ten klub, który prowadzi teraz mój mąż. Na początku traktowałam to jako zabawę, krótką przygodę. Jednak z czasem nie potrafiłam zacząć czegoś innego. Zatraciłam się w pokazywanie ciała, imprezach, alkoholu i narkotykach. Nie widziałam dla siebie innego miejsca. Dopiero kiedy zostałam zgwałcona mój świat przewrócił się do góry nogami. Zrozumiałam, że udostępnianie ciała jest najgorszym sposobem na zarabianie. Nawet jeśli tylko je pokazujesz. - Przełknęła ślinę i pociągnęła nosem. - Teraz jestem żoną faceta powiązanego z dilerstwem i do tego nie mogę mieć dzieci.
- Przykro mi - wyszeptała Missi. - To naprawdę straszne.
- Dlatego zastanów się nad tym, w co się pakujesz, bo potem nie będzie odwrotu.
Mayson chciała jakoś zareagować, ale nie mogła znaleźć odpowiednich słów.
- Wracaj do domu, mała - odezwała się kobieta. - Uważaj na siebie bo jest późno.
Dziewczyna skinęła głową, pakując swoje rzeczy.
- Dobranoc, pani Nino - pożegnała się i zapięła kurtkę.
Powietrze na zewnątrz było chłodne i orzeźwiające. Missi zaciągnęła się nim głęboko i przymknęła na chwilę oczy. Droga do domu wydała jej się męczarnią po całej nocy pracy, ale nie miała wyboru. Zanim ruszyła w ciemność weszła jeszcze do całonocnego sklepu monopolowego i kupiła setkę kolorowej wódki.
Ostatnio tylko to pomagało jej się odprężyć.

***

- Nie jestem ci w stanie pomóc, Tommo - jęknął mężczyzna z bródką i zmęczonymi, zielonymi oczami. - Wiesz, że zawsze ci pomagałem, ale ta sprawa jest zbyt poważna.
- Nie pierdol, George - mruknął Tomlinson.
- Próbuje ułożyć sobie życie. Za miesiąc biorę ślub z kobietą, którą kocham nad życie. Nie chce mieć więcej do czynienia z tą ciemną fuchą.
- Ale...
- Skończyłem z tym. Nawet sprzęt wyrzuciłem.
- Jesteś chujem, kumplu. Nie tego się spodziewałem.
- Musisz mnie zrozumieć.
- Gdzie się podział mój stary druh? No powiedz mi.
George pokręcił głową i odwrócił wzrok.
- Powinieneś już iść - odezwał się nagle.
- Nie przenocujesz mnie? - Louis uniósł brwi zdumiony.
- Posłuchaj, Tommo - zaczął, niecierpliwiąc się. - Sam się w to gówno wpakowałeś. Już dawno radziłem ci, żebyś dał na luz z burdelami, dziwkami i brudnym hajsem, ale nie chciałeś słuchać. Ostrzegałem cię, że wylądujesz w pierdlu szybciej niż ci się wydaje. Nie myliłem się. Dawałem ci dobrą radę, ale sądziłeś, że masz wszystko pod kontrolą. Wybacz, ale nie pomogę ci. Nie tym razem. Spieprzyłeś, Tommo. Nie licz, że zamieszam w to moją rodzinę. Byłem dobrym kolegą, ale do czasu. Czekałem i obserwowałem. Zarzekałeś się, że jesteśmy dobrymi przyjaciółmi, ale zjawiałeś się tylko gdy miałeś potrzebę. Teraz radź sobie, kurwa, sam!
George zatrzasnął drzwi przed samym nosem oszołomionego Tomlinsona. Nie spodziewał się takiej reakcji ze strony faceta, który podrabiał wszelkie możliwe papiery. Był w tym doskonały i swego czasu pracował dla Louisa.
Zmienił się i odwrócił się do niego plecami, co nie ucieszyło Tomlinosna.
Był w kropce.

***

Kolejny dzień wydał się Zaynowi jakiś weselszy. Mimo panującego chłodu, słońce mocno świeciło. Mike wstał do szkoły bez marudzenia i tak samo chętnie zjadł śniadanie. Malik po raz pierwszy wreszcie się wyspał.
- Gotowy? - zapytał, kiedy chłopiec zakładał buty.
- Czy ty też czujesz wiosnę? - zamyślił się mały.
- W końcu mamy już koniec marca.
- Nie mogę się doczekać wakacji.
- Ja też, Mike. Ja też... - westchnął Zayn.
Obaj wyszli na zewnątrz i zauważyli więcej ludzi niż zazwyczaj. Widocznie większość zrezygnowała z autobusu czy samochodu na rzecz spaceru przy takiej pięknej pogodzie.
- Dlaczego nie masz dziewczyny? - zapytał nagle Mike, zaskakując tym mulata.
Czekali właśnie na autobus, który wyjątkowo się opóźniał.
- Muszę ją mieć? - odparł zaskoczony Zayn.
- Jesteś dorosły. Wydaje mi się, że powinieneś mieć już rodzinę i dzieci.
- A mi się wydaje, że jesteś za bardzo wygadany jak na ośmiolatka.
- W kwietniu będę miał dziewięć! - oburzył się chłopiec.
Malik westchnął ciężko i uśmiechnął się lekko.
- Pamiętam jak mnie kiedyś pilnowałeś. Byłem mały, ale wiem że była wtedy z tobą taka miła i ładna dziewczyna. Lubiłem ją. Ty też ją lubiłeś, a ona ciebie.
Mulata nie odpowiedział. Autobus nadjechał i musieli wsiąść. W trakcie drogi Zayn zastanawiał się nad słowami dzieciaka.
Kim była owa dziewczyna?
Tego nie pamiętał.

***

- Dzisiaj też pojedziesz do tego nowego klubu nocnego - poinformował szef.
Malik potarł twarz dłonią i popatrzył na mężczyznę zmęczonym wzrokiem.
- Czemu ja?
- Bardzo dobrze sobie ostatnio poradziłeś.
- Znowu to samo?
- Zaglądałeś do pudeł?! - szef podniósł głos.
Prawie krzyczał. Zrobił się czerwony na twarzy i szyi.
- Nie - odpowiedział Malik, patrząc na niego podejrzliwie. - Co w nich było?
Facet zaśmiał się pod nosem i machnął ręką.
- Nic, co mogłoby cię zainteresować.
- To dlaczego aż tak się przejąłeś, gdy zapytałem czy będzie w nich to samo? Myślałeś, że tam zajrzałem. Nie powinienem sprawdzić, co dostarczam?
Zayn starał się wyciągnąć z mężczyzny jak najwięcej informacji, ale nie liczył na powodzenie.
- Ja wszystkiego pilnuje. To wystarczy - zbył go i wskazał na drzwi. - Możesz już odejść. Wydaje mi się, że masz dzisiaj dużo do zrobienia zanim tam pojedziesz.
- Ja...
- Nie dyskutuj, Malik. Nie mam na to ochoty.
Zayn skinął głową i wyszedł. W magazynie praca szła gładko, jak po maśle. Nikt się nie ociągał. Każdy miał jakieś ważne zajęcie. Nawet nie było czasu na głębszy oddech.
- Jedziesz dzisiaj do tego klubu, prawda? - zapytał młody chłopaczek, kiedy on i Malik pakowali części do samochodów do odpowiednich pudeł.
- Czemu pytasz?
- Mógłbyś dać mi na chwilę zajrzeć do pudeł?
Mulat zmarszczył czoło i na chwilę przestał pracować.
- Po co? - Wyprostował się.
Chłopak wahał się przez chwilę, ale potem podszedł bliżej Zayna.
- Wiem, co tam jest - wyszeptał.
- Jak to? Przecież tylko szef ma do nich dostęp. Nawet własnoręcznie je pakuje.
- Mam swoje wtyczki. - Chłopak uśmiechnął się cwaniacko.
Malik zastanowił się przez chwilę.
- Nie mogę ci na to pozwolić - powiedział w końcu.
- Jak sobie chcesz - mruknął tamten i wrócił do pracy.
Przez resztę dnia już nikt nie zaczepiał mulata. Po przerwie, którą Zayn otrzymywał, żeby odebrać syna ze szkoły i zostawić go u sąsiadki, nadszedł moment wyprawy do klubu.
- Wszystko gotowe? - zapytał mężczyzn, którzy wkładali wszystko do busa.
- Tak.
Malik dotarł na miejsce w ciągu dziesięciu minut i poszedł tam gdzie zwykle.
- Kolega od Griffina? - zapytał mężczyzna w garniturze.
Szef klubu,
- Tak.
Zaprosił mulata do środka i wypełnił potrzebne dokumenty, po czym zapłacił odpowiednią sumę pieniędzy.
- Widzę, że bardzo dobrze nam się pracuje - rzucił, niby bezinteresownie, na co Zayn zatrzymał się w drodze do wyjścia. - Może chciałbyś być jedynym, który będzie cokolwiek do mnie dostarczał.
- Czy to konieczne?
- Dobrze zarobisz.
- Nie narzekam,
- Nalegam - upierał się.
- Nie dam rady pracować dla Griffina i dla pana jednocześnie - Zayn starał się wykręcić.
Facet wydał mu się podejrzany i nie chciał uczestniczyć w brudnych interesach, które prawdopodobnie tamten prowadził.
- Pracowałbyś dla niego, tylko byłbyś wyłącznym dostawcą mojego klubu nocnego.
- Czemu tak bardzo panu na tym zależy? - zapytał wreszcie.
- Czekałem, aż zapytasz. - Uśmiechnął się i poprawił krawat. - Chodzi o to...
Zanim mężczyzna dokończył zdanie, ktoś zapukał do drzwi.
- Proszę! - krzyknął szef.
W drzwiach ukazała się wysoka, szczupła kobieta o zmęczonej twarzy. Ludzie byli strasznie ponurzy. Malik nie widział jeszcze nikogo, kto nie byłby zmęczony życiem w tym mieście.
- Mamy mały problem - powiedziała zniesmaczona.
- O co chodzi, skarbie? - westchnął mężczyzna.
- Jedna z dziewczyn przyszła pijana.
- Bardzo?
- Jest nietrzeźwa, ale utrzymuje się na nogach.
- O kim mowa? - zapytał, zerkając na zegarek błyszczący na nadgarstku.
- Missi Mayson - odparła kobieta.
Zayn zacisnął szczękę. Wiedział, że to ją widział ostatnim razem. Teraz miał pewność, że tu pracowała.
- Musi zatańczyć. Przecież to nasza atrakcja wieczoru.
- Ale wiesz, jak to działa z alkoholem... - zmartwiła się.
- Wiem, kochanie. Daj jej mniejszą dawkę.
Ona zniknęła za drzwiami, a mężczyzna odchrząknął.
- Wybacz mojej żonie, że nam przerwała,
- W porządku. I tak muszę już iść - powiedział Zayn, chcąc wyrwać się z tego miejsca.
- Nie zostaniesz, żeby obejrzeć naszą gwiazdkę? Jestem waszym ostatnim klientem, więc wiem, że skończyłeś pracę.
- Muszę wrócić do domu.
- Tylko chwileczkę. Będziesz moim specjalnym gościem. Moi chłopcy zaprowadzą cię na miejsce dla VIP-ów.
Malik chciał się sprzeciwić, ale uznał, że jednak nie ma sensu, bo facet i tak by nie odpuścił.
- Tylko chwilę - zgodził się ku uciesze szefa.
Kilka minut później stał już przed samą sceną, na której miała pojawić się owa atrakcja, którą tak dobrze znał.
- Panie i panowie! - zabrzmiał głos gdzieś nad głowami zebranych. - Zapraszam na wspaniały występ gwiazdy wieczoru!
Zgasły światła i rozbrzmiała nastrojowa muzyka, który powoli się rozkręcała. Na scenę weszła dziewczyna stylizowana na policjantkę.
Klasycznie.
- Ale bym ją obracał - odezwał się ktoś po lewej stronie mulata.
Zayn odwrócił głowę w jego stronę i zobaczył gówniarza, który dopiero co skończył odpowiedni wiek, żeby móc wejść do takiego miejsca. Wyglądał na dzianego. Dziwne, że nie przyprowadził ze sobą napalonych kumpli.
- A ty w ogóle wiesz co to seks? - zapytał Malik. - Trochę kultury, dzieciaczku.
Chłopak spojrzał na niego zmieszany i momentalnie się uciszył.
Malik mógł skupić się na ruchach tancerki. Chciał, żeby na niego spojrzała, ale była jakby w innym świecie. Zdejmowała coraz więcej rzeczy, aż została w samym staniku i skąpych majtkach. Zayn nie mógł na to patrzeć, nawet jeśli chciał. Coś zmuszało go do odwrócenia wzroku.
- Idź na całość! - krzyknął ktoś z tłumu. - Pokaż cycki!
Reszta zebranych zawtórowała i zaczęła gwizdać i krzyczeć. Missi zatrzymała się i popatrzyła na tłum. Uśmiechnęła się leniwie i złapała za sznurek od stanika zawiązany na szyi.
- Nie rób tego - powiedział Zayn, wiedząc, że na pewno go nie słyszała. - Mayson! - zawołał.
Dziewczyna jakby zawahała się i przez chwilę wypatrywała czegoś w tłumie.
- Mayson! - krzyknął jeszcze raz.
Missi od razu zwrócił oczy na niego i zamarła. Nie spodziewała się go tutaj. Nie chciała, żeby ją taką oglądał. Mimo, że jej nie zależało...
- Zayn - wyszeptała, ale zebranym mężczyznom mogło tylko się wydawać, ze po prostu poruszyła wargami,
Zemdlała.

***

Mayson obudziła się w garderobie. Ktoś szamotał się za drzwiami, ale ciężko jej było rozróżnić głosy.
- Dlaczego nie zadzwoniliście po pogotowie?! - krzyknął jakiś mężczyzna.
- Nie było takiej potrzeby - odpowiedział drugi, chcąc go uspokoić.
- Jak to nie było takiej potrzeby?! Ona wyglądała jak śmierć, kiedy ją niosłem!
- Nie powinien się pan wtrącać w nie swoje sprawy.
Nagle drzwi otworzyły się z hukiem. W progu Missi zobaczyła niewyraźną, wysoką postać. Ten ktoś podszedł do niej i usiadł na brzegu kanapy, na której leżała.
- Jak się czujesz? - zapytał.
Dziewczyna zmrużyła oczy i skupiła się mocno, żeby tylko móc zobaczyć wyraźnie twarz gościa.
- Zayn? - zdziwiła się.
Chciała się poderwać do siadu, ale mulat ją powstrzymał.
- Zemdlałaś, nie wstawaj.
- Czemu mnie prześladujesz? - zachichotała.
- Słucham? - Uniósł brwi zdziwiony. - Ja cię prześladuję?
- Ostatnio często się spotykamy, nie uważasz?
Malikowi nie pasowało jej zachowanie. Nie była sobą.
- Piłaś? - zapytał podejrzliwie i przyjrzał się jej uważniej.
- Bo to raz - prychnęła.
Mulat zmarszczył czoło, nic nie mówiąc.
- Daj mi spokój! - krzyknęła nagle.
Odepchnęła mężczyznę i złapała się za głowę.
- Przez ciebie kręci mi się w głowie i nie widzę wyraźnie! - pisnęła. - Spadaj stąd!
Zayn złapał ją za ramiona i potrząsnął.
- Uspokój się i spójrz na mnie - rozkazał.
- Nie - warknęła groźnie.
- Mayson.
- Nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie! - Szamotała się.
Wiedział, że jeśli jej nie uspokoi, to ktoś zaraz przyjdzie ich skontrolować i nie uda mu się jej pomóc.
- Spójrz na mnie w tej chwili! - podniósł głos.
Podziałało.
Wlepiła w niego wystraszone spojrzenie. Prawie się rozpłakała.
- Brałaś coś jeszcze oprócz alkoholu? - spytał ostrożnie.
- Ja... Nie, nie przypominam sobie. Nie byłam aż tak pijana - odpowiedziała zmieszana.
- Masz bardzo poszerzone źrenice i zachowujesz się niespokojnie, a wcześniej zemdlałaś - zaczął. - Ktoś nafaszerował cię narkotykami.
Missi wytrzeszczyła oczy.
- Jak to?
- Nie wiem, ale nie podoba mi się to miejsce. Nie powinnaś tu pracować - powiedział z przekonaniem.
- Nie będziesz mi mówił, co mam robić - oburzyła się. - Nie musisz się mną zajmować. Poradzę sobie.
- Upijając się?
- Skąd wiesz, że pije?
- Widzę jak wyglądasz. - Zlustrował ją spojrzeniem. - Jesteś praktycznie przeźroczysta.
- Nie powinno cię to interesować - mruknęła.
Malik westchnął zniecierpliwiony. Nie rozumiał samego siebie.
Czemu jeszcze tu był?
- Wiem, że nie powinno, ale z jakiegoś powodu coś ciągle sprowadza mnie tam, gdzie ty jesteś. Traktuj to jak chcesz, ale to nie może być przypadek. - Wzruszył ramionami.
Nie odpowiedziała.
- Muszę wracać do domu. Wychodzisz teraz ze mną, czy dalej pozwolisz się im faszerować? - zapytał z nadzieją, że uzyska oczekiwaną odpowiedź.
Milczała jak grób.
- Jak sobie chcesz - rzucił i podszedł do drzwi. - Myślę, że to był ostatnia szansa, żebym mógł coś zrobić w twojej sprawie. Żegnaj, Mayson. Nie zrób sobie krzywdy.
Posłał jej ostatnie, niewzruszone spojrzenie i zniknął za progiem.
Została sama.
Sama z mętlikiem i ciężarem w klatce piersiowej.
Dlaczego została?
Była zwyczajnie uparta.

***

Tomlinson właśnie przekroczył granicę Stanów Zjednoczonych.
Jak mu się to udało? Lepiej nie wiedzieć.
Zawsze dopinał swego. Teraz musiał tylko znaleźć spokojne miejsce, żeby zrealizować swój plan.

Plan doskonały.

----------------------------------------------------------------------------------------------

JESTEM!!!

Pewnie długo mnie wyczekiwaliście xD

Odzyskałam mój ukochany komputerek i teraz postaram się wynagrodzić wam tak długą przerwę w opowiadaniu.
Mam nadzieję, ze ciągle ze mną jesteście.

Kocham! xoxoxo