Czytajcie opis pod rozdziałem!
KONIECZNIE!
:)
Polecam:
Sam Smith - Lay Me Down
------------------------------------------------------------------------
- Jak się czujesz, mała? - zapytała pani Nina i zamknęła za sobą drzwi na klucz.
- Bywało lepiej - odparła Missi zmęczonym głosem.
Minęło dwie godziny od wyjścia Malika. Przez ten czas dziewczyna odzyskała trzeźwość umysłu.
- Musiałaś się źle poczuć, dziecino. - Kobieta usiadła na brzegu kanapy i wzięła Mayson za rękę. - Wszystko będzie dobrze.
- Co mi podałaś? - zapytała bez zbędnych wstępów. - Co to było?
- Nie rozumiem, o co ci chodzi.
- Zanim wyszłam na scenę krzyczałaś na mnie, że znowu jestem nietrzeźwa, a potem dałaś mi szklankę z jakimś kolorowym napojem.
- Witaminy - odpowiedziała z przekonaniem.
- Kłamiesz - syknęła Missi.
- Był u ciebie, prawda? - zapytała pani Nina podejrzliwie. - Co ci naopowiadał?
- O kim pani mówi? - Zmarszczyła czoło.
- Ten dostawca. Nie wiem, jak się nazywa i nie chcę wiedzieć. Nie powinien tu wchodzić, ale mój mąż miał dość jego awanturowania się, więc go wpuścił.
Mayson przymknęła oczy i podniosła się do siadu.
- Składam wypowiedzenie - oznajmiła, patrząc kobiecie prosto w oczy. - Nie chcę tu więcej pracować.
- Ale, mała...
- Powiedziała pani wcześniej, że powinnam zastanowić się nad swoim życiem i podjąć właściwą decyzję. Właśnie to robię. Odchodzę.
Pani Nina przez chwilę się nie odzywała. Myślała nad czymś intensywnie.
- Dosypałam ci heroiny - powiedziała cicho, uciekając wzrokiem.
- Słucham?! - Missi wytrzeszczyła oczy. - Jak pani mogła to zrobić?!
- Każda dziewczyna, która występuje na scenie dostaje taką samą dawkę. Z racji, ze ty byłaś nietrzeźwa podałam ci mniej, ale widocznie to nie był dobry pomysł, bo zemdlałaś.
- Nikogo nie powinniście faszerować narkotykami! - krzyknęła.
- Nie krzycz - poprosiła. - To był pomysł mojego męża, żeby w ten sposób rozluźnić dziewczyny.
- One będą uzależnione, jeśli już nie są.
- Taka dawka nie sprawi, że się uzależnią.
- Każdy jest inny, do cholery!
Obie zamilkły. Pani Nina oblała się rumieńcem i wybiegła z pokoju. Mayson jak najszybciej zebrała swoje rzeczy i pospieszyła do tylnego wyjścia. Nawet nie zamierzał odbierać wynagrodzenia za dzisiejszy wieczór. Jej konto bankowe było wystarczająco zasilone, żeby miała czas na znalezienie innej pracy.
Znalazła się na ciemnej ulicy i zaczęła iść w kierunku domu. W połowie drogi usłyszała, że za rogiem ktoś głośno rozmawia i zanosi się śmiechem. Mózg kazał jej uciekać, ale nie chciała nadkładać drogi. Pewnie szła przed siebie, nie zwarzając na niebezpieczeństwo.
- Witam, panią. - Wysoki mężczyzna wyszedł zza rogu i ukłonił się głęboko.
- Dobry wieczór - odpowiedziała, chcąc zachować pozory spokojnej.
- Jakie plany na dzisiaj? - zapytał i wyrównał krok z dziewczyną.
- Jeszcze nad tym nie myślałam. - Wzruszyła ramionami.
Gęsia skórka obsypała jej plecy i ramiona, ale nie pozwoliła sobie na chwilę zawahania. Ten facet mógł wyczuć jej strach.
- Zaraz, zaraz. - Złapał się za brodę i wlepił oczy w twarz Mayson. - Ty jesteś tą dziewczyną z klubu nocnego. Tą atrakcją.
- Nawet jeżeli, to co? - zatrzymała się i położyła dłonie na biodrach. - Masz z tym problem?
- Żadnego - zaśmiał się. - Wręcz przeciwnie.
Jednym krokiem znalazł się tuż przy Missi i objął ją w pasie.
- Chciałbym się troszeczkę pobawić - wymamrotał, buchając cuchnącym oddechem w twarz dziewczyny.
- Odmawiam - warknęła i jednym ruchem położyła go na chodniku.
Próbował się podnieść, klnąc pod nosem, ale Mayson mu to uniemożliwiła. Teraz zobaczyła, że opłacał jej się ból mięśni po zajęciach krav magi.
- Nie waż się więcej zaczepiać jakiejkolwiek dziewczyny, bo cię znajdę i utnę ci jaja - zagroziła, naciskając stopą na krocze mężczyzny.
Zajęczał i zwinął się w kulkę.
Mogła spokojnie odejść do domu.
***
- Gdzie byłeś? - zapytał Mike, jak tylko zasiedli do kolacji. - Pani Potter się niecierpliwiła. Chyba nie lubi ze mną zostawać.
- Wierz mi, że lubi. Nie ma własnych wnuczków, a ty jesteś w takim wieku, że ona może poczuć się jak babcia, kiedy cię pilnuje - odparł Zayn z przekonaniem.
- Jest bardzo miła i zawsze ma dobre ciastka. - Chłopiec uśmiechnął się szeroko.
- Wiesz, że w przyszłym tygodniu czeka cię wizyta u dentysty?
Mina Mike'a zrzedła. Żadne dziecko nie lubiło chodzić do dentysty.
- Muszę? - zapytał, patrząc na Malika błagalnie.
- Yep. - Mulat puścił do niego oczko.
Dokończyli posiłek i mężczyzna pozwolił chłopcu pooglądać bajki, kiedy ten sprzątał w malutkiej kuchni. Mył naczynia, kiedy jego komórka zawibrowała. Nie poznał numeru, ale od razu otworzył wiadomość.
"O 8 rano na mostku niedaleko szkoły Mike'a"
Zdziwiony wpatrywał się na zmianę w tekst i numer nadawcy.
Kto znał jego numer?
Postanowił to sprawdzić.
***
- Odbiorę cię po lekcjach. Czekaj tam gdzie zawsze - powtórzył, jak każdego ranka.
- Wiem, Zayn. - Mike wywrócił oczami.
Malik poczochrał mu włosy, na co oburzony chłopiec odwrócił się i wbiegł do budynku szkoły. Mężczyzna zaczekał, aż zadzwoni dzwonek i dopiero wtedy skierował się w miejsce, które wskazano mu w wiadomości. Miał złe przeczucia, ale musiał zaryzykować.
W razie potrzeby umiał się bronić.
Stanął przy barierce małego mostku i rozejrzał się dookoła. Nie zobaczył nikogo. Oparł łokcie na drewnianej poręczy i zwiesił głowę.
- Ktoś robi sobie z ciebie jaja, Malik - mruknął do siebie.
Już chciał odejść, ale...
- Myślałam, że nie przyjdziesz - usłyszał za sobą kobiecy głos.
Odwrócił się i napotkał wzrokiem bladą twarz Mayson.
Kogóż innego mógł się spodziewać?
- Skąd masz mój numer?
- Liczyłam, że nie zmieniłeś go od czasu pracy w burdelu Liama. Podałeś mi go, kiedy uciekałam.
- Nie miałem potrzeby, żeby zmieniać. - Wzruszył ramionami. - Po co chciałaś się spotkać? Przecież jasno wyraziłaś się na temat mojej pomocy dla ciebie. Przynajmniej takie odniosłem wrażenie.
Missi spuściła wzrok.
- Odeszłam z klubu.
- I co w związku z tym?
- Pomyślałam, że chciałbyś wiedzieć, że udało ci się przemówić mi do rozsądku - odparła cicho.
Zayn nie wiedział, jak zareagować. Miał klaskać czy wiwatować?
- Brawo dla ciebie - rzucił obojętnie. - To wszystko?
- Ja... - zaczęła, ale urwała.
Co niby miała mu powiedzieć? Że jej przykro? Że jest samotna? Że oddałaby wszystko za możliwość poczucia się bezpieczną.
Tak samo, jak kiedyś przy nim czuła się bezpieczna.
- Słyszałeś o ucieczce Louisa z więzienia? - zapytała, zmieniając temat.
- Nie dało się nie słyszeć. Trąbili o tym na każdym programie. Na szczęście już ucichło. Nie mogłem tego słuchać.
- Myślisz, że będzie chciał się zemścić? - Popatrzyła na niego niepewnie.
- Liam nie żyje, a reszta jego kolegów odsiaduje wyrok. Na kim miałby się mścić? - Zmarszczył czoło.
- Na mnie - przyznała cicho. - Na przykład.
- Nic mu nie zrobiłaś.
- Uciekłam, a ty mi pomagałeś. Potem nie wiedział, co się ze mną działo. Podejrzewam, że Payne poinformował go o tym, że zatrudnił mnie jako dziwkę, ale Louis jest mściwy. Nikomu nie odpuszcza.
- Mam go gdzieś. Jeżeli uciekł, to daleko. Nie odważy się pojawić w kraju w najbliższym czasie.
- Może i nie, ale skoro uciekł, to na pewno obmyślił plan.
Nagle rozmowa ucichła. Oboje patrzyli wszędzie, ale nie na siebie.
- Jadłaś coś dzisiaj? - zapytał w końcu.
Dziewczyna wyglądała mu na pozbawioną życia. Alkohol wyniszczył jej organizm. Na pewno odmawiała sobie jedzenia.
- Jeszcze nie - przyznała ze skruchą. - Ale jak tylko wrócę do domu to...
- Tu niedaleko jest bardzo dobry bar mleczny - przerwał jej. - Może chciałabyś... Chciałabyś pójść ze mną? Umieram z głodu.
Skinęła głową i poszła za mulatem.
Czy mogła liczyć na ponowną znajomość?
Czy to był po prostu odruch litości z jego strony?
***
Nie tak to sobie wyobrażała.
Nie sądziła, że przez cały czas trwania posiłku będą siedzieli w całkowitej ciszy. Chciała z nim rozmawiać. Na jakikolwiek temat. Nawet o pogodzie, ale żeby tylko się odzywał.
Chciała napawać się jego głosem.
- Najadłaś się? - zapytał, kiedy odsunęła od siebie pusty talerz.
Patrzył na nią w sposób, w który wcześniej nie patrzył. Dziewczyna wyglądała źle, ale nie chodziło o budzenie w nim obrzydzenia. Z jednej strony coś go niepokoiło i chciał jej pomóc, ale z drugiej nie umiał tego zaproponować.
- Tak, dziękuję - odparła i wytarła usta serwetką. - Powinnam już iść.
- Mogę cię odprowadzić, jeśli chcesz - zaproponował, sam się sobie dziwiąc.
- Nie trzeba - odmówiła, uśmiechając się ledwo widocznie.
Nie mogła wyjść przy nim na załamaną alkoholiczkę, chociaż teoretycznie nią była.
- Jesteś pewna?
Przytaknęła i wstała od stołu. Zayn zrobił to samo. Razem, wciąż bez słowa, skierowali się do wyjścia. Zatrzymali się niedaleko wejścia. Mayson spuściła wzrok na splecione palce.
- Dziękuję za posiłek. Był bardzo dobry, ale naprawdę nie musiałeś - powiedziała nieśmiało.
Pewnie brzmiała dziecinnie, ale nie umiała się przełamać. Coś w niej pękło. Przeszłość zaczęła wracać. Już nie była tą odważną pyskatą Missi.
A już na pewno nie przy Maliku.
- Jeśli chodzi o ciebie mającą mój numer telefonu, to byłbym wdzięczny gdybyś więcej do mnie nie pisała, a już na pewno nie dzwoniła. - O dziwo z trudem wypowiedział to zdanie.
Dlaczego ją odpychał?
- J-ja... - zająknęła się. - Dobrze. - Wypuściła wstrzymywane powietrze.
Złamał ją.
Złamał to, co jeszcze było całością. Nie było tego wiele. Do tego momentu liczyła na cud. Chciała go odzyskać. Zawiodła się.
Zacisnęła pięści, chcąc usilnie powstrzymać szloch, który desperacko pragnął się z niej wydostać.
- Żegnaj, Mayson - wypowiedział te dwa bolesne słowa.
Missi zagryzła wargę, tracąc głos.
- Nie szukaj mnie - dodał jeszcze i odszedł.
Tak po prostu.
Odwrócił się do niej plecami. Odepchnął i zmiażdżył. Nie chciała litości, chciała zrozumienia.
Teraz została sama.
Tylko ona i jej roztrzaskane wnętrze. Jedyne, co mogło oderwać ją od cierpienia była śmierć.
Płakała całą drogę powrotną.
***
Przez tydzień pluł sobie w brodę, że tak łatwo umiał ją odtrącić. Coś krzyczało wewnątrz niego, żeby pod żadnym pozorem nie zostawiał jej samej. Nie słuchał tego głosu. Był samolubny, a poza tym nie znał jej aż tak dobrze. Wiedział tylko, że była związana z Tomlinsonem i pracowała u Liama w burdelu. Resztę dowiedział się z jej opowieści, w które praktycznie nie wierzył.
Oczywiście sprawdziła się ta z pracą w policji, czego kompletnie nie rozumiał oraz to, że jednak miał syna i byłą narzeczoną, która aktualnie jest martwa.
To również było bardzo dziwne.
- Nad czym tak myślisz? - zaciekawił się Mike.
- Nad życiem - odparł prosto Malik.
- Dorośli są dziwni - stwierdził chłopiec i zrobił śmieszną minę.
Zayn uśmiechnął się pod nosem i pogłaskał go po głowie.
- Jak zęby?
- Już nic mnie nie boli i żadna plomba nie wypadła! - zawołał ucieszony.
- W takim razie muszę spełnić obietnicę, którą ci dałem.
- Naprawdę? - Mike wytrzeszczył oczy.
- Tak. Jutro, z racji soboty, zabieram cię do Krainy Marzeń na cały dzień.
Chłopak zaczął podskakiwać z radości, aż w końcu rzucił się na Malika i obdarował go mocnym uściskiem. Zayn odwzajemnił gest ze śmiechem.
- Lepiej kładź się już spać, żeby mieć jutro dużo siły - poradził i mrugnął do niego.
- Mogę po bajce na dobranoc? - zapytał ze słodką miną.
Mulat westchnął ciężko i udał, że mocno myśli nad pytaniem.
- Odpalaj telewizor i siadaj - rzucił, klepiąc miejsce obok siebie.
Czyżby mieli szansę na stworzenie zgranego duetu?
***
Przez ostatni tydzień Mayson była inna. Nie mogła skupić się najprostszej czynności. Ciągle szukała pracy, ale każda próba kończyła się niepowodzeniem. Nie miała wyboru, jak tylko wrócić do klubu nocnego. Do pani Niny i jej męża.
Jednak dzisiejszy dzień był najgorszym ze wszystkich ostatnich. Od samego porannego wyjścia do sklepu Missi znajdowała małe karteczki. Były na nich pojedyncze wyrazy. Myślała, że ktoś robi to dla zabawy i to nie koniecznie dla niej, ale zmieniła zdanie kiedy co godzinę pojawiała się kolejna. Za każdym razem trafiały w jej ręce.
Bała się.
Wieczorem, kiedy wracała do mieszkania z rozmowy kwalifikacyjnej, dostała ostatnią. Najgorszą.
Chciała pójść z tym do Malika, ale wiedziała, że nie była u niego mile widziana. Na pewno by się zezłościł. Skąd wiedziała, gdzie mieszkał? Śledziła go po ich ostatnim spotkaniu. Nie myślała o tym, jak bardzo źle to wyglądała i za jaką wariatkę ją uzna. Czuła, że musiała poznać jego adres.
Tak na wszelki wypadek.
***
Kolejny dzień, czyli sobota, nie przyniosła Mayson nic nowego. Nie znalazła pracy, ani Malik się do niej nie odezwał. Wszystko przestało się dla niej liczyć. Postanowiła jednak chociaż zanieść pranie do pralni, bo jej stara pralka nawaliła.
Po upraniu ubrań i rozwieszeniu ich w blokowej suszarni wróciła do mieszkania. Zanim przekroczyła próg została pociągnięta za włosy. Zrobiła kilka gwałtownych kroków w tył i wpadła na ścianę.
- Mam cię, mała suko - warknął zamaskowany nieznajomy. - Dostałaś moje wiadomości.
- Zostaw mnie! - krzyknęła.
Mężczyzna dopadł ją i jednym ruchem przyparł do zimnej ściany. Jedną dłonią zakrył jej usta, a drugą trzymał za włosy.
- Nie szarp się, bo będzie bardziej bolało - zagroził.
Nie poznawała jego głosu, ani jego postury. Nie znała go.
Próbowała coś powiedzieć, ale palce napastnika skutecznie jej to uniemożliwiały.
- Nie bój się. Nie zgwałcę cię - zarechotał. - Kto chciałby dotykać taką dziwkę? - prychnął z niesmakiem.
Zacisnęła powieki, zbierając siły. Przecież uczyła się samoobrony, nie mogła tak po prostu odpuścić. Zwinnym ruchem odepchnęła faceta i wymierzyła mu kolanko w brzuch. Ten jednak był sprytniejszy. I silniejszy.
Zaciągnął ją w najciemniejszy kąt korytarza, gdzie nikt nie mógłby ich dostrzec. Mrok na dworze znacznie ułatwiał sprawę.
- Nie sądziłem, że jesteś aż tak głupia - odparł, jakby z zamyśleniem. - Nie dostałem również informacji, że umiesz się bronić.
Mayson ponownie spróbowała go powalić, ale to również zakończyło się niepowodzeniem.
- Nie pokonasz mnie. Jestem od ciebie wyższy, większy i silniejszy.
Łza pociekła jej po policzku.
Była przerażona.
- No to zaczynamy zabawę - bąknął pod nosem.
Potem Missi zobaczyła ciemność.
***
Ocknęła się na podłodze przed drzwiami własnego mieszkania. Nie dziwiła się, że na tym piętrze nikt normalny nie chciał mieszkać. Każdy z jej sąsiadów był albo ćpunem, albo alkoholikiem, albo gangsterem, albo wrócił z odsiadki. Niby rodziny z dziećmi, ale to była czysta patologia. Na szczęście akceptowali ją i ignorowali. To na pewno nie był nikt z nich.
Ledwo podniosła się z ziemi. Kolana jej się uginały, a przed oczami miała mroczki. Chciała wejść do mieszkania, ale klucze zostały rozłamane na pół. Każdy po kolei./
Czy napastnik był aż tak silny?
Zaśmiała się żałośnie i ruszyła ku windzie. Na szczęście nie uszkodził komórki, którą miała schowaną w staniku w razie, gdyby ktoś ją napadł.
Ups?
Mogła iść tylko do jednego miejsca... Ludzie na ulicy obdarzali ją karcącym spojrzeniem, jakby była jakąś brudną szmatą, której należało się takie lanie. Nie wiedziała, jak wyglądała jej twarz i raczej nie chciała tego wiedzieć. Bała się tego, co mogłaby zobaczyć.
Dotarła na miejsce i zapukała do drzwi.
Cisza, a potem odgłos ciężkich kroków. Drzwi zostały otwarte.
- Pomóż mi - wyszeptała, pozwalając łzom skapnąć na bluzę.
Wyciągnęła trzęsącą dłoń przed siebie i...
Zemdlała.
----------------------------------------------------------------------------
Jestem, jestem, jest-em!
(miało byś w takim fajnym rytmie, ale nie wiem czy ogarniecie, bo nie umiem go przekazać inaczej xD)
Jak wam się podoba historia?
Tylko tak szczerze, misiaczki ;)
UWAGA!
Od dzisiaj możecie w komentarzach zadawać pytania bohaterom.
Np:
"Do Zayna: Czy... <blablablabla>?"
Daję wam czas do środy (tj. 17.02.16r.), do godziny 20:00!
Po tym czasie bohaterowie odpowiedzą na każde pytanie (hehe), a ja dodam post (być może razem z kolejnym rozdziałem) i wszyscy będą zadowoleni :)
Zrobicie to dla mnie?
Kocham! xxx
Omg do kogo ona poszła :o i co to był za przydupas ;-; genialny ❤ czekam na następny ;**
OdpowiedzUsuńQwa jak szybko ten rozdział XDD Pewnie poszła do Zena, a Mike ją rozpozna i Zenek jej uwierzy, że znali się przedtem. Snuję już teorie :D
OdpowiedzUsuń