13 lipca 2015

10.

Missi obudziła się na podłodze w tym samym pokoju, w którym odbyła się konfrontacja z Louisem. Miała obolałą twarz z zaschniętymi stróżkami krwi. Podniosła się na kolana, ale znieruchomiała czując okropny ból w głowie. Odczekała kilka minut i powoli podniosła się do pionu. Cudem poczłapała do pobliskiej łazienki. Kiedy spojrzała w lustro, przeraziła się. Jej twarz była opuchnieta w każdym możliwym miejscu, włosy skleiły się od krwi, na ustach widniały strupy, a łzy spowodowały rozmazanie się tuszu na policzki. Pod lewym okiem miała dużego, fioletowego siniaka. Starała doprowadzić się do porządku, co zajęło jej więcej czasu niż założyła. Wróciła po swoją torbę, po czym przeniosła się do swojego pokoju. Zamknęła za sobą drzwi na klucz i opadła na łóżko.

***

Zayn w milczeniu i wielkim szoku patrzył w dokumenty przed sobą. Nie potrafił przyswoić tego, co udało mu się odkryć. Nie zwlekając minuty, pobiegł do Richarda i rzucił mu pod nos niezbity dowód, który trzymał w ręku.
- Co to?
- Mayson i Tomlinson to przyrodnie rodzeństwo.
- I?
- Ona do niego wróciła! - zdenerwował się Malik. - Tomlinson to psychopata. Chciał ze swojej przyrodniej siostry zrobić luksusową prostytutkę. Poza tym są w związku. Sypiają ze sobą!
- A jeśli ona o tym wie.
- Nie wie.
- Skąd ta pewność? - dopytywał Richard, denerwując tym samym komisarza.
- Powiedziała Harry'emu, że nie ma nikogo bliskiego, a Tomlinson ją przygarnął.
- Dzięki zeznaniom tej dziewczyny mamy dowody na Tomlinsona. Zaczniemy akcje w poniedziałek.
- Dowody były jak mnie postrzelił rok temu. - komisarz rzucił sarkastycznie.
- Wtedy ci uciekł.
- Nie wypominaj mi.
- Nie wypominam. Chcę, żeby tym razem się udało.
- Dlaczego dopiero w poniedziałek?
Mulat zmienił temat, żeby nie czuć winy za nie schwytanie Tomlinsona rok temu. Nie lubił, kiedy ktoś o tym wspominał. Było, minęło.
- Bo w weekend większość potrzebnym nam ludzi ma wolne.
Zayn prchnął i wyszedł. Nie był zadowolony z faktu, że policjanci mogli nie stać na straży ludzi również w weekend. Przecież zawsze mogło się wydarzyć coś strasznego, a wtedy na służbie nie byłoby wystarczającej ilości osób. Niestety musiał się do tego dostosować.
Jako jeden z wielu dostał nakaz wolnego weekendu.

***

Mayson obudziła się, kiedy na dworze było ciemno i ponuro. Sprawdziła godzinę na komórce.
Trzy godziny temu zaczęła się sobota.
- Otwórz drzwi! - usłyszała krzyk z korytarza.
Nie odezwała się. Struchuchlała i skuliła się pod kołdrą. Ze strachem czekała na najgorsze.
- Kochanie... Skarbie, otwórz mi.
Zdziwiła się na te słowa. Po chwili zorientowała się, że Louis musiał być pod wpływem alkoholu lub narkotyków. Zawsze tak się zachowywał, dopiero gdy coś zażył.
- Wiem, że mnie chcesz. - kontynuował przesłodzonym głosem.
- Idź spać. - rzuciła spokojnie chociaż w środku umierała ze strachu.
- Wpuść mnie. - poprosił. - Przepraszam, skarbie. Wiesz, że musiałem to zrobić.
Jęknęła z bezradności.
Potrzebowała przytulenia i odrobiny czułości, którą w tej chwili ofiarował jej Tomlinson. Powoli zsunęła się z łózka i podeszła do drzwi chwiejnym krokiem. Nie zdążyła zareagować, kiedy Louis porwał ją w ramiona i mocno pocałował. Syknęła z bólu.
- Boli? - wymamrotał.
- Mhm. - przytaknęła, ze smutkiem patrząc w jego oczy.
- Niestety musi. - rzucił obojętnie.
Przytrzymał ją za kark i ponownie zaatakował jej poranione wargi. Dziewczyna zignorowała ból i oddała pieszczotę.
Nie podobały jej się władcze pocałunki szatyna, ale nie sprzeciwiała się. Potrzebowała go. Potrzebowała czegokolwiek, żeby tylko zagłuszyć ból psychiczny.
- A teraz, mój skarbie... - popchnął ją na łózko. - Sprawisz, że poczuje się dobrze.

***

Mayson obudziła się w sobotnie południe w swoim pokoju. Była sama. Przypomniała sobie noc z Louisem, co wywołało uśmiech na jej opuchniętej twarzy.
Noc nie posklejała jej złamanego serca, ale ukoiła na chwile ból, towarzyszący odrzuceniu. Ciągle dręczyło ją poczucie winy. Pomijając niesłabnące zawroty i ból głowy, czuła się lepiej. W łazience obmyła twarz zimną wodą i stwierdziła, że opuchlizna jest mniejsza, a siniak pod okiem zrobił się żółto-siwy. Rany na ustach wyglądały tak samo. Wzięła kojący, gorący prysznic.
Z nadzieją na lepsze jutro, ubrała się w nowe ubrania i przeszła do kuchni. Nie zastała tam Tomlinsona.
- Dzień dobry. - usłyszała znajomy głos za plecami.
Odwróciła się gwałtownie i zamarła.
- Liam? Co ty tu robisz? Gdzie jest Louis?
- Musiał iść coś załatwić. - rzucił obojętnie. - Tęskniłaś?
- Powiedziałeś mu. - syknęła oskarżycielsko, wskazując na niego palcem.
- Kochanie, dobrze wiesz, ze musiałem.
- Nie mów tak do mnie!
- Nie podoba ci się? - przygryzł wargę, lustrując ją od góry do dołu.
Była ubrana w krótkie szorty i zwykłą koszulkę. Nic specjalnie seksownego.
- Wyjdź. - zażądała.
- Wyganiasz mnie?
Spiorunowała go wzrokiem i w milczeniu pokazała reką drzwi.
- Słyszałem, ze nieźle mu obciągnęłaś ostatniej nocy. - zarechotał. - Pochwalił się.
- Bzdury, a teraz wyjdź. - skłamała.
Payne podszedł do niej powoli i złapał w palce kosmyk jej włosów.
- Chciałbym żebyś mi też to zrobiła. - wyszeptał. - Louis się nie dowie.
- Powiedziałeś mu o policji. - wyjąkała. - Wyjdź, albo zawołam ochroniarza.
- Dałem mu przerwę. - puścił jej oczko.
- Jesteś chujem.
- Niegrzeczna dziewczynka. - warknął. - Lubię takie.
W jego oczach zobaczyła błysk złości. Nie mogła powstrzymać drżenia kolan.
- Zrób to. - powtórzył. - Na kolana, kochanie.
- Wal się. - odpysknęła.
Chciała go wyminąć, ale złapał ją za łokieć i mocno potrząsnął. Kopnęła go w piszczel i wyswobodziła się z żelaznego uścisku. Niestety nie pomogło to na tyle, na ile by chciała. Liam popchnął ją, przez co upadła na podłogę. Jęknęła kiedy jej kolano zderzyło się z twardą nawierzchnią.
- Pożałujesz za zniewagę.
- Naćpałeś się, Liam. Przestań. - wydusiła, czołgając się jak najdalej od mężczyzny.
Zaśmiał się głośno, co bardziej przypominało złowieszczy rechot.
- Tomlinson odpalił mi działkę nowego towaru. Szkoda było nie skorzystać.
Chciała odwrócić jego uwagę, ale nie wyszło. Dopadł ją. Zaczęła krzyczeć, ale uciszył ją jednym uderzeniem w twarz. Przydusił ją, a kiedy zabrakło jej oddechu puścił i uderzył ją pieścią w brzuch.
- Proszę, przestań. - błagała z płaczem.
- Dokończę to, co zaczął twój ukochany.
Skuliła się. Nie mogła nic zrobić.
Starała się dzielnie przyjąć każdy cios. Miała nadzieję, że mu się znudzi. Rozpłakała się na dobre. Kwiliła i jęczała z bólu, ale to nie powstrzymywało Liama przed zadaniem nowych ciosów w obolałe ciało.
Straciła przytomność.

***

Missi obudziła się na łóżku w swoim pokoju. Nie mogła się ruszyć. Podwinęła koszulkę, odsłaniając posiniaczony tułów. Załkała żałośnie na sam widok. Powoli wstała i przejrzała się w lusterku na komodzie. Wyglądała okropnie. Twarz spuchła jej bardziej niż za pierwszym razem.
Została pobita ponownie.
Tylko zastanawiała się kto ją tu przyniósł.  Z cieknącymi łzami wydobyła chusteczki i starła krew tak, gdzie to było możliwe. Zawroty w głowie nie ustępowały, a ból ciągle się nasilał.
Bała się.
Mayson nie opuściła pokoju przez cały kolejny dzień. Nie wiedziała kiedy zaczęła się niedziela. Nie jadła odkąd spotkała Liama. Czasami przychodził do niej ochroniarz Louisa i prowadził ją do łazienki. Wtedy miała możliwość napicia się wody, co było jej jedynym "posiłkiem".
Już nie płakała. Nie mogła.
W jej serce wbiła się zadra, której nie była w stanie wyciągnąć. Mocno zranił ją ktoś, komu naprawdę ufała. Ktoś, kto się nią zaopiekował. Jedynym marzeniem dziewczyny w tym momencie była ucieczka na koniec świata. Chciała zniknąć, zapaść się pod ziemię.
Nagle usłyszała hałas za drzwiami i stłumione, męskie głosy.
- Nie wypuszczaj jej, póki nie dam ci znać, jasne? - powiedział jeden.
Louis.
- Tak, szefie. - odpowiedział ten o głębszej barwie.
Ochroniarz.
- Dobrze.
To z pewnością był Louis.
- Co z nią zrobisz?
Po tym pytaniu szatynka nastawiła ucho, chcąc dobrze słyszeć odpowiedź.
- Teraz już nic. Nie widziałeś jak wygląda? Nikt za nią nie zapłaci w takim stanie, a jak poczekam żeby wyglądała jak człowiek, to doniesie na mnie na psy.
Missi zmarszczyła czoło na te słowa. Nie mogła zrozumieć tego, że Louis miał w planach ją sprzedawać. Domyśliła się, że chodziło o prostytucję.
Ale dlaczego nie zrobił z niej dziwki od razu?
- Mogłeś ją zatrudnić jak tylko ją przygarnąłeś. - prychnął ochroniarz.
- To nie takie proste. Mogłem, ale wtedy naraziłbym taki interes na ryzyko. Musiałem ją wypróbować i ocenić. Moi klienci dostawali filmy z każdego naszego zbliżenia.
Obaj się zaśmiali, a Mayson zamarła.
Tomlinson nagrywał ich seks...
- Pilnuj jej, a ja musze poszukać jakiejś naiwnej, gorącej laski w zastępstwie.
Nastąpiła głucha cisza.
Głowę dziewczyny zaatakowały miliony myśli, z którymi nie potrafiła sobie poradzić. Zapiekły ją oczy, a serce zakuło. Myślała, że wreszcie będzie żyła normalnie. Bez chuchania na każdy grosz i przeliczania czy wystarczy pieniędzy na kolację. Nie chciała do tego wracać. Nie miała wyboru.
Musiała się stąd wyrwać jak najszybciej.

***

Na zegarku wybiła osiemnasta.
Zayn wyprasował śnieżno białą koszulę, wyjął z szafy granatowy krawat i dołączył rzeczy do czarnego garnituru leżącego na łóżku w jego sypialni. To dzisiaj miał się zobaczyć z kobietą, którą jakiś czas temu dzielił życie. Nie wiedział czego się spodziewać. Umówili się na kolację, bo bardzo chciała się zobaczyć i porozmawiać.
Mężczyzna wykąpał się, a kiedy stanął przed lustrem w samych bokserkach zobaczył, że siłownia mu służy. Może nie był jakimś siłaczem, ale miał szczupłe, smukłe ciało. W latach buntu bardzo chciał mieć tatuaż, ale jego skóra do tej chwili była jak niezapisana kartka papieru. Nie potrzebował tego. Poza tym w jego pracy liczył się wygląd, który miał wywoływać szacunek.
Z zamyślenia wyrwał go dzwonek telefonu.
- Tak, Styles? - rzucił, wycierając włosy ręcznikiem.
- Mam nowe wieści. - powiedział nowy radosnym głosem.
- Co takiego?
Malik przeszedł do pokoju po ubranie. Włączył tryb głośnomówiący.
- Od trzech dni nasi obserwatorzy nie widzieli Mayson.
- Jak mam to rozumieć? - komisarz zmarszczył czoło, dopinając guziki koszuli.
- Tomlinson wychodził sam, czego nie robił do tej pory.
- Czyżby uciekła?
- Nie sądzę.
Mulat zastanowił się chwilę.
- Przetrzymuje ją. - bąknął cicho.
- Też tak myślę. - przytaknął Harry.
- Od piątku obserwatorzy jej nie widzieli, tak?
- Dokładnie. - Styles potwierdził.
- Jest niedziela... - kontynuował Zayn.
Na linii zapanowała chwilowa cisza.
- Przekaż wszystkim zajmującym się sprawą, że w poniedziałek rano rozpoczynamy akcję. Zadzwoń też do Richarda i powiedz, że nie przyjmuję odmowy.
- Już się robi.
Partnerzy przerwali rozmowę. Komisarz, już w pełni ubrany, wyszedł z mieszkania.
Jego głowę zaprzątała dziewczyna, która teraz prawdopodobnie była trzymana w apartamencie handlarza narkotykami i sutenera. Do tego w pobliżu kręcił się wspólnik-ćpun.
Zanim wsiadł do samochodu zamknął oczy i odetchnął głęboko. Odprężył się, dzięki czemu mógł bezpiecznie wsiąść za kierownicę.
W kościach czuł, że czeka go pracowity tydzień.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz