25 października 2015

28.

Hejooo!

Nawet nie wiecie jaka jest moja radość, kiedy widzę, że jest tak duużo wyświetleń :)

Uwielbiam Was i wasze opinie na temat opowiadania. Jestem otwarta na Waszą krytykę (konstruktywną!).

Mam nadzieję, że jestem znośna i dacie radę wytrzymać do końca, który kiedyś na pewno nastąpi xD

Miłego czytania! xxx

--------------------------------------------------------------------------------------

- Obiekt jest przygotowany do zabiegu - oznajmiła młoda, zgrabna pielęgniarka o długich blond włosach.
- Wspaniale! - Liam obdarzył ją ogromnym uśmiechem, po czym klepnął w tyłek.
Dziewczyna zapiszczała i chichocząc opuściła gabinet Payne'a. Kilka minut później w wejściu pojawił się jeden z ochroniarzy.
- Proszę pana. - Skinął formalnie głową, odwracając uwagę wspólnika Louisa od papierów.
- Słucham?
- Pan doktor prosi pana na salę operacyjną.
- Coś nie tak?
- Nie udzielono mi szczegółowych informacji.
Liam przytaknął i odepchnął się od blatu biurka na którym przysiadł. Zgodnie z prośbą lekarza udał się do sali operacyjnej, mieszczącej się w podziemiach. Musiał skorzystać z windy. Kiedy tylko przekroczył próg, zobaczył surową twarz doktora, którego sam w pośpiechu wynajął. Z racji, że był to znany i szanowany neurochirurg, nie mógł ujawniać nikomu jego nazwiska.
- Wysłałeś po mnie ochroniarza - zaczął i zatrzymał się kilka kroków przed mężczyzną.
- Tak - przytaknął. - Musi pan podjąć decyzję, jak duże zmiany mają zajść w mózgu pacjenta.
- Chyba wyraziłem się jasno godzinę temu - syknął zdenerwowany Liam.
Przerwano mu pracę tylko po to, żeby potwierdził coś, co powiedział już wcześniej.
- Musze mieć pewność, że nic się nie zmieniło. Jestem profesjonalistą w swoim fachu.
- W swoim nielegalnym fachu - napomknął szatyn. - Obaj jesteśmy profesjonalistami.
- Pan mnie wynajął, a ja się zgodziłem. Obaj działamy nielegalnie.
Payne miał to samo zdanie na ten temat, ale chodził poddenerwowany od kiedy zdecydował się na ten eksperyment. To nie było bezpieczne posunięcie, ale nic innego nie przyszło mu do głowy.
- Przejdźmy do konkretów.
- Oczywiście. - Lekarz sięgnął po małą tablicę, do której zostały przypięte odpowiednie dokumenty pacjenta. - Proszę to przeczytać i potwierdzić czytelnym podpisem.
Payne przyjrzał się każdej linijce, w których były wspomniane punkty przebiegu całego procesu przemiany pacjenta.
- Wszystko się zgadza. - Złożył swój podpis. - Całkowita zmiana świadomości.
- Mam nadzieję, że wie pan, że to nie jest sprawdzony sposób i coś może pójść nie tak?
- Musi się pan postarać. Liczę na pana.
- Nic nie obiecuję. - Doktor wzruszył ramionami.
- Do widzenia.
Liam wrócił do siebie i opadł ciężko na fotel. Nogi położył na biurku i rozpiął koszulę pod szyją, żeby poczuć trochę ulgi. Nie mógł wypuścić psa, więc zdecydował się załatwić go w inny sposób. Nie liczył, że cokolwiek pójdzie tak, jak powinno. Po prostu chciał dostać pieniądze, które Tomlinson mu obiecał, a komisarz był w tym jedyną przeszkodą.

***

- Gdzie on jest?! - krzyknęła Daisy, podchodząc do biurka Belli.
- Kim pani jest? - zapytała zdezorientowana sekretarka.
- Jestem znajomą komisarza Malika i pytam gdzie on, do cholery, jest?
- Proszę się nie unosić - upomniała ruda.
- Niech pani mi nie mówi, co mam robić!
- Jakiś problem? - Obie odwróciły głowy na głos partnera Zayna.
Harry włożył dłonie do kieszeni garniturowych spodni i przyjął swobodną pozę.
- Mogę w czymś pani pomóc? - Uniósł brwi do góry i cierpliwie czekał na odpowiedź zaskoczonej kobiety.
Daisy odchrząknęła i odruchowo poprawiła pasmo włosów.
- Przyszłam do komisarza Malika.
- Proszę ze mną.
Styles poprowadził ją do swojego biurka. Nie wiedział, kim była siedząca przed nim kobieta, ale był w stanie szybko się tego dowiedzieć.
- Co panią do nas sprowadza? - Oparł łokcie na brzegu biurka i pochylił się w jej stronę.
- Już mówiłam, że chcę porozmawiać z Malikiem - warknęła.
Grymas na jej twarzy mówił sam za siebie.
Była wściekła.
- Pana Malika w tej chwili nie ma w pracy - oznajmił Harry.
- Jak to? - Zmarszczyła czoło. - To gdzie on się podziewa?
- Mogę wiedzieć kim pani jest?
- Jestem jego znajomą.
- Nazwisko?
- Daisy Ralf - odrzekła i wywróciła oczami. - Mam pokazać dowód osobisty?
- Nie, dziękuję.
Styles ukradkiem zanotował sobie jej godność. Tak dla pewności, żeby nie zapomniał.
- Nie wiem, gdzie obecnie znajduje się komisarz Malik, ale staram się to ustalić - odpowiedział wymijająco.
- Nie rozumiem - mruknęła zdezorientowana i potarła czoło wierzchem dłoni.
- Poinformuję panią, jak tylko się z nim skontaktuję - zakończył tonem oznajmiającym koniec rozmowy.
Niestety kobieta nie odebrała tego w ten sposób, bo poprawiła się na krześle i usiadła wygodniej.
- Niech pan mi w tej chwili powie, gdzie go znajdę, bo złoże na pana skargę - zagroziła, ciskając z oczu piorunami.
Partnera Zayna wcale to nie ruszało.
- Pewnie uciekł gdzieś z tą swoją nową dziunią - dodała kąśliwie. - Poznał ją pan?
- Bardzo miła dziewczyna - przyznał szczerze.
- Powie mi pan, gdzie on jest, czy nie? - jęknęła zmęczona.
- Mam dużo pracy. - Wstał z krzesła i pokazał ręką wyjście. - Odprowadzę panią do drzwi.
Daisy przeklęła pod nosem i grzecznie wyszła z budynku policji. Przekonała się na własnej skórze, że Zayn był zwyczajnym tchórzem i kłamca. Wystraszył się jak tylko dowiedział się, że miał syna.
Szkoda tylko, że Daisy nie znała prawdy...

***

Minął kolejny tydzień, który jeszcze bardziej przyprawił Mayson o chęć śmierci. Błagała o nią. Nie wiedziała ile jeszcze była w stanie znieść. Płakała co noc. Wszystko pogarszał fakt, że nie pozwolili jej zobaczyć się z Zaynem. Nie miała pojęcia, co z nim zrobili.
Trzask otwieranych drzwi przerwał jej samobójcze myśli.
- Payne cię woła - rzucił mężczyzna i zatrzasnął za sobą drzwi jej malutkiego pokoju.
Szatynka poprawiła odrobinę swój opłakany wygląd i poszła do jej obecnego szefa, jakkolwiek to brzmiało.
- Chciałeś mnie widzieć - rzuciła niedbale, jak tylko przekroczyła prób jego gabinetu.
- Usiądź - nakazał i kiwnął na ochroniarza, żeby ten wyszedł. - Jest pewna sprawa, o której powinnaś wiedzieć.
- Naprawdę? - zironizowała. - Od kiedy się ze mną liczysz?
- Przestań, bo przekroczysz granice, a potem zrobi się nieprzyjemnie - ostrzegł niskim głosem, po czym odchrząknął. - Jesteś dziwką, jak każda inna dziewczyna w tej organizacji. To, że kiedyś należałaś do Tomlinsona, nic nie zmienia.
- Wal się - prychnęła i odwróciła wzrok od jego okropnej twarzy.
Puścił jej obraźliwe słowa mimo uszu, chociaż nie powinien.
- Chodzi o komisarza Malika.
Missi mimowolnie spięła wszystkie mięśnie, a jej serce zatrzymało się na sekundę. Odetchnęła głęboko i niechętnie spojrzała na ćpuna.
- Co mu zrobiliście? - zapytała, przełykając dławiący ją żal.
- Nic strasznego - zaśmiał się Liam. - Dobrą wiadomością jest, że przeżył.
- Słucham? - wyszeptała słabo.
Przez chwilę zrobiło jej się ciemno przed oczami. Myślała, że zemdleje.
- Mieliście odesłać go do domu - przypomniała głosem, mówiącym jakby poza nią.
Jej myśli kręciły się teraz wokół ostatniego obrazu Zayna.
- Chyba żartujesz - prychnął. - Nigdy by do tego nie doszło.
- Ale...
- Za dużo wiedział - uciął Payne.
- Obiecałeś - dokończyła.
- Jestem kim jestem i powinnaś wiedzieć, że tacy jak ja nigdy nie dotrzymują słowa.
- Gdzie on jest?
Zadała pytanie, chociaż wolała nie wiedzieć. Obawiała się, że jej organizm nie był w stanie tego wytrzymać.
- Odpoczywa - odpowiedzi ćpuna były bardzo wymijające, co zbijało dziewczynę z tropu. - Pozwoliliśmy narodzić mu się na nowo.
- Co to był za eksperyment? - warknęła, zaciskając pięści na bokach krzesła.
- Bardzo ważny, a wręcz decydujący.
Missi jęknęła cicho i złapała się za głowę.
- Zmieniając temat, jest już druga po południu. Ilu klientów dzisiaj obsłużyłaś?
Szatynka zacisnęła zęby i wlepiła w niego twarde spojrzenie.
- Gdzie jest Zayn? - wysyczała z wściekłości.
- Już niedługo być może się z nim zobaczysz. - Wzruszył ramionami lekceważąco. - A teraz chodź tu do mnie.
Wiedziała, co nadchodziło...
- Poproszę klasycznie - powiedział, jak tylko uklękła na kolanach tuż przed nim.

***

Harry siedział w pracy po nocach od miesiąca. Męczył się odkąd porwano Malika i Missi. Nie potrafił znaleźć sposobu, żeby ich odnaleźć. Nawet nie był pewien czy żyli. Mogli być głęboko pod ziemią, a oni by tracili właśnie czas i siłę na ich poszukiwania.
- Dlaczego jeszcze tu jesteś? - Bella podeszła do jego biurka i położyła dłoń na ramieniu załamanego młodego chłopaka.
- Musze ich znaleźć, ale nie mam cholernego pojęcia jak to zrobić - westchnął zmęczony.
- Może musisz odpuścić - zaproponowała nieśmiało.
Bała się jego reakcji na jej ostre słowa. Nikt z nich nie potrafił zapomnieć o tym, co wydarzyło się miesiąc temu. Pan Richard prawe zrezygnował ze swojego stanowiska.
- Zayn by mi tego ni wybaczył - odpowiedział cicho i podniósł głowę.
Wsunął palce we włosy i pociągnął za nie.
- Idź do domu, Harry - poprosiła sekretarka. - Nic nie poradzisz ślęcząc tutaj.
- Wiem, ale...
- Harry - przerwała mu. - Pan komisarz na pewno wie, że starasz się mu pomóc.
- Myślisz? - Spojrzał na nią oczami przepełnionymi ogromnym bólem i rezygnacją.
- Tak, tak własnie myślę. Nawet jestem tego pewna. Pan Malik był wspaniałym i wyrozumiałym człowiekiem.
- Jest - poprawiła ją. - Malik jest takim człowiekiem.
Bella skinęła głową i powoli opuściła stanowisko Stylesa.
Cały komisariat policji przestawał wierzyć, że kiedykolwiek uda im się odnaleźć dziewczynę i komisarza.

***

Buteleczka tabletek i butelka wódki.
Nic więcej nie było jej potrzebne. Siedziała na podłodze w brudnym Pokoju Rozkoszy już po godzinach pracy. Chciała zamknąć rozdział w tym miejscu. Nie pozostało jej nic innego. Stala się kimś innym. Już nie była tą Missi Mayson. Była dziwką z luksusowego klubu, należącą do ogromnej organizacji. Była brudną szmatą należącą do każdego, kto jej zażądał.
- Zrób do - bąknęła do siebie pod nosem. - Zabij się. Nikt nie będzie za tobą tęsknił. Znajdą inną dziwkę na twoje miejsce. Na pewno już im się znudziłaś. Nikt cię nie uratuje. Nie znajdą ani ciebie, ani Zayna. Nasz los został przesądzony. Po co się dalej męczyć? - próbowała przekonać samą siebie, że postępowała właściwie przymierzając się do ostatecznego kroku.
Chciała popełnić samobójstwo.
Była zdesperowana.
Potrzebowała pomocy, której nikt nie był w stanie jej udzielić. Komisarza już nie było. Nie słyszała o nim od miesiąca. Spędziła dwa miesiące jako dziwka i miała dosyć. Pragnęła z tym skończyć, a to była jedyna droga.
- Zrób to, głupia dziwko - mówiła do siebie. - Jesteś nikim!
Łzy powoli zaczęły spływać po jej bladej twarzy. Była za słaba na kolejny krok. Obraz przed jej oczami zaczął się rozmywać. W uszach słyszała tylko głośne bicie swojego przerażonego, ale żywego serca. Podniosła otwartą buteleczkę do usta i już miała ją przechylić, kiedy drzwi pokoju zostały otwarte z dużą siłą, przez co zatrzymały się dopiero na brudnej ścianie.
- Liam cię woła - parsknął ochroniarz, lekko się sepleniąc. - Nie mógł cię znaleźć.
- Przecież już byłam dzisiaj u niego - odparła z pretensją.
- Nie dyskutuj, kurwa - warknął, zaciskając pięści. - Nie obchodzi mnie, co robiłaś a czego nie. Wykonuję swoją robotę, a ty się lepiej pospiesz, bo nie chciałbym przetransportować cię tam siłą.
Missi schowała butelkę nienaruszonego alkoholu i lekarstwa w rogu za długą zasłonką i niezgrabnie wstała na równe nogi. Przejście kilku kroków było dla niej nie lada wyczynem. Od jakiegoś czasu traciła siły w zastraszającym tempie.
- Co znowu chcesz? - zapytała z sarkazmem, jak tylko zamknęła za sobą drzwi gabinetu Liama. - Już cię dzisiaj obsłużyłam.
- Pamiętam - odrzekł - i oczywiście mogło być lepiej.
Jego twarz skrywała coś strasznego. Chciał jej o czymś powiedzieć, ale najpierw zamierzał ją odrobinę zaniepokoić.
- Więc? - drążyła z zaciętą miną, co na jej delikatnej twarzy wyglądało komicznie.
- Pamiętasz jeszcze pana komisarza? - zapytał mimochodem i wskazał ręką w bok.
Dopiero wtedy Mayson zobaczyła mężczyznę, stojącego pod ścianą, dosłownie kilka kroków od niej. Światło z biurowej lampki nie sięgało jego twarzy.
- Słucham? - zapytała, marszcząc czoło. - O co ci znowu chodzi?
- Jest tutaj z nami - prychnął.
- Kto?
- Twój Zayn.
Postać spod ściany nagle się poruszyła i podeszła do ćpuna. Teraz dziewczyna w pełni ujrzała twarz mulata. Był niewzruszony, a oczy wbijał w punkt gdzieś daleko przed sobą.
- Zayn? - wyjąkała cicho.
Nawet się nie poruszył. Zachowywał się tak, jakby w ogóle jej tu nie było.
- Co mu zrobiłeś?! - Krzyknęła w stronę ćpuna.
- Nic strasznego - zarechotał. - Teraz jest jednym z moich prywatnych ochroniarzy i wierz mi, że sprawuję się wyśmienicie. Jest dużo bardziej zwinny niż wszyscy moi goryle i umie dobrze zajmować się niegrzecznymi dziwkami. Naprawdę podoba mi się ta wersja twojego psa. Poza tym, dostałem za to dużo forsy, a ona liczy się tutaj najbardziej.
Missi nie mogła wyjść z szoku. Miała przed sobą kogoś, kto przypominał jej Malika, ale dawno przestał nim być. Brązowe oczy nie błyszczały już tym samym znajomym blaskiem. Komisarz stał się marionetką Liama na dobre.
- Ty potworze - wydusiła. - Jak możesz w nocy spać?
- Dziękuję, nie narzekam - żartował sobie. - A ty?
- On ma rodzinę - kontynuowała swój wywód. - A ty bestialsko pozbawiłeś jego rodziców wspaniałego syna. Jesteś najgorszym człowiekiem, jakiego dane mi było spotkać. Nawet Louis nie posunąłby się do czegoś takiego.
- Naprawdę, złotko? - Uniósł jedną brew zadziornie i zrobił krok w jej stronę. - Nie wiem, czy wiesz, ale to był jego pomysł.
Mayson pokręciła gwałtownie głową.
-  Niemożliwe - rzuciła gorączkowo. - Nie wierzę ci.
- Nie musisz. - Wzruszył ramionami i  skrzyżował ramiona na piersi.
- Jesteś kłamcą! - wrzasnęła. - Jesteś złym człowiekiem! Jesteś narkomanem i nie myślisz normalnie! Najpierw zmusiłeś mnie do prostytucji, a teraz poprzestawiałeś coś w głowie Zayna! Jak możesz ze sobą żyć?! Jesteś poje...
- Zajmij się nią - przerwał jej Liam.
Missi ze zdziwienia otworzyła szeroko usta i gapiła się raz na jednego, raz na drugiego. Mulat znalazł się przy niej w ciągu sekundy i mocno chwycił ją za ramiona.
- Ale... - zająknęła się. - Puść mnie.
- Przechodzisz na sekcję VIP, a Malik będzie twoim osobistym opiekunem. Ma prawo zrobić wszystko, jeśli będziesz się za bardzo stawiała albo nie będziesz właściwie wykonywała swojej pracy. Masz się go słuchać. Jednak zanim zaczniesz pracować, musimy cię doprowadzić do poprzedniego, pełnego wyglądu, bo strasznie schudłaś i zmizerniałaś. Na szczęście ciągle masz urodę.
- Jak możesz to robić? - zapytała z żalem w głosie.
Już nie umiała kontrolować swoich emocji. Była słaba. Tak bardzo słaba.
- Wiem, że coś was wcześniej łączyło, dlatego też przydzieliłem go tobie - wyjaśnił. - Sprytne, co?
Chciał zniszczyć ją na każdej płaszczyźnie - psychicznej, emocjonalnej i fizycznej.
Był pojebany i karmił się cierpieniem innych.
Zanim dziewczyn zdążyła cokolwiek powiedzieć, została wyciągnięta z pomieszczenia przez silne ręce Zayna. Zaprowadził ją piętro wyżej, gdzie mieszkały dziewczyny pracujące w sekcji VIP. Nie było ich wiele. Na to miejsce trzeba było sobie zasłużyć.
Co robiły takie dziewczyny?
Również tańczyły, ale w luksusowej sali VIP-owskiej. Mieli tam wstęp tylko bardzo bogaci faceci, a jeśli któryś chciałby wypożyczyć sobie jedną ze specjalnych dziewczyn na spacer albo do kina, nie było żadnych przeszkód. Takie dziewczyny można zabierać do swoich domów na określony i zapłacony z góry czas. Coś jak dziewczyny do towarzystwa, a nie tylko do pieprzenia.
Mayson wyrywała się całą drogę do celu. Zayn nie wytrzymał i mocniej ścisnął jej wątłe ramiona. Natychmiast zaprzestała prób uwolnienia się z jego uścisku i zacisnęła zęby. Już wyobrażała sobie te siniaki.
- Od teraz to jest twój pokój - oschły głos mulata sprawił, że przeszły ją ciarki. - Rozejrzyj się, a ja sprawdzę czy wszystko jest na swoim miejscu.
Mayson chciało się rzygać od bordowego koloru na ścianach. Wszędzie było go pełno. Prawdopodobnie każdy pokój miał taki sam wystrój, ale niektóre różniły się wielkością.
W tym nie znajdowało się nic specjalnego. Jednoosobowe łóżko, szafa na ubrania, mały stolik, krzesło, wytarty fotel i duże lustro.
- Ubrania dostaniesz jak tylko przybierzesz na wadze. Musisz być zdrowa, bo inaczej nikt cię nie zechce. Ładna buzia nie wystarczy - poinformował Malik.
Nie umiała przywyknąć do nowej osobowości komisarza. Było jej ciężko słuchać jego rozkazów, zwłaszcza jeśli kiedyś byli blisko i ich relacja zmierzała w dobrym kierunku.
Postanowiła coś z tym zrobić. Przysiadła na skraju łóżka i zaczęła mówić:
- Mogę mówić do ciebie po imieniu?
Mężczyzna przeniósł na nią obojętne spojrzenie i przechylił głowę lekko w prawo.
- Możesz.
- Pamiętasz jak się tu dostałeś? - To pytanie wystrzeliło z jej ust jak strzała.
Było pierwszym, jakie nawinęło jej się na język. Musiała odpowiednio dobierać pytania. Obawiała się, że teraz mógł reagować o wiele bardziej gwałtownie.
- Znalazłem ogłoszenie i sam się zgłosiłem - powiedział, jakby to było oczywiste i naprawdę zgodne z prawdą.
- A kim jesteś z zawodu? - pytała dalej.
- Prywatnym ochroniarzem.
- Jesteś pewien?
- Tak.
- Jak miała na imię twoja była narzeczona?
- Nie mam byłej narzeczonej.
- Masz.
- Nie. Musiałaś mnie z kimś pomylić. Naprawdę nie mam ochoty rozmawiać. Jesteś tu od dawania dupy, a nie dyskutowania ze mną o moim życiu prywatnym. Zamknij się  lepiej zacznij być posłuszna.
Zawstydzona swoim niepohamowanym gadaniem i wystraszona słowami Malika, skuliła się w sobie. Sam widok jego twarzy dawał jej złudną nadzieję na lepsze jutro, ale jak tylko zaczynał mówić to wszystko pryskało.
- Będziesz nadzorował mnie przez cały czas.
- Tak.
Skinęła głową i uciekła wzrokiem.
- Przyszykuj się do spania, a ja przyniosę ci kolację. Nie ruszaj się z pokoju.
Mulat opuścił pomieszczenie, a Missi pogrążyła się w słonych łzach.
To była jej jedyna szansa na wypłakanie się. Nie zamierzała marnować więcej łez. Musiała to przetrwać i się stąd wydostać, albo wrócić do Pokoju Rozkoszy i zakończyć życie. Te dwa wyjścia były bardzo przeciwstawne. Musiała się nad nimi poważnie zastanowić.
Ale czy jej zdanie w ogóle miało jakiekolwiek znaczenie?
Nawet dla niej samej?

18 października 2015

27.

Liam chodził nerwowo po pokoju i zastanawiał się, co mógłby zrobić z niepotrzebnym gliną. Bardzo chciał zdobyć należne mu pieniądze, ale dziwny głosik w jego głowie mówił, że nie powinien pozbawiać życia niewinnego człowieka. W sumie nigdy nikogo nie zabił. Miał kilka pobić na koncie, ale to wszystko. Nigdy nie garnął się do mordowania. W sumie przez większą część czasu tylko udawał zwyrodnialca, żeby zatrzymać respekt.
- Ja pierdole - westchnął cicho.
- Liam... - głos Missi wyrwał go z zamyślenia.
Stała w wejściu do salonu i skubała paznokcie. Od czasu, kiedy zmusił ją do zrobienia mu dobrze, zachowywała się inaczej. Bała się go.
- Czego chcesz? - Wywrócił oczami. - Zajęłaś się nim?
- Potrzebuję więcej opatrunków, trochę leków przeciwbólowych i wody - powiedziała pospiesznie.
- Nie mam zamiaru się nad nim użalać - syknął Payne.
- Proszę - wydusiła. - On nie jest niczemu winny. Pozwól mi mu pomóc.
Wspólnik Tomlinsona zacisnął powieki i potarł ręką czoło. Zastanowił się chwilę nad najlepszym wyjściem, ale nie wpadł na nic lepszego. Z ociąganiem podał dziewczynie rzeczy, o które prosiła i odesłał ją z powrotem.
Dziewczyna biegiem wróciła do Malika.
- Już jestem - Missi rzuciła do półprzytomnego mulata, leżącego w wannie.
Był obmyty z krwi, ale jego twarz pokrywała opuchlizna i strupy. Zacisnęła zęby, opatrując mu każdą pojedynczą rankę. Na szczęście oczy Zayna tak bardzo nie ucierpiały. Były lekko opuchnięte, ale to wszystko.
- Mam dla ciebie leki przeciwbólowe - oznajmiła i złapała go za dłoń.
Niespodziewanie splótł ich palce razem, uniósł jej rękę do swoich ust i pocałował ją delikatnie. Z trudem spojrzał Mayson w zmartwione oczy.
- Już czuję się lepiej - wychrypiał, krzywiąc się z bólu.
Nic nie mówiąc, dziewczyna podała mu tabletki i kazała popić szklanką wody, którą opróżnił do dna. Był spragniony i głodny. Jednak najbardziej męczyło go osłabienie i ciągle chciało mu się spać. Niczego nie pragnął bardziej, niż wyrwania się z tej dziury.
- Liam kazał mi odprowadzić cię do tamtego pokoju, jak tylko z tobą skończę - powiedziała niechętnie. - Niestety skończyłam.
Z pomocą szatynki wyczołgał się z wanny i o dziwo stanął o własnych siłach. Złapał Missi w pasie i przyciągnął do siebie, ignorując silny ból tułowia. Tabletki jeszcze nie zaczęły działać.
- Dziękuję za to, co dla mnie robisz - powiedział cicho i oblizał wyschnięte wargi. - Byłbym jeszcze bardziej wdzięczny, gdyby udało ci się zdobyć jakieś jedzenie i więcej picia.
Mayson obdarzyła go lekkim, pocieszającym uśmiechem i delikatnie położyła palce na jego policzku. Nie myśląc za wiele, stanęła na palcach i lekko musnęła usta poszkodowanego mężczyzny. Odsunęła się nim zdążył poprosić o więcej.
- Wyciągnę cię stąd. Obiecuję. - Przyłożyła sobie dłoń do serca, patrząc mulatowi prosto w oczy.
Komisarz nie miał siły powiedzieć tego, co chciał. To on powinien mówić jej takie rzeczy... Musiał oszczędzać siły, jeśli chciał przeżyć.
Pozwolił odprowadzić się do obskurnego pokoju, ale zanim Mayson opuściła pomieszczenie, przyciągnął ją do siebie i mocno przytulił. Zignorował okropny ból, który towarzyszył tej czynności.
- Obiecaj mi, że zrobisz wszystko, żeby się stąd wyrwać - wyszeptał do jej ucha.
- To ty będziesz pierwszym, który to zrobi. - Próbowała się uśmiechnąć, ale wyszedł jej z tego tylko krzywy grymas.
- Nie zostawię cię, Mayson.
Zapatrzyła się w brązowe oczy komisarza i na chwilę odpłynęła. Ocknęła się dopiero, kiedy poczuła ciepłe usta na swoich wargach. Zayn podarował jej pocałunek pełen buzujących emocji. Pocałunek był naprawdę intensywny. Gdzieś w głębi duszy bardzo tego potrzebowała.
- Czemu? - zapytała zawstydzona, jak tylko oderwali się od siebie.
Zrobiła krok w tył dla bezpieczeństwa ich obojga. Wzięła głęboki oddech, chcąc uspokoić skołatane serce.
- Boję się, że był to ostatni raz kiedy mogłem to zrobić - odpowiedział szczerze przygnębionym głosem.

***

Tomlinson miotał się po swojej celi, którą musiał dzielić z jakimś chuderlakiem, który podobno wybił większą cześć swojej rodziny, a wszystkie siostry zgwałcił dwa razy. Chłopak wyglądał jak typowy żul z ulicy, albo biedny ćpun na przymusowym odwyku. Miał długie, ciemne, przetłuszczone włosy i brak górnej dwójki w uzębieniu. Jego twarz pokrywały liczne blizny, tak samo jak ramiona i klatkę.
Okaleczał się?
- Przestań tak łazić - zirytował się młody. - Pierdolca można dostać.
- Zamknij ryj, gówniarzu - odezwał się Louis.
Nienawidził, kiedy ktoś mu rozkazywał. Tym bardziej, jeśli był to młody, niedoświadczony, pierwszy lepszy ćpunek.
- Na ile cię posadzili? - zapytał.
- Gówno cię to obchodzi - warknął Tomlinson w odpowiedzi.
Miał ochotę uderzyć go z taką siłą, żeby stracił resztę zębów, ale wiedział, ze za takie coś wysłaliby go na tydzień do malutkiej izolatki bez żadnego okna.
- Mi dali podwójne dożywocie - zarechotał długowłosy. - Zajebiście, co?
- Wisi mi to.
Szatyn wywrócił oczami, chcąc żeby to coś się w końcu zamknęło, bo był w stanie mu w tym pomóc.
- Oj nie złość się - nie odpuszczał tamten.
- Zamknij ryj, jeśli chcesz pozostać przy życiu. Wystarczy mi, że muszę dzielić celę z tak pojebanym człowiekiem jak ty, więc nie zmuszaj mnie do rękoczynów.
- Spokojnie, koleżko.
Tego było już za wiele. Lousi odwrócił się gwałtownie w stronę swojego współlokatora i rzucił się na niego. Jednak młody szybko zareagował i się uchylił, upadając na podłogę.
- Co jest, kurwa? - mruknął zdezorientowany Tomlinson.
Głośny śmiech chłopaka rozniósł się po całym korytarzu. Zainteresowani więźniowie z sąsiednich klatek zareagowali natychmiast. Uwielbiali, kiedy coś się działo. Dało się słyszeć buczenie i gwizdy.
- Biją się! - ktoś krzyknął.
Louis wywrócił oczami i otarł czoło nadgarstkiem. Posłał porażające spojrzenie bystremu chłopaczynie i odwrócił się przodem do kraty, która więziła ich w tym ciasnym pomieszczeniu.
- Nikt się nie bije! - odkrzyknął. - Zajmijcie się, kurwa, sobą!
Tomlinson nie był pewien, jak długo to wszystko był w stanie wytrzymać. Psychicznie czuł się coraz gorzej. Im więcej czasu siedział w więzieniu, tym mniejszą miał kontrolę nad swoimi zewnętrznymi interesami. Nie mógł ufać swojemu łącznikowi.
Nikomu już nie mógł ufać.

***

Minął tydzień czasu od przylotu Missi na Kubę. Tyle czasu trwała też jej praca. Każdy nowy dzień zaczynała od przymusowego zadowalania Liama, a potem przewożono ją do klubu, gdzie musiała tańczyć przed napalonymi facetami. Nawet czasami zabierali ją do specjalnego pomieszczenia, zwanego Pokojem Rozkoszy. Zdarzyło się, że w ciągu jednego dnia lądowała w tym pokoju kilka razy. Nienawidziła siebie, swojego ciała i myśli, że tak spędzi cale swoje marne życie. Nie było nocy, w którą nie wylewałaby litrów łez. Czuła się zła.
Gorsza.
Brudna.
Nic nieznacząca.
Czuła się nikim...

***

Po tygodniu siedzenie w ciemnym i pustym pokoju Malik zaczął wariować. Codziennie próbował wymyślić coś, żeby móc się stąd wyrwać, a potem uratować Mayson. Albo chociaż dać znać szefowi, gdzie aktualnie się znajdowali. Jednak nic z tego nie wyszło.
Malik zmarniał. Był chudszy, bledszy i miał mniej siły. Dostawał malutkie porcje jedzenia i wody. Głowa nie przestawała go boleć już od kilku dni. Na szczęście nie został ponownie pobity, co w tej sytuacji było świetną wiadomością.
Wcale nie był zaskoczony, kiedy w wejściu pojawił się olbrzymi mięśniak. Przyzwyczaił się do nich.
- Wstawaj. Liam chcę cię widzieć - oznajmił i ponaglił Malika ruchem ręki.
Zayn wstał powoli i ostrożnie stawiał każdy krok. Nie ufał swojej stabilności, bo jej nie miał.
Był za słaby.
- Szybciej - warknął tamten.
Złapał mulata za ramię i zaciągnął do prywatnego biura Payne'a.
- Już jesteś. - Posłał Zaynowi mały, wredny uśmieszek. - Jak ci się z nami mieszka?
Było oczywistym, że się nabijał.
- Mogło być lepiej - odpowiedział komisarz.
- Mam dla ciebie propozycję... - zaczął Liam i nakazał ochroniarzowi wyjść na korytarz.
- Odeślecie mnie do Nowego Jorku?
Wspólnik Louisa zaniósł się śmiechem, słysząc tak niedorzeczne pytanie.
- Chyba zwariowałeś! - prychnął głośno z szerokim uśmiechem. - Żebyś wydał naszą kryjówkę? Nigdy.
- W takim razie, o co chodzi?
- Usiądź.
Zayn wykonał polecenie i usadowił się na miękkim fotelu, który był miłą zmianą z zimną podłogą w pokoju.
- Wykorzystamy cię do pewnego eksperymentu. - Liam pogładził się po brodzie. - I nie pytam cię o zgodę.
- Jaki eksperyment? - zaskoczony wyprostował się jak struna. - Nic mi nie będziecie robić. Nie zgadzam się!
- To nie zależy od ciebie - warknął Payne. - I lepiej zamknij mordę, bo będziesz chciał umrzeć, jak tylko moi goryle się do ciebie dorwą. Mają na ciebie ogromną ochotę, ale ich powstrzymuję.
- Co się stanie z Mayson? - zapytał, błądząc myślami przy dziewczynie.
Nie widział się z nią od tygodnia. Nie wiedział jak się czuła i czy w ogóle jeszcze żyła. Nie mógł sobie wyobrazić, że teraz pracowała jako dziwka. To było nie do przyjęcia przez jego umysł.
- Dobrze sobie radzi. Klienci ją uwielbiają, więc zostanie i będzie robiła to co robi.
- Dlaczego musisz ją tak krzywdzić? - Zayn zmrużył oczy i uważnie przyjrzał się swojemu wrogowi.
- Taki los. - Wzruszył ramionami i zaczął szperać w papierach leżących na biurku. - Poza tym, teraz ja decyduję co będzie się działo z tymi wszystkimi ludźmi w naszej organizacji. Louisa nie ma, więc przejąłem jego pałeczkę.
- Kto tak powiedział? - Malik lubił drażnić Liama, który miał naprawdę słabe nerwy.
- Zamknij mordę! - wrzasnął i uderzył dłonią o blat.
Mulat wycofał się ze sprzeczki i grzecznie oparł się o fotel.
- Zaraz zaprowadzą cie na badania, a potem wszystko pójdzie gładko.
- Mogę chociaż wiedzieć, co to za eksperyment?
- Nie bardzo - zarechotał Liam. - To moja słodka tajemnica.
- Mam prawo wiedzieć, czy stracę życie! - krzyknął zdenerwowany komisarz.
Starał się trzymać kontrolę nad sobą, ale miał coraz mniej cierpliwości. Tęsknił za Missi i Nowym Jorkiem, ale przestał działać w tym kierunku.
- Pewien rodzaj metamorfozy - powiedział tajemniczo. - Nowa technologia. Nie zrozumiesz.
Zanim Zayn mógł się odezwać, do pomieszczenia wparował ochroniarz, szarpnął jego wątłe ciało i zaprowadził do białego, dziwnie sterylnego pomieszczenia, które w jakiś sposób napawało go niepokojem.
- Chcę cię zobaczyć z Missi - rzucił za gorylem, który o dziwo skinął głową.
Kilka minut później, kiedy leżał na koztce, przez drzwi przeszła drobna szatynka. Widział jak zmalała, schudła i zbladła od ostatniego czasu, kiedy się widzieli. Wyglądała bardzo niezdrowo.
- Zayn - wydusiła cichutko, jakby nie mogła uwierzyć, że znowu go zobaczyła.
- Chodź tutaj. - Wyciągnął do niej rękę, którą niepewnie chwyciła.
Od tygodnia miała lęki.
Nie mogła spać, a jak tylko miała dotknąć jakiegoś mężczyzny, włączała jej się wewnętrzna blokada, która uruchamiała przeraźliwy alarm w jej głowie.
- Co oni ci zrobili? - zapytała bardziej siebie niż Zayna.
Jej wzrok przesunął się po jego ciele, jak tylko się zbliżyła. Nie rozumiała, czemu go tu przyprowadzili. Sama musiała przejść zabieg, który miał na celu wykluczenie ciąży, kiedy będzie sprzedawała swoje ciało. Nie miała pojęcia, co tak właściwie jej zrobili. Dostała silne leki znieczulające i ledwo pamiętała tamten dzień.
Teraz mulat leżał w tym samym pomieszczeniu.
- Mamy piętnaście minut - powiedziała i szybko otarła małą łzę z policzka. - Potem przyjdzie do ciebie lekarz.
- Nie płacz, Missi. - Mocniej ścisnął jej rękę, ale ona się wyrwała.
- Nie... - zaczęła.
Jej wzrok przypominał oczy zlęknionego, bezbronnego zwierzątka.
- Powiedz mi - zażądał sucho. - Powiedz mi, co ci zrobili.
Pokiwała głową na "nie" i spuściła wzrok.
- Wyglądasz jak patyk i nie przypominasz mojej Missi - starał się zwrócić na siebie jej uwagę.
"Moja Missi"
Jego słowa huczały jej w głowię.
Rozpłakała się.
- Nie jestem twoją Missi, Zayn - jęknęła i podniosła wzrok. Miała oczy pełne łez. - Nigdy nią nie byłam i nie będę. Teraz należę do każdego, kto mnie sobie zechce. Liam się na mnie uwziął. Codziennie muszę robić z nim, to co sobie zażyczy. Tak zaczynam dzień pracy. Potem klub. Klub jest ohydnym miejsce, Zayn. Z wyglądu jest ładny i zadbany, ale dzieją się tam takie rzeczy, o których nigdy bym nie pomyślała. Najgorzej, jak spodobam się jakiemuś oblechowi, bo wtedy muszę iść z nim do pokoju i... - Płakała, nie mogąc się uspokoić. - Nienawidzę Liama. Nienawidzę tego miejsca. Nienawidzę siebie. Chcę umrzeć, Zayn. Tak bardzo tego pragnę.
Malika zatkało. Nie wiedział, co właściwie miał jej powiedzieć.
- Przepraszam. - To jedyne, co przyszło mu do głowy.
- To nie twoja wina - zaprzeczyła urywanym głosem. - To nigdy nie była twoja wina. Gdyby nie ty, nie przeżyłabym wspaniałego czasu w twoim mieszkaniu, czując, że komuś na mnie zależy i że ktoś się mną opiekuje. Powinnam ci podziękować, ale tego nie zrobiłam, więc... Dziękuję.
- Przestań - przerwał jej. - Natychmiast przestań.
- Ale...
- Powinienem cię ochronić, uratować. Ale przez moją nieuwagę zostałaś porwana.
- Tego nie dało się uniknąć. Ty też zostałeś porwany i to przeze...
- Przez własną głupotę.
- Nie rób tego, Zayn. Nie zgadzaj się na to, co ci zaproponowali. Cokolwiek to jest... Nie zgadzaj się.
Mulat wystawił do niej rękę, którą ponownie złapała i splotła ich palce ze sobą.
Czuła się trochę pewniej.
- Nie mam wyjścia. Nie wypuszczą mnie. Jestem coraz słabszy i nie wiem ile jeszcze wytrzymam. Wiem tylko, że coś dla mnie zaplanowali, bo inaczej zabiliby mnie przy pierwszej lepszej okazji.
- Nie zostawiaj mnie, Zayn - błagała. - Proszę, nie rób tego.
- Cicho- zażądał, nie mogąc dłużej słuchać jej próśb. Wiedział, że był w stanie zrezygnować z uległości i opanowania specjalnie dla niej. - Nie każ mi czuć się gorzej, niż się czuję.
- Tęskniłam za tobą - zmieniła temat i posłała mu lewo widoczny uśmiech.
- Ja też tęskniłem - przyznał. - Tęskniłem cholernie bardzo.
Dźwignął się do siadu, spuścił nogi z łóżka i przyciągnął dziewczynę do siebie, umieszczając ją pomiędzy swoimi udami. Szatynka spuściła dłonie wzdłuż ciała i czekała, patrząc na jego idealną twarz.
- Przytul mnie - poprosił.
Mayson zauważyła błaganie w jego brązowych oczach. Nie sądziła, że będzie chciał być przy niej, kiedy ona codziennie, przez ostatni tydzień, sprzedawała swoje ciało w klubie Liama.
- Dlaczego chcesz mnie dotykać? - zapytała zanim podjęła się spełnić jego życzenie. - Przecież jestem brudna od tych wszystkich ohydnych łap.
Bez słowa przyciągnął szatynkę do siebie i wtulił twarz w jej szyję. Owinął ramiona wokół jej talii i przytulił najmocniej jak umiał. Raniła go opinią, jaką miała na własny temat.
- Jesteś piękna, Missi - wyszeptał. - Nigdy nie myśl inaczej.
- To nie jest właściwe, Zayn - wydusiła na granicy płaczu, pozostając w bezruchu. Nawet się do niego nie przytulała. - Nie powinieneś tak o mnie myśleć. Nigdy tak nie myślałeś. To wszystko przez sytuację w jakiej się znaleźliśmy. Ty mnie nawet nie lubisz.
- Całowałem cię - wymamrotał zdezorientowany jej słowami.
- Impuls.
Zayn odsunął głowę od Mayson i spojrzał jej prosto w oczy.
- Nie całuję byle kogo i nie jestem impulsywny. Wiesz o tym.
Starała się wmówić sobie, że komisarzowi na niej nie zależało, że nie chciał żeby kiedykolwiek była jego. Wtedy byłoby jej łatwiej go opuścić i być może unikać.
- Ty nie możesz... - zacięła się.
 - Mogę wszystko, nic nie muszę.
Missi przygryzła wargę i rzuciła się w ramiona jedynego mężczyzny, który nie wywoływał u niej wymiotów. Wtuliła się w jego tors i zaciągnęła powietrzem, żeby tylko powstrzymać nadchodzącą falę płaczu.
- Powiedz, że ci na mnie zależy - poprosiła.
- Ja... - zająknął się.
- Możesz skłamać, ale to powiedz. W tej chwili potrzebuję tego bardziej niż powietrza.
- Nie będę kłamał - oznajmił, czym spowodował ból w klatce piersiowej dziewczyny.
 Odsunęła się od niego, ale Malik nie pozwolił, żeby opuściła miejsce między jego nogami, więc zatrzymał dłonie na jej biodrach.
- Musze już iść - powiedziała, starając się zamaskować swoje zranione uczucia.
- Zależy mi na tobie, bardziej niż na moim własnym życiu - odpowiedział nagle.
- Ale powiedziałeś, że nie będziesz kłamał. - Zmarszczyła czoło skołowana.
Zayn położył dłoń na jej bladym policzku i przysunął ich twarze do siebie. Ich nosy prawie się dotykały.
- Nie skłamałem - wyszeptał. - To, co powiedziałem jest prawdą.
Dziewczyna zachłysnęła się powietrzem, czując odrobinę ciepła w prawie już skamieniałym sercu.
- Zabierz mnie stąd - poprosiła płaczliwie.
Bez wahania przyciągnął ją do siebie i umieścił usta na wysokości jej ucha.
- Wyobraź sobie, że to tylko sen.
- Nie umiem - odrzekła z nosem wtulonym w jego obojczyk.
- Zrób to dla mnie, Missi. Proszę. Będzie ci łatwiej, zobaczysz.
Nie był pewien swoich słów, ale pragnął podnieść ją na duchu.
Niespodziewanie na korytarzu rozległy się głosy.
- Musisz iść - nakazał jej łagodnie. - Nie chcę, żeby coś ci się stało.
Nie odezwała się.
- Uratuję cię. Obiecuję ci, że postaram się cię stąd wyrwać. Wynagrodzę ci wszystkie krzywdy.
Oderwała się do niego i bez zastanowienia pochyliła się do jego ucha.
- Uważaj na siebie i pamiętaj...  - zaczęła szeptem. - Kocham cię.
W momencie, kiedy te słowa dotarły do Zayna, jej już nie było. Ulotniła się tak, jak ją o to poprosił. Zamiast Mayson w pomieszczeniu zjawił się mężczyzna w białym kitlu, a za nim dwa goryle. W głowie Zayna ciągle wirowały te dwa proste słowa...

"Kocham cię"

--------------------------------------------------------------------------------------------

UHUHUHUHUHUH

Co to się dzieje ojojoj :)

12 października 2015

26.

OMG!
Pod ostatnim rozdziałem jest 259 wyświetleń O.o

Jak?! Ja się pytam jak?!?!?!?!

Dziękuję Wam baaardzo!
Kocham! xxx

---------------------------------------------------------------------------------------

Malik zastygł w bezruchu, wpatrując się w dziewczynę. Zdawało mu się, że się przesłyszał.
- To niemożliwe - powiedział cicho. - Nie możesz tak skończyć.
- Wiedziałam, że to kiedyś nastąpi. - Wzruszyła ramionami ze zbolałą miną.
Pogodziła się, że nikt nie był w stanie uratować jej od przeznaczenia. Taki był jej los i nie mogła z nim walczyć.
Zayn pokręcił głową i przeczesał włosy palcami.
- Przykro mi, że musisz to wszystko przeżywać. Postaram się, żeby byli dla ciebie łaskawi. Zajmę się tobą.
Missi przysunęła dłoń do jego palców, ale on się odsunął. Poczuła ukłucie w sercu, co bardzo ją zaskoczyło.
- Zayn, ja... - zaczęła łamliwym głosem.
- Nieważne - przerwał jej.
Nie rozumiała, dlaczego się tak zachowywał. Przecież nic mu nie zrobiła.
Zraniona postępowaniem mulata, wstała i otrzepała spodnie.
- Pójdę już - mruknęła i odwróciła się do niego tyłem.
- Zaczekaj - zatrzymał ją i spróbował się podnieść.
Przyszło mu to z nieukrywanym trudem. W końcu, kiedy już stał stabilnie oparty o ścianę, przywołał Mayson gestem dłoni.
- Przepraszam - powiedział, chcąc patrzeć jej prosto w oczy, ale ona uparcie uciekała wzrokiem. - Źle zareagowałem.
- Mhm.
- Przepraszam - powtórzył i chwycił jej zimne ze strachu dłonie.
Dziewczyna patrzyła w podłogę, starając się ukryć płynące łzy. Jednak Zayn, jak na glinę przystało, nie dał się zwieść.
- Pokaż się - nakazał łagodnie. - Wiem, że płaczesz.
Uniosła głowę, a Malik wstrzymał oddech. Wyraz jej oczu był porażający. Właśnie stała przed nim dziewczyna, która od jutra miała sprzedawać swoje ciało za pieniądze. Nie wiedziała na kogo trafi. Nikogo nie będzie obchodziło to, jak delikatną i wrażliwą jest osóbką. Nikt nie zwróci uwagi na jej urocze gesty i miny.
Nikt jej nie pomoże.
Nikt jej nie uratuje.
- Wybacz mi - powiedział żarliwie. - Proszę, wybacz mi. Chciałem ci pomóc, chciałem cię uratować. Zawiodłem cie. Przepraszam.
Mayson pogładziła go po policzku, nie mogąc wydusić słowa. Dzisiaj przegrała życie, ale postanowiła sobie, że to były ostatnie łzy, jakie wypłynęły z jej oczu.
- Postaram się, żeby odprawili cię do domu - wydusiła w końcu. - Żegnaj, Zayn.
Zanim mulat mógł zareagować, drzwi się otworzyły, ukazując szeroko uśmiechniętego Liama.
- Koniec odwiedzin - zawołał radośnie. - Pogadaliście sobie?
Oczywiście zwrócił się do Mayson. Udawał, że Malika tutaj nie było. Szatynka przełknęła gulę, formującą się w jej gardle i zdecydowanym krokiem ruszyła do wyjścia.
- Musze z tobą porozmawiać - rzuciła do ćpuna, czekając aż wypuści ją z pokoju.
Jednak zanim ostatecznie zniknęła Zaynowi z oczu, posłała mu ostatnie spojrzenie, które sprawiło, że serce komisarza przestało bić na kilka sekund. Oboje zniknęli za drzwiami, które ponownie zostały zatrzaśnięte.
Co miał teraz zrobić?
Jak miał jej pomóc?

***

Harry wyrywał sobie włosy z głowy, chodząc nerwowo po biurze swojego szefa. Czekał na Richarda, który miał przyjść pięć minut temu.
- Jestem.
O wilku mowa.
- Co robimy? Jaki jest plan? Ktoś ich śledził? Zarejestrowano ich miejsce pobytu? - zbombardował swojego szefa pytaniami.
Starszy mężczyzna uniósł dłonie, dając nowemu znak, żeby uspokoił emocje. Wiedział, że panika nic dobrego nie przyniesie.
- Uspokój się - nakazał. - Omówmy to na spokojnie, dobrze? Usiądź.
Styles posłuchał się i zajął miejsce przed biurkiem Malika. Steel rozsiadł się na fotelu należącym do Zayna.
- Zgubiliśmy ich wczorajszej nocy, kiedy porwali tą dziewczynę - oznajmił, uważnie obserwując reakcję Harry'ego. - Komisarz Malik zniknął razem z nimi.
- Jak to możliwe, że puściliście go samego, żeby za nimi pojechał?!
Harry nie rozumiał braku refleksu wyszkolonych policjantów, którzy powinni powstrzymać Zayna przed samotnym pościgiem porywacza Mayson.
- To stało się bardzo szybko. Nie zdążyli zareagować. Zorientowali się dopiero, kiedy zobaczyli jak oba auta wyjeżdżają na drogę. Potem ich ślad zaginął.
Pan Steel był przytłoczony faktem, że jeden z jego najlepszych komisarzy przepadł wraz z największym ćpunem w Nowym Jorku. A to wszystko przez ta głupią dziewczynę.
- Trzeba działać! - krzyknął przerażony Styles. - A jeśli go zabiją?!
- Uspokój się! - wrzasnął Richard.
Harry wziął kilka głębokich wdechów i zamknął oczy. Przez chwilę siedzieli w milczeniu.
- Musimy wymyślić plan doskonały, żeby go w ogóle zlokalizować, rozumiesz? - odezwał się mężczyzna.
Młody wspólnik skinął głową i wrócił wzrokiem na swojego szefa. Teraz tylko musieli wysilić swoje mózgi. Nie mogli zostawić tej sprawy w takim stanie. Tomlinson nie mógł mieć przewagi, siedząc w więzieniu. To nie mogło się dłużej dziać.
Musieli to zakończyć.

***

Liam wieczorem wyszedł na miasto, żeby spotkać się z informatorem Louisa. Musiał odebrać należne mu pieniądze za uprowadzenie tej małej dziwki. Pewny, że nikt go nie śledził, dotarł na umówione miejsce i czekał, aż pojawi się ten drugi. Wkrótce jego uwagę przyciągnął gruby głos z oddali. Ktoś wyraźnie prowadził ożywioną rozmowę, jeśli nie kłótnię. Do pomieszczenia wszedł otyły mężczyzna z walizką w ręku i telefonem przy uchu.
- Myślałem, że się spóźnisz - rzucił cicho do Liama.
Ten uśmiechnął się przebiegle i puścił mu oczko. Przed wyjściem Payne wciągnął kreskę nowego towaru, żeby być wyluzowanym.
Mężczyzna rozłączył rozmowę w komórce i dopiero wtedy zwrócił pełną uwagę na młodego ćpuna.
- Jak ci się żyje, Payne? - zapytał z małym, chytrym uśmieszkiem.
- Powolutku - odpowiedział dziarsko.
- To dobrze.
Obaj przyglądali się sobie przez chwilkę.
- Czyli udało ci się sprowadzić tą gówniarę? - Mężczyzna podszedł bliżej i położył czarną walizkę na zniszczonym stoliku.
- Jak najbardziej.
- Wiedz, że Louis będzie bardzo zadowolony, jak mu to przekaże - odparł z uznaniem. - Wykazałeś się.
- Jak zawsze - prychnął Payne.
- Zrobiłeś jej miejsce w naszym tutejszym klubie?
- Od jutra zaczyna robotę.
- Świetnie! - Otyły mężczyzna z zachwytu klasnął w dłonie. - Widziałem jej zdjęcia. Kolejny smakowity kąsek do naszej kolekcji. Być może sam się na nią skuszę.
Nagle Liam przypomniał sobie o przetrzymywanym policjancie. Nie mógł zataić tak ważnego faktu.
- Pojawił się mały problem - oznajmił niepewnie.
Jego luz gdzieś się ulotnił, a powietrze zgęstniało.
- Jak to? - Tamten zmarszczył czoło.
- W trakcie uprowadzenia dziwki zaczął gonić nas jeden z psów. Nie mogliśmy go kurwa zgubić, więc zdecydowaliśmy, że się nim zajmiemy. Porwaliśmy go, a teraz przetrzymuję go w moim apartamencie.
- Masz czelność mówić mi, że przetrzymujesz zbędnego psa?
Mina otyłego mężczyzny w garniturze nie wskazywała na nic dobrego. Ciało Liama pokryło się gęsią skórką.
- Tak jakby.
- Zabij go i po kłopocie.
- Słucham? - Payne miał wrażenie, że się przesłyszał. - Jak to mam go zabić?
- Normalnie, kurwa. - Facet wzruszył ramionami.
- Przecież możemy na nim zarobić, albo chociaż spróbować coś zarobić.
- To niepotrzebny kłopot i tyle. Zabij go.
- Zajmę się nim - rzucił Liam, co miało zakończyć dyskusję na ten temat. - Gdzie moja obiecana forsa?
- Jaka forsa? - Gruby uśmiechnął się chytrze. - Miałeś porwać dziewczynę, a dostarczyłeś dziewczynę i policjancika.
- Przecież jest dziewczyna, a to najważniejsze. Taka była umowa. Chcę moje pieniądze - nalegał Payne.
- Twoje? - zarechotał.
- Tomlinson mi je obiecał.
- Mogłeś się bardziej postarać, albo zabić tego psa jak tylko wylądowałeś na Kubie.
Otyły mężczyzna odwrócił się na pięcie, zabierając walizkę ze sobą. Liam patrzył z szokiem, jak kilka milionów dolarów znika mu sprzed nosa.
- Co mam zrobić, żeby zdobyć te pieniądze?! - krzyknął za nim.
- Zabij psa, a potem pogadamy! Nic prostszego! - odkrzyknął tamten.

***

Mayson zamknęła się w tymczasowo przydzielonym jej pokoju. Podobno jutro zostanie przeniesiona na piętro wyżej, gdzie mieszkają dziwki Louisa. Pogodziła się ze swoim losem. To było jej przeznaczenie. Co mogła z tym zrobić?
- Gdzie jest mój największy skarb?! - usłyszała wołanie, gdzieś z głębi ogromnego mieszkania, które robiło na niej duże wrażenie.
Nie odpowiedziała mu. Liam doskonale wiedział, gdzie spędzała popołudnie. Oczywiście, że wolałaby siedzieć z Zaynem, przy którym mogła choć na chwilę zapomnieć o tym, co ją czekało. Bała się o niego.
- Chodź do mnie, skarbie! - nie przestawał się drzeć.
Dziewczyna wygramoliła się z łóżka i wyszła na korytarz. Dopiero w kuchni znalazła czekającego na nią Liama.
- Co chcesz? - zapytała obojętnym tonem.
- Chciałem sprawdzić czy aby twoje umiejętności nie osłabły. - Puścił jej oczko i już wiedziała, co miał na myśli. - Obciągniesz mi, kochanie.
- Oszalałeś! - oburzyła się. - Pracę zaczynam od jutra, ale ty nigdy nie będziesz moim klientem! Możesz pomarzyć!
Zanim się zorientowała, Payne doskoczył do niej i złapał w garść jej kucyk. Pociągnął za niego, odchylając głowę dziewczyny do tyłu. Missi syknęła z bólu i przymknęła oczy.
- Jeszcze raz mi się postawisz, a nie będę taki miły - zagroził. - A teraz na kolana, skarbie.
Missi zaprzeczyła ruchem głowy, czego za chwilę pożałowała. Liam uderzył ja otwartą dłonią w twarz i pociągnął tak, że upadła na podłogę. Nie puszczając jej włosów, ustawił ja na przeciwko swojego krocza.
- Nie będę się z tobą cackał - powiedział surowym tonem. - Ja mówię, ty wykonujesz. Zrozumiałaś?
Nie uzyskał odpowiedzi, co rozjuszyło go jeszcze bardziej. Nie mógł pozwolić, żeby dziwka go nie słuchała.
- Odpowiedz! - krzyknął, mocniej ściskając jej kucyk.
Mayson zacisnęła oczy, starając się powstrzymać łzy i przytaknęła cicho.
- Głośniej - zażądał.
- Tak.
- A teraz do roboty, skarbie - zarechotał i wolną dłonią rozsunął rozporek.
Czyli teraz tak miało wyglądać jej nowe życie?

***

Zayn wpatrywał się w ścianę przed sobą. Jego myśli atakowała twarz Missi i jej wyobrażenie, gdzie sprzedaje się facetom za pieniądze. Przecież miał ją od tego uchronić. Miał zapewnić jej bezpieczeństwo. Nie udało mu się. Zawiódł na całej linii, a teraz został ofiarą porwania. Czy mogło być gorzej?
Nagle drzwi się otworzyły. Malik zobaczył przed sobą wyrośniętego goryla z metalową pałką w dłoni.
- Chcesz się pobawić? - zapytał facet z ironicznym grymasem na ustach. - Bo ja chętnie się tobą pobawię.
Mulat spiął wszystkie mięśnie, ale nawet nie próbował wstać. Wiedział, co go czekało.
- Byłeś bardzo niegrzeczny, wiesz? Nie powinieneś nam zawracać głowy swoim głupawym pościgiem.
Komisarz nie miał zamiaru wchodzić z nim w dyskusję. To pogorszyłoby sprawę. Goryl doskoczył do Malika i kopnął go w brzuch. Mulat zgiął się w pół na podłodze i objął ramionami swój pas.
- Fajnie jest?!- ryknął tamten. - To było tylko lekkie muśnięcie - zarechotał dla odmiany.
Mężczyzna nie zamierzał przestać. Zaczął okładać Zayna metalową pałką, czasami wymierzając kopnięcie lub uderzenie ogromną pięścią.
- Masz dosyć? - zapytał zdyszany.
Twarz Malika już dawno pokryła się krwią. Mulat czuł, że ma sporo przecięć na twarzy, ale większość krwi wypływała z uszu, nosa i ust.
- Chcesz więcej? - kontynuował i trącił komisarza stopą.
Obu przestraszył huk drzwi, uderzających o ścianę z dużą siłą.
- Co ty tu, kurwa, robisz?! - wrzasnął Liam, patrząc wściekle na swojego goryla.
- Ja...
- Kto ci tu, kurwa, kazał przyjść?! - przerwał mu.
Zayn mocno opuchniętymi oczami widział jak Payne gotuje się ze złości.
Czyżby nie chciał, żeby Malik został pobity?
- Wypierdalaj stąd! - wrzasnął na cały głos, kiedy facet się nie odzywał.
Goryl posłuchał się jak potulny piesek i opuścił pomieszczenie. Jednak drzwi się nie zamknęły, bo Liam je zablokował i wpatrywał się w leżącego bezwładnie policjanta.
- Ale cię załatwił - westchnął ciężko.
Zayn odchrząknął i wypluł krew, która zmieszała się z tą, która już była na podłodze. Wspólnik Louisa podszedł do mulata i lekko się nad nim pochylił.
- Dasz radę wstać? - zapytał, obiegając wzrokiem poobijane ciało.
W głębi duszy nie chciał, żeby to się tak toczyło. Nie zamierzał robić komisarzowi krzywdy. Jeszcze nie teraz. Najpierw musiał wymyślić dobry plan.
Zayn nie odpowiedział. Nie miał siły. Liam złapał go za rękę i przerzucił ją sobie przez ramiona. Pociągnął Malika do góry, a ten ledwo wsparł się na drżących nogach.
- Ale cię skatował - mruknął pod nosem i zaprowadził poszkodowanego do apartamentu.
Umieścił go na podłodze w łazience i poszedł po pomoc. Mocno zapukał do drzwi dziewczyny i nie czekając na odpowiedz, wszedł do środka. Missi siedziała na krześle i wpatrywała się w okno. Nie mogła się pozbierać po tym, co musiała zrobić dla Liama. Widzą go, przechodziły ją dreszcze obrzydzenia.
- Chodź ze mną - nakazał, a ona się posłuchała.
Nie miała wyboru, żeby postępować inaczej. Od dzisiaj była zdana na łaskę najgorszego ćpuna.
- Musisz się nim zająć - Liam rzucił przez ramię, po czym wepchnął Mayson do łazienki i zamknął za nią drzwi.
Na widok zmasakrowanego mulata, dziewczyna zakryła usta dłonią. Na chwilę odwróciła wzrok i wzięła kilka głębokich wdechów. Już spokojniejsza, uklękła przy nim i sprawdziła, czy w ogóle żył. Na szczęście oddychał, co sprawiło jej nieopisaną ulgę.
- Zayn? - Dotknęła palcami jego dłoni. - Słyszysz mnie?
W odpowiedzi kiwnął słabo głową.
- Umyję cię, dobrze? - zapytała, uważnie obserwując jego reakcję. - Wejdziesz do wanny?
Malik zacisnął opuchnięte oczy i spróbował dźwignąć się do góry. Mayson pomogła mu i wspólnymi siłami pokonali utrudnienie. Kiedy już Zayn spoczął w wannie, Missi zdjęła mu koszulkę i odrzuciła ją na podłogę. Klatka piersiowa mężczyzny była w opłakanym stanie. Pojawiło się na niej kilka rozcięć skóry i spora ilość krwi, nie mówić już o ogromnych siniakach.
- Chryste - jęknęła, powstrzymując płacz. - Co oni ci zrobili?
Oczywiście, że to pytanie było retoryczne i wcale nie oczekiwała odpowiedzi. Jej serce pękało na widok jego zmasakrowanego ciała. Musiała go uratować z tej sytuacji.
Nie miała innego wyjścia...

5 października 2015

25.

Liam przetransportował Mayson na lotnisko i razem z nią wsiadł na pokład prywatnego samolotu, który oczywiście póki co należał do Louisa.
- Gdzie mnie zabierasz? - zapytała, próbując się wyszarpać.
- Zobaczysz, skarbie - odpowiedział z chytrym uśmieszkiem.
Dziewczyna stanęła mu na stopę z całej siły, za co od razu dostała w twarz z otwartej dłoni.
- Przestań się tak zachowywać, bo przestanę być miły i zacznę cię traktować tak jak wszystkie - zagroził, mocno ściskając jej łokieć.
Nie odezwała się więcej.
Za nimi szło kilku mężczyzn. Na pokładzie samolotu czekał pilot i młodziutka stewardessa.
- Witam, panie Payne - powitała go słodziutkim uśmieszkiem. - Czekaliśmy na pana.
Liam zbliżył się do niej bez ostrzeżenia i pocałował mocno prosto w usta. Zaskoczona złapała się jego ramion, kiedy lekko odchylił ją do tyłu. Zjadali sobie wzajemnie twarze przez kilkanaście sekund, aż rozłączyli się z odgłosem głośnego cmoknięcia. Mayson skrzywiła się na ten nieprzyjemny widok.
- Później porozmawiamy - obiecał dziewczynie i klepnął ją w tyłek.
Tamta otarła wargi wierzchem dłoni i zadowolona odeszła do innego pomieszczenia.Missi zastanawiała się ile tamta mogła mieć lat. Był w ogóle pełnoletnia?
Tego miała się nigdy nie dowiedzieć.
- Usiądź - rozkazał jeden z osobistych goryli ćpuna.
Patrzył prosto na Mayson, która myślała że może jednak nie mówił do niej, ale niestety nie potrafiła zignorować tych malutkich, czarnych, przerażających oczek człowieka bez szyi.
- Usiądź, kurwa - powtórzył głośniej.
Wykonała poleceni i zajęła jeden z wolnych foteli. Liam nagle zniknął. Domyśliła się, że poszedł pieprzyc tę młodą stewardessę i szczerze jej współczuła. Biedna nie wiedziała z kim się zadawała.
Samolot po chwili ruszył, a w kabinie pojawił się Payne z leniwym uśmieszkiem na ustach.
- Nie ma to jak rozluźniające bzykanko na początek - westchnął.
- Szybko skończyłeś - rzuciła z wyczuwalnym sarkazmem.
Posłał jej piorunujące spojrzenie, a Mayson przewróciła oczami i odwróciła wzrok. Teraz patrzyła przez okno na geste chmury i myślała o Maliku. Tylko to pomagało jej zachować spokój w tej beznadziejnej sytuacji.
Co teraz z nią będzie?
Z napięciem czekała, aż uzyska odpowiedź.

***

Komisarz obudził się jakiś czas później. Nie miał pojęcia, gdzie obecnie się znajdował. Brzuch bolał go od kopniaków, które dostał od nieznanych mu napastników.
W pomieszczeniu panowała kompletna ciemność, więc nie był w stanie nic zobaczyć. Chciał przetrzeć twarz dłońmi, ale okazało się, że to niemożliwe. Był związany szorstkim sznurem.
- Kurwa jego mać - warknął pod nosem, próbując rozerwać więzy.
Jego poczynania zdały się na nic. Nagle do środka wpadło światło, które oślepiło Malika. Postać, która pojawiła się w drzwiach była nienaturalnie wyrośnięta.
"Jak na goryla przystało" - pomyślał Zayn.
Ciężkim krokiem podszedł do mulata i szarpnął go za związane ramię.
- Jak ci się spało, piesku? - zapytał niby uprzejmie. - Wyspałeś się?
- Gdzie ja jestem? - zapytał od razu.
Jego głos opanowała drapiąca chrypka. Nic dziwnego, skoro nie odzywał się prawdopodobnie przez kilka godzin.
- A czy to ważne? - Mężczyzna zarechotał w odpowiedzi. - Ciesz się, że jeszcze żyjesz.
Goryl wytoczył się ciężko z pomieszczenia i zostawił komisarza samego.
Co miało się teraz stać?

***

Samolot wylądował.
Mayson dopiero teraz zauważyła, że Liam uważnie się jej przyglądał. Obdarzyła go nienaiwstnym spojrzeniem, na co zareagował krótkim śmichem.
- Chodź, skarbie - odezwał się i odpiął swój pas.
Missi zrobiła to samo, szacując przez chwilę swoje szanse na ucieczkę. Nie miała żadnych. Nawet nie wiedziała, gdzie wylądowali.
Wyszli na zewnątrz, gdzie panował upał. Duchota sprawiała że Mayson z ledwością wdychała tutejsze powietrze, które powoli wysuszało ją od środka. Kiedy ją porwali był środek nocy, teraz, zdaje się, było samo południe.
- Gdzie jesteśmy? - Rozejrzała się z ciekawością dookoła.
- Kuba - odpowiedział bez zbędnego przeciągania.
Wiedział, że i tak nie była w stanie mu uciec.
To tutaj Liam umówił się z informatorem Tomlinsona.
- Teraz zaczniemy wszystko od nowa. Tak, jak powinno być od dawna. Wszystko się ułoży i wszyscy będziemy szczęśliwi. Zobaczysz - mówił z przekonaniem. - No, może nie wszyscy. Nie wiem, czy twój piesek jest zadowolony, ale to obchodzi mnie najmniej.
- Piesek? -Zmarszczyła czoło, przystając.
Payne szarpnął ją mocno za łokieć, ale dziewczyna się zaparła.
- Jaki piesek? - dopytywała.
- Twój policjancik - wyjaśnił ze złością.
Mayson wstrzymała oddech.
Złapali go?
- Chodź wreszcie, kurwa! - zdenerwował się.
Spanikowała.
- Gdzie on jest?
Teraz jej jedyna nadzieja na wolność była uwięziona przez tego idiotę, tak samo jak ona.
Co teraz z nimi będzie?
- Póki co, nic mu się nie stało. Ma kilku siniaków, ale to wszystko. Nie płacz za nim, dobrze?  - Widocznie sobie z niej drwił . - Nim zajmę się później.
- Jest tutaj z nami?
- Tak.
Mayson zacisnęła usta i posłusznie poczłapała za Liamem. Zanim dotarli do czekającego auta, obejrzała się przez ramię, ale nikt za nimi nie szedł. Sami pokonali płytę lotniska. Ociągała się z wejściem do samochodu, ale wspólnik Louisa wepchnął ją do środka. Widziała, że powoli tracił cierpliwość.
- Pracę zaczniesz od jutra, a dzisiaj wszystko ci opowiem - oznajmił.
Na słowo "praca" jej serce na chwilę zatrzymało swoją pracę. Nie była pewna czego ma się spodziewać, ale gdzieś w podświadomości już wiedziała, co się z nią stanie.
- Jaką pracę? - zapytała niepewnie, patrząc na niego z ukosa.
- Tą, którą przygotował dla ciebie Louis. Na pewno będziesz zadowolona. W końcu od początku takie było twoje przeznaczenie.
Spięła się, a jej ciało pokryła gęsia skórka. Na ten widok Payne zaniósł się śmiechem.
Radość przepełniała go od chwili, kiedy porwał Mayson z tamtego domu. Teraz czekała go tylko transakcja pieniężna z informatorem Tomlinsona i wtedy w końcu będzie mógł wrócić do swojego idealnego, narkotykowego świata.
Czyż to nie wspaniała wiadomość?

***

Zayna wyprowadzona z samolotu dopiero, gdy samochód z Missi zniknął za pierwszym zakrętem. Zanim pozwolono mu stanąć na płycie lotniska, zawiązano mu oczy materiałem, żeby nie widział drogi, której będzie musiał przebyć. Razem z dwoma gorylami jechał w to samo miejsce, co Liam.
Póki co, Payne nie wiedział co z nim zrobić. Musiał skontaktować się z Louisem i obgadać sprawę. Nie spodziewał się, że będą mieli dodatkową osobę do przemycenia na Kubę.
- Chcesz wody? - zapytał jeden z mężczyzn.
Malik poruszył się nieznacznie i odchrząknął. Przez brak możliwości widzenia czuł się głupi.
- Tak - wychrypiał.
Miał wrażenie, że język zrobił mu się sztywny z pragnienia. Nie pił od kilkunastu godzin.
- Daj mu wody - nakazał ten za kierownicą.
Plastikowa butelka uderzyła komisarza prosto w klatkę piersiową, na co jęknął gardłowo. Za chwilę usłyszał gruby śmiech obu facetów i zrozumiał, że śmiali się z niego. Rozbawiło ich to, że miał związane ręce, więc nie mógł wziąć butelki z wodą, która aktualnie leżała mu na kolanach.
- Rozwiążcie mnie - zażądał słabym głosem. - Nie czuję rąk.
- Jasne, jasne - prychnął ironicznie goryl. - Już biegnę, panie komisarzu.
Nagle auto się zatrzymało. Mężczyźni wysiedli i wyciągnęli Malika. Zanim udało mu się właściwie wyprostować, uderzono go w brzuch z pięści. Upadł na kolana, nie mogąc nabrać powietrza. Jeden z nich szarpnął go do góry i postawił na nogach.
- To na przypomnienie, że masz być grzeczny, piesku - wyjaśnił i pociągnął mulata za sobą.
Kiedy przekroczyli próg jakiegoś budynku, Zayn poczuł wyraźna różnicę temperatur. Tutaj panował przyjemny chłód wywoływany przez działającą i głośną klimatyzację. Mężczyźni prowadzili go korytarzami, aż dotarli do windy. Tutaj zerwali mu z głowy przepaskę. Kiedy komisarz się rozejrzał, oni nawet na niego nie patrzyli. Dopiero po krótkiej chwili jego oczy przystosowały się do jasnego oświetlenia. Winda się zatrzymała, wydając charakterystyczny dźwięk, ale drzwi się nie rozsunęły.
- Na pewno pragniesz małej drzemki - powiedział goryl z ogromnym uśmiechem.
Potem Zayn poczuł już tylko uderzenie w głowę i...
Ciemność.

***

- Mayson, skarbie! - zawołał Liam, stojąc pod drzwiami łazienki.
- Już wychodzę - powiedziała i w pośpiechu przemyła twarz.
Nie chciała, żeby widział ją zapłakaną. Spędziła w łazience jakieś pół godziny, zanim zdecydowała się wziąć w garść i przetrwać najgorsze.
- Kochanie - westchnął - nie wolno znikać na tak długo.
Na jego czułe słówka robiło jej się niedobrze. Starała się je lekceważyć.
- Mam dla ciebie niespodziankę - dodał.
Dziewczyna odchrząknęła, poprawiła włosy i wzięła kilka głębokich oddechów. Wyglądała o niebo lepiej niż dziesięć minut temu. Jednym ruchem otworzyła drzwi i zobaczyła uśmiechniętego ćpuna. Między jego długimi i chudymi palcami jarzył się skręt.
- Nie lubię niespodzianek - skłamała.
- Każda dziwka je lubi.
- Nie jestem dziwką. - Wyminęła go w drzwiach, kierując się do głównego pomieszczenia.
Właśnie znajdowała się w przestronnym, kubańskim lokum Liama. Nie miała pojęcia, jak się tego dorobił, ale podziwiała wystrój. Ogromne mieszkanie, jeśli można to tak nazwać, znajdowało się nad starą, pustą, przerażającą fabryką części samochodowych. Z zewnątrz nigdy by nie wpadła na pomysł, że tu krył się królewski apartament.
- Oj skarbie - zaśmiał się, idąc za nią - już niedługo.
Missi oparła się tyłem o oparcie dużej, skórzanej kanapy i skrzyżowała ramiona na piersi. Przybrała obojętny wyraz twarzy.
- Co to za niespodzianka? - zapytała.
- Zaprowadzę cię.
Posłusznie poszła za mężczyzną. Wyszli na zewnątrz apartamentu i znaleźli się w ponurym, ciemnym korytarzu. Wiedziała gdzie jest Payne tylko ze względu na jarzącego się skręta w jego ustach.
- Zapraszam. - Otworzył wąskie metalowe drzwi i zaprosił ją gestem do środka.
Niepewnie stanęła w progu pomieszczenia. Jej oczom ukazała się męska sylwetka, bezwładnie leżąca w kącie pomieszczenia. Oprócz mężczyzny w pokoju znajdował się tylko zlew, co naprawdę ją zdziwiło.
Po co tutaj zlew?
- Wejdź do niego - nakazał. - Przyjdę po ciebie za jakiś czas. Drzwi są otwierane tylko od zewnątrz.
Skinęła głową i weszła głębiej. Liam zamknął za nią drzwi i słyszała jak powoli odszedł. Mayson podeszła bliżej i dopiero teraz miała pewność, co do swoich domysłów.
Leżał przed nią komisarz Malik w ciemnym stroju policyjnym i z pobladła twarzą. Zbliżyła się, ale światło wpadające przez malutkie okienko nie pozwalało jej dojrzeć jego oczu. Rozejrzała się i zlokalizowała włącznik na ścianie obok drzwi. Nacisnęła go, dzięki czemu pomieszczenie oblało się światłem z dużej żarówki na suficie. Wróciła do mulata i uklęknęła obok niego.
- Zayn słyszysz mnie?
Jednak nie uzyskała odpowiedzi. Zamiast tego drzwi się otworzyły, ukazując jednego z licznych tutaj goryli. Postawił na ziemi tackę z kilkoma naczyniami, wrzucił kilka koców i zamknął wejście. Dziewczyna wstała i zabrała tacę, na której znalazła małą miseczkę z woda i zanurzonym w niej ręczniczkiem, miskę zupy, bułkę i kubek wody.
- Zayn - powiedziała głośniej, kiedy znowu znalazła się tuż obok niego. - Obudź się.
- Mayson? - wymamrotał z ledwością.
- Tak.
Już nie miał nadziei, że jeszcze kiedykolwiek ją zobaczy, a teraz słyszał jej głos tuż obok siebie. Chciał się podnieść, ale nie miał siły. Spiął wszystkie mięśnie, ale to nic nie dało. Poruszył palcami u rąk, ale to było trudne do zauważenia z punktu dziewczyny. Chciał jej dotknąć, przytulić, poczuć przy sobie, pocałować i zapewnić, że wszystko będzie dobrze.
- Missi - powtórzył któryś raz.
- Jestem tu.
Szatynka sięgnęła po jego ramię i zarzuciła je sobie na ramiona. Podciągnęła go tak, że siedział oparty o ścianę. Miał zwieszoną głowę i się nie ruszał. Widziała jednak, że miarowo oddychał.
- Co oni ci zrobili?
- Wody - wydusił, lekceważąc pytanie.
Missi wzięła kubek z woda i podstawiła mu pod buzię. Uniósł głowę i z trudem złapał nadgarstek dziewczyny. Pokierował kubkiem w jej ręku do swoich ust i zaczerpnął kilka łapczywych łyków. Miał wrażenie jakby pił nektar bogów.
- Lepiej?
Wyprostował się, zatrzymując swoje oczy na Mayson. Przyglądał się jej z nieukrywaną ulgą. Był bardzo zmęczony, ale nie zamierzał zamykać oczu. Nie chciał stracić jej widoku, który jakimś sposobem dawał mu ulgę.
- Tak się cieszę, że nic ci nie jest - uśmiechnęła się lekko. - Głodny?
Pokiwał głową twierdzącą i przesunął palce tak, że dotknął dłoni Mayson. Wzdrygnęła się niespodziewanym dotykiem, ale nie odsunęła ręki. Nakarmiła go powoli, aż miska była pusta. Zayn odzyskał siły na tyle, że mógł samodzielnie trzymać kubek z wodą. Mayson ręczniczkiem umyła mu zabrudzenia na twarzy i rozłożyła koc na ziemi. Z drugiego zrobiła poduszkę, a trzeci zostawiła do przykrycia.
- Podejrzewam, że będziesz musiał tu zostać, kiedy Liam po mnie przyjdzie - powiedziała smutno.
- Nic ci nie zrobił? - Przesunął opuszkami palców po jej policzku.
- Nie. Jest dziwnie miły i nawet mówi do mnie słodkimi słówkami. Chyba narkotyki przestawiły mu coś w głowie - próbowała rozluźnić atmosferę.  - Połóż się. Musisz odpocząć.
Wykonał jej polecenie i z trudem ułożył się na kocu. Mayson, widząc zbolałą minę komisarza, zmrużyła oczy. Bez słowa podwinęła mu koszulkę i zamarła. Brzuch i żebra mężczyzny były pokryte licznymi siniakami.
- Sukinsyny - wysyczała. - Dlaczego nic nie powiedziałeś. Siedzę tu z tobą od czterdziestu minut, a ty nawet nie wspomniałeś, że cię pobili.
- To było ich ostrzeżenie dla mnie, żebym był grzeczny. - Wzruszył ramionami, jakby to było nic wielkiego i złapał dłoń dziewczyny. - Nic mi nie jest.
Wyrwała rękę z jego uścisku i sięgnęła po ręczniczek zamoczony w wodzie, która okazała się być lodowato zimna. Wycisnęła go i przyłożyła Malikowi do żeber. Syknął na niespodziewany dotyk, ale po chwili poczuł małą ulgę.
Missi chciała zmniejszyć opuchliznę i pomóc Zaynowi w powrocie do całkowitej sprawności fizycznej. Nie mogła patrzeć, jak się męczył. Potrzebowała go całego i zdrowego.
- Zostaw to - zabrał jej kawałek materiału, położył go na tacy i uniósł się do siadu. - Przysuń się bliżej.
Zrobiła to, o co poprosił, przez co prawie wciągnął ją na swoje kolana, ale nie pozwoliła na to.
- Nie wiem, kiedy przyjdzie Liam. Nie ryzykujmy - wyjaśniła swoją powściągliwość.
- Nie wiem, czy się jeszcze zobaczymy - zaczął mulat - a chciałbym jakoś zapamiętać ten moment. Zapamiętać ciebie. Nie mam pojęcia, co ze mną zrobią.
Mayson położyła dłoń na jego policzku, obdarzając go czułym spojrzeniem. Zgarnął ją do uścisku. Zasyczał, kiedy objęła go w pasie ramionami. Dziewczyna szybko się poprawiła i przeniosła ręce na jego szyję, krzywiąc się lekko.
- Pocałuj mnie - poprosił szeptem.
Missi się zawahała.
Nie była pewna, czy wypadało to zrobić, kiedy byli w takiej sytuacji.
- Ale Zayn, my...
- Pocałuj mnie - przerwał jej.
Popatrzyła mu głęboko w oczy i powoli pochyliła się w jego stronę. Złączyła ich usta, nie mogąc dłużej wytrzymać. Całowali się przez długą chwilę. Pocałunek przesiąknięty był strachem i niepewnością, która emanowała od obu ofiar porwania.
Kiedy skończyli, Missi skradła mu jeszcze jednego, małego całusa i odsunęła się na względnie niewinną odległość. Zapanowała komfortowa cisza, w trakcie której wymieniali się tylko uśmiechami. Naturalnie dziewczyna oblała się rumieńcem. Jej uśmiech zniknął kiedy przypomniała sobie drobiazg, o którym była zmuszona powiedzieć komisarzowi. Zbierała się na to dobre kilkanaście minut.
- Od jutra będę dziwką - odezwała się w końcu.
Malik zastygł w bezruchu, bojąc się, że wcale się nie przesłyszał.
Jak to dziwką?