Przepraszam za tak długą nieobecność, ale byłam na wakacjach :)
Wybaczycie mi, prawda?
Kocham! xxx
______________________________________________________________
Całą drogę powrotną, a potem w domu Zayn zachowywał całkowitą ciszę, chcąc się opanować. Nie mógł wybaczyć sobie tego, że jako komisarz policji pozwolił na to, żeby jego świadek poczuł był jakkolwiek zagrożony. Nigdy nie zdarzyło mu się kogoś skrzywdzić, ale tak samo jeszcze nigdy nie przygarnął pod opiekę żadnego członka sprawy, którą do tej pory prowadził.
Mayson była jego pierwszym razem.
- Miałem rację, kiedy mówiłem żebyśmy poszli na zakupy razem - wyrzucił z siebie, nie mogąc dłużej patrzeć na skuloną Missi.
Chciał mieć nieuniknioną rozmowę za sobą.
- Powinnam była cię posłuchać, ale skąd mogłam wiedzieć, że jakiś gruby, obleśny facet będzie mnie zaczepiał w miejscu publicznym - broniła się.
Zajęła miejsce na kanapie w niewielkim salonie, natomiast mulat chodził po pomieszczeniu z założonymi rękoma.
- Trudno było się domyślić, że ma coś wspólnego z twoim koch... Twoim przyrodnim bratem? - Zironizował. - To oczywiste, że na ciebie polują. Czyż nie oznajmiłem ci tego już wcześniej?
- Powiedziałeś, ale nie sądziłam, że to zajdzie aż tak daleko, żeby szukali mnie w głupim sklepie. - Wzruszyła ramionami.
Niepewnie popatrzyła na mężczyznę i próbowała ocenić sytuację.
- Widocznie nie miałaś z czymś takim do czynienia, w przeciwieństwie do mnie, więc radze ci się mnie słuchać - jego słowa były przepełnione złością.
- Dobrze, będę - przyznała potulnie. Miał całkowitą rację, że nie miała nic do gadania. - Przepraszam, proszę pana.
Zatrzymał się gwałtownie na zwrot, który padł z jej ust i zmierzył ją ostrzegawczym spojrzeniem.
- Nie przeginaj - syknął.
Mayson mentalnie przewróciła oczami, opadając plecami na oparcie. Odetchnęła głęboko i rozejrzała się po pokoju. Zastanawiała się, co dzisiaj będzie mogła robić.
Na zegarku była dopiero dziesiąta rano, więc miała dużo czasu.
- Zrobię śniadanie - wymamrotała i przeszła do kuchni.
Usłyszała jak Zayn wychodzi z salonu, po czym nagle pojawił się w progu.
- Wychodzę na chwilę - oznajmił chłodno.
- Ale śniadanie... - zaczęła dziewczyna.
- Zjem na mieście - przerwał jej.
Przytaknęła głową, czekając na dalsze wskazówki.
- Nie otwieraj nikomu, nie rozmawiaj z nikim i postaraj się nie zrobić sobie krzywdy - dodał z żartobliwy uśmieszkiem, który pojawił się tylko na dwie sekundy.
- Jasne.
Wyszedł zostawiając szatynkę w mieszkaniu całkowicie samą.
Malik zdecydował, że teraz załatwi sprawy związane z testem na ojcostwo. Energicznie wsiadł do samochodu, trzaskając drzwiami. Emocje ciągle w nim buzowały, ale musiał się uspokoić, żeby spokojnie włączyć się do ruchu. Rozejrzał się, chcąc sprawdzić czy nie ma nikogo podejrzanego. O dziwo facet, który przesiadywał w samochodzie pod ich domem od dobrych dwóch tygodni, nagle zniknął. Nie było go, co wydało się Malikowi podejrzane. Wolał mieć go na oku, co było niemożliwe bez jego obecności tutaj.
Po dwudziestu minutach zaparkował przed kliniką, w której umówił się z Daisy i jej dzieciakiem.
- Nareszcie - westchnęła zirytowana, widząc mulata. - Ile można czekać?
- Wybacz - prychnął. - Niestety to nie moja wina, że duże miasta bywają zatłoczone.
Przewróciła oczami i odwróciła się na pięcie. Weszli do jednego z gabinetów, w którym czekał mały Mike.
- Ja się czujesz, kochanie? - Daisy przeczesała mu włosy ręką i cmoknęła w czoło.
- To wcale nie bolało! - Pochwalił się z dumnym uśmiechem.
Zayn zauważył, że chłopiec nie miał górnych jedynek, przez co trochę się seplenił. Chciał wypatrzeć w nim jakieś podobieństwa, ale nie potrafił tego zrobić. Nie przyjmował do wiadomości faktu, że teraz miały stać się ojcem.
- Pan Malik? - W pomieszczeniu pojawił się lekarz. - Jestem doktor Parker.
- Witam, doktorze. - Komisarz skinął głową.
- Proszę usiąść na kozetce obok tego dzielnego chłopca. - Mężczyzna w białym fartuchu poklepał malucha po głowie. - Pobiorę panu krew, żeby móc zbadać czy wasze geny są zgodne.
- Ile trzeba czekać na wynik? - Zapytał Zayn w trakcie wkłuwania mu igły w zgięcie łokcia.
Doktor Parker nie odzywał się przez chwilę, skupiony na odpowiednim przygotowaniu materiału do badań. Dopiero kiedy schował probówkę do właściwego pojemnika, popatrzył na Malika.
- Skontaktuję się z państwem osobiście. Proszę zostawić mi swoje numery telefonów.
Zrobili jak powiedział i opuścili gabinet.
Kiedy tylko wyszli przed budynek, Zayn szybkim krokiem zwrócił się w kierunku samochodu, żeby jak najszybciej opuścić Daisy i chłopca.
- Zayn! - Zawołała za nim.
Zatrzymał się z wielką niechęcią i odwrócił się do kobiety z miną mówiącą "odwal się".
- Czemu już uciekasz? Czyżby czekała na ciebie twoja nowa zdobycz? - Zapytała z uśmiechem, za którym ukryła dużą porcję jadu.
- Co, jeśli tak? Masz z tym problem? - Malik uniósł brwi w oczekiwaniu na odpowiedź.
- Nie, skąd. - Wzruszyła ramionami. - Kręć z kim sobie chcesz. Już mnie to nie obchodzi.
- Prawidłowo.
- Chciałam porozmawiać - zmieniła temat, przybierając poważny wyraz twarzy.
- Nie mamy o czym - westchnął, podchodząc.
- Mam do ciebie prośbę - Daisy spojrzała na swojego syna, kładąc mu dłoń na ramieniu. Chłopiec niecierpliwie przebierał nogami. - Jesteś zainteresowany?
- Nie bardzo, ale mogę cię łaskawie wysłuchać.
Kobieta powstrzymała się od złośliwego komentarza, który zastąpiła brzydkim grymasem.
- Jutro wieczorem mam spotkanie biznesowe i nie mam z kim zostawić Mike'a. Pomyślałam, że może...
- Nie ma mowy - przerwał jej.
- Ale, Zayn...
- Powiedziałem - nie dał jej dojść do słowa. - Nie mam ochoty na twoje głupie gierki i liczę, ze już więcej się nie zobaczymy.
- Spokojnie. Za tą prośbą nie kryje się nic złego. Mam problem i pomyślałam, że może zechcesz mi pomóc...
- Dlaczego ja? Nie ma jakichś koleżanek, czy coś? - Zmarszczył czoło, przyglądając się jej uważnie.
- Wiesz, że chciałam, żebyś zapoznał się z moim synem, więc teraz będziesz miał idealną okazję.
- To ty tego chciałaś, nie ja. - Zapierał się jak tylko mógł.
- Boisz się odpowiedzialności? - Wypaliła nagle ze złością w oczach.
Komisarz przechylił głowę na jedną stronę, wbijając w nią ostre spojrzenie brązowych oczu. Nie miał ochoty się z nią kłócić, tym bardziej przy dziecku.
- Nie boję. Po prostu nie mam ochoty ci pomagać i tyle. - wzruszył ramionami, chcąc w końcu wrócić do mieszkania. - Znajdź sobie jakiegoś frajera.
- Zayn, proszę - powiedziała po chwili ciszy. - Ja naprawdę nie mam go z nim zostawić. Jestem w kropce.
Zastanowił się przez chwilę. Mentalnie wypisał sobie wszystkie za i przeciw.
- Dobrze - wymamrotał niechętnie. - O której go przywieziesz?
- Osiemnastej.
- Kiedy odbierzesz?
- Na pewno do dziesiątej wieczorem.
- W takim razie do zobaczenia.
Opuścił ucieszoną kobietę i czym prędzej odjechał z parkingu. Po drodze wstąpił do małej knajpki, w której zjadł zapiekankę, po czym wrócił do domu.
***
Missi przeglądała kolejne ogłoszenia o pracę i wydawało jej się, że znalazła odpowiednie dla siebie. Postanowiła zadzwonić.
- Słucham? - Męski głos zabrzmiał na drugiej linii.
- Dzień dobry. Dzwonię w sprawie pracy - powiedziała drżącym głosem.
Do tej pory nie musiała martwić się o pieniądze. Teraz też nie powinna, ale wiedziała, że taki stan rzeczy nie potrwa długo. Wkrótce szef Malika miał znaleźć jej mieszkanie i pracę. O tym drugim wolała zadecydować sama.
- Ach, tak. - Odchrząknął. - O jakie stanowisko się pani ubiega?
- Na początek mogłabym rozkładać towar na półkach, ale chciałabym też sprzedawać, jeśli to możliwe.
- Myślę, że powinniśmy umówić się na rozmowę kwalifikacyjną - stwierdził po krótkim namyśle. - Proszę zabrać ze sobą CV i widzimy się w poniedziałek o piętnastej.
- Dziękuję, do widzenia. - Rozłączyła się.
W tym samym momencie usłyszała dźwięk otwieranych drzwi i szybko poszła sprawdzić, co się dzieje. Czuła, że przez to wszystko powoli popadała w paranoję.
- To tylko ja - mruknął naburmuszony mulat. - Zjadłaś śniadanie?
- Zamierzasz mnie pilnować jak dziecko? - Westchnęła z irytacją.
- Tak. To własnie zamierzam - rzucił obojętnie i minął ją w przejściu, kierując się do swojego pokoju.
Mayson wzruszyła ramionami na jego dziwne zachowanie i wróciła do kuchni. Usiadła przy stole, dopijając kawę.
Nadeszło południe, a ona nudziła się jak mops. Postanowiła porozmawiać z Zaynem i powiedzieć mu o propozycji pracy. Podeszła do drewnianych drzwi, za którymi znajdował się komisarz i zapukała.
Chwilę potem drzwi się otworzyły, ukazując Malika.
- Ubierz się w coś odpowiedniego. Zawiozę cię do Stylesa - powiedział zanim zdążyła się odezwać.
Zaskoczona patrzyła na niego z wytrzeszczonymi oczami.
- Naprawdę? - Wydusiła na wdechu.
- Mhm - mruknął
Odwróciła się do niego plecami i z uśmiechem weszła do swojego tymczasowego pokoju.
Nie lubiła ruszać się z domu podczas okresu, ale świadomość że zobaczy się z Harrym napawała ją radością. Dawno nie rozmawiali, czego bardzo jej brakowało. Na chwile obecną miała dość humorzastego komisarza i jego ciągłych rozkazów.
Ubrała się odpowiednio, żeby czuć się bezpiecznie w związku z okresem, po czym wyposażyła swoją podręczną torbę w najpotrzebniejsze rzeczy.
- Gotowa - oznajmiła, stając na korytarzu.
Mulat opierał się o ścianę ze znudzoną miną. Skinął głową na jej słowa i otworzył drzwi, w których przepuścił Mayson.
Nie miał humoru przez Daisy, ale tego Missi nie mogła wiedzieć. Nawet nie wiedziała, że Zayn prawdopodobnie ma syna.
- Co się stało, że nie musiałam cię błagać o wyjście z domu? - Zapytała podczas jazdy.
- Muszę wyjść, ale nie mogę zabrać cie ze sobą, więc Styles się tobą zajmie. - Nawet na sekundę nie oderwał wzroku od jezdni. - Odbiorę cię o piątej.
- W porządku - wymamrotała pod nosem, bawiąc się paznokciami.
Dotarli na miejsce chwilę potem. Malik odstawił ją prosto pod drzwi mieszkania Harry'ego. Zadzwonił dzwonkiem, który sprawił że pięć sekund później w progu zjawił się właściciel mieszkania. On i Malik skinęli do siebie głowami, wymieniając się znaczącymi spojrzeniami, po czym Zayn się oddalił.
Mayson zmarszczyła czoło zdezorientowana ich zachowaniem.
- Co tu się właściwie stało? - Zapytała, kiedy Harry wprowadził ją do środka.
Zdjęła buty i zajęła swoje ulubione miejsce na starym fotelu w małym saloniku chłopaka, który od razu do niej dołączył, siadając na dwuosobowej kanapie.
- Mam cię niańczyć - zaśmiał się. - Fajnie, co?
- Zajebiście - prychnęła ironicznie.
Styles strzelił jej spojrzenie mówiące "jesteś tego pewna?", na które dziewczyna zareagowała głośnym śmiechem.
Wiedziała, że zapowiadał się miły dzień.
***
Te kilka godzin minęło jak z bicza strzelił, co niekoniecznie spodobało się Mayson. Zasmucona czekała na pukanie w drzwi, za którymi miał stać Zayn. Nie chciała opuszczać Harry'ego, ale nie na miejscu byłby poproszenie komisarza o pozwolenie zostania tu na noc. Nawet nie chciała wyobrażać sobie jego reakcji.
W pewnym sensie tęskniła też za Zaynem.
- Uśmiechnij się. - Styles poczochrał jej włosy, na chwilę odrywając się od filmu. - Nie idziesz na ścięcie, tylko wracasz do siebie.
- Wiem, ale tak mi z tobą dobrze. Mam co robić i z kim rozmawiać... - zawodziła, kierując na chłopaka smutny wzrok.
- Przecież niedługo znowu się zobaczymy.
- Tak, tak. - westchnęła. - Jeśli tylko Zayn znowu nie będzie miał humorków.
- Myślę, że po prostu się o ciebie troszczy.
- Czemu miałby? - Dziewczyna zmrużyła oczy. - Przecież nie jestem dla niego kimś ważnym.
W momencie kiedy Harry miał zażartować, żeby rozluźnić atmosferę, ktoś zapukał do drzwi. Podniósł się z kanapy i niespiesznie poszedł otworzyć. Zdziwił go widok nieznajomego, dość postawnego faceta o łysej głowie, długiej brodzie i groźnym spojrzeniu.
- Witam, szanownego pana - facet silił się na uprzejmość, ale młody wyczuł w porę, że na pewno nie przyszedł po cukier. - Mam jedno pytanko.
- Słucham? - Harry postanowił udawać obojętnego, nic nie świadomego faceta. - W czym mogę panu pomóc?
- Czy jest z panem niejaka Missi Mayson? - Zapytał tamten, niedyskretnie zaglądając do środka.
Harry ustawił się tak, żeby uniemożliwić mu widok mieszkania.
- Kto? Nie znam nikogo takiego. Mieszkam sam. - Wzruszył ramionami.
W duchu modlił się, żeby Missi nie przyszło do głowy zajrzeć na korytarz.
Na szczęście dziewczyna w porę zorientowała się, że głos nie należał do Malika i została w salonie. Poznała po głosie, że to facet ze sklepu.
Śledził ich.
- Jest pan pewien? - Gość zmrużył podejrzliwie oczy.
- Tak.
- Nie wydaje mi się, żebyś mówił prawdę - rzucił tym razem groźniej.
Harry żałował, że odpiął swoją kaburę dosłownie kilka minut temu, bo stwierdził, że nic im jednak nie grozi. Był w wielkim błędzie, decydując się na to.
Na szczęście umiał się bronić.
- Nie mam ochoty na pogawędki. - Harry zachował spokój. - Żegnam.
Typ zatrzymał drzwi wielką łapą i zgromił wzrokiem młodszego policjanta.
- Za chwilę pogadamy inaczej - warknął mężczyzna.
- Groźby są karalne, proszę pana. - Styles wzruszył ramionami.
Mężczyzna zrobił krok w przód, ale własnie w tej samej chwili ktoś odciągnął go do tylu. Wybawicielem okazał się być sam komisarz Zayn Malik.
- Mogę w czymś pomóc? - Zapytał przerażająco spokojnie. - Jaki jest powód, że zakłócasz spokój temu przykładnemu obywatelowi?
- Wiem, ze pracujecie razem - rzucił złowrogo osiłek.
- Powinieneś wyciągnąć z tego jakieś wnioski. Zrobiłeś to?
Zayn widocznie nabijał się z sytuacji, chociaż nie dał tego po sobie znać.
Typ szarpnął się, ale Malik trzymał go w mocnym uścisku, blokując mu rękę za plecami. Tamten nie miał szans na jakikolwiek ruch. Może komisarz nie wyglądał na silnego, ale znał odpowiednie techniki i to w większości wypadków wystarczało. Dopiero od niedawna zaczął budować masę mięśniową.
- Nie dacie rady wiecznie jej chronić. Tomlinson i tak dorwie ją w swoje łapy, czy tego chcecie czy nie. Powiem tylko, że to nastąpi już niebawem. Nawet się nie spostrzeżecie. Nie rozumiem czemu tak bardzo wam na niej zależy - zagroził z grymasem wściekłości na twarzy.
- Liczę, że zapamiętasz to, co powiedziałeś. Chętnie usłyszę to jeszcze raz, podczas gdy ty będziesz dławił się własną krwią - komisarz wyszeptał mu do ucha.
Harry przyglądał się całej sytuacji i nie mógł wyjść z podziwu. Zszokował się jeszcze bardziej, gdy mężczyzna zbiegła po schodach, jak tylko Malik uwolnił jego ramię.
- Poradziłbym sobie - chłopak prychnął żartobliwie i wpuścił mulata do mieszkania.
- Tak, jasne. - zironizował Zayn i przeszedł do salonu.
W pewnym sensie zaczynali się lubić.
--------------------------------------------------------------------------------------------
Wiem, wiem eh...
Nuuuuudaaaaaa!
Ale i tak mnie kochacie, c'nie? ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz