18 października 2015

27.

Liam chodził nerwowo po pokoju i zastanawiał się, co mógłby zrobić z niepotrzebnym gliną. Bardzo chciał zdobyć należne mu pieniądze, ale dziwny głosik w jego głowie mówił, że nie powinien pozbawiać życia niewinnego człowieka. W sumie nigdy nikogo nie zabił. Miał kilka pobić na koncie, ale to wszystko. Nigdy nie garnął się do mordowania. W sumie przez większą część czasu tylko udawał zwyrodnialca, żeby zatrzymać respekt.
- Ja pierdole - westchnął cicho.
- Liam... - głos Missi wyrwał go z zamyślenia.
Stała w wejściu do salonu i skubała paznokcie. Od czasu, kiedy zmusił ją do zrobienia mu dobrze, zachowywała się inaczej. Bała się go.
- Czego chcesz? - Wywrócił oczami. - Zajęłaś się nim?
- Potrzebuję więcej opatrunków, trochę leków przeciwbólowych i wody - powiedziała pospiesznie.
- Nie mam zamiaru się nad nim użalać - syknął Payne.
- Proszę - wydusiła. - On nie jest niczemu winny. Pozwól mi mu pomóc.
Wspólnik Tomlinsona zacisnął powieki i potarł ręką czoło. Zastanowił się chwilę nad najlepszym wyjściem, ale nie wpadł na nic lepszego. Z ociąganiem podał dziewczynie rzeczy, o które prosiła i odesłał ją z powrotem.
Dziewczyna biegiem wróciła do Malika.
- Już jestem - Missi rzuciła do półprzytomnego mulata, leżącego w wannie.
Był obmyty z krwi, ale jego twarz pokrywała opuchlizna i strupy. Zacisnęła zęby, opatrując mu każdą pojedynczą rankę. Na szczęście oczy Zayna tak bardzo nie ucierpiały. Były lekko opuchnięte, ale to wszystko.
- Mam dla ciebie leki przeciwbólowe - oznajmiła i złapała go za dłoń.
Niespodziewanie splótł ich palce razem, uniósł jej rękę do swoich ust i pocałował ją delikatnie. Z trudem spojrzał Mayson w zmartwione oczy.
- Już czuję się lepiej - wychrypiał, krzywiąc się z bólu.
Nic nie mówiąc, dziewczyna podała mu tabletki i kazała popić szklanką wody, którą opróżnił do dna. Był spragniony i głodny. Jednak najbardziej męczyło go osłabienie i ciągle chciało mu się spać. Niczego nie pragnął bardziej, niż wyrwania się z tej dziury.
- Liam kazał mi odprowadzić cię do tamtego pokoju, jak tylko z tobą skończę - powiedziała niechętnie. - Niestety skończyłam.
Z pomocą szatynki wyczołgał się z wanny i o dziwo stanął o własnych siłach. Złapał Missi w pasie i przyciągnął do siebie, ignorując silny ból tułowia. Tabletki jeszcze nie zaczęły działać.
- Dziękuję za to, co dla mnie robisz - powiedział cicho i oblizał wyschnięte wargi. - Byłbym jeszcze bardziej wdzięczny, gdyby udało ci się zdobyć jakieś jedzenie i więcej picia.
Mayson obdarzyła go lekkim, pocieszającym uśmiechem i delikatnie położyła palce na jego policzku. Nie myśląc za wiele, stanęła na palcach i lekko musnęła usta poszkodowanego mężczyzny. Odsunęła się nim zdążył poprosić o więcej.
- Wyciągnę cię stąd. Obiecuję. - Przyłożyła sobie dłoń do serca, patrząc mulatowi prosto w oczy.
Komisarz nie miał siły powiedzieć tego, co chciał. To on powinien mówić jej takie rzeczy... Musiał oszczędzać siły, jeśli chciał przeżyć.
Pozwolił odprowadzić się do obskurnego pokoju, ale zanim Mayson opuściła pomieszczenie, przyciągnął ją do siebie i mocno przytulił. Zignorował okropny ból, który towarzyszył tej czynności.
- Obiecaj mi, że zrobisz wszystko, żeby się stąd wyrwać - wyszeptał do jej ucha.
- To ty będziesz pierwszym, który to zrobi. - Próbowała się uśmiechnąć, ale wyszedł jej z tego tylko krzywy grymas.
- Nie zostawię cię, Mayson.
Zapatrzyła się w brązowe oczy komisarza i na chwilę odpłynęła. Ocknęła się dopiero, kiedy poczuła ciepłe usta na swoich wargach. Zayn podarował jej pocałunek pełen buzujących emocji. Pocałunek był naprawdę intensywny. Gdzieś w głębi duszy bardzo tego potrzebowała.
- Czemu? - zapytała zawstydzona, jak tylko oderwali się od siebie.
Zrobiła krok w tył dla bezpieczeństwa ich obojga. Wzięła głęboki oddech, chcąc uspokoić skołatane serce.
- Boję się, że był to ostatni raz kiedy mogłem to zrobić - odpowiedział szczerze przygnębionym głosem.

***

Tomlinson miotał się po swojej celi, którą musiał dzielić z jakimś chuderlakiem, który podobno wybił większą cześć swojej rodziny, a wszystkie siostry zgwałcił dwa razy. Chłopak wyglądał jak typowy żul z ulicy, albo biedny ćpun na przymusowym odwyku. Miał długie, ciemne, przetłuszczone włosy i brak górnej dwójki w uzębieniu. Jego twarz pokrywały liczne blizny, tak samo jak ramiona i klatkę.
Okaleczał się?
- Przestań tak łazić - zirytował się młody. - Pierdolca można dostać.
- Zamknij ryj, gówniarzu - odezwał się Louis.
Nienawidził, kiedy ktoś mu rozkazywał. Tym bardziej, jeśli był to młody, niedoświadczony, pierwszy lepszy ćpunek.
- Na ile cię posadzili? - zapytał.
- Gówno cię to obchodzi - warknął Tomlinson w odpowiedzi.
Miał ochotę uderzyć go z taką siłą, żeby stracił resztę zębów, ale wiedział, ze za takie coś wysłaliby go na tydzień do malutkiej izolatki bez żadnego okna.
- Mi dali podwójne dożywocie - zarechotał długowłosy. - Zajebiście, co?
- Wisi mi to.
Szatyn wywrócił oczami, chcąc żeby to coś się w końcu zamknęło, bo był w stanie mu w tym pomóc.
- Oj nie złość się - nie odpuszczał tamten.
- Zamknij ryj, jeśli chcesz pozostać przy życiu. Wystarczy mi, że muszę dzielić celę z tak pojebanym człowiekiem jak ty, więc nie zmuszaj mnie do rękoczynów.
- Spokojnie, koleżko.
Tego było już za wiele. Lousi odwrócił się gwałtownie w stronę swojego współlokatora i rzucił się na niego. Jednak młody szybko zareagował i się uchylił, upadając na podłogę.
- Co jest, kurwa? - mruknął zdezorientowany Tomlinson.
Głośny śmiech chłopaka rozniósł się po całym korytarzu. Zainteresowani więźniowie z sąsiednich klatek zareagowali natychmiast. Uwielbiali, kiedy coś się działo. Dało się słyszeć buczenie i gwizdy.
- Biją się! - ktoś krzyknął.
Louis wywrócił oczami i otarł czoło nadgarstkiem. Posłał porażające spojrzenie bystremu chłopaczynie i odwrócił się przodem do kraty, która więziła ich w tym ciasnym pomieszczeniu.
- Nikt się nie bije! - odkrzyknął. - Zajmijcie się, kurwa, sobą!
Tomlinson nie był pewien, jak długo to wszystko był w stanie wytrzymać. Psychicznie czuł się coraz gorzej. Im więcej czasu siedział w więzieniu, tym mniejszą miał kontrolę nad swoimi zewnętrznymi interesami. Nie mógł ufać swojemu łącznikowi.
Nikomu już nie mógł ufać.

***

Minął tydzień czasu od przylotu Missi na Kubę. Tyle czasu trwała też jej praca. Każdy nowy dzień zaczynała od przymusowego zadowalania Liama, a potem przewożono ją do klubu, gdzie musiała tańczyć przed napalonymi facetami. Nawet czasami zabierali ją do specjalnego pomieszczenia, zwanego Pokojem Rozkoszy. Zdarzyło się, że w ciągu jednego dnia lądowała w tym pokoju kilka razy. Nienawidziła siebie, swojego ciała i myśli, że tak spędzi cale swoje marne życie. Nie było nocy, w którą nie wylewałaby litrów łez. Czuła się zła.
Gorsza.
Brudna.
Nic nieznacząca.
Czuła się nikim...

***

Po tygodniu siedzenie w ciemnym i pustym pokoju Malik zaczął wariować. Codziennie próbował wymyślić coś, żeby móc się stąd wyrwać, a potem uratować Mayson. Albo chociaż dać znać szefowi, gdzie aktualnie się znajdowali. Jednak nic z tego nie wyszło.
Malik zmarniał. Był chudszy, bledszy i miał mniej siły. Dostawał malutkie porcje jedzenia i wody. Głowa nie przestawała go boleć już od kilku dni. Na szczęście nie został ponownie pobity, co w tej sytuacji było świetną wiadomością.
Wcale nie był zaskoczony, kiedy w wejściu pojawił się olbrzymi mięśniak. Przyzwyczaił się do nich.
- Wstawaj. Liam chcę cię widzieć - oznajmił i ponaglił Malika ruchem ręki.
Zayn wstał powoli i ostrożnie stawiał każdy krok. Nie ufał swojej stabilności, bo jej nie miał.
Był za słaby.
- Szybciej - warknął tamten.
Złapał mulata za ramię i zaciągnął do prywatnego biura Payne'a.
- Już jesteś. - Posłał Zaynowi mały, wredny uśmieszek. - Jak ci się z nami mieszka?
Było oczywistym, że się nabijał.
- Mogło być lepiej - odpowiedział komisarz.
- Mam dla ciebie propozycję... - zaczął Liam i nakazał ochroniarzowi wyjść na korytarz.
- Odeślecie mnie do Nowego Jorku?
Wspólnik Louisa zaniósł się śmiechem, słysząc tak niedorzeczne pytanie.
- Chyba zwariowałeś! - prychnął głośno z szerokim uśmiechem. - Żebyś wydał naszą kryjówkę? Nigdy.
- W takim razie, o co chodzi?
- Usiądź.
Zayn wykonał polecenie i usadowił się na miękkim fotelu, który był miłą zmianą z zimną podłogą w pokoju.
- Wykorzystamy cię do pewnego eksperymentu. - Liam pogładził się po brodzie. - I nie pytam cię o zgodę.
- Jaki eksperyment? - zaskoczony wyprostował się jak struna. - Nic mi nie będziecie robić. Nie zgadzam się!
- To nie zależy od ciebie - warknął Payne. - I lepiej zamknij mordę, bo będziesz chciał umrzeć, jak tylko moi goryle się do ciebie dorwą. Mają na ciebie ogromną ochotę, ale ich powstrzymuję.
- Co się stanie z Mayson? - zapytał, błądząc myślami przy dziewczynie.
Nie widział się z nią od tygodnia. Nie wiedział jak się czuła i czy w ogóle jeszcze żyła. Nie mógł sobie wyobrazić, że teraz pracowała jako dziwka. To było nie do przyjęcia przez jego umysł.
- Dobrze sobie radzi. Klienci ją uwielbiają, więc zostanie i będzie robiła to co robi.
- Dlaczego musisz ją tak krzywdzić? - Zayn zmrużył oczy i uważnie przyjrzał się swojemu wrogowi.
- Taki los. - Wzruszył ramionami i zaczął szperać w papierach leżących na biurku. - Poza tym, teraz ja decyduję co będzie się działo z tymi wszystkimi ludźmi w naszej organizacji. Louisa nie ma, więc przejąłem jego pałeczkę.
- Kto tak powiedział? - Malik lubił drażnić Liama, który miał naprawdę słabe nerwy.
- Zamknij mordę! - wrzasnął i uderzył dłonią o blat.
Mulat wycofał się ze sprzeczki i grzecznie oparł się o fotel.
- Zaraz zaprowadzą cie na badania, a potem wszystko pójdzie gładko.
- Mogę chociaż wiedzieć, co to za eksperyment?
- Nie bardzo - zarechotał Liam. - To moja słodka tajemnica.
- Mam prawo wiedzieć, czy stracę życie! - krzyknął zdenerwowany komisarz.
Starał się trzymać kontrolę nad sobą, ale miał coraz mniej cierpliwości. Tęsknił za Missi i Nowym Jorkiem, ale przestał działać w tym kierunku.
- Pewien rodzaj metamorfozy - powiedział tajemniczo. - Nowa technologia. Nie zrozumiesz.
Zanim Zayn mógł się odezwać, do pomieszczenia wparował ochroniarz, szarpnął jego wątłe ciało i zaprowadził do białego, dziwnie sterylnego pomieszczenia, które w jakiś sposób napawało go niepokojem.
- Chcę cię zobaczyć z Missi - rzucił za gorylem, który o dziwo skinął głową.
Kilka minut później, kiedy leżał na koztce, przez drzwi przeszła drobna szatynka. Widział jak zmalała, schudła i zbladła od ostatniego czasu, kiedy się widzieli. Wyglądała bardzo niezdrowo.
- Zayn - wydusiła cichutko, jakby nie mogła uwierzyć, że znowu go zobaczyła.
- Chodź tutaj. - Wyciągnął do niej rękę, którą niepewnie chwyciła.
Od tygodnia miała lęki.
Nie mogła spać, a jak tylko miała dotknąć jakiegoś mężczyzny, włączała jej się wewnętrzna blokada, która uruchamiała przeraźliwy alarm w jej głowie.
- Co oni ci zrobili? - zapytała bardziej siebie niż Zayna.
Jej wzrok przesunął się po jego ciele, jak tylko się zbliżyła. Nie rozumiała, czemu go tu przyprowadzili. Sama musiała przejść zabieg, który miał na celu wykluczenie ciąży, kiedy będzie sprzedawała swoje ciało. Nie miała pojęcia, co tak właściwie jej zrobili. Dostała silne leki znieczulające i ledwo pamiętała tamten dzień.
Teraz mulat leżał w tym samym pomieszczeniu.
- Mamy piętnaście minut - powiedziała i szybko otarła małą łzę z policzka. - Potem przyjdzie do ciebie lekarz.
- Nie płacz, Missi. - Mocniej ścisnął jej rękę, ale ona się wyrwała.
- Nie... - zaczęła.
Jej wzrok przypominał oczy zlęknionego, bezbronnego zwierzątka.
- Powiedz mi - zażądał sucho. - Powiedz mi, co ci zrobili.
Pokiwała głową na "nie" i spuściła wzrok.
- Wyglądasz jak patyk i nie przypominasz mojej Missi - starał się zwrócić na siebie jej uwagę.
"Moja Missi"
Jego słowa huczały jej w głowię.
Rozpłakała się.
- Nie jestem twoją Missi, Zayn - jęknęła i podniosła wzrok. Miała oczy pełne łez. - Nigdy nią nie byłam i nie będę. Teraz należę do każdego, kto mnie sobie zechce. Liam się na mnie uwziął. Codziennie muszę robić z nim, to co sobie zażyczy. Tak zaczynam dzień pracy. Potem klub. Klub jest ohydnym miejsce, Zayn. Z wyglądu jest ładny i zadbany, ale dzieją się tam takie rzeczy, o których nigdy bym nie pomyślała. Najgorzej, jak spodobam się jakiemuś oblechowi, bo wtedy muszę iść z nim do pokoju i... - Płakała, nie mogąc się uspokoić. - Nienawidzę Liama. Nienawidzę tego miejsca. Nienawidzę siebie. Chcę umrzeć, Zayn. Tak bardzo tego pragnę.
Malika zatkało. Nie wiedział, co właściwie miał jej powiedzieć.
- Przepraszam. - To jedyne, co przyszło mu do głowy.
- To nie twoja wina - zaprzeczyła urywanym głosem. - To nigdy nie była twoja wina. Gdyby nie ty, nie przeżyłabym wspaniałego czasu w twoim mieszkaniu, czując, że komuś na mnie zależy i że ktoś się mną opiekuje. Powinnam ci podziękować, ale tego nie zrobiłam, więc... Dziękuję.
- Przestań - przerwał jej. - Natychmiast przestań.
- Ale...
- Powinienem cię ochronić, uratować. Ale przez moją nieuwagę zostałaś porwana.
- Tego nie dało się uniknąć. Ty też zostałeś porwany i to przeze...
- Przez własną głupotę.
- Nie rób tego, Zayn. Nie zgadzaj się na to, co ci zaproponowali. Cokolwiek to jest... Nie zgadzaj się.
Mulat wystawił do niej rękę, którą ponownie złapała i splotła ich palce ze sobą.
Czuła się trochę pewniej.
- Nie mam wyjścia. Nie wypuszczą mnie. Jestem coraz słabszy i nie wiem ile jeszcze wytrzymam. Wiem tylko, że coś dla mnie zaplanowali, bo inaczej zabiliby mnie przy pierwszej lepszej okazji.
- Nie zostawiaj mnie, Zayn - błagała. - Proszę, nie rób tego.
- Cicho- zażądał, nie mogąc dłużej słuchać jej próśb. Wiedział, że był w stanie zrezygnować z uległości i opanowania specjalnie dla niej. - Nie każ mi czuć się gorzej, niż się czuję.
- Tęskniłam za tobą - zmieniła temat i posłała mu lewo widoczny uśmiech.
- Ja też tęskniłem - przyznał. - Tęskniłem cholernie bardzo.
Dźwignął się do siadu, spuścił nogi z łóżka i przyciągnął dziewczynę do siebie, umieszczając ją pomiędzy swoimi udami. Szatynka spuściła dłonie wzdłuż ciała i czekała, patrząc na jego idealną twarz.
- Przytul mnie - poprosił.
Mayson zauważyła błaganie w jego brązowych oczach. Nie sądziła, że będzie chciał być przy niej, kiedy ona codziennie, przez ostatni tydzień, sprzedawała swoje ciało w klubie Liama.
- Dlaczego chcesz mnie dotykać? - zapytała zanim podjęła się spełnić jego życzenie. - Przecież jestem brudna od tych wszystkich ohydnych łap.
Bez słowa przyciągnął szatynkę do siebie i wtulił twarz w jej szyję. Owinął ramiona wokół jej talii i przytulił najmocniej jak umiał. Raniła go opinią, jaką miała na własny temat.
- Jesteś piękna, Missi - wyszeptał. - Nigdy nie myśl inaczej.
- To nie jest właściwe, Zayn - wydusiła na granicy płaczu, pozostając w bezruchu. Nawet się do niego nie przytulała. - Nie powinieneś tak o mnie myśleć. Nigdy tak nie myślałeś. To wszystko przez sytuację w jakiej się znaleźliśmy. Ty mnie nawet nie lubisz.
- Całowałem cię - wymamrotał zdezorientowany jej słowami.
- Impuls.
Zayn odsunął głowę od Mayson i spojrzał jej prosto w oczy.
- Nie całuję byle kogo i nie jestem impulsywny. Wiesz o tym.
Starała się wmówić sobie, że komisarzowi na niej nie zależało, że nie chciał żeby kiedykolwiek była jego. Wtedy byłoby jej łatwiej go opuścić i być może unikać.
- Ty nie możesz... - zacięła się.
 - Mogę wszystko, nic nie muszę.
Missi przygryzła wargę i rzuciła się w ramiona jedynego mężczyzny, który nie wywoływał u niej wymiotów. Wtuliła się w jego tors i zaciągnęła powietrzem, żeby tylko powstrzymać nadchodzącą falę płaczu.
- Powiedz, że ci na mnie zależy - poprosiła.
- Ja... - zająknął się.
- Możesz skłamać, ale to powiedz. W tej chwili potrzebuję tego bardziej niż powietrza.
- Nie będę kłamał - oznajmił, czym spowodował ból w klatce piersiowej dziewczyny.
 Odsunęła się od niego, ale Malik nie pozwolił, żeby opuściła miejsce między jego nogami, więc zatrzymał dłonie na jej biodrach.
- Musze już iść - powiedziała, starając się zamaskować swoje zranione uczucia.
- Zależy mi na tobie, bardziej niż na moim własnym życiu - odpowiedział nagle.
- Ale powiedziałeś, że nie będziesz kłamał. - Zmarszczyła czoło skołowana.
Zayn położył dłoń na jej bladym policzku i przysunął ich twarze do siebie. Ich nosy prawie się dotykały.
- Nie skłamałem - wyszeptał. - To, co powiedziałem jest prawdą.
Dziewczyna zachłysnęła się powietrzem, czując odrobinę ciepła w prawie już skamieniałym sercu.
- Zabierz mnie stąd - poprosiła płaczliwie.
Bez wahania przyciągnął ją do siebie i umieścił usta na wysokości jej ucha.
- Wyobraź sobie, że to tylko sen.
- Nie umiem - odrzekła z nosem wtulonym w jego obojczyk.
- Zrób to dla mnie, Missi. Proszę. Będzie ci łatwiej, zobaczysz.
Nie był pewien swoich słów, ale pragnął podnieść ją na duchu.
Niespodziewanie na korytarzu rozległy się głosy.
- Musisz iść - nakazał jej łagodnie. - Nie chcę, żeby coś ci się stało.
Nie odezwała się.
- Uratuję cię. Obiecuję ci, że postaram się cię stąd wyrwać. Wynagrodzę ci wszystkie krzywdy.
Oderwała się do niego i bez zastanowienia pochyliła się do jego ucha.
- Uważaj na siebie i pamiętaj...  - zaczęła szeptem. - Kocham cię.
W momencie, kiedy te słowa dotarły do Zayna, jej już nie było. Ulotniła się tak, jak ją o to poprosił. Zamiast Mayson w pomieszczeniu zjawił się mężczyzna w białym kitlu, a za nim dwa goryle. W głowie Zayna ciągle wirowały te dwa proste słowa...

"Kocham cię"

--------------------------------------------------------------------------------------------

UHUHUHUHUHUH

Co to się dzieje ojojoj :)

1 komentarz:

  1. O matuchno, ułożyłam w głowie pewien scenariusz i tylko czekam aż się spełni :o W sumie, lepiej żeby się nie spełniał, ale czuję, że oni coś zrobią z mózgu Zena i on ją skrzywdzi :') Świetny i czekam na kolejny :*

    OdpowiedzUsuń