26 grudnia 2015

36.

WESOŁYCH ŚWIĄT ROBACZKI!!!!!

Akcja będzie rozkręcała się powoli ;)

Postaram się jak najszybciej dodać kolejny rozdział.

----------------------------------------------------------------------------------

Minęło dwa i pół roku od rozprawy w sprawie Zayna Malika oskarżonego o zdradę i pracę dla wroga. Świat ruszył  do przodu. Wszystko zostało zapomniane. Temat znudził się prasie, ludziom i telewizji.
Nikt już nie mówił o wydarzeniach sprzed dwóch i pół roku.
Nikt nie przejmował się zmianą osobowości genialnego komisarza.
Nikt nie wierzył w bajkę o nielegalnej operacji.
Nikt nie próbował tego wyjaśniać.
Nikt już nie mówił o śmierci słynnego Liama Payne'a.
Nikt nie myślał o Louisie Tomlinsonie.
Nikt nie mówił o klęsce jaką poniósł słynny Zayn Malik.
Świat nie lubił monotonności.

***

- Dzień dobry - Missi przywitała się z dziewczyną za ladą i przeszła na zaplecze, żeby odłożyć torebkę i drugie śniadanie.
Od kilku miesięcy pracowała jako ekspedientka w sklepie z ubraniami. Podobało jej się to ze względu na prawie całkowity brak stresu. Zakolegowała się z resztą zespołu i lubiła rozmawiać z bardziej znanymi jej klientami, którzy chętnie odwiedzali sklep.
- Możesz iść do domu, Diana. - Złapała blondynkę pod rękę i cmoknęła ją w policzek.
Były w podobnym wieku, więc szybko się zaprzyjaźniły.
- Dzięki Bogu - westchnęła. - Myślałam, że zwariuję.
- Co się stało?
- Zarwałam nockę - odparła smętnie.
- Z małą coś nie tak? - zainteresowała się Mayson.
- Całą noc płakała. Wydaje mi się, że ma kolkę.
- Dam ci namiar na dobrego lekarza.
Missi wyskrobała na małej karteczce nazwisko, adres i telefon do doktora. Jej koleżanka dwa lata temu urodziła córeczkę, a tuż po tym wyszła szczęśliwie za mąż.
- Dziękuję ci bardzo. - Przytuliła Mayson i schowała informacje do kieszeni. - Mark starał się mi pomóc, ale mała była strasznie uparta.
- Trzymam kciuki, żeby wszystko było dobrze.
Pożegnały się, a szatynka zaczęła swoją zmianę.

***

Samochód policyjny zatrzymał się przed szarym, brudnym blokiem który był jednym z wielu na Brooklynie. Zayn stracił pracę i poprzednie mieszkanie, chociaż nie wiedział, że takowe miał. Zapewnili mu pracę i małą kawalerkę pod warunkiem, ze jego zachowanie w dalszym ciągu będzie poprawne. W więzieniu nie przysparzał kłopotów, więc sąd zadecydował o skróceniu wyroku.
W ten sposób Malika wypuszczono po dwóch latach i sześciu miesiącach.
- Będziemy cię sprawdzali co jakiś czas, a wizyty nie będą zapowiadane - poinformował policjant. - Strzeż się, Malik.
W New York Police Departement nikt nie traktował sylwetki Zayna poważnie. Kiedy rozeszła się wiadomość o zdradzie i wyroku, wszyscy stracili do niego zaufanie. Wręcz zaczęli darzyć go nienawiścią.
Komisarz Malik już dla nikogo nie istniał.
Nawet dla samego Zayna.
- Mam nadzieję, ze nie do zobaczenia - prychnął mężczyzna, kiedy mulat wyszedł z auta.
Nie odpowiedział. Przewiesił torbę ze swoimi rzeczami przez ramię i skierował się do budynku. Za dwie godziny miał zacząć pracę w pobliskim magazynie ogromnej firmy, której nazwy nie pamiętał. Dotarł na trzecie piętro i otworzył drzwi nowego mieszkania. Jego stan był opłakany. Ściany były obdrapane i brudne, a zniszczone meble pokrywała warstwa kurzu. Całość składała się z aneksu kuchennego, malutkiej łazienki i pokoju głównego, który miał służyć za sypialnię i salon.
- Witam w nowym domu - powiedział do siebie z sarkazmem.

***

Harry został mianowany starszym komisarzem na swoim wydziale w Australii. Był szczęśliwy i czuł, że się spełnia. Kilka miesięcy po przeprowadzce tam poznał dziewczynę, z którą spotykał się do tej pory. Byli parą od roku. Miał spore mieszkanie, nowych znajomych, dobrą pracę i miłość.
Jednak mimo wszystko w jego sercu pozostała zadra. Czasami zdarzyło mu się pomyśleć o byłym wspólniku z Nowego Jorku i słodkiej, miłej dziewczynie, którą uratował. Chciał utrzymywać z nią jakikolwiek kontakt, ale nienawiść jaka się w nim narodziła, nie pozwalała mu na to.

***

Praca Zayna okazała się być ciężka i wymagająca. Przez cały dzień musiał nosić ogromne paczki, co było uciążliwe i męczące. Nie był na to przygotowany, ale nie było mu wolno narzekać. Dzielnie robił swoje. O ósmej wieczorem był wolny i szykował się do wyjścia.
- Ty, nowy! - zawołał kierownik. - Chodź no tutaj.
Zayn posłusznie wypełnił rozkaz i wszedł do małego kantorka.
- Jutro zaczynasz o szóstej rano i nie wyjdziesz dopóki nie wykonasz przydzielonej ci pracy, zrozumiałeś?
- Jestem nowy. Nie powinienem mieć jakiegoś czasu próbnego? - zapytał mulat, marszcząc czoło.
- Słucham? - prychnął tamten. - Jaki czas próbny? Coś ty sobie wymyślił? U nas nie ma takich wygód.
- Myślałem, że...
- Więc lepiej przestań myśleć. Tutaj się robi, a nie myśli - przerwał mu. - To wszystko, co miałem ci do przekazania. Do jutra.
Mali bez gadania opuścił pseudo gabinet grubego zrzędy i wyszedł na ciemna ulicę. Nic nie przygnębiało bardziej niż grudniowe dni, które kończyły się dość szybko.
- Wpakowałeś się w gówno, Zayn - mruknął do siebie, zanim wszedł do sklepu całodobowego.
Obszedł wszystkie alejki i wybrał to, czego potrzebował. Podszedł do lady i zobaczył zblazowanego kasjera, który właśnie czytał komiks. Malik zmusił go do przerwania lektury i skasowania produktów.
- To wszystko? - zapytał z widoczną nadzieją, ze odpowiedź będzie twierdząca.
Zayn przebiegł wzrokiem półkę z alkoholami.
- Poproszę jeszcze dwie setki czystej.
- Proszę bardzo - wymamrotał mężczyzna i wyświetlił sumę zakupów.
Mulat zapłacił i czym prędzej opuścił sklep. Tacy ludzie przyprawiali go o mdłości. Ludzie naprawdę nie doceniali życia. Nie myśleli o tym, że mogą wszystko stracić w mgnieniu oka.
W mniemaniu Zayna ludzie byli zbyt naiwni i żałośni.

***

Mijał dzień za dniem. Żaden nie różnił się od poprzedniego.
Mayson czasami wydawało się, że powoli wariowała. Chciała pozbyć się monotonności ze swojego życia, ale nie umiała tego zrobić. Pewnego dnia, w drodze do pracy, przystanęła przy stoisku z gazetami. Na pierwszej stronie widniało zdjęcie zmiażdżonego samochodu i wielki napis głoszący:

"Tragiczny wypadek - matka osierociła syna" 

Z ciekawości kupiła gazetę i poszła do sklepu. Kiedy nie było klientów Missi wzięła się za lekturę.To, co przeczytała, rozerwało jej serce na kawałki.
Ofiarą w wypadku była Daisy Ralf. Była narzeczona Malika i matka małego Mike'a.
- O mój Boże - wymamrotała pod nosem, ledwie oddychając.
Zmięła gazetę w dłoniach i zacisnęła powieki, żeby nie wypuścić łez. Zszokowana chciała chwycić za telefon i zadzwonić do Zayna, ale w porę przypomniała sobie, że nie był tym, kim chciała żeby był. Trzęsącą ręką odłożyła komórkę, a gazetę wyrzuciła do kosza.
Przez resztę pracy martwiła się o małego Mike'a, który w wieku prawie ośmiu lat został bez matki. W mieszkaniu Mayson pozwoliła sobie na obejrzenie telewizji i dalsze torturowanie się dzisiejszym wypadkiem. Była ciekawe, co zamierzali zrobić z dzieckiem.
Przecież Zayn nie pamiętał, że miał syna.

***

- Hey, Missi! - przywitała się Diana, machając z zaplecza.
Mayson dotarła do swojej szafki i przebrała się w firmowe ubrania.
- Jak mała? - zapytała, wiążąc włosy w kucyk.
- Poszłam do lekarza, którego poleciłaś i ból odszedł jak ręką odjął. Dostała kropelki, które musi brać dwa razy dziennie przez kilka dni.
- Mówiłam ci, że wszystko się ułoży. - Missi pogładziła koleżankę po ramieniu. - Ty i Mark się wyspaliście?
- Jak nigdy - zaśmiała się dziewczyna.
W wesołych nastrojach wróciły do pracy. Ze względu na opady śniegu i deszczu, ludzie nie wychodzili z domów, więc miały więcej wolnego niż zwykle.
- Tylko dziesięć dni do świąt - westchnęła współpracownica. - Muszę wziąć się za przygotowania.
- Ja też. Jeszcze nie zaczęłam sprzątać. Jestem w kropce.
- Rozumiem, że w tym roku również spędzisz z nami Wigilię.
- Jeśli nie dostanę lepszej propozycji, to będę zmuszona. - Mayson udała znudzoną i zdegustowaną.
- Jeszcze przyjdziesz na kolanach - prychnęła Diana.
Zrobiły sobie kawę i pochłonęła ich rozmowa.
- Właśnie - dziewczyna nagle sobie przypomniała.
- Co? - zapytała zdezorientowana Missi.
- Słyszałaś, że słynny, zdeprawowany Zayn Malik wyszedł z więzienia?
Serce Mayson zwiększyło tempo.
- Co takiego? - Zmarszczyła czoło. - Jesteś pewna, ze nie pomyliłaś nazwiska?
- Nie. Czemu miałabym?
Nowa koleżanka Missi nie znała jej historii, która wiązała się z brudną robotą, burdelem, Malikiem i psychiatrykiem. Była prostytutka obawiała się, że dziennikarze wykopią wszystko na wierzch.
- Co tak zamarłaś? - Diana wybudziła ją z chwilowego stanu otępienia.
Mayson pokręciła głową i obdarzyła koleżankę uśmiechem.
- Podobno jest z resocjalizowany i ma przejąć opiekę nad synem, którego miał z tą dziewczyną, która zginęła wczoraj w tym strasznym wypadku. Podobno była w drodze z Manhattanu do Queens. Mały trafił do tutejszego sierocińca.
- Naprawdę? - Dziwił ją fakt, ze sąd zgodził się na takie rozwiązanie.
- Tak słyszałam, ale wiesz jak to jest - wymamrotała Diana.
Nie miała możliwości pociągnąć tematu, bo zabrzmiały dzwoneczki przy drzwiach wejściowych, więc musiała pójść obsłużyć klienta.
Mayson została na zapleczu sama z okropnymi myślami.

Czy teraz Zayn spełni swoją obietnicę?

***

- Jak to, kurwa, nie udało ci się tego załatwić?! - wrzasnął zdenerwowany Tomlinson.
- Po prostu... - zaczął adwokat.
- Obiecałeś mi, że załatwisz mi przepustkę!
- Uspokój się i daj mi wszystko wyjaśnić - poprosił mężczyzna.
- Dawaj. - Louis opadł na metalowe krzesło i oparł się nonszalancko. - No zaczynaj.
- Sąd uznał, ze nie jesteś odpowiednio przygotowany psychicznie, żeby wrócić do społeczeństwa. Nie chce narażać ludzi i twoich byłych współpracowników.
- Przekaż szanownemu sędziemu, że mam to głęboko w dupie - rzucił oskarżony. - Czy wyjdę teraz, czy później i tak załatwię, to co mam do załatwienia. I to nie jest wasz interes.
- Własnie tu się mylisz.
- Chuj wam do tego, co zrobię na wolności!?
Tomlinson od kilku miesięcy nie potrafił panować nad swoimi emocjami.
- Jeśli ich zabijesz, albo nawet skrzywdzisz, to dostaniesz podwójne dożywocie - wyjaśnił adwokat.
- Sram na to! Nie będę się z nikim pierdolił!
Mężczyzna w garniturze wstał z krzesła, poprawił marynarkę i skierował się do wyjścia.
- A ty gdzie się, kurwa, wybierasz? - zapytał Lousi dużo spokojniej. - Jeszcze nie skończyliśmy rozmawiać.
- Ja skończyłem. Nie będę rozmawiał z tak niepanującym nad sobą typkiem, jak ty Tomlinson - tym zdaniem zakończył ich spotkanie.

Czy uda się Louisowi wyjść na wolność?

***

- Ja nie mam syna - powtórzył po raz kolejny do słuchawki.
Od rana ludzie z opieki społecznej wydzwaniali z zamiarem ustalenia terminu podjęcia opieki nad Mike'em.
- Testy DNA mówią zupełnie co innego - kobieta uparcie dążyła do celu. - Znaleźliśmy je w rzeczach chłopca.
- Mogą być podrobione.
- Możemy je powtórzyć - zaproponowała.
- Nie ma mowy. Nie zgadzam się na jakieś głupie testy. Mam was dosyć. Nękacie mnie od rana. Przykro mi, ale nie wskóracie nic w tej sprawie. Nie wepchniecie mi dzieciaka na siłę. Ja go nawet nie znam.
Malik był przerażony wizją bycia ojcem. Nigdy nawet o tym nie pomyślał.
- Mike, bo tak ma na imię pański syn, pozostał bez matki, która była jego dotychczas jedyną bliską osobą. Proszę mnie zrozumieć. Chcę dla niego jak najlepiej. Sierociniec to nie najlepsze miejsce dla dzieci, które mają szanse żyć normalnie.
- Skąd pani pewność, że ze mną miałby normalne życie - uniósł głos, tracąc cierpliwość. - Dobrze pani wie, że niedawno wyszedłem z więzienia i jestem na zwolnieniu warunkowym. Czy to dobry pomysł, żeby dać mi dzieciaka pod opiekę.
- On nie ma nikogo poza panem...
- Nie dbam o to! - krzyknął w końcu.
- Czy pan chciałby znaleźć się w tak okropnej sytuacji?
- Proszę nie stosować na mnie tej techniki - warknął groźnie. - Wiem, że chłopak przeżywa, ale ja nie zapewnię mu tego, czego będzie potrzebował.
- Odpowiednie ośrodki będą częściowo wspomagać pana finansowo.
Kobieta była nie ugięta.
- Ja nie nadaję się na opiekuna, a tym bardziej na ojca. - Zayn złapał się za głowę i zamknął oczy.
- Proszę spróbować - poprosiła. - Dowiedział się o śmierci matki od innych dzieciaków w szkole, które się z niego śmiały. Boję się o niego. Może sobie nie poradzić. On potrzebuje wsparcia.
- Domyślam się, ale... Proszę mnie zrozumieć - nalegał Malik.
Doskonale wiedział, ze nie spełni się w tej roli.
Nie chciał zniszczyć życia młodemu dzieciakowi.
- Proszę się zastanowić.
- Odezwę się do państwa jutro z pewną decyzją w tej sprawie - oznajmił i przerwał połączenie.

Czy Zayn zdecyduje się pomóc innej osobie, jeśli nie mógł pomóc sobie?

2 komentarze:

  1. Oh... Zayn to dupek ;-; czekam na nestepny rozdział skarbie ❤ Wesołych Świąt ❤❤

    OdpowiedzUsuń
  2. Ohh god, dodaj jak najszybciej kolejny rozdział, nie mogę się doczekać! :D

    OdpowiedzUsuń