1 grudnia 2015

33.

EDIT: Co takie słabe wejścia, co? Rozdziały się nie podobają? Powiedzcie mi, jeśli mój poziom pisania spadł, ale broń Boże, w żadnym wypadku mnie nie opuszczajcie (!).

Kocham! xxx

----------------------------------------------------------------------------------------------

- Jak to, kurwa, nie zauważyłeś, że zniknęła?! - wrzasnął Payne, prawie tracąc zmyły. - Miałeś ich wszystkich pilnować!
Dyscyplina, którą dawniej wprowadził zaczęła się ulatniać. Coraz więcej strażników pozwalało sobie na zbyt dużo.
- Mój błąd, szefie - przyznał Zayn z niewzruszoną miną - Nie mam pojęcia, jak to się stało.
- Spokojnie. Zaraz się dowiemy. - Poklepał go mocno po ramieniu. - Pokaż nagrania. Natychmiast.
Malik przytaknął i bez wahania odpalił odpowiednią taśmę.
- Co to, kurwa, ma być? - syknął Payne, wpatrując się w pusty hol uwieczniony na kamerach.
- Szefie...
- Och, zamknij się!
Mulat zacisnął usta i czekał na wymierzenie kary, co nie nastąpiło.
- Ta dziwka i tak nie przeżyje dłużej niż jednej nocy w tym mieście. Zgwałcą ją a potem zabiją i wtedy będzie miała nauczkę - powiedział zajadle Liam. - Jeszcze jeden taki wybryk i będziesz gryzł piach, Malik. Obiecuję ci to.
Wyszedł z małego pomieszczenia, trzaskając drzwiami. Mulat odetchnął z ulgą i zaczął przeglądać resztę nagrań, żeby upewnić się, ze wszystko zatuszował. Był dobry w swoim fachu, czym spokojnie mógł się chwalić. Od momentu zniknięcia dziewczyny zastanawiał się, czy sobie poradziła. Nie miał jak się z nią skontaktować. Z drugiej strony, nie chciał tego robić, bo być może obudziło by się w nim drugie ja, które od jakiegoś czasu stara się wyjść na światło dzienne.
To za namową wewnętrznego głosu uwolnił Missi.
Nie, nie miał rozdwojenia jaźni.
Czasami sam nie potrafił określić, kim tak właściwie był.

***

Mayson zgodnie z poleceniem zabukowała bilet na najbliższy możliwy lot do Nowego Jorku, po czym udała się na pocztę, żeby zadzwonić do Harry'ego o umówionej porze. Z dokładnością co do sekundy podniosła słuchawkę, wykręciła numer i czekała.
- Myślałem, że nie zadzwonisz - westchnął Styles na powitanie.
- Cześć - przywitała się sarkastycznie. - Zabukowałam bilet na lot do Nowego Jorku.
- Miałaś pieniądze?
- Tak. Zay... Znaczy ochroniarz, który mnie wypuścił dał mi plik banknotów i dokumenty - wyjaśniła z małym zająknięciem.
- Naprawdę dziwny typ - wymamrotał policjant. - Nasze oddziały są w drodze, ale nie wiem ile czasu zajmie ustalenie dokładnego adresu burdelu.
- Może zostanę i pomogę wam go znaleźć? - zaproponowała, skubiąc brudną szybę budki. - Zdaje się, ze pamiętam drogę, którą przeszłam.
- Nie ma takiej możliwości! - zaprotestował natychmiastowo.
Jego krzyk zranił jej bębenki.
- Ale... - zaczęła na darmo.
- Nie i koniec - uciął stanowczo. - Pakuj się, jedź na lotnisko i czekaj na ten cholerny samolot. Po przylocie zgłosisz się do Richarda. Miałaś przyjemność go poznać.
- Dlaczego do niego? - Zmarszczyła czoło.
- Po prostu zrób, co ci mówię - westchnął.
- Wszyscy mi w kółko rozkazują - jęknęła obrażona. - Nie takie życie sobie wymarzyłam. Jak rodzice pytali mnie kim chciałabym być w przyszłości nie odpowiadałam, że szmatą do pomiatania.
Ich rozmowa brzmiała, jakby była prowadzona na naturalnym gruncie. Nic nie wskazywało na panikę dziewczyny i zamartwiania się mężczyzny.
- Przypominam ci, że jesteś w dość mocno niefajnej sytuacji, wiec nie waż się ze mną dyskutować - upomniał poważnie, przez co Missi zamknęła usta. - Nie czas i miejsce na taką rozmowę.
- Wybacz - wyszeptała zawstydzona swoim nagłym wyznaniem.
- Ratuj się, Mayson - powiedział na pożegnanie i się rozłączył.
Takie same słowa wypowiedział Zayn, gdy wypuszczał ją z burdelu. To wtedy odważyła się go pocałować i wcale nie żałowała.
Odłożyła słuchawkę i wyszła z budynku. Nie zamierzała wracać do hotelu, dlatego już wcześniej zabrała ze sobą torbę ze wszystkimi rzeczami jakie miała. Udała się prosto na lotnisko.
Na miejscu spotkała ogrom zabieganych ludzi, którzy nie zawracali sobie nią głowy. Usiadła przy jednym z kawiarnianych stoliczków i czekała na odprawę swojego lotu. W trakcie siedzenia zaczęła myśleć o wszystkim, co sprawiło, ze wylądowała tutaj. Przypomniała sobie nieczułe oczy nowego Zayna, kiedy wypuszczał ją z budynku. Potem przywróciła obraz oczu starego komisarza Malika i...
Zapragnęła tam wrócić i go uratować. Nagle ogarnęło ją zwątpienie.
Jeśli teraz wsiadłaby do samolotu, mogłaby już nigdy nie zobaczyć komisarza na oczy. Nie chciała wracać do Nowego Jorku bez niego, ale Harry obiecał jej, że go znajdą i uratują z ohydnych łap Liama.
Zawahała się.

"Pasażerowie lotu do Nowego Jorku proszeni do odprawy" - usłyszała z głośników.

Odetchnęła głęboko, po czym wzięła torbę, którą obsługa uznała za podręczną i udała się do kolejki. Musiała wziąć życie w swoje ręce.
To była najwyższa pora.

***

Harry spakował to, co musiał mieć przy sobie w każdej sytuacji i upewnił się, ze zebrali się wszyscy, którzy mieli uczestniczyć w akcji.
- Za chwilę wsiądziemy do prywatnego samolotu, który został nam użyczony, więc niczego nie wolno wam dotykać. Polecimy na Kubę i od razu zaczniemy namierzać siedlisko Liama. Mamy współrzędne, które nie są dokładne, wiec nie możemy opierać się tylko na nich. Jesteście gotowi i świadomi narażenia życia? - zakończył przemowę i popatrzył na każdą z dwudziestu twarzy.
- Tak jest! - odpowiedzieli chórem.
Masa, jaką się stali, zaczęła wchodzić na pokład, a Styles i Horan zostali na tyle.
- Myślisz, że nam się uda? - zapytał Harry z nutą niepewności.
- Ciągle mam nadzieję - mruknął Niall. - Lepiej, żeby tak było, bo nie mam zamiaru wyprawiać pogrzebu dla kumpli z wydziału. Nawet dla Malika, którego nigdy nie darzyłem sympatią.
- A ja ciągle nie rozumiem, czemu starasz się go uratować - mruknął zdezorientowany Harry.
- Nie wnikaj.
- W takim razie musimy się skoncentrować i dać z siebie wszytko. Najważniejsze, że Missi jest bezpieczna.
- Skąd wiesz? - zapytał.
- Właśnie powinna zapinać pasy w samolocie do Nowego Jorku.
- Chociaż tyle - westchnął blondyn i przetarł dłonią czoło.

Czekało ich naprawdę trudne zadanie.

***

Mayson wyszła z lotniska i wmieszała się w tłum ludzi, którzy czekali na wolne taksówki. W tak dużym mieście, to było normalne. Dziewczyna była zadowolona ze swojej decyzji i w zupełności jej nie żałowała. Zrobiła to świadomie.
Udało jej się złapać wolne auto, do którego szybko wsiadła. Podała kierowcy nazwę motelu i ulokowała się wygodnie na tylnym siedzeniu. Za szyba przewijał się znany jej krajobraz, ale starała się zapamiętać go jeszcze lepiej. Gdy auto się zatrzymało Mayson zapłaciła za kurs i wysiadła. Rozejrzała się dookoła, po czym pewnym krokiem weszła do środka.
- Witam ponownie - słaby angielski przeważał w wypowiedzi pulchnej kobiety.
Wzruszyła ramionami bezradnie i podpisała odbiór klucza do pokoju.
Dostała ten sam numer. Dlaczego? Ponieważ rozmyśliła się i nie poleciała do Nowego Jorku.
Nie wsiadła do samolotu.
Nie wróciła do bezpiecznego miejsca, jakim było znajome jej miasto. Została dla Malika. Pragnęła go uratować i przywrócić do normalności. Chciała pomóc Harry'emu w ich akcji.
Z własnej woli została na Kubie.
Czy to była właściwa decyzja?

O tym miała się wkrótce przekonać.

***

Oddział pod dowództwem Harry'ego i Nialla dotarł na Kubę w godzinach wieczornych. Słońce skłaniało się ku horyzontowi, co ułatwiało zadanie bycia niedostrzegalnym. Grupa ulokowała się w niepozornym budynku na obrzeżach miasta, gdzie rozłożyli swój sprzęt i broń.
Styles usiadł na plastikowym krześle, wyjął komórkę z kieszeni i wybrał numer.
- Odstawiłeś ją do Richarda? - zadał pytanie, rozglądając się dookoła.
- Nie było jej na pokładzie samolotu - odpowiedział mężczyzna na drugiej linii.
- Jak to? - Styles prawie zadławił się własną śliną. - Przegapiłeś ją?
- Mówię, ze nie było jej w samolocie. Nie przyleciała do Nowego Jorku. Nawet nie zarejestrowali jej jako pasażera - wyjaśnił dobitniej.
Styles rozłączył się i rzucił telefon o ścianę, która na szczęście okazała się nie być z cegieł i nie uszkodziła za bardzo komórki.
- Co ty, kurwa, robisz? - Horan wytrzeszczył oczy, obserwując jak Harry podnosi swoją własność i pociera ekranem o spodnie.
- Missi nie poleciała do Nowego Jorku - warknął.
- Żartujesz sobie?
- Gdybym, kurwa, żartował to nie rzuciłbym telefonem o ścianę! - krzyknął Styles, nie mogąc poradzić sobie z emocjami.
Nie chciał, żeby cokolwiek zaczęło się komplikować, ale Mayson nagle postanowiła sobie zrobić wakacje i zostać na Kubie trochę dłużej.
- Nie drzyj się na mnie! - odwdzięczył się Niall takim samym tonem.
- Cokolwiek - mruknął zrezygnowany szatyn. - Musimy się dowiedzieć, gdzie się teraz znajduje.
- Przecież jesteśmy tu, żeby uratować Zayna - przypomniał blondyn. - Nie możemy tracić czasu na tą smarkulę.
- Uważaj, co mówisz - ostrzegł Harry, rażąc mężczyznę spojrzeniem.
- Zastanów się, Styles - zaczął Horan sugestywnym tonem. - Nie możemy zmieniać planu. Jeśli zdecydowała się na taki krok, to znaczy, ze zrobiła to z konkretnego powodu. Być może chce nam pomóc i znajdzie się na miejscu akcji.
- Nie uda jej się przeżyć, jeśli pójdzie tam sama.
- Być może nas zaskoczy. I tak nic na to nie poradzisz, więc lepiej zajmij się naszą dzielną załogą.
Rozmowa została ucięta, a Harry został z głową pełną wątpliwości. Miał ratować komisarza, czy dziewczynę? Był skołowany, ale nie mógł w ostatniej chwili zawieść drużyny.
Z godziną zachodu słońca postanowili działać.

***

Liam relaksował się w towarzystwie najlepszych dziewcząt z sekcji VIP.Na początku przejął się tym, że Mayson uciekła, ale uspokoiła go myśl, ze nie zdoła sobie poradzić. Była zbyt osłabiona po odbytej karze i na pewno nie wiedziała, gdzie jest. Przecież zabrał jej dokumenty i pieniądze, a bez tego ani rusz. Przez chwilę było mu jej żal.
Ale tylko przez sekundę.
- Szefie. - Goryl zapukał do drzwi, bojąc się widoku jaki mógł zastać, gdyby je otworzył.
Kobiety z ociąganiem zaprzestały swojej czynności, ubrały się i z uśmiechami na twarzach skierowały się do wyjścia.
- Wejdź - Liam naciągnął spodnie.
Kobiety i mężczyzna wyminęli się w progu.
- Dostarczyli nowy towar.
- Przyzwoite? - cmoknął, udając znawcę.
- Młodziutkie i głupie, szefie. Myślą, ze złapały świetną okazję na dobrą pracę za granicą.
- Przecież złapały. - zarechotał. - Nikt nie wspomniał, ze praca musi być dobra dla nich.
Ochroniarz z przerośniętym karkiem zaniósł się śmiechem.
- Gdzie Malik? - zapytał Liam i spoważniał.
- Odpoczywa po nocnej zmianie.
Szatyn zastanowił się przez chwilę.
- Dobrze, niech odpocznie, bo będę miał dla niego specjalne zadanie - mruknął pod nosem. - Zaraz zejdę do moich nowiutkich dziewczynek.
Ochroniarz z parszywym uśmieszkiem skinął głową i wyszedł z pomieszczenia. Payne poprawił strój, przygładził włosy i poszedł do swojego gabinetu. Od dwóch miesięcy nie miał wiadomości na temat Tomlinsona. Pośrednik Louisa nie pojawił się odkąd nastąpiło przekazanie pieniędzy za złapaną Missi, jakby słuch po nim zaginął. Nie zamierzał się tym przejmować, bo chciał zagarnąć cały majątek Louisa i był na dobrej drodze, żeby to osiągnąć.
Nikt nie był mu w stanie przeszkodzić.

***

Louis Tomlinson - znany sutener , diler i milioner, właściciel jednego z największych burdeli jakie kiedykolwiek powstały. Niestety tak było dawniej.
Teraz gnił w więzieniu i powoli tracił renomę. Kontakty ze wspólnikami uległy zerwaniu, a konto bankowe zostało zablokowane. Nawet Liam przestał się z nim kontaktować, a to przecież Louis wprowadził go w ten jakże wspaniały świat. Od jedynego pośrednika, który pozostał lojalny, dowiedział się, że Payne przejął władze nad kubańskim burdelem i zaskakująco dobrze na tym wychodził.
Tomlinson nie mógł doczekać się, żeby wywołać zdziwienie na twarzy swojego cwanego wspólniczka, któremu miał zamiar wszystko odebrać. Nikt nigdy nie będzie w stanie powstrzymać Louisa Tomlinsona, ani zabrać mu tego, co osiągnął.
Aby bronić swojego, był w stanie zabić.

***

Ciemność.
Chłód.
Strach.
Niepewność.
Zdezorientowanie.
Wątpliwości.
Głód.
Pragnienie.
To odczuwała Missi w tym momencie. Kucała w krzakach nieopodal burdelu. Droga okazała się być prostsza niż zakładała. Czekała w tym miejscu na pojawienie się Harry'ego. Przewidywała, że jego plan polegał na tym, że pod osłoną nocy otoczą budynek i zaatakują znienacka. Wiedziała też, ze mieli dzisiaj przylecieć, dlatego nie wsiadła na pokład swojego samolotu.
- Ty! - usłyszała krzyk po swojej lewej, więc skuliła się jeszcze bardziej. - Pokaż mi się!
Modliła się, żeby to nie było do niej.
- Kurwa, jak ty wyglądasz - zarechotał pierwszy. - Kto ci to zrobił?
- Mała suka nie chciała się uspokoić i tak wywijała nogami, ze pierdolnęła mnie w oko.
- Chciałeś ją wyjebać, co? - jeden z nich nie mógł przestać się śmiać.
Mieli bardzo bogate słownictwo.
- Należało mi się, kurwa, za tą brudną robotę - mruknął ten drugi. - A że ta wyglądała na niewinną cnotkę niewydymkę, to się połasiłem.
- Ale gówno wyszło.
- Niestety przyszedł szef i kazał mi spierdalać w podskokach.
Obaj wybuchnęli śmiechem, kończyli palić papierosy i zniknęli za drzwiami tylnego wyjścia. Kilka minut później drzwi znowu się otworzyły i Mayson zobaczyła znajoma twarz.
Zayn.
Stał tylko kilka kroków od niej. Mogła go zawołać i przekonać do ucieczki. Była w stanie to zrobić. Jednak zanim zdołała przywołać swój głos, budynek został oblany jasnym światłem reflektora, znajdującego się przy helikopterze, który zaczął krążyć nad burdelem. W mgnieniu oka z środku rozległ się pisk dziewcząt i wrzaski mężczyzn, dających rozkazy. Zayn wbiegł do budynku, a Mayson przeklęła pod nosem.
Akcja rozpoczęła się na dobre.
Znikąd nadjechała masa wielkich policyjnych samochodów.
- Jesteście otoczeni! Wyjdź z rękoma na głowie, Payne! Nie uciekniesz nam tym razem! Jesteśmy z każdej strony! - gdzieś w ciemności rozległ się męski głos.
Dziewczyna czekała na swoim miejscu i z uwagą obserwowała sytuację. Głównym wyjściem wysypała się grupa, licząca dziesięciu strażników. Tylko tylu ich tu pracowało, ale i tak brakowało jednego. Szatynka nie dostrzegła Zayna, który był nowym, jedenastym nabytkiem narkomana.
- Połóżcie broń na ziemi i podnieście ręce nad głowę! - rozkazał ten sam głos, a poddani zostali przejęci przez zamaskowanych policjantów.
- Gdzie ty jesteś? - mruknęła pod nosem i przygryzła wargę.
Jak na zawołanie mulat znalazł się w tym samym miejscu, co wcześniej, ale teraz trzymał w dłoni broń. Missi powoli wychyliła się z zarośli i cicho gwizdnęła. Zaskoczony Malik gwałtownie odwrócił się do źródła dźwięku.
- To ja, nie strzelaj - rzuciła cicho zanim się odezwał.
- Co ty tu robisz? - zapytał szeptem, udając że patroluje teren.
- Poddaj się i wróć ze mną do Nowego Jorku - poprosiła.
Wtedy grube łapy złapały jej drobne ciało i pociągnęły w gorszą ciemność. Pisnęła głośno, nie wiedząc, co się dzieje.
- Mam ją! - wrzasnął porywacz i zaciągnął ją do pobliskiego auta.
Przez szybę ujrzała Harry'ego, który dał jej znak głową, że wszystko w porządku. Obok niego stał ten nadęty blondyn. Nie wyrywała się ani nie protestowała. Nie chciała się wtrącać, bo i tak nic by nie zdziałała. Zrozumiała to za późno.
Harry uważnie obserwował ruchy Zayna, który jako jedyny stawiał opór. Nie poznawał go. Jego partner nigdy by tak nie postąpił. Nie mierzyłby do swojego kolegi z broni.
- Poddaj się Zayn i pozwól nam odstawić cię do domu! - powiedział przez megafon.
Malik pokręcił głową na "nie" i obejrzał się za siebie. Za jego plecami pojawił się sam Liam Payne, który również miał broń.
- Daję wam ostatnią szansę! - Styles nie ustępował, a reszta oddziału czekała na wskazówki.
Niall niemo obserwował zdarzenie. Ku zdziwieniu wszystkich obecnych Payne złapał Zayna za szyję mocnym chwytem i przystawił mu pistolet do skroni.
- Teraz będziecie mieli odwagę zrobić kolejny krok?! - wydarł się Liam. - Jeden fałszywy ruch, a on straci życie!
Harry wstrzymał powietrze, ale zachował zimną krew.
- Nie masz z nami szans! - odpowiedział.
- Pierdolcie się!
Liam Payne nie był łatwym przeciwnikiem. Częściowo wyżarty mózg sprawiał, że umiał narażać się na największe ryzyko. Horan wysunął dłoń do przodu i odblokował broń. Jednym, celnym strzałem uszkodził ramię narkomana, który odskoczył do tyłu, puszczając Malika. Zszokowany Payne naszykował się do oddania strzału, ale Niall szybko mu to uniemożliwił, celując w sam środek jego klatki piersiowej.
Liam Payne był unieszkodliwiony.
Na zawsze.
- Co ty robisz, Malik? - zapytał Styles, ciągle używając megafonu. - Zostałeś sam. Nie uda ci się uciec.
Ze zdezorientowania i braku innej możliwości mulat oddał kilka ślepych strzałów, przez co sam oberwał od jednego z policjantów. Missi zarejestrowała jego upadek na ziemię.
Wstrzymała oddech i zakryła dłonią usta, patrząc na ten obraz załzawionymi oczami.

Co będzie dalej?



--------------------------------------------------------------------------------------------

Przeżył?

O tym dowiecie się już wkrótce.



Czekajcie na rozdział z niecierpliwością, bo będę miała dla was BARDZO WAŻNĄ WIADOMOŚĆ :)

Kocham! xxx

2 komentarze:

  1. Ahfnewognwoirangngorangnal omg omg :oo jak Zayn umrze to nie wiem co będzie :oo i wgl Louis :oo tyle sie dzieje :oo i zamiast uczyć sie na sprawdziany czytam :') omgomg kiedy będzie następny? <33 ja nie moge serce mi stanęło :oo czekam na kolejny rozdział ;** weny ;** <33

    OdpowiedzUsuń
  2. Matko bosko, może Zayn po strzale odzyska pamięć? Mam nadzieję, ale czekamy co ty napiszesz dalej i nikt tego nie zrobi lepiej od ciebie :)

    OdpowiedzUsuń