WESOŁYCH ŚWIĄT ROBACZKI!!!!!
Akcja będzie rozkręcała się powoli ;)
Postaram się jak najszybciej dodać kolejny rozdział.
----------------------------------------------------------------------------------
Minęło dwa i pół roku od rozprawy w sprawie Zayna Malika oskarżonego o zdradę i pracę dla wroga. Świat ruszył do przodu. Wszystko zostało zapomniane. Temat znudził się prasie, ludziom i telewizji.
Nikt już nie mówił o wydarzeniach sprzed dwóch i pół roku.
Nikt nie przejmował się zmianą osobowości genialnego komisarza.
Nikt nie wierzył w bajkę o nielegalnej operacji.
Nikt nie próbował tego wyjaśniać.
Nikt już nie mówił o śmierci słynnego Liama Payne'a.
Nikt nie myślał o Louisie Tomlinsonie.
Nikt nie mówił o klęsce jaką poniósł słynny Zayn Malik.
Świat nie lubił monotonności.
***
- Dzień dobry - Missi przywitała się z dziewczyną za ladą i przeszła na zaplecze, żeby odłożyć torebkę i drugie śniadanie.
Od kilku miesięcy pracowała jako ekspedientka w sklepie z ubraniami. Podobało jej się to ze względu na prawie całkowity brak stresu. Zakolegowała się z resztą zespołu i lubiła rozmawiać z bardziej znanymi jej klientami, którzy chętnie odwiedzali sklep.
- Możesz iść do domu, Diana. - Złapała blondynkę pod rękę i cmoknęła ją w policzek.
Były w podobnym wieku, więc szybko się zaprzyjaźniły.
- Dzięki Bogu - westchnęła. - Myślałam, że zwariuję.
- Co się stało?
- Zarwałam nockę - odparła smętnie.
- Z małą coś nie tak? - zainteresowała się Mayson.
- Całą noc płakała. Wydaje mi się, że ma kolkę.
- Dam ci namiar na dobrego lekarza.
Missi wyskrobała na małej karteczce nazwisko, adres i telefon do doktora. Jej koleżanka dwa lata temu urodziła córeczkę, a tuż po tym wyszła szczęśliwie za mąż.
- Dziękuję ci bardzo. - Przytuliła Mayson i schowała informacje do kieszeni. - Mark starał się mi pomóc, ale mała była strasznie uparta.
- Trzymam kciuki, żeby wszystko było dobrze.
Pożegnały się, a szatynka zaczęła swoją zmianę.
***
Samochód policyjny zatrzymał się przed szarym, brudnym blokiem który był jednym z wielu na Brooklynie. Zayn stracił pracę i poprzednie mieszkanie, chociaż nie wiedział, że takowe miał. Zapewnili mu pracę i małą kawalerkę pod warunkiem, ze jego zachowanie w dalszym ciągu będzie poprawne. W więzieniu nie przysparzał kłopotów, więc sąd zadecydował o skróceniu wyroku.
W ten sposób Malika wypuszczono po dwóch latach i sześciu miesiącach.
- Będziemy cię sprawdzali co jakiś czas, a wizyty nie będą zapowiadane - poinformował policjant. - Strzeż się, Malik.
W New York Police Departement nikt nie traktował sylwetki Zayna poważnie. Kiedy rozeszła się wiadomość o zdradzie i wyroku, wszyscy stracili do niego zaufanie. Wręcz zaczęli darzyć go nienawiścią.
Komisarz Malik już dla nikogo nie istniał.
Nawet dla samego Zayna.
- Mam nadzieję, ze nie do zobaczenia - prychnął mężczyzna, kiedy mulat wyszedł z auta.
Nie odpowiedział. Przewiesił torbę ze swoimi rzeczami przez ramię i skierował się do budynku. Za dwie godziny miał zacząć pracę w pobliskim magazynie ogromnej firmy, której nazwy nie pamiętał. Dotarł na trzecie piętro i otworzył drzwi nowego mieszkania. Jego stan był opłakany. Ściany były obdrapane i brudne, a zniszczone meble pokrywała warstwa kurzu. Całość składała się z aneksu kuchennego, malutkiej łazienki i pokoju głównego, który miał służyć za sypialnię i salon.
- Witam w nowym domu - powiedział do siebie z sarkazmem.
***
Harry został mianowany starszym komisarzem na swoim wydziale w Australii. Był szczęśliwy i czuł, że się spełnia. Kilka miesięcy po przeprowadzce tam poznał dziewczynę, z którą spotykał się do tej pory. Byli parą od roku. Miał spore mieszkanie, nowych znajomych, dobrą pracę i miłość.
Jednak mimo wszystko w jego sercu pozostała zadra. Czasami zdarzyło mu się pomyśleć o byłym wspólniku z Nowego Jorku i słodkiej, miłej dziewczynie, którą uratował. Chciał utrzymywać z nią jakikolwiek kontakt, ale nienawiść jaka się w nim narodziła, nie pozwalała mu na to.
***
Praca Zayna okazała się być ciężka i wymagająca. Przez cały dzień musiał nosić ogromne paczki, co było uciążliwe i męczące. Nie był na to przygotowany, ale nie było mu wolno narzekać. Dzielnie robił swoje. O ósmej wieczorem był wolny i szykował się do wyjścia.
- Ty, nowy! - zawołał kierownik. - Chodź no tutaj.
Zayn posłusznie wypełnił rozkaz i wszedł do małego kantorka.
- Jutro zaczynasz o szóstej rano i nie wyjdziesz dopóki nie wykonasz przydzielonej ci pracy, zrozumiałeś?
- Jestem nowy. Nie powinienem mieć jakiegoś czasu próbnego? - zapytał mulat, marszcząc czoło.
- Słucham? - prychnął tamten. - Jaki czas próbny? Coś ty sobie wymyślił? U nas nie ma takich wygód.
- Myślałem, że...
- Więc lepiej przestań myśleć. Tutaj się robi, a nie myśli - przerwał mu. - To wszystko, co miałem ci do przekazania. Do jutra.
Mali bez gadania opuścił pseudo gabinet grubego zrzędy i wyszedł na ciemna ulicę. Nic nie przygnębiało bardziej niż grudniowe dni, które kończyły się dość szybko.
- Wpakowałeś się w gówno, Zayn - mruknął do siebie, zanim wszedł do sklepu całodobowego.
Obszedł wszystkie alejki i wybrał to, czego potrzebował. Podszedł do lady i zobaczył zblazowanego kasjera, który właśnie czytał komiks. Malik zmusił go do przerwania lektury i skasowania produktów.
- To wszystko? - zapytał z widoczną nadzieją, ze odpowiedź będzie twierdząca.
Zayn przebiegł wzrokiem półkę z alkoholami.
- Poproszę jeszcze dwie setki czystej.
- Proszę bardzo - wymamrotał mężczyzna i wyświetlił sumę zakupów.
Mulat zapłacił i czym prędzej opuścił sklep. Tacy ludzie przyprawiali go o mdłości. Ludzie naprawdę nie doceniali życia. Nie myśleli o tym, że mogą wszystko stracić w mgnieniu oka.
W mniemaniu Zayna ludzie byli zbyt naiwni i żałośni.
***
Mijał dzień za dniem. Żaden nie różnił się od poprzedniego.
Mayson czasami wydawało się, że powoli wariowała. Chciała pozbyć się monotonności ze swojego życia, ale nie umiała tego zrobić. Pewnego dnia, w drodze do pracy, przystanęła przy stoisku z gazetami. Na pierwszej stronie widniało zdjęcie zmiażdżonego samochodu i wielki napis głoszący:
"Tragiczny wypadek - matka osierociła syna"
Z ciekawości kupiła gazetę i poszła do sklepu. Kiedy nie było klientów Missi wzięła się za lekturę.To, co przeczytała, rozerwało jej serce na kawałki.
Ofiarą w wypadku była Daisy Ralf. Była narzeczona Malika i matka małego Mike'a.
- O mój Boże - wymamrotała pod nosem, ledwie oddychając.
Zmięła gazetę w dłoniach i zacisnęła powieki, żeby nie wypuścić łez. Zszokowana chciała chwycić za telefon i zadzwonić do Zayna, ale w porę przypomniała sobie, że nie był tym, kim chciała żeby był. Trzęsącą ręką odłożyła komórkę, a gazetę wyrzuciła do kosza.
Przez resztę pracy martwiła się o małego Mike'a, który w wieku prawie ośmiu lat został bez matki. W mieszkaniu Mayson pozwoliła sobie na obejrzenie telewizji i dalsze torturowanie się dzisiejszym wypadkiem. Była ciekawe, co zamierzali zrobić z dzieckiem.
Przecież Zayn nie pamiętał, że miał syna.
***
- Hey, Missi! - przywitała się Diana, machając z zaplecza.
Mayson dotarła do swojej szafki i przebrała się w firmowe ubrania.
- Jak mała? - zapytała, wiążąc włosy w kucyk.
- Poszłam do lekarza, którego poleciłaś i ból odszedł jak ręką odjął. Dostała kropelki, które musi brać dwa razy dziennie przez kilka dni.
- Mówiłam ci, że wszystko się ułoży. - Missi pogładziła koleżankę po ramieniu. - Ty i Mark się wyspaliście?
- Jak nigdy - zaśmiała się dziewczyna.
W wesołych nastrojach wróciły do pracy. Ze względu na opady śniegu i deszczu, ludzie nie wychodzili z domów, więc miały więcej wolnego niż zwykle.
- Tylko dziesięć dni do świąt - westchnęła współpracownica. - Muszę wziąć się za przygotowania.
- Ja też. Jeszcze nie zaczęłam sprzątać. Jestem w kropce.
- Rozumiem, że w tym roku również spędzisz z nami Wigilię.
- Jeśli nie dostanę lepszej propozycji, to będę zmuszona. - Mayson udała znudzoną i zdegustowaną.
- Jeszcze przyjdziesz na kolanach - prychnęła Diana.
Zrobiły sobie kawę i pochłonęła ich rozmowa.
- Właśnie - dziewczyna nagle sobie przypomniała.
- Co? - zapytała zdezorientowana Missi.
- Słyszałaś, że słynny, zdeprawowany Zayn Malik wyszedł z więzienia?
Serce Mayson zwiększyło tempo.
- Co takiego? - Zmarszczyła czoło. - Jesteś pewna, ze nie pomyliłaś nazwiska?
- Nie. Czemu miałabym?
Nowa koleżanka Missi nie znała jej historii, która wiązała się z brudną robotą, burdelem, Malikiem i psychiatrykiem. Była prostytutka obawiała się, że dziennikarze wykopią wszystko na wierzch.
- Co tak zamarłaś? - Diana wybudziła ją z chwilowego stanu otępienia.
Mayson pokręciła głową i obdarzyła koleżankę uśmiechem.
- Podobno jest z resocjalizowany i ma przejąć opiekę nad synem, którego miał z tą dziewczyną, która zginęła wczoraj w tym strasznym wypadku. Podobno była w drodze z Manhattanu do Queens. Mały trafił do tutejszego sierocińca.
- Naprawdę? - Dziwił ją fakt, ze sąd zgodził się na takie rozwiązanie.
- Tak słyszałam, ale wiesz jak to jest - wymamrotała Diana.
Nie miała możliwości pociągnąć tematu, bo zabrzmiały dzwoneczki przy drzwiach wejściowych, więc musiała pójść obsłużyć klienta.
Mayson została na zapleczu sama z okropnymi myślami.
Czy teraz Zayn spełni swoją obietnicę?
***
- Jak to, kurwa, nie udało ci się tego załatwić?! - wrzasnął zdenerwowany Tomlinson.
- Po prostu... - zaczął adwokat.
- Obiecałeś mi, że załatwisz mi przepustkę!
- Uspokój się i daj mi wszystko wyjaśnić - poprosił mężczyzna.
- Dawaj. - Louis opadł na metalowe krzesło i oparł się nonszalancko. - No zaczynaj.
- Sąd uznał, ze nie jesteś odpowiednio przygotowany psychicznie, żeby wrócić do społeczeństwa. Nie chce narażać ludzi i twoich byłych współpracowników.
- Przekaż szanownemu sędziemu, że mam to głęboko w dupie - rzucił oskarżony. - Czy wyjdę teraz, czy później i tak załatwię, to co mam do załatwienia. I to nie jest wasz interes.
- Własnie tu się mylisz.
- Chuj wam do tego, co zrobię na wolności!?
Tomlinson od kilku miesięcy nie potrafił panować nad swoimi emocjami.
- Jeśli ich zabijesz, albo nawet skrzywdzisz, to dostaniesz podwójne dożywocie - wyjaśnił adwokat.
- Sram na to! Nie będę się z nikim pierdolił!
Mężczyzna w garniturze wstał z krzesła, poprawił marynarkę i skierował się do wyjścia.
- A ty gdzie się, kurwa, wybierasz? - zapytał Lousi dużo spokojniej. - Jeszcze nie skończyliśmy rozmawiać.
- Ja skończyłem. Nie będę rozmawiał z tak niepanującym nad sobą typkiem, jak ty Tomlinson - tym zdaniem zakończył ich spotkanie.
Czy uda się Louisowi wyjść na wolność?
***
- Ja nie mam syna - powtórzył po raz kolejny do słuchawki.
Od rana ludzie z opieki społecznej wydzwaniali z zamiarem ustalenia terminu podjęcia opieki nad Mike'em.
- Testy DNA mówią zupełnie co innego - kobieta uparcie dążyła do celu. - Znaleźliśmy je w rzeczach chłopca.
- Mogą być podrobione.
- Możemy je powtórzyć - zaproponowała.
- Nie ma mowy. Nie zgadzam się na jakieś głupie testy. Mam was dosyć. Nękacie mnie od rana. Przykro mi, ale nie wskóracie nic w tej sprawie. Nie wepchniecie mi dzieciaka na siłę. Ja go nawet nie znam.
Malik był przerażony wizją bycia ojcem. Nigdy nawet o tym nie pomyślał.
- Mike, bo tak ma na imię pański syn, pozostał bez matki, która była jego dotychczas jedyną bliską osobą. Proszę mnie zrozumieć. Chcę dla niego jak najlepiej. Sierociniec to nie najlepsze miejsce dla dzieci, które mają szanse żyć normalnie.
- Skąd pani pewność, że ze mną miałby normalne życie - uniósł głos, tracąc cierpliwość. - Dobrze pani wie, że niedawno wyszedłem z więzienia i jestem na zwolnieniu warunkowym. Czy to dobry pomysł, żeby dać mi dzieciaka pod opiekę.
- On nie ma nikogo poza panem...
- Nie dbam o to! - krzyknął w końcu.
- Czy pan chciałby znaleźć się w tak okropnej sytuacji?
- Proszę nie stosować na mnie tej techniki - warknął groźnie. - Wiem, że chłopak przeżywa, ale ja nie zapewnię mu tego, czego będzie potrzebował.
- Odpowiednie ośrodki będą częściowo wspomagać pana finansowo.
Kobieta była nie ugięta.
- Ja nie nadaję się na opiekuna, a tym bardziej na ojca. - Zayn złapał się za głowę i zamknął oczy.
- Proszę spróbować - poprosiła. - Dowiedział się o śmierci matki od innych dzieciaków w szkole, które się z niego śmiały. Boję się o niego. Może sobie nie poradzić. On potrzebuje wsparcia.
- Domyślam się, ale... Proszę mnie zrozumieć - nalegał Malik.
Doskonale wiedział, ze nie spełni się w tej roli.
Nie chciał zniszczyć życia młodemu dzieciakowi.
- Proszę się zastanowić.
- Odezwę się do państwa jutro z pewną decyzją w tej sprawie - oznajmił i przerwał połączenie.
Czy Zayn zdecyduje się pomóc innej osobie, jeśli nie mógł pomóc sobie?
One Direction w opowiadaniu NIE istnieje. Sławne osoby użyczają wyglądu i nazwisk. Charakter postaci został ukształtowany przez autora. Mogą pojawić się sceny brutalne i erotyczne.
26 grudnia 2015
16 grudnia 2015
35.
Szykujcie się na szok i duuuże zaskoczenie :)
--------------------------------------------------------------------------------------------
*ROK PO ROZPRAWIE*
Richard Steel:
Mężczyzna przeszedł na emeryturę niecały miesiąc po osadzeniu Malika w więzieniu. Nie chciał wykonywać zawodu, który kojarzył mu się ze stratą najlepszego pracownika. W pewnym sensie wierzył w sens słów dziewczyny, ale nigdy nikomu o tym nie powiedział. Wyprowadził się i od sześciu miesięcy mieszkał w Londynie ze swoją żoną i psem.
Wiedzie spokojne życie.
"Pamięć jest straszliwa. Człowiek może o czymś zapomnieć - ona nie. Po prostu odkłada rzeczy do odpowiednich przegródek. Przechowuje dla ciebie różne sprawy albo je przed tobą skrywa - i kiedy chce, to ci to przypomina. Wydaje ci się, że jesteś panem swojej pamięci, ale to odwrotnie - pamięć jest twoim panem."
Niall Horan:
Został na wydziale i przejął pałeczkę Richarda zaraz po jego zwolnieniu się. Nie miał zamiaru rezygnować z zawodu, który kochał. Był mocno zaskoczony wyrokiem i współczuł Zaynowi. Po rozprawie nie wracał do tematu.
Ani razu nie skomentował tamtego wydarzenia.
"Lepiej bez celu iść naprzód niż bez celu stać w miejscu, a z pewnością o niebo lepiej, niż bez celu się cofać."
Bella Dreal:
Tydzień po rozprawie została przeniesiona na wydział do spraw oszustw finansowych. Każdego dnia tęskniła za komisarzem Malikiem, ale nie łudziła się, że kiedykolwiek znowu go zobaczy. W jej życiu nie nastąpiły żadne większe zmiany.
Torturowała się myślą, że mogła pomóc komisarzowi, ale tego nie zrobiła.
"Nie żałuj, nigdy nie żałuj, że mogłeś coś zrobić w życiu, a tego nie zrobiłeś. Nie zrobiłeś, bo nie mogłeś."
Harry Styles:
Od razu po stracie swojego partnera, którego zamknęli, poprosił o przeniesienie. Udało się, więc wyjechał do Australii. Przestał kontaktować się ze wszystkimi, z którymi miał styczność podczas pobytu w Nowym Jorku. Jego rodzina nie udzielała żadnych informacji na jego temat. Wszyscy milczeli, a Harry jakby zapadł się pod ziemię.
Miał nigdy nie wybaczyć ani Missi, ani Zaynowi.
"W nienawiści kryje się strach."
Daisy Ralf:
Kiedy dowiedziała się, co działo się z Zaynem i że został skazany, wyjechała z Nowego Jorku, znikając z dnia na dzień. Zabrała syna i wyniki badań na ojcostwo. Nie chciała, żeby jej rodzina miała styczność z przestępcą. Nie uwierzyła Mayson w historię o nielegalnej operacji mózgu.
"Dom rodzinny jest zwykle miejscem, gdzie wyładowuje się nagromadzone w ciągu dnia urazy. Jest miejscem oczyszczenia, w którym można pozwolić sobie na więcej niż poza domem."
Missi Mayson:
Obiecano jej, że za pół roku zostanie wypisana ze szpitala psychiatrycznego. Jej stan wcale nie uległ większej zmianie, ale nauczyła się udawać. Nabył wiele przydatnych umiejętności, jak ukrywanie prawdziwych emocji i uczuć, czy kłamanie w żywe oczy. Chciała się wyrwać na wolność. Nienawidziła Stylesa za to, że ją tu wsadził.
Okropnie tęskniła za Malikiem, ale umiała oszukać samą siebie.
"W głowie milion myśli,
każda z nich spleciona z inną.
Tworzę sobie własną rzeczywistość.
Euforia, wspomnienia, smutek i ludzie.
Czuję, że znów jestem sobą.
Tylko którą sobą?"
"Potem, przez następne miesiące wydawało mi się, że żyję za karę. Nienawidziłam poranków. Przypominały mi, że noc ma swój koniec i trzeba znowu radzić sobie z myślami."
Zayn Malik:
Więzienie okazało się miejscem, gdzie nikt nie liczył się z nikim. Więźniowie byli traktowani jak zwierzęta. Przez własny upór wytrzymał rok i postanowił, że będzie się dobrze zachowywał. Dzięki temu była możliwość, że wyszedłby na wolność wcześniej. Niestety jego nienawiść do świata rosła.
Ale nie tylko do świata...
Głównie do Mayson i policji. Wiedział, że jak wyjdzie z więzienie, to spełni daną jej obietnicę.
"Nienawiść jest najsubtelniejszą formą gwałtu."
"Nienawidziłem każdej minuty pobytu tutaj, ale powtarzałem sobie: nie poddawaj się, przecierp teraz i żyj resztę życia jako mistrz."
"Nawet nienawiść może być swego rodzaju pomostem."
***
*1,5 ROKU PO ROZPRAWIE*
Udało się.
Wypuścili ja i ze spokojem mogła opuścić mury obskurnego budynku, który przyprawiał ją o odruch wymiotny. Ze swoim skromnym bagażem wsiadła do taksówki i wskazała kierowcy drogę. Dostała małe mieszkanie w ramach nowego startu po rehabilitacji. Przeniesiono ją z Manhattanu, gdzie mieszkała z Zaynem, który miał tam pracę, do Queens. Potrzebowała zmian. Już od poniedziałku miała zacząć nową pracę w sklepie odzieżowo-obuwniczym.
Po trzydziestu minutach dojechała na miejsce, zapłaciła taksówkarzowi i weszła do mieszkania. W środku były już meble i większość ważnego wyposażenia. Pozostało jej tylko zaklimatyzować się w nowym miejscu.
***
Adwokat Tomlinsona miał przyjemność poinformować go, że sąd zaczął brać pod uwagę jego dobre zachowanie. Jednak nie oznaczało to, że zostanie zwolniony wcześniej. Najprawdopodobniej przeniosą go do części więzienia o mniej zaostrzonym rygorze. Mimo wszystko Louis nie przestawał planować zemsty na wszystkich, którzy go zdradzili.
Nie wiedział, że Liam Payne już nigdy miał mu nie przeszkodzić.
***
Malik dostosował się do wymogów i postarał się o to, żeby nie mieć wrogów. Nie wychylał się, chcąc zostać z dala od problemów. Skupił się na dbaniu o kondycję i mózg. Lubił przesiadywać w skąpej więziennej bibliotece. Zaszywał się tam za każdym razem, kiedy musiał pomyśleć o planach na przyszłość.
***
Życia trojga ludzi wkrótce miało obrócić się o sto osiemdziesiąt stopni.
Co z tego wyniknie?
Kto będzie zadowolony?
Kto upadnie na dno?
Kto będzie wygranym, a kto przegranym?
Tego dowiecie się w drugiej części opowiadania "It was only just a dream...".
------------------------------------------------------------------------------------------
Z niecierpliwością wyczekujcie nowego rozdziału, skarby ;)
--------------------------------------------------------------------------------------------
*ROK PO ROZPRAWIE*
Richard Steel:
Mężczyzna przeszedł na emeryturę niecały miesiąc po osadzeniu Malika w więzieniu. Nie chciał wykonywać zawodu, który kojarzył mu się ze stratą najlepszego pracownika. W pewnym sensie wierzył w sens słów dziewczyny, ale nigdy nikomu o tym nie powiedział. Wyprowadził się i od sześciu miesięcy mieszkał w Londynie ze swoją żoną i psem.
Wiedzie spokojne życie.
"Pamięć jest straszliwa. Człowiek może o czymś zapomnieć - ona nie. Po prostu odkłada rzeczy do odpowiednich przegródek. Przechowuje dla ciebie różne sprawy albo je przed tobą skrywa - i kiedy chce, to ci to przypomina. Wydaje ci się, że jesteś panem swojej pamięci, ale to odwrotnie - pamięć jest twoim panem."
Niall Horan:
Został na wydziale i przejął pałeczkę Richarda zaraz po jego zwolnieniu się. Nie miał zamiaru rezygnować z zawodu, który kochał. Był mocno zaskoczony wyrokiem i współczuł Zaynowi. Po rozprawie nie wracał do tematu.
Ani razu nie skomentował tamtego wydarzenia.
"Lepiej bez celu iść naprzód niż bez celu stać w miejscu, a z pewnością o niebo lepiej, niż bez celu się cofać."
Bella Dreal:
Tydzień po rozprawie została przeniesiona na wydział do spraw oszustw finansowych. Każdego dnia tęskniła za komisarzem Malikiem, ale nie łudziła się, że kiedykolwiek znowu go zobaczy. W jej życiu nie nastąpiły żadne większe zmiany.
Torturowała się myślą, że mogła pomóc komisarzowi, ale tego nie zrobiła.
"Nie żałuj, nigdy nie żałuj, że mogłeś coś zrobić w życiu, a tego nie zrobiłeś. Nie zrobiłeś, bo nie mogłeś."
Harry Styles:
Od razu po stracie swojego partnera, którego zamknęli, poprosił o przeniesienie. Udało się, więc wyjechał do Australii. Przestał kontaktować się ze wszystkimi, z którymi miał styczność podczas pobytu w Nowym Jorku. Jego rodzina nie udzielała żadnych informacji na jego temat. Wszyscy milczeli, a Harry jakby zapadł się pod ziemię.
Miał nigdy nie wybaczyć ani Missi, ani Zaynowi.
"W nienawiści kryje się strach."
Daisy Ralf:
Kiedy dowiedziała się, co działo się z Zaynem i że został skazany, wyjechała z Nowego Jorku, znikając z dnia na dzień. Zabrała syna i wyniki badań na ojcostwo. Nie chciała, żeby jej rodzina miała styczność z przestępcą. Nie uwierzyła Mayson w historię o nielegalnej operacji mózgu.
"Dom rodzinny jest zwykle miejscem, gdzie wyładowuje się nagromadzone w ciągu dnia urazy. Jest miejscem oczyszczenia, w którym można pozwolić sobie na więcej niż poza domem."
Missi Mayson:
Obiecano jej, że za pół roku zostanie wypisana ze szpitala psychiatrycznego. Jej stan wcale nie uległ większej zmianie, ale nauczyła się udawać. Nabył wiele przydatnych umiejętności, jak ukrywanie prawdziwych emocji i uczuć, czy kłamanie w żywe oczy. Chciała się wyrwać na wolność. Nienawidziła Stylesa za to, że ją tu wsadził.
Okropnie tęskniła za Malikiem, ale umiała oszukać samą siebie.
"W głowie milion myśli,
każda z nich spleciona z inną.
Tworzę sobie własną rzeczywistość.
Euforia, wspomnienia, smutek i ludzie.
Czuję, że znów jestem sobą.
Tylko którą sobą?"
"Potem, przez następne miesiące wydawało mi się, że żyję za karę. Nienawidziłam poranków. Przypominały mi, że noc ma swój koniec i trzeba znowu radzić sobie z myślami."
Zayn Malik:
Więzienie okazało się miejscem, gdzie nikt nie liczył się z nikim. Więźniowie byli traktowani jak zwierzęta. Przez własny upór wytrzymał rok i postanowił, że będzie się dobrze zachowywał. Dzięki temu była możliwość, że wyszedłby na wolność wcześniej. Niestety jego nienawiść do świata rosła.
Ale nie tylko do świata...
Głównie do Mayson i policji. Wiedział, że jak wyjdzie z więzienie, to spełni daną jej obietnicę.
"Nienawiść jest najsubtelniejszą formą gwałtu."
"Nienawidziłem każdej minuty pobytu tutaj, ale powtarzałem sobie: nie poddawaj się, przecierp teraz i żyj resztę życia jako mistrz."
"Nawet nienawiść może być swego rodzaju pomostem."
***
*1,5 ROKU PO ROZPRAWIE*
Udało się.
Wypuścili ja i ze spokojem mogła opuścić mury obskurnego budynku, który przyprawiał ją o odruch wymiotny. Ze swoim skromnym bagażem wsiadła do taksówki i wskazała kierowcy drogę. Dostała małe mieszkanie w ramach nowego startu po rehabilitacji. Przeniesiono ją z Manhattanu, gdzie mieszkała z Zaynem, który miał tam pracę, do Queens. Potrzebowała zmian. Już od poniedziałku miała zacząć nową pracę w sklepie odzieżowo-obuwniczym.
Po trzydziestu minutach dojechała na miejsce, zapłaciła taksówkarzowi i weszła do mieszkania. W środku były już meble i większość ważnego wyposażenia. Pozostało jej tylko zaklimatyzować się w nowym miejscu.
***
Adwokat Tomlinsona miał przyjemność poinformować go, że sąd zaczął brać pod uwagę jego dobre zachowanie. Jednak nie oznaczało to, że zostanie zwolniony wcześniej. Najprawdopodobniej przeniosą go do części więzienia o mniej zaostrzonym rygorze. Mimo wszystko Louis nie przestawał planować zemsty na wszystkich, którzy go zdradzili.
Nie wiedział, że Liam Payne już nigdy miał mu nie przeszkodzić.
***
Malik dostosował się do wymogów i postarał się o to, żeby nie mieć wrogów. Nie wychylał się, chcąc zostać z dala od problemów. Skupił się na dbaniu o kondycję i mózg. Lubił przesiadywać w skąpej więziennej bibliotece. Zaszywał się tam za każdym razem, kiedy musiał pomyśleć o planach na przyszłość.
***
Życia trojga ludzi wkrótce miało obrócić się o sto osiemdziesiąt stopni.
Co z tego wyniknie?
Kto będzie zadowolony?
Kto upadnie na dno?
Kto będzie wygranym, a kto przegranym?
Tego dowiecie się w drugiej części opowiadania "It was only just a dream...".
------------------------------------------------------------------------------------------
Z niecierpliwością wyczekujcie nowego rozdziału, skarby ;)
7 grudnia 2015
34.
Ważne info pod rozdziałem!
---------------------------------------------------------------------------------------------
Missi Mayson - dziewczyna po ciężkich przejściach.
Jej życie zmieniło się w koszmar na trzy miesiące. W młodości straciła rodzinę, ale nie załamała się i wzięła sprawy w swoje ręce. W towarzystwie Tomlinsona czuła się bezpieczniej niż w przytułku, bo to było jedyne miejsce, w którym naprawdę ją chciano. Dziewczyna, którą wtedy była nie widziała niczego dobrego w otaczającym ją świecie. Przyjęła swoją rolę wyrzutka i egzystowała. Wszytko się zmieniło po aresztowaniu Louisa. Przy komisarzu Maliku zaczęła dostrzegać uroki życia i cieszyć się małymi rzeczami. Przestała myśleć pesymistycznie i nawet zdobyło coś, na czym jej zależało.
Widocznie plan Boga był inny...
Missi Mayson - od wczoraj pacjentka szpitala psychiatrycznego.
Po powrocie z Kuby do Nowego Jorku i tygodniowym załatwianiu wszystkich formalności stała się wolną kobietą. Jednak nie na długo.
Styles odprawił ją w okropne miejsce, twierdząc, że robił to dla jej dobra. Mayson czuła, że jej pychika się zmieniła, ale nie sądziła, że kiedykolwiek odeślą ją do psychiatryka. W międzyczasie dowiedziała się, że Zayn przeżył i wytoczono mu proces. Żadnych więcej szczegółów.
- Witaj, Missi. - Do pokoju szatynki weszła starsza kobieta z tacą.
- Dzień dobry, pani Bethany - odpowiedziała grzecznie.
- Mów mi Beth, słońce - odparła i odstawiła tacę na niewielki stolik.
Mayson wcale nie czuła się dobrze w tym miejscu. Całą noc nie mogła zasnąć, a z pokoju obok ciągle wydobywały się przerażające krzyki.
- Gdzie twoja współlokatorka? - zainteresowała się kobieta.
- Nie powiedziała mi gdzie wychodzi. Po prostu to zrobiła.
- Oh, w porządku - pielęgniarka mruknęła pod nosem. - Lubi być tajemnicza. Znajdę ją później, a teraz musisz wziąć swoją porcję witamin. - Podała szatynce mały kubeczek.
Dziewczyna niechętnie przełknęła tabletki i popiła je wodą. Nie była pewna, co do właściwości tych specyfików, ale miała wrażenie, że po nich stawała się spokojniejsza.
- Jak się czujesz? - zapytała kobieta, patrząc na nią troskliwie.
- Bywało lepiej - Missi odpowiedziała szczerze.
- Zobaczysz, że w końcu wszystko się ułoży - powiedziała z uśmiechem i chwyciła tacę. - Idę poszukać Lindy.
Linda była współlokatorką Mayson. Znały się od wczoraj i niekoniecznie za sobą przepadały. Koegzystowały, bo musiały. Nie zapowiadało się na przyjaźń.
Missi została sama.
Nie tylko w pokoju, ale też w życiu. Nie miała nikogo, kto udzieliłby jej wsparcia i obdarzył troską. Nawet Harry odnosił się do niej z dystansem, którego wcześniej nie okazywał. Musiał być zły za to, co stało się na Kubie i za to w jakim stanie znalazł się Zayn.
Teraz liczyło się tylko dotrwanie do końca i zaczęcie wszystkiego od nowa.
***
Zayn był przetrzymywany w areszcie od tygodnia.
Wsadzili go tam od razu po przylocie do kraju. Nie wiedział, za co był karany i dlaczego toczono proces w jego sprawie. Na Kubie próbował się bronić i nic więcej. Nie popełnił żadnego przestępstwa. Faktem było, że pracował dla sutenera, ale nie miał innego wyjścia. W pewnym momencie swojego życia obudził się w małej stróżówce w budynku pełnym prostytutek, gdzie wmówiono mu, że sam się tutaj zgłosił.
Nie miał wyboru, jak tylko uwierzyć.
- Masz widzenie - oznajmił policjant, który go pilnował i zabrał Malika ze sobą, żeby posadzić go na krześle w sali odwiedzin.
Przy stoliku czekał na niego Harry, nerwowo splatający palce. To było pierwsze spotkanie od czasu odbicia ofiar porwania.
- Chciał się pan ze mną widzieć? - zapytał Zayn, opierając się wygodnie.
- Nie mów do mnie "pan" - zaśmiał się cicho.
- Nie znam cię. - Mulat zmarszczył czoło. - Dlaczego miałbym mówić do ciebie po imieniu?
- Nie rób sobie jaj, Malik - prychnął Styles. - Byliśmy partnerami w wydziale zanim zacząłeś współpracować z tym ćpunem.
- Liam Payne - sprostował Zayn. - Tak miał na imię mój szef.
- Jaki szef? - Harry wytrzeszczył oczy. - Czego ty się nałykałeś? Żartujesz sobie ze mnie?
- Nie rozumiem, o co panu chodzi.
- Kurwa, Malik! - krzyknął i uderzył pięścią w stół.
- Proszę zachować spokój, panie Styles - upomniał strażnik.
Harry skinął głowa i wziął głęboki oddech.
- Jesteś Harry Styles? - zapytał mulat w zamyśleniu.
- Tak.
- Ona cię zna.
- Kto?
- Prostytutka, której pilnowałem - odparł Zayn.
- Jak się nazywała?
- Missi Mayson. To ją zabraliście do samochodu podczas ataku na nasz budynek - wyjaśnił.
- Mówiła ci o mnie? - dopytywał Harry.
Być może miał dowiedzieć się czegoś istotnego, co w tej chwili był zdezorientowany zachowaniem swojego byłego partnera.
- Próbowała mi wmówić, że przestawili mi mózg i że wcześniej pracowałem z tobą w policji. Wspomniała coś jeszcze o Horanie i mojej byłej narzeczonej, która podobno ma ze mną dziecko.
- Niemożliwe - wymamrotał Styles pod nosem.
- Absurdalne, prawda? - zażartował mulat.
- Missi mówiła prawdę - oznajmił mężczyzna. - Wszystko, co mówisz ma odniesienie w rzeczywistości. Naprawdę nic nie pamiętasz?
- Nie mam czego pamiętać. - Wzruszył ramionami.
- Jeszcze ci udowodnię, że miała rację - obiecał ucieszony Harry. - Ale teraz chciałbym zadać ci kilka pytań.
- Zamieniam się w słuch.
- Jak poznałeś się z Liamem?
- Poznałem go po zgłoszeniu się do pracy.
Harry powstrzymał się od komentarza.
- Jakie kary stosował na pracujących tam dziewczynach?
- Z tego, co wiem, to chłosta, karne zaspokajanie, odcięcie pożywienia na określony czas, a najczęściej bicie po twarzy. Jedynie Mayson została ostatnio potraktowana najgorszą karą, jaką miał w zanadrzu.
- Wytłumacz.
- Szef kazał zabrać ją do zakazanego pokoju, gdzie została przywieszona przez strażnika pod sufitem i była bita, aż straciła przytomność. Kiedy po nią poszedłem krew lała się z niej ciurkiem. Cudem uszła z życiem. Naprawdę myślałem, że się nie wyliże.
- Wiedziałeś i nic z tym nie zrobiłeś? - Styles podniósł głos.
- Postawiła się szefowi, więc ja ukarał. Nie powiedziano mi, jaką karę dostała. Domyśliłem się, kiedy zbyt długo nie wracała i od razu po nią poszedłem.
Policjant westchnął ciężko i zanotował to w swoim notesie. Podniósł wzrok na aresztowanego.
- Uwierzyłeś Mayson w rzeczy, o których ci powiedziała?
- Nie, ale i tak postanowiłem to zrobić.
- Co zrobić? - Harry zmarszczył czoło.
- Wypuścić ją.
- To ty ją wypuściłeś z burdelu? - młody policjant pochylił się nad stolikiem.
- Tak.
Styles już więcej nic o nic nie zapytał. Podziękował za rozmowę i szybkim krokiem opuścił pomieszczenie.
Uzyskał informacje, które pomogą mu wszystko odkręcić.
***
Od miesiąca snuła się po korytarzach. Mało jadła, niewiele piła. Wyglądała jak chodzący trup. Załamanie nie przechodziło i przerodziło się w głęboką depresję. Samotność doskwierała jej w dzień i w nocy. Przestała mówić. Posługiwała się tylko gestami i pomrukami. Nie widziała sensu dalszej egzystencji. Strata Zayna była dla niej równoznaczna ze strata sensu życia.
"Samotność, prawdziwa samotność bez złudzeń, to stan poprzedzający obłęd lub samobójstwo"
***
Śniła mu się co noc.
Śnił o wspólnej rozmowie, o możliwości wyjaśnienia wszystkich niedogodności. Gdy się budził nie mógł tego zrozumieć. W snach wszystko wydawało mu się prostsze.
"Uważaj na sny. Zbyt często przebudzają pragnienia, które starasz się od dawna uśpić."
***
W końcu nadszedł czas ich konfrontacji.
Nie widzieli się od czasu akcji ratunkowej. Rozdzielili ich bez pożegnania. Tęskniła za nim. On zastanawiał się, co z nią zrobili. Wszystko miało się wkrótce wyjaśnić.
Mayson czekała przed drzwiami sali, na której odbywała się rozprawa.
Malik siedział na ławie oskarżonych i czekał na zapowiedź kolejnego świadka.
Stało się.
- Panna Missi Mayson proszona na salę - usłyszała z głośnika.
Otworzono ogromne drzwi, a ona przekroczyła próg niepewnym krokiem. Nie podniosła wzroku przez całą drogę do stanowiska dla świadków.
- Proszę się przedstawić, podać wiek i powiedzieć czym aktualnie się pani zajmuje - nakazał sędzia.
Missi wlepiła w niego wzrok. Czuła na sobie spojrzenie mulata.
- Nazywam się Missi Mayson, mam dwadzieścia pięć lat. Aktualnie nie zajmuję się niczym, bo przebywam w zakładzie psychiatrycznym, a wcześniej byłam zmuszana do prostytucji - wyrecytowała.
Zayn zmarszczył czoło, słysząc jej słowa.
- Czy jest pani spokrewniona z oskarżonym?
- Nie - ledwo wydusiła to słowo, mimo że było prawdziwe.
Chciała znaczyć dla niego coś więcej...
- Przysługuje pani możliwość odmowy składania zeznań w obecności oskarżonego.
- Będę zeznawać - zdecydowała bez zastanowienia.
Chciała go uratować.
- Ma pani obowiązek mówić tylko prawdę. Za składanie fałszywy zeznań grozi pani odpowiedzialność karna. Rozumie pani?
- Rozumiem.
- Proszę opowiedzieć całą historię pani pobytu na Kubie i uwzględnić w tym oskarżonego.
Mayson streściła cały ten okres, który uważała za horror. Niektóre momenty prawie doprowadzały ją do płaczu, ale udało jej się skutecznie powstrzymać łzy.
Kiedy skończyła, rzuciła okiem na Malika.
Obserwował ją.
Patrzył na nią z nienawiścią i obojętnością jednocześnie. Miała ochotę zapaść się pod ziemię.
- Czyli zawdzięcza pani życie oskarżonemu? - zapytał sędzia po krótkim namyśle.
- Uratował mnie - sprostowała. - Gdyby nie pan Malik, nie byłoby mnie tutaj.
- Ale to pani naprowadziła komisarza Stylesa na miejsce, w którym odbyła się akcja ratunkowa, prawda?
Missi przełknęła ślinę, nie będąc pewną jakiej oczekiwano odpowiedzi. Nie chciała pogrążyć Zayna.
- Skontaktowałam się z nim po ucieczce z burdelu - oznajmiła wymijająco.
- Czy oskarżony znęcał się nad panią?
- Nigdy - odparła od razu. - Nigdy nie podniósł na mnie ręki.
- Ale wykonywał polecenia Liama Payne'a, prawda?
- Nie rozmawialiśmy na ten temat - skłamała.
Często udawało jej się wyciągnąć z Malika wiadomości na temat ćpuna.
Sąd nie musiał o tym wiedzieć.
- Widzę, że stara się pani załagodzić sytuację oskarżonego, ale proszę się nie wysilać. Nic nie jest w stanie usprawiedliwić faktu, że oskarżony dopuścił się zdrady i zaczął pracować dla wroga.
- To stało się nie z jego winy - odpowiedziała lekko podniesionym głosem. - Pan Malik został poddany operacji zmiany tożsamości.
- Nic mi o tym nie wiadomo - powiedział sędzia.
Missi zagotowała się w środku.
- Jestem świadkiem i zeznaję, że oskarżony został poddany nielegalnemu zabiegowi miesiąc po porwaniu.
- Nie mamy dowodów.
- On jest dowodem - upierała się. - Ja, komisarz Styles, naczelny komisarz Steel, komisarz Horan i pani Bella znaliśmy komisarza Malika przed operacją. Możemy potwierdzić, że nie jest sobą. Zakodowano mu nieprawdziwe informacje. Pan Malik nie pamięta, że miał narzeczoną oraz że niedługo przed porwaniem dowiedział się, że ma syna.
- Sprawdzimy to. Co do reszty, żaden z wymienionych świadków nie stanął w obronie oskarżonego ani nie wspomniał o operacji.
- Bo nikt nie chce mi uwierzyć, a jedyny zleceniodawca nie żyje - powiedziała płaczliwie. - Ten proces toczy się bez sensu. Komisarz nic nie zrobił. Jest niewinny.
- Proszę pozwolić, że sąd o tym zadecyduje. Czy są pytania do świadka?
Nikt się nie wychylił, więc sędzia uderzył młotkiem.
- Zarządzam przerwę na naradę.
Sala zaczęła pustoszeć, więc Missi również udała się na korytarz. Miała wrażenie, że świat osuwał się jej spod nóg.
Bardzo chciała załagodzić tą sprawę i móc znowu stanąć u boku Malika.
***
Dziesięć minut później wszyscy wrócili na salę rozpraw. Po zajęciu miejsca przez sędzia, wszystko ucichło.
Mayson miała wrażenie, jakby świat się na chwilę zatrzymał.
Zayn cierpliwie czekał na niezasłużony wyrok.
- Zgodnie z wyrokiem sądu Zayn Malik zostaje skazany na pięć lat pozbawienia wolności za świadome dokonanie zdrady i działanie na rzecz wroga - oznajmił sędzia.
- On tego nie zrobił świadome - wyszeptała Missi i popatrzyła w kierunku oskarżonego.
Malik wpatrywał się w nią twardym wzrokiem, a ona powiedziała bezgłośne "przykro mi". Wtedy odwrócił twarz. Strażnicy wyprowadzili go z sali innymi drzwiami niż wyszła Mayson. Załamana oparła się o barierkę schodów i zacisnęła zęby, żeby nie wybuchnąć płaczem.
Zostając popełniła błąd... Tuż obok niej mieli przeprowadzić Zayna do więzienia. Zorientowała się za późno. Serce zaczęło jej krwawić na widok Malika zakutego w kajdanki i pochylonego.
Łza spłynęła jej po policzku.
- Panie Malik, ja... - zaczęła, ale potrząsnął głową, przez co przerwała.
- Zabrałaś mi wolność - syknął groźnie, rzucając jej nienawistne spojrzenie. - Znajdę cię i zniszczę - obiecał, a strażnik szarpnięciem przywołali go do porządku.
Te słowa sprawiły, że świat Missi runął.
Upewniły ją w przekonaniu, ze tamten komisarz Zayn Malik miał już nigdy nie wrócić.
KONIEC CZĘŚCI PIERWSZEJ
-----------------------------------------------------------------------------------------------
Nadszedł koniec części pierwszej, ale bez obaw, bo już mam pomysł na dalsze losy bohaterów.
Jednak mam pewien warunek...
Musicie postarać się i pokazać pod tym rozdziałem, że podoba wam się opowiadanie i że chcecie czytać dalej :)
Umowa jest taka:
Każdy, kto to przeczyta, zostawi komentarz, a potem ja wstawię kolejny rozdział ;)
Daję wam czas do NIEDZIELI!!!
Kocham! xxx
---------------------------------------------------------------------------------------------
Missi Mayson - dziewczyna po ciężkich przejściach.
Jej życie zmieniło się w koszmar na trzy miesiące. W młodości straciła rodzinę, ale nie załamała się i wzięła sprawy w swoje ręce. W towarzystwie Tomlinsona czuła się bezpieczniej niż w przytułku, bo to było jedyne miejsce, w którym naprawdę ją chciano. Dziewczyna, którą wtedy była nie widziała niczego dobrego w otaczającym ją świecie. Przyjęła swoją rolę wyrzutka i egzystowała. Wszytko się zmieniło po aresztowaniu Louisa. Przy komisarzu Maliku zaczęła dostrzegać uroki życia i cieszyć się małymi rzeczami. Przestała myśleć pesymistycznie i nawet zdobyło coś, na czym jej zależało.
Widocznie plan Boga był inny...
Missi Mayson - od wczoraj pacjentka szpitala psychiatrycznego.
Po powrocie z Kuby do Nowego Jorku i tygodniowym załatwianiu wszystkich formalności stała się wolną kobietą. Jednak nie na długo.
Styles odprawił ją w okropne miejsce, twierdząc, że robił to dla jej dobra. Mayson czuła, że jej pychika się zmieniła, ale nie sądziła, że kiedykolwiek odeślą ją do psychiatryka. W międzyczasie dowiedziała się, że Zayn przeżył i wytoczono mu proces. Żadnych więcej szczegółów.
- Witaj, Missi. - Do pokoju szatynki weszła starsza kobieta z tacą.
- Dzień dobry, pani Bethany - odpowiedziała grzecznie.
- Mów mi Beth, słońce - odparła i odstawiła tacę na niewielki stolik.
Mayson wcale nie czuła się dobrze w tym miejscu. Całą noc nie mogła zasnąć, a z pokoju obok ciągle wydobywały się przerażające krzyki.
- Gdzie twoja współlokatorka? - zainteresowała się kobieta.
- Nie powiedziała mi gdzie wychodzi. Po prostu to zrobiła.
- Oh, w porządku - pielęgniarka mruknęła pod nosem. - Lubi być tajemnicza. Znajdę ją później, a teraz musisz wziąć swoją porcję witamin. - Podała szatynce mały kubeczek.
Dziewczyna niechętnie przełknęła tabletki i popiła je wodą. Nie była pewna, co do właściwości tych specyfików, ale miała wrażenie, że po nich stawała się spokojniejsza.
- Jak się czujesz? - zapytała kobieta, patrząc na nią troskliwie.
- Bywało lepiej - Missi odpowiedziała szczerze.
- Zobaczysz, że w końcu wszystko się ułoży - powiedziała z uśmiechem i chwyciła tacę. - Idę poszukać Lindy.
Linda była współlokatorką Mayson. Znały się od wczoraj i niekoniecznie za sobą przepadały. Koegzystowały, bo musiały. Nie zapowiadało się na przyjaźń.
Missi została sama.
Nie tylko w pokoju, ale też w życiu. Nie miała nikogo, kto udzieliłby jej wsparcia i obdarzył troską. Nawet Harry odnosił się do niej z dystansem, którego wcześniej nie okazywał. Musiał być zły za to, co stało się na Kubie i za to w jakim stanie znalazł się Zayn.
Teraz liczyło się tylko dotrwanie do końca i zaczęcie wszystkiego od nowa.
***
Zayn był przetrzymywany w areszcie od tygodnia.
Wsadzili go tam od razu po przylocie do kraju. Nie wiedział, za co był karany i dlaczego toczono proces w jego sprawie. Na Kubie próbował się bronić i nic więcej. Nie popełnił żadnego przestępstwa. Faktem było, że pracował dla sutenera, ale nie miał innego wyjścia. W pewnym momencie swojego życia obudził się w małej stróżówce w budynku pełnym prostytutek, gdzie wmówiono mu, że sam się tutaj zgłosił.
Nie miał wyboru, jak tylko uwierzyć.
- Masz widzenie - oznajmił policjant, który go pilnował i zabrał Malika ze sobą, żeby posadzić go na krześle w sali odwiedzin.
Przy stoliku czekał na niego Harry, nerwowo splatający palce. To było pierwsze spotkanie od czasu odbicia ofiar porwania.
- Chciał się pan ze mną widzieć? - zapytał Zayn, opierając się wygodnie.
- Nie mów do mnie "pan" - zaśmiał się cicho.
- Nie znam cię. - Mulat zmarszczył czoło. - Dlaczego miałbym mówić do ciebie po imieniu?
- Nie rób sobie jaj, Malik - prychnął Styles. - Byliśmy partnerami w wydziale zanim zacząłeś współpracować z tym ćpunem.
- Liam Payne - sprostował Zayn. - Tak miał na imię mój szef.
- Jaki szef? - Harry wytrzeszczył oczy. - Czego ty się nałykałeś? Żartujesz sobie ze mnie?
- Nie rozumiem, o co panu chodzi.
- Kurwa, Malik! - krzyknął i uderzył pięścią w stół.
- Proszę zachować spokój, panie Styles - upomniał strażnik.
Harry skinął głowa i wziął głęboki oddech.
- Jesteś Harry Styles? - zapytał mulat w zamyśleniu.
- Tak.
- Ona cię zna.
- Kto?
- Prostytutka, której pilnowałem - odparł Zayn.
- Jak się nazywała?
- Missi Mayson. To ją zabraliście do samochodu podczas ataku na nasz budynek - wyjaśnił.
- Mówiła ci o mnie? - dopytywał Harry.
Być może miał dowiedzieć się czegoś istotnego, co w tej chwili był zdezorientowany zachowaniem swojego byłego partnera.
- Próbowała mi wmówić, że przestawili mi mózg i że wcześniej pracowałem z tobą w policji. Wspomniała coś jeszcze o Horanie i mojej byłej narzeczonej, która podobno ma ze mną dziecko.
- Niemożliwe - wymamrotał Styles pod nosem.
- Absurdalne, prawda? - zażartował mulat.
- Missi mówiła prawdę - oznajmił mężczyzna. - Wszystko, co mówisz ma odniesienie w rzeczywistości. Naprawdę nic nie pamiętasz?
- Nie mam czego pamiętać. - Wzruszył ramionami.
- Jeszcze ci udowodnię, że miała rację - obiecał ucieszony Harry. - Ale teraz chciałbym zadać ci kilka pytań.
- Zamieniam się w słuch.
- Jak poznałeś się z Liamem?
- Poznałem go po zgłoszeniu się do pracy.
Harry powstrzymał się od komentarza.
- Jakie kary stosował na pracujących tam dziewczynach?
- Z tego, co wiem, to chłosta, karne zaspokajanie, odcięcie pożywienia na określony czas, a najczęściej bicie po twarzy. Jedynie Mayson została ostatnio potraktowana najgorszą karą, jaką miał w zanadrzu.
- Wytłumacz.
- Szef kazał zabrać ją do zakazanego pokoju, gdzie została przywieszona przez strażnika pod sufitem i była bita, aż straciła przytomność. Kiedy po nią poszedłem krew lała się z niej ciurkiem. Cudem uszła z życiem. Naprawdę myślałem, że się nie wyliże.
- Wiedziałeś i nic z tym nie zrobiłeś? - Styles podniósł głos.
- Postawiła się szefowi, więc ja ukarał. Nie powiedziano mi, jaką karę dostała. Domyśliłem się, kiedy zbyt długo nie wracała i od razu po nią poszedłem.
Policjant westchnął ciężko i zanotował to w swoim notesie. Podniósł wzrok na aresztowanego.
- Uwierzyłeś Mayson w rzeczy, o których ci powiedziała?
- Nie, ale i tak postanowiłem to zrobić.
- Co zrobić? - Harry zmarszczył czoło.
- Wypuścić ją.
- To ty ją wypuściłeś z burdelu? - młody policjant pochylił się nad stolikiem.
- Tak.
Styles już więcej nic o nic nie zapytał. Podziękował za rozmowę i szybkim krokiem opuścił pomieszczenie.
Uzyskał informacje, które pomogą mu wszystko odkręcić.
***
Od miesiąca snuła się po korytarzach. Mało jadła, niewiele piła. Wyglądała jak chodzący trup. Załamanie nie przechodziło i przerodziło się w głęboką depresję. Samotność doskwierała jej w dzień i w nocy. Przestała mówić. Posługiwała się tylko gestami i pomrukami. Nie widziała sensu dalszej egzystencji. Strata Zayna była dla niej równoznaczna ze strata sensu życia.
"Samotność, prawdziwa samotność bez złudzeń, to stan poprzedzający obłęd lub samobójstwo"
***
Śniła mu się co noc.
Śnił o wspólnej rozmowie, o możliwości wyjaśnienia wszystkich niedogodności. Gdy się budził nie mógł tego zrozumieć. W snach wszystko wydawało mu się prostsze.
"Uważaj na sny. Zbyt często przebudzają pragnienia, które starasz się od dawna uśpić."
***
W końcu nadszedł czas ich konfrontacji.
Nie widzieli się od czasu akcji ratunkowej. Rozdzielili ich bez pożegnania. Tęskniła za nim. On zastanawiał się, co z nią zrobili. Wszystko miało się wkrótce wyjaśnić.
Mayson czekała przed drzwiami sali, na której odbywała się rozprawa.
Malik siedział na ławie oskarżonych i czekał na zapowiedź kolejnego świadka.
Stało się.
- Panna Missi Mayson proszona na salę - usłyszała z głośnika.
Otworzono ogromne drzwi, a ona przekroczyła próg niepewnym krokiem. Nie podniosła wzroku przez całą drogę do stanowiska dla świadków.
- Proszę się przedstawić, podać wiek i powiedzieć czym aktualnie się pani zajmuje - nakazał sędzia.
Missi wlepiła w niego wzrok. Czuła na sobie spojrzenie mulata.
- Nazywam się Missi Mayson, mam dwadzieścia pięć lat. Aktualnie nie zajmuję się niczym, bo przebywam w zakładzie psychiatrycznym, a wcześniej byłam zmuszana do prostytucji - wyrecytowała.
Zayn zmarszczył czoło, słysząc jej słowa.
- Czy jest pani spokrewniona z oskarżonym?
- Nie - ledwo wydusiła to słowo, mimo że było prawdziwe.
Chciała znaczyć dla niego coś więcej...
- Przysługuje pani możliwość odmowy składania zeznań w obecności oskarżonego.
- Będę zeznawać - zdecydowała bez zastanowienia.
Chciała go uratować.
- Ma pani obowiązek mówić tylko prawdę. Za składanie fałszywy zeznań grozi pani odpowiedzialność karna. Rozumie pani?
- Rozumiem.
- Proszę opowiedzieć całą historię pani pobytu na Kubie i uwzględnić w tym oskarżonego.
Mayson streściła cały ten okres, który uważała za horror. Niektóre momenty prawie doprowadzały ją do płaczu, ale udało jej się skutecznie powstrzymać łzy.
Kiedy skończyła, rzuciła okiem na Malika.
Obserwował ją.
Patrzył na nią z nienawiścią i obojętnością jednocześnie. Miała ochotę zapaść się pod ziemię.
- Czyli zawdzięcza pani życie oskarżonemu? - zapytał sędzia po krótkim namyśle.
- Uratował mnie - sprostowała. - Gdyby nie pan Malik, nie byłoby mnie tutaj.
- Ale to pani naprowadziła komisarza Stylesa na miejsce, w którym odbyła się akcja ratunkowa, prawda?
Missi przełknęła ślinę, nie będąc pewną jakiej oczekiwano odpowiedzi. Nie chciała pogrążyć Zayna.
- Skontaktowałam się z nim po ucieczce z burdelu - oznajmiła wymijająco.
- Czy oskarżony znęcał się nad panią?
- Nigdy - odparła od razu. - Nigdy nie podniósł na mnie ręki.
- Ale wykonywał polecenia Liama Payne'a, prawda?
- Nie rozmawialiśmy na ten temat - skłamała.
Często udawało jej się wyciągnąć z Malika wiadomości na temat ćpuna.
Sąd nie musiał o tym wiedzieć.
- Widzę, że stara się pani załagodzić sytuację oskarżonego, ale proszę się nie wysilać. Nic nie jest w stanie usprawiedliwić faktu, że oskarżony dopuścił się zdrady i zaczął pracować dla wroga.
- To stało się nie z jego winy - odpowiedziała lekko podniesionym głosem. - Pan Malik został poddany operacji zmiany tożsamości.
- Nic mi o tym nie wiadomo - powiedział sędzia.
Missi zagotowała się w środku.
- Jestem świadkiem i zeznaję, że oskarżony został poddany nielegalnemu zabiegowi miesiąc po porwaniu.
- Nie mamy dowodów.
- On jest dowodem - upierała się. - Ja, komisarz Styles, naczelny komisarz Steel, komisarz Horan i pani Bella znaliśmy komisarza Malika przed operacją. Możemy potwierdzić, że nie jest sobą. Zakodowano mu nieprawdziwe informacje. Pan Malik nie pamięta, że miał narzeczoną oraz że niedługo przed porwaniem dowiedział się, że ma syna.
- Sprawdzimy to. Co do reszty, żaden z wymienionych świadków nie stanął w obronie oskarżonego ani nie wspomniał o operacji.
- Bo nikt nie chce mi uwierzyć, a jedyny zleceniodawca nie żyje - powiedziała płaczliwie. - Ten proces toczy się bez sensu. Komisarz nic nie zrobił. Jest niewinny.
- Proszę pozwolić, że sąd o tym zadecyduje. Czy są pytania do świadka?
Nikt się nie wychylił, więc sędzia uderzył młotkiem.
- Zarządzam przerwę na naradę.
Sala zaczęła pustoszeć, więc Missi również udała się na korytarz. Miała wrażenie, że świat osuwał się jej spod nóg.
Bardzo chciała załagodzić tą sprawę i móc znowu stanąć u boku Malika.
***
Dziesięć minut później wszyscy wrócili na salę rozpraw. Po zajęciu miejsca przez sędzia, wszystko ucichło.
Mayson miała wrażenie, jakby świat się na chwilę zatrzymał.
Zayn cierpliwie czekał na niezasłużony wyrok.
- Zgodnie z wyrokiem sądu Zayn Malik zostaje skazany na pięć lat pozbawienia wolności za świadome dokonanie zdrady i działanie na rzecz wroga - oznajmił sędzia.
- On tego nie zrobił świadome - wyszeptała Missi i popatrzyła w kierunku oskarżonego.
Malik wpatrywał się w nią twardym wzrokiem, a ona powiedziała bezgłośne "przykro mi". Wtedy odwrócił twarz. Strażnicy wyprowadzili go z sali innymi drzwiami niż wyszła Mayson. Załamana oparła się o barierkę schodów i zacisnęła zęby, żeby nie wybuchnąć płaczem.
Zostając popełniła błąd... Tuż obok niej mieli przeprowadzić Zayna do więzienia. Zorientowała się za późno. Serce zaczęło jej krwawić na widok Malika zakutego w kajdanki i pochylonego.
Łza spłynęła jej po policzku.
- Panie Malik, ja... - zaczęła, ale potrząsnął głową, przez co przerwała.
- Zabrałaś mi wolność - syknął groźnie, rzucając jej nienawistne spojrzenie. - Znajdę cię i zniszczę - obiecał, a strażnik szarpnięciem przywołali go do porządku.
Te słowa sprawiły, że świat Missi runął.
Upewniły ją w przekonaniu, ze tamten komisarz Zayn Malik miał już nigdy nie wrócić.
KONIEC CZĘŚCI PIERWSZEJ
-----------------------------------------------------------------------------------------------
Nadszedł koniec części pierwszej, ale bez obaw, bo już mam pomysł na dalsze losy bohaterów.
Jednak mam pewien warunek...
Musicie postarać się i pokazać pod tym rozdziałem, że podoba wam się opowiadanie i że chcecie czytać dalej :)
Umowa jest taka:
Każdy, kto to przeczyta, zostawi komentarz, a potem ja wstawię kolejny rozdział ;)
Daję wam czas do NIEDZIELI!!!
Kocham! xxx
1 grudnia 2015
33.
EDIT: Co takie słabe wejścia, co? Rozdziały się nie podobają? Powiedzcie mi, jeśli mój poziom pisania spadł, ale broń Boże, w żadnym wypadku mnie nie opuszczajcie (!).
Kocham! xxx
----------------------------------------------------------------------------------------------
- Jak to, kurwa, nie zauważyłeś, że zniknęła?! - wrzasnął Payne, prawie tracąc zmyły. - Miałeś ich wszystkich pilnować!
Dyscyplina, którą dawniej wprowadził zaczęła się ulatniać. Coraz więcej strażników pozwalało sobie na zbyt dużo.
- Mój błąd, szefie - przyznał Zayn z niewzruszoną miną - Nie mam pojęcia, jak to się stało.
- Spokojnie. Zaraz się dowiemy. - Poklepał go mocno po ramieniu. - Pokaż nagrania. Natychmiast.
Malik przytaknął i bez wahania odpalił odpowiednią taśmę.
- Co to, kurwa, ma być? - syknął Payne, wpatrując się w pusty hol uwieczniony na kamerach.
- Szefie...
- Och, zamknij się!
Mulat zacisnął usta i czekał na wymierzenie kary, co nie nastąpiło.
- Ta dziwka i tak nie przeżyje dłużej niż jednej nocy w tym mieście. Zgwałcą ją a potem zabiją i wtedy będzie miała nauczkę - powiedział zajadle Liam. - Jeszcze jeden taki wybryk i będziesz gryzł piach, Malik. Obiecuję ci to.
Wyszedł z małego pomieszczenia, trzaskając drzwiami. Mulat odetchnął z ulgą i zaczął przeglądać resztę nagrań, żeby upewnić się, ze wszystko zatuszował. Był dobry w swoim fachu, czym spokojnie mógł się chwalić. Od momentu zniknięcia dziewczyny zastanawiał się, czy sobie poradziła. Nie miał jak się z nią skontaktować. Z drugiej strony, nie chciał tego robić, bo być może obudziło by się w nim drugie ja, które od jakiegoś czasu stara się wyjść na światło dzienne.
To za namową wewnętrznego głosu uwolnił Missi.
Nie, nie miał rozdwojenia jaźni.
Czasami sam nie potrafił określić, kim tak właściwie był.
***
Mayson zgodnie z poleceniem zabukowała bilet na najbliższy możliwy lot do Nowego Jorku, po czym udała się na pocztę, żeby zadzwonić do Harry'ego o umówionej porze. Z dokładnością co do sekundy podniosła słuchawkę, wykręciła numer i czekała.
- Myślałem, że nie zadzwonisz - westchnął Styles na powitanie.
- Cześć - przywitała się sarkastycznie. - Zabukowałam bilet na lot do Nowego Jorku.
- Miałaś pieniądze?
- Tak. Zay... Znaczy ochroniarz, który mnie wypuścił dał mi plik banknotów i dokumenty - wyjaśniła z małym zająknięciem.
- Naprawdę dziwny typ - wymamrotał policjant. - Nasze oddziały są w drodze, ale nie wiem ile czasu zajmie ustalenie dokładnego adresu burdelu.
- Może zostanę i pomogę wam go znaleźć? - zaproponowała, skubiąc brudną szybę budki. - Zdaje się, ze pamiętam drogę, którą przeszłam.
- Nie ma takiej możliwości! - zaprotestował natychmiastowo.
Jego krzyk zranił jej bębenki.
- Ale... - zaczęła na darmo.
- Nie i koniec - uciął stanowczo. - Pakuj się, jedź na lotnisko i czekaj na ten cholerny samolot. Po przylocie zgłosisz się do Richarda. Miałaś przyjemność go poznać.
- Dlaczego do niego? - Zmarszczyła czoło.
- Po prostu zrób, co ci mówię - westchnął.
- Wszyscy mi w kółko rozkazują - jęknęła obrażona. - Nie takie życie sobie wymarzyłam. Jak rodzice pytali mnie kim chciałabym być w przyszłości nie odpowiadałam, że szmatą do pomiatania.
Ich rozmowa brzmiała, jakby była prowadzona na naturalnym gruncie. Nic nie wskazywało na panikę dziewczyny i zamartwiania się mężczyzny.
- Przypominam ci, że jesteś w dość mocno niefajnej sytuacji, wiec nie waż się ze mną dyskutować - upomniał poważnie, przez co Missi zamknęła usta. - Nie czas i miejsce na taką rozmowę.
- Wybacz - wyszeptała zawstydzona swoim nagłym wyznaniem.
- Ratuj się, Mayson - powiedział na pożegnanie i się rozłączył.
Takie same słowa wypowiedział Zayn, gdy wypuszczał ją z burdelu. To wtedy odważyła się go pocałować i wcale nie żałowała.
Odłożyła słuchawkę i wyszła z budynku. Nie zamierzała wracać do hotelu, dlatego już wcześniej zabrała ze sobą torbę ze wszystkimi rzeczami jakie miała. Udała się prosto na lotnisko.
Na miejscu spotkała ogrom zabieganych ludzi, którzy nie zawracali sobie nią głowy. Usiadła przy jednym z kawiarnianych stoliczków i czekała na odprawę swojego lotu. W trakcie siedzenia zaczęła myśleć o wszystkim, co sprawiło, ze wylądowała tutaj. Przypomniała sobie nieczułe oczy nowego Zayna, kiedy wypuszczał ją z budynku. Potem przywróciła obraz oczu starego komisarza Malika i...
Zapragnęła tam wrócić i go uratować. Nagle ogarnęło ją zwątpienie.
Jeśli teraz wsiadłaby do samolotu, mogłaby już nigdy nie zobaczyć komisarza na oczy. Nie chciała wracać do Nowego Jorku bez niego, ale Harry obiecał jej, że go znajdą i uratują z ohydnych łap Liama.
Zawahała się.
"Pasażerowie lotu do Nowego Jorku proszeni do odprawy" - usłyszała z głośników.
Odetchnęła głęboko, po czym wzięła torbę, którą obsługa uznała za podręczną i udała się do kolejki. Musiała wziąć życie w swoje ręce.
To była najwyższa pora.
***
Harry spakował to, co musiał mieć przy sobie w każdej sytuacji i upewnił się, ze zebrali się wszyscy, którzy mieli uczestniczyć w akcji.
- Za chwilę wsiądziemy do prywatnego samolotu, który został nam użyczony, więc niczego nie wolno wam dotykać. Polecimy na Kubę i od razu zaczniemy namierzać siedlisko Liama. Mamy współrzędne, które nie są dokładne, wiec nie możemy opierać się tylko na nich. Jesteście gotowi i świadomi narażenia życia? - zakończył przemowę i popatrzył na każdą z dwudziestu twarzy.
- Tak jest! - odpowiedzieli chórem.
Masa, jaką się stali, zaczęła wchodzić na pokład, a Styles i Horan zostali na tyle.
- Myślisz, że nam się uda? - zapytał Harry z nutą niepewności.
- Ciągle mam nadzieję - mruknął Niall. - Lepiej, żeby tak było, bo nie mam zamiaru wyprawiać pogrzebu dla kumpli z wydziału. Nawet dla Malika, którego nigdy nie darzyłem sympatią.
- A ja ciągle nie rozumiem, czemu starasz się go uratować - mruknął zdezorientowany Harry.
- Nie wnikaj.
- W takim razie musimy się skoncentrować i dać z siebie wszytko. Najważniejsze, że Missi jest bezpieczna.
- Skąd wiesz? - zapytał.
- Właśnie powinna zapinać pasy w samolocie do Nowego Jorku.
- Chociaż tyle - westchnął blondyn i przetarł dłonią czoło.
Czekało ich naprawdę trudne zadanie.
***
Mayson wyszła z lotniska i wmieszała się w tłum ludzi, którzy czekali na wolne taksówki. W tak dużym mieście, to było normalne. Dziewczyna była zadowolona ze swojej decyzji i w zupełności jej nie żałowała. Zrobiła to świadomie.
Udało jej się złapać wolne auto, do którego szybko wsiadła. Podała kierowcy nazwę motelu i ulokowała się wygodnie na tylnym siedzeniu. Za szyba przewijał się znany jej krajobraz, ale starała się zapamiętać go jeszcze lepiej. Gdy auto się zatrzymało Mayson zapłaciła za kurs i wysiadła. Rozejrzała się dookoła, po czym pewnym krokiem weszła do środka.
- Witam ponownie - słaby angielski przeważał w wypowiedzi pulchnej kobiety.
Wzruszyła ramionami bezradnie i podpisała odbiór klucza do pokoju.
Dostała ten sam numer. Dlaczego? Ponieważ rozmyśliła się i nie poleciała do Nowego Jorku.
Nie wsiadła do samolotu.
Nie wróciła do bezpiecznego miejsca, jakim było znajome jej miasto. Została dla Malika. Pragnęła go uratować i przywrócić do normalności. Chciała pomóc Harry'emu w ich akcji.
Z własnej woli została na Kubie.
Czy to była właściwa decyzja?
O tym miała się wkrótce przekonać.
***
Oddział pod dowództwem Harry'ego i Nialla dotarł na Kubę w godzinach wieczornych. Słońce skłaniało się ku horyzontowi, co ułatwiało zadanie bycia niedostrzegalnym. Grupa ulokowała się w niepozornym budynku na obrzeżach miasta, gdzie rozłożyli swój sprzęt i broń.
Styles usiadł na plastikowym krześle, wyjął komórkę z kieszeni i wybrał numer.
- Odstawiłeś ją do Richarda? - zadał pytanie, rozglądając się dookoła.
- Nie było jej na pokładzie samolotu - odpowiedział mężczyzna na drugiej linii.
- Jak to? - Styles prawie zadławił się własną śliną. - Przegapiłeś ją?
- Mówię, ze nie było jej w samolocie. Nie przyleciała do Nowego Jorku. Nawet nie zarejestrowali jej jako pasażera - wyjaśnił dobitniej.
Styles rozłączył się i rzucił telefon o ścianę, która na szczęście okazała się nie być z cegieł i nie uszkodziła za bardzo komórki.
- Co ty, kurwa, robisz? - Horan wytrzeszczył oczy, obserwując jak Harry podnosi swoją własność i pociera ekranem o spodnie.
- Missi nie poleciała do Nowego Jorku - warknął.
- Żartujesz sobie?
- Gdybym, kurwa, żartował to nie rzuciłbym telefonem o ścianę! - krzyknął Styles, nie mogąc poradzić sobie z emocjami.
Nie chciał, żeby cokolwiek zaczęło się komplikować, ale Mayson nagle postanowiła sobie zrobić wakacje i zostać na Kubie trochę dłużej.
- Nie drzyj się na mnie! - odwdzięczył się Niall takim samym tonem.
- Cokolwiek - mruknął zrezygnowany szatyn. - Musimy się dowiedzieć, gdzie się teraz znajduje.
- Przecież jesteśmy tu, żeby uratować Zayna - przypomniał blondyn. - Nie możemy tracić czasu na tą smarkulę.
- Uważaj, co mówisz - ostrzegł Harry, rażąc mężczyznę spojrzeniem.
- Zastanów się, Styles - zaczął Horan sugestywnym tonem. - Nie możemy zmieniać planu. Jeśli zdecydowała się na taki krok, to znaczy, ze zrobiła to z konkretnego powodu. Być może chce nam pomóc i znajdzie się na miejscu akcji.
- Nie uda jej się przeżyć, jeśli pójdzie tam sama.
- Być może nas zaskoczy. I tak nic na to nie poradzisz, więc lepiej zajmij się naszą dzielną załogą.
Rozmowa została ucięta, a Harry został z głową pełną wątpliwości. Miał ratować komisarza, czy dziewczynę? Był skołowany, ale nie mógł w ostatniej chwili zawieść drużyny.
Z godziną zachodu słońca postanowili działać.
***
Liam relaksował się w towarzystwie najlepszych dziewcząt z sekcji VIP.Na początku przejął się tym, że Mayson uciekła, ale uspokoiła go myśl, ze nie zdoła sobie poradzić. Była zbyt osłabiona po odbytej karze i na pewno nie wiedziała, gdzie jest. Przecież zabrał jej dokumenty i pieniądze, a bez tego ani rusz. Przez chwilę było mu jej żal.
Ale tylko przez sekundę.
- Szefie. - Goryl zapukał do drzwi, bojąc się widoku jaki mógł zastać, gdyby je otworzył.
Kobiety z ociąganiem zaprzestały swojej czynności, ubrały się i z uśmiechami na twarzach skierowały się do wyjścia.
- Wejdź - Liam naciągnął spodnie.
Kobiety i mężczyzna wyminęli się w progu.
- Dostarczyli nowy towar.
- Przyzwoite? - cmoknął, udając znawcę.
- Młodziutkie i głupie, szefie. Myślą, ze złapały świetną okazję na dobrą pracę za granicą.
- Przecież złapały. - zarechotał. - Nikt nie wspomniał, ze praca musi być dobra dla nich.
Ochroniarz z przerośniętym karkiem zaniósł się śmiechem.
- Gdzie Malik? - zapytał Liam i spoważniał.
- Odpoczywa po nocnej zmianie.
Szatyn zastanowił się przez chwilę.
- Dobrze, niech odpocznie, bo będę miał dla niego specjalne zadanie - mruknął pod nosem. - Zaraz zejdę do moich nowiutkich dziewczynek.
Ochroniarz z parszywym uśmieszkiem skinął głową i wyszedł z pomieszczenia. Payne poprawił strój, przygładził włosy i poszedł do swojego gabinetu. Od dwóch miesięcy nie miał wiadomości na temat Tomlinsona. Pośrednik Louisa nie pojawił się odkąd nastąpiło przekazanie pieniędzy za złapaną Missi, jakby słuch po nim zaginął. Nie zamierzał się tym przejmować, bo chciał zagarnąć cały majątek Louisa i był na dobrej drodze, żeby to osiągnąć.
Nikt nie był mu w stanie przeszkodzić.
***
Louis Tomlinson - znany sutener , diler i milioner, właściciel jednego z największych burdeli jakie kiedykolwiek powstały. Niestety tak było dawniej.
Teraz gnił w więzieniu i powoli tracił renomę. Kontakty ze wspólnikami uległy zerwaniu, a konto bankowe zostało zablokowane. Nawet Liam przestał się z nim kontaktować, a to przecież Louis wprowadził go w ten jakże wspaniały świat. Od jedynego pośrednika, który pozostał lojalny, dowiedział się, że Payne przejął władze nad kubańskim burdelem i zaskakująco dobrze na tym wychodził.
Tomlinson nie mógł doczekać się, żeby wywołać zdziwienie na twarzy swojego cwanego wspólniczka, któremu miał zamiar wszystko odebrać. Nikt nigdy nie będzie w stanie powstrzymać Louisa Tomlinsona, ani zabrać mu tego, co osiągnął.
Aby bronić swojego, był w stanie zabić.
***
Ciemność.
Chłód.
Strach.
Niepewność.
Zdezorientowanie.
Wątpliwości.
Głód.
Pragnienie.
To odczuwała Missi w tym momencie. Kucała w krzakach nieopodal burdelu. Droga okazała się być prostsza niż zakładała. Czekała w tym miejscu na pojawienie się Harry'ego. Przewidywała, że jego plan polegał na tym, że pod osłoną nocy otoczą budynek i zaatakują znienacka. Wiedziała też, ze mieli dzisiaj przylecieć, dlatego nie wsiadła na pokład swojego samolotu.
- Ty! - usłyszała krzyk po swojej lewej, więc skuliła się jeszcze bardziej. - Pokaż mi się!
Modliła się, żeby to nie było do niej.
- Kurwa, jak ty wyglądasz - zarechotał pierwszy. - Kto ci to zrobił?
- Mała suka nie chciała się uspokoić i tak wywijała nogami, ze pierdolnęła mnie w oko.
- Chciałeś ją wyjebać, co? - jeden z nich nie mógł przestać się śmiać.
Mieli bardzo bogate słownictwo.
- Należało mi się, kurwa, za tą brudną robotę - mruknął ten drugi. - A że ta wyglądała na niewinną cnotkę niewydymkę, to się połasiłem.
- Ale gówno wyszło.
- Niestety przyszedł szef i kazał mi spierdalać w podskokach.
Obaj wybuchnęli śmiechem, kończyli palić papierosy i zniknęli za drzwiami tylnego wyjścia. Kilka minut później drzwi znowu się otworzyły i Mayson zobaczyła znajoma twarz.
Zayn.
Stał tylko kilka kroków od niej. Mogła go zawołać i przekonać do ucieczki. Była w stanie to zrobić. Jednak zanim zdołała przywołać swój głos, budynek został oblany jasnym światłem reflektora, znajdującego się przy helikopterze, który zaczął krążyć nad burdelem. W mgnieniu oka z środku rozległ się pisk dziewcząt i wrzaski mężczyzn, dających rozkazy. Zayn wbiegł do budynku, a Mayson przeklęła pod nosem.
Akcja rozpoczęła się na dobre.
Znikąd nadjechała masa wielkich policyjnych samochodów.
- Jesteście otoczeni! Wyjdź z rękoma na głowie, Payne! Nie uciekniesz nam tym razem! Jesteśmy z każdej strony! - gdzieś w ciemności rozległ się męski głos.
Dziewczyna czekała na swoim miejscu i z uwagą obserwowała sytuację. Głównym wyjściem wysypała się grupa, licząca dziesięciu strażników. Tylko tylu ich tu pracowało, ale i tak brakowało jednego. Szatynka nie dostrzegła Zayna, który był nowym, jedenastym nabytkiem narkomana.
- Połóżcie broń na ziemi i podnieście ręce nad głowę! - rozkazał ten sam głos, a poddani zostali przejęci przez zamaskowanych policjantów.
- Gdzie ty jesteś? - mruknęła pod nosem i przygryzła wargę.
Jak na zawołanie mulat znalazł się w tym samym miejscu, co wcześniej, ale teraz trzymał w dłoni broń. Missi powoli wychyliła się z zarośli i cicho gwizdnęła. Zaskoczony Malik gwałtownie odwrócił się do źródła dźwięku.
- To ja, nie strzelaj - rzuciła cicho zanim się odezwał.
- Co ty tu robisz? - zapytał szeptem, udając że patroluje teren.
- Poddaj się i wróć ze mną do Nowego Jorku - poprosiła.
Wtedy grube łapy złapały jej drobne ciało i pociągnęły w gorszą ciemność. Pisnęła głośno, nie wiedząc, co się dzieje.
- Mam ją! - wrzasnął porywacz i zaciągnął ją do pobliskiego auta.
Przez szybę ujrzała Harry'ego, który dał jej znak głową, że wszystko w porządku. Obok niego stał ten nadęty blondyn. Nie wyrywała się ani nie protestowała. Nie chciała się wtrącać, bo i tak nic by nie zdziałała. Zrozumiała to za późno.
Harry uważnie obserwował ruchy Zayna, który jako jedyny stawiał opór. Nie poznawał go. Jego partner nigdy by tak nie postąpił. Nie mierzyłby do swojego kolegi z broni.
- Poddaj się Zayn i pozwól nam odstawić cię do domu! - powiedział przez megafon.
Malik pokręcił głową na "nie" i obejrzał się za siebie. Za jego plecami pojawił się sam Liam Payne, który również miał broń.
- Daję wam ostatnią szansę! - Styles nie ustępował, a reszta oddziału czekała na wskazówki.
Niall niemo obserwował zdarzenie. Ku zdziwieniu wszystkich obecnych Payne złapał Zayna za szyję mocnym chwytem i przystawił mu pistolet do skroni.
- Teraz będziecie mieli odwagę zrobić kolejny krok?! - wydarł się Liam. - Jeden fałszywy ruch, a on straci życie!
Harry wstrzymał powietrze, ale zachował zimną krew.
- Nie masz z nami szans! - odpowiedział.
- Pierdolcie się!
Liam Payne nie był łatwym przeciwnikiem. Częściowo wyżarty mózg sprawiał, że umiał narażać się na największe ryzyko. Horan wysunął dłoń do przodu i odblokował broń. Jednym, celnym strzałem uszkodził ramię narkomana, który odskoczył do tyłu, puszczając Malika. Zszokowany Payne naszykował się do oddania strzału, ale Niall szybko mu to uniemożliwił, celując w sam środek jego klatki piersiowej.
Liam Payne był unieszkodliwiony.
Na zawsze.
- Co ty robisz, Malik? - zapytał Styles, ciągle używając megafonu. - Zostałeś sam. Nie uda ci się uciec.
Ze zdezorientowania i braku innej możliwości mulat oddał kilka ślepych strzałów, przez co sam oberwał od jednego z policjantów. Missi zarejestrowała jego upadek na ziemię.
Wstrzymała oddech i zakryła dłonią usta, patrząc na ten obraz załzawionymi oczami.
Co będzie dalej?
--------------------------------------------------------------------------------------------
Przeżył?
Kocham! xxx
----------------------------------------------------------------------------------------------
- Jak to, kurwa, nie zauważyłeś, że zniknęła?! - wrzasnął Payne, prawie tracąc zmyły. - Miałeś ich wszystkich pilnować!
Dyscyplina, którą dawniej wprowadził zaczęła się ulatniać. Coraz więcej strażników pozwalało sobie na zbyt dużo.
- Mój błąd, szefie - przyznał Zayn z niewzruszoną miną - Nie mam pojęcia, jak to się stało.
- Spokojnie. Zaraz się dowiemy. - Poklepał go mocno po ramieniu. - Pokaż nagrania. Natychmiast.
Malik przytaknął i bez wahania odpalił odpowiednią taśmę.
- Co to, kurwa, ma być? - syknął Payne, wpatrując się w pusty hol uwieczniony na kamerach.
- Szefie...
- Och, zamknij się!
Mulat zacisnął usta i czekał na wymierzenie kary, co nie nastąpiło.
- Ta dziwka i tak nie przeżyje dłużej niż jednej nocy w tym mieście. Zgwałcą ją a potem zabiją i wtedy będzie miała nauczkę - powiedział zajadle Liam. - Jeszcze jeden taki wybryk i będziesz gryzł piach, Malik. Obiecuję ci to.
Wyszedł z małego pomieszczenia, trzaskając drzwiami. Mulat odetchnął z ulgą i zaczął przeglądać resztę nagrań, żeby upewnić się, ze wszystko zatuszował. Był dobry w swoim fachu, czym spokojnie mógł się chwalić. Od momentu zniknięcia dziewczyny zastanawiał się, czy sobie poradziła. Nie miał jak się z nią skontaktować. Z drugiej strony, nie chciał tego robić, bo być może obudziło by się w nim drugie ja, które od jakiegoś czasu stara się wyjść na światło dzienne.
To za namową wewnętrznego głosu uwolnił Missi.
Nie, nie miał rozdwojenia jaźni.
Czasami sam nie potrafił określić, kim tak właściwie był.
***
Mayson zgodnie z poleceniem zabukowała bilet na najbliższy możliwy lot do Nowego Jorku, po czym udała się na pocztę, żeby zadzwonić do Harry'ego o umówionej porze. Z dokładnością co do sekundy podniosła słuchawkę, wykręciła numer i czekała.
- Myślałem, że nie zadzwonisz - westchnął Styles na powitanie.
- Cześć - przywitała się sarkastycznie. - Zabukowałam bilet na lot do Nowego Jorku.
- Miałaś pieniądze?
- Tak. Zay... Znaczy ochroniarz, który mnie wypuścił dał mi plik banknotów i dokumenty - wyjaśniła z małym zająknięciem.
- Naprawdę dziwny typ - wymamrotał policjant. - Nasze oddziały są w drodze, ale nie wiem ile czasu zajmie ustalenie dokładnego adresu burdelu.
- Może zostanę i pomogę wam go znaleźć? - zaproponowała, skubiąc brudną szybę budki. - Zdaje się, ze pamiętam drogę, którą przeszłam.
- Nie ma takiej możliwości! - zaprotestował natychmiastowo.
Jego krzyk zranił jej bębenki.
- Ale... - zaczęła na darmo.
- Nie i koniec - uciął stanowczo. - Pakuj się, jedź na lotnisko i czekaj na ten cholerny samolot. Po przylocie zgłosisz się do Richarda. Miałaś przyjemność go poznać.
- Dlaczego do niego? - Zmarszczyła czoło.
- Po prostu zrób, co ci mówię - westchnął.
- Wszyscy mi w kółko rozkazują - jęknęła obrażona. - Nie takie życie sobie wymarzyłam. Jak rodzice pytali mnie kim chciałabym być w przyszłości nie odpowiadałam, że szmatą do pomiatania.
Ich rozmowa brzmiała, jakby była prowadzona na naturalnym gruncie. Nic nie wskazywało na panikę dziewczyny i zamartwiania się mężczyzny.
- Przypominam ci, że jesteś w dość mocno niefajnej sytuacji, wiec nie waż się ze mną dyskutować - upomniał poważnie, przez co Missi zamknęła usta. - Nie czas i miejsce na taką rozmowę.
- Wybacz - wyszeptała zawstydzona swoim nagłym wyznaniem.
- Ratuj się, Mayson - powiedział na pożegnanie i się rozłączył.
Takie same słowa wypowiedział Zayn, gdy wypuszczał ją z burdelu. To wtedy odważyła się go pocałować i wcale nie żałowała.
Odłożyła słuchawkę i wyszła z budynku. Nie zamierzała wracać do hotelu, dlatego już wcześniej zabrała ze sobą torbę ze wszystkimi rzeczami jakie miała. Udała się prosto na lotnisko.
Na miejscu spotkała ogrom zabieganych ludzi, którzy nie zawracali sobie nią głowy. Usiadła przy jednym z kawiarnianych stoliczków i czekała na odprawę swojego lotu. W trakcie siedzenia zaczęła myśleć o wszystkim, co sprawiło, ze wylądowała tutaj. Przypomniała sobie nieczułe oczy nowego Zayna, kiedy wypuszczał ją z budynku. Potem przywróciła obraz oczu starego komisarza Malika i...
Zapragnęła tam wrócić i go uratować. Nagle ogarnęło ją zwątpienie.
Jeśli teraz wsiadłaby do samolotu, mogłaby już nigdy nie zobaczyć komisarza na oczy. Nie chciała wracać do Nowego Jorku bez niego, ale Harry obiecał jej, że go znajdą i uratują z ohydnych łap Liama.
Zawahała się.
"Pasażerowie lotu do Nowego Jorku proszeni do odprawy" - usłyszała z głośników.
Odetchnęła głęboko, po czym wzięła torbę, którą obsługa uznała za podręczną i udała się do kolejki. Musiała wziąć życie w swoje ręce.
To była najwyższa pora.
***
Harry spakował to, co musiał mieć przy sobie w każdej sytuacji i upewnił się, ze zebrali się wszyscy, którzy mieli uczestniczyć w akcji.
- Za chwilę wsiądziemy do prywatnego samolotu, który został nam użyczony, więc niczego nie wolno wam dotykać. Polecimy na Kubę i od razu zaczniemy namierzać siedlisko Liama. Mamy współrzędne, które nie są dokładne, wiec nie możemy opierać się tylko na nich. Jesteście gotowi i świadomi narażenia życia? - zakończył przemowę i popatrzył na każdą z dwudziestu twarzy.
- Tak jest! - odpowiedzieli chórem.
Masa, jaką się stali, zaczęła wchodzić na pokład, a Styles i Horan zostali na tyle.
- Myślisz, że nam się uda? - zapytał Harry z nutą niepewności.
- Ciągle mam nadzieję - mruknął Niall. - Lepiej, żeby tak było, bo nie mam zamiaru wyprawiać pogrzebu dla kumpli z wydziału. Nawet dla Malika, którego nigdy nie darzyłem sympatią.
- A ja ciągle nie rozumiem, czemu starasz się go uratować - mruknął zdezorientowany Harry.
- Nie wnikaj.
- W takim razie musimy się skoncentrować i dać z siebie wszytko. Najważniejsze, że Missi jest bezpieczna.
- Skąd wiesz? - zapytał.
- Właśnie powinna zapinać pasy w samolocie do Nowego Jorku.
- Chociaż tyle - westchnął blondyn i przetarł dłonią czoło.
Czekało ich naprawdę trudne zadanie.
***
Mayson wyszła z lotniska i wmieszała się w tłum ludzi, którzy czekali na wolne taksówki. W tak dużym mieście, to było normalne. Dziewczyna była zadowolona ze swojej decyzji i w zupełności jej nie żałowała. Zrobiła to świadomie.
Udało jej się złapać wolne auto, do którego szybko wsiadła. Podała kierowcy nazwę motelu i ulokowała się wygodnie na tylnym siedzeniu. Za szyba przewijał się znany jej krajobraz, ale starała się zapamiętać go jeszcze lepiej. Gdy auto się zatrzymało Mayson zapłaciła za kurs i wysiadła. Rozejrzała się dookoła, po czym pewnym krokiem weszła do środka.
- Witam ponownie - słaby angielski przeważał w wypowiedzi pulchnej kobiety.
Wzruszyła ramionami bezradnie i podpisała odbiór klucza do pokoju.
Dostała ten sam numer. Dlaczego? Ponieważ rozmyśliła się i nie poleciała do Nowego Jorku.
Nie wsiadła do samolotu.
Nie wróciła do bezpiecznego miejsca, jakim było znajome jej miasto. Została dla Malika. Pragnęła go uratować i przywrócić do normalności. Chciała pomóc Harry'emu w ich akcji.
Z własnej woli została na Kubie.
Czy to była właściwa decyzja?
O tym miała się wkrótce przekonać.
***
Oddział pod dowództwem Harry'ego i Nialla dotarł na Kubę w godzinach wieczornych. Słońce skłaniało się ku horyzontowi, co ułatwiało zadanie bycia niedostrzegalnym. Grupa ulokowała się w niepozornym budynku na obrzeżach miasta, gdzie rozłożyli swój sprzęt i broń.
Styles usiadł na plastikowym krześle, wyjął komórkę z kieszeni i wybrał numer.
- Odstawiłeś ją do Richarda? - zadał pytanie, rozglądając się dookoła.
- Nie było jej na pokładzie samolotu - odpowiedział mężczyzna na drugiej linii.
- Jak to? - Styles prawie zadławił się własną śliną. - Przegapiłeś ją?
- Mówię, ze nie było jej w samolocie. Nie przyleciała do Nowego Jorku. Nawet nie zarejestrowali jej jako pasażera - wyjaśnił dobitniej.
Styles rozłączył się i rzucił telefon o ścianę, która na szczęście okazała się nie być z cegieł i nie uszkodziła za bardzo komórki.
- Co ty, kurwa, robisz? - Horan wytrzeszczył oczy, obserwując jak Harry podnosi swoją własność i pociera ekranem o spodnie.
- Missi nie poleciała do Nowego Jorku - warknął.
- Żartujesz sobie?
- Gdybym, kurwa, żartował to nie rzuciłbym telefonem o ścianę! - krzyknął Styles, nie mogąc poradzić sobie z emocjami.
Nie chciał, żeby cokolwiek zaczęło się komplikować, ale Mayson nagle postanowiła sobie zrobić wakacje i zostać na Kubie trochę dłużej.
- Nie drzyj się na mnie! - odwdzięczył się Niall takim samym tonem.
- Cokolwiek - mruknął zrezygnowany szatyn. - Musimy się dowiedzieć, gdzie się teraz znajduje.
- Przecież jesteśmy tu, żeby uratować Zayna - przypomniał blondyn. - Nie możemy tracić czasu na tą smarkulę.
- Uważaj, co mówisz - ostrzegł Harry, rażąc mężczyznę spojrzeniem.
- Zastanów się, Styles - zaczął Horan sugestywnym tonem. - Nie możemy zmieniać planu. Jeśli zdecydowała się na taki krok, to znaczy, ze zrobiła to z konkretnego powodu. Być może chce nam pomóc i znajdzie się na miejscu akcji.
- Nie uda jej się przeżyć, jeśli pójdzie tam sama.
- Być może nas zaskoczy. I tak nic na to nie poradzisz, więc lepiej zajmij się naszą dzielną załogą.
Rozmowa została ucięta, a Harry został z głową pełną wątpliwości. Miał ratować komisarza, czy dziewczynę? Był skołowany, ale nie mógł w ostatniej chwili zawieść drużyny.
Z godziną zachodu słońca postanowili działać.
***
Liam relaksował się w towarzystwie najlepszych dziewcząt z sekcji VIP.Na początku przejął się tym, że Mayson uciekła, ale uspokoiła go myśl, ze nie zdoła sobie poradzić. Była zbyt osłabiona po odbytej karze i na pewno nie wiedziała, gdzie jest. Przecież zabrał jej dokumenty i pieniądze, a bez tego ani rusz. Przez chwilę było mu jej żal.
Ale tylko przez sekundę.
- Szefie. - Goryl zapukał do drzwi, bojąc się widoku jaki mógł zastać, gdyby je otworzył.
Kobiety z ociąganiem zaprzestały swojej czynności, ubrały się i z uśmiechami na twarzach skierowały się do wyjścia.
- Wejdź - Liam naciągnął spodnie.
Kobiety i mężczyzna wyminęli się w progu.
- Dostarczyli nowy towar.
- Przyzwoite? - cmoknął, udając znawcę.
- Młodziutkie i głupie, szefie. Myślą, ze złapały świetną okazję na dobrą pracę za granicą.
- Przecież złapały. - zarechotał. - Nikt nie wspomniał, ze praca musi być dobra dla nich.
Ochroniarz z przerośniętym karkiem zaniósł się śmiechem.
- Gdzie Malik? - zapytał Liam i spoważniał.
- Odpoczywa po nocnej zmianie.
Szatyn zastanowił się przez chwilę.
- Dobrze, niech odpocznie, bo będę miał dla niego specjalne zadanie - mruknął pod nosem. - Zaraz zejdę do moich nowiutkich dziewczynek.
Ochroniarz z parszywym uśmieszkiem skinął głową i wyszedł z pomieszczenia. Payne poprawił strój, przygładził włosy i poszedł do swojego gabinetu. Od dwóch miesięcy nie miał wiadomości na temat Tomlinsona. Pośrednik Louisa nie pojawił się odkąd nastąpiło przekazanie pieniędzy za złapaną Missi, jakby słuch po nim zaginął. Nie zamierzał się tym przejmować, bo chciał zagarnąć cały majątek Louisa i był na dobrej drodze, żeby to osiągnąć.
Nikt nie był mu w stanie przeszkodzić.
***
Louis Tomlinson - znany sutener , diler i milioner, właściciel jednego z największych burdeli jakie kiedykolwiek powstały. Niestety tak było dawniej.
Teraz gnił w więzieniu i powoli tracił renomę. Kontakty ze wspólnikami uległy zerwaniu, a konto bankowe zostało zablokowane. Nawet Liam przestał się z nim kontaktować, a to przecież Louis wprowadził go w ten jakże wspaniały świat. Od jedynego pośrednika, który pozostał lojalny, dowiedział się, że Payne przejął władze nad kubańskim burdelem i zaskakująco dobrze na tym wychodził.
Tomlinson nie mógł doczekać się, żeby wywołać zdziwienie na twarzy swojego cwanego wspólniczka, któremu miał zamiar wszystko odebrać. Nikt nigdy nie będzie w stanie powstrzymać Louisa Tomlinsona, ani zabrać mu tego, co osiągnął.
Aby bronić swojego, był w stanie zabić.
***
Ciemność.
Chłód.
Strach.
Niepewność.
Zdezorientowanie.
Wątpliwości.
Głód.
Pragnienie.
To odczuwała Missi w tym momencie. Kucała w krzakach nieopodal burdelu. Droga okazała się być prostsza niż zakładała. Czekała w tym miejscu na pojawienie się Harry'ego. Przewidywała, że jego plan polegał na tym, że pod osłoną nocy otoczą budynek i zaatakują znienacka. Wiedziała też, ze mieli dzisiaj przylecieć, dlatego nie wsiadła na pokład swojego samolotu.
- Ty! - usłyszała krzyk po swojej lewej, więc skuliła się jeszcze bardziej. - Pokaż mi się!
Modliła się, żeby to nie było do niej.
- Kurwa, jak ty wyglądasz - zarechotał pierwszy. - Kto ci to zrobił?
- Mała suka nie chciała się uspokoić i tak wywijała nogami, ze pierdolnęła mnie w oko.
- Chciałeś ją wyjebać, co? - jeden z nich nie mógł przestać się śmiać.
Mieli bardzo bogate słownictwo.
- Należało mi się, kurwa, za tą brudną robotę - mruknął ten drugi. - A że ta wyglądała na niewinną cnotkę niewydymkę, to się połasiłem.
- Ale gówno wyszło.
- Niestety przyszedł szef i kazał mi spierdalać w podskokach.
Obaj wybuchnęli śmiechem, kończyli palić papierosy i zniknęli za drzwiami tylnego wyjścia. Kilka minut później drzwi znowu się otworzyły i Mayson zobaczyła znajoma twarz.
Zayn.
Stał tylko kilka kroków od niej. Mogła go zawołać i przekonać do ucieczki. Była w stanie to zrobić. Jednak zanim zdołała przywołać swój głos, budynek został oblany jasnym światłem reflektora, znajdującego się przy helikopterze, który zaczął krążyć nad burdelem. W mgnieniu oka z środku rozległ się pisk dziewcząt i wrzaski mężczyzn, dających rozkazy. Zayn wbiegł do budynku, a Mayson przeklęła pod nosem.
Akcja rozpoczęła się na dobre.
Znikąd nadjechała masa wielkich policyjnych samochodów.
- Jesteście otoczeni! Wyjdź z rękoma na głowie, Payne! Nie uciekniesz nam tym razem! Jesteśmy z każdej strony! - gdzieś w ciemności rozległ się męski głos.
Dziewczyna czekała na swoim miejscu i z uwagą obserwowała sytuację. Głównym wyjściem wysypała się grupa, licząca dziesięciu strażników. Tylko tylu ich tu pracowało, ale i tak brakowało jednego. Szatynka nie dostrzegła Zayna, który był nowym, jedenastym nabytkiem narkomana.
- Połóżcie broń na ziemi i podnieście ręce nad głowę! - rozkazał ten sam głos, a poddani zostali przejęci przez zamaskowanych policjantów.
- Gdzie ty jesteś? - mruknęła pod nosem i przygryzła wargę.
Jak na zawołanie mulat znalazł się w tym samym miejscu, co wcześniej, ale teraz trzymał w dłoni broń. Missi powoli wychyliła się z zarośli i cicho gwizdnęła. Zaskoczony Malik gwałtownie odwrócił się do źródła dźwięku.
- To ja, nie strzelaj - rzuciła cicho zanim się odezwał.
- Co ty tu robisz? - zapytał szeptem, udając że patroluje teren.
- Poddaj się i wróć ze mną do Nowego Jorku - poprosiła.
Wtedy grube łapy złapały jej drobne ciało i pociągnęły w gorszą ciemność. Pisnęła głośno, nie wiedząc, co się dzieje.
- Mam ją! - wrzasnął porywacz i zaciągnął ją do pobliskiego auta.
Przez szybę ujrzała Harry'ego, który dał jej znak głową, że wszystko w porządku. Obok niego stał ten nadęty blondyn. Nie wyrywała się ani nie protestowała. Nie chciała się wtrącać, bo i tak nic by nie zdziałała. Zrozumiała to za późno.
Harry uważnie obserwował ruchy Zayna, który jako jedyny stawiał opór. Nie poznawał go. Jego partner nigdy by tak nie postąpił. Nie mierzyłby do swojego kolegi z broni.
- Poddaj się Zayn i pozwól nam odstawić cię do domu! - powiedział przez megafon.
Malik pokręcił głową na "nie" i obejrzał się za siebie. Za jego plecami pojawił się sam Liam Payne, który również miał broń.
- Daję wam ostatnią szansę! - Styles nie ustępował, a reszta oddziału czekała na wskazówki.
Niall niemo obserwował zdarzenie. Ku zdziwieniu wszystkich obecnych Payne złapał Zayna za szyję mocnym chwytem i przystawił mu pistolet do skroni.
- Teraz będziecie mieli odwagę zrobić kolejny krok?! - wydarł się Liam. - Jeden fałszywy ruch, a on straci życie!
Harry wstrzymał powietrze, ale zachował zimną krew.
- Nie masz z nami szans! - odpowiedział.
- Pierdolcie się!
Liam Payne nie był łatwym przeciwnikiem. Częściowo wyżarty mózg sprawiał, że umiał narażać się na największe ryzyko. Horan wysunął dłoń do przodu i odblokował broń. Jednym, celnym strzałem uszkodził ramię narkomana, który odskoczył do tyłu, puszczając Malika. Zszokowany Payne naszykował się do oddania strzału, ale Niall szybko mu to uniemożliwił, celując w sam środek jego klatki piersiowej.
Liam Payne był unieszkodliwiony.
Na zawsze.
- Co ty robisz, Malik? - zapytał Styles, ciągle używając megafonu. - Zostałeś sam. Nie uda ci się uciec.
Ze zdezorientowania i braku innej możliwości mulat oddał kilka ślepych strzałów, przez co sam oberwał od jednego z policjantów. Missi zarejestrowała jego upadek na ziemię.
Wstrzymała oddech i zakryła dłonią usta, patrząc na ten obraz załzawionymi oczami.
Co będzie dalej?
--------------------------------------------------------------------------------------------
Przeżył?
O tym dowiecie się już wkrótce.
Czekajcie na rozdział z niecierpliwością, bo będę miała dla was BARDZO WAŻNĄ WIADOMOŚĆ :)
Kocham! xxx
25 listopada 2015
POTRZEBUJE WASZEJ ODPOWIEDZI MIŚKI ;)
EDIT: Już pojawił się pierwszy rozdział na Wattpad, więc gdybyście mogli to polecajcie innym i udostępniajcie "Completely different, but the same". Będę bardzo wdzięczna ;)
Mam dwie sprawy:
1. W tym miesiącu jeszcze nie pojawi się kolejny rozdział. Planuję wstawić kolejny dopiero po 30 listopada ze względu na ilość nauki. Pewnie się domyśliliście (albo przeżywacie to samo), że w tym tygodniu mam próbne maturki (yaaay -.-), co uniemożliwia mi skupienie się na opowiadaniu.
2. Myślałam, żeby przenieść moje PIERWSZE opowiadanie na Wattpad. Co o tym myślicie? Wiem, że historia jest już zakończona, ale może ktoś, kto nie zagląda na Blogspota chciałby poznać moje wypociny i może nawet by mu się spodobały. Poczułabym się wtedy, jak bym pisała je od początku, co może być fajnym przeżyciem :)
Koniecznie odpowiedzcie w komentarzach skarby i uzbrójcie się w duuuużo cierpliwości.
Kocham i dziękuję! xxx
KONIEC OGŁOSZENIA!
Mam dwie sprawy:
1. W tym miesiącu jeszcze nie pojawi się kolejny rozdział. Planuję wstawić kolejny dopiero po 30 listopada ze względu na ilość nauki. Pewnie się domyśliliście (albo przeżywacie to samo), że w tym tygodniu mam próbne maturki (yaaay -.-), co uniemożliwia mi skupienie się na opowiadaniu.
2. Myślałam, żeby przenieść moje PIERWSZE opowiadanie na Wattpad. Co o tym myślicie? Wiem, że historia jest już zakończona, ale może ktoś, kto nie zagląda na Blogspota chciałby poznać moje wypociny i może nawet by mu się spodobały. Poczułabym się wtedy, jak bym pisała je od początku, co może być fajnym przeżyciem :)
Koniecznie odpowiedzcie w komentarzach skarby i uzbrójcie się w duuuużo cierpliwości.
Kocham i dziękuję! xxx
KONIEC OGŁOSZENIA!
19 listopada 2015
32.
WYBACZCIE, ŻE TAK PÓŹNO!!!
Ostatnio mam "lekki" nadmiar nauki (jak to bywa w klasie maturalnej xD) i staram się, jak mogę, uzupełniać rozdziały. Nawet nie mam czasu na kontynuowanie historii, chociaż mam pomysły.
Cierpię na brak czasu... :(
Dziękuję za Waszą cierpliwość! xxx
-----------------------------------------------------------------------------------
Ból, który towarzyszył Mayson, nie dał jej zasnąć. Lek przeciwbólowy podany przez pielęgniarkę przestał działać, więc całe obite ciało dawało o sobie znać. Przez okno pokoju wpadała poświata księżyca w pełni. Dziewczyna leżała i zastanawiała się, jak długo jeszcze dane jej będzie żyć. Spojrzała na zegarek i z przykrością stwierdziła, że była już trzecia nad ranem. Usłyszała, jak ktoś przechodzi obok jej drzwi zdecydowanym krokiem, na chwilę przystaje, jakby coś sprawdzał i potem ruszył dalej.
Pewnie strażnik.
Missi postanowiła przejść się do niewielkiej kuchni, która znajdowała się na tym samym piętrze. Założyła na siebie gruby, miękki szlafrok i po cichu wyszła z pokoju. Przez całą drogę nie spotkała żywej duszy. Wzięła z lodówki butelkę soku jabłkowego i szklankę mleka. Udała się w drogę powrotną, a kiedy stanęła przed drzwiami pokoju wstrzymała oddech.
Były uchylone, a na pewno je zamykała, jak wychodziła.
Ostrożnie weszła do środka i szybko zapaliła światło. Na szczęście nie zastała nikogo, ale na łóżku leżała średniej wielkości torba i karteczka. Niepewnie podeszła do dziwnego "prezentu" i przeczytała wiadomość.
"Weź najpotrzebniejsze rzeczy i zejdź za dwadzieścia minut do tylnego wyjścia"
Dziewczyna zmarszczyła czoło i przez chwilę zastanawiała się, co to właściwie miało znaczyć.
Ktoś robił sobie z niej żarty?
Czemu miałaby posłuchać tajemniczej osoby?
Czy to było bezpieczne posunięcie?
Nie myśląc wiele chwyciła torbę i zrobiła to, co jej kazano. Spakowała wszystkie normalne ciuchy, których miała naprawdę niewiele, wrzuciła kosmetyki i zabrała resztę zaoszczędzonych pieniędzy. Założyła na siebie ciemne, w miarę ciepłe ubrania i z walącym sercem poszła na wyznaczone miejsce. Każda kamera przyprawiała Mayson o zawał serca, ale miała nadzieję, że jej "wybawca" pomyślał o wszystkim.
Kto to mógł być?
Kobieta czy mężczyzna?
W głowie Missi pytana plątały się ze sobą, ale na żadne nie znała odpowiedzi.
Dotarła do wskazanych w wiadomości drzwi i czekała. Nie wiedziała, co miała teraz zrobić. Po prostu wyjść, czy czekać?
- Myślałem, że nie zdecydujesz się na tak niebezpieczny krok - usłyszała za plecami i podskoczyła, powstrzymując pisk.
Odwróciła się i napotkała twarz, której nie spodziewała się zobaczyć.
- Dlaczego to robisz? - zapytała ze strachem.
- Nie wiem - odpowiedział szczerze.
W ciemności ciężko jej było odczytać wyraz twarzy Malika. Nic nie powiedziała, więc on kontynuował:
- Teraz cię wypuszczę, a ty jak najszybciej oddalisz się od tego budynku i znajdziesz odległe miejsce, w którym będziesz mogła przenocować. Wbrew pozorom, ludzie tutaj nie są aż tak gościnni i mili. Nie zatrzymuj się u samotnych mężczyzn, ani w żadnym wypadku nie proś ich o pomoc. Nie machaj na przejeżdżające samochody, a najlepiej chowaj się, jak tylko usłyszysz że jakiś nadjeżdża. Postaraj się znaleźć jakąś kobietę i powiedz jej, że się zgubiłaś i nie wiesz jak wrócić do swoich znajomych, którzy zostali w hotelu i na pewno się o ciebie martwią. Gdyby się wahała, zaproponuj, że jej zapłacisz.
- Ale... - zaczęła.
- Nie skończyłem - przerwał jej i wcisnął Missi do ręki plik banknotów . - Tutaj masz pieniądze, które powinny starczyć ci na tydzień. O świcie rusz w drogę i kieruj się wgłąb miasta, gdzie z łatwością znajdziesz lotnisko. Kup bilet na najbliższy lot do Nowego Jorku i zadzwoń do kogoś znajomego. Streść mu dokładnie miejsce w którym jesteś i miejsce, gdzie cię przetrzymywali. Musisz uważać, żeby nikt nie słuchał twojej rozmowy. Tak będzie bezpieczniej. Postaraj się o okulary przeciwsłoneczne i kapelusz, które pomogą ci wtopić się w tłum turystów.
- Nie idziesz ze mną? -zrobiła krok w jego stronę i wyciągnęła rękę, ale w porę ją cofnęła, uznając gest za niestosowny.
- Nie.
- Ucieknij ze mną, Zayn - poprosiła, łamiącym się głosem. - Tutaj nie jest bezpiecznie.
- Nie mogę - syknął. - To, że nagadałaś mi głupot, których naprawdę nie pamiętam i które nic mi nie mówią, nie znaczy, że ci wierze. Po prostu coś w środku mówi mi, ze powinienem to dla ciebie zrobić, więc robię. Nie zastanawiaj się nad tym, tylko zrób to, co mówię.
- Nie mam żadnych dokumentów.
Zayn sięgnął do kieszeni spodni i wyjął paszport i dowód.
- Są twoje - mruknął i oddał dokumenty zdumionej dziewczynie.
- Jak ty to zrobiłeś?
Nie odpowiedział. Zbliżył się do niej, objął dłońmi jej twarz i popatrzył prosto w oczy.
- Ratuj się, Mayson - powiedział cicho.
Przez chwilę brzmiał jak stary Zayn...
Missi stanęła na palcach i szybko pocałowała mulata. Zaskoczony się odsunął i odwrócił wzrok.
- Idź już - rzucił, otwierając drzwi.
Dziewczyna ostatni raz posłała mu smutne spojrzenie i wyszła.
Zayn zacisnął zęby, widząc jak drzwi zamykają się za dziewczyną. Zrobił, co mógł i starał się wierzyć, że ona sobie poradzi. Tak bardzo, jak chciał iść z nią, tak bardzo nie mógł tego zrobić. Musiał zostać i przyjąć karę za nieupilnowanie dziewczyny. Plusem był fakt, że to on miał dzisiaj dyżur przy monitoringu i umiał sfałszować nagranie.
Wracając do siebie, dotknął palcami swoich usta. Uczucie, jakie towarzyszyło niespodziewanemu pocałunkowi, wydało mu się dziwnie znajome, ale nie wziął tego do siebie.
Gdyby to zrobił, praca tutaj stała by się męczarnią.
***
Mayson bała cię ciemności, ale dzielnie parła na przód. Zacisnęła pięści, aż odetchnęła z ulga, kiedy zobaczyła światła pierwszych domów. Nie miała pojęcia, że burdel znajdował się na takim odludziu. Dotarła do pierwszego budynku i ostrożni zajrzała przez okno do środka. Zdziwiła się, że przed piątą ktoś już nie spał. Niestety nikogo nie zobaczyła, więc nie ryzykowała i poszła dalej. Usłyszała ciche pomrukiwanie jakiejś melodii i skierowała się w tamtym kierunku. Za rogiem obskurnego, szarego budynku zobaczyła tęgą kobietę, która rozwieszała pranie. Missi chciała podskoczyć ze szczęścia, ale od razu się powstrzymała. Powoli podeszła do kobiety, zachowując odpowiednią odległość.
- Dzień dobry - przywitała się, a kobieta krzyknęła i spiorunowała dziewczynę wzrokiem.
- Qué estás haciendo, niño? Me has asustado - powiedziała z oburzeniem.
Niestety Missi nie znała hiszpańskiego.
- Nie rozumiem - odparła. - Mówi pani po angielsku?
- Inglés?
- Nie mówię po hiszpańsku. - Dziewczyna pokręciła głową, posyłając jej rozpaczliwe spojrzenie.
- Ja źle mówić angielski, niño - wydukała kobieta.
- Zgubiłam się - powiedziała wyraźnie Mayson i próbowała ratować się gestami. - Nie wiem gdzie jestem i jak wrócić do hotelu.
- Ty zgubić? - Kobieta zmarszczyła czoło. - Ty nie złodziej?
- Nie, nie - szybko zaprzeczyła. - Nie jestem złodziejem. Potrzebuję pomocy.
- Vuelve a casa - rzuciła i gestem pokazała, żeby dziewczyna poszła za nią.
Mayson rozejrzała się dookoła, żeby sprawdzić czy nikt jej nie obserwował. Świtało, ale ulice były puste.
- Ponga la bolsa y sentarse a la mesa. - Hiszpanka wskazała na krzesło przy stole i zniknęła w jakimś pomieszczeniu.
Mayson odłożyła torbę i usiadła. Dom był ciasny, ale bardzo przytulny. Na zniszczonym kominku stały zdjęcia dzieci i mężczyzny, który przytulał kobietę. To była ta sama kobieta, która rozwieszała pranie.
Gospodyni wróciła z parującą szklanką, którą postawiła przed dziewczyną.
- Herbata - wyjaśniła.
- Gracias - to było jedyne hiszpańskie słowo, jakie Missi znała.
- Głodna?
- Nie chcę robić pani problemu.
- No hay problema - machnęła dłonią i wróciła tam skąd chwilę temu przyszła.
Myson odetchnęła z ulgą, ze udało jej się znaleźć to miejsce. Mimo, ze ciężko było im się dogadać, to nie miała zamiaru szukać innego domu.
Hiszpanka wniosła do pokoju wazę z pachnącą zupą i dwie miski.
- Jedz - nakazała z lekkim rozbawienie.
Missi nie odmówiła. Od dwóch dni nie miała nic w ustach. Z apetytem opróżniła naczynie i podziękowała kobiecie, która odpowiedziała szerokim uśmiechem. Łamaną angielszczyzną gospodyni zaczęła wypytywać Mayson o różne rzeczy, jak kraj z którego przybyła, dlaczego się zgubiła i gdzie był jej hotel. Niestety Missi musiała zmyślać, bo nie mogła powiedzieć nikomu prawdy.
Nikt na Kubie nie był godny jej zaufania.
- Ty zmęczona, niño? - zapytała hiszpanka, sprzątając stół.
- Bardzo - przyznała z kwaśną miną.
Kobieta skinęła na nią ręką i przeszła przez mały korytarz do pokoju z niewielkim łóżkiem. Mayson wzięła torbę i poszła za nią.
- Idź spać - zachęciła. - No hay problema. Duerme un poco arriba.
- Gracias.
Sen przyszedł szybciej niż się spodziewała. Jednak strach przed złapaniem nie dał jej spać zbyt długo. Obudziła się już po godzinie, wmawiając sobie, ze nie potrzebuje więcej snu. Zegar wskazywał na kilka minut przed siódmą rano. Mayson sprawdziła czy nic jej nie zginęło, a potem skorzystała z pobliskiej toalety. Zabrała torbę i przeszła do kuchni, gdzie zastała młodego chłopaka w trakcie posiłku. Mógl mieć nie więcej niż siedemnaście lat.
- Quién es usted? - zadał pytanie, ale go nie zrozumiała.
- Nie rozumiem. - Pokręciła głową i rozejrzała się w poszukiwaniu swojej wybawicielki.
- Quién te dejó entrar aquí? - Wstał od stołu i zrobił kilka kroków ku dziewczynie.
Missi zaczęła się wycofywać. Przestraszył ją.
- Fuera! - wrzasnął, wskazując ręką na wyjście.
- J-ja... Nie rozumiem hiszpańskiego. Ja... - jąkała się, zaciskając palce na uchwycie torby.
- Andre, calma! - krzyk rozniósł się z sąsiedniego pomieszczeni, a z którego po chwili wyszła znajoma gospodyni. - Ella es un invitado.
Mayson nic nie rozumiała z ich konwersacji. Mogła się tylko domyślać, że rozmawiali o niej i jej obecności tutaj.
- Wszystko dobrze - odezwała się kobieta i gestem odesłała chłopaka na miejsce. - Ty dobrze?
- Tak, dziękuję - szatynka odetchnęła. - Musze iść.
- Iść? Cuando, niño ? - Zmartwiła się. - Gdzie?
- Muszę zadzwonić. - Pokazała gestem telefon.
- Teléfono?
Dziewczyna przytaknęła.
- Ty iść prosto. Tam być... La oficina de correos.
- Co takiego?
Kobieta zastanowiła się przez chwilę.
- Poczta - powiedziała w końcu z zadowoleniem. - Tam być teléfono.
- Gracias. - Missi wyciągnęła do kobiety rękę, ale tamta przyciągnęła ją do uścisku i mocno przytuliła.
- Uważaj, niño - wyszeptała.
Hiszpanka odprowadziła Mayson do drzwi i pomachała na pożegnanie, po czym zniknęła w domu.
Szatynka skierowała się we wcześniej wskazanym kierunku z nadzieją, ze uda jej się znaleźć telefon. Po około piętnastu minutach natknęła się na budynek oznaczony ogromną kopertą i zgadywała, że to właśnie była poczta. Cieszyła się, że kobieta jednak nie kłamała.
Missi niepewnie weszła do środka, a oczy dwóch kobiet od razu się na niej zatrzymały.
- Teléfono? - zapytała najprościej jak umiała.
Jedna z pracownic wskazała ręką kierunek, w który Mayson powiodła wzrokiem. W kącie poczty stała budka telefoniczna. Weszła do niej i upewniła się, że kobiety są zainteresowane czymś innym. Znalazła resztę drobnych w kieszeni spodni i wrzuciła je do automatu. Wybrała jedyny numer, który udało jej się zapamiętać, oprócz starego numeru Malika.
- Słucham? - odebrał po drugim sygnale. - Kto mówi?
- To ja, Harry - powiedziała cicho Mayson.
- Missi? - zapytał zaskoczony.
- Tak.
- Jak to? Gdzie ty jesteś? Skąd dzwonisz? Jesteś cała? Jak mamy cię znaleźć? Gdzie Malik?
- Powoli - przerwała mu dalsze zadawanie pytań. - Nie wiem w jakim dokładnie mieście jestem, ale jest na Kubie i dzwonie z poczty.
- Jak ci się udało wydostać z łap Liama?
- Jeden z ochroniarzy się zlitował po...
Urwała nagle.
Nie chciała martwić Stylesa ostatnią karą, która przyniosła jej ciału opłakane skutki.
- Po czym? - zaniepokoił się.
- Po pewnym incydencie z Liamem, ale spokojnie, jestem cała.
- Gdzie Malik? Jest z tobą?
- No własnie nie wiem, jak to wyjaśnić... - wymamrotała i podrapała się po skroni.
- Jak to?
- Nie ma go ze mną.
- Czemu? Zabili go?
- Żyje i ma się dobrze.
Taką miała nadzieję.
Nie wiedziała czy Payne ukarał go za wypuszczenie jej.
- Powiedz, gdzie jesteś - rozkazał i kogoś zawołał. - Staramy się namierzyć twój telefon, ale jest ciężko.
- Nie znam nazwy ulicy, ale wiem, że burdel znajduje się na obrzeżasz największego miasta Kuby.
Przez chwilę panowała cisza. Żadne się nie odzywało.
- Złapaliśmy sygnał, więc teraz rozłącz się i znajdź bezpieczne miejsce - poinstruował.
- Jak się dowiem, że coś udało wam się zrobić? - zapytała spanikowana.
- Zadzwoń z jutro o tej samej porze, dobrze? A potem zarezerwuj bilet na samolot i wracaj do domu.
Przełknęła ciężko ślinę, powstrzymując łzy.
- Missi?
- Tak - mruknęła.
Bala się, ze zaraz zacznie płakać i przez to zwróci na siebie uwagę tych dwóch kobiet.
- Jeśli nie zadzwonisz o umówionej porze, jeśli się spóźnisz... - zaniemówił na chwilę. - Wtedy uznam, że coś ci się stało i zwołam alarm. Zrozumiałaś?
- Tak, Harry - przytaknęła drżącym głosem. - Dziękuję.
- Uważaj na siebie i uzbrój się w cierpliwość.
Rozłączyła się bez słowa pożegnania. Nie chciała, żeby to było ich ostatnie pożegnanie.
Jak gdyby nigdy nic wyszła na ulicę i przeszukała wzrokiem teren. Znalazła tabliczkę kierującą do motelu i tam poszła. Kupiła kapelusz z dużym rondem, okulary przeciwsłoneczne i od razu je założyła.
Z walącym sercem udała się w drogę do miejsce, gdzie będzie mogła ukryć się i przenocować. Miała nadzieję, ze chociaż na chwilę uwolni się od horroru, w który zamieniło się jej dotychczas dość spokojne życie.
Ostatnio mam "lekki" nadmiar nauki (jak to bywa w klasie maturalnej xD) i staram się, jak mogę, uzupełniać rozdziały. Nawet nie mam czasu na kontynuowanie historii, chociaż mam pomysły.
Cierpię na brak czasu... :(
Dziękuję za Waszą cierpliwość! xxx
-----------------------------------------------------------------------------------
Ból, który towarzyszył Mayson, nie dał jej zasnąć. Lek przeciwbólowy podany przez pielęgniarkę przestał działać, więc całe obite ciało dawało o sobie znać. Przez okno pokoju wpadała poświata księżyca w pełni. Dziewczyna leżała i zastanawiała się, jak długo jeszcze dane jej będzie żyć. Spojrzała na zegarek i z przykrością stwierdziła, że była już trzecia nad ranem. Usłyszała, jak ktoś przechodzi obok jej drzwi zdecydowanym krokiem, na chwilę przystaje, jakby coś sprawdzał i potem ruszył dalej.
Pewnie strażnik.
Missi postanowiła przejść się do niewielkiej kuchni, która znajdowała się na tym samym piętrze. Założyła na siebie gruby, miękki szlafrok i po cichu wyszła z pokoju. Przez całą drogę nie spotkała żywej duszy. Wzięła z lodówki butelkę soku jabłkowego i szklankę mleka. Udała się w drogę powrotną, a kiedy stanęła przed drzwiami pokoju wstrzymała oddech.
Były uchylone, a na pewno je zamykała, jak wychodziła.
Ostrożnie weszła do środka i szybko zapaliła światło. Na szczęście nie zastała nikogo, ale na łóżku leżała średniej wielkości torba i karteczka. Niepewnie podeszła do dziwnego "prezentu" i przeczytała wiadomość.
"Weź najpotrzebniejsze rzeczy i zejdź za dwadzieścia minut do tylnego wyjścia"
Dziewczyna zmarszczyła czoło i przez chwilę zastanawiała się, co to właściwie miało znaczyć.
Ktoś robił sobie z niej żarty?
Czemu miałaby posłuchać tajemniczej osoby?
Czy to było bezpieczne posunięcie?
Nie myśląc wiele chwyciła torbę i zrobiła to, co jej kazano. Spakowała wszystkie normalne ciuchy, których miała naprawdę niewiele, wrzuciła kosmetyki i zabrała resztę zaoszczędzonych pieniędzy. Założyła na siebie ciemne, w miarę ciepłe ubrania i z walącym sercem poszła na wyznaczone miejsce. Każda kamera przyprawiała Mayson o zawał serca, ale miała nadzieję, że jej "wybawca" pomyślał o wszystkim.
Kto to mógł być?
Kobieta czy mężczyzna?
W głowie Missi pytana plątały się ze sobą, ale na żadne nie znała odpowiedzi.
Dotarła do wskazanych w wiadomości drzwi i czekała. Nie wiedziała, co miała teraz zrobić. Po prostu wyjść, czy czekać?
- Myślałem, że nie zdecydujesz się na tak niebezpieczny krok - usłyszała za plecami i podskoczyła, powstrzymując pisk.
Odwróciła się i napotkała twarz, której nie spodziewała się zobaczyć.
- Dlaczego to robisz? - zapytała ze strachem.
- Nie wiem - odpowiedział szczerze.
W ciemności ciężko jej było odczytać wyraz twarzy Malika. Nic nie powiedziała, więc on kontynuował:
- Teraz cię wypuszczę, a ty jak najszybciej oddalisz się od tego budynku i znajdziesz odległe miejsce, w którym będziesz mogła przenocować. Wbrew pozorom, ludzie tutaj nie są aż tak gościnni i mili. Nie zatrzymuj się u samotnych mężczyzn, ani w żadnym wypadku nie proś ich o pomoc. Nie machaj na przejeżdżające samochody, a najlepiej chowaj się, jak tylko usłyszysz że jakiś nadjeżdża. Postaraj się znaleźć jakąś kobietę i powiedz jej, że się zgubiłaś i nie wiesz jak wrócić do swoich znajomych, którzy zostali w hotelu i na pewno się o ciebie martwią. Gdyby się wahała, zaproponuj, że jej zapłacisz.
- Ale... - zaczęła.
- Nie skończyłem - przerwał jej i wcisnął Missi do ręki plik banknotów . - Tutaj masz pieniądze, które powinny starczyć ci na tydzień. O świcie rusz w drogę i kieruj się wgłąb miasta, gdzie z łatwością znajdziesz lotnisko. Kup bilet na najbliższy lot do Nowego Jorku i zadzwoń do kogoś znajomego. Streść mu dokładnie miejsce w którym jesteś i miejsce, gdzie cię przetrzymywali. Musisz uważać, żeby nikt nie słuchał twojej rozmowy. Tak będzie bezpieczniej. Postaraj się o okulary przeciwsłoneczne i kapelusz, które pomogą ci wtopić się w tłum turystów.
- Nie idziesz ze mną? -zrobiła krok w jego stronę i wyciągnęła rękę, ale w porę ją cofnęła, uznając gest za niestosowny.
- Nie.
- Ucieknij ze mną, Zayn - poprosiła, łamiącym się głosem. - Tutaj nie jest bezpiecznie.
- Nie mogę - syknął. - To, że nagadałaś mi głupot, których naprawdę nie pamiętam i które nic mi nie mówią, nie znaczy, że ci wierze. Po prostu coś w środku mówi mi, ze powinienem to dla ciebie zrobić, więc robię. Nie zastanawiaj się nad tym, tylko zrób to, co mówię.
- Nie mam żadnych dokumentów.
Zayn sięgnął do kieszeni spodni i wyjął paszport i dowód.
- Są twoje - mruknął i oddał dokumenty zdumionej dziewczynie.
- Jak ty to zrobiłeś?
Nie odpowiedział. Zbliżył się do niej, objął dłońmi jej twarz i popatrzył prosto w oczy.
- Ratuj się, Mayson - powiedział cicho.
Przez chwilę brzmiał jak stary Zayn...
Missi stanęła na palcach i szybko pocałowała mulata. Zaskoczony się odsunął i odwrócił wzrok.
- Idź już - rzucił, otwierając drzwi.
Dziewczyna ostatni raz posłała mu smutne spojrzenie i wyszła.
Zayn zacisnął zęby, widząc jak drzwi zamykają się za dziewczyną. Zrobił, co mógł i starał się wierzyć, że ona sobie poradzi. Tak bardzo, jak chciał iść z nią, tak bardzo nie mógł tego zrobić. Musiał zostać i przyjąć karę za nieupilnowanie dziewczyny. Plusem był fakt, że to on miał dzisiaj dyżur przy monitoringu i umiał sfałszować nagranie.
Wracając do siebie, dotknął palcami swoich usta. Uczucie, jakie towarzyszyło niespodziewanemu pocałunkowi, wydało mu się dziwnie znajome, ale nie wziął tego do siebie.
Gdyby to zrobił, praca tutaj stała by się męczarnią.
***
Mayson bała cię ciemności, ale dzielnie parła na przód. Zacisnęła pięści, aż odetchnęła z ulga, kiedy zobaczyła światła pierwszych domów. Nie miała pojęcia, że burdel znajdował się na takim odludziu. Dotarła do pierwszego budynku i ostrożni zajrzała przez okno do środka. Zdziwiła się, że przed piątą ktoś już nie spał. Niestety nikogo nie zobaczyła, więc nie ryzykowała i poszła dalej. Usłyszała ciche pomrukiwanie jakiejś melodii i skierowała się w tamtym kierunku. Za rogiem obskurnego, szarego budynku zobaczyła tęgą kobietę, która rozwieszała pranie. Missi chciała podskoczyć ze szczęścia, ale od razu się powstrzymała. Powoli podeszła do kobiety, zachowując odpowiednią odległość.
- Dzień dobry - przywitała się, a kobieta krzyknęła i spiorunowała dziewczynę wzrokiem.
- Qué estás haciendo, niño? Me has asustado - powiedziała z oburzeniem.
Niestety Missi nie znała hiszpańskiego.
- Nie rozumiem - odparła. - Mówi pani po angielsku?
- Inglés?
- Nie mówię po hiszpańsku. - Dziewczyna pokręciła głową, posyłając jej rozpaczliwe spojrzenie.
- Ja źle mówić angielski, niño - wydukała kobieta.
- Zgubiłam się - powiedziała wyraźnie Mayson i próbowała ratować się gestami. - Nie wiem gdzie jestem i jak wrócić do hotelu.
- Ty zgubić? - Kobieta zmarszczyła czoło. - Ty nie złodziej?
- Nie, nie - szybko zaprzeczyła. - Nie jestem złodziejem. Potrzebuję pomocy.
- Vuelve a casa - rzuciła i gestem pokazała, żeby dziewczyna poszła za nią.
Mayson rozejrzała się dookoła, żeby sprawdzić czy nikt jej nie obserwował. Świtało, ale ulice były puste.
- Ponga la bolsa y sentarse a la mesa. - Hiszpanka wskazała na krzesło przy stole i zniknęła w jakimś pomieszczeniu.
Mayson odłożyła torbę i usiadła. Dom był ciasny, ale bardzo przytulny. Na zniszczonym kominku stały zdjęcia dzieci i mężczyzny, który przytulał kobietę. To była ta sama kobieta, która rozwieszała pranie.
Gospodyni wróciła z parującą szklanką, którą postawiła przed dziewczyną.
- Herbata - wyjaśniła.
- Gracias - to było jedyne hiszpańskie słowo, jakie Missi znała.
- Głodna?
- Nie chcę robić pani problemu.
- No hay problema - machnęła dłonią i wróciła tam skąd chwilę temu przyszła.
Myson odetchnęła z ulgą, ze udało jej się znaleźć to miejsce. Mimo, ze ciężko było im się dogadać, to nie miała zamiaru szukać innego domu.
Hiszpanka wniosła do pokoju wazę z pachnącą zupą i dwie miski.
- Jedz - nakazała z lekkim rozbawienie.
Missi nie odmówiła. Od dwóch dni nie miała nic w ustach. Z apetytem opróżniła naczynie i podziękowała kobiecie, która odpowiedziała szerokim uśmiechem. Łamaną angielszczyzną gospodyni zaczęła wypytywać Mayson o różne rzeczy, jak kraj z którego przybyła, dlaczego się zgubiła i gdzie był jej hotel. Niestety Missi musiała zmyślać, bo nie mogła powiedzieć nikomu prawdy.
Nikt na Kubie nie był godny jej zaufania.
- Ty zmęczona, niño? - zapytała hiszpanka, sprzątając stół.
- Bardzo - przyznała z kwaśną miną.
Kobieta skinęła na nią ręką i przeszła przez mały korytarz do pokoju z niewielkim łóżkiem. Mayson wzięła torbę i poszła za nią.
- Idź spać - zachęciła. - No hay problema. Duerme un poco arriba.
- Gracias.
Sen przyszedł szybciej niż się spodziewała. Jednak strach przed złapaniem nie dał jej spać zbyt długo. Obudziła się już po godzinie, wmawiając sobie, ze nie potrzebuje więcej snu. Zegar wskazywał na kilka minut przed siódmą rano. Mayson sprawdziła czy nic jej nie zginęło, a potem skorzystała z pobliskiej toalety. Zabrała torbę i przeszła do kuchni, gdzie zastała młodego chłopaka w trakcie posiłku. Mógl mieć nie więcej niż siedemnaście lat.
- Quién es usted? - zadał pytanie, ale go nie zrozumiała.
- Nie rozumiem. - Pokręciła głową i rozejrzała się w poszukiwaniu swojej wybawicielki.
- Quién te dejó entrar aquí? - Wstał od stołu i zrobił kilka kroków ku dziewczynie.
Missi zaczęła się wycofywać. Przestraszył ją.
- Fuera! - wrzasnął, wskazując ręką na wyjście.
- J-ja... Nie rozumiem hiszpańskiego. Ja... - jąkała się, zaciskając palce na uchwycie torby.
- Andre, calma! - krzyk rozniósł się z sąsiedniego pomieszczeni, a z którego po chwili wyszła znajoma gospodyni. - Ella es un invitado.
Mayson nic nie rozumiała z ich konwersacji. Mogła się tylko domyślać, że rozmawiali o niej i jej obecności tutaj.
- Wszystko dobrze - odezwała się kobieta i gestem odesłała chłopaka na miejsce. - Ty dobrze?
- Tak, dziękuję - szatynka odetchnęła. - Musze iść.
- Iść? Cuando, niño ? - Zmartwiła się. - Gdzie?
- Muszę zadzwonić. - Pokazała gestem telefon.
- Teléfono?
Dziewczyna przytaknęła.
- Ty iść prosto. Tam być... La oficina de correos.
- Co takiego?
Kobieta zastanowiła się przez chwilę.
- Poczta - powiedziała w końcu z zadowoleniem. - Tam być teléfono.
- Gracias. - Missi wyciągnęła do kobiety rękę, ale tamta przyciągnęła ją do uścisku i mocno przytuliła.
- Uważaj, niño - wyszeptała.
Hiszpanka odprowadziła Mayson do drzwi i pomachała na pożegnanie, po czym zniknęła w domu.
Szatynka skierowała się we wcześniej wskazanym kierunku z nadzieją, ze uda jej się znaleźć telefon. Po około piętnastu minutach natknęła się na budynek oznaczony ogromną kopertą i zgadywała, że to właśnie była poczta. Cieszyła się, że kobieta jednak nie kłamała.
Missi niepewnie weszła do środka, a oczy dwóch kobiet od razu się na niej zatrzymały.
- Teléfono? - zapytała najprościej jak umiała.
Jedna z pracownic wskazała ręką kierunek, w który Mayson powiodła wzrokiem. W kącie poczty stała budka telefoniczna. Weszła do niej i upewniła się, że kobiety są zainteresowane czymś innym. Znalazła resztę drobnych w kieszeni spodni i wrzuciła je do automatu. Wybrała jedyny numer, który udało jej się zapamiętać, oprócz starego numeru Malika.
- Słucham? - odebrał po drugim sygnale. - Kto mówi?
- To ja, Harry - powiedziała cicho Mayson.
- Missi? - zapytał zaskoczony.
- Tak.
- Jak to? Gdzie ty jesteś? Skąd dzwonisz? Jesteś cała? Jak mamy cię znaleźć? Gdzie Malik?
- Powoli - przerwała mu dalsze zadawanie pytań. - Nie wiem w jakim dokładnie mieście jestem, ale jest na Kubie i dzwonie z poczty.
- Jak ci się udało wydostać z łap Liama?
- Jeden z ochroniarzy się zlitował po...
Urwała nagle.
Nie chciała martwić Stylesa ostatnią karą, która przyniosła jej ciału opłakane skutki.
- Po czym? - zaniepokoił się.
- Po pewnym incydencie z Liamem, ale spokojnie, jestem cała.
- Gdzie Malik? Jest z tobą?
- No własnie nie wiem, jak to wyjaśnić... - wymamrotała i podrapała się po skroni.
- Jak to?
- Nie ma go ze mną.
- Czemu? Zabili go?
- Żyje i ma się dobrze.
Taką miała nadzieję.
Nie wiedziała czy Payne ukarał go za wypuszczenie jej.
- Powiedz, gdzie jesteś - rozkazał i kogoś zawołał. - Staramy się namierzyć twój telefon, ale jest ciężko.
- Nie znam nazwy ulicy, ale wiem, że burdel znajduje się na obrzeżasz największego miasta Kuby.
Przez chwilę panowała cisza. Żadne się nie odzywało.
- Złapaliśmy sygnał, więc teraz rozłącz się i znajdź bezpieczne miejsce - poinstruował.
- Jak się dowiem, że coś udało wam się zrobić? - zapytała spanikowana.
- Zadzwoń z jutro o tej samej porze, dobrze? A potem zarezerwuj bilet na samolot i wracaj do domu.
Przełknęła ciężko ślinę, powstrzymując łzy.
- Missi?
- Tak - mruknęła.
Bala się, ze zaraz zacznie płakać i przez to zwróci na siebie uwagę tych dwóch kobiet.
- Jeśli nie zadzwonisz o umówionej porze, jeśli się spóźnisz... - zaniemówił na chwilę. - Wtedy uznam, że coś ci się stało i zwołam alarm. Zrozumiałaś?
- Tak, Harry - przytaknęła drżącym głosem. - Dziękuję.
- Uważaj na siebie i uzbrój się w cierpliwość.
Rozłączyła się bez słowa pożegnania. Nie chciała, żeby to było ich ostatnie pożegnanie.
Jak gdyby nigdy nic wyszła na ulicę i przeszukała wzrokiem teren. Znalazła tabliczkę kierującą do motelu i tam poszła. Kupiła kapelusz z dużym rondem, okulary przeciwsłoneczne i od razu je założyła.
Z walącym sercem udała się w drogę do miejsce, gdzie będzie mogła ukryć się i przenocować. Miała nadzieję, ze chociaż na chwilę uwolni się od horroru, w który zamieniło się jej dotychczas dość spokojne życie.
13 listopada 2015
31.
Sala VIP-ów była wypełniona po brzegi. Tego wieczoru Missi miała za zadanie zatańczyć przy rurze dla tłumu napalonych facetów, którzy mieli zakaz dotykania tańczących dziewcząt.
Na szczęście dla niej.
- Uwaga, uwaga! - zabrzmiał z głośników męski głos. - Przed wami nasza ulubiona gwiazda!
Mayson odetchnęła dla rozluźnienia i skierowała się na główny podest. Miała za zadanie wybrać piosenkę i ułożyć zmysłowy taniec. Postanowiła zrobić wszystkim niespodziankę.
Muzyka zabrzmiała a dziewczyna zaczęła się poruszać w jej rytmie.
- Co do kurwy? - syknął Liam, obserwując zdarzenie zza kurtyny. - Co ona, do chuja, wyprawia?
- Wydaje mi się, że tańczy, proszę pana - zauważył jeden z goryli.
- Nie pierdol - zironizował Payne. - To nie jest taniec, który miała ułożyć. Tutaj się tak nie tańczy.
Miał rację.
Mayson na złość wybrała piosenkę "Lay Me Down" Sama Smitha i ułożyła do niej liryczny układ, który wykonywała przy rurze. Chciała zdenerwować szefa i zadziwić widownię. Piosenka idealnie oddawała jej uczucia względem osoby, która nieoczekiwanie stała się dla niej najważniejsza.
Zdziwieni mężczyźni otworzyli szeroko usta i zapatrzeni oglądali występ. Payne nie spodziewał się takiej reakcji. Myślał, że ją wybuczą.
Zayn stał przy wejściu do sali i obserwował z uwagą całą sytuację. Był pozytywnie zaskoczony umiejętnościami dziewczyny. Nie mógł oderwać od niej wzroku, a piosenka wprowadziła bardzo sentymentalny klimat. Zastanawiało go, czemu to zrobiła, skoro wiedziała, ze zapewne spotkają ją konsekwencje?
Szatynka wczuła się całą sobą i musiała zacisnąć powieki, żeby nie uronić łzy. Kiedy piosenka dobiegła końca, jej wzrok napotkał oczy, które ciągle ją urzekały. To na Zaynie zawiesiła swoje zaszklone spojrzenie, które on odwzajemnił.
- Dobra, to było dziwne i zaskakujące - zażartował głos z głośników. - Brawa dla naszej gwiazdy za piękne ciało i gibkość.
Posypały się gromkie oklaski, za które Mayson podziękowała wyćwiczonym uśmiechem i zeszła za kurtynę. Jej nadzieja, ze zostanie doceniona prze taniec, prysły jak banka mydlana. Nikogo nie obchodził przekaz i wykonanie. Ci mężczyźni gapili się wyłącznie na jej wychudzone ciało.
Nim weszła do garderoby, Liam pociągnął ją za ramię i popchnął na ścianę.
- A teraz grzecznie mi wytłumaczysz, co to było - warknął groźnie, mrużąc oczy.
- Chciałeś, żebym zatańczyła, więc zatańczyłam. - Wywróciła oczami i odwróciła głowę.
- Słuchaj uważnie, suko. - Złapał ją za gardło. - Masz robić DOKŁADNIE to, co ci każe, a nic ci się nie stanie. Z racji, ze właśnie złamałaś tą zasadę, zostaniesz ukarana. Zabierz ją stąd. - Przywołał gestem jednego ze strażników.
Wyrośnięty facet złapał Mayson za włosy i pociągnął w głąb korytarza. Dziewczyna próbowała się wyszarpać, ale uścisk był za silny. Zaczęła krzyczeć, żeby się odczepił i dał jej spokój, ale goryl nawet nie reagował.
- Zamknij mordę! - wrzasnął w końcu. - Zachciało ci się sztuczek, to teraz masz!
Missi jęknęła, kiedy jej ciało zderzyło się z metalowymi drzwiami, które zaraz zostały otwarte. W środku nie znajdowało się nic, oprócz kajdanek przymocowanych do sufitu i krzesła pod ścianą.
- Zapraszam - strażnik udał uprzejmość i wpuścił ja do pokoju.
Szatynkę oblał zimny pot, po którym pojawiły się dreszcze i skurcz żołądka. Wiedziała, że teraz się nie wywinie. Przegięła i czekała ją straszna kara. Liam się wkurwił, wyczerpała jego cierpliwość.
Właśnie teraz potrzebowała bohatera, którego jej zabrano.
***
Zayn obszedł cały budynek, ale nie mógł jej znaleźć. Postanowił iść do swojego szefa i miał nadzieję, że uzyska interesującego go informacje. Zapukał do biura, w którym uwielbiał przesiadywać Liam, po czym usłyszał "proszę", wiec wszedł.
- Co cię do mnie sprowadza, Zayn? - zapytał Payne, nie podnosząc głowy znad sterty papierów.
Ostatnio zaniedbał swoje obowiązki, więc musiał je powoli nadrobić.
- Wiem, że dał mi pan dzisiaj wolne, ale naprawdę nie potrafię siedzieć i nic nie robić - odchrząknął, czyszcząc gardło - Pomyślałem, że może wrócę do pilnowania przydzielonej mi dziewczyny.
Zastępca Tomlinsona wyprostował się i wlepił uważne spojrzenie w swojego pracownika.
- Słucham? - Uniósł brwi zdziwiony.
- Chciałbym wrócić do pracy.
Liam westchnął, podrapał się po karku i odpowiedział:
- Aktualnie twoja dziwka jest zajęta.
- Zajęta? Przecież dopiero skończyła występ.
Zayn poczuł się zmieszany i wyczuł, że coś nie było w porządku.
- Nie martw się. Jutro będziesz mógł ją pilnować. - Payne machnął dłonią. - Jeśli przeżyje.
Ostatnie słowa mężczyzny sprawiły, że Malik znieruchomiał.
- Możesz odejść - wyprosił go.
Mulat jeszcze raz przeszedł się wszystkimi korytarzami, ale nic mu to nie dało. Dopiero po czterdziestu minutach znalazł metalowe drzwi, zza których wydobywały się przerażające dźwięki. Bez zastanowienia wszedł do środka i zamarł.
Na środku pomieszczenia wisiała Mayson w samej bieliźnie, przykuta do sufitu. Z jej ciała spływała krew, która kapała na podłogę. Nie był pewien czy jeszcze żyła.
- Czego tu, kurwa, chcesz? - warknął goryl, którego Malik wcześniej przeoczył.
- Co ty jej zrobiłeś? - wydusił, siląc się na obojętność i stanowczość.
- Szef wymierzył jej karę, a ja ją tylko wykonuję - wyjaśnił, jakby jego zadaniem było posprzątanie pokoju. - Czego chcesz?
- Szef mnie przysłał - skłamał.
- Przecież dopiero pytałeś co jej zrobiłem - zauważył i zmierzył Zayna podejrzliwym spojrzeniem.
- Sądziłem, ze się pohamujesz, stad moje pytanie - odparł, kiwając głową na dziewczynę. - Payne kazał mi ją zabrać.
Mężczyzna łyknął haczyk i wzruszył ramionami. Otrzepał spodnie, które miały ogromne play krwi.
- Lepiej zawołaj sprzątaczkę i pielęgniarkę - poradził. - Ja idę na obiecaną drzemkę.
Goryl zniknął na korytarzu, a Zayn odetchnął. Na widok zmasakrowanego ciała młodej dziewczyny robiło mu się niedobrze. Zdjął ją z zawieszenia i zgodnie z poleceniem przywołał pomoc.
Uważnie obserwował, jak pielęgniarka opatruje jej rany. Po wszystkim Missi wyglądała, jak mumia. Wszędzie miała plastry i bandaże. Jej twarz miała kilka rozcięć, ale nie zapuchła tak bardzo, jak się spodziewał.
- Mogę ją zabrać do jej pokoju? - zapytał kobiety, która przytaknęła i wyszła bez słowa.
Malik dotarł do pokoju, w którym ułożył dziewczynę na łóżku i przykrył ją kołdrą. Jak nie było widać jej ciała, to wyglądała jakby spokojnie spała. Mężczyzna zatrzymał się na chwilę i uważnie przypatrzył ofierze okropnej kary.
- Nieźle mu podpadłaś - wymamrotał pod nosem. - Współczuję ci.
Potem zostawił ją samą.
***
Mayson obudziła się następnego dnia. Na dworze się ściemniało, co oznaczało, że przespała cały dzień.
- Myślałem, że już nie wstaniesz - jęknął zmęczony strażnik, którego kojarzyła z widzenia.
Dziewczyna podskoczyła na widok mężczyzny , siedzącego na krześle w kącie pomieszczenia.
- Co ty tu robisz? - zapytała, łapiąc kołdrę i przyciągając ją do piersi.
- Musze poinformować pielęgniarkę o twoim obudzeniu - oznajmił i wyszedł.
Szatynka odchyliła kołdrę i się przeraziła. Jej ciało było chude i zniszczone, a bieliznę pokrywała zaschnięta krew. Szybko zarzuciła na siebie szlafrok i weszła do łazienki. W lustrze dostrzegła zupełnie kogoś innego. To już nie była ona. Nawet jej wygląd uległ zmianie.
Niewiele pamiętała z poprzedniego wieczora. Straciła przytomność za trzecim uderzeniem, które sprawiało, że czuła się jakby ktoś kroił ją nożem.
- Mayson? - usłyszała z pokoju kobiecy głos.
Pielęgniarka.
- Jestem tutaj. Chciałam się wykąpać.
- Masz opatrunki, więc nie radzę - kobieta weszła do łazienki i postawiła apteczkę na umywalce. - Pomogę ci się oczyścić, ale nie pod żadnym pozorem nie bierz prysznica ani dzisiaj, ani jutro. Masz zbyt świeże rany.
Missi przytaknęła i pozwoliła kobiecie pracować.
- Naprawdę nie powinnaś aż tak załazić mu za skórę - powiedziała nagle. - Ten typ kary już dawno nie był tutaj stosowany.
- Ja tylko zatańczyłam.
- Musisz robić co ci każe, bo inaczej cię zniszczy - westchnęła ciężko. - Wystarczająco długo tu pracuję i wierz mi, wiele widziałam.
- Nie ma prawa tak mnie traktować - fuknęła Mayson.
- Tutaj nie macie żadnych praw, dziecino - odparła smutno. - Serce mi się ściska, kiedy muszę was opatrywać.
- Czemu pani to robi?
- Jestem coś winna szefowi - wymamrotała, a Mayson nie ciągnęła tematu. - Skończyłam.
Szatynka odwróciła się do kobiety i złapała ją za ręce.
- Dziękuję - powiedziała z wdzięcznością.
- Nie dziękuj, tylko więcej nie pakuj się w takie kłopoty - przestrzegła, ale potem lekko się uśmiechnęła.
Kiedy pielęgniarka wyszła, Mayson znowu została sama, więc wróciła do pokoju i usiadła na łóżku. Przespała cały dzień, a teraz nie wiedziała, co miała ze sobą zrobić.
Nagle drzwi otworzyły się na całą szerokość. Missi ze strachem patrzyła na przybysza.
- To ty - odetchnęła z ulgą, widząc mulata.
Wpatrywał się w jej nogi pokryte opatrunkami oraz w opuchniętą i pokaleczoną twarz. Zacisnął zęby i pięści, tłumiąc emocje. Miał zasady, a jedną z nich mówiła, że nie wolno podnosić ręki na kobietę.
- Musiałem sprawdzić twój stan - mruknął i odchrząknął.
Wcale nie musiał.
Nikt nie kazał mu tu przychodzić. Liam darował jej dzisiejszy dzień i kazał zostawić ją w spokoju. Niestety tylko do jutrzejszego wieczora, kiedy to znowu będzie musiała wyjść na scenę, a potem oddać się jakiemuś napalonemu typowi.
- Jest dobrze - odparła niepewnie - Znaczy ledwo się ruszam i krwawię z każdej rany, ale żyję, a o chyba najważniejsze.
Zayn zamknął za sobą drzwi i wszedł głębiej. Usiadł na krześle, na którym siedział poprzedni strażnik.
- Dlaczego to zrobiłaś? - zapytał i oparł łokcie na kolanach.
- Czy to ważne? Zrobiłam i tyle.
- Odpowiedz - zażądał.
Mayson oceniła sytuację, czy warto było się kłócić, ale nie chciała pogarszać swojej sytuacji, więc odpuściła.
- Chciałam zrobić mu na złość. Chciałam zrobić na złość wszystkim w tym budynku - oznajmiła ze stoickim spokojem.
- Jesteś aż tak głupia, ze myślałaś, ze taki wybryk coś da? - zapytał z lekka nutą sarkazmu. - To ty oberwałaś, a inni nawet nie zwrócili uwagi na twój taniec. Po prostu byli zdziwieni.
- Skąd wiesz, co sobie myśleli? - fuknęła.
- Znam to miejsce z trochę innej strony i wierz mi, ze tak jest. Oni przychodzą tu, żeby pooglądać gołe dziwki, a nie liryczny taniec przy rurze do klimatycznej piosenki.
- Ty patrzyłeś - powiedziała cicho i spuściła wzrok.
- Patrzyłem - przyznał. - Obserwowanie to moja praca.
- Miło - prychnęła, powstrzymując się od wywrócenia oczami.
Cieszyła się, że z nią rozmawiał i nie spieszyło się jej, żeby to zakończyć.
- Serio jesteś taka głupia? - zapytał ponownie, nie dowierzając.
- Nie - zaprzeczyła ze złością, zaciskając dłonie na kołdrze. - Po prostu nienawidzę tego miejsca. Nienawidzę ludzi, którzy tu są, a najbardziej nienawidzę Liama i Louisa. To oni mnie w to wpakowali, ale ja mam, kurwa, dosyć i wolę, żeby mnie zakatowali na śmierć niż, żebym miała do końca życia sprzedawać swoje ciało starym oblechom - wyznała płaczliwe. - Nienawidzę siebie. Nienawidzę tego kim się stałam i nienawidzę tego kim ty się stałeś. Nienawidzę ich za to, co ci zrobili.
- O czym ty, do cholery, mówisz? - Zmarszczył czoło, patrząc na nią jak na idiotkę.
Być może nią była, ale musiała powiedzieć mu prawdę.
- Teraz już na niczym mi nie zależy, wiec mogę ci powiedzieć - mruknęła, jakby do siebie.
Posłał jej wyczekujące spojrzenie, więc kontynuowała.
- Poddali cię operacji. Zmienili ci osobowość i wpoili te głupoty o byciu ochroniarzem i samowolnym zgłoszeniu się tutaj. - Otarła łzę z policzka i oczyściła gardło. - Przed operacją pracowałeś w policji. Byłeś komisarzem w wydziale do spraw narkotyków i sutenerstwa. Uratowałeś mnie przed moim pojebanym, przybranym bratem i pozwoliłeś przez jakiś czas mieszkać u siebie. Zamknęliście Tomlinsona w więzieniu, ale Liam wam uciekł. Jego ludzie zaczęli mnie szukać, aż w końcu znaleźli. Chciał się zemścić, więc mnie porwał, ale ty pojechałeś za nami. Ciebie też zabrali i tak znalazłeś się w tym pojebanym miejscu. Zostaliśmy porwani, a ty nawet tego nie pamiętasz. Liczyłam, że może uda mi się jakoś przywrócić dawnego ciebie, ale im dłużej próbuję, tym bardziej widzę, że to na marne. Liam chciał zrobić ze mnie dziwkę i udało mu się. Teraz ja mam ochotę się zabić, bo zabrał mi normalne życie i mężczyznę, na którym naprawdę mi zależało.
Skończyła mówić, ale Zayn się nie poruszył. Mayson miała mokre pliczki od spływających łez, jednak nic sobie z tego nie robiła. Po prostu je wytarła.
- Sama to wymyśliłaś? - zapytał po chwili.
Dziewczyna wytrzeszczyła oczy ze zdziwienia.
- Ja nic nie wymyśliłam! - krzyknęła zszokowana jego reakcją.
- Zamknij się - syknął. - Nie wierze, że mogę nie pamiętać takich rzeczy. To jet moje życie, a ty masz coś z głową.
Podniósł się i chciał wyjść, ale Missi zerwała się na równe nogi i zdążyła złapać go za ramię. Spiął się pod jej dotykiem i odsunął się o krok.
- Więcej mnie nie dotykaj mnie - ostrzegł.
- Przepraszam - bąknęła speszona. - Chciałam ci jeszcze coś powiedzieć.
- Mów.
- To będzie ostatnia próba, jaką podejmę w tym kierunku, więc... - wzięła głęboki oddech. - Nienawidzisz Nialla Horana, który pracuje na tym samym wydziale, co ty wcześniej. Z racji, że nie jesteś w stanie sobie przypomnieć prawdy, on zapewne już zajął twoje stanowisko głównego komisarza. - Chciała zmusić go do zastanowienia i liczyła, ze kilka nazwisk ruszy coś w jego głowie. - Harry Styles to twój partner, który cię potrzebuje i na pewno ciągle cię szuka. Nie możesz go tak po prostu zostawić. Daisy Ralf to twoja była narzeczona, która niedługo przed porwaniem wyznała ci, że masz syna. Mike - to tak ma na imię twój syn - mówiła gorączkowo, a mulat nie spuszczał z niej wzroku. - A ja jestem Missi Mayson. Dałeś mi schronienie i zapewniłeś bezpieczeństwo jakiego nigdy wcześniej nie zaznałam. Byłam gotowa oddać za ciebie życie, ale wszystko się pokręciło. Raz zabrałeś mnie do kina na beznadziejną komedię, ale ty nigdy nie przyznałeś, że taka była, bo chciałeś być miły.
- Co to ma w ogóle...? - zaczął zdezorientowany.
- Daj mi skończyć - przerwała mu. - Jestem dziewczyna, która zakochała się w tamtym Zaynie i obecnie bardzo go potrzebuje.
Zayn popatrzył jej w oczy, ale za chwile bez słowa opuścił pomieszczenie. Dziewczyna rozpłakała się, jak dziecko. W końcu wszystkie emocje wydostały się na zewnątrz i nie umiała nad nimi zapanować.
Była załamana.
-------------------------------------------------------------------------------------------
Jak myślicie, co będzie dalej?
Na szczęście dla niej.
- Uwaga, uwaga! - zabrzmiał z głośników męski głos. - Przed wami nasza ulubiona gwiazda!
Mayson odetchnęła dla rozluźnienia i skierowała się na główny podest. Miała za zadanie wybrać piosenkę i ułożyć zmysłowy taniec. Postanowiła zrobić wszystkim niespodziankę.
Muzyka zabrzmiała a dziewczyna zaczęła się poruszać w jej rytmie.
- Co do kurwy? - syknął Liam, obserwując zdarzenie zza kurtyny. - Co ona, do chuja, wyprawia?
- Wydaje mi się, że tańczy, proszę pana - zauważył jeden z goryli.
- Nie pierdol - zironizował Payne. - To nie jest taniec, który miała ułożyć. Tutaj się tak nie tańczy.
Miał rację.
Mayson na złość wybrała piosenkę "Lay Me Down" Sama Smitha i ułożyła do niej liryczny układ, który wykonywała przy rurze. Chciała zdenerwować szefa i zadziwić widownię. Piosenka idealnie oddawała jej uczucia względem osoby, która nieoczekiwanie stała się dla niej najważniejsza.
Zdziwieni mężczyźni otworzyli szeroko usta i zapatrzeni oglądali występ. Payne nie spodziewał się takiej reakcji. Myślał, że ją wybuczą.
Zayn stał przy wejściu do sali i obserwował z uwagą całą sytuację. Był pozytywnie zaskoczony umiejętnościami dziewczyny. Nie mógł oderwać od niej wzroku, a piosenka wprowadziła bardzo sentymentalny klimat. Zastanawiało go, czemu to zrobiła, skoro wiedziała, ze zapewne spotkają ją konsekwencje?
Szatynka wczuła się całą sobą i musiała zacisnąć powieki, żeby nie uronić łzy. Kiedy piosenka dobiegła końca, jej wzrok napotkał oczy, które ciągle ją urzekały. To na Zaynie zawiesiła swoje zaszklone spojrzenie, które on odwzajemnił.
- Dobra, to było dziwne i zaskakujące - zażartował głos z głośników. - Brawa dla naszej gwiazdy za piękne ciało i gibkość.
Posypały się gromkie oklaski, za które Mayson podziękowała wyćwiczonym uśmiechem i zeszła za kurtynę. Jej nadzieja, ze zostanie doceniona prze taniec, prysły jak banka mydlana. Nikogo nie obchodził przekaz i wykonanie. Ci mężczyźni gapili się wyłącznie na jej wychudzone ciało.
Nim weszła do garderoby, Liam pociągnął ją za ramię i popchnął na ścianę.
- A teraz grzecznie mi wytłumaczysz, co to było - warknął groźnie, mrużąc oczy.
- Chciałeś, żebym zatańczyła, więc zatańczyłam. - Wywróciła oczami i odwróciła głowę.
- Słuchaj uważnie, suko. - Złapał ją za gardło. - Masz robić DOKŁADNIE to, co ci każe, a nic ci się nie stanie. Z racji, ze właśnie złamałaś tą zasadę, zostaniesz ukarana. Zabierz ją stąd. - Przywołał gestem jednego ze strażników.
Wyrośnięty facet złapał Mayson za włosy i pociągnął w głąb korytarza. Dziewczyna próbowała się wyszarpać, ale uścisk był za silny. Zaczęła krzyczeć, żeby się odczepił i dał jej spokój, ale goryl nawet nie reagował.
- Zamknij mordę! - wrzasnął w końcu. - Zachciało ci się sztuczek, to teraz masz!
Missi jęknęła, kiedy jej ciało zderzyło się z metalowymi drzwiami, które zaraz zostały otwarte. W środku nie znajdowało się nic, oprócz kajdanek przymocowanych do sufitu i krzesła pod ścianą.
- Zapraszam - strażnik udał uprzejmość i wpuścił ja do pokoju.
Szatynkę oblał zimny pot, po którym pojawiły się dreszcze i skurcz żołądka. Wiedziała, że teraz się nie wywinie. Przegięła i czekała ją straszna kara. Liam się wkurwił, wyczerpała jego cierpliwość.
Właśnie teraz potrzebowała bohatera, którego jej zabrano.
***
Zayn obszedł cały budynek, ale nie mógł jej znaleźć. Postanowił iść do swojego szefa i miał nadzieję, że uzyska interesującego go informacje. Zapukał do biura, w którym uwielbiał przesiadywać Liam, po czym usłyszał "proszę", wiec wszedł.
- Co cię do mnie sprowadza, Zayn? - zapytał Payne, nie podnosząc głowy znad sterty papierów.
Ostatnio zaniedbał swoje obowiązki, więc musiał je powoli nadrobić.
- Wiem, że dał mi pan dzisiaj wolne, ale naprawdę nie potrafię siedzieć i nic nie robić - odchrząknął, czyszcząc gardło - Pomyślałem, że może wrócę do pilnowania przydzielonej mi dziewczyny.
Zastępca Tomlinsona wyprostował się i wlepił uważne spojrzenie w swojego pracownika.
- Słucham? - Uniósł brwi zdziwiony.
- Chciałbym wrócić do pracy.
Liam westchnął, podrapał się po karku i odpowiedział:
- Aktualnie twoja dziwka jest zajęta.
- Zajęta? Przecież dopiero skończyła występ.
Zayn poczuł się zmieszany i wyczuł, że coś nie było w porządku.
- Nie martw się. Jutro będziesz mógł ją pilnować. - Payne machnął dłonią. - Jeśli przeżyje.
Ostatnie słowa mężczyzny sprawiły, że Malik znieruchomiał.
- Możesz odejść - wyprosił go.
Mulat jeszcze raz przeszedł się wszystkimi korytarzami, ale nic mu to nie dało. Dopiero po czterdziestu minutach znalazł metalowe drzwi, zza których wydobywały się przerażające dźwięki. Bez zastanowienia wszedł do środka i zamarł.
Na środku pomieszczenia wisiała Mayson w samej bieliźnie, przykuta do sufitu. Z jej ciała spływała krew, która kapała na podłogę. Nie był pewien czy jeszcze żyła.
- Czego tu, kurwa, chcesz? - warknął goryl, którego Malik wcześniej przeoczył.
- Co ty jej zrobiłeś? - wydusił, siląc się na obojętność i stanowczość.
- Szef wymierzył jej karę, a ja ją tylko wykonuję - wyjaśnił, jakby jego zadaniem było posprzątanie pokoju. - Czego chcesz?
- Szef mnie przysłał - skłamał.
- Przecież dopiero pytałeś co jej zrobiłem - zauważył i zmierzył Zayna podejrzliwym spojrzeniem.
- Sądziłem, ze się pohamujesz, stad moje pytanie - odparł, kiwając głową na dziewczynę. - Payne kazał mi ją zabrać.
Mężczyzna łyknął haczyk i wzruszył ramionami. Otrzepał spodnie, które miały ogromne play krwi.
- Lepiej zawołaj sprzątaczkę i pielęgniarkę - poradził. - Ja idę na obiecaną drzemkę.
Goryl zniknął na korytarzu, a Zayn odetchnął. Na widok zmasakrowanego ciała młodej dziewczyny robiło mu się niedobrze. Zdjął ją z zawieszenia i zgodnie z poleceniem przywołał pomoc.
Uważnie obserwował, jak pielęgniarka opatruje jej rany. Po wszystkim Missi wyglądała, jak mumia. Wszędzie miała plastry i bandaże. Jej twarz miała kilka rozcięć, ale nie zapuchła tak bardzo, jak się spodziewał.
- Mogę ją zabrać do jej pokoju? - zapytał kobiety, która przytaknęła i wyszła bez słowa.
Malik dotarł do pokoju, w którym ułożył dziewczynę na łóżku i przykrył ją kołdrą. Jak nie było widać jej ciała, to wyglądała jakby spokojnie spała. Mężczyzna zatrzymał się na chwilę i uważnie przypatrzył ofierze okropnej kary.
- Nieźle mu podpadłaś - wymamrotał pod nosem. - Współczuję ci.
Potem zostawił ją samą.
***
Mayson obudziła się następnego dnia. Na dworze się ściemniało, co oznaczało, że przespała cały dzień.
- Myślałem, że już nie wstaniesz - jęknął zmęczony strażnik, którego kojarzyła z widzenia.
Dziewczyna podskoczyła na widok mężczyzny , siedzącego na krześle w kącie pomieszczenia.
- Co ty tu robisz? - zapytała, łapiąc kołdrę i przyciągając ją do piersi.
- Musze poinformować pielęgniarkę o twoim obudzeniu - oznajmił i wyszedł.
Szatynka odchyliła kołdrę i się przeraziła. Jej ciało było chude i zniszczone, a bieliznę pokrywała zaschnięta krew. Szybko zarzuciła na siebie szlafrok i weszła do łazienki. W lustrze dostrzegła zupełnie kogoś innego. To już nie była ona. Nawet jej wygląd uległ zmianie.
Niewiele pamiętała z poprzedniego wieczora. Straciła przytomność za trzecim uderzeniem, które sprawiało, że czuła się jakby ktoś kroił ją nożem.
- Mayson? - usłyszała z pokoju kobiecy głos.
Pielęgniarka.
- Jestem tutaj. Chciałam się wykąpać.
- Masz opatrunki, więc nie radzę - kobieta weszła do łazienki i postawiła apteczkę na umywalce. - Pomogę ci się oczyścić, ale nie pod żadnym pozorem nie bierz prysznica ani dzisiaj, ani jutro. Masz zbyt świeże rany.
Missi przytaknęła i pozwoliła kobiecie pracować.
- Naprawdę nie powinnaś aż tak załazić mu za skórę - powiedziała nagle. - Ten typ kary już dawno nie był tutaj stosowany.
- Ja tylko zatańczyłam.
- Musisz robić co ci każe, bo inaczej cię zniszczy - westchnęła ciężko. - Wystarczająco długo tu pracuję i wierz mi, wiele widziałam.
- Nie ma prawa tak mnie traktować - fuknęła Mayson.
- Tutaj nie macie żadnych praw, dziecino - odparła smutno. - Serce mi się ściska, kiedy muszę was opatrywać.
- Czemu pani to robi?
- Jestem coś winna szefowi - wymamrotała, a Mayson nie ciągnęła tematu. - Skończyłam.
Szatynka odwróciła się do kobiety i złapała ją za ręce.
- Dziękuję - powiedziała z wdzięcznością.
- Nie dziękuj, tylko więcej nie pakuj się w takie kłopoty - przestrzegła, ale potem lekko się uśmiechnęła.
Kiedy pielęgniarka wyszła, Mayson znowu została sama, więc wróciła do pokoju i usiadła na łóżku. Przespała cały dzień, a teraz nie wiedziała, co miała ze sobą zrobić.
Nagle drzwi otworzyły się na całą szerokość. Missi ze strachem patrzyła na przybysza.
- To ty - odetchnęła z ulgą, widząc mulata.
Wpatrywał się w jej nogi pokryte opatrunkami oraz w opuchniętą i pokaleczoną twarz. Zacisnął zęby i pięści, tłumiąc emocje. Miał zasady, a jedną z nich mówiła, że nie wolno podnosić ręki na kobietę.
- Musiałem sprawdzić twój stan - mruknął i odchrząknął.
Wcale nie musiał.
Nikt nie kazał mu tu przychodzić. Liam darował jej dzisiejszy dzień i kazał zostawić ją w spokoju. Niestety tylko do jutrzejszego wieczora, kiedy to znowu będzie musiała wyjść na scenę, a potem oddać się jakiemuś napalonemu typowi.
- Jest dobrze - odparła niepewnie - Znaczy ledwo się ruszam i krwawię z każdej rany, ale żyję, a o chyba najważniejsze.
Zayn zamknął za sobą drzwi i wszedł głębiej. Usiadł na krześle, na którym siedział poprzedni strażnik.
- Dlaczego to zrobiłaś? - zapytał i oparł łokcie na kolanach.
- Czy to ważne? Zrobiłam i tyle.
- Odpowiedz - zażądał.
Mayson oceniła sytuację, czy warto było się kłócić, ale nie chciała pogarszać swojej sytuacji, więc odpuściła.
- Chciałam zrobić mu na złość. Chciałam zrobić na złość wszystkim w tym budynku - oznajmiła ze stoickim spokojem.
- Jesteś aż tak głupia, ze myślałaś, ze taki wybryk coś da? - zapytał z lekka nutą sarkazmu. - To ty oberwałaś, a inni nawet nie zwrócili uwagi na twój taniec. Po prostu byli zdziwieni.
- Skąd wiesz, co sobie myśleli? - fuknęła.
- Znam to miejsce z trochę innej strony i wierz mi, ze tak jest. Oni przychodzą tu, żeby pooglądać gołe dziwki, a nie liryczny taniec przy rurze do klimatycznej piosenki.
- Ty patrzyłeś - powiedziała cicho i spuściła wzrok.
- Patrzyłem - przyznał. - Obserwowanie to moja praca.
- Miło - prychnęła, powstrzymując się od wywrócenia oczami.
Cieszyła się, że z nią rozmawiał i nie spieszyło się jej, żeby to zakończyć.
- Serio jesteś taka głupia? - zapytał ponownie, nie dowierzając.
- Nie - zaprzeczyła ze złością, zaciskając dłonie na kołdrze. - Po prostu nienawidzę tego miejsca. Nienawidzę ludzi, którzy tu są, a najbardziej nienawidzę Liama i Louisa. To oni mnie w to wpakowali, ale ja mam, kurwa, dosyć i wolę, żeby mnie zakatowali na śmierć niż, żebym miała do końca życia sprzedawać swoje ciało starym oblechom - wyznała płaczliwe. - Nienawidzę siebie. Nienawidzę tego kim się stałam i nienawidzę tego kim ty się stałeś. Nienawidzę ich za to, co ci zrobili.
- O czym ty, do cholery, mówisz? - Zmarszczył czoło, patrząc na nią jak na idiotkę.
Być może nią była, ale musiała powiedzieć mu prawdę.
- Teraz już na niczym mi nie zależy, wiec mogę ci powiedzieć - mruknęła, jakby do siebie.
Posłał jej wyczekujące spojrzenie, więc kontynuowała.
- Poddali cię operacji. Zmienili ci osobowość i wpoili te głupoty o byciu ochroniarzem i samowolnym zgłoszeniu się tutaj. - Otarła łzę z policzka i oczyściła gardło. - Przed operacją pracowałeś w policji. Byłeś komisarzem w wydziale do spraw narkotyków i sutenerstwa. Uratowałeś mnie przed moim pojebanym, przybranym bratem i pozwoliłeś przez jakiś czas mieszkać u siebie. Zamknęliście Tomlinsona w więzieniu, ale Liam wam uciekł. Jego ludzie zaczęli mnie szukać, aż w końcu znaleźli. Chciał się zemścić, więc mnie porwał, ale ty pojechałeś za nami. Ciebie też zabrali i tak znalazłeś się w tym pojebanym miejscu. Zostaliśmy porwani, a ty nawet tego nie pamiętasz. Liczyłam, że może uda mi się jakoś przywrócić dawnego ciebie, ale im dłużej próbuję, tym bardziej widzę, że to na marne. Liam chciał zrobić ze mnie dziwkę i udało mu się. Teraz ja mam ochotę się zabić, bo zabrał mi normalne życie i mężczyznę, na którym naprawdę mi zależało.
Skończyła mówić, ale Zayn się nie poruszył. Mayson miała mokre pliczki od spływających łez, jednak nic sobie z tego nie robiła. Po prostu je wytarła.
- Sama to wymyśliłaś? - zapytał po chwili.
Dziewczyna wytrzeszczyła oczy ze zdziwienia.
- Ja nic nie wymyśliłam! - krzyknęła zszokowana jego reakcją.
- Zamknij się - syknął. - Nie wierze, że mogę nie pamiętać takich rzeczy. To jet moje życie, a ty masz coś z głową.
Podniósł się i chciał wyjść, ale Missi zerwała się na równe nogi i zdążyła złapać go za ramię. Spiął się pod jej dotykiem i odsunął się o krok.
- Więcej mnie nie dotykaj mnie - ostrzegł.
- Przepraszam - bąknęła speszona. - Chciałam ci jeszcze coś powiedzieć.
- Mów.
- To będzie ostatnia próba, jaką podejmę w tym kierunku, więc... - wzięła głęboki oddech. - Nienawidzisz Nialla Horana, który pracuje na tym samym wydziale, co ty wcześniej. Z racji, że nie jesteś w stanie sobie przypomnieć prawdy, on zapewne już zajął twoje stanowisko głównego komisarza. - Chciała zmusić go do zastanowienia i liczyła, ze kilka nazwisk ruszy coś w jego głowie. - Harry Styles to twój partner, który cię potrzebuje i na pewno ciągle cię szuka. Nie możesz go tak po prostu zostawić. Daisy Ralf to twoja była narzeczona, która niedługo przed porwaniem wyznała ci, że masz syna. Mike - to tak ma na imię twój syn - mówiła gorączkowo, a mulat nie spuszczał z niej wzroku. - A ja jestem Missi Mayson. Dałeś mi schronienie i zapewniłeś bezpieczeństwo jakiego nigdy wcześniej nie zaznałam. Byłam gotowa oddać za ciebie życie, ale wszystko się pokręciło. Raz zabrałeś mnie do kina na beznadziejną komedię, ale ty nigdy nie przyznałeś, że taka była, bo chciałeś być miły.
- Co to ma w ogóle...? - zaczął zdezorientowany.
- Daj mi skończyć - przerwała mu. - Jestem dziewczyna, która zakochała się w tamtym Zaynie i obecnie bardzo go potrzebuje.
Zayn popatrzył jej w oczy, ale za chwile bez słowa opuścił pomieszczenie. Dziewczyna rozpłakała się, jak dziecko. W końcu wszystkie emocje wydostały się na zewnątrz i nie umiała nad nimi zapanować.
Była załamana.
-------------------------------------------------------------------------------------------
Jak myślicie, co będzie dalej?
8 listopada 2015
30.
Malikowi nie pozwolono jechać z pacjentką do szpitala. Ochroniarze, którzy byli opiekunami pracownic nie mogli zbytnio ujawniać swojej tożsamości, jeśli to nie było konieczne. Liam kategorycznie zabronił mu wsiąść do samochodu, przez co prawie skończyło się na rękoczynie.
- Musisz spisać dokładny raport - poinformował Payne, kiedy szli do budynku.
- Raport?
- Tak.
- Po co?
- Chcę wiedzieć, co się dokładnie wydarzyło, a nie mam czasu z tobą porozmawiać - rzucił obojętnie.
- Podchodzi pan do tego, jakby nic ważnego się nie wydarzyło.
- Zajmij się swoja robotą, a ja swoją - powiedział na odchodne i zniknął za zakrętem jednego z długich korytarzy.
Skołowany Malik zamknął się w swoim niewielkim pokoju i zabrał się do pisania.
***
Lekarz robił, co w jego mocy, żeby przywrócić dziewczynę do przytomności. Jej organizm nie reagował na żadne leki, co zdarzyło mu się pierwszy raz. Nigdy nie spotkał się z takim przypadkiem. Zazwyczaj to były zasłabnięcia z powodu braku jedzenia i wody, ale tym razem było inaczej. Jej ciało nie było odwodnione, tylko lekko niedożywione.
Torbiel w mózgu nie mógł spowodować aż tak trwałej utraty świadomości...
- Siostro! - zawołał, głowiąc się nad kolejnym krokiem. - Musimy zrobić płukanie żołądka.
- Przecież ona jest nieprzytomna - zauważyła kobieta i zmarszczyła czoło.
- Nie mam innego wyjścia. Nie wiem, co do tej pory przyjmowała, a to może być istotne.
- Skąd doktor wie, ze coś przyjmowała?
- Jej skóra jest blada i cienka, a włosy poszarzałe i kruche. Coś osłabiło jej organizm w bardzo szybkim tempie i to na pewno nie była kawa. Mam pewne podejrzenia.
Mężczyzna bał się, że nie zdąży znaleźć odpowiedzi. Nie chciał doprowadzić do śmierci niewinnej dziewczyny.
Musiał znaleźć rozwiązanie.
***
Missi uchyliła powieki, ale tylko na chwilę, bo jasne światło strasznie ją oślepiało.
Czy już umarła?
- Panno Mayson? Słyszy mnie pani?
Ten głos na pewno należał do kobiety.
- Panno Mayson - powtórzyła.
Szatynka zmusiła się do przełknięcia śliny, co okazało się być bolesne.
- Hm? - zachrypiała cicho i przechyliła głowę w stronę źródła dźwięku.
- Musi pani otworzyć oczy - nakazał jej ten sam głos.
- Jest tu za jasno - wyszeptała. - Czy ja jestem w niebie?
Kobieta roześmiała się na jej słowa, po czym chwyciła dziewczynę za dłoń.
- Na szczęście udało nam się panią uratować - powiedziała z radością.
Trochę zaskoczona Missi zmusiła się do otwarcia oczu i dopiero wtedy ujrzała rozmazaną postać pielęgniarki.
- Ja bym się tak nie cieszyła - mruknęła i zwilżyła wargi językiem. - Byłoby lepiej gdybym umarła.
Kobieta nie zareagowała na te słowa, tylko poszła po lekarza prowadzącego, który zjawił się w sali chwilę później.
- To głupie pytanie, ale muszę je zadać - uprzedził. - Jak się pani czuje?
- Gorzej niż źle - odparła z nietęga miną.
Wrócił jej wzrok i minimalna sprawność ruchowa, ale ciągle była zbyt słaba, żeby się poruszać.
- Gdyby nie pani znajoma, nie udałoby się nam wybudzić pani z chwilowej śpiączki.
- Znajoma? - zdziwiła się. - Jaka znajoma?
- Umm... Nie pamiętam nazwiska, ale zjawiła się w samą porę i podała nam nazwę tabletek, które pani łykała.
- Te tabletki... - zaczęła zmieszana.
- Wiem, co to za tabletki - przerwał jej z lekkim uśmiechem pocieszenia. - Są nielegalne i zazwyczaj używa się ich, żeby zapobiec ciąży przez rozregulowanie całego procesu zachodzącego w macicy. Te tabletki prędzej niszczą zdrowie kobiet, które je przyjmują niż pozwalają im na bezpieczny seks. Dla pewności moich domysłów zostanie pani poddana badaniu ginekologicznemu.
- Po co to badanie?
- Żeby sprawdzić stan pani narządów rozrodczych.
Zmieszana nie odpowiedziała od razu.
- Ale ja musiałam je brać - przyznała po chwili, spuszczając wzrok na dłonie. - Te tabletki...
- Musiała pani? - Spojrzał na nią podejrzliwe.
- Tak.
- Dlaczego?
- Jestem prostytutka - wyjaśniła krótko, co przeszło jej przez gardło wyjątkowo lekko, a mężczyzna uniósł brwi w zdziwieniu.
- Została pani zmuszona do przyjmowania tabletek, żeby móc świadczyć usługi cielesne?
- Dokładnie tak.
- Kto to zrobił? Kto przepisał pani te tabletki?
- Nie znam jej nazwiska - przyznała zrezygnowana. - Nie przedstawiła mi się.
- Gdzie pani pracuje?
Sprawa dziewczyny zaintrygowała młodego lekarza, który zaniepokoił się jej stanem. Sposób w jaki odpowiadała na jego pytania...
Sposób w jaki na niego patrzyła...
Tak nie zachowywała się zadowolona z życia kobieta.
- To jest... - zaczęła, ale szybko jej przerwano.
Do sali wszedł nikt inny, jak chory na umyśle Liam Payne.
- Witam pana doktora - przywitał się z szerokim uśmiechem na ustach.
Był świetnym aktorem.
- Witam - odpowiedział mężczyzna w białym kitlu. - Co pana tu sprowadza?
- Przyszedłem zobaczyć, jak się czuje mój skarb - odparł i podszedł do łózka z chorą dziewczyną. - Cześć, kochanie.
Pochylił się i złożył całusa na jej bladym policzku, a potem przysunął się na chwilę do jej ucha i wyszeptał "Współpracuj, albo skończysz w piwnicy".
Mayson wiedziała, w co zamierzał grac.
- Kim pan jest dla pacjentki? - zapytał zaintrygowany doktor.
- Przyszłym mężem, prawda skarbie?
Popatrzył na Missi wzrokiem, który mówił sam za siebie i tylko potwierdzał jego obietnicę.
- Tak - przyznała cicho.
- Na pewno? - dopytywał mężczyzna, patrząc twardym wzrokiem na dziewczynę.
- Tak - powtórzyła z większym przekonaniem i dodała uśmieszek.
- Myślę, że moja narzeczona jest zmęczona i chciałaby odpocząć - powiedział Payne.
Lekarz jeszcze przez chwile przyglądał się na przemian Missi i Liamowi, po czym niechętnie podszedł do drzwi.
- Przyjdę sprawdzić później, jaki jest pani stan, jak tylko pani odpocznie - poinformował i wyszedł.
Zadowolony szatyn poczekał chwilę, żeby upewnić się, że mężczyzna na pewno sobie poszedł i odwrócił się do Mayson.
- Teraz ja cię trochę popilnuję, żebyś czasem nie powiedziała niczego niestosownego. - Payne puścił jej oczko i usiadł na krześle, które stało tuż obok szpitalnego łóżka.
Zapowiadał się ciężki czas dla schorowanej Missi.
Bo kto normalny wytrzymałby z Liamem więcej niż pięć minut w jednym pomieszczeniu?
***
Dwa dni później Missi zaczęła nabierać kolorów i mieć więcej energii. Niestety odczuwała silne bóle brzucha, co zmusiło ją do zgody na badanie ginekologiczne, które miało odbyć się już za chwilę.
Payne nie odstępował jej na krok. Przy personelu i lekarzach zachowywał się jak przykładny ukochany, ale jak tylko opuszczali pokój, wracał do swojego naturalnego zachowania, czy po prostu był sukinsynem.
Pielęgniarka przerwała wywód wspólnika Louisa na temat wprowadzania nowych zasad w domu publicznym, którym obecnie był kierownikiem.
- Musze przygotować pacjentkę do badania, więc muszę pana wyprosić na korytarz - powiedziała uprzejmie i posłała mężczyźnie wyćwiczony uśmiech.
- To konieczne? - zapytał Payne.
- Niestety tak.
- W porządku - westchnął i wstał z krzesła. - Nie tęsknij za bardzo - rzucił do dziewczyny i grzecznie opuścił pokój.
- Na czym będzie polegało to badanie? - zapytała Missi, drżąc na ciele.
Brzuch znowu dawał o sobie znać.
- Będzie to wizyta kontrolna, czyli zostanie pani przebadana pod każdym kątem, żeby wykluczyć jakiekolwiek nieprawidłowości.
Szatynka przygryzła wargę, tłumiąc strach. Nienawidziła chodzić do ginekologa i do tej pory starała się go unikać.
- Proszę się nie denerwować. Wszystko będzie w porządku - odezwała się kobieta ciepłym głosem.
Mayson miała nadzieję, że w burdelu nie wyrządzili jej zbyt dużych szkód cielesnych...
***
Od samego zniknięcia Zayna, Niall Horan wziął się ostro do pracy i na własną rękę zajął się wytropieniem porwanych. Jak dotąd nikomu nie zdradził swojej działalności, ale dzisiaj miał zamiar to zmienić.
- Styles? - Zajrzał do stanowiska, które zajmował partner Malika.
- Tak? - Harry oderwał się od papierkowej roboty i podniósł wzrok na blondyna.
Zaintrygowany twarzą, którą miał zaszczyt zobaczyć, uniósł pytająco brwi.
- Chciałem z tobą pogadać - oznajmił Horan.
- Mamy o czym? - westchnął ciężko Styles.
- Przejąłeś nienawiść do mnie po Maliku? - Wywrócił oczami.
- Być może. - Wzruszył ramionami z obojętną miną. - Do rzeczy.
- Pewnie cię zaskoczę, ale odkąd zniknął Malik i ta jego... koleżanka, zacząłem działać i robię to do tej pory. Wydaje mi się, że wpadłem na istotny trop, który mógłby pomóc nam w ich odnalezieniu.
Skończył, ale Harry nie zareagował. Siedział otępiały i nie potrafił dobrać odpowiednich słów. Sam uparcie ślęczał nad tą sprawą, a teraz, kiedy dowiedział się o Horanie, nie dowierzał.
- Co to takiego?
- Lepiej słuchaj uważnie - upomniał blondyn, pokazując zęby w cwanym uśmieszku.
- Zamieniam się w słuch.
W ten sposób powstał plan akcji ratunkowej Mayson i Malika, która musiała się udać.
***
Missi Mayson, dziewczyna która nie najlepiej zaczęła życie i nie najlepiej je zakończyła. Lekarz na sali operacyjnej bardzo się starał. Próbował wszystkiego, żeby tylko obudzić jej serce.
Niestety...
Maszyna wydała z siebie przeciągły pisk, który wywołał ból na twarzy zgromadzonych. Musiała odejść tak młodo.
- Godzina zgonu - mężczyzna spojrzał na zegarek - dwudziesta dwie.
Pielęgniarka wypełniła wszystkie rubryczki, które były konieczne i odłożyła akta na bok. Jeszcze raz rzuciła okiem na młodą, ładną, nieprzytomną dziewczynę i westchnęła ze smutkiem. Odwróciła się, ale coś ją tknęło. Wróciła wzrokiem na dziewczynę i dostrzegła niewielki ruch. Dla pewności podeszła bliżej, a wtedy aparatura zaczęła pikać, wytwarzając dźwięk rytmu serca.
Serce pacjentki biło.
Missi żyła.
- Panie doktorze! - wrzasnęła zaskoczona i przystąpiła do sprawdzania parametrów życia.
Zszokowany lekarz podszedł do stołu operacyjnego i zaniemówił.
- Jak to możliwe? - wydukał. - Przecież jej serce... Ono się zatrzymało.
Więcej nikt się nie odezwał. Personel biegał gorączkowo i pomagał w obudzeniu dziewczyny.
- Zmiana raportu - zarządził główny prowadzący. - Operacja przebiegła pomyślnie. Proszę przenieść pacjentkę na salę pooperacyjną.
Czyżby Mayson miała misję do spełnienia?
***
Zayn od tygodnia nie widział swojej podwładnej. Nie, żeby się martwił, ale niepokoiła go nieobecność Liama. Nigdy nie znikał na tak długo. Mulat domyślał się, że to mogło być związane z dziewczyną.
Znudzony porządkował swoje rzeczy i natrafił na coś bardzo dziwnego. Mianowicie chodziło o zdjęcie kobiety, której nie znał. Nie kojarzył jej twarzy, ale gdzieś w środku czuł, że miał z nią styczność. Na odwrocie fotografii widniał wyblakły napis "na zawsze twoja" i serduszko. Zdezorientowany schował zdjęcie na dno szafy i odskoczył od niej jak poparzony.
Nie miał pojęcia, co przed chwilą zobaczył.
Czy sobie przypomni?
***
Wróciła.
Po trzech tygodniach bycia w szpitalu ponownie wróciła do znajomego burdelu. Doktor był przekonany, że oddał ją w dobre ręce kochającego narzeczonego, którego Payne świetnie udawał. Szkoda tylko, że wszyscy dookoła dali tak łatwo się nabrać.
- Witaj w domu, skarbie - rzucił Liam z uśmiechem i wpuścił Mayson do jej VIP-owskiego pokoju. - Jak się czujesz?
Zmroziła go spojrzeniem za tak nietrafione pytanie, a on zarechotał.
- Czyli świetnie - uznał. - Od jutra zaczynasz pracę na nowej sekcji, więc lepiej się przygotuj.
- Nie jestem na tyle silna, żeby dawać dupy - powiedziała spokojnie, odkładając bagaż na łóżko.
- Kogo to obchodzi - Machnął ręką lekceważąco. - Wypuścili cię ze szpitala, więc jesteś zdatna do użytku. A teraz porób trochę przysiadów, żeby wypełnić czymś nowe stroje.
Missi z obrzydzeniem patrzyła jak wychodzi.
Znowu została sama.
Wypakowała ciuchy do szafki, a kosmetyki zaniosła do łazienki i położyła się na łóżko. Mimo polepszenia się stanu zdrowia, nie do końca odzyskała siły. Jednak Liam miał rację - nikogo to tutaj nie interesowało.
---------------------------------------------------------------------------------------------
Siemanko misiaczki!
Pewnie już się zorientowaliście, że rozdziały dodaje co jakieś 4/5 albo więcej dni. Będę się tego trzymała ze względu na to, że jestem w klasie maturalnej i więcej czasu przeznaczam na naukę niż pisanie opowiadania. Musicie być wyrozumiali (i trzymać za mnie kciuki w kwietniu xD).
Dziękuję, że ciągle tu jesteście i mama nadzieję, że daje radę z pisaniem (gdyby coś było nie tak, macie dać mi znać).
Kocham! xxx
- Musisz spisać dokładny raport - poinformował Payne, kiedy szli do budynku.
- Raport?
- Tak.
- Po co?
- Chcę wiedzieć, co się dokładnie wydarzyło, a nie mam czasu z tobą porozmawiać - rzucił obojętnie.
- Podchodzi pan do tego, jakby nic ważnego się nie wydarzyło.
- Zajmij się swoja robotą, a ja swoją - powiedział na odchodne i zniknął za zakrętem jednego z długich korytarzy.
Skołowany Malik zamknął się w swoim niewielkim pokoju i zabrał się do pisania.
***
Lekarz robił, co w jego mocy, żeby przywrócić dziewczynę do przytomności. Jej organizm nie reagował na żadne leki, co zdarzyło mu się pierwszy raz. Nigdy nie spotkał się z takim przypadkiem. Zazwyczaj to były zasłabnięcia z powodu braku jedzenia i wody, ale tym razem było inaczej. Jej ciało nie było odwodnione, tylko lekko niedożywione.
Torbiel w mózgu nie mógł spowodować aż tak trwałej utraty świadomości...
- Siostro! - zawołał, głowiąc się nad kolejnym krokiem. - Musimy zrobić płukanie żołądka.
- Przecież ona jest nieprzytomna - zauważyła kobieta i zmarszczyła czoło.
- Nie mam innego wyjścia. Nie wiem, co do tej pory przyjmowała, a to może być istotne.
- Skąd doktor wie, ze coś przyjmowała?
- Jej skóra jest blada i cienka, a włosy poszarzałe i kruche. Coś osłabiło jej organizm w bardzo szybkim tempie i to na pewno nie była kawa. Mam pewne podejrzenia.
Mężczyzna bał się, że nie zdąży znaleźć odpowiedzi. Nie chciał doprowadzić do śmierci niewinnej dziewczyny.
Musiał znaleźć rozwiązanie.
***
Missi uchyliła powieki, ale tylko na chwilę, bo jasne światło strasznie ją oślepiało.
Czy już umarła?
- Panno Mayson? Słyszy mnie pani?
Ten głos na pewno należał do kobiety.
- Panno Mayson - powtórzyła.
Szatynka zmusiła się do przełknięcia śliny, co okazało się być bolesne.
- Hm? - zachrypiała cicho i przechyliła głowę w stronę źródła dźwięku.
- Musi pani otworzyć oczy - nakazał jej ten sam głos.
- Jest tu za jasno - wyszeptała. - Czy ja jestem w niebie?
Kobieta roześmiała się na jej słowa, po czym chwyciła dziewczynę za dłoń.
- Na szczęście udało nam się panią uratować - powiedziała z radością.
Trochę zaskoczona Missi zmusiła się do otwarcia oczu i dopiero wtedy ujrzała rozmazaną postać pielęgniarki.
- Ja bym się tak nie cieszyła - mruknęła i zwilżyła wargi językiem. - Byłoby lepiej gdybym umarła.
Kobieta nie zareagowała na te słowa, tylko poszła po lekarza prowadzącego, który zjawił się w sali chwilę później.
- To głupie pytanie, ale muszę je zadać - uprzedził. - Jak się pani czuje?
- Gorzej niż źle - odparła z nietęga miną.
Wrócił jej wzrok i minimalna sprawność ruchowa, ale ciągle była zbyt słaba, żeby się poruszać.
- Gdyby nie pani znajoma, nie udałoby się nam wybudzić pani z chwilowej śpiączki.
- Znajoma? - zdziwiła się. - Jaka znajoma?
- Umm... Nie pamiętam nazwiska, ale zjawiła się w samą porę i podała nam nazwę tabletek, które pani łykała.
- Te tabletki... - zaczęła zmieszana.
- Wiem, co to za tabletki - przerwał jej z lekkim uśmiechem pocieszenia. - Są nielegalne i zazwyczaj używa się ich, żeby zapobiec ciąży przez rozregulowanie całego procesu zachodzącego w macicy. Te tabletki prędzej niszczą zdrowie kobiet, które je przyjmują niż pozwalają im na bezpieczny seks. Dla pewności moich domysłów zostanie pani poddana badaniu ginekologicznemu.
- Po co to badanie?
- Żeby sprawdzić stan pani narządów rozrodczych.
Zmieszana nie odpowiedziała od razu.
- Ale ja musiałam je brać - przyznała po chwili, spuszczając wzrok na dłonie. - Te tabletki...
- Musiała pani? - Spojrzał na nią podejrzliwe.
- Tak.
- Dlaczego?
- Jestem prostytutka - wyjaśniła krótko, co przeszło jej przez gardło wyjątkowo lekko, a mężczyzna uniósł brwi w zdziwieniu.
- Została pani zmuszona do przyjmowania tabletek, żeby móc świadczyć usługi cielesne?
- Dokładnie tak.
- Kto to zrobił? Kto przepisał pani te tabletki?
- Nie znam jej nazwiska - przyznała zrezygnowana. - Nie przedstawiła mi się.
- Gdzie pani pracuje?
Sprawa dziewczyny zaintrygowała młodego lekarza, który zaniepokoił się jej stanem. Sposób w jaki odpowiadała na jego pytania...
Sposób w jaki na niego patrzyła...
Tak nie zachowywała się zadowolona z życia kobieta.
- To jest... - zaczęła, ale szybko jej przerwano.
Do sali wszedł nikt inny, jak chory na umyśle Liam Payne.
- Witam pana doktora - przywitał się z szerokim uśmiechem na ustach.
Był świetnym aktorem.
- Witam - odpowiedział mężczyzna w białym kitlu. - Co pana tu sprowadza?
- Przyszedłem zobaczyć, jak się czuje mój skarb - odparł i podszedł do łózka z chorą dziewczyną. - Cześć, kochanie.
Pochylił się i złożył całusa na jej bladym policzku, a potem przysunął się na chwilę do jej ucha i wyszeptał "Współpracuj, albo skończysz w piwnicy".
Mayson wiedziała, w co zamierzał grac.
- Kim pan jest dla pacjentki? - zapytał zaintrygowany doktor.
- Przyszłym mężem, prawda skarbie?
Popatrzył na Missi wzrokiem, który mówił sam za siebie i tylko potwierdzał jego obietnicę.
- Tak - przyznała cicho.
- Na pewno? - dopytywał mężczyzna, patrząc twardym wzrokiem na dziewczynę.
- Tak - powtórzyła z większym przekonaniem i dodała uśmieszek.
- Myślę, że moja narzeczona jest zmęczona i chciałaby odpocząć - powiedział Payne.
Lekarz jeszcze przez chwile przyglądał się na przemian Missi i Liamowi, po czym niechętnie podszedł do drzwi.
- Przyjdę sprawdzić później, jaki jest pani stan, jak tylko pani odpocznie - poinformował i wyszedł.
Zadowolony szatyn poczekał chwilę, żeby upewnić się, że mężczyzna na pewno sobie poszedł i odwrócił się do Mayson.
- Teraz ja cię trochę popilnuję, żebyś czasem nie powiedziała niczego niestosownego. - Payne puścił jej oczko i usiadł na krześle, które stało tuż obok szpitalnego łóżka.
Zapowiadał się ciężki czas dla schorowanej Missi.
Bo kto normalny wytrzymałby z Liamem więcej niż pięć minut w jednym pomieszczeniu?
***
Dwa dni później Missi zaczęła nabierać kolorów i mieć więcej energii. Niestety odczuwała silne bóle brzucha, co zmusiło ją do zgody na badanie ginekologiczne, które miało odbyć się już za chwilę.
Payne nie odstępował jej na krok. Przy personelu i lekarzach zachowywał się jak przykładny ukochany, ale jak tylko opuszczali pokój, wracał do swojego naturalnego zachowania, czy po prostu był sukinsynem.
Pielęgniarka przerwała wywód wspólnika Louisa na temat wprowadzania nowych zasad w domu publicznym, którym obecnie był kierownikiem.
- Musze przygotować pacjentkę do badania, więc muszę pana wyprosić na korytarz - powiedziała uprzejmie i posłała mężczyźnie wyćwiczony uśmiech.
- To konieczne? - zapytał Payne.
- Niestety tak.
- W porządku - westchnął i wstał z krzesła. - Nie tęsknij za bardzo - rzucił do dziewczyny i grzecznie opuścił pokój.
- Na czym będzie polegało to badanie? - zapytała Missi, drżąc na ciele.
Brzuch znowu dawał o sobie znać.
- Będzie to wizyta kontrolna, czyli zostanie pani przebadana pod każdym kątem, żeby wykluczyć jakiekolwiek nieprawidłowości.
Szatynka przygryzła wargę, tłumiąc strach. Nienawidziła chodzić do ginekologa i do tej pory starała się go unikać.
- Proszę się nie denerwować. Wszystko będzie w porządku - odezwała się kobieta ciepłym głosem.
Mayson miała nadzieję, że w burdelu nie wyrządzili jej zbyt dużych szkód cielesnych...
***
Od samego zniknięcia Zayna, Niall Horan wziął się ostro do pracy i na własną rękę zajął się wytropieniem porwanych. Jak dotąd nikomu nie zdradził swojej działalności, ale dzisiaj miał zamiar to zmienić.
- Styles? - Zajrzał do stanowiska, które zajmował partner Malika.
- Tak? - Harry oderwał się od papierkowej roboty i podniósł wzrok na blondyna.
Zaintrygowany twarzą, którą miał zaszczyt zobaczyć, uniósł pytająco brwi.
- Chciałem z tobą pogadać - oznajmił Horan.
- Mamy o czym? - westchnął ciężko Styles.
- Przejąłeś nienawiść do mnie po Maliku? - Wywrócił oczami.
- Być może. - Wzruszył ramionami z obojętną miną. - Do rzeczy.
- Pewnie cię zaskoczę, ale odkąd zniknął Malik i ta jego... koleżanka, zacząłem działać i robię to do tej pory. Wydaje mi się, że wpadłem na istotny trop, który mógłby pomóc nam w ich odnalezieniu.
Skończył, ale Harry nie zareagował. Siedział otępiały i nie potrafił dobrać odpowiednich słów. Sam uparcie ślęczał nad tą sprawą, a teraz, kiedy dowiedział się o Horanie, nie dowierzał.
- Co to takiego?
- Lepiej słuchaj uważnie - upomniał blondyn, pokazując zęby w cwanym uśmieszku.
- Zamieniam się w słuch.
W ten sposób powstał plan akcji ratunkowej Mayson i Malika, która musiała się udać.
***
Missi Mayson, dziewczyna która nie najlepiej zaczęła życie i nie najlepiej je zakończyła. Lekarz na sali operacyjnej bardzo się starał. Próbował wszystkiego, żeby tylko obudzić jej serce.
Niestety...
Maszyna wydała z siebie przeciągły pisk, który wywołał ból na twarzy zgromadzonych. Musiała odejść tak młodo.
- Godzina zgonu - mężczyzna spojrzał na zegarek - dwudziesta dwie.
Pielęgniarka wypełniła wszystkie rubryczki, które były konieczne i odłożyła akta na bok. Jeszcze raz rzuciła okiem na młodą, ładną, nieprzytomną dziewczynę i westchnęła ze smutkiem. Odwróciła się, ale coś ją tknęło. Wróciła wzrokiem na dziewczynę i dostrzegła niewielki ruch. Dla pewności podeszła bliżej, a wtedy aparatura zaczęła pikać, wytwarzając dźwięk rytmu serca.
Serce pacjentki biło.
Missi żyła.
- Panie doktorze! - wrzasnęła zaskoczona i przystąpiła do sprawdzania parametrów życia.
Zszokowany lekarz podszedł do stołu operacyjnego i zaniemówił.
- Jak to możliwe? - wydukał. - Przecież jej serce... Ono się zatrzymało.
Więcej nikt się nie odezwał. Personel biegał gorączkowo i pomagał w obudzeniu dziewczyny.
- Zmiana raportu - zarządził główny prowadzący. - Operacja przebiegła pomyślnie. Proszę przenieść pacjentkę na salę pooperacyjną.
Czyżby Mayson miała misję do spełnienia?
***
Zayn od tygodnia nie widział swojej podwładnej. Nie, żeby się martwił, ale niepokoiła go nieobecność Liama. Nigdy nie znikał na tak długo. Mulat domyślał się, że to mogło być związane z dziewczyną.
Znudzony porządkował swoje rzeczy i natrafił na coś bardzo dziwnego. Mianowicie chodziło o zdjęcie kobiety, której nie znał. Nie kojarzył jej twarzy, ale gdzieś w środku czuł, że miał z nią styczność. Na odwrocie fotografii widniał wyblakły napis "na zawsze twoja" i serduszko. Zdezorientowany schował zdjęcie na dno szafy i odskoczył od niej jak poparzony.
Nie miał pojęcia, co przed chwilą zobaczył.
Czy sobie przypomni?
***
Wróciła.
Po trzech tygodniach bycia w szpitalu ponownie wróciła do znajomego burdelu. Doktor był przekonany, że oddał ją w dobre ręce kochającego narzeczonego, którego Payne świetnie udawał. Szkoda tylko, że wszyscy dookoła dali tak łatwo się nabrać.
- Witaj w domu, skarbie - rzucił Liam z uśmiechem i wpuścił Mayson do jej VIP-owskiego pokoju. - Jak się czujesz?
Zmroziła go spojrzeniem za tak nietrafione pytanie, a on zarechotał.
- Czyli świetnie - uznał. - Od jutra zaczynasz pracę na nowej sekcji, więc lepiej się przygotuj.
- Nie jestem na tyle silna, żeby dawać dupy - powiedziała spokojnie, odkładając bagaż na łóżko.
- Kogo to obchodzi - Machnął ręką lekceważąco. - Wypuścili cię ze szpitala, więc jesteś zdatna do użytku. A teraz porób trochę przysiadów, żeby wypełnić czymś nowe stroje.
Missi z obrzydzeniem patrzyła jak wychodzi.
Znowu została sama.
Wypakowała ciuchy do szafki, a kosmetyki zaniosła do łazienki i położyła się na łóżko. Mimo polepszenia się stanu zdrowia, nie do końca odzyskała siły. Jednak Liam miał rację - nikogo to tutaj nie interesowało.
---------------------------------------------------------------------------------------------
Siemanko misiaczki!
Pewnie już się zorientowaliście, że rozdziały dodaje co jakieś 4/5 albo więcej dni. Będę się tego trzymała ze względu na to, że jestem w klasie maturalnej i więcej czasu przeznaczam na naukę niż pisanie opowiadania. Musicie być wyrozumiali (i trzymać za mnie kciuki w kwietniu xD).
Dziękuję, że ciągle tu jesteście i mama nadzieję, że daje radę z pisaniem (gdyby coś było nie tak, macie dać mi znać).
Kocham! xxx
1 listopada 2015
29.
Wybaczcie, ale przez tydzień nie miałam dostępu do bloga :(
------------------------------------------------------------------------------------
Zanim Zayn wrócil z kolacją, Missi doprowadziła się do stanu, w którym była w stanie normalnie oddychać. Mulat nie zwrócił uwagi na jej czerwone od płaczu oczy.
- Zjesz i wracasz do pracy - poinformował, stawiając tacę na małym stoliku obok jej łóżka.
- Przecież miałam wrócić do zdrowego wyglądu - zmarszczyła czoło, czując zawroty w głowie.
Klapnęła na łóżko i zamknęła oczy. Przytknęła dłoń do czoło i odczekała kilka sekund, zanim zdecydowała się podnieść głowę.
- Spójrz na mnie - rozkazał, podchodząc.
Dźwignął ją za ramiona do góry i przyjrzał się jej twarzy.
- Zdarzało cię się to już wczesniej?
- Tak - mruknęła słabo. - Zaraz wrócę do formy, tylko muszę odpocząć.
- Kiedy?
- Kiedyś - mruknęła.
- Odpowiedz - zażądał.
- Jakiś czas temu byłam w szpitalu. Oczywiście zanim zostałam porwana - powiedziała z wyrzutem.
- Porwana? - zdziwił się, ale nie zmienił poważnego wyrazu twarzy.
- Zaskakujące, co? - prychnęła, chociaż wiedziała, że powinna uważać na swoje zachowanie.
Nie miała obok nikogo, kto by mógł ją obronić. Z jej bohatera zrobili robota.
Była stracona.
Czekała na odpowiedni moment, żeby ulotnić się z tego chorego świata.
- Grzeczniej - upomniał groźnie. - Usiądź i zjedz.
Posłuchała go mimo woli. Od dzisiaj był jej strażnikiem. Musiała być posłuszna. Czyli tak, jak każdemu przychodzącemu to bogatemu dupkowi.
***
Następnego dnia obudziła się bardziej zmęczona, niż się kładła. Do późna pracowała w recepcji i pomagała w prowadzeniu interesu starszej przełożonej. Podupadała na zdrowiu i była coraz bardziej pewna, że to nie było nic dobrego. Ze stanu zaspania wyrwał ją dźwięk otwieranych drzwi.
- Ubierz się i wyjdź na korytarz. - To był Zayn. Przystojny, poważny, władczy Zayn, który już nie był JEJ Zaynem. - Masz pięć minut.
Zarzuciła na siebie normalne spodnie i podkoszulek, co sprawiło jej niesamowitą ulgę. Nienawidziła chodzić w dziwkarskich ciuchach, na które była ostatnio skazana. Zgodnie z poleceniem wynurzyła się z pokoju, gdzie czekał na nią Malik.
- Idziemy. - Chwycił jej łokieć i zaczął ciągnąć w nieznanym kierunku.
Mayson przypomniała sobie początki znajomości z komisarzem, kiedy to też prowadzał ją za łokieć. Dokładnie tak, jak teraz, ale tamten chwyt nie był tak zimny i wymuszony.
- Co się stało? Gdzie idziemy? - zapytała, prawie biegnąc za mężczyzną.
- Nie odzywaj się, jeśli nie jesteś pytana.
Zacisnęła usta i powstrzymała łzy.
Jak mogli zrobić z nim coś tak okropnego. Przecież mogło im się udać. Mogliby stąd uciec i żyć szczęśliwie.
Wprowadził ją do pomieszczenia, które doskonale pamiętała. To była sala, w której spotkała się z komisarzem przed tym okropnym zabiegiem.
- Dlaczego mnie tu przyprowadziłeś? - wyrwało jej się.
- Powiedziałem ci coś - bąknął pod nosem, zamykając za sobą drzwi.
- Naprawdę nic nie pamiętasz?
Postanowiła nie ustępować. Przecież by jej nie skrzywdził.
- Ostrzegałem i nie będę więcej powtarzał, więc masz się stosować do moich poleceń.
- Leżałeś tutaj. - Poklepała łóżko, na którym siedziała.
- Nigdzie nie leżałem. Nie przebywałem w szpitalu odkąd skończyłem osiem lat.
- To nie jest prawda. - Pokręciła głową, a włosy opadły jej na oczy.
- Lepiej wiem, co się działo w moim życiu.
- Własnie, że nie wiesz! - wybuchła, nie mogąc dłużej hamować złości.
Bez ostrzeżenia podszedł do niej i zacisnął dłoń na jej żuchwie. Trzymał tak, że nie mogła otworzyć ust.
- Jeszcze raz podniesiesz na mnie głos, a nie ręczę za siebie - syknął, patrząc jej prosto w oczy. - Myślisz, że jesteś wyjątkowa, bo stać cię na pyskowanie? Mylisz się, złotko.
Łzy spłynęły jej po policzkach, docierając do jego palców. Jęknęła cicho, tłumiąc szloch. Mulat przyglądał się jej oczom, ale nie zareagował. Puścił dopiero po kilkudziesięciu sekundach.
- To było pierwsze ostrzeżenie - poinformował i odwrócił wzrok. - Drugiego nie będzie.
Mayson skinęła głową i opuściła wzrok na swoje dłonie, leżące na kolanach.
- Za chwilę przyjdzie do ciebie lekarz - oznajmił i wyszedł z pomieszczenia.
***
- Jest pani bardzo osłabiona - mruknęła pod nosem pani doktor. - Czy w ostatnich dniach jadła pani coś konkretnego?
- Piłam dużo kawy. - Missi wzruszyła ramionami z niewinna miną.
- Coś oprócz tego?
- Chyba nic - zastanowiła się. - Nie miałam czasu ani ochoty, żeby jeść. Jak by się pani czuła, będąc w takiej sytuacji?
- Jesteś jedyną dziewczyną, która aż tak przeżywa pracę tutaj. - Kobieta zmarszczyła czoło.
- One nie zostały porwane - prychnęła.
- Jak to?
Mayson zaśmiała się sarkastycznie i popatrzyła jej prosto w oczy.
Czyżby Liam ukrywał taką akcję?
- Widocznie wasz szef ukrywa przed wami pewne zasadnicze szczegóły.
- Nie mogę rozmawiać o moim szefie.
- Niech się pani nie martwi. - Szatynka machnęła dłonią. - Poznałam go lepiej niż pani się wydaje.
- Przepraszam, ale nie jestem w stanie ci pomóc. Ja tylko wykonuję polecenia - wywinęła się i odeszła od łóżka.
- Czyli pasuje pani opiekowanie się luksusowymi prostytutkami? - zapytała ze złością. - Jak pani może?
- Wszystkie dziewczyny, z którymi do tej pory rozmawiałam, same zgłosiły się do tej pracy. Nikogo nie obwiniają. Są zadowolone z warunków pracy i ilości wypłaty. W przeciwieństwie do pani nie mają takich problemów zdrowotnych.
- Takich? - Missi uniosła brwi ze zdziwienia. - Czyli to coś powazniejszego niż brak jedzenia przez kilka dni?
Lekarka nie odpowiedziała. Odwróciła wzrok i udała, że jest zajęta uzupełnianiem papierów.
- Twój ochroniarz odprowadzi cię do pokoju, do którego za chwilę dostarczę ci leki - powiedziała, zmieniając temat.
Mayson nie była zadowolona z obrotu sprawy. Za dużo przed nią ukrywano, a plan przywrócenia komisarzowi jego dawnego mózgu na razie nie wychodził.
Co mogła więcej zrobić?
***
- Kiedy mnie stąd, kurwa, wyciągniesz? - warknął zniecierpliwiony Louis.
- Siedzisz za dilerstwo, sutenerstwo i znęcanie się - przypomniał mu adwokat. - Ciężko coś takiego usprawiedliwić.
- Nie płacę ci za usprawiedliwianie mnie, tylko za to żebyś zmniejszył mój wyrok. Dostanę szału jeśli stąd nie wyjdę.
- Niewiele mogę zrobić.
- Masz mi pomóc! - krzyknął Tomlinson.
Przesiedział w więzieniu około czterech miesięcy. Nie wiedział ile dokładnie czasu upłynęło odkąd odebrano mu Mayson, posadę i władzę.
Czy za nią tęsknił?
W jakiś sensie tak, ale nie był pewien czy to było właściwe. Była jego przybraną siostrą, a on ją posuwał. Nie miała się o tym dowiedzieć. Nie wiedziałaby, gdyby Malik nie wtykał nosa w nieswoje sprawy.
- Zachowuj się odpowiednio, a może wyjdziesz wcześniej za dobre sprawowanie - powiedział ze spokojem mężczyzna w garniturze.
- Czyli za ile? - prychnął. - Za pięćdziesiąt lat?
- Naprawdę robię co w mojej mocy. Nie wywieraj na mnie presji.
- Mam, kurwa dość - oburzony Louis wstał z krzesła, które uderzyło z hukiem o podłogę. - Chcę stąd wyjść - zażądał głośno.
Dwóch strażników odprowadziło go do celi, gdzie czekał na niego przygłupi ćpun.
- Jak było? - zapytał, jak tylko Tomlinson usiadł na swojej pryczy.
- Stul pysk, bo nie mam humoru żeby się z tobą uganiać - mruknął.
- Jak sobie chcesz. - Młody uniósł ręce w geście poddania.
W celi zapanowała cisza, która pozwoliła Louisowi na dokładne przemyślenie swojej sytuacji i planu wyjścia z niej.
***
Mayson poderwała się z łóżka i z impetem wpadła do łazienki. Ledwie zdążyła nachylić się nad sedesem, po czym zwymiotowała. Jeszcze chwilę po opróżnieniu żołądka jej ciało szarpały konwulsje. Zamknęła oczy, odetchnęła głęboko i dopiero wtedy poczuła lekką ulgę.
- Mayson? - usłyszała z wnętrza pokoju głos Zayna.
- Jestem w łazience - odpowiedziała słabo i powoli stanęła na równe nogi.
Posprzątała po sobie zanim mulat wszedł do pomieszczenia. Przemyła zęby, a potem twarz, chcąc przywrócić sobie stan świadomości.
- Słyszysz mnie? - zapytał.
Kiwnęła głową, ale tak naprawdę słyszała go jakby ktoś zatkał jej uszy.
- Mayson - podniósł głos, ale to nic nie pomogło.
Widział jak dziewczyna zaczyna osuwać się na kafelki. W porę złapał ją za ramiona i pod kolanami i zaniósł do pokoju. Położył dziewczynę na łóżku i próbował ocucić. Na szczęście oddychała i sama próbowała otworzyć oczy.
- Spójrz na mnie - rozkazał.
Missi nie panowała nad swoim ciałem, które coraz bardziej słabło i odmawiało jej posłuszeństwa.
- Pomóż mi - jęknęła.
- Najpierw musisz na mnie spojrzeć - powtórzył.
- Nie mogę - wydusiła cichutko. - Pomóż mi.
Jej oddech stał się głębszy, a klatka piersiowa unosiła się i ciężko opadała. Działo się z nią coś złego, a on nie miał pojęcia co robić. W końcu chwycił Missi w ramiona i jak najszybciej zaniósł ją do gabinetu lekarki. Zapukał, ale nikt nie odpowiedział.
- Pani doktor nie ma - usłyszał za plecami.
Odwrócił się, stając twarzą w twarz z innym ochroniarzem.
- Potrzebuję pomocy medycznej - kiwnął brodą na nieprzytomną dziewczynę.
Nigdy w życiu nie znalazł się w takiej sytuacji, a teraz musiał jakoś zareagować.
- Dziwką będziesz się przejmował? - prychnął tamten.
- Po prostu, kurwa, zawołaj lekarkę! - wrzasnął.
- Dobra, spokojnie.
Goryl wycofał się i szybszym krokiem opuścił miejsce spotkania.
- Nie zasypiaj - mówił do niej. - Otwórz oczy, Mayson.
Przez nagły przebłysk świadomości w jego głowie na sekundę pojawił się obraz kobiety leżącej w sali szpitalnej. Zdziwiony zmarszczył czoło i wrócił wzrokiem na Missi.
Wstrzymał oddech, czując niewyjaśnione ukłucie w tyle głowy.
Blada twarz dziewczyny nie zwiastowała nic dobrego.
***
- Połóż ją tutaj i powiedz mi ile czasu jest nieprzytomna - rozkazała gorączkowo pani doktor.
Malik ostrożnie położył Mayson na kozetce i odsunął się do drzwi.
- Jakieś siedem minut.
- Niemożliwe. - Wytrzeszczyła oczy. - Czemu tak długo?!
- Wysłałem po panią strażnika i tyle czasu minęło zanim pani się zjawiła w gabinecie. To nie moja wina, że musiałem czekać. Miałem latać z nią na rękach po całym budynku?
- Dobrze, już dobrze - mruknęła pod nosem i zaczęła badać, prawie białą jak kartka papieru, dziewczynę.
- Co jej jest? - zapytał Zayn.
Kobieta jakby wyrwana z amoku, popatrzyła na mulata srogim wzrokiem.
- Co ty tu jeszcze robisz? - zapytała z wyrzutem. - Idź zająć się swoimi sprawami.
- Jestem jej strażnikiem - odparł z powagą.
- W takim razie wstydź się, ze jej nie upilnowałeś.
- Jak miałem ją upilnować?
- Miała brać leki, do jasnej cholery! - kobieta straciła cierpliwość.
- Jakie leki? - Zayn zmarszczył czoło, nie wiedząc o czym mówiła.
Nie wiedział o żadnych lekach.
- Bez leków będzie z nią coraz gorzej.
- Co jej jest?! - krzyknął.
Pomieszczenie było wypełnione napięciem, a nieświadoma sytuacji Missi leżała spokojnie na łóżku.
- W wyniku obrażeń spowodowanych wszystkimi pobiciami w jej mózgu pojawił się torbiel, który zaczął rosnąć i stopniowo naciskać na poszczególne ośrodki.
- Nie rozumiem... - mruknął. - Pobiciami?
Lekarka zręcznie sprawdzała parametry życiowe dziewczyny, chcąc przywrócić ja do rzeczywistości.
- Nie mam czasu ci wszystkiego tłumaczyć. Musisz dać mi pracować - powtórzyła z naciskiem na ostatnie słowo.
- Pomożesz jej?
- Zrobię co w mojej mocy.
- Jak to?
- Nie wykluczone, że będzie musiała przejść operację.
- Kiedy?
Nagle urządzenia, do których Mayson była podpięta, zaczęły wariować, wydając z siebie okropny dźwięk.
- Natychmiast - kobieta rzuciła na wdechu i zbladła.
Mulat jak strzała wybiegł z gabinetu i popędził do biura Liama. Dziwne pragnie wewnątrz niego zmuszało go, żeby zrobił wszystko, żeby ją uratować. Nie opierał się, ale nie był pewien, czy postępował właściwie.
- Potrzebujemy transportu do szpitala - wydyszał, wpadając do pomieszczenia, w którym urzędował Payne.
- Co się stało? - zapytał spokojnie i przeniósł spojrzenie na przejętego mulata. - Co cię tak zdenerwowało?
- Moja podopieczna Missi Mayson potrzebuje lekarza. Jej stan jest krytyczny.
- Ma lekarkę pod ręką - odparł obojętnie Payne.
- Ona musi przejść operację - dodał szybko.
Liam z wahaniem nacisnął guzik w interkomie i zażądał natychmiastowego transportu dla dziewczyny. Nie chciał mieć na głowie niczyjej śmierci, a tym bardziej nie dziewczyny, którą tak znał od dawna.
Louis by mu nie wybaczył.
Co nie znaczyło, ze zmiękło mu serce. Ciągle był tym samym sukinsynem.
------------------------------------------------------------------------------------
Zanim Zayn wrócil z kolacją, Missi doprowadziła się do stanu, w którym była w stanie normalnie oddychać. Mulat nie zwrócił uwagi na jej czerwone od płaczu oczy.
- Zjesz i wracasz do pracy - poinformował, stawiając tacę na małym stoliku obok jej łóżka.
- Przecież miałam wrócić do zdrowego wyglądu - zmarszczyła czoło, czując zawroty w głowie.
Klapnęła na łóżko i zamknęła oczy. Przytknęła dłoń do czoło i odczekała kilka sekund, zanim zdecydowała się podnieść głowę.
- Spójrz na mnie - rozkazał, podchodząc.
Dźwignął ją za ramiona do góry i przyjrzał się jej twarzy.
- Zdarzało cię się to już wczesniej?
- Tak - mruknęła słabo. - Zaraz wrócę do formy, tylko muszę odpocząć.
- Kiedy?
- Kiedyś - mruknęła.
- Odpowiedz - zażądał.
- Jakiś czas temu byłam w szpitalu. Oczywiście zanim zostałam porwana - powiedziała z wyrzutem.
- Porwana? - zdziwił się, ale nie zmienił poważnego wyrazu twarzy.
- Zaskakujące, co? - prychnęła, chociaż wiedziała, że powinna uważać na swoje zachowanie.
Nie miała obok nikogo, kto by mógł ją obronić. Z jej bohatera zrobili robota.
Była stracona.
Czekała na odpowiedni moment, żeby ulotnić się z tego chorego świata.
- Grzeczniej - upomniał groźnie. - Usiądź i zjedz.
Posłuchała go mimo woli. Od dzisiaj był jej strażnikiem. Musiała być posłuszna. Czyli tak, jak każdemu przychodzącemu to bogatemu dupkowi.
***
Następnego dnia obudziła się bardziej zmęczona, niż się kładła. Do późna pracowała w recepcji i pomagała w prowadzeniu interesu starszej przełożonej. Podupadała na zdrowiu i była coraz bardziej pewna, że to nie było nic dobrego. Ze stanu zaspania wyrwał ją dźwięk otwieranych drzwi.
- Ubierz się i wyjdź na korytarz. - To był Zayn. Przystojny, poważny, władczy Zayn, który już nie był JEJ Zaynem. - Masz pięć minut.
Zarzuciła na siebie normalne spodnie i podkoszulek, co sprawiło jej niesamowitą ulgę. Nienawidziła chodzić w dziwkarskich ciuchach, na które była ostatnio skazana. Zgodnie z poleceniem wynurzyła się z pokoju, gdzie czekał na nią Malik.
- Idziemy. - Chwycił jej łokieć i zaczął ciągnąć w nieznanym kierunku.
Mayson przypomniała sobie początki znajomości z komisarzem, kiedy to też prowadzał ją za łokieć. Dokładnie tak, jak teraz, ale tamten chwyt nie był tak zimny i wymuszony.
- Co się stało? Gdzie idziemy? - zapytała, prawie biegnąc za mężczyzną.
- Nie odzywaj się, jeśli nie jesteś pytana.
Zacisnęła usta i powstrzymała łzy.
Jak mogli zrobić z nim coś tak okropnego. Przecież mogło im się udać. Mogliby stąd uciec i żyć szczęśliwie.
Wprowadził ją do pomieszczenia, które doskonale pamiętała. To była sala, w której spotkała się z komisarzem przed tym okropnym zabiegiem.
- Dlaczego mnie tu przyprowadziłeś? - wyrwało jej się.
- Powiedziałem ci coś - bąknął pod nosem, zamykając za sobą drzwi.
- Naprawdę nic nie pamiętasz?
Postanowiła nie ustępować. Przecież by jej nie skrzywdził.
- Ostrzegałem i nie będę więcej powtarzał, więc masz się stosować do moich poleceń.
- Leżałeś tutaj. - Poklepała łóżko, na którym siedziała.
- Nigdzie nie leżałem. Nie przebywałem w szpitalu odkąd skończyłem osiem lat.
- To nie jest prawda. - Pokręciła głową, a włosy opadły jej na oczy.
- Lepiej wiem, co się działo w moim życiu.
- Własnie, że nie wiesz! - wybuchła, nie mogąc dłużej hamować złości.
Bez ostrzeżenia podszedł do niej i zacisnął dłoń na jej żuchwie. Trzymał tak, że nie mogła otworzyć ust.
- Jeszcze raz podniesiesz na mnie głos, a nie ręczę za siebie - syknął, patrząc jej prosto w oczy. - Myślisz, że jesteś wyjątkowa, bo stać cię na pyskowanie? Mylisz się, złotko.
Łzy spłynęły jej po policzkach, docierając do jego palców. Jęknęła cicho, tłumiąc szloch. Mulat przyglądał się jej oczom, ale nie zareagował. Puścił dopiero po kilkudziesięciu sekundach.
- To było pierwsze ostrzeżenie - poinformował i odwrócił wzrok. - Drugiego nie będzie.
Mayson skinęła głową i opuściła wzrok na swoje dłonie, leżące na kolanach.
- Za chwilę przyjdzie do ciebie lekarz - oznajmił i wyszedł z pomieszczenia.
***
- Jest pani bardzo osłabiona - mruknęła pod nosem pani doktor. - Czy w ostatnich dniach jadła pani coś konkretnego?
- Piłam dużo kawy. - Missi wzruszyła ramionami z niewinna miną.
- Coś oprócz tego?
- Chyba nic - zastanowiła się. - Nie miałam czasu ani ochoty, żeby jeść. Jak by się pani czuła, będąc w takiej sytuacji?
- Jesteś jedyną dziewczyną, która aż tak przeżywa pracę tutaj. - Kobieta zmarszczyła czoło.
- One nie zostały porwane - prychnęła.
- Jak to?
Mayson zaśmiała się sarkastycznie i popatrzyła jej prosto w oczy.
Czyżby Liam ukrywał taką akcję?
- Widocznie wasz szef ukrywa przed wami pewne zasadnicze szczegóły.
- Nie mogę rozmawiać o moim szefie.
- Niech się pani nie martwi. - Szatynka machnęła dłonią. - Poznałam go lepiej niż pani się wydaje.
- Przepraszam, ale nie jestem w stanie ci pomóc. Ja tylko wykonuję polecenia - wywinęła się i odeszła od łóżka.
- Czyli pasuje pani opiekowanie się luksusowymi prostytutkami? - zapytała ze złością. - Jak pani może?
- Wszystkie dziewczyny, z którymi do tej pory rozmawiałam, same zgłosiły się do tej pracy. Nikogo nie obwiniają. Są zadowolone z warunków pracy i ilości wypłaty. W przeciwieństwie do pani nie mają takich problemów zdrowotnych.
- Takich? - Missi uniosła brwi ze zdziwienia. - Czyli to coś powazniejszego niż brak jedzenia przez kilka dni?
Lekarka nie odpowiedziała. Odwróciła wzrok i udała, że jest zajęta uzupełnianiem papierów.
- Twój ochroniarz odprowadzi cię do pokoju, do którego za chwilę dostarczę ci leki - powiedziała, zmieniając temat.
Mayson nie była zadowolona z obrotu sprawy. Za dużo przed nią ukrywano, a plan przywrócenia komisarzowi jego dawnego mózgu na razie nie wychodził.
Co mogła więcej zrobić?
***
- Kiedy mnie stąd, kurwa, wyciągniesz? - warknął zniecierpliwiony Louis.
- Siedzisz za dilerstwo, sutenerstwo i znęcanie się - przypomniał mu adwokat. - Ciężko coś takiego usprawiedliwić.
- Nie płacę ci za usprawiedliwianie mnie, tylko za to żebyś zmniejszył mój wyrok. Dostanę szału jeśli stąd nie wyjdę.
- Niewiele mogę zrobić.
- Masz mi pomóc! - krzyknął Tomlinson.
Przesiedział w więzieniu około czterech miesięcy. Nie wiedział ile dokładnie czasu upłynęło odkąd odebrano mu Mayson, posadę i władzę.
Czy za nią tęsknił?
W jakiś sensie tak, ale nie był pewien czy to było właściwe. Była jego przybraną siostrą, a on ją posuwał. Nie miała się o tym dowiedzieć. Nie wiedziałaby, gdyby Malik nie wtykał nosa w nieswoje sprawy.
- Zachowuj się odpowiednio, a może wyjdziesz wcześniej za dobre sprawowanie - powiedział ze spokojem mężczyzna w garniturze.
- Czyli za ile? - prychnął. - Za pięćdziesiąt lat?
- Naprawdę robię co w mojej mocy. Nie wywieraj na mnie presji.
- Mam, kurwa dość - oburzony Louis wstał z krzesła, które uderzyło z hukiem o podłogę. - Chcę stąd wyjść - zażądał głośno.
Dwóch strażników odprowadziło go do celi, gdzie czekał na niego przygłupi ćpun.
- Jak było? - zapytał, jak tylko Tomlinson usiadł na swojej pryczy.
- Stul pysk, bo nie mam humoru żeby się z tobą uganiać - mruknął.
- Jak sobie chcesz. - Młody uniósł ręce w geście poddania.
W celi zapanowała cisza, która pozwoliła Louisowi na dokładne przemyślenie swojej sytuacji i planu wyjścia z niej.
***
Mayson poderwała się z łóżka i z impetem wpadła do łazienki. Ledwie zdążyła nachylić się nad sedesem, po czym zwymiotowała. Jeszcze chwilę po opróżnieniu żołądka jej ciało szarpały konwulsje. Zamknęła oczy, odetchnęła głęboko i dopiero wtedy poczuła lekką ulgę.
- Mayson? - usłyszała z wnętrza pokoju głos Zayna.
- Jestem w łazience - odpowiedziała słabo i powoli stanęła na równe nogi.
Posprzątała po sobie zanim mulat wszedł do pomieszczenia. Przemyła zęby, a potem twarz, chcąc przywrócić sobie stan świadomości.
- Słyszysz mnie? - zapytał.
Kiwnęła głową, ale tak naprawdę słyszała go jakby ktoś zatkał jej uszy.
- Mayson - podniósł głos, ale to nic nie pomogło.
Widział jak dziewczyna zaczyna osuwać się na kafelki. W porę złapał ją za ramiona i pod kolanami i zaniósł do pokoju. Położył dziewczynę na łóżku i próbował ocucić. Na szczęście oddychała i sama próbowała otworzyć oczy.
- Spójrz na mnie - rozkazał.
Missi nie panowała nad swoim ciałem, które coraz bardziej słabło i odmawiało jej posłuszeństwa.
- Pomóż mi - jęknęła.
- Najpierw musisz na mnie spojrzeć - powtórzył.
- Nie mogę - wydusiła cichutko. - Pomóż mi.
Jej oddech stał się głębszy, a klatka piersiowa unosiła się i ciężko opadała. Działo się z nią coś złego, a on nie miał pojęcia co robić. W końcu chwycił Missi w ramiona i jak najszybciej zaniósł ją do gabinetu lekarki. Zapukał, ale nikt nie odpowiedział.
- Pani doktor nie ma - usłyszał za plecami.
Odwrócił się, stając twarzą w twarz z innym ochroniarzem.
- Potrzebuję pomocy medycznej - kiwnął brodą na nieprzytomną dziewczynę.
Nigdy w życiu nie znalazł się w takiej sytuacji, a teraz musiał jakoś zareagować.
- Dziwką będziesz się przejmował? - prychnął tamten.
- Po prostu, kurwa, zawołaj lekarkę! - wrzasnął.
- Dobra, spokojnie.
Goryl wycofał się i szybszym krokiem opuścił miejsce spotkania.
- Nie zasypiaj - mówił do niej. - Otwórz oczy, Mayson.
Przez nagły przebłysk świadomości w jego głowie na sekundę pojawił się obraz kobiety leżącej w sali szpitalnej. Zdziwiony zmarszczył czoło i wrócił wzrokiem na Missi.
Wstrzymał oddech, czując niewyjaśnione ukłucie w tyle głowy.
Blada twarz dziewczyny nie zwiastowała nic dobrego.
***
- Połóż ją tutaj i powiedz mi ile czasu jest nieprzytomna - rozkazała gorączkowo pani doktor.
Malik ostrożnie położył Mayson na kozetce i odsunął się do drzwi.
- Jakieś siedem minut.
- Niemożliwe. - Wytrzeszczyła oczy. - Czemu tak długo?!
- Wysłałem po panią strażnika i tyle czasu minęło zanim pani się zjawiła w gabinecie. To nie moja wina, że musiałem czekać. Miałem latać z nią na rękach po całym budynku?
- Dobrze, już dobrze - mruknęła pod nosem i zaczęła badać, prawie białą jak kartka papieru, dziewczynę.
- Co jej jest? - zapytał Zayn.
Kobieta jakby wyrwana z amoku, popatrzyła na mulata srogim wzrokiem.
- Co ty tu jeszcze robisz? - zapytała z wyrzutem. - Idź zająć się swoimi sprawami.
- Jestem jej strażnikiem - odparł z powagą.
- W takim razie wstydź się, ze jej nie upilnowałeś.
- Jak miałem ją upilnować?
- Miała brać leki, do jasnej cholery! - kobieta straciła cierpliwość.
- Jakie leki? - Zayn zmarszczył czoło, nie wiedząc o czym mówiła.
Nie wiedział o żadnych lekach.
- Bez leków będzie z nią coraz gorzej.
- Co jej jest?! - krzyknął.
Pomieszczenie było wypełnione napięciem, a nieświadoma sytuacji Missi leżała spokojnie na łóżku.
- W wyniku obrażeń spowodowanych wszystkimi pobiciami w jej mózgu pojawił się torbiel, który zaczął rosnąć i stopniowo naciskać na poszczególne ośrodki.
- Nie rozumiem... - mruknął. - Pobiciami?
Lekarka zręcznie sprawdzała parametry życiowe dziewczyny, chcąc przywrócić ja do rzeczywistości.
- Nie mam czasu ci wszystkiego tłumaczyć. Musisz dać mi pracować - powtórzyła z naciskiem na ostatnie słowo.
- Pomożesz jej?
- Zrobię co w mojej mocy.
- Jak to?
- Nie wykluczone, że będzie musiała przejść operację.
- Kiedy?
Nagle urządzenia, do których Mayson była podpięta, zaczęły wariować, wydając z siebie okropny dźwięk.
- Natychmiast - kobieta rzuciła na wdechu i zbladła.
Mulat jak strzała wybiegł z gabinetu i popędził do biura Liama. Dziwne pragnie wewnątrz niego zmuszało go, żeby zrobił wszystko, żeby ją uratować. Nie opierał się, ale nie był pewien, czy postępował właściwie.
- Potrzebujemy transportu do szpitala - wydyszał, wpadając do pomieszczenia, w którym urzędował Payne.
- Co się stało? - zapytał spokojnie i przeniósł spojrzenie na przejętego mulata. - Co cię tak zdenerwowało?
- Moja podopieczna Missi Mayson potrzebuje lekarza. Jej stan jest krytyczny.
- Ma lekarkę pod ręką - odparł obojętnie Payne.
- Ona musi przejść operację - dodał szybko.
Liam z wahaniem nacisnął guzik w interkomie i zażądał natychmiastowego transportu dla dziewczyny. Nie chciał mieć na głowie niczyjej śmierci, a tym bardziej nie dziewczyny, którą tak znał od dawna.
Louis by mu nie wybaczył.
Co nie znaczyło, ze zmiękło mu serce. Ciągle był tym samym sukinsynem.
Subskrybuj:
Posty (Atom)