21 września 2015

22.

Światła karetek i straży pożarnej raziły ludzi zebranych wokół niespodziewanego wypadku. Policjanci starali się zapanować nad tłumem gapiów, żeby móc udzielić pomocy dwójce poszkodowanych. Szybciej niż karetki, przyjechali dziennikarze, starający się zdobyć materiał na dobry dokument. Dało się słyszeć zaniepokojone szepty i spekulacje. Nigdzie nie było drugiego wozu.
Nie widziano ani nie znaleziono winnego.
- Żyją! Szybko, szybko! -krzyknął lekarz pogotowia. - Pospieszcie się, do cholery!
Zayn i Missi, w stanie nieświadomości, zostali zabrani do dwóch różnych karetek. Ich życie wisiało na włosku.
Nic nie było pewne.

***

- Zayn? - to było pierwsze słowo, które wymamrotała Missi, kiedy obudziła się z silnym bólem głowy. - Gdzie jest Zayn?
Spanikowała.
Nie wiedziała, co się stało. Miała wyrwę w pamięci. Pamięta tylko przerażoną minę mulata i uderzenie, a potem już tylko ciemność.
- Witam. - To był ten sam lekarz, który zajmował się nią ostatnim razem. - Widzę, że stęskniła się pani za mną.
Dziewczyna skrzywiła się na jego nieudany żarcik i poprawiła na łóżku.
- Gdzie jest Zayn? - zapytała, nie dając mu zacząć kolejnego zdania. - Gdzie on jest?
- Leży w sali obok.
- Będzie żył, prawda?
- Taką mamy nadzieję.
- Co to znaczy? - zaniepokoiła się.
- Jest w bardzo ciężkim stanie. Ma połamane dwa żebra, skręconą kostkę, wybity bark i obitą głowę. Nie ma wstrząśnienia mózgu, ale jego organy wewnętrzne zostały narażone na groźne obicia.
Każde z tych słów przyprawiało dziewczynę o ból w klatce piersiowej.
- Przecież ja też tam byłam... - wymamrotała pod nosem.
- Pani jest w lepszym stanie. Nie wiem, jakim cudem, ale prawdopodobnie pan Malik wyciągnął panią ze zmasakrowanego samochodu. Gdyby nie to, nacisk połamanej karoserii uszkodziłby pani kręgosłup. Ma pani tylko obite żebra, lekkie wstrząśnienie mózgu i kilka siniaków.
-Il czasu byłam nieprzytomna?
- Tydzień.
- Kręci mi się w głowie - jęknęła.
- Proszę się położyć. - Nakazał i szybko spojrzał na ekran monitorujący jej stan zdrowia. - Wszystko będzie w porządku.
Doktor podał jej leki nasenne i cichutko wyszedł z pomieszczenia.
- Zayn... - powiedziała prawie bezgłośnie, zasypiając powoli. - Potrzebuję cie.

***

Z każdym kolejnym dniem, kiedy odpowiedzią na jej pytanie, czy komisarz się obudził, było "jeszcze nie", coś zjadało ją od środka. Domyślała się, że to mógł być strach i obawa, że straci kogoś, komu na niej zależało.
Od jej wybudzenia minęło trzy dni. Niewiele się zmieniło. Całe dnie leżała w łóżku, jadła, piła i rozmawiała z pilnującymi ją policjantami. Nie spodziewała się, że postawią jej wartę przy drzwiach. Widocznie szef komisarza przejął się wypadkiem i w końcu zrozumiał, że sprawa z Tomlinsonem i jego kontaktami była naprawdę poważna.
- Dzień dobry - z zamyślenia wyrwała ją młoda pielęgniarka. - Jak się pani dzisiaj czuje?
- Lepiej niż wczoraj. Nie bolą mnie już żebra, ale w głowie mi trochę pulsuje, kiedy się za mocno ruszam.
- To normalne. Proszę się nie przejmować. - Posłała jej ciepły uśmiech. - Jeszcze tylko kilka dni i będzie pani jak nowa.
- Co z...?
- Jego stan jest stabilny.
Pytała o Zayna wszystkich, którzy do niej z czymś przychodzili.
Przyzwyczaili się.
- Mogę do niego iść? - zapytała z błagającym wzrokiem.
- Nie wiem, ale... - pielęgniarka zawahała się. - Myślę, że skoro to pani narzeczony, to w końcu pani pozwolą.
- My nie...
- Rozumiem, rozumiem - przerwała jej ze śmiechem. - Proszę się nie wstydzić miłości. Sama mam wspaniałego męża, w którym jestem zakochana po uszy. Nawet po ślubie.
- Tak - przytaknęła z rumieńcem na policzkach.
Nie miała siły tłumaczyć każdemu, że tak naprawdę nie byli zaręczeni. Kiedy dziewczyna wyszła, Missi rozmarzyła się na temat jej i Malika. Nigdy nie pomyślała, że mogliby być razem. Odkąd Zayn powiedział jej, że mu zależy, coś w niej drgnęło. miała wrażenie jakby jej serce w końcu obudziło się do życia.
- Pani Mayson, prawda? - Do sali wszedł elegancko ubrany mężczyzna w średnim wieku.
- Tak, to ja.
- Jestem komisarz Deyn i będę miał do pani kilka pytań - poinformował, patrząc w mały notesik. - Lekarz wyraził zgodę.
- Dobrze - zgodziła się. - Proszę zaczynać.
- Chciałbym wiedzieć, co pamięta pani z dnia wypadku.
- Niewiele... - zmrużyła oczy, myśląc intensywnie.
- To znaczy? Ta sprawa jest bardzo ważna. Niech pani powie to, co pamięta.
- Ja i Zayn wracaliśmy z jego pracy. Za szybą było ciemno. Zajęliśmy się rozmową. Chciałam mu zadać jakieś pytanie, ale teraz już nie pamiętam jakie, ale nie udało mi się skończyć. Zanim zostaliśmy uderzeni, widział przerażone oczy Zayna i jego próby ucieczki na bok. Niestety, nie udało się... - łza zakręciła się w jej oku. - Potem była już tylko ciemność. Ocknęłam się dopiero w szpitalu.
- Dziękuję. Bardzo nam pani pomaga. Wiem, że nie jestem pierwszym, który tu jest w związku z tą sprawą, ale to naprawdę ważne. Ciągle mamy nadzieję, że znajdziemy jakiś trop.
- Słyszałam, że podobno Zayn wyciągnął mnie z auta. - Podniosła wzrok na mężczyznę. - To prawda?
- Ślady właśnie na to wskazują. Powinien być pani bohaterem. - Uśmiechnął się lekko.
Zanotował coś na karteczce i zamknął notes.
- Jest nim - przytaknęła zdecydowanym głosem. - Zawsze był.
- Rozumiem - skinął głową i wrócił do poważnego wyrazu twarzy.
Całkiem jak Zayn.
Zdaje się, ze wszyscy policjanci mieli ten sam nawyk nieokazywania emocji.
- Czy to mogła być sprawka Tomlinsona? - zapytała.
- Myślę, że tak. Niestety do tego potrzebujemy komisarza Malika. Wydaje nam się, że znalazł coś, co zdenerwowało jego wspólników.
- Naprawdę? Nic mi nie wspominał.
- Malik ma zwyczaj załatwiania spraw samemu. - Wzruszył ramionami.
- Zauważyłam - dziewczyna bąknęła pod nosem.
- Cóż... - Pan Deyn wstał z krzesła i poprawił marynarkę. - Musze już iść, czeka mnie dużo pracy. Dziękuję za rozmowę.
- Również dziękuję.
Mayson posłała mu mały uśmiech, kiedy zamykał za sobą drzwi.
Chciała już być w mieszkaniu razem z mulatem. Psychicznie czuła się coraz gorzej. Zjadał ją strach przed samotnością.

***

Odgłos zamykanych drzwi wybudził ja z niespokojnego snu. Godzinę po wizycie komisarza Deyna poczuła się wykończona. Była naprawdę zmęczona ciągłą troską o Malika. Otworzyła oczy i zobaczyła nad sobą przejętą twarz Harry'ego.
- Zayn się obudził - powiedział cicho.
Te trzy słowa wystarczyły, żeby od razu się wybudziła. Poderwała się do siadu, chcąc jak najszybciej do niego pobiec. Paliła ją myśl, że leżał tuż obok.
- Chcę tam iść - zażądała.
- Nie powinnaś... - zaczął Styles.
- Zabierz mnie do niego, Harry - błagała. - Nie wytrzymam, jeśli się z nim nie zobaczę.
- Sprawdzę, co da się zrobić.
Wyszedł z pomieszczenia, a Missi opadła głową na poduszkę. Mimowolnie jej usta rozciągnęły się w szerokim uśmiechu.
W końcu doczekała tej chwili.
- Już jestem - rzucił Harry zdyszanym głosem. - Zaraz przyjdzie lekarz z pielęgniarką i zadecydują, czy możesz wstać.
Jak powiedział, tak się stało. Kilka sekund później zjawił się lekarz prowadzący i sprawdził stan zdrowia Mayson. Szepnął coś do pielęgniarki, która zaczęła wyswobadzać dziewczynę z plątaniny kabli, do których była podpięta przez ostatnie dziesięć dni. Serce podskoczyło jej z podekscytowania.
- Naprawdę mogę się z nim zobaczyć? - zapytała, nie dowierzając.
- Tak - odpowiedział doktor. - Tylko proszę iść powoli i ostrożnie.
- Pomogę jej - Styles złapał szatynkę pod rękę i wolnym krokiem wyszli na korytarz.
Te dwie minuty ciągnęły się w nieskończoność, aż dotarli do odpowiednich drzwi. Wspólnik Malika wpuścił ja do środka jako pierwszą, trzymając się tuż za jej plecami.
- Zayn? - odezwała się cicho.
- Missi - wychrypiał.
Jej serce podskoczyło, kiedy okazało się, rozpoznał ją po głosie. Dopiero, kiedy stanęła przy samym łóżku mogła zobaczyć jego obitą, lekko spuchniętą, zmarniałą twarz.
- Cześć, Zayn - przywitała się, kładąc niepewnie palce na jego dłoni.
Dotyk jej ciepłej skóry sprawił, że jego serce zatrzymało się na chwileczkę. Przynajmniej odniósł takie wrażenie, bo miał nadzieję, że to nie był zawał.
- Witaj, Mayson.
Słyszała, że ciężko mu mówić. Po tylu dniach nieprzytomności jego gardło wyschło.
Malik ucieszył się z widoku żywej Missi. Niczego bardziej się nie bał, niż widok jej chłodnego, martwego ciała. Na szczęście tak nie było. Dusił w sobie ochotę poderwania się i wzięcia ją w ramiona. Zależało mu na niej w jakiś sposób, w bardzo wygodny sposób.
Lubił to uczucie.
- Jak się czujesz? - zapytał, przełykając ciężko ślinę.
Dziewczyna podała mu wodę. Mulat wziął kilka łyków przez słomkę i podziękował skinieniem głowy. Nawet nie zauważyli, że Harry ich zostawił.
- To chyba ja powinnam o to zapytać - zachichotała.
- Lepiej nie pytaj - bąknął z grymasem bólu na twarzy. -  Nie mogę się ruszyć.
- Czułam się podobnie, ale wiem, że odniosłeś większe obrażenia - przyznała. - Dziękuję, że mi pomogłeś - dodała szybko.
- Nie dziękuj. - Przymknął oczy i westchnął. - Naprawdę nie musisz.
Mayson pochyliła się i złożyła malutki pocałunek na czole komisarza.
- Przykro mi - wyszeptała.
- Dlaczego?
- To przeze mnie spowodowali wypadek. Wiem, że to sprawka Tomlinsona.
- Nikt cię nie obwinia. Ja cię nie obwiniam - rzucił gorączkowo. - Nie bierz na siebie winy za kogoś.
- Gdybyś nie wziął mnie do siebie i zadecydował o opiece nade mną, nic takiego nie miałoby miejsca. Siedziałabym teraz w apartamencie Louisa, być może jako dziwka, ale ty byś był bezpieczny i mógł w spokoju wykonywać swoją pracę - powiedziała smutno.
Poczucie winy zgniatało jej klatkę piersiową.
Zayn czuł to samo. Powinien był powiedzieć jej o tym, co udało mu się odkryć, ale nie chciał jej martwić.
- Muszę ci o czymś powiedzieć, Missi... - zaczął, po czym odchrząknął. - Ja...
- Pan Malik, racja? - Do pomieszczenia wszedł lekarz. - Zobaczmy, jak się pan trzyma.
Mayson posłała komisarzowi pocieszający uśmiech i ostatni raz pogłaskała go po knykciach.
- Będzie dobrze - rzuciła prawie bezgłośnie.
Kiedy tylko opuściła pokój, Malik poczuł się gorzej niż przedtem. Nie spodziewał się, że jego organizm aż tak będzie potrzebował tej zagubionej w sobie istotki. Chciał ją zatrzymać dla siebie i pilnować.
Troszczyć się.
Opiekować.
Adorować.
A może nawet...
Pokochać?
- Jeszcze kilka dni i będzie pan jak nowy - odezwał się mężczyzna w białym kitlu. - Jak głowa?
- Trochę pulsuje.
- Normalne - lekarz mruknął pod nosem. - Jest pan naprawdę silny. Tyle uszkodzeń, a pan wybudził się już po dziesięciu dniach. Coś wspaniałego. Chciałbym więcej takich pacjentów.
Malik uśmiechnął się blado na próbę żartu mężczyzny. Czy komisarz chciał jeszcze kiedykolwiek być w takiej sytuacji?
Kategorycznie nie.

***

- Musisz zamieszkać w tym domu przez jakiś czas - oznajmił Harry, kiedy wprowadził dziewczynę na pierwsze piętro. - Na parterze mieszka para wyszkolonych oficerów. Będą udawać małżeństwo, które ma niepełnosprawną córkę.
- Ja mam być tą córką? - oburzyła się.
- Tak. Nie możesz schodzić na dół. Ty mieszkasz na górze, ale nikt z zewnątrz tego nie wie. Masz kuchnię, łazienkę, sypialnie i wszystko inne potrzebne do prowadzenia pozornie spokojnego i normalnego życia.
- Pozornie - powtórzyła smętnie. - Super.
- Okna są zabezpieczone. Nie można ich otworzyć ani z zewnątrz, ani z wewnątrz. Drzwi będziesz zamykała na kilka spustów, a nad nimi jest zamontowana mikro kamerka z mikro czujnikiem. Będziesz pod stałą obserwacją.
- W domu też?! - Wytrzeszczyła oczy.
Nie chciała żadnych podglądaczy.
- Nie. Tylko przed drzwiami - uspokoił ją. - Lodówka i szafki są wyposażone, tak samo jak spiżarnia, ale jeśli czegokolwiek będziesz potrzebowała, musisz to zgłosić tym na dole.
- Rozumiem - zmarszczyła czoło, przyswajając informacje. - A jeśli jednak znajdę się w niebezpieczeństwie, to jak mam uciec z tej klatki? - zapytała, rozglądając się dookoła.
Mieszkanie było przytulne. Miało wygląd typowego amerykańskiego mieszkanka. Poczuła się w nim odrobinę jak u siebie, ale wiedziała, że do pełnego zaklimatyzowania jeszcze długa droga.
- Za chwilę przyjdzie architekt tego mieszkania i pokaże ci wszystkie tajne przejścia, z których będziesz mogła, w razie konieczności, skorzystać. Nawet ja ich nie będę znał.
Missi przygryzła wargę, myśląc intensywnie.
Czy mieszkanie tutaj oznaczało, że już więcej nie zobaczy Malika?
Minął tydzień odkąd się obudził i od tamtej pory go nie widziała. Martwiła się, ale też tęskniła. Bardzo tęskniła.
- Jestem gotowa - wymamrotała.
Spojrzała na Stylesa z ukosa, a ten kiwnął głową i wyszedł. Chwilę potem przyszedł, jak się okazało, wojskowy, który oprowadził Mayson po całym mieszkaniu i przekazał jej wszystkie potrzebne instrukcje. Na szczęście miała dobrą pamięć.
- Twój telefon ma wprowadzone najpotrzebniejsze numery, które zostały zapisane w notesie obok niego. Oprócz tych numerów, nie oddzwonisz się nigdzie.
- To wszystko zaczyna mnie przerażać - wydusiła drżącym głosem.
- Domyślam się - mężczyzna przyznał jej rację. - Moi bliscy przechodzili przez podobne gówno. Miejmy nadzieję, ze wszystko skończy się szczęśliwie i szybko.
- Miejmy nadzieję - powtórzyła na wdechu.
Wojskowy opuścił ją kilka minut później.
Została sama.
Słyszała jeszcze z dołu przytłumione głosy, ale nie rozumiała słów. Chcąc poczuć się jak u siebie, poszła się wykąpać. Może po dobrym śnie coś się zmieni i zniknie to kujące uczucie z jej żołądka.

***

Zayn musiał zmienić mieszkanie tak samo, jak Missi. Tyle, że on nie musiał być chroniony. Sam potrafił doskonale się obronić. Stan zdrowia pozwolił mu na ponowne wizyty na siłowni, dzięki czemu powoli dochodził do dawnej formy.
Odkąd Mayson odwiedziła go w szpitalu, nie widział jej więcej na oczy. Zastanawiał się, gdzie właśnie przebywała. Nawet on nie znał jej nowego miejsca zamieszkania. Harry nie mógł nic powiedzieć, a on nie nalegał. Wiedział, że tak będzie dla niej lepiej.
Muszą wywabić wroga z kryjówki, ale najpierw Zayn miał zamiar porozmawiać z samym zainteresowanym.
Z panem Louisem Tomlinsonem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz