Z okazji Dnia Chłopaka wstawiam kolejny rozdział odrobinę wcześniej!!!!!
Nie wiem, czy czyta to jakikolwiek chłopak, ale lepsza taka okazja niż żadna xD
Miłego czytanka! xx
------------------------------------------------------------------------------------------
Jak tylko Malik oddalił się od Daisy, poszedł na ulubioną siłownię.
Uderzał w worek z całych sił. Jego uwaga była skupiona tylko na tym. Chciał oderwać się od rzeczywistości i w pewnym momencie mu się to udało. Świat wokół zniknął. Nie było już sali treningowej. Nie było innych ludzi. Był tylko on i jego przeciwnik. Wyobraził sobie twarz Tomlinsona i uderzał w nią z takim impetem, że prawie wbił worek w murowaną ścianę.
- Zayn - usłyszał za sobą znajomy głos.
Z trudem przestał uderzać i opuścił głowę, biorąc kilka głębokich wdechów. Mięśnie paliły go żywym ogniem, a płuca domagały się powietrza. Zacisnął powieki, dając organizmowi wrócić do rzeczywistości.
- Tak? - Odwrócił się, napotykając zmartwiony wzrok trenera.
- Co cię tak zmotywowało? - zapytał tamten z udawanym uśmiechem.
- Nic takiego - skłamał Zayn.
- Rozumiem.
Malik cenił mężczyznę za to, że nie miał zwyczaju wtrącać się w czyjeś prywatne sprawy. Umiał też wysłuchać i doradzić, ale komisarz rzadko z tego korzystał. Był przyzwyczajony radzić sobie samemu.
- Myślę, że na dzisiaj wystarczy. - Trener poklepał go po ramieniu i odszedł w kierunku innego klienta siłowini.
Zdyszany Zayn wrócił do szatni i zabrał swoje rzeczy. Nawet nie przebierał się z sportowych ciuchów, bo wiedział, że zaraz po wejściu do domu pójdzie pod prysznic.
Idąc chodnikiem, sięgnął po komórkę. Miał trzy nieodebrane połączenia od Daisy. Usunął je z rejestru bez zamiaru oddzwonienia. Nie miał na to humoru. Przez chwilę zastanowił się nad wybraniem numeru Missi, ale przypomniało mu się, że przecież odebrano jej telefon.
Dotarł pod drzwi mieszkania i zastygł w bezruchu. Drzwi były uchylone, a zamek wyłamany. Ostrożnie wszedł do środka, sięgając do torby po broń. Zrzucił bagaż z ramienia tuż za drzwiami i powoli obszedł wszystkie pomieszczenia. Całe mieszkanie było totalnie zdemolowane. Meble roztrzaskane na kilka części, ściany pokruszone pobrudzone, większość drzwi wyłamana z zawiasów, a wszystkie możliwe rzeczy zostały zrzucone na podłogę. Zayn ostrożnie przeszedł do swojej sypialni i sprawdził ukryty sejf. Trzymał tam najważniejsze rzeczy i dokumenty. Na szczęście sejf pozostał nienaruszony.
Wrócił na korytarz i zamknął drzwi chociaż na zasuwkę. Rozebrał się w łazience i wziął szybki prysznic. Dopiero, kiedy wycierał się ręcznikiem zobaczył wiadomość na lustrze, która była namazana pastą do zębów:
"Znajdziemy ją"
Tyle.
Nic więcej.
Komisarz ubrał się w świeże ubrania, opróżnił sportową torbę i spakował do niej kosmetyki, ubrania, bieliznę i całą zawartość sejfu. Kilka razy zastanowił się, czy ma wszystkie niezbędne rzeczy i dopiero wtedy wyszedł z mieszkania. Zamknął je prowizorycznie z myślą, że zadzwoni jutro po ślusarza. Wyciągnął komórkę i wybrał numer.
- Styles?
- Malik? Czemu dzwonisz o tej porze? - zdziwił się Harry.
Właśnie zdążył zjeść kolację i umyć zęby.
Na zegarze wybiła dwudziesta.
- Mam problem.
- Mów - Styles przybrał poważny ton.
- Mogę u ciebie zanocować? - komisarz zapytał bez ceregieli.
- Co takiego?
- Mogę czy nie?
- Tak, jasne.
- Zaraz tam będę.
Wsiadł do samochodu, trzaskając drzwiami i odpalił samochód. Wcisnął pedał gazu do samej podłogi i ruszył przed siebie.
***
Mayson obudziła się przed południem.
Jej życie póki co, nie wyglądało najlepiej. Nudziła się jak mops, nie mogąc nigdzie wyjść. Oprócz wczorajszej wizyty Malika, nie miała żadnych atrakcji. Siedziała, jadła, czytała, oglądała, spała.
I tak w kółko.
- Missi?! - zawołał ktoś zza drzwi.
Dziewczyna podbiegła do nich i sprawnie przekręciła klucz w zamku.
- Pan Steel? - Uniosła wysoko brwi. - Co pan tu robi?
- Przyszedłem sprawdzić jak się czujesz. - Uśmiechnął się sympatycznie.
Szatynka wpuściła go do środka.
- Dobrze, dziękuję.
Oboje zajęli miejsca przy stole.
- Kawy? Herbaty? - zapytała, pocierając dłonie. - Może sok, albo woda?
- Poproszę wodę - odpowiedział.
Tak szybko jak pojawiła się przed nim szklanka, tak szybko zadał pytanie.
- Widziałaś się wczoraj z komisarzem Malikiem?
Zaskoczona otworzyła usta, po czym je zamknęła. Nie była pewna, czy mogła go wydać.
- Nie - zaryzykowała. - Przecież nikt nie może do mnie przychodzić.
Modliła się w duchu, żeby mężczyzna siedzący przed nią nie znał prawdy.
- To dobrze.
Czyli jednak nie wiedział.
- Dlaczego? - Zmarszczyła czoło.
- Bo różnie z nim bywa - westchnął ciężko.
- Nie rozumiem. - Przypatrzyła mu się uważniej.
- Za dużo do opowiadania. - Machnął ręką lekceważąco. - Cieszę się, że u ciebie wszystko w porządku. Cały czas staramy się wyłapać bossów całej organizacji, ale to naprawdę wyjątkowo trudne.
Dziewczyna skinęła głową z lekkim, ale fałszywym uśmiechem.
Z czego miała się cieszyć? Siedzenie tutaj doprowadzało ją do szaleństwa. Miała ochotę uciec gdzieś, gdzie nikt jej nie znajdzie.
Powstrzymywało ją tylko jedno, a właściwie jedna osoba...
***
Zayn starał się dojść do tego, kto stoi za wizytami w jego mieszkaniu. Policja nie znalazła szczególnych poszlak, więc nawet nie mieli pojęcia kogo podejrzewać. Oczywiście z góry padło na koleżków Tomlinsona. Od początku ich obserwowano, ale byli naprawdę sprytni.
Po nocowaniu na kanapie u Harry'ego bolały go plecy i szyja, co wcale mu nie pomagało w myśleniu. Po pracy miał jechać do najbliższego hotelu. Było go stać, a nie chciał ryzykować utratą zdrowia czy nawet życia w przypadku napadu. Po głębszym przemyśleniu sprawy, zdecydował się na ostateczność.
- Horan - rzucił z pogardą, zatrzaskując za sobą drzwi gabinetu należącego do podstępnego blondyna.
- Co masz dla mnie? - zapytał tamten z szelmowskim uśmieszkiem.
- Nie licz, że osiągnęliśmy jakiekolwiek porozumienie - ostrzegł Malik, na co Horan skinął głową. - Muszę cię o coś poprosić.
Niall uniósł brwi zaskoczony i splótł dłonie, opierając łokcie na bokach fotela.
- Naprawdę? Miło mi, że w końcu się zdecydowałeś - zironizował.
- Nie drażnij się ze mną.
- Spróbuję się powstrzymać.
Mulat rozsiadł się na krześle przed biurkiem swojego wroga i oparł wygodnie.
- Chcę, żebyś porozmawiał z Tomlinsonem i spróbował wyciągnąć od niego naprawdę ważne informacje.
- Tobie nie wyszło?
Komisarz nie odpowiedział.
Patrzył na Horana twardym wzrokiem. Wiedział, ze nie musiał mu się tłumaczyć aby tamten dał sobie spokój.
- Dobrze - zgodził się w końcu.
- Zrób to jak najszybciej. - Zayn wstał z krzesła i podszedł do drzwi.
- Jasne, szefie - prychnął Niall.
Mulat dłużej nie czekał i wyszedł. Miał pewność, że Horan wykona swoją robotę. Wbrew pozorom znali się bardzo dobrze i w pewnym sensie mogli na sobie polegać.
Malik wrócił do swojego gabinetu i jeszcze raz przejrzał teczkę z aktami, by ponownie nic nie znaleźć.
***
Dźwięk komórki wyrwał Malika ze stanu otępienia. Było grubo po godzinach pracy, a on nie był w stanie opuścić biura. Nie zazna spokoju, póki nie uda mu się pomóc Mayson.
- Czego? - warknął, odbierając.
Przetarł twarz dłonią i ziewnął.
- Zbieraj się - rozkazał Horan tonem nie znoszącym sprzeciwu.
- O co ci znowu chodzi?
- Znaleźli ją. Porywacze zaplanowali akcję, która odbędzie się właśnie dzisiaj. Być może już tam są, rozumiesz? Zdobyłem adres i zwołałem chłopaków. Już tam jedziemy.
- O kurwa - wydusił się rozłączył.
Nim się obejrzał, mknął w stronę odległej kryjówki dziewczyny, na której bardzo mu zależało.
***
Głęboki sen Mayson przerwał donośny hałas z dołu. Lekko zaspana i słabo kojarząca, podeszła do drzwi i nasłuchiwała. Była ciekawa, kto złożył im wizytę o pierwszej w nocy. Nagle usłyszała huk wystrzału. Momentalnie się spięła i od razu wybudziła z resztek snu. Otrząsnęła się z szoku i pobiegła się ubrać. Krzyki na dole coraz bardziej ją niepokoiły i już wiedziała, że działo się coś złego. Spakowała do swojego nowego plecaka najważniejsze rzeczy i ruszyła do wyjścia awaryjnego, szybko wiążąc włosy w kucyk. Przechodząc obok drzwi wejściowych, usłyszała znajomy głos.
- Hej kochanie!
To był znienawidzony głos Liama.
- Wiem, że tam jesteś! Otwórz drzwi po dobroci, skarbie! Nic ci nie zrobię!
Gęsia skórka oblała jej ciało na przypomnienie jej ostatniego starcia z nim.
- Jeśli otworzysz sama, twoje obrażenia będą mniejsze! Jeśli tego nie zrobisz, będę bezlitosny! Wychujałaś nas i spierdoliłaś do swojego policjancika! Tak się nie robi, Missi! Nie zostawia się ręki, która cię karmiła, a tym bardziej nie wydaje się jej psom! Zemsta Louisa będzie słodka, a ty przekonasz się o tym na własnej skórze! Taka karma, kochanie! - darł się nieprzerwanie.
Mayson zacisnęła usta i szybkim krokiem pokonała ostatnią odległość dzielącą ją od wolności. Upewniła się, że nie zostawiła za sobą żadnego śladu i powoli skierowała się ciemnym i ciasnym korytarzykiem. Musiała iść na czworaka, bo inaczej by się nie zmieściła. Dla bezpieczeństwa policja uzbroiła ją w pistolet, który teraz spoczywał za paskiem jej spodni. Po dwóch minutach, które wydawały się być wiecznością, stanęła na trawie i zamknęła za sobą tajemne przejście. Rozejrzała się dookoła, sprawdzając skalę bezpieczeństwa. Nie miała ochoty natknąć się na kogoś z grupy Liama. Była pewna w stu procentach, ze było ich więcej jak pięciu.
- Ta mała kurwa nie otwiera! - usłyszała złowrogi krzyk na froncie domu. - Pomóżcie mi, do cholery!
Zacisnęła powieki i odliczyła do pięciu, po czym puściła się biegiem przez trawnik w stronę zarośli. Udało jej się jeszcze usłyszeć dźwięk wyważanych drzwi. Nikt jej nie powiedział, w którą stronę powinna była uciekać. Nie znała okolicy. Jej szanse na ucieczkę stały się minimalne, ale nie traciła nadziei. Niestety nim dobiegła do płotu usłyszała, że ktoś woła jej nazwisko i przeklina. Spojrzała przez ramię i zobaczyła biegnących za nią dwóch goryli i Liama. Nie wyglądali na zadowolonych. Missi jeszcze mocniej zacisnęła zęby i zręcznie przeskoczyła przez płot. Już myślała, że udało jej się schować, ale wpadła z impetem na ciało kolejnego goryla. Pisnęła zaskoczona, a on złapał ją za ramiona i mocno ścisnął. Syknęła z bólu i zaczęła się wyrywać. Nie pomogło. Facet stał niewzruszony, czekając na szefa w postaci Payne'a.
- Złapałem ją, szefie - rzucił ucieszony do nadchodzącej osoby.
- Brawo - szatyn poklepał go po wyrośniętym ramieniu i skierował uwagę na wystraszoną dziewczynę, która jednak nie pokazała, że się boi. - Co u ciebie, mała?
- Pierdol się - syknęła, rażąc go spojrzeniem.
- Odważnie jak na osobę, która właśnie przegrała życie - zarechotał.
Plunęła w jego stronę, a on nagle spoważniał. Ślina wylądowała prosto na jego brodzie. Starł ją powolnym ruchem i zaśmiał się szyderczo, wycierając rękę o spodnie. Przysunął się do niej na maksymalną odległość i popatrzył jej głęboko w oczy.
- To był błąd z twojej strony, skarbie. Długo planowaliśmy tą akcję i jakaś głupia dziwka nam jej nie zepsuje. Dostarczę cię tam, gdzie twoje miejsce, a Loius sowicie mnie wynagrodzi. Dokładnie tak, jak obiecał.
- Jest w więzieniu - przypomniała.
- Wiem, złotko - powiedział przesłodzonym głosem. - Ma kontakty. Nie martw się. Na pewno będzie z ciebie zadowolony, tylko musisz być posłuszna i uległa. Na pewno zadomowisz się w nowym miejscu.
- W twoich snach - zironizowała. - Pierdolcie się! Ty i twoi wyrośnięci koledzy!
- Nie wiem, co ci zrobili, ale wydaje się, że nabrałaś odwagi. - Uniósł jedną brew, przyglądając się dziewczynie z ciekawością.
Przez chwilę lustrował ją wzrokiem, starając się sprawić, żeby pierwsza odwróciła wzrok. Nie udało mu się. Dziewczyna nie wiedziała skąd wzięło się u niej aż tyle odwagi. Błagała w myślach, żeby coś sprawiło, że jednak uda jej się wyrwać z ich łap. Nawet nie próbowała kopnąć goryla w krocze, bo wiedziała, że i tak by nie zareagował. Miała wrażenie, że nie posiadał żadnych czułych punktów. Czuła ciepło broni przy biodrze, ale jej ręce były uwięzione.
- Idziemy - rozkazał Liam.
Opierała się, ale zaciągnęli ją przed dom. Teraz żałowała, że nie było tu więcej domów. Ktoś mógłby to wtedy zauważyc i zadzwonić po policję. Siedziała w samochodzie, kiedy ktoś krzyknął spanikowane "jadą tu". Ożywiła się i złapała za klamkę, ale drzwi były zablokowane. Kierowca nie ruszył się z miejsca, a Liam wpadł na fotel pasażera i w pośpiechu zapiął pasy.
- Ruszaj, kurwa - nakazał gorączkowo. - Dowiedzieli się.
Serce szatynki podskoczyło z radości.
- Obawiam się, że już tu są - wydukał ten drugi.
Nagle podwórko rozświetliło się światłem nadjeżdżających pojazdów. Zamaskowani ludzie zaczęli wysypywać się z nich jak mrówki. Kierowca zręcznie odpalił auto i wrzucił bieg. Nie zdążył ruszyć z miejsca, kiedy przed maską ustawił się jeden z samochodów policyjny.
Byli w pułapce.
- Wypuść mnie! - wrzasnęła na cały głos. - Jesteście skończeni! Złapali was! To bez sensu!
Szamotała się we wściekłości, chcąc dać mu do zrozumienia, że nie pozwoli sobą pomiatać. Waliła w szybę pięścią. Próbowała zwrócić na siebie uwagę policjantów. Wtedy do samochodu podbiegło kilku zamaskowanych mundurowych, którzy spróbowali otworzyć drzwi w cywilizowany sposób, ale to nie poskutkowało. Przymierzyli się do wybicia szyby, ale nagle kierowca Liama ruszył do tyłu z piskiem opon. Udało mu się wyjechać na ulicę i zręcznie wykręcić we właściwym kierunku. Missi nie przestawała krzyczeć. Obejrzała się. Jeden policjant wskoczył do pustego samochodu i ruszył za nimi w pościg.
- Odbije się to na tobie, wiesz o tym? - Liam spojrzał na nią przez ramię. - Będziesz żałowała, że w ogóle zdecydowałaś się z nimi współpracować. Myślałaś, że cię ochronią, czy co?
Załkała i ukryła twarz w dłoniach.
- Dobrze wiesz, że Louis zawsze dopina swego - zaśmiał się z pogardą i klasnął w dłonie. - I uwielbia się mścić.
Był widocznie zadowolony ze swoich działa. Mayson przeszło przez głowę, czy naprawdę nikt nigdy nie zaprowadził go do psychiatry?
***
Zayn pędził samochodem, goniąc uciekinierów. Serce prawie wyskoczyło mu z piersi, kiedy samochód z Liamem i Mayson wyjechał na drogę. Przez moment zwątpił w szanse ich złapania. Z każdym przebytym kilometrem jego nadzieja od nowa wzrastała. Nie mógł odpuścić. Wiedział, że jadąc sam, porywa się z motyką na słońce, ale nie potrafił czekać aż reszta kolegów właściwie zareaguje.
- Odzyskam cię, Missi - mruknął pod nosem. - Nikt mi cię nie odbierze.
Wjechał za nimi w ciemny zaułek i kompletnie stracił ich z oczu. Przejechał kawałek, a wtedy coś uderzyło w bok auta.
Powtórka z rozrywki?
Jednak uderzenie nie było mocne. Zanim się zorientował kilka rak wyciągnęło go ze środka i rzuciło na ziemię.
- Trzeba było siedzieć w swoim cieplutkim gabinecie, komisarzyku - rzucił z sarkazmem ktoś o niskim i ochrypłym głosie. - Nie lubimy węszących piesków.
Zayn został kopnięty w brzuch kilka razy, aż nie mógł złapać oddechu.
Potem stracił przytomność.
wow
OdpowiedzUsuń...
Sie porobiło
Ekhem wow