22 lipca 2015

12.

Komisarz zawahał się zanim cokolwiek odpowiedział. Nie chciał powiedzieć tego, co przyszło mu na myśl. To nie były odpowiednie słowa.
Nie teraz.
- Kazano mi sprawdzić jak się czuje jeden z głównych świadków - powiedział chłodno.
- Przecież już go złapaliście - jęknęła. - Nie musicie mnie pilnować.
- Niestety, ale czeka cie jeszcze rozprawa, na której będziesz musiała zeznawać przeciwko niemu.
- Nie chcę.
Mulat obdarzył ją twardym spojrzeniem. Dziewczyna odwróciła głowę, nie chcąc patrzeć na jego twarz. Wiedziała, że miał racje. Bez jej zeznań, Tomlinson mógł się wymknąć, a wtedy z pewnością by ją zabił.
Drzwi sali się otworzyły, a w progu pojawił się lekarz.
- Dzień dobry. - Podszedł do łóżka, patrząc w kartę pacjenta. - Jak się pani czuje, panno Mayson?
- Całkiem dobrze - odpowiedziała niepewnie.
Właściwie nie wiedziała jak się czuła. Była wyprana z emocji, a jej głowę zaprzątała jedna myśl...
Louis był jej przyrodnim bratem. Robił z nią to wszystko, wiedząc o tym od początku.
- Niestety, ale musi nas pan zostawić samych, panie komisarzu. Będę badał pacjentkę.
Malik skinął głową, godząc się i wyszedł. Przez cały czas zastanawiał się, co zrobić. Nie mógl zostawić sprawy Missi w taki stanie jak teraz. Potrzebował, żeby czuła się bezpieczna. Nie wiedział skąd mu się to wzięło, więc zwalił to uczucie na swój zawód.
Taki już był.

***

- Panie doktorze! - Zawołał za człowiekiem w kitlu, który właśnie wyszedł z sali Mayson.
Zatrzymał się i czujnym okiem popatrzył na Malika. Rozpoznał go i wyluzował postawę.
- Słucham, panie komisarzu?
- Co z nią?
- Ma liczne obrażenia zewnętrze w skutek dwukrotnego pobicia. Nie obyło się również bez lekkiego wstrząśnienia mózgu, które tak naprawdę nie jest dużym zagrożeniem. Do tego jej organizm jest osłabiony.
- Kiedy będzie mogła wyjść ze szpitala?
Bez niej rozprawa Tomlinsona nie miała sensu.
- Myślę, że po tygodniu minimum. - Odpowiedział lekarz po dłuższym zastanowieniu.
- Dobrze. Dziękuję.
Zayn uścisnął dłoń mężczyzny i odwrócił się w stronę drzwi do sali.
Nie powinno go tu być. To nie była jego działka. Mógł przysłać Stylesa, ale wolał sprawdzić to sam. Chciał zobaczyć jak Myson się czuje. Powinien teraz siedzieć w swoim biurze i wypełniać papiery, ale nie miał do tego głowy. Chciał jak najszybciej uporać się z ta sprawa, która dręczyła go tak długo. Zrezygnował z ponownego odwiedzenia Missi, po czym wyszedł ze szpitala.
Szatynka gapiła się w sufit. Starała się poukładać wszystko w swojej głowie, ale nie była w stanie pojąć tego, co się wydarzyło. Teraz patrzyła na "związek" z Tomlinsonem inaczej.
Czy to było kazirodztwo?
Jasne, że było, a on to zataił. Nie była świadoma, że popełnia przestępstwo sypiając z własnym, przyrodnim bratem. Zachciało jej się wymiotować. Musiała stąd zniknąć. Nie chciała przebywać w miejscu, które będzie kojarzyło się jej z koszmarem jaki dane jej było przeżyć.
Tylko, co teraz z nią będzie?

***

Komisarz starał się skupić na pracy, ale przychodziło mu to z wielkim trudem. Środa ciągnęła się jak nocny koszmar. Do tego Bella zachorowała a Styles złamał sobie nogę i dostał zwolnienie na miesiąc.
Mulat pociągnął nerwowo za włosy, po czym oparł łokcie na blacie, a twarz ukrył w dłoniach. Zacisnął mocno powieki i jęknął boleśnie. W głowie przewijał mu się widok pobitej szatynki i jej psychopatycznego "chłopaka", który okazał się być jej przyrodnim bratem. Zayn wziął sobie za cel dotrzeć do źródła tej sytuacji. Niestety nic nie wiedział o rodzinie Missi. Nie potrafił skontaktować się z jej matką, nawet nie wiedział czy ona jeszcze żyje. Opierał się na domysłach, a to było nic w tej pracy. Tutaj potrzebne były niezbite dowody.
Mężczyzna potrząsnął głową, wstał gwałtownie z fotela i zdecydowanym krokiem opuścił swoje biuro. Obdarzył obojętnym spojrzeniem młodą sekretarkę, która przybyła w zastępstwie i udał się do Richarda.
- Malik? - Przełożony obdarzył go zaskoczonym spojrzeniem, unosząc głowę znad dokumentów.  - Co cię do mnie sprowadza?
- Missi Mayson. Co wiesz o jej rodzinie? - Powiedział rzeczowo.
- Jeszcze się tym przejmujesz? Przecież wszystko skończone. Tomlinson nie wymknie się nam po takim czymś. Sam jestes dowodem na jego bezwzględność. Przecież rok temu ledwo uszedłeś z życiem.
- Nie o tym teraz chcę rozmawiać. Po prostu odpowiedz na moje pytanie. Będę bardzo wdzięczny, jeśli to zrobisz.
- Bezwzględny jak zawsze - westchnął Steel.
Komisarz Malik mentalnie przewrócił oczami.
- Niestety, ale ci nie pomogę - szef wzruszył ramionami. - Nie prowadziłem sprawy żadnej osoby o nazwisku Mayson.
- Zdaje się, że miała ojczyma.
- Nie wiem, Malik. Nie u mnie szukaj takich informacji. Może powinieneś pogrzebać w starych aktach ze spraw... - zaproponował.
- Nie mam na to czasu - rzucił chłodno Zayn.
- W taki razie, nie mam pojęcia co powinieneś zrobić. Jestem teraz zajęty sprawą gangu Tomlinsona, który niestety jest większy, niż można się było spodziewać. To istna korporacja. Wiedziałeś, że jest połączony z domami publicznymi w innych krajach?
- Spodziewałem się tego.
Tym stwierdzeniem zbił z tropu swojego przełożonego.
- Och, dobrze.
Malik odwrócił się na pięcie, nic nie mówiąc i wyszedł.
Zawsze tak robił. Nie bawił się w uprzejmości, kiedy nie były konieczne. Ich praca wymagała zdecydowania i pewności siebie, czego nauczył go ojciec. Przejął pałeczkę po swoim tacie. Tamten zawsze mu imponował, co doprowadziło go aż tutaj.
- Malik - usłyszał za plecami znajomy głos - zaczekaj.
Nie zatrzymał się.
Powoli kierował się do siebie, chcąc jak najszybciej dokończyć robotę i wyjść. Musiał wyładować się na siłowni, którą lubił coraz bardziej. Nigdy wcześniej się tym nie interesował, ale teraz coraz częściej potrzebował wyrzucać z siebie nadmiar emocji.
- Nie bądź taką chodząco bryłą lodu. Chcę porozmawiać.
- Idź sobie, Horan. - Rzucił przez ramię.
Blondyn zaśmiał się ironicznie i wszedł za mulatem do jego biura. Komisarz usiadł za biurkiem, a Niall zajął miejsce przed nim.
- Czego chcesz? Nie mam czasu na głupoty.
Horan rozpiął granatową marynarkę i rozparł się wygodnie. Na jego usta wpłynął leniwy usmieszek.
- Czyli nie chcesz nic wiedzieć o jednym z Maysonów?
- Podsłuchiwałeś. Mogłem się tego spodziewać - Zayn westchnął przesadnie. - Kontynuuj.
- Widzę, że cię zainteresowałem.
- Jeśli masz zamiar się ze mną droczyć, to informuję cię, że nie mam na to najmniejszej ochoty i czasu. Przejdź do rzeczy, a jeśli nie, to możesz wyjść.
- Spokojnie - uniósł ręce w geście poddania. - Wprowadźmy chwilowy rozejm. Tylko słuchaj uważnie, bo nie mam zamiaru się powtarzać.
- Zamieniam się w słuch.

***

Louis Tomlinson przebywał w areszcie, ale był świadomy, że po procesie przeciwko niemu pójdzie za kratki. Bolała go myśl, że tak szybko zakończy się jego bezkarność. Tak długo wymykał się policji, że uznał to za dobry znak i przestał uważać.
Popełnił błąd.
Zaufał komuś, kto wbił mu nóż w plecy. Jego mentalność mówiła mu, że musi się zemścić. Bez względu na to, kim ona dla niego była. Nie myślał o niej jak o rodzinie kiedy pieprzył ją co wieczór przez ostatni rok. Bardziej traktował ją jak... Jak luksusowa dziwkę, którą miał wytresować i wystawić na sprzedaż. Niestety jego plany gwałtownie się popsuły. Wszyscy kupcy odwrócili się od niego, nie chcąc wpaść w to bagno, co on.
- Dorwę cię, złotko. - Wymamrotał pod nosem, robiąc kolejną pompkę. - Jeszcze pożałujesz, że mnie poznałaś. Będziesz żałowała, że się urodziłaś.
Póki co, był w celi całkiem sam. Był świadomy, że na zewnątrz miał licznych "przyjaciół", którzy lubili brudna robotę.
Teraz pozostało mu zaplanować, jak to wszystko zrealizować.

***

Dni się ciągnęły, wpadały jeden w drugi. W pewnym momencie Mayson straciła rachubę czasu. Wydawało jej się, że leżała w szpitalu już miesiąc, albo dłużej. Jak się potem okazało, leżała dokładnie tydzień.
Dzisiaj był poniedziałek i oczekiwała, że zostanie wypisana. Miała dość ludzi w białych kitlach, strzykawek, kroplówek i mdłego jedzenia.
- Dzień dobry, panno Mayson. - Przywitał się radośnie lekarz prowadzący. - Co dzisiaj słychać? Jak się panienka czuje?
- W porządku.
- Cieszy mnie ta informacja.
- Wypisze mnie pan? - Zapytała z nadzieją.
- Myślę, że tak. Jeszcze pobierzemy krew, której wyniki zobaczę od razu.
- Dobrze.
- Musisz obiecać, że będziesz na siebie uważała i za dwa tygodnie pokażesz się na kontroli.
- Obiecuję, panie doktorze. - Uśmiechnęła się lekko.
Humor wrócił jej kilka dni temu. Chęć do życia odżywała, ale nie była tak mocna jak kiedyś. Wciąż czuła się potwornie oszukana i zraniona. Chciała zakopać się w pościeli i schować przed całym światem.
- Będziesz miała z kim wrócić do domu?
"Nawet nie mam domu" - pomyślała z nutką ironii.
- Jasne - odpowiedziała mało zdecydowana.
Mężczyzna spojrzał na nią spod rzęs, zaprzestając uzupełniania karty pacjenta.
- Na pewno?
- Tak, panie doktorze. - Posłała mu szeroki uśmiech, żeby odpowiedz była bardziej wiarygodna.
- W taki razie pójdę po dokumenty i za chwilę wracam.
Lekarz opuścił salę, zamykając za sobą drzwi. Kiedy tylko znalazł się w swoim gabinecie, sięgnął po telefon i wybrał odpowiedni numer.
- Słucham? - Odezwał się głos o drugiej stronie linii.
- Dzień dobry, panie komisarzu.
- Witam.
- Dzwonię w sprawie niejakiej Missi Mayson.
- Coś się stało? - Zapytał nerwowo Zayn.
- Nie, skądże. Ma się bardzo dobrze. Dzwonię w innej sprawie...
- Zamieniam się w słuch.
- Otóż obawiam się, że okłamała mnie w związku z tym, że ma ją kto odebrać ze szpitala do domu.
- Jaki w tym mój udział?
- Byłbym bardziej spokojny, gdyby to pan był tą osobą.
- Aktualnie jestem w pracy - bąknął zniecierpliwiony Malik.
- Rozumiem, ale...
Doktor nie dokończył, a komisarz się nie odezwał.
- W porządku - powiedział po chwili milczenia. - Będę za godzinę.

***

Mayson skończyła pakować swoją skromną torbę podręczną, ciesząc się, że miała w niej wszystko, co było jej potrzebne. Oczywiście oprócz pieniędzy, ale o to się nie martwiła. Zawsze umiała znaleźć sposób, żeby je zdobyć.
Nagle drzwi się otworzyły. Kątem oka, zobaczyła postawną męską sylwetkę. Wyprostowała się i zmrużyła oczy zdezorientowana.
- Pan komisarz? - Zdziwiła się. - Co pan tu robi?
- Dzień dobry. - Przywitał się, ignorując jej pytanie.
- Właśnie zamierzałam wrócić do domu - wymamrotała dziewczyna.
Nie rozumiała dlaczego czuła się przy nim niezręcznie. Było tak za każdym razem, kiedy odwiedzał ją w ciągu ostatniego tygodnia. Codziennie, w porze obiadowej, przynosił jej jedzenie z pobliskiej knajpy i kawę. Nie rozmawiali dużo. Przez większość czasu siedzieli w ciszy. Czasami zdarzyło się jej zapatrzyć w jego idealnie wyrzeźbioną twarz i pomarzyć o idealnym związku.
- Wiem.
Posłała mu zdezorientowane spojrzenie, ale wciąż pozostawał obojętny.
- Przyjechałem cię odebrać - wyjaśnił po chwili.
- Ale ja...
- Wiem, ze chciałaś tułać się transportem miejskim. - Przerwał jej chłodnym tonem. - Poza tym wiem też, że nie masz gdzie wrócić.
Nie odpowiedziała.
Wiedział o niej więcej, niż mogła się tego spodziewać. Czasami ją to przerażało, ale starała się zbyt tego nie analizować.
- Poradzę sobie - zapewniła. - Naprawdę.
Bez słowa zabrał od niej torbę i wyszedł na korytarz. Dziewczyna rozejrzała się po sali, sprawdzając czy nic nie zostawiła.
- Panie komisarzu ja... - zaczęła.
- Po prostu chodź - westchnął.
Po odmeldowaniu się w recepcji przeszli na parking. Wsiedli do auta mulata, który zgrabnie włączył się do ruchu.
- Gdzie pan zamierza mnie wywieźć? Jakiś przytułek? - Zaciekawiła się.
Przytułek nie był najgorszym pomysłem. Missi miała plan znalezienia pracy i rozpoczęcia nowego życia.
- Pojedziesz do mnie.
Nie mogła ukryć zaskoczenia, wywołanego jego słowami.
- Co? Jak to? - Wytrzeszczyła oczy.
- Zwyczajnie, Mayson.
Na dźwięk jej nazwiska w jego ustach poczuła się dziwnie. Wypowiedział je inaczej niż dotychczas.
- Dobrze - przytaknęła cicho.
Odchyliła głowę na zagłówek i przymknęła powieki. Mimo pobytu w szpitalu, czuła się zmęczona. Odzwyczaiła się od wysiłku, a teraz męczyło ją wszystko.
Żałowała, że nie odebrał jej Styles. Z nim przynajmniej miałaby o czym rozmawiać...
- Styles złamał nogę. Jest na miesięcznym zwolnieniu. - Powiedział Zayn, jakby czytając jej w myślach.
- Och - wydusiła zaskoczona. - Biedny.
Mulat wzruszył ramionami i gwałtownie skręcił w prawo. Szatynka wpadła na szybę, ale nie miała mu tego za złę. To ona się zagapiła. Zapatrzyła się na kierowcę, który własnie zatrzymał się na parkingu przed ładnym, wysokim budynkiem.
Na myśl, ze spędzi z nim cały dzień sam na sam zamarło jej serce.

2 komentarze:

  1. Ach ta powściągliwość z jego strony... Ciekawe kiedy zacznie zanikać :D
    Kocham ♡
    Lou jesteś dupkiem.
    Liam mam nadzieje że jesteś "przyjacielem" dupka.
    Styles ty niedojdo hahaha
    Mayson ... Heh powodzenia.
    Fajny rozdział ♡
    Do następnego :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej, cześć, konnichiwa!
    Szybkość to termin nie jednoznaczny czy może powód przez które życie obraca się o 360 stopni? Jest niczym narkotyk, który po dostaniu się do Twojego organizmu nie opuści go już nigdy więcej. Czy Wiktorii uda się wyleczyć Zayn'a z uzależnienia? A może oboje wpadną w nałóg i będą ze sobą rywalizować? Wszystko możliwe. Nigdy nie wiadomo co przyniesie nam los. Może wygraną na loterii, może powolną i bolesną śmierć. Kto wie? Dowiesz się, gdy przeczytasz. A jak nie.. Jak nie to będziesz całe swoje życie zastanawiać się co stało się z Zayn'em pieprzonym Malikiem i jego urodziwą polską koleżanką.
    Fanfiction on Blogger : www.speed-zayn.blogspot.com
    Fanfiction on Wattpad : https://www.wattpad.com/141271346-speed-zayn-malik-fanfiction-prolog

    OdpowiedzUsuń