Komisarz patrzył na swojego partnera zdziwionym wzrokiem. Nie mógł przyswoić tego, co właśnie powiedział.
- Chcesz ją zabrać do siebie? - zapytał, upewniając się.
- Tak. Czemu nie?
- Przecież nie zaprzeczyłem.
- Twoja mina mówi sama za siebie. - prychnął Styles.
Malik zmarszczył czoło.
- O co ci chodzi?
- Nie chcesz, żeby był z nią sam na sam w jednym mieszkaniu.
- Co? - mulat się oburzył. - Chyba żartujesz.
- W taki razie, jak tylko się obudzi, zabieram ją do siebie.
- Najpierw skończ pracę.
- Dobrze, ale potem ją zabieram.
- Czemu ci tak zależy? - zapytał zaskoczony Zayn.
- Sam nie wiem. - westchnął tamten. - Mam gorszy dzień i potrzebuję odskoczni czy coś.
- Zdarza się.
Komisarzowi nie spodobał się sposób w jaki odnosił się do niego nowy partner. Oczekiwał szacunku do swojej osoby.
- Wybacz, ale wrócę do siebie. - bąknął nowy.
Zmieszany opuścił biuro swojego partnera. Nie wiedział, co w niego wstąpiło. Czemu zaczął nalegać na zabranie dziewczyny? Przecież nawet jej nie znał. Poza tym, to tylko świadek w sprawie. Jeden z wielu. Zdejmie Malikowi problem z głowy na jedną noc, a później okaże się, co będzie dalej z tą niewinną dziewczyną.
***
Szatynka nudziła się niesamowicie. Po przesłuchaniu nie robiła już nic. Pomijając fakt, że praktycznie zemdlała na kanapie komisarza, a później słodko spała. Obserwowała jak komisarz uzupełnia papiery i wystukuje coś na klawiaturze laptopa. Czasami przyszedł ten drugi policjant, albo jego sekretarka, poza tym - nuda. Chciała jak najszybciej się stąd wydostać. Chciała wrócić do Louisa chociaż wiedziała, że będzie miała kłopoty i to bardzo poważne. Jednak on nie musiała wiedzieć, że powiedziała cokolwiek. Miała nadzieję, że przy pierwszym spotkaniu Malika z Tomlinsonen nie dojdzie do wymiany zdań, gdzie Louis dowie się o jej tchórzostwie i głupiej chęci zemsty na nim za złe traktowanie jej osoby.
- Na dzisiaj koniec. - powiedział do siebie Zayn. - Mam dość.
Dziewczyna spojrzała na zegarek ścienny, wybiła równa dwudziesta.
Kiedy wyszli z biura Malika na zewnątrz, było cicho i pusto. Nawet ta "urocza" sekretarka gdzieś zniknęła. Niespodziewanie obok nich zmaterializował się Styles.
- Koniec? - zapytał, zwracając się do swojego partnera.
- Tak. Możesz ją wziąć.
- Jak to? - pisnęła zdezorientowana Missi. - Gdzie on chce mnie zabrać?
- Nie wypuszczam cię jeszcze do domu, więc musisz gdzieś przenocować. - wyjaśnił mulat.
- Czemu nie u ciebie?
- Ona ma być u mnie jutro na ósmą w biurze, zrozumiano? - nakazał Stylesowi, ignorując jej pytanie.
- Rozumiem. Specjalnie wyjadę wcześniej. - zaśmiał się tamten.
- W takim razie do jutra.
Komisarz odszedł spokojnym krokiem do wyjścia, a ona została sam na sam z jego partnerem. Niewytłumaczalnie lepiej czuła się z Malikiem. Tego mężczyzny wcale nie znała. Z mulatem spędziła więcej czasu. W większości milczeli, ale to zawsze było coś. Poza tym już raz u niego nocowała, więc czemu nie mogła zrobić tego jeszcze raz?
- Prawdopodobnie jutro wrócisz do siebie. - odezwał się nagle Styles.
Szatynka skinęła głową i czekała aż Harry zbierze wszystkie swoje rzeczy i razem wyszli. Skromnym samochodem chłopaka udali się w drogę do jego mieszkania. Missi z ciekawością przyglądała się wnętrzu auta. Nie było tak luksusowe i ładne jak samochód komisarza, ale też nie było najgorsze.
- Zarabia dwa razy więcej niż ja. Jeszcze dorobię się takiego cacka jak Malik, tylko muszę poczekać.
Harry nie wiedział czemu się odezwał. Widział jak dziewczyna taksuje jego samochód obojętnym spojrzeniem, więc pospieszył z wyjaśnieniami, które tak naprawdę były zbędne.
Missi nie odezwała się przez całą drogę. Dwójka ludzi trwała w niekomfortowej ciszy.
- Czemu pan Malik nie chciał mnie przenocować? - zapytała cicho.
- Nie miał takiego obowiązku. Jesteś tylko świadkiem w sprawie.
- Wiem, ale... - zacięła się.
- Tak?
- Nieważne.
Rozmowa skończyła się tak szybko, jak się zaczęła. Styles zaparkował samochód i wysiedli. W przeciwieństwie do Malika nie trzymał jej za łokieć. Jak głupi wierzył, że może jej chociaż odrobinę zaufać.
- Nie uciekniesz? - zapytał z uśmiechem.
- Nie. Czemu? - zmarszczyła czoło, patrząc na chłopaka.
- Widziałem jak Malik pilnował cię, żebyś mu nie uciekła, ale ja stwierdziłem, że to niepotrzebne, bo tak naprawdę nie powinnaś czuć się w jakiś sposób zagrożona. Ta sprawa nie dotyczy ciebie, tylko twojego umm... Znajomego.
- Tak. - przytaknęła smętnie. - Komisarz Malik zawsze trzyma mnie za łokieć.
- Nie znam go na tyle, żeby go oceniać, czy o nim rozmawiać, ale zdaję mi się, że po prostu lubi mieć wszystko pod kontrolą. Jest perfekcjonistą aż do bólu.
Mayson drgnęły kąciki ust. Ten policjant był kompletnie inny. Jego podejście do niej było luźniejsze. Nie zachowywał się jak pan i władca. Przy Harry'm czuła się swobodniej i to sprawiało, że przez chwilę mogła pomyśleć o sobie w pozytywny sposób.
***
Payne wszedł raźnym krokiem do mieszkania Tomlinsona, ale nie znalazł tam właściciela.
- Louis! - krzyknął, rozglądając się dookoła.
Obszedł wszystkie pomieszczenia, ale nie znalazł ani szatyna, ani żadnej dziwki, która pomogłaby mu go namierzyć.
- Kurwa. - bąknął pod nosem.
Z racji, że było późno, nie miał ochoty jechać do burdelu, w którym Tomlinson prawdopodobnie się znajdował. Tak się stało, że przypadkiem, sącząc drinka w swoim ulubionym barze, dowiedział się, gdzie jest laska Louisa. Zacierał łakomie ręce na samą myśl, co zrobi jej Tomlinson w ramach kary. Nie lubił gówniary, wadziła mu. Krzątała się pod nogami i była bezużyteczna. Nawet nie mógł jej spokojnie pieprzyc, bo była pod bacznym nadzorem jego wspólnika.
- To się Tomlinson zdziwisz jak ci powiem. - zarechotał do siebie.
Z parszywym uśmieszkiem pojechał na miejsce, do którego wybierał się już od dłuższego czasu. Przynajmniej dzięki niej będzie miał alibi.
***
Czwartek nastał szybko, co wcale nie zdziwiło Malika. Przeciągnął się na łóżku i podrapał po karku. Dzisiaj nie miał ochoty na nic. Najbardziej odpowiadała mu opcja zostania w łóżku i lenienia się przez resztę dnia. Niestety przywołała go brutalna rzeczywistość. Zgrabnie doprowadził się do porządku i wyszedł z mieszkania. Nim minęło dziesięć minut był już w windzie i jechał na swoje piętro. Zostało pięć minut do ósmej, więc oczekiwał że Styles i Mayson zjawią się punktualnie. Miał jeszcze kilka pytań do dziewczyny, które koniecznie musiał dzisiaj zadać.
- Dzień dobry, panie Malik. - przywitała się Bella nad wyraz radośnie.
Zayn obdarzył ją uważnym spojrzeniem.
- Witam, Bello. - odpowiedział biznesowo.
Zauważył, że dzisiaj włożyła na siebie sukienkę z dość dużym dekoltem. Zgadywał, że ubranie obciskało ją tak mocno, że z ledwością oddychała. Wcześniej nie zwracał uwagi na zaloty sekretarki, które teraz wydały mu się oczywiste. Gdyby nie dziewczyna, która stała się jego głównym świadkiem w sprawie.
- Dokumenty od pana Richarda leżą na pana biurku. - oznajmiła i zajęła się wpisywaniem danych do komputera.
Mężczyzna odetchnął dopiero w chwili, kiedy zamknął za sobą drzwi biura. Między stosem kartek znalazł notatkę o stawieniu się w biurze przełożonego. Usiadł za biurkiem i sprawdził godzinę. Minuta po ósmej. Jak na życzenie ktoś zapukał do drzwi i wszedł nie czekając na odpowiedz.
- Jesteśmy. - rzucił zdyszany Harry.
Mulat skinął głową, obdarzając dwójkę uważnym spojrzeniem brązowych oczu.
- Dzień dobry. - szatynka przywitała się ciepło.
Świeżak sprawił, ze od rana miała dobry humor. Razem zjedli skromne, ale bardzo pyszne śniadanie i popędzili do biura. Usiadła na swoim stałym miejscu i czekała na rozwój wydarzeń. Styles wyszedł, żeby zająć się swoimi obowiązkami. Malik myślał intensywnie, zanim się odezwał.
- Powiedz mi... - zaczął.
- Słucham?
- Ten wspólnik Tomlinsona, Liam Payne... Długo trzymają się razem?
- Był już w organizacji, kiedy zajął się mną Louis.
- Organizacji? - komisarz zmarszczył czoło.
- Wszyscy ciągle powtarzają to określenie.
Malik chwilę się zastanowił.
- Mam informację, że Payne jest narkomanem. To prawda?
- Tak. - odpowiedziała bez ogródek.
Liam za każdym razem przychodził do Louisa próbować nowy towar i naćpany próbował się do niej dobierać. Na jej szczęście nigdy mu się to nie udało.
- Nie mam więcej pytań. Zaprowadzę cię do Richarda i on zdecyduje, co dalej.
Missi przytaknęła głową i zaczęła skubać paznokcie podczas gdy komisarz zabrał się do pracy. Czas mijał, a ona się niecierpliwiła. Bez słów sekretarka przyniosła każdemu pączka i filiżankę kawy. Szatynka podziękowała jej uśmiechem, ale Bella udawała, że tego nie zauważyła. Mayson nie uszła uwadze prowokacja strojem, na którą mulat kompletnie nie zwracał uwagi. "Biedna kobieta" - pomyślała. Z zamyślenia wyrwał ją dźwięk odsuwanego fotela.
- Chodź. - nakazał mężczyzna.
Razem przeszli do gabinetu Steela.
- Richard. - przywitał się Zayn.
- Malik.
- Co zmusiło cię do wezwania mnie?
- Chciałem zapytać jak ci idzie.
- Nie dostałeś raportu od Stylesa? - zdziwił się komisarz.
- Dostałem i był bardzo dobrze przygotowany. Widać, że chłopak się stara.
- To dobrze. Więc o co chodzi?
- Chciałem porozmawiać.
- Zamieniam się w słuch.
Szef odchrząknął.
- W cztery oczy.
- To ja zacznę... - spojrzał na dziewczynę stojąca za nim. - Przesłuchałem świadka i nie mam więcej pytań.
- Odeślij ją do domu.
- To twoja decyzja.
- Koleżanka obieca nam, że nie wpadnie w kłopoty i nie piśnie słówka swojemu chłopakowi, jasne? - tym razem zwrócił się do Missi.
Zaskoczona popatrzyła na Zayna, który posłał jej obojętne spojrzenie.
- Tak. - odpowiedziała po namyśle.
Nie miała zamiaru mówić nikomu, że wkopała policji własnego chłopaka.
- Cóż, mam nadzieję, że więcej się nie zobaczymy, panno Mayson. - Richard uśmiechnął się ciepło.
Mulat sprowadził dziewczynę na parter i wręczył jej pieniądze na taksówkę.
- Nie potrzebuję. - odpychnęła jego dłoń.
- Nie żartuj sobie.
- Naprawdę. Przejdę się.
- Dom twojego gangstera jest daleko stąd.
Zignorowała fakt, że wypomniał jej związek z Tomlinsonem. Cieszyła się, że za uczucie do niego nie pójdzie siedzieć.
- Spacer dobrze mi zrobi.
- Nie sądzę.
- Żegnam, panie komisarzu. - rzuciła dobitnie i odwróciła się na pięcie.
Nie chciała więcej pojawiać się w tym budynku. Teraz miała inne zmartwienia na głowie. Czuła, że Louis ją zabiję, jeśli tylko da mu powód do jakichkolwiek podejrzeń. Została zatrzymana nim pchnęła drzwi, żeby się stąd ulotnić. Niechętnie obróciła się w stronę dręczyciela.
- Mówiłam, że sobie poradzę. - syknęła.
- Powinnaś zorientować się, że nie przyjmuję odmowy. - syknął Malik. - Weź pieniądze i spadaj.
Szatynka jęknęła przeciągle i niezgrabnie schowała banknot do kieszeni spodni.
- Dziękuję. - mruknęła cicho.
- Dotrzyj bezpiecznie do domu i... Uważaj na siebie.
- Ta... - westchnęła. - Gdyby to ode mnie zależało.
Mężczyzna zastanowił się nad jej słowami, patrząc jak wychodzi z budynku. Wiedział, że śwaidomie naraził ją na niebezpieczeństwo ze strony jej faceta, ale nie zmierzał ponieść klęski w dochodzeniu.
Obiecał sobie mieć oko na swojego upartego i pyskatego świadka.
***
Liam Payne - jeden z największych cwaniaków ostatnich lat.
Zawsze wiedział gdzie być i z kim się trzymać, żeby wyjść na tym z zyskiem. To, że od czasu do czasu lubił wciągnąć kreskę albo dwie, w niczym mu nie przeszkadzało. Dzięki Tomlinsonowi miał najlepszy towar dla siebie i dziwek na pęczki.
Jednak do szczęścia chciał tylko jednego.
- Jesteś pewien, że ona tu będzie? - zapytał młody chłopak siedzący za kierownicą.
- Tak.
- Ale jeśli ktoś podał ci fałszywe informację, to...
- Och, zamknij się. - warknął. - Trochę cierpliwości.
Na zegarku wybiło południe. Payne był pewien tego, że tutaj ją przechwyci. Musiała tu być, bo nie mogła zapaść się pod ziemię.
W tej minucie miał się przekonać o swojej racji.
- Mówiłem. - powiedział z wyższością.
- Co teraz?
Przyglądali się sylwetce Mayson przez chwilę, po czym Payne wyskoczył z auta i podbiegł do niej. Dziewczyna zareagowała piskiem, ale Liam stłumił jej wolę walki przez mocne uderzenie w twarz. W tym miejscu było mało przechodniów, więc nie liczył na skargę czy próbę ratowania dziewczyny z opresji. Zaciągnął ją do samochodu i wepchnął na tylne siedzenia.
- Co to ma być?! -krzyknęła, szarpiąc klamkę. - Wypuść mnie!
Bez skutku. Potarła obolały policzek i skrzywiła się.
- Tomlinson cię szukał, mała.
- Nie mów tak do mnie. - odpyskowała.
- Chętnie mu powiem, gdzie jego cudo się podziewało. Wiem wszystko.
- Byłam u znajomej. - powiedziała z przekonaniem.
W rzeczywistości serce waliło, jakby miało wyskoczyć z klatki piersiowej. Czuła, że wiedział i tego bała się najbardziej.
- Takie kity możesz wpychać nowemu. - wskazał brodą chłopaka.
Dopiero teraz zauważyła nastolatka, zajmującego siedzenie kierowcy.
- Ty w ogóle jesteś pełnoletni? - zapytała zdezorientowana.
Młody nie odezwał się, a jego policzki oblał lekki rumieniec. Szybko odwrócił wzrok wgapiając się w okno.
- Powinieneś siedzieć w domu i pilnie się uczyć, a nie udawać gangstera. - prychnęła sarkastycznie.
- Zamknij buźkę, kochanie. - odezwał się Payne. - Nie martw się, ja się nim zaopiekuję.
- Zrobisz z niego ćpuna.
- Może. - zironizował, przewracając oczami.
Mayson czekała na kolejny ruch wspólnika Louisa. Chciała go udobruchać, ale wiedziała czego zażąda za milczenie, a tego nie zamierzała mu ofiarować.
- Przygotuj się na spotkanie z Louisem. - zarechotał i nakazał chłopakowi ruszyć.
Niespokojnie obserwowała jak jadą w kierunku burdelu. Tuż przed właściwą ulicą skręcili gwałtownie w lewo. Z impetem uderzyła głową o szybę i zaklęła pod nosem.
- Gdzie my jedziemy? - zapytała, pocierając bolące miejsce.
- Nie martw się. Wieczorem będziesz w domu. - rzucił obojętnie Payne.
- Chcę być tam teraz. - zażądała z zaciętą miną.
Odpowiedziała jej cisza. Młody chłopak, będący teraz pod skrzydłami ćpuna, zachowywał się jak robot. Robił wszystko, co Liam mu rozkazał. Missi podejrzewała, że włożyłby rękę w ogień, gdyby tylko wiedział, że to zadowoli jego opiekuna.
- Gdzie my jesteśmy? - zapytała, rozglądając się.
Zatrzymali się w ciemnej uliczce między dwoma wysokimi budynkami. Smród przedostał się przez wentylację. Szatynka zakryła dłonią usta i nos w obawie przed zwymiotowaniem.
- Mam dla ciebie propozycję. - zaczął Payne.
Mayson ostentacyjnie odwróciła wzrok.
- Chcesz czy nie i tak mnie wysłuchasz. - warknął. - W zamian za moje milczenie, pójdziesz do apteki naprzeciwko i weźmiesz dla mnie lek, którego nazwę napiszę ci na ręku.
- Nie ma mowy! - krzyknęła.
- Wiem, że już kradłaś i dobrze ci to wychodziło. Tomlinson się pochwalił.
- Jest samo południe. - zajęczała żałośnie. - Nie możesz mnie tak wykorzystać.
- Czyli chcesz, żeby Louis się dowiedział, że doniosłaś na niego psom? - mężczyzna unisuł brwi wysoko.
- Nie chcę. - bąknęła pod nosem.
- W taki razie umowa stoi. - uciął uradowany. - Podaj rękę.
Niechętnie wyciągnęła dłoń, na której nabazgrał niewyraźnie nazwę leku na receptę. Miała go wykraść, żeby mógł spokojnie ćpać. Wiedziała, że kiedyś trzymał się tylko na tym. Tomlinson go uratował przed odsiadką w więzieniu, oferując zastępcze środki psychotropowe. Wtedy nie musiał kraść. Widocznie coś mu się odmieniło i postanowił wrócić do starych nawyków.
- Nie zrobię tego. - szatynka wydusiła drżącym głosem. - Nie potrafię. Złapią mnie.
- Młody ci pomoże. - westchnął Liam. - Będzie obserwował wejście i ewentualnie cię ostrzeże.
- Nie uda mi się.
- Przestań pieprzyć! - wrzasnął zirytowany.
Młody aż się wzdrygnął i zerknął na dziewczynę. Missi niepewnie spojrzała w oczy Liama. Odkryła desperację, złość i głód.
- Nic lepszego nie mogło mi się trafić. Dzięki tobie mam szanse poczuć się jak w niebie po raz pierwszy od kilku lat.
Szatynka przełknęła gulę blokującą jej gardło i wysiadła. Na dygoczących nogach poszła w stronę wyznaczonego celu. Młoda ofiara dilera szła kilka kroków za nią. Nawet z nim nie czuła się bezpiecznie. Podświadomie czuła, że coś pójdzie nie tak.
- Dla własnego dobra. - wyszeptała.
Podniosła dumnie głowę, wyprostowała plecy, wygładziła ubranie, poprawiła fryzurę i weszła do środka.
Szkoda, że wcześniej nie przewidziała tego, co miało się za chwilę wydarzyć...
One Direction w opowiadaniu NIE istnieje. Sławne osoby użyczają wyglądu i nazwisk. Charakter postaci został ukształtowany przez autora. Mogą pojawić się sceny brutalne i erotyczne.
28 czerwca 2015
24 czerwca 2015
6.
Bruno ustawił magnetofon w odpowiednim miejscu i upewnił się, że wszystko jest gotowe. Skinął w stronę lustra weneckiego. W wejściu minął się z komisarzem Malikiem i Missi.
- Wszystko gotowe? - zapytał mulata, żeby mieć pewność.
- Tak.
Zayn skinął formalnie głową i wskazał dziewczynie krzesło. Bruno stanął po tej stronie lustra weneckiego skąd mógł obserwować przesłuchanie. Chwilę później dołączył do niego Richard.
- Zaczęli?
- Jeszcze nie. Dopiero weszli.
Obaj z ciekawością, ale i opanowaniem wodzili wzrokiem po twarzach za szybą. Zayn usiadł na przeciwko dziewczyny i złączył dłonie, kładąc je na blacie.
- Od czego by tu zacząć. - mruknął pod nosem.
- Najlepiej od początku. - podpowiedziała sarkastycznie.
Obrzucił ją zaskoczonym spojrzeniem, ale szybko wrócił do chłodnego i beznamiętnego wyrazu twarzy.
- Widzę, że humor ci dopisuje.
- Przystosowałam się do sytuacji.
Mężczyzna wzruszył ramionami i kontynuował.
- Na początku uprzedzę cię, że każde twoje słowo może być użyte przeciwko tobie. Przesłuchanie jest nagrywane, a my jesteśmy pod stałą obserwacją.
- Nie powinieneś tego zataić?
- Nie.
- Och, dobrze.
Zbił ja z tropu. Myślała, że nie będzie mówił jej o szczegółach przesłuchani. Przygotowała się na szybką wymianę zdań, ale teraz nie była już tego taka pewna.
- Jesteś gotowa?
Zastanowiła się chwilę. Pomyślała, że może jednak powinna zrezygnować...
- Tak, jestem. Skończmy wreszcie tą szopkę.
- W takim razie... - mulat nacisnął guzik nagrywania. - Przedstaw się, powiedz ile masz lat, skąd jesteś i gdzie aktualnie mieszkasz.
- Missi Mayson, dwadzieścia pięć lat, jestem z Nowego Jorku. Moje aktualne zamieszkanie już znacie.
- Powiedz to. - upomniał.
- Mieszkam z Louisem Tomlinsonem. - wymamrotała.
- Od kiedy znasz się z podejrzanym?
- Jakoś od roku. O co jest podejrzany?
- To ja zadaję pytania.
Szatynka zmarkotniała i odechciało jej się rozmawiać. Był niemiły. Dlaczego w ogóle to on ją przesłuchiwał, a nie jego milszy wspólnik?
- Co wiesz o jego działalności? - komisarz kontynuował.
- Niewiele.
- Na pewno?
- Tak.
- Powiedz, co wiesz. - nakazał.
- Cóż ja... Nie wiem. Może... On chyba... - jąkała się.
Nie potrafiła zebrać myśli. W jej głowie pojawiał się obraz wściekłego Louisa, co ją zaniepokoiło i rozproszyło. Nie była pewna swojego bezpieczeństwa.
- Nie bój się go w tej chwili. Nie ma go tutaj. Po prostu powiedz, co wiesz. - powiedział, jakby czytał w jej myślach.
- Ja... - zawahała się. - Chciałam tylko zaznaczyć, że nie jestem dziwką.
- Rozumiem.
- I...
- Tak?
Komisarz Malik miał żelazną cierpliwość.
- On otworzył nowy burdel, ale...
- Dom publiczny. - poprawił, przerywając jej.
Przewróciła oczami i kontynuowała.
- Ale to pewnie już wiecie. Postanowił sobie, że ten będzie inny niż wszystkie do tej pory. Ten miał być najbardziej luksusowy. Sprowadził najlepsze dziewczyny, ale to nie tak, że on je zmusił. Byłam świadkiem tego, że same podpisywały umowy i to dobrowolnie. Nawet same się zgłaszały.
- To trochę zmienia punkt widzenia na tą sprawę, ale go nie usprawiedliwia.
- Nie opowiadał mi dokładnie o swoich planach. - westchnęła.
- Na pewno coś zauważyłaś.
- Nie wiem. - jęknęła. - Czuję się dziwnie, wiedząc, że jestem nagrywana i obserwowana z ukrycia.
- Takie mamy przepisy. Powiedz, co jeszcze wiesz. - nalegał.
- Ostatnio... - zaczęła, ale coś ją zablokowało.
Właśnie wkopywała do więzienia osobę, którą darzyła uczuciem. Dziwnym, ale zawsze uczuciem. Nie mogła mu tego zrobić. Był dla niej taki dobry.
Był...
- Mów dalej, proszę.
Z obrazem klęczącej dziwki między nogami Tomlinsona w głowie, szatynka postanowiła powiedzieć, to, co wiedziała.
- Ostatnio się zdenerwował, bo mieli problemy z towarem.
- Konkrety, Mayson.
Zdziwiła się, że powiedział do niej po nazwisku.
- Chodzi o narkotyki. - dodała.
- Co miałaś na myśli mówiąc "mieli"?
- Louis ma wspólnika.
- Znasz jego nazwisko?
- Chyba Payne. Tak, to Liam Payne. - odpowiedziała trzęsącym się głosem.
Im dalej brnęła, tym bardziej czuła, że się topi.
- Tak myślałem. - powiedział cicho Malik.
- Możemy na dzisiaj skończyć? - zapytała.
Czuła, że robi jej się słabo. Z natłoku myśli zaczęło jej się kręcić w głowie.
- Tak, myślę, że tak.
Komisarz kiwnął ręką do lustra, po czym w pomieszczeniu zjawił się Bruno. odłączył magnetofon i sprawdził coś na wyświetlaczu.
- Nagrało się. - oznajmił.
- Wracamy do mojego biura. - powiedział Zayn, wstając i zapinając marynarkę. - Jeśli Richard by czegoś potrzebował...
- Tak, wiem. Dam ci znać.
Mulat złapał dziewczynę za łokieć i wyprowadził z sali przesłuchań. Ta część budynku była o wiele bardziej ponura niż ta, w której mieściły się biura. Malik pewnym krokiem pokonywał zawiłe korytarze i nim się obejrzeli stali przed drzwiami do wydziału narkotyków i sutenerstwa.
- Witam szanownego pana Malika. - usłyszał za sobą. - Kopę lat.
Wziął głęboki, uspokajający oddech i odwrócił się powoli. Jego wzrok napotkał sylwetkę człowieka, którego nienawidził.
- Horan. - rzucił pogardliwie.
- Co to za kruszynka? - zapytał blondyn zbyt miłym głosem.
- Świadek w sprawie.
Dziewczyna przyglądała się mężczyznom na zmianę. Była ciekawa dlaczego się nie lubili. Obaj wyglądali na miłych, ale z ich oczu biła czysta nienawiść.
- A, no tak. Zapomniałem. - Niall złapał się za głowę. - Przecież to ty prowadzisz sprawę Tomlinsona, racja?
- Tak.
Horan prychnął sarkastycznie.
- Mam nadzieję, że pójdzie ci lepiej niż w zeszłym roku.
Zayn bez słowa odwrócił się na pięcie i pociągając za sobą dziewczynę, wszedł do biura.
- Kutas. - szatynka rzuciła groźnie.
- Słucham? - oburzył się komisarz. - To było do mnie?
- Nie. Tamten koleś to kutas.
- Tak, masz rację.
Pierwszy raz od kiedy się spotkali, Malik lekko się uśmiechnął. Na twarzy Mayson też pojawił się cień uśmiechu. Usiadła na kanapie, wpatrując się w mulata.
- To ty rok temu stąpałeś Louisowi po piętach?
- Skąd wiesz? - zmrużył oczy.
- Coś mi kiedyś wspominał.
- Prawie go miałem. - syknął, rozluźniając krawat.
- On nie jest aż taki zły. - powiedziała cicho.
- Żartujesz? - prychnął.
- Nie. Po prostu go znam. - obruszyła się.
Podważał wiedzę na temat jej chłopaka, co nie spodobało się szatynce.
- Znasz go rok. Nie powiedział ci co robił do tego czasu?
- Nie.
- Właśnie.
Chwilowa cisza sprawiła, że dziewczyna zaczęła myśleć zbyt intensywnie.
- Powiesz mi? - zapytała niepewnie.
- Nie mogę. - uciął.
- Przecież to było kilka lat temu. - jęknęła.
Zabrzmiało to bardziej błagająco niż tego chciała.
- Dobrze, ale żeby nie było, ze nie ostrzegałem. Tomlinsonowi zdarzały się gwałty, napaście, pobicia, a raz... Raz tak pobił chłopaka, że tamten wylądował w szpitalu i...
- I?
- Zmarł po dwudziestu czterech godzinach.
- O matko. - wydusiła i zakryła usta dłonią.
- Wszystko przez ćpanie.
- Louis ćpał?
- Jeszcze rok temu.
- O Mój Boże. - pisnęła. - On zabił człowieka.
- W pewnym sensie.
Missi zakręciło się w głowie i nagle zbladła. Malik widząc to, wystraszył się i szybko do niej doskoczył.
- Mayson?
- Ja... Trochę mi słabo. - wyszeptała, opadając na kanapę.
Zayn zręcznie ułożył ją tak, żeby miała nogi w powietrzu i czekał. W międzyczasie uchylił okno, wpuszczając trochę świeżego powietrza. Dziewczyna wymamrotała coś pod nosem. Przynajmniej nie straciła przytomności do końca. Powoli nabierała kolorów, ale nie otwierała oczu. Komisarz, widząc, że szatynka normalnie oddycha, całkowicie się uspokoił.
Zastanawiało go jedno - czemu aż tak przejmował się dziewczyną? Dlaczego rozmawiał z nią o takich rzeczach? I w końcu...
Co miał z nią zrobić?
***
- Nigdzie jej, kurwa, nie ma! Przepadła jak pieprzony kamień w wodę! - krzyczał Tomlinson.
- Wyluzuj, stary. - zaśmiał się Payne.
Liamowi wydawało się, że jest na karuzeli. Właśnie kosztował nowego towaru, który sprowadził z Louisem z Kolumbii.
- Dobry koks, stary! - zawołał radośnie. - Spróbuj!
- Skończyłem z tym. - warknął, odtrącając wyciągnięta rękę wspólnika.
Payne zrobił smutną minę i sam wciągnął jeszcze jedną, małą kreskę. Mocno potarł nos i odchylił się na krześle.
- Ty pieprzony ćpunie! - zdenerwował się Tomlinson, widząc swojego kolegę w takim stanie.
- Daj mi chwilę. - westchnął tamten.
- Kurwa mać!
Szatyn prawie wyrywał sobie włosy z głowy. Nie mógł uwierzyć, że dziewczyna zniknęła od tak. Przeszukał każde możliwe miejsce w ciągu jednej nocy, ale ani śladu po Mayson.
- Ta mała dziwka zrobiła mnie w konia. - wydedukował. - Miałem z niej zrobić naprawdę luksusowy towar, ale ona uciekła. Byłaby czymś z górnej póki. Klienci słono by płacili za takie mało używane mięsko. Zarabiałaby dla mnie krocie.
Mówił sam do siebie, bo Liam już dawno odleciał do innej krainy. Piszczał i śmiał się jak dziecko. Louis miał ten etap w życiu za sobą.
- Znajdę ją i spełnię mój plan do końca, albo nie nazywam się Louis Tomlinson. - powiedział chłodno. - Żadna dziwka nie będzie robiła ze mnie zwykłego chuja.
Razem ze swoim postanowieniem wyszedł do najbliższego baru. Po narkotykach jego przyjacielem stała się whisky. Na miłość nie miał czasu ani nerwów. Preferował ostry seks ze swoimi podwładnymi - dojrzałymi i doświadczonymi kobietami.
***
Harry biegł jak szalony. Korek trwał dłużej niż piętnaście minut, w wyniku czego chłopak spóźnił się całe półtorej godziny. Zamiast na ósmą dotarł do pracy na dziewiąta trzydzieści.
Świetnie.
- Malik u siebie? - wydyszał do Belli.
- Tak, ale uważaj. - odpowiedziała cicho. - Ma dziwny nastrój od samego rana.
Styles kiwnął głową na znak, że rozumie i zniknął za drzwiami.
- Jesteś. - rzucił na przywitanie Malik.
- Cholerna przebudowa drogi. - wymamrotał.
- Spokojnie, nic się nie stało.
- Co z nią? - wskazał na śpiącą dziewczynę i usiadł na krześle na przeciwko czarnowłosego.
- Padła ze zmęczenia.
- Przesłuchałeś ją?
- Tak.
- I co?
- Nie dowiedziałem się zbyt wiele, ale ona tak.
- Jak to? - Harry zmarszczył czoło. - Co jej powiedziałeś?
- Zdradziłem jej trochę informacji o przeszłości Tomlinsona.
- Jesteś poważny? - oburzył się nowy. - Przecież wiesz, że nie możesz.
- Wiem, Styles. - westchnął komisarz. - Musiałem to zrobić. Może teraz zacznie mówić więcej.
- Aaa... - uśmiechnął się. - Teraz już rozumiem twój tok myślenia.
- Dlatego jesteś moim partnerem.
Styles poklepał się mentalnie po plecach..
- Co z nią zrobisz? - zapytał, zmieniając temat.
- Nie mam zamiaru przetrzymywać ja przez kolejną noc, a żaden areszt jeszcze się nie zwolnił. - odpowiedział mulat zrezygnowanym tonem.
- W taki razie...
- Co?
- Mogę ją przenocować.
- Wszystko gotowe? - zapytał mulata, żeby mieć pewność.
- Tak.
Zayn skinął formalnie głową i wskazał dziewczynie krzesło. Bruno stanął po tej stronie lustra weneckiego skąd mógł obserwować przesłuchanie. Chwilę później dołączył do niego Richard.
- Zaczęli?
- Jeszcze nie. Dopiero weszli.
Obaj z ciekawością, ale i opanowaniem wodzili wzrokiem po twarzach za szybą. Zayn usiadł na przeciwko dziewczyny i złączył dłonie, kładąc je na blacie.
- Od czego by tu zacząć. - mruknął pod nosem.
- Najlepiej od początku. - podpowiedziała sarkastycznie.
Obrzucił ją zaskoczonym spojrzeniem, ale szybko wrócił do chłodnego i beznamiętnego wyrazu twarzy.
- Widzę, że humor ci dopisuje.
- Przystosowałam się do sytuacji.
Mężczyzna wzruszył ramionami i kontynuował.
- Na początku uprzedzę cię, że każde twoje słowo może być użyte przeciwko tobie. Przesłuchanie jest nagrywane, a my jesteśmy pod stałą obserwacją.
- Nie powinieneś tego zataić?
- Nie.
- Och, dobrze.
Zbił ja z tropu. Myślała, że nie będzie mówił jej o szczegółach przesłuchani. Przygotowała się na szybką wymianę zdań, ale teraz nie była już tego taka pewna.
- Jesteś gotowa?
Zastanowiła się chwilę. Pomyślała, że może jednak powinna zrezygnować...
- Tak, jestem. Skończmy wreszcie tą szopkę.
- W takim razie... - mulat nacisnął guzik nagrywania. - Przedstaw się, powiedz ile masz lat, skąd jesteś i gdzie aktualnie mieszkasz.
- Missi Mayson, dwadzieścia pięć lat, jestem z Nowego Jorku. Moje aktualne zamieszkanie już znacie.
- Powiedz to. - upomniał.
- Mieszkam z Louisem Tomlinsonem. - wymamrotała.
- Od kiedy znasz się z podejrzanym?
- Jakoś od roku. O co jest podejrzany?
- To ja zadaję pytania.
Szatynka zmarkotniała i odechciało jej się rozmawiać. Był niemiły. Dlaczego w ogóle to on ją przesłuchiwał, a nie jego milszy wspólnik?
- Co wiesz o jego działalności? - komisarz kontynuował.
- Niewiele.
- Na pewno?
- Tak.
- Powiedz, co wiesz. - nakazał.
- Cóż ja... Nie wiem. Może... On chyba... - jąkała się.
Nie potrafiła zebrać myśli. W jej głowie pojawiał się obraz wściekłego Louisa, co ją zaniepokoiło i rozproszyło. Nie była pewna swojego bezpieczeństwa.
- Nie bój się go w tej chwili. Nie ma go tutaj. Po prostu powiedz, co wiesz. - powiedział, jakby czytał w jej myślach.
- Ja... - zawahała się. - Chciałam tylko zaznaczyć, że nie jestem dziwką.
- Rozumiem.
- I...
- Tak?
Komisarz Malik miał żelazną cierpliwość.
- On otworzył nowy burdel, ale...
- Dom publiczny. - poprawił, przerywając jej.
Przewróciła oczami i kontynuowała.
- Ale to pewnie już wiecie. Postanowił sobie, że ten będzie inny niż wszystkie do tej pory. Ten miał być najbardziej luksusowy. Sprowadził najlepsze dziewczyny, ale to nie tak, że on je zmusił. Byłam świadkiem tego, że same podpisywały umowy i to dobrowolnie. Nawet same się zgłaszały.
- To trochę zmienia punkt widzenia na tą sprawę, ale go nie usprawiedliwia.
- Nie opowiadał mi dokładnie o swoich planach. - westchnęła.
- Na pewno coś zauważyłaś.
- Nie wiem. - jęknęła. - Czuję się dziwnie, wiedząc, że jestem nagrywana i obserwowana z ukrycia.
- Takie mamy przepisy. Powiedz, co jeszcze wiesz. - nalegał.
- Ostatnio... - zaczęła, ale coś ją zablokowało.
Właśnie wkopywała do więzienia osobę, którą darzyła uczuciem. Dziwnym, ale zawsze uczuciem. Nie mogła mu tego zrobić. Był dla niej taki dobry.
Był...
- Mów dalej, proszę.
Z obrazem klęczącej dziwki między nogami Tomlinsona w głowie, szatynka postanowiła powiedzieć, to, co wiedziała.
- Ostatnio się zdenerwował, bo mieli problemy z towarem.
- Konkrety, Mayson.
Zdziwiła się, że powiedział do niej po nazwisku.
- Chodzi o narkotyki. - dodała.
- Co miałaś na myśli mówiąc "mieli"?
- Louis ma wspólnika.
- Znasz jego nazwisko?
- Chyba Payne. Tak, to Liam Payne. - odpowiedziała trzęsącym się głosem.
Im dalej brnęła, tym bardziej czuła, że się topi.
- Tak myślałem. - powiedział cicho Malik.
- Możemy na dzisiaj skończyć? - zapytała.
Czuła, że robi jej się słabo. Z natłoku myśli zaczęło jej się kręcić w głowie.
- Tak, myślę, że tak.
Komisarz kiwnął ręką do lustra, po czym w pomieszczeniu zjawił się Bruno. odłączył magnetofon i sprawdził coś na wyświetlaczu.
- Nagrało się. - oznajmił.
- Wracamy do mojego biura. - powiedział Zayn, wstając i zapinając marynarkę. - Jeśli Richard by czegoś potrzebował...
- Tak, wiem. Dam ci znać.
Mulat złapał dziewczynę za łokieć i wyprowadził z sali przesłuchań. Ta część budynku była o wiele bardziej ponura niż ta, w której mieściły się biura. Malik pewnym krokiem pokonywał zawiłe korytarze i nim się obejrzeli stali przed drzwiami do wydziału narkotyków i sutenerstwa.
- Witam szanownego pana Malika. - usłyszał za sobą. - Kopę lat.
Wziął głęboki, uspokajający oddech i odwrócił się powoli. Jego wzrok napotkał sylwetkę człowieka, którego nienawidził.
- Horan. - rzucił pogardliwie.
- Co to za kruszynka? - zapytał blondyn zbyt miłym głosem.
- Świadek w sprawie.
Dziewczyna przyglądała się mężczyznom na zmianę. Była ciekawa dlaczego się nie lubili. Obaj wyglądali na miłych, ale z ich oczu biła czysta nienawiść.
- A, no tak. Zapomniałem. - Niall złapał się za głowę. - Przecież to ty prowadzisz sprawę Tomlinsona, racja?
- Tak.
Horan prychnął sarkastycznie.
- Mam nadzieję, że pójdzie ci lepiej niż w zeszłym roku.
Zayn bez słowa odwrócił się na pięcie i pociągając za sobą dziewczynę, wszedł do biura.
- Kutas. - szatynka rzuciła groźnie.
- Słucham? - oburzył się komisarz. - To było do mnie?
- Nie. Tamten koleś to kutas.
- Tak, masz rację.
Pierwszy raz od kiedy się spotkali, Malik lekko się uśmiechnął. Na twarzy Mayson też pojawił się cień uśmiechu. Usiadła na kanapie, wpatrując się w mulata.
- To ty rok temu stąpałeś Louisowi po piętach?
- Skąd wiesz? - zmrużył oczy.
- Coś mi kiedyś wspominał.
- Prawie go miałem. - syknął, rozluźniając krawat.
- On nie jest aż taki zły. - powiedziała cicho.
- Żartujesz? - prychnął.
- Nie. Po prostu go znam. - obruszyła się.
Podważał wiedzę na temat jej chłopaka, co nie spodobało się szatynce.
- Znasz go rok. Nie powiedział ci co robił do tego czasu?
- Nie.
- Właśnie.
Chwilowa cisza sprawiła, że dziewczyna zaczęła myśleć zbyt intensywnie.
- Powiesz mi? - zapytała niepewnie.
- Nie mogę. - uciął.
- Przecież to było kilka lat temu. - jęknęła.
Zabrzmiało to bardziej błagająco niż tego chciała.
- Dobrze, ale żeby nie było, ze nie ostrzegałem. Tomlinsonowi zdarzały się gwałty, napaście, pobicia, a raz... Raz tak pobił chłopaka, że tamten wylądował w szpitalu i...
- I?
- Zmarł po dwudziestu czterech godzinach.
- O matko. - wydusiła i zakryła usta dłonią.
- Wszystko przez ćpanie.
- Louis ćpał?
- Jeszcze rok temu.
- O Mój Boże. - pisnęła. - On zabił człowieka.
- W pewnym sensie.
Missi zakręciło się w głowie i nagle zbladła. Malik widząc to, wystraszył się i szybko do niej doskoczył.
- Mayson?
- Ja... Trochę mi słabo. - wyszeptała, opadając na kanapę.
Zayn zręcznie ułożył ją tak, żeby miała nogi w powietrzu i czekał. W międzyczasie uchylił okno, wpuszczając trochę świeżego powietrza. Dziewczyna wymamrotała coś pod nosem. Przynajmniej nie straciła przytomności do końca. Powoli nabierała kolorów, ale nie otwierała oczu. Komisarz, widząc, że szatynka normalnie oddycha, całkowicie się uspokoił.
Zastanawiało go jedno - czemu aż tak przejmował się dziewczyną? Dlaczego rozmawiał z nią o takich rzeczach? I w końcu...
Co miał z nią zrobić?
***
- Nigdzie jej, kurwa, nie ma! Przepadła jak pieprzony kamień w wodę! - krzyczał Tomlinson.
- Wyluzuj, stary. - zaśmiał się Payne.
Liamowi wydawało się, że jest na karuzeli. Właśnie kosztował nowego towaru, który sprowadził z Louisem z Kolumbii.
- Dobry koks, stary! - zawołał radośnie. - Spróbuj!
- Skończyłem z tym. - warknął, odtrącając wyciągnięta rękę wspólnika.
Payne zrobił smutną minę i sam wciągnął jeszcze jedną, małą kreskę. Mocno potarł nos i odchylił się na krześle.
- Ty pieprzony ćpunie! - zdenerwował się Tomlinson, widząc swojego kolegę w takim stanie.
- Daj mi chwilę. - westchnął tamten.
- Kurwa mać!
Szatyn prawie wyrywał sobie włosy z głowy. Nie mógł uwierzyć, że dziewczyna zniknęła od tak. Przeszukał każde możliwe miejsce w ciągu jednej nocy, ale ani śladu po Mayson.
- Ta mała dziwka zrobiła mnie w konia. - wydedukował. - Miałem z niej zrobić naprawdę luksusowy towar, ale ona uciekła. Byłaby czymś z górnej póki. Klienci słono by płacili za takie mało używane mięsko. Zarabiałaby dla mnie krocie.
Mówił sam do siebie, bo Liam już dawno odleciał do innej krainy. Piszczał i śmiał się jak dziecko. Louis miał ten etap w życiu za sobą.
- Znajdę ją i spełnię mój plan do końca, albo nie nazywam się Louis Tomlinson. - powiedział chłodno. - Żadna dziwka nie będzie robiła ze mnie zwykłego chuja.
Razem ze swoim postanowieniem wyszedł do najbliższego baru. Po narkotykach jego przyjacielem stała się whisky. Na miłość nie miał czasu ani nerwów. Preferował ostry seks ze swoimi podwładnymi - dojrzałymi i doświadczonymi kobietami.
***
Harry biegł jak szalony. Korek trwał dłużej niż piętnaście minut, w wyniku czego chłopak spóźnił się całe półtorej godziny. Zamiast na ósmą dotarł do pracy na dziewiąta trzydzieści.
Świetnie.
- Malik u siebie? - wydyszał do Belli.
- Tak, ale uważaj. - odpowiedziała cicho. - Ma dziwny nastrój od samego rana.
Styles kiwnął głową na znak, że rozumie i zniknął za drzwiami.
- Jesteś. - rzucił na przywitanie Malik.
- Cholerna przebudowa drogi. - wymamrotał.
- Spokojnie, nic się nie stało.
- Co z nią? - wskazał na śpiącą dziewczynę i usiadł na krześle na przeciwko czarnowłosego.
- Padła ze zmęczenia.
- Przesłuchałeś ją?
- Tak.
- I co?
- Nie dowiedziałem się zbyt wiele, ale ona tak.
- Jak to? - Harry zmarszczył czoło. - Co jej powiedziałeś?
- Zdradziłem jej trochę informacji o przeszłości Tomlinsona.
- Jesteś poważny? - oburzył się nowy. - Przecież wiesz, że nie możesz.
- Wiem, Styles. - westchnął komisarz. - Musiałem to zrobić. Może teraz zacznie mówić więcej.
- Aaa... - uśmiechnął się. - Teraz już rozumiem twój tok myślenia.
- Dlatego jesteś moim partnerem.
Styles poklepał się mentalnie po plecach..
- Co z nią zrobisz? - zapytał, zmieniając temat.
- Nie mam zamiaru przetrzymywać ja przez kolejną noc, a żaden areszt jeszcze się nie zwolnił. - odpowiedział mulat zrezygnowanym tonem.
- W taki razie...
- Co?
- Mogę ją przenocować.
21 czerwca 2015
5.
Zayn zwinnie manewrował swoim autem po ulicach Nowego Jorku. W kilka minut znaleźli się pod jego mieszkaniem, które i tak nie było daleko. Jednak komisarz nie zamierzał chodzić do pracy piechotą skoro miał elegancki, drogi samochód. Zaparkował na swoim stałym miejscu parkingowym i wysiadł. Otworzył drzwi dziewczynie, a kiedy wysiadła złapał ją za łokieć i skierował do windy.
Jazda na dziesiąte piętro dłużyła się niemiłosiernie. Żadne nie przejawiało ochoty do pogawędki. Po zatrzymaniu się windy, przepuścił Missi pierwszą i idąc tuż za nią, doprowadził ich do drzwi mieszkania. Jednym ruchem otworzył wejście. Mayson w ciszy zagłębiała się w nowym miejscu. Ciekawa, co zastanie, wchodziła coraz dalej. Czuła na sobie wzrok Malika, ale skutecznie go ignorowała. Mieszkanie odznaczało się stonowanymi kolorami, jak na mężczyznę w jego wieku przystało. Zgadywała, że miał około trzydziestki, ale nie była pewna. Samoistnie znalazła się w czymś co przypominało salon. Był tam niewielki, skórzany, czarny narożnik, dość duży telewizor, szklany stolik do kawy i stół jadalniany razem z sześcioma krzesłami. Po prawej zlokalizowała wejście do kolejnego pomieszczenia, a po lewej odznaczał się jakby korytarz.
- Rozgość się. - rzucił mulat, zamykając drzwi na klucz, który zabrał ze sobą.
Missi zachmurzyła się na myśl, że traktuje ją jak więźnia i jej nie ufa. W sumie na jego miejscu też by się tak zachowywała.
- Chodź, zrobię ci coś do picia, a później pokaże ci gdzie będziesz spała.
Mężczyzna wszedł do pomieszczenia po prawej, które okazało się być kuchnią. Szatynka niepewnie usiadła na krzesełku barowym stojącym przy wysepce. Kuchnia była standardowych rozmiarów. Nie za duża i nie za mała.
- Woda, sok, herbata czy kawa? - zapytał, odwracając się przodem do szafek.
- Poproszę wodę.
Bez słowa nalał jej szklankę wody i postawił po jej nosem. W pierwszym odruchu miała ochotę wypić ją na raz, ale w porę zorientowała się, że nie wypada. Sączyła powoli napój, jednocześnie przyglądając się mulatowi, który zręcznie przygotowywał przekąskę.
- Zrobiłem grzanki. Częstuj się jeśli będziesz głodna. - oznajmił nagle.
Tak się zapatrzyła, że nie zauważyła jak szybko minął czas. Obrzuciła spojrzeniem zrobione jedzenie i stwierdziła, że wygląda przepysznie. Komisarz umył ręce i odwrócił się przodem do czekającej dziewczyny.
- Chodź ze mną.
Grzecznie poszła za nim. Zayn przeszedł przez krótki korytarz i zatrzymał się przy ostatnich drzwiach po prawej.
- Zanocujesz w pokoju dla gości, a jutro coś wymyślę. - powiedział, wskazując na klamkę. - Wejdź.
Missi przestąpiła próg z wahaniem. Ciągle była zdziwiona tym, że policjant zabrał ją do swojego domu, żeby zaofiarować jej głupi nocleg. Nigdy nie spotkała się z takim zachowaniem ze strony władz, a miała z nimi wiele do czynienia.
- Jeśli będziesz czegoś potrzebowała, będę w pokoju obok. - pokazał kciukiem za siebie. - Te drzwi po drugiej stronie, bardziej na lewo to łazienka, z której możesz swobodnie korzystać.
Mayson przytaknęła głową i przełknęła ślinę. Kiedy komisarz zniknął za drzwiami, podbiegła do nich i chciała przekręcić klucz, którego nie znalazła. Zabrał go dla pewności, że nie zrobi nic głupiego. Miała wielką ochotę pójść siku, ale bała się, że trafi na policjanta.
- Raz się żyje. Dłużej już nie wytrzymam. - wycedziła przez zęby.
Po cichu otworzyła drzwi i wysunęła głowę na korytarz. Pusto. Na palcach podbiegła do wskazanych jej wcześniej drzwi i powoli nacisnęła klamkę. Zamek ustąpił, co oznaczało, że pomieszczenie było puste. Z ulgą weszła do środka i załatwiła swoją potrzebę. Przy okazji umyła się jak najdokładniej, nie korzystając z prysznica. Nie miała swoich kosmetyków. Jedynie te, które zostały w jej torebce. Wróciła niezauważona do pokoju, zrzuciła spodnie i weszła pod kołdrę. W prawdzie była dopiero dwudziesta, co nie było jej godziną snu, ale wolała to niż spędzać czas z komisarzem.
***
Louis Tomlinson głowił się nad tym, gdzie podziała się Mayson. Wyszła do sklepu kilka godzin temu i do tej pory nie wróciła. Sądził, że wieczorem będzie czekała na niego w mieszkaniu, ale tak się nie stało. Nie przyznając się samemu sobie, zaczął się martwić. Zawsze była na jego każde zawołanie, a teraz nie wiedział gdzie jest.
- Payne! - krzyknął w głąb swojego apartamentu.
Wspólnik zjawił się w kilka sekund z kanapką w ręku. Tomlinson zauważył, że jest już naruszona.
- Zawsze musisz jeść, kiedy mamy coś ważnego do zrobienia? - zironizował Louis.
- Byłem głodny. - westchnął Liam z pełną buzią. - Co się stało?
- Mayson zniknęła.
- To co? Może po prostu od ciebie uciekła. - zaproponował Payne z głupawym uśmieszkiem.
Szatyn spiorunował go wzrokiem. Gdyby tylko spojrzenie mogło zabijać, leżałby martwy na wypastowanej podłodze.
- Nie pierdol głupot, tylko zabieraj się do roboty. - warknął.
- Co mam zrobić? - zdziwił się. - Przecież nie jestem jasnowidzem.
- Miała czip w komórce?
Liam przewrócił oczami, rozsiadając się na kanapie.
- Zabrałeś jej komórkę jakiś tydzień temu, Tomlinson.
- Co? - zmarszczył czoło. - Ach, tak. Racja.
- Co teraz?
- Będziemy jej szukać.
- Aż tak ci na niej zależy? - zapytał obojętnie wspólnik. - Po co ci ona? Tylko plątała się pod nogami.
- Za dużo wie.
- Mogłeś uważać. Ostrzegałem cię przed takim "specjalnym" traktowaniem lasek. Trzeba było jej nie wyróżniać i traktować jak resztę dziwek.
- Zamknij się, dobra!?
Payne wycofał się z dyskusji i skupił swoją uwagę na kanapce z kurczakiem. Louis starał się sobie przypomnieć, gdzie mogła iść, ewentualnie uciec, Mayson. Nigdy nie przejawiała takich zachowań.
- Może nie uciekła... - zaczął Liam.
- Co masz na myśli? - Louis zmarszczył czoło, siadajac naprzeciwko wspólnika.
- Chodziło mi, że może ktoś ja porwał.
- Co?!
- Dobrze wiesz, że nie jesteś święty i nie zawsze grałeś fair, więc...
Tomlinsonowi podniosło się ciśnienia, a krew gwałtownie zabuzowała w żyłach.
- Wycofaj to, co powiedziałeś. - syknął, napinając się.
- To tylko przypuszczenia, stary. Wyluzuj.
- Ona za dużo wie, do cholery! - zerwał się na równe nogi. - Nie mogę pozwolić, żeby coś wyciekło poza naszą organizację. Jakaś głupia smarkula nie popsuje moich planów!
Szatyn wpadł w szał.
Payne widywał go w takich momentach, ale tylko kiedy obaj byli na prochach. Od jakiegoś czasu Tomlinson był czysty, a Liam niekoniecznie. Lubił czasami sobie zapalić, albo coś wciągnąć. Tak dla zabawy.
- Wypierdalaj, muszę pomyśleć. - rzucił chłodno.
Payne wykonał polecenie i grzecznie opuścił piętro należące do Louisa Tomlinsona.
***
Zayn leżał na łóżku w swoim pokoju i czytał kolejny już kryminał autorstwa Agathy Christie. Uważał ją za jedną z najlepszych pisarek.
Jednak nie do końca mógł skupić się na książce... Męczyła go sprawa Tomlinsona. Do tego wszystkiego była ta dziewczyna. Zbliżał się weekend, a on nic nie osiągnął.
Zgodnie z zegarem była już środa. Za sześć godzin musi wstać, żeby wyszykować się pracy i zabrać na komendę dziewczynę. Jeszcze nie wiedział, co z nią zrobi. Nie miał zamiaru dawać jej noclegu na kolejną noc, ale tez nie chciał jej wypuścić.
- Myśl Malik, myśl. - jęknął, przekręcając się na drugi bok.
***
Środowy ranek wyglądał tak jak wszystkie poprzednie. Budzik zadzwonił o siódmej rano. Mulat wstał i raźnym krokiem skierował się do toalety. Wziął piętnastominutowy prysznic i przygotował się. Wrócił do pokoju, gdzie założył jeden z dopasowanych garniturów. W kuchni przyrządził sobie owsiankę z owocami i mocną kawę. Dokładnie taką, jaką lubił.
Zbliżała się w pół do ósmej, a Mayson nie pojawiła się w salonie. Mężczyzna był zmuszony zapukać do drzwi jej tymczasowego pokoju. Nie usłyszał żadnej odpowiedzi, więc ostrożnie otworzył drzwi.
- Mayson. - powiedział cicho.
Jego wzrok powędrował na niewielką postać zawiniętą w kołdrę. Miała rozczochrane włosy, oczy zamknięte, a usta lekko uchylone. Przypatrywał się jej przez chwilę, co mogło wyglądać dosyć dziwnie.
- Wstawaj. - rzucił głośniej, trącając ją w ramię.
Nie chciał jej dotykać, nie powinien, ale nie miał wyboru.
- Mhm. - zamruczała szatynka.
Śnił jej się wspaniały sen... Louis traktował ją jak należało, planowali razem przyszłość, może ślub i dzieci.
Z krainy baśni wyrwało ją nawoływanie. Chcąc czy nie uchyliła powieki. Nad sobą zobaczyła lekko pochylonego mulata. Na początku się wystraszyła, ale przypomniała sobie, że nocowała w domu komisarza, który ja "przechwycił".
- Wstawaj, musimy niedługo wyjść. - napomniał surowo Zayn.
- Nie mam dwunastu lat. - prychnęła. - Nie musisz mnie upominać.
Malik uniósł jedną brew. Zaintrygowała go jej postawa. Wczoraj ledwo co się odzywała, a dzisiaj pyskowała z samego rana.
- Czyste ręczniki są w łazience, a śniadanie w kuchni na blacie. Za piętnaście minut widzimy się przy głównych drzwiach.
Dziewczyna jęknęła z niezadowoleniem, co uznał za zgodę. Wyszedł do salonu, gdzie na chwilę usiadł na kanapie. Zdążył przejrzeć ostatnie dokumenty nim Missi się wyszykowała. O umówionej godzinie czekał na nią przy wyjściu.
- Dwie minuty spóźnienia. - rzucił obojętnie.
- Nie spinaj się. - bąknęła.
Mężczyzna obdarzył ją ostrzegawczym spojrzeniem zza ramienia.
- Chciałam powiedzieć "proszę pana". - poprawiła się.
Razem zjechali windą na parking podziemny i wsiedli do auta. Szatynka zwróciła większą uwagę na okolicę w jakiej mieszkał komisarz. Myślała, że będzie wyjeżdżała z obszaru willi i wszelkich budowli bogaczów, ale to była zwyczajna, standardowa ulica. Mentalnie wzruszyła ramionami na swoje przemyślenia. Przypomniał jej się Louis i.... Zamarła. Przecież on ją zabije, jak tylko dowie się gdzie była. Na pewno już wpadł w szał.
- Jesteśmy. - oznajmił mulat.
Wysiedli. Trzymając za łokieć, doprowadził ją aż do swojego biura. Posadził ją na niewielkiej kanapie, tak jak na początku i uruchomił interkom.
- Dzień dobry, Bello. - przywitał się. - Jest Harry?
- Witam, panie komisarzu. - odpowiedziała radośnie. - Poinformował mnie, że spóźni się dziesięć minut. Korki.
- Rozumiem. jak tylko się pojawi, niech przyjdzie do mnie.
- Zrozumiałam, przekaże.
- Dziękuję.
Rozłączył się i popatrzył zamyślony na swoją ofiarę.
- I co ja mam z tobą zrobić? - wymamrotał. - Ciągle nie masz zamiaru porozmawiać ze mną na temat twojego chłopaka?
- Nie.
- Dlaczego?
- Dlaczego miałabym chcieć?
- Zrobiłaś się pyskata. - prychnął. - Wzięłaś coś w nocy?
- Nie biorę narkotyków. - rzuciła gniewnie.
Można było zarzucić jej lekkomyślne zachowanie, ale bycie w jakimkolwiek nałógu.
- Spokojnie. - powiedział powoli. - Stwierdziłem, że skoro obracasz się w takim towarzystwie, to pewnie korzystasz z uroków bycia dziewczyną gangstera.
Missi obruszyła się na te słowa i ostentacyjnie odwróciła wzrok. Malik westchnął. Tak upartego świadka jeszcze nie miał.
- Tak czy inaczej będziesz musiała porozmawiać z którymś z nas. Jeśli nie teraz, to wkrótce.
- Jako "dziewczyna gangstera" nie mam takiego zamiaru. - oznajmiał oschle.
Mężczyzna wywrócił oczami i wyszedł z gabinetu. Bez pukania, jak zwykle, wszedł do Richarda.
- Witam, panie Malik.
- Richard. - mulat przywitał go skinieniem głowy.
- Co nowego?
- Ta dziewczyna jest strasznie uparta.
- Wyglądała na taką, jak ją tu przyprowadziłeś.
- Nie chce powiedzieć ani słowa na temat Tomlinsona.
- Może powinienem poprosić...
- Nie. - przerwał mu gwałtownie. - Nawet nie waż się wymawiać tego nazwiska.
- Zayn, dobrze wiesz, że Niall ma dobre podejście do osób, które przesłuchuje. Zazwyczaj dostaje to, czego od oczekiwał.
- Zazwyczaj. - zironizował Malik. - W jego ostatniej akcji o mały włos, a zginęłoby niewinne dziecko.
- Zwyczajna pomyłka. - Steel starał się usprawiedliwić swojego drugiego podopiecznego.
- Taka pomyłka może kosztować niewinne życie. Koniec tematu.
- Zdobędziesz te zeznania, czy mam ci pomóc?
- Zdobędę. - rzucił Zayn, wychodząc.
Trzasnął drzwiami i wrócił do siebie. Mijając biurko nawet nie obdarzył sekretarki spojrzeniem. Przypomniał jej tylko o Harrym i zniknął za drzwiami.
- Kurwa. - przeklął pod nosem.
- Myślałam, że taki ktoś jak pan nie używa brzydkich słów. - odezwała się Missi. - To do pana nie pasuje.
- Doprawdy? - uniósł wysoko brwi, lustrując jej postawę.
Siedziała swobodnie na kanapie i obserwowała go twardym wzrokiem.
- Mhm. - przytaknęła.
Z wyglądu naprawdę jej się podobał. Nie w tym sensie. Znaczy uznała go za przystojnego i godnego uwagi, ale miała Louisa, który był jaki był, ale troszczył się o nią.
Wart był jej uczucia, prawda?
- Nie mam humoru na sprzeczanie się z tobą. - syknął i usiadł za biurkiem.
Zapanowała długa, dość niezręczna cisza. Mulat stukał palcami o blat mebla, a dziewczyna skubała niewidzialne meszki ze swoich spodni.
- Złożę te zeznania.
Komisarz wbił w nią zdezorientowane spojrzenie. Nagle zachciało jej się mówić?
- Jesteś pewna?
- Tak.
- Tknęło cię sumienie?
- Po prostu przejdźmy do rzeczy. - wywróciła oczami.
Mayson stwierdziła, że takie milczenie nie wyjdzie na jej korzyść. Nie wypuszczą jej dopóki czegoś nie powie. Tylko bała się, jak zareaguje na to Tomlinson.
Będzie zły, że coś powiedziała, prawda?
Jazda na dziesiąte piętro dłużyła się niemiłosiernie. Żadne nie przejawiało ochoty do pogawędki. Po zatrzymaniu się windy, przepuścił Missi pierwszą i idąc tuż za nią, doprowadził ich do drzwi mieszkania. Jednym ruchem otworzył wejście. Mayson w ciszy zagłębiała się w nowym miejscu. Ciekawa, co zastanie, wchodziła coraz dalej. Czuła na sobie wzrok Malika, ale skutecznie go ignorowała. Mieszkanie odznaczało się stonowanymi kolorami, jak na mężczyznę w jego wieku przystało. Zgadywała, że miał około trzydziestki, ale nie była pewna. Samoistnie znalazła się w czymś co przypominało salon. Był tam niewielki, skórzany, czarny narożnik, dość duży telewizor, szklany stolik do kawy i stół jadalniany razem z sześcioma krzesłami. Po prawej zlokalizowała wejście do kolejnego pomieszczenia, a po lewej odznaczał się jakby korytarz.
- Rozgość się. - rzucił mulat, zamykając drzwi na klucz, który zabrał ze sobą.
Missi zachmurzyła się na myśl, że traktuje ją jak więźnia i jej nie ufa. W sumie na jego miejscu też by się tak zachowywała.
- Chodź, zrobię ci coś do picia, a później pokaże ci gdzie będziesz spała.
Mężczyzna wszedł do pomieszczenia po prawej, które okazało się być kuchnią. Szatynka niepewnie usiadła na krzesełku barowym stojącym przy wysepce. Kuchnia była standardowych rozmiarów. Nie za duża i nie za mała.
- Woda, sok, herbata czy kawa? - zapytał, odwracając się przodem do szafek.
- Poproszę wodę.
Bez słowa nalał jej szklankę wody i postawił po jej nosem. W pierwszym odruchu miała ochotę wypić ją na raz, ale w porę zorientowała się, że nie wypada. Sączyła powoli napój, jednocześnie przyglądając się mulatowi, który zręcznie przygotowywał przekąskę.
- Zrobiłem grzanki. Częstuj się jeśli będziesz głodna. - oznajmił nagle.
Tak się zapatrzyła, że nie zauważyła jak szybko minął czas. Obrzuciła spojrzeniem zrobione jedzenie i stwierdziła, że wygląda przepysznie. Komisarz umył ręce i odwrócił się przodem do czekającej dziewczyny.
- Chodź ze mną.
Grzecznie poszła za nim. Zayn przeszedł przez krótki korytarz i zatrzymał się przy ostatnich drzwiach po prawej.
- Zanocujesz w pokoju dla gości, a jutro coś wymyślę. - powiedział, wskazując na klamkę. - Wejdź.
Missi przestąpiła próg z wahaniem. Ciągle była zdziwiona tym, że policjant zabrał ją do swojego domu, żeby zaofiarować jej głupi nocleg. Nigdy nie spotkała się z takim zachowaniem ze strony władz, a miała z nimi wiele do czynienia.
- Jeśli będziesz czegoś potrzebowała, będę w pokoju obok. - pokazał kciukiem za siebie. - Te drzwi po drugiej stronie, bardziej na lewo to łazienka, z której możesz swobodnie korzystać.
Mayson przytaknęła głową i przełknęła ślinę. Kiedy komisarz zniknął za drzwiami, podbiegła do nich i chciała przekręcić klucz, którego nie znalazła. Zabrał go dla pewności, że nie zrobi nic głupiego. Miała wielką ochotę pójść siku, ale bała się, że trafi na policjanta.
- Raz się żyje. Dłużej już nie wytrzymam. - wycedziła przez zęby.
Po cichu otworzyła drzwi i wysunęła głowę na korytarz. Pusto. Na palcach podbiegła do wskazanych jej wcześniej drzwi i powoli nacisnęła klamkę. Zamek ustąpił, co oznaczało, że pomieszczenie było puste. Z ulgą weszła do środka i załatwiła swoją potrzebę. Przy okazji umyła się jak najdokładniej, nie korzystając z prysznica. Nie miała swoich kosmetyków. Jedynie te, które zostały w jej torebce. Wróciła niezauważona do pokoju, zrzuciła spodnie i weszła pod kołdrę. W prawdzie była dopiero dwudziesta, co nie było jej godziną snu, ale wolała to niż spędzać czas z komisarzem.
***
Louis Tomlinson głowił się nad tym, gdzie podziała się Mayson. Wyszła do sklepu kilka godzin temu i do tej pory nie wróciła. Sądził, że wieczorem będzie czekała na niego w mieszkaniu, ale tak się nie stało. Nie przyznając się samemu sobie, zaczął się martwić. Zawsze była na jego każde zawołanie, a teraz nie wiedział gdzie jest.
- Payne! - krzyknął w głąb swojego apartamentu.
Wspólnik zjawił się w kilka sekund z kanapką w ręku. Tomlinson zauważył, że jest już naruszona.
- Zawsze musisz jeść, kiedy mamy coś ważnego do zrobienia? - zironizował Louis.
- Byłem głodny. - westchnął Liam z pełną buzią. - Co się stało?
- Mayson zniknęła.
- To co? Może po prostu od ciebie uciekła. - zaproponował Payne z głupawym uśmieszkiem.
Szatyn spiorunował go wzrokiem. Gdyby tylko spojrzenie mogło zabijać, leżałby martwy na wypastowanej podłodze.
- Nie pierdol głupot, tylko zabieraj się do roboty. - warknął.
- Co mam zrobić? - zdziwił się. - Przecież nie jestem jasnowidzem.
- Miała czip w komórce?
Liam przewrócił oczami, rozsiadając się na kanapie.
- Zabrałeś jej komórkę jakiś tydzień temu, Tomlinson.
- Co? - zmarszczył czoło. - Ach, tak. Racja.
- Co teraz?
- Będziemy jej szukać.
- Aż tak ci na niej zależy? - zapytał obojętnie wspólnik. - Po co ci ona? Tylko plątała się pod nogami.
- Za dużo wie.
- Mogłeś uważać. Ostrzegałem cię przed takim "specjalnym" traktowaniem lasek. Trzeba było jej nie wyróżniać i traktować jak resztę dziwek.
- Zamknij się, dobra!?
Payne wycofał się z dyskusji i skupił swoją uwagę na kanapce z kurczakiem. Louis starał się sobie przypomnieć, gdzie mogła iść, ewentualnie uciec, Mayson. Nigdy nie przejawiała takich zachowań.
- Może nie uciekła... - zaczął Liam.
- Co masz na myśli? - Louis zmarszczył czoło, siadajac naprzeciwko wspólnika.
- Chodziło mi, że może ktoś ja porwał.
- Co?!
- Dobrze wiesz, że nie jesteś święty i nie zawsze grałeś fair, więc...
Tomlinsonowi podniosło się ciśnienia, a krew gwałtownie zabuzowała w żyłach.
- Wycofaj to, co powiedziałeś. - syknął, napinając się.
- To tylko przypuszczenia, stary. Wyluzuj.
- Ona za dużo wie, do cholery! - zerwał się na równe nogi. - Nie mogę pozwolić, żeby coś wyciekło poza naszą organizację. Jakaś głupia smarkula nie popsuje moich planów!
Szatyn wpadł w szał.
Payne widywał go w takich momentach, ale tylko kiedy obaj byli na prochach. Od jakiegoś czasu Tomlinson był czysty, a Liam niekoniecznie. Lubił czasami sobie zapalić, albo coś wciągnąć. Tak dla zabawy.
- Wypierdalaj, muszę pomyśleć. - rzucił chłodno.
Payne wykonał polecenie i grzecznie opuścił piętro należące do Louisa Tomlinsona.
***
Zayn leżał na łóżku w swoim pokoju i czytał kolejny już kryminał autorstwa Agathy Christie. Uważał ją za jedną z najlepszych pisarek.
Jednak nie do końca mógł skupić się na książce... Męczyła go sprawa Tomlinsona. Do tego wszystkiego była ta dziewczyna. Zbliżał się weekend, a on nic nie osiągnął.
Zgodnie z zegarem była już środa. Za sześć godzin musi wstać, żeby wyszykować się pracy i zabrać na komendę dziewczynę. Jeszcze nie wiedział, co z nią zrobi. Nie miał zamiaru dawać jej noclegu na kolejną noc, ale tez nie chciał jej wypuścić.
- Myśl Malik, myśl. - jęknął, przekręcając się na drugi bok.
***
Środowy ranek wyglądał tak jak wszystkie poprzednie. Budzik zadzwonił o siódmej rano. Mulat wstał i raźnym krokiem skierował się do toalety. Wziął piętnastominutowy prysznic i przygotował się. Wrócił do pokoju, gdzie założył jeden z dopasowanych garniturów. W kuchni przyrządził sobie owsiankę z owocami i mocną kawę. Dokładnie taką, jaką lubił.
Zbliżała się w pół do ósmej, a Mayson nie pojawiła się w salonie. Mężczyzna był zmuszony zapukać do drzwi jej tymczasowego pokoju. Nie usłyszał żadnej odpowiedzi, więc ostrożnie otworzył drzwi.
- Mayson. - powiedział cicho.
Jego wzrok powędrował na niewielką postać zawiniętą w kołdrę. Miała rozczochrane włosy, oczy zamknięte, a usta lekko uchylone. Przypatrywał się jej przez chwilę, co mogło wyglądać dosyć dziwnie.
- Wstawaj. - rzucił głośniej, trącając ją w ramię.
Nie chciał jej dotykać, nie powinien, ale nie miał wyboru.
- Mhm. - zamruczała szatynka.
Śnił jej się wspaniały sen... Louis traktował ją jak należało, planowali razem przyszłość, może ślub i dzieci.
Z krainy baśni wyrwało ją nawoływanie. Chcąc czy nie uchyliła powieki. Nad sobą zobaczyła lekko pochylonego mulata. Na początku się wystraszyła, ale przypomniała sobie, że nocowała w domu komisarza, który ja "przechwycił".
- Wstawaj, musimy niedługo wyjść. - napomniał surowo Zayn.
- Nie mam dwunastu lat. - prychnęła. - Nie musisz mnie upominać.
Malik uniósł jedną brew. Zaintrygowała go jej postawa. Wczoraj ledwo co się odzywała, a dzisiaj pyskowała z samego rana.
- Czyste ręczniki są w łazience, a śniadanie w kuchni na blacie. Za piętnaście minut widzimy się przy głównych drzwiach.
Dziewczyna jęknęła z niezadowoleniem, co uznał za zgodę. Wyszedł do salonu, gdzie na chwilę usiadł na kanapie. Zdążył przejrzeć ostatnie dokumenty nim Missi się wyszykowała. O umówionej godzinie czekał na nią przy wyjściu.
- Dwie minuty spóźnienia. - rzucił obojętnie.
- Nie spinaj się. - bąknęła.
Mężczyzna obdarzył ją ostrzegawczym spojrzeniem zza ramienia.
- Chciałam powiedzieć "proszę pana". - poprawiła się.
Razem zjechali windą na parking podziemny i wsiedli do auta. Szatynka zwróciła większą uwagę na okolicę w jakiej mieszkał komisarz. Myślała, że będzie wyjeżdżała z obszaru willi i wszelkich budowli bogaczów, ale to była zwyczajna, standardowa ulica. Mentalnie wzruszyła ramionami na swoje przemyślenia. Przypomniał jej się Louis i.... Zamarła. Przecież on ją zabije, jak tylko dowie się gdzie była. Na pewno już wpadł w szał.
- Jesteśmy. - oznajmił mulat.
Wysiedli. Trzymając za łokieć, doprowadził ją aż do swojego biura. Posadził ją na niewielkiej kanapie, tak jak na początku i uruchomił interkom.
- Dzień dobry, Bello. - przywitał się. - Jest Harry?
- Witam, panie komisarzu. - odpowiedziała radośnie. - Poinformował mnie, że spóźni się dziesięć minut. Korki.
- Rozumiem. jak tylko się pojawi, niech przyjdzie do mnie.
- Zrozumiałam, przekaże.
- Dziękuję.
Rozłączył się i popatrzył zamyślony na swoją ofiarę.
- I co ja mam z tobą zrobić? - wymamrotał. - Ciągle nie masz zamiaru porozmawiać ze mną na temat twojego chłopaka?
- Nie.
- Dlaczego?
- Dlaczego miałabym chcieć?
- Zrobiłaś się pyskata. - prychnął. - Wzięłaś coś w nocy?
- Nie biorę narkotyków. - rzuciła gniewnie.
Można było zarzucić jej lekkomyślne zachowanie, ale bycie w jakimkolwiek nałógu.
- Spokojnie. - powiedział powoli. - Stwierdziłem, że skoro obracasz się w takim towarzystwie, to pewnie korzystasz z uroków bycia dziewczyną gangstera.
Missi obruszyła się na te słowa i ostentacyjnie odwróciła wzrok. Malik westchnął. Tak upartego świadka jeszcze nie miał.
- Tak czy inaczej będziesz musiała porozmawiać z którymś z nas. Jeśli nie teraz, to wkrótce.
- Jako "dziewczyna gangstera" nie mam takiego zamiaru. - oznajmiał oschle.
Mężczyzna wywrócił oczami i wyszedł z gabinetu. Bez pukania, jak zwykle, wszedł do Richarda.
- Witam, panie Malik.
- Richard. - mulat przywitał go skinieniem głowy.
- Co nowego?
- Ta dziewczyna jest strasznie uparta.
- Wyglądała na taką, jak ją tu przyprowadziłeś.
- Nie chce powiedzieć ani słowa na temat Tomlinsona.
- Może powinienem poprosić...
- Nie. - przerwał mu gwałtownie. - Nawet nie waż się wymawiać tego nazwiska.
- Zayn, dobrze wiesz, że Niall ma dobre podejście do osób, które przesłuchuje. Zazwyczaj dostaje to, czego od oczekiwał.
- Zazwyczaj. - zironizował Malik. - W jego ostatniej akcji o mały włos, a zginęłoby niewinne dziecko.
- Zwyczajna pomyłka. - Steel starał się usprawiedliwić swojego drugiego podopiecznego.
- Taka pomyłka może kosztować niewinne życie. Koniec tematu.
- Zdobędziesz te zeznania, czy mam ci pomóc?
- Zdobędę. - rzucił Zayn, wychodząc.
Trzasnął drzwiami i wrócił do siebie. Mijając biurko nawet nie obdarzył sekretarki spojrzeniem. Przypomniał jej tylko o Harrym i zniknął za drzwiami.
- Kurwa. - przeklął pod nosem.
- Myślałam, że taki ktoś jak pan nie używa brzydkich słów. - odezwała się Missi. - To do pana nie pasuje.
- Doprawdy? - uniósł wysoko brwi, lustrując jej postawę.
Siedziała swobodnie na kanapie i obserwowała go twardym wzrokiem.
- Mhm. - przytaknęła.
Z wyglądu naprawdę jej się podobał. Nie w tym sensie. Znaczy uznała go za przystojnego i godnego uwagi, ale miała Louisa, który był jaki był, ale troszczył się o nią.
Wart był jej uczucia, prawda?
- Nie mam humoru na sprzeczanie się z tobą. - syknął i usiadł za biurkiem.
Zapanowała długa, dość niezręczna cisza. Mulat stukał palcami o blat mebla, a dziewczyna skubała niewidzialne meszki ze swoich spodni.
- Złożę te zeznania.
Komisarz wbił w nią zdezorientowane spojrzenie. Nagle zachciało jej się mówić?
- Jesteś pewna?
- Tak.
- Tknęło cię sumienie?
- Po prostu przejdźmy do rzeczy. - wywróciła oczami.
Mayson stwierdziła, że takie milczenie nie wyjdzie na jej korzyść. Nie wypuszczą jej dopóki czegoś nie powie. Tylko bała się, jak zareaguje na to Tomlinson.
Będzie zły, że coś powiedziała, prawda?
19 czerwca 2015
4.
Komisarz Malik siedział cierpliwie na miejscu pasażera w służbowym samochodzie. Bruno i Styles poszli obejrzeć najbliższy teren. Zayn miał ochotę wziąć broń, wparować do budynku i aresztować albo najlepiej od razu zastrzelić Tomlinsona.
Nagle jego uwagę zwróciła niewielka postać wychodząca z tyłów burdelu.
- Czyżby maskotka Louisa? - powiedział do siebie.
Uważnie śledził ja wzrokiem, a kiedy znalazła się wystarczająco blisko, miał pewność. Ukazała mu się Missi Mayson, która była jednym z ważniejszych punktów w tej sprawie. Nie miał zamiaru siedzieć i czekać, aż sama wpadnie mu w ramiona. Postanowił działać.
Wysiadł z auta i ostrożnie podążył za dziewczyną. Kierowała się do najbliższego sklepu spożywczego. Mulat zastanawiał się przez chwilę, czemu miała na głowie kaptur i była nienaturalnie zgarbiona. Zmrużył oczy, idąc dalej.
Mayson weszła do sklepu z zamiarem kupienia czegoś do jedzenia i otarcia łez. Bez patrzenia wiedziała, że na brzuchu ma wielkiego siniaka. Schowała się przed światem pod dużym kapturem swojej kurtki. Nie chciała, żeby ktokolwiek dostrzegł jej moment słabości. Miała wrażenie, że ktoś ją obserwuje, dlatego chciała jak najszybciej wrócić do budynku, w którym czekał na nią wściekły Tomlinson. Mimo niedawnego incydentu nie pozwolił jej wrócić do "ich" apartamentu. Chciał mieć ją pod ręką, udając że nic się nie stało. Nie podobało jej się to. Nie chciała tak żyć.
***
Zayn zaczekał aż szatynka wyjdzie ze sklepu i ruszył za nią w drogę powrotną. Już wcześniej upatrzył miejsce, które będzie idealne do przechwycenia jej. Jak tylko zbliżyli się do małego zaułka, mulat szarpnął dziewczyną za łokieć i pociągnął do siebie. Szybko zakrył jej usta dłonią, żeby nie krzyczała. Oniemiała dziewczyna patrzyła na niego wytrzeszczonymi oczami, nie rozumiejąc co się własnie działo. Jej dzisiejszy dzień nie należał do najlepszych, jednak mogło obyć się bez napadu przez obcego mężczyznę. Malik intensywnie wpatrywał się w twarz dziewczyny, trzymając ją blisko siebie.
- Odkryję ci twarz, jeśli obiecasz, że nie będziesz krzyczała. - kwestia jak z filmu, ale zawsze działała.
Missi skinęła głową. Mężczyzna zrobił to, co obiecał.
- Nie zadawaj pytań. Nie odzywaj się. Teraz pójdziesz ze mną. Nie próbuj się wyszarpywać czy uciekać, bo i tak nic ci to nie da. Powiem tylko, że będziesz mogła podziękować swojemu chłopakowi za to, co teraz przejdziesz.
W głowie dziewczyny zapaliła się czerwona lampka.
Czy on był jednym z jego wspólników i chciał ją wykorzystać, bo Louis mu to obiecał?
Nie. Tak nie mogło być. On nigdy by jej tego nie zrobił. Przynajmniej tak myślała...
Aż do dzisiaj.
***
Bruno i Harry wrócili do samochodu kilka minut temu i nie zastali Malika. Zaczęli zastanawiać się, gdzie mógł pójść.
- Tam jest! - krzyknął nowy, widząc mulata kilkanaście metrów od auta.
- Co on robi? - zdziwił się Bruno.
- On... Czy on prowadzi jakąś dziewczynę? - wydukał Styles.
Mulat otworzył tylne drzwi i wepchnął dziewczynę do środka. Sam usiadł na miejscu pasażera. Nic nie mówiąc, zapiął pas.
- Malik. - zaczął Harry. - Co ona tu robi?
Przyjrzał się dokładnie dziewczynie, która intensywnie wpatrywała się w okno. Olśniło go i poznał osobę ze zdjęć, które sam drukował.
- Missi Mayson. - powiedział cicho.
- Tak, to ona. - przyznał Malik.
- Porwałeś ją?
- Przechwyciłem.
- Co?
- Po prostu. - czarnowłosy wywrócił oczami w geście irytacji. - Możemy już jechać?
Bez zbędnych pytań ruszyli w drogę. Harry zastanawiał się, przygryzając wargę, co komisarz chciał z nią zrobić.
Będzie ją przesłuchiwał? Przecież ona może nic nie wiedzieć...
Nim się obejrzał byli na miejscu. Zayn zwinnie wysiadł i pomógł "zakładniczce".
- Nie bój się. Nic ci tu nie grozi. - upewnił ją.
Styles i Bruno szli grzecznie za nimi. Szatynka słowem się nie odezwała. W najbliższym czasie nie miała takiego zamiaru.
- Teraz zaprowadzę się do mojego szefa, a później zastanowimy się, co z tobą zrobić. - rzucił i odwrócił się do swojego partnera, łapiąc dziewczynę za łokieć. - Dzięki Bruno za jazdę, a ty Styles idź przygotować raport.
Świeżak wykonał polecenie i odszedł do swojego stanowiska. Komisarz bez pukania wszedł do Richarda. Posadził swoją ofiarę na jednym z krzeseł i zamknął drzwi na klucz. Steel obrzucił go wymownym spojrzeniem.
- Nie ufam jej. - odpowiedział krótko mulat.
- Co cię tu sprowadza, Malik? Kim ona jest?
- To Missi Mayson. - wskazał brodą szatynkę. - Najprawdopodobniej jest nową zabawką Tomlinsona. Była z nim od roku, więc stwierdziłem, że może sporo wiedzieć. Poddam ja przesłuchaniu.
- Jesteś pewien?
- Tak, Richard, jestem pewien.
- Jak zawsze. - westchnął starszy mężczyzna. - W taki razie składam sprawę w twoje ręce, ale oczekuję, że będziesz informował mnie na bieżąco.
Malik skinął głową i ruchem dłoni nakazał Missi wstać. Bez słowa wyszli z biura i przeszli na drugi koniec. Malik nie puszczał łokcia dziewczyny. Zatrzymali się przy biurku sekretarki.
- Proszę o kawę i sok. Mogą też być jakieś ciastka.
- Już się robi, panie komisarzu.
Bella zlustrowała Mayson wzrokiem od góry do dołu, uśmiechając się lekko. Zauważyła, że dziewczyna jest ładna, a już na pewno jest młodsza od niej.
Czyżby to była nowa "dziewczyna" pana Malika, czy tylko świadek w sprawie?
- Usiądź na kanapie. - powiedział Zayn, odpinając guzik marynarki.
Tak samo jak wcześniej zakluczył drzwi i oparł się tyłkiem o blat biurka. Obserwował swoją ofiarę, która niepewnie rozglądała się po pomieszczeniu.
- Jestem komisarz Malik. - zaczął, czym skierował uwagę dziewczyny na siebie. - Pracuję nad sprawą niejakiego Louisa Tomlinsona, którego miałaś przyjemność poznać. Wiem, że nie jesteś nastawiona pozytywnie do mojej osoby, ale uwierz, że to co robię jest bardzo ważne. Wiesz, czym zajmuje się twój hmm... chłopak i wiesz, że to nie jest legalne. Poza tym nie robi tego od wczoraj. Poważnie wlazł mi za skórę.
Missi obserwowała jego twarz w milczeniu. Przyswajała jego słowa, ale nie reagowała.
- Chciałbym, żebyś złożyła wyjaśnienia. Chcę dowiedzieć się kilku szczegółów, które pomogą mi w sprawie.
Żadnego odzewu ze strony szatynki.
- Nie licz, że jeśli będzie milczała, to cię wypuszczę. - ostrzegł. - Radzę ci zacząć współpracować.
Twardo mierzyła jego twarz spojrzeniem pełnym obojętności.
- Odpowiesz na kilka moich pytań, czy tego chcesz czy nie. Nie masz wyboru.
- Zawsze jest wybór. - odezwała się nagle, czym zaskoczyła czarnowłosego.
- Naprawdę? - uniósł jedną brew. - Sądzę, ze w twoim przypadku to niemożliwe.
- Nie możesz mnie do niczego zmusić.
Nie zamierzała mówić do niego "pan", bo nie czuła obowiązku. Domyślała się, że są w podobnym wieku. Być może był odrobinę starszy.
- Mogę wiele rzeczy. - rzucił pewny siebie.
Dziewczyna prychnęła i odwróciła ostentacyjnie głowę.
- Może jak posiedzisz i się ponudzisz, to zmienisz zdanie. - westchnął.
Komisarz usiadłł za biurkiem i uruchomił służbowego laptopa. Zajął się wypełnianiem raportów, dokumentów, zeznań i podobnych rzeczy, co zajęło jego czas maksymalnie.
Tuż za ścianą Styles pracował na raportem, który był praktycznie gotowy do podpisu. Natomiast Bella przeglądała zdjęcia hoteli i apartamentów, w których chciałaby spędzić swój, nadchodzący wielkimi krokami, wakacyjny urlop. Nie liczyła, że tak się stanie, ale lubiła pomarzyć.
Niejaka Missi Mayson zajmowała kanapę w biurze niejakiego Zayna Malika i okropnie się nudziła. Nawet wypiła herbatę i zjadła jedno, duże ciastko. W dalszym ciągu czuła głód, ale nie lubiła objadać się słodyczami. Na myśl, ze miałaby poprosić o normalne jedzenie tego mężczyznę, robiło jej się niedobrze. Znienawidziła za tą sytuację Tomlinsona, ale i siebie. Powinna być bardziej ostrożna, a pozwoliła się zabrać na komendę.
- Głodna, co? - zapytał nagle Malik.
Zainteresowana wbiła w niego spojrzenie i niechętnie przytaknęła.
- Dopiero co umiałaś mówić. Coś się zmieniło? - zażartował.
Pokręciła głową na "nie", dalej milcząc.
- W taki razie zamówię to, co zawsze zamawiam i będziesz musiała to zjeść. Nie obchodzi mnie, czy to lubisz czy nie.
Mulat nacisnął przycisk interkomu, po którego drugiej stronie odezwała się sekretarka.
- Słucham, panie komisarzu?
- Poproszę mój stały lunch razy dwa.
- Już się robi. - odpowiedziała wesoło. - W czymś jeszcze mogę służyć?
- Poproś do mnie Stylesa.
Rozłączył się i przeniósł wzrok na dziewczynę. Była ładna i wydawała się być bystra. Czasami miała niewyparzony język, ale nie zawsze. Zauważył, że była dość uparta. Słyszał burczenie jej brzucha z odległości kilku metrów, a ona i tak nie poprosiła o coś do jedzenia.
Chwilę później Bella zapukała do drzwi i przyniosła zamówienie.
- Jedno postaw na stoliku. - rozkazał Malik.
Sekretarka przytaknęła z szerokim uśmiechem, po czym krytycznie przyjrzała się nowej zdobyczy komisarza. Nie chciała o niej myśleć źle, ale czuła się zazdrosna. Tak, miała męża, ale to nie zmieniała faktu, że chętnie wymieniłaby go na przystojnego Zayna Malika.
- Dziękuję. - rzucił chłodno Zayn.
- Do usług.
Missi wyłapała właściwe znaczenie i przekaz tych słów, ale mulat zdawał się tego nie zauważać. Kiedy kobieta wyszła, Mayson przystąpiła do ataku.
- Ona ewidentnie na ciebie leci. - walnęła bez zbędnych ceregieli.
- Kto? Bella? - prychnął. - Chyba żartujesz. Jest tylko moją sekretarką.
- Nie widzisz tych spojrzeń i uśmieszków? - zdziwiła się.
- Nie przyglądam się jej dłużej niż to konieczne.
- Jesteś dziwny. - westchnęła Missi. - Kobieta na ciebie leci, a ty nic sobie z tego nie robisz.
- Ona ma męża.
- To co z tego?
- Mówisz poważnie? - uniósł wysoko brwi w zdziwieniu.
- Tak.
Komisarz pokiwał głową litościwie i zamknął laptop. Przesunął dokumenty na bok i zabrał się za jedzenie.
- Tak przy okazji, powinnaś zwracać się z większym szacunkiem do kogoś, kogo nie znasz.
- Mówisz o sobie?
- Tak, geniuszu.
- Mam mówić do ciebie "panie komisarzu"? - jęknęła.
- Wypadałoby.
- Skoro chcesz... Skoro pan chce, panie komisarzu. - poprawiła się.
Bacznie przyglądała się posiłkowi, który dostała. Nie była pewna, co to jest. Komisarz nie zapytał jej nawet, na co miałaby ochotę. Może to nie była restauracja, czy bar szybkiej obsługi, ale jako świadek w sprawie powinna mieć zapewnione jak najlepsze warunki, prawda?
Chociaż... Mogła się mylić.
- Nie otruję się? - zapytała cicho, odwijając srebrną folię spożywczą.
Zayn skarcił ja wzrokiem, nie przerywając konsumpcji. Nozdrza Missi uderzył wspaniały zapach przypraw. W końcu otworzyła opakowanie i nie mogła się nadziwić. To była zwyczajna mieszanka chińska z ryżem, ale pachniała tak wspaniale, że miało się wrażenie jedzenia czegoś nad wyraz wykwintnego.
- Smakuje? - przerwał jej degustację ciekawski głos mężczyzny.
- Mhm. - odpowiedziała z pełną buzią.
Nie jadła czegoś tak wspaniale wykonanego i dopieszczonego od dawna. Ostatnimi czasy żywiła się gotowymi daniami albo tymi z barów szybkiej obsługi, co nie wpływało najlepiej na jej zdrowie i kondycję.
Natomiast Zayn zjadł kolejny taki sam posiłek, jak co dzień. Uwielbiał to danie nie tylko z powodu smaku, ale kucharz najszybciej je przygotowywał i Malik nie musiał długo na nie czekać. Z zamyślenia wyrwało go pukanie do drzwi. Do pomieszczenia wszedł Harry.
- Już jestem. Musiałem dokończyć kanapkę.
- Masz raport?
- Proszę. - podał swojemu partnerowi złączone kilka kartek. - Do podpisu.
Nie zwracali uwagi na dziewczynę, która uważnie im się przyglądała. W myśli stwierdziła, że całkiem nieźle się dobrali. Obaj byli przystojni, co działało na ich korzyść w przypadku spraw kryminalnych z kobietami w roli głównej.
- Zanieś go do Richarda. - wydał polecenie komisarz.
- Jasne, to zamierzałem zrobić. - westchnął Styles. - Dowiedziałeś się czegoś ciekawego?
- Nasz świadek jest niesamowicie uparty. - zironizował, rzucając przelotne spojrzenie samej zainteresowanej.
- Może ja spróbuję? - zaproponował nowy.
- Nie sądzę.
- Dlaczego?
Zayn wywrócił oczami, co zdarzało mu się niezwykle rzadko.
- Styles, w naszym zawodzie nie ma czasu na dyskusję, jasne?
- Tak, Malik. Zrozumiałem. - jęknął Harry. - Co z nią zrobisz? Zostanie w areszcie?
- Najprawdopodobniej.
Nastąpiła chwila ciszy.
- Nie mogę wrócić do domu? Przecież nie jestem wam do niczego potrzebna. - odezwała się nagle Missi.
- Wręcz przeciwnie, moja droga. - westchnął Malik.
- Jestem Harry. - przedstawił. - Dopóki nie zaczniesz z nami współpracować, nie będziemy mogli cię wypuścić, jasne?
- Tak, tak. - przewróciła oczami dość ostentacyjnie.
- Proponowałbym areszt. - tym razem zwrócił się do mulata.
- Sam nie wiem.
- Nie chcę spędzić nocy w areszcie. - zaprotestowała dziewczyna.
Nie zdawała sobie sprawy, że to nie od niej to zależało. Wiele rzeczy miało się wkrótce zmienić.
- Nie masz wyboru. - powiedział komisarz.
- Zawsze je...
- Tak, już to słyszałem. - uciął chłodno.
- W taki razie ja wracam do siebie. - Styles podniósł się z krzesła i podszedł do drzwi.
- Do zobaczenia jutro. - pożegnał się czarnowłosy.
- Powodzenia. - chłopak skinął na pożegnanie i wyszedł.
- Co ze mną zrobisz? - zapytała niepewnie.
- Nie wiem. - mężczyzna potarł nerwowo twarz. - Muszę pomyśleć...
Mayson dała mu chwilę czasu do zebrania myśli, ale nie zamierzała długo czekać na odpowiedź. Nie wyobrażała sobie, że mógłby zostawić ją w areszcie samą. Zayn skorzystał z interkomu, przez który skontaktował się z policjantem doglądającym aresztu. Opisał mu sytuację, a ten sprawdził czy dało się coś zrobić.
- Niestety, ale nie mamy wolnych cel. - oznajmił po krótkiej ciszy.
- Dzięki, Bob. - rzucił zmęczony i rozłączył się.
Wybiła godzina końca jego pracy, a on nie wiedział co zrobić z ofiara, którą własnoręcznie pozbawił wolności. Wstał, założył marynarkę, zgarnął wszystkie potrzebne rzeczy i gestem dłoni nakazał dziewczynie wstać.
- Dzisiaj zanocujesz u mnie.
Nagle jego uwagę zwróciła niewielka postać wychodząca z tyłów burdelu.
- Czyżby maskotka Louisa? - powiedział do siebie.
Uważnie śledził ja wzrokiem, a kiedy znalazła się wystarczająco blisko, miał pewność. Ukazała mu się Missi Mayson, która była jednym z ważniejszych punktów w tej sprawie. Nie miał zamiaru siedzieć i czekać, aż sama wpadnie mu w ramiona. Postanowił działać.
Wysiadł z auta i ostrożnie podążył za dziewczyną. Kierowała się do najbliższego sklepu spożywczego. Mulat zastanawiał się przez chwilę, czemu miała na głowie kaptur i była nienaturalnie zgarbiona. Zmrużył oczy, idąc dalej.
Mayson weszła do sklepu z zamiarem kupienia czegoś do jedzenia i otarcia łez. Bez patrzenia wiedziała, że na brzuchu ma wielkiego siniaka. Schowała się przed światem pod dużym kapturem swojej kurtki. Nie chciała, żeby ktokolwiek dostrzegł jej moment słabości. Miała wrażenie, że ktoś ją obserwuje, dlatego chciała jak najszybciej wrócić do budynku, w którym czekał na nią wściekły Tomlinson. Mimo niedawnego incydentu nie pozwolił jej wrócić do "ich" apartamentu. Chciał mieć ją pod ręką, udając że nic się nie stało. Nie podobało jej się to. Nie chciała tak żyć.
***
Zayn zaczekał aż szatynka wyjdzie ze sklepu i ruszył za nią w drogę powrotną. Już wcześniej upatrzył miejsce, które będzie idealne do przechwycenia jej. Jak tylko zbliżyli się do małego zaułka, mulat szarpnął dziewczyną za łokieć i pociągnął do siebie. Szybko zakrył jej usta dłonią, żeby nie krzyczała. Oniemiała dziewczyna patrzyła na niego wytrzeszczonymi oczami, nie rozumiejąc co się własnie działo. Jej dzisiejszy dzień nie należał do najlepszych, jednak mogło obyć się bez napadu przez obcego mężczyznę. Malik intensywnie wpatrywał się w twarz dziewczyny, trzymając ją blisko siebie.
- Odkryję ci twarz, jeśli obiecasz, że nie będziesz krzyczała. - kwestia jak z filmu, ale zawsze działała.
Missi skinęła głową. Mężczyzna zrobił to, co obiecał.
- Nie zadawaj pytań. Nie odzywaj się. Teraz pójdziesz ze mną. Nie próbuj się wyszarpywać czy uciekać, bo i tak nic ci to nie da. Powiem tylko, że będziesz mogła podziękować swojemu chłopakowi za to, co teraz przejdziesz.
W głowie dziewczyny zapaliła się czerwona lampka.
Czy on był jednym z jego wspólników i chciał ją wykorzystać, bo Louis mu to obiecał?
Nie. Tak nie mogło być. On nigdy by jej tego nie zrobił. Przynajmniej tak myślała...
Aż do dzisiaj.
***
Bruno i Harry wrócili do samochodu kilka minut temu i nie zastali Malika. Zaczęli zastanawiać się, gdzie mógł pójść.
- Tam jest! - krzyknął nowy, widząc mulata kilkanaście metrów od auta.
- Co on robi? - zdziwił się Bruno.
- On... Czy on prowadzi jakąś dziewczynę? - wydukał Styles.
Mulat otworzył tylne drzwi i wepchnął dziewczynę do środka. Sam usiadł na miejscu pasażera. Nic nie mówiąc, zapiął pas.
- Malik. - zaczął Harry. - Co ona tu robi?
Przyjrzał się dokładnie dziewczynie, która intensywnie wpatrywała się w okno. Olśniło go i poznał osobę ze zdjęć, które sam drukował.
- Missi Mayson. - powiedział cicho.
- Tak, to ona. - przyznał Malik.
- Porwałeś ją?
- Przechwyciłem.
- Co?
- Po prostu. - czarnowłosy wywrócił oczami w geście irytacji. - Możemy już jechać?
Bez zbędnych pytań ruszyli w drogę. Harry zastanawiał się, przygryzając wargę, co komisarz chciał z nią zrobić.
Będzie ją przesłuchiwał? Przecież ona może nic nie wiedzieć...
Nim się obejrzał byli na miejscu. Zayn zwinnie wysiadł i pomógł "zakładniczce".
- Nie bój się. Nic ci tu nie grozi. - upewnił ją.
Styles i Bruno szli grzecznie za nimi. Szatynka słowem się nie odezwała. W najbliższym czasie nie miała takiego zamiaru.
- Teraz zaprowadzę się do mojego szefa, a później zastanowimy się, co z tobą zrobić. - rzucił i odwrócił się do swojego partnera, łapiąc dziewczynę za łokieć. - Dzięki Bruno za jazdę, a ty Styles idź przygotować raport.
Świeżak wykonał polecenie i odszedł do swojego stanowiska. Komisarz bez pukania wszedł do Richarda. Posadził swoją ofiarę na jednym z krzeseł i zamknął drzwi na klucz. Steel obrzucił go wymownym spojrzeniem.
- Nie ufam jej. - odpowiedział krótko mulat.
- Co cię tu sprowadza, Malik? Kim ona jest?
- To Missi Mayson. - wskazał brodą szatynkę. - Najprawdopodobniej jest nową zabawką Tomlinsona. Była z nim od roku, więc stwierdziłem, że może sporo wiedzieć. Poddam ja przesłuchaniu.
- Jesteś pewien?
- Tak, Richard, jestem pewien.
- Jak zawsze. - westchnął starszy mężczyzna. - W taki razie składam sprawę w twoje ręce, ale oczekuję, że będziesz informował mnie na bieżąco.
Malik skinął głową i ruchem dłoni nakazał Missi wstać. Bez słowa wyszli z biura i przeszli na drugi koniec. Malik nie puszczał łokcia dziewczyny. Zatrzymali się przy biurku sekretarki.
- Proszę o kawę i sok. Mogą też być jakieś ciastka.
- Już się robi, panie komisarzu.
Bella zlustrowała Mayson wzrokiem od góry do dołu, uśmiechając się lekko. Zauważyła, że dziewczyna jest ładna, a już na pewno jest młodsza od niej.
Czyżby to była nowa "dziewczyna" pana Malika, czy tylko świadek w sprawie?
- Usiądź na kanapie. - powiedział Zayn, odpinając guzik marynarki.
Tak samo jak wcześniej zakluczył drzwi i oparł się tyłkiem o blat biurka. Obserwował swoją ofiarę, która niepewnie rozglądała się po pomieszczeniu.
- Jestem komisarz Malik. - zaczął, czym skierował uwagę dziewczyny na siebie. - Pracuję nad sprawą niejakiego Louisa Tomlinsona, którego miałaś przyjemność poznać. Wiem, że nie jesteś nastawiona pozytywnie do mojej osoby, ale uwierz, że to co robię jest bardzo ważne. Wiesz, czym zajmuje się twój hmm... chłopak i wiesz, że to nie jest legalne. Poza tym nie robi tego od wczoraj. Poważnie wlazł mi za skórę.
Missi obserwowała jego twarz w milczeniu. Przyswajała jego słowa, ale nie reagowała.
- Chciałbym, żebyś złożyła wyjaśnienia. Chcę dowiedzieć się kilku szczegółów, które pomogą mi w sprawie.
Żadnego odzewu ze strony szatynki.
- Nie licz, że jeśli będzie milczała, to cię wypuszczę. - ostrzegł. - Radzę ci zacząć współpracować.
Twardo mierzyła jego twarz spojrzeniem pełnym obojętności.
- Odpowiesz na kilka moich pytań, czy tego chcesz czy nie. Nie masz wyboru.
- Zawsze jest wybór. - odezwała się nagle, czym zaskoczyła czarnowłosego.
- Naprawdę? - uniósł jedną brew. - Sądzę, ze w twoim przypadku to niemożliwe.
- Nie możesz mnie do niczego zmusić.
Nie zamierzała mówić do niego "pan", bo nie czuła obowiązku. Domyślała się, że są w podobnym wieku. Być może był odrobinę starszy.
- Mogę wiele rzeczy. - rzucił pewny siebie.
Dziewczyna prychnęła i odwróciła ostentacyjnie głowę.
- Może jak posiedzisz i się ponudzisz, to zmienisz zdanie. - westchnął.
Komisarz usiadłł za biurkiem i uruchomił służbowego laptopa. Zajął się wypełnianiem raportów, dokumentów, zeznań i podobnych rzeczy, co zajęło jego czas maksymalnie.
Tuż za ścianą Styles pracował na raportem, który był praktycznie gotowy do podpisu. Natomiast Bella przeglądała zdjęcia hoteli i apartamentów, w których chciałaby spędzić swój, nadchodzący wielkimi krokami, wakacyjny urlop. Nie liczyła, że tak się stanie, ale lubiła pomarzyć.
Niejaka Missi Mayson zajmowała kanapę w biurze niejakiego Zayna Malika i okropnie się nudziła. Nawet wypiła herbatę i zjadła jedno, duże ciastko. W dalszym ciągu czuła głód, ale nie lubiła objadać się słodyczami. Na myśl, ze miałaby poprosić o normalne jedzenie tego mężczyznę, robiło jej się niedobrze. Znienawidziła za tą sytuację Tomlinsona, ale i siebie. Powinna być bardziej ostrożna, a pozwoliła się zabrać na komendę.
- Głodna, co? - zapytał nagle Malik.
Zainteresowana wbiła w niego spojrzenie i niechętnie przytaknęła.
- Dopiero co umiałaś mówić. Coś się zmieniło? - zażartował.
Pokręciła głową na "nie", dalej milcząc.
- W taki razie zamówię to, co zawsze zamawiam i będziesz musiała to zjeść. Nie obchodzi mnie, czy to lubisz czy nie.
Mulat nacisnął przycisk interkomu, po którego drugiej stronie odezwała się sekretarka.
- Słucham, panie komisarzu?
- Poproszę mój stały lunch razy dwa.
- Już się robi. - odpowiedziała wesoło. - W czymś jeszcze mogę służyć?
- Poproś do mnie Stylesa.
Rozłączył się i przeniósł wzrok na dziewczynę. Była ładna i wydawała się być bystra. Czasami miała niewyparzony język, ale nie zawsze. Zauważył, że była dość uparta. Słyszał burczenie jej brzucha z odległości kilku metrów, a ona i tak nie poprosiła o coś do jedzenia.
Chwilę później Bella zapukała do drzwi i przyniosła zamówienie.
- Jedno postaw na stoliku. - rozkazał Malik.
Sekretarka przytaknęła z szerokim uśmiechem, po czym krytycznie przyjrzała się nowej zdobyczy komisarza. Nie chciała o niej myśleć źle, ale czuła się zazdrosna. Tak, miała męża, ale to nie zmieniała faktu, że chętnie wymieniłaby go na przystojnego Zayna Malika.
- Dziękuję. - rzucił chłodno Zayn.
- Do usług.
Missi wyłapała właściwe znaczenie i przekaz tych słów, ale mulat zdawał się tego nie zauważać. Kiedy kobieta wyszła, Mayson przystąpiła do ataku.
- Ona ewidentnie na ciebie leci. - walnęła bez zbędnych ceregieli.
- Kto? Bella? - prychnął. - Chyba żartujesz. Jest tylko moją sekretarką.
- Nie widzisz tych spojrzeń i uśmieszków? - zdziwiła się.
- Nie przyglądam się jej dłużej niż to konieczne.
- Jesteś dziwny. - westchnęła Missi. - Kobieta na ciebie leci, a ty nic sobie z tego nie robisz.
- Ona ma męża.
- To co z tego?
- Mówisz poważnie? - uniósł wysoko brwi w zdziwieniu.
- Tak.
Komisarz pokiwał głową litościwie i zamknął laptop. Przesunął dokumenty na bok i zabrał się za jedzenie.
- Tak przy okazji, powinnaś zwracać się z większym szacunkiem do kogoś, kogo nie znasz.
- Mówisz o sobie?
- Tak, geniuszu.
- Mam mówić do ciebie "panie komisarzu"? - jęknęła.
- Wypadałoby.
- Skoro chcesz... Skoro pan chce, panie komisarzu. - poprawiła się.
Bacznie przyglądała się posiłkowi, który dostała. Nie była pewna, co to jest. Komisarz nie zapytał jej nawet, na co miałaby ochotę. Może to nie była restauracja, czy bar szybkiej obsługi, ale jako świadek w sprawie powinna mieć zapewnione jak najlepsze warunki, prawda?
Chociaż... Mogła się mylić.
- Nie otruję się? - zapytała cicho, odwijając srebrną folię spożywczą.
Zayn skarcił ja wzrokiem, nie przerywając konsumpcji. Nozdrza Missi uderzył wspaniały zapach przypraw. W końcu otworzyła opakowanie i nie mogła się nadziwić. To była zwyczajna mieszanka chińska z ryżem, ale pachniała tak wspaniale, że miało się wrażenie jedzenia czegoś nad wyraz wykwintnego.
- Smakuje? - przerwał jej degustację ciekawski głos mężczyzny.
- Mhm. - odpowiedziała z pełną buzią.
Nie jadła czegoś tak wspaniale wykonanego i dopieszczonego od dawna. Ostatnimi czasy żywiła się gotowymi daniami albo tymi z barów szybkiej obsługi, co nie wpływało najlepiej na jej zdrowie i kondycję.
Natomiast Zayn zjadł kolejny taki sam posiłek, jak co dzień. Uwielbiał to danie nie tylko z powodu smaku, ale kucharz najszybciej je przygotowywał i Malik nie musiał długo na nie czekać. Z zamyślenia wyrwało go pukanie do drzwi. Do pomieszczenia wszedł Harry.
- Już jestem. Musiałem dokończyć kanapkę.
- Masz raport?
- Proszę. - podał swojemu partnerowi złączone kilka kartek. - Do podpisu.
Nie zwracali uwagi na dziewczynę, która uważnie im się przyglądała. W myśli stwierdziła, że całkiem nieźle się dobrali. Obaj byli przystojni, co działało na ich korzyść w przypadku spraw kryminalnych z kobietami w roli głównej.
- Zanieś go do Richarda. - wydał polecenie komisarz.
- Jasne, to zamierzałem zrobić. - westchnął Styles. - Dowiedziałeś się czegoś ciekawego?
- Nasz świadek jest niesamowicie uparty. - zironizował, rzucając przelotne spojrzenie samej zainteresowanej.
- Może ja spróbuję? - zaproponował nowy.
- Nie sądzę.
- Dlaczego?
Zayn wywrócił oczami, co zdarzało mu się niezwykle rzadko.
- Styles, w naszym zawodzie nie ma czasu na dyskusję, jasne?
- Tak, Malik. Zrozumiałem. - jęknął Harry. - Co z nią zrobisz? Zostanie w areszcie?
- Najprawdopodobniej.
Nastąpiła chwila ciszy.
- Nie mogę wrócić do domu? Przecież nie jestem wam do niczego potrzebna. - odezwała się nagle Missi.
- Wręcz przeciwnie, moja droga. - westchnął Malik.
- Jestem Harry. - przedstawił. - Dopóki nie zaczniesz z nami współpracować, nie będziemy mogli cię wypuścić, jasne?
- Tak, tak. - przewróciła oczami dość ostentacyjnie.
- Proponowałbym areszt. - tym razem zwrócił się do mulata.
- Sam nie wiem.
- Nie chcę spędzić nocy w areszcie. - zaprotestowała dziewczyna.
Nie zdawała sobie sprawy, że to nie od niej to zależało. Wiele rzeczy miało się wkrótce zmienić.
- Nie masz wyboru. - powiedział komisarz.
- Zawsze je...
- Tak, już to słyszałem. - uciął chłodno.
- W taki razie ja wracam do siebie. - Styles podniósł się z krzesła i podszedł do drzwi.
- Do zobaczenia jutro. - pożegnał się czarnowłosy.
- Powodzenia. - chłopak skinął na pożegnanie i wyszedł.
- Co ze mną zrobisz? - zapytała niepewnie.
- Nie wiem. - mężczyzna potarł nerwowo twarz. - Muszę pomyśleć...
Mayson dała mu chwilę czasu do zebrania myśli, ale nie zamierzała długo czekać na odpowiedź. Nie wyobrażała sobie, że mógłby zostawić ją w areszcie samą. Zayn skorzystał z interkomu, przez który skontaktował się z policjantem doglądającym aresztu. Opisał mu sytuację, a ten sprawdził czy dało się coś zrobić.
- Niestety, ale nie mamy wolnych cel. - oznajmił po krótkiej ciszy.
- Dzięki, Bob. - rzucił zmęczony i rozłączył się.
Wybiła godzina końca jego pracy, a on nie wiedział co zrobić z ofiara, którą własnoręcznie pozbawił wolności. Wstał, założył marynarkę, zgarnął wszystkie potrzebne rzeczy i gestem dłoni nakazał dziewczynie wstać.
- Dzisiaj zanocujesz u mnie.
17 czerwca 2015
3.
Harry obudził się wczesnym wtorkowym rankiem. Chciał upewnić się, że zdobył wszelkie możliwe informacje, o które poprosił go Malik. Nie miał zamiaru podpaść już pierwszego dnia pracy. Spakował swoją torbę, ubrał cienką kurtkę, założył buty i wyszedł z mieszkania.
Zayn od godziny szóstej był już na nogach. O siódmej pojawił się w pracy, czym mocno zdziwił swoją sekretarkę, która przyszła nieco później. Zazwyczaj komisarz przychodził na ósmą rano, a w gabinecie czekała na niego świeżo parzona, aromatyczna kawa. Tym razem było inaczej. Malik chciał jak najszybciej zabrać się za sprawę Tomlinsona i tym razem na dobre posłać go do więzienia. Niecierpliwie wyczekiwał Stylesa. Usłyszał pukanie do drzwi.
- Proszę. - rzucił, odwracając się tyłem do okna.
- Już jestem. - wydyszał nowy partner. - Starałem się być jak najwcześniej.
- W porządku. - mulat skinął głową z uznaniem. - Masz to, o co cię prosiłem?
- Tak.
Chłopak podał komisarzowi plik kartek spiętych spinaczem, po czym przeczesał nerwowo włosy.
- Coś jeszcze? - lekkie zdenerwowanie zagościło w jego głosie.
- Nie. Możesz iść zadomowić się na nowym miejscu. Zapytaj Belle o twoje biurko, zaprowadzi cię.
- Dzięki.
- Powodzenia. - rzucił za Harrym.
Zatrzymał na chwilę wzrok na drzwiach i zamyślił się.
Czego Tomlinson znowu tutaj szukał? Niczego się nie nauczył po zeszłorocznej akcji?
Mężczyzna usiadł przy biurku i zabrał się za analizowanie informacji zdobytych przez młodego partnera. Okazały się bardzo dobre i szczegółowe, czego Zayn się nie spodziewał. Dziewczyna miała na imię Missi Mayson i była młoda, niestety nie znał jej dokładnego wieku. Pracowała w kilku przydrożnych barach jako kelnerka. Brak kontaktu czy powiązania z jej rodziną.
Te informacje okazały się najistotniejsze. Reszta dotyczyła miejsc, w których często bywała i z kim spotykała się rok temu. Z najbliższego okresu nie było nic, co mogło zainteresować Malika. Ostatnie zdjęcia były podobne do tych, które przesłała mu sekretarka, ale bardziej eksponowały jej twarz.
Mulat zastanawiał się czemu taka młoda, ładna i niewinnie wyglądająca dziewczyna zadawała się z kimś pokroju Louisa i w ogóle przebywa w takim środowisku.
Może była uzależniona od narkotyków?
Może potrzebowała kasy?
Może była prywatną dziwką Tomlinsona?
Tak wiele pytań, żadnej odpowiedzi...
***
Louis leniwie zwlókł się z łóżka i rozejrzał zaspanym wzrokiem po pokoju. Nie dostrzegł Missi, więc zmusił się wyjścia z ciepłego pomieszczenia. Jego willa była ogromna i miała postać kamienicy. Dwa najwyższe piętra zajmował on z dziewczyną, a reszta rozdzielił między swoich współpracowników i mniej ważnych ludzi.
- Mayson?! - zawołał w głąb domu.
Często mówił jej po nazwisku, rzadko po imieniu. Dziewczyna nie miała pojęcia dlaczego. Nikt nie odpowiedział, wiec szedł dalej ubrany w dresy i koszulkę, w czym uwielbiał spać.
- Tutaj jesteś. - mruknął, widząc dziewczynę krzątającą się przy kuchence.
- Dzień dobry. - powiedziała wesoło.
Starała się zarazić go uśmiechem i dobrym humorem, ale z czasem coraz trudniej jej to przychodziło.
- Hej. - przywitał się niedbale. - Co robisz?
Mężczyzna stanął tuż za nią i owinął swoje ramiona wokół jej talii. Szatynka nie należała do tyczkowatych modelek z wybiegu. Jej figura była standardowa - nie za gruba, nie za chuda. Lubiła swoje ciało takie, jakim było. Nie miała też kompleksów w kwestii swojej urody. Twierdziła, że każdy jest piękny i wyjątkowy na swój sposób.
- Śniadanie. - odpowiedziała, opierając się plecami o tors Louisa.
Własnie skończyła smażyć jajecznicę z pomidorami, którą oboje uwielbiali. Szybki i łatwy sposób na śniadanie. Tomlinson wypuścił ją z objęć, żeby mogła nakryć do stołu. Sam zaparzył im kawę i nalał do kubków. Gdyby nie fach, którym się zajmował, wyglądałby na normalnego faceta, który chce się wkrótce ożenić i mieć gromadkę dzieci. Niestety jeśli Louis usłyszał tylko o ślubach czy dzieciach śmiał się w głos. Missi wiedziała, że to nie jego styl życia i gardził nim. Dlatego nie do końca wiązała z nim swoją przyszłość. Po prostu chciała wyjść na prosta, a później...
Co później? Tego sama jeszcze nie wiedziała.
- Smacznego. - rzuciła z uśmiechem, a on skinął głową, puszczając jej oczko.
Oboje zajadali się pysznościami, ale wkrótce po tym miłym poranku Tomlinson doprowadził się do ładu i wyszedł, nawet nie mówiąc po co i gdzie. Mayson wiedziała, że dzisiaj może się z nim nie zobaczyć.
***
Bruno podstawił samochód, a Zayn i Styles do niego wsiedli. Kilkanaście minut później byli na miejscu. Wyczekiwali aż pokaże się Tomlinson, ale niestety nie odczytali żadnej aktywności w obrębie domu publicznego.
- Może zorientował się, że go obserwujemy i wstrzymał działalność. - zasugerował Harry.
- Sprowadził za dużo panienek, żeby teraz trzymać je bezużytecznie. - zażartował Bruno.
- Tomlinson tak łatwo się nie poddaje. - rzucił Malik. - Wszyscy, ale nie on. Twardy z niego zawodnik.
Harry zmarszczył czoło zdezorientowany.
- Jak to? Skąd wiesz?
- Polowałem na niego rok temu, ale skutecznie mi się wywinął.
- Naprawdę?
Mulat przytaknął głową. Jego poważna mina nie ukazywała żadnych emocji, które chłopak mógłby odczytać.
- Czyli wiesz co robić, prawda?
- Ja zawsze wiem, co robić. - burknął komisarz.
Nikt więcej się nie odezwał. Harry nie chciał podważyć jego doświadczenia, to tylko tak zabrzmiało. Styles chciał się tylko dowiedzieć, co miał na myśli jego partner. Nie chciał go urazić w jakikolwiek sposób.
- Jest. - ich uwagę przyciągnął Bruno.
- Gdzie? - wyszeptał Harry.
- On cię nie usłyszy, nie musisz szeptać. - zbeształ go Zayn. - Za rogiem budynku. Widzisz?
Szatyn o kręconych włosach przyjrzał się dokładniej i wreszcie zobaczył to, co powinien. Louis stał na rogu i rozmawiał przez telefony, silnie gestykulując.
- Czyżby problem w interesach? - Malik prychnął sarkastycznie.
- Na pewno coś poważnego, bo pali jednego papierosa za drugim.
Świeżak miał rację...
Tomlinsonowi popsuły się plany.
***
- Ale jak to, kurwa, zgubiłeś towar?! - krzyczał.
- Zostawiłem go pod opieką jednego z twoich goryli, a kiedy wróciłem on spał a towaru nie było. Zniknął - tłumaczył się Liam.
- Masz mi go znaleźć, albo cię, kurwa, wykastruję! Słyszysz?! - zdenerwował się nie na żarty.
Przechodnie patrzyli na niego jak na diabła, którym po części był. Nikt normalny i dobry nie bawił się w takie rzeczy.
- Spokojnie, Louis...
- Zamknij się, Liam! - przerwał mu. - Zawsze coś pierdolisz!
- To drugi raz.
- Chyba dopiero. - syknął Tomlinson. - Nie chcę, żeby to się powtórzyło.
- Słuchaj, ja też mam z tego korzyści, więc mi zależy. - warknął Payne.
- Postaraj się to odzyskać, bo jak nie...
- Tak, wiem. - jęknął Liam i rozłączył się.
- Kurwa! - krzyknął szatyn i zdeptał niedopałek czubkiem buta.
Zdecydowanym krokiem ponownie znalazł się w swoim biurze w burdelu i jeszcze raz przejrzał papiery. Dom publiczny miał oficjalnie ruszyć za dwa dni, a jemu brakowało jeszcze tylu dziewczyn do zabawy i narkotyków dla gości. To miała być pierwsze, tak ekskluzywne, miejsce w mieście. Louis szybko wybrał numer do Missi.
- Mayson? - rzucił roztrzęsiony do słuchawki.
- Louis? - zdziwiła się. - Coś się stało?
Nigdy nie dzwonił do niej w trakcie swojej "pracy".
- Nie, kurwa. - syknął. - Już nie mogę do ciebie zadzwonić bez powodu?
- Nigdy nie dzwonisz bez powodu. - westchnęła.
- Nieważne. - burknął. - Masz tu być za pięć minut.
- Co? Po co?
- Masz tu, kurwa, być. - wysyczał każde słowo.
- Louis dobrze wiesz, że ja nie lubię...
- Gówno mnie obchodzi, co lubisz, a czego nie. - powiedział nazbyt głośno. - Masz robić, to co mówię.
- Louis, co się z tobą stało?
- Przyjedź, kurwa. - powtórzył, nie odpowiadając na jej pytanie i rozłączył się.
Missi zmartwiona ubrała się w wyjściowe ubrania, zabrała swoją torebkę i wyszła z domu. Przez całą drogę jazdy autobusem zastanawiała się, co Tomlinson od niej chciał. Przecież miał pełno dziwek pod ręką.
***
- Już jestem. - powiedziała, otwierając drzwi jego gabinetu.
Stanęła jak wryta. Zobaczyła coś, czego nie spodziewała się nigdy zobaczyć...
Przed jej "chłopakiem" klęczała dziewczyna i mu obciągała. Mężczyzna nawet nie zwrócił na Mayson uwagi.
- Louis? - zapytała roztrzęsionym głosem.
- O kurwa. - jęknął, co oznaczało jedno - doszedł.
Dopiero wtedy otworzył oczy, podciągając majtki i spodnie. Dziwka wstała z kolan, poprawiła potargane włosy, otarła usta i wyminęła Missi w wejściu, racząc ją szyderczym uśmieszkiem. Tomlinson usiadł za biurkiem i zeskanował sylwetkę dziewczyny.
- Co to miało być?! - uniosła się.
- Cicho. bądź - rzucił chłodno.
- Dlaczego ty i ona...
- Jest doświadczona. - przerwał jej. - Jeszcze jakieś pytania?
- Jak mogłeś! - krzyknęła i kopnęła w kosz na śmieci, którego zawartość rozsypała się po podłodze.
Mężczyzna spiął się i gwałtownie wstał.
- Zobacz kurwo, co zrobiłaś! - wrzasnął.
- Zdradziłeś mnie!
- Nigdy nie mówiłem, że jesteśmy razem!
- Ale ty... - zająknęła się. - Byłeś ze mną przez cały ten czas!
- Z każdą tutaj obecną kobietą spędzam dużo czasu!
- Jesteś chujem i tyle! - po jej polikach spłynęły pojedyncze łzy.
- Co ty powiedziałaś? - syknął.
- Słyszałeś!
- Powtórz.
Wolnym krokiem zbliżał się do niej, niczym drapieżny kot. Bała się, ale adrenalina buzowała w jej krwi w takim stopniu, że czuła się na siłach, żeby stawić mu czoła.
- Ty mała suko. - powiedział cicho. - Ja cię utrzymuję, a ty tak się do mnie odnosisz?
Nie odpowiedziała.
- Mów! - ryknął.
- Ja...
- No co? - prychnął. - Będziesz teraz przepraszać, tak? Mam w dupie twoje przeprosiny.
- Louis...
- Od dzisiaj mówisz do mnie "proszę pana".
- Ale Louis...
- Powiedziałem coś, kurwa! - krzyknął.
Nie mógł opanować szalejących emocji.
Nie pozwalał na to, żeby jakakolwiek kobieta czy inna dziwka tak go traktowała. Dla niego Mayson była małolatą do ruchania, którą łaskawie się zajął. Szatyn jednym uderzeniem w brzuch powalił dziewczynę na kolana. Zszokowana Missi nie wiedziała, co się dzieje. Nigdy się tak nie zachowywał. Tomlinson szarpnął ją za włosy i podciągnął do góry.
- Nie będziesz mi, kurwa, rządziła jasne? - warknął. - To ja tu jestem szefem, a ty jedną z tych naiwnych, słodkich dziwek, których mam na pęczki.
Jego słowa sprawiły, że oniemiała.
- Jeszcze raz mi się postawisz, a będzie z tobą znacznie gorzej, rozumiesz?
Nie odezwała się. Wolną dłonią złapał ją za dolna szczękę i ścisnął mocno. Szatynka jęknęła z bólu.
- Odpowiedz!
- Rozumiem. - wydusiła na granicy płaczu. - Proszę, puść mnie.
Obdarzył ja spojrzeniem pełnym nienawiści i obrzydzenia, po czym odepchnął ją z taka siłą, że uderzyła plecami o drzwi. Zacisnęła powieki, ustępując miejsca rozchodzącemu się po ciele otępieniu.
Skrzywdziła ją osoba, w której pokładała największa nadzieje na zmianę życia.
Zayn od godziny szóstej był już na nogach. O siódmej pojawił się w pracy, czym mocno zdziwił swoją sekretarkę, która przyszła nieco później. Zazwyczaj komisarz przychodził na ósmą rano, a w gabinecie czekała na niego świeżo parzona, aromatyczna kawa. Tym razem było inaczej. Malik chciał jak najszybciej zabrać się za sprawę Tomlinsona i tym razem na dobre posłać go do więzienia. Niecierpliwie wyczekiwał Stylesa. Usłyszał pukanie do drzwi.
- Proszę. - rzucił, odwracając się tyłem do okna.
- Już jestem. - wydyszał nowy partner. - Starałem się być jak najwcześniej.
- W porządku. - mulat skinął głową z uznaniem. - Masz to, o co cię prosiłem?
- Tak.
Chłopak podał komisarzowi plik kartek spiętych spinaczem, po czym przeczesał nerwowo włosy.
- Coś jeszcze? - lekkie zdenerwowanie zagościło w jego głosie.
- Nie. Możesz iść zadomowić się na nowym miejscu. Zapytaj Belle o twoje biurko, zaprowadzi cię.
- Dzięki.
- Powodzenia. - rzucił za Harrym.
Zatrzymał na chwilę wzrok na drzwiach i zamyślił się.
Czego Tomlinson znowu tutaj szukał? Niczego się nie nauczył po zeszłorocznej akcji?
Mężczyzna usiadł przy biurku i zabrał się za analizowanie informacji zdobytych przez młodego partnera. Okazały się bardzo dobre i szczegółowe, czego Zayn się nie spodziewał. Dziewczyna miała na imię Missi Mayson i była młoda, niestety nie znał jej dokładnego wieku. Pracowała w kilku przydrożnych barach jako kelnerka. Brak kontaktu czy powiązania z jej rodziną.
Te informacje okazały się najistotniejsze. Reszta dotyczyła miejsc, w których często bywała i z kim spotykała się rok temu. Z najbliższego okresu nie było nic, co mogło zainteresować Malika. Ostatnie zdjęcia były podobne do tych, które przesłała mu sekretarka, ale bardziej eksponowały jej twarz.
Mulat zastanawiał się czemu taka młoda, ładna i niewinnie wyglądająca dziewczyna zadawała się z kimś pokroju Louisa i w ogóle przebywa w takim środowisku.
Może była uzależniona od narkotyków?
Może potrzebowała kasy?
Może była prywatną dziwką Tomlinsona?
Tak wiele pytań, żadnej odpowiedzi...
***
Louis leniwie zwlókł się z łóżka i rozejrzał zaspanym wzrokiem po pokoju. Nie dostrzegł Missi, więc zmusił się wyjścia z ciepłego pomieszczenia. Jego willa była ogromna i miała postać kamienicy. Dwa najwyższe piętra zajmował on z dziewczyną, a reszta rozdzielił między swoich współpracowników i mniej ważnych ludzi.
- Mayson?! - zawołał w głąb domu.
Często mówił jej po nazwisku, rzadko po imieniu. Dziewczyna nie miała pojęcia dlaczego. Nikt nie odpowiedział, wiec szedł dalej ubrany w dresy i koszulkę, w czym uwielbiał spać.
- Tutaj jesteś. - mruknął, widząc dziewczynę krzątającą się przy kuchence.
- Dzień dobry. - powiedziała wesoło.
Starała się zarazić go uśmiechem i dobrym humorem, ale z czasem coraz trudniej jej to przychodziło.
- Hej. - przywitał się niedbale. - Co robisz?
Mężczyzna stanął tuż za nią i owinął swoje ramiona wokół jej talii. Szatynka nie należała do tyczkowatych modelek z wybiegu. Jej figura była standardowa - nie za gruba, nie za chuda. Lubiła swoje ciało takie, jakim było. Nie miała też kompleksów w kwestii swojej urody. Twierdziła, że każdy jest piękny i wyjątkowy na swój sposób.
- Śniadanie. - odpowiedziała, opierając się plecami o tors Louisa.
Własnie skończyła smażyć jajecznicę z pomidorami, którą oboje uwielbiali. Szybki i łatwy sposób na śniadanie. Tomlinson wypuścił ją z objęć, żeby mogła nakryć do stołu. Sam zaparzył im kawę i nalał do kubków. Gdyby nie fach, którym się zajmował, wyglądałby na normalnego faceta, który chce się wkrótce ożenić i mieć gromadkę dzieci. Niestety jeśli Louis usłyszał tylko o ślubach czy dzieciach śmiał się w głos. Missi wiedziała, że to nie jego styl życia i gardził nim. Dlatego nie do końca wiązała z nim swoją przyszłość. Po prostu chciała wyjść na prosta, a później...
Co później? Tego sama jeszcze nie wiedziała.
- Smacznego. - rzuciła z uśmiechem, a on skinął głową, puszczając jej oczko.
Oboje zajadali się pysznościami, ale wkrótce po tym miłym poranku Tomlinson doprowadził się do ładu i wyszedł, nawet nie mówiąc po co i gdzie. Mayson wiedziała, że dzisiaj może się z nim nie zobaczyć.
***
Bruno podstawił samochód, a Zayn i Styles do niego wsiedli. Kilkanaście minut później byli na miejscu. Wyczekiwali aż pokaże się Tomlinson, ale niestety nie odczytali żadnej aktywności w obrębie domu publicznego.
- Może zorientował się, że go obserwujemy i wstrzymał działalność. - zasugerował Harry.
- Sprowadził za dużo panienek, żeby teraz trzymać je bezużytecznie. - zażartował Bruno.
- Tomlinson tak łatwo się nie poddaje. - rzucił Malik. - Wszyscy, ale nie on. Twardy z niego zawodnik.
Harry zmarszczył czoło zdezorientowany.
- Jak to? Skąd wiesz?
- Polowałem na niego rok temu, ale skutecznie mi się wywinął.
- Naprawdę?
Mulat przytaknął głową. Jego poważna mina nie ukazywała żadnych emocji, które chłopak mógłby odczytać.
- Czyli wiesz co robić, prawda?
- Ja zawsze wiem, co robić. - burknął komisarz.
Nikt więcej się nie odezwał. Harry nie chciał podważyć jego doświadczenia, to tylko tak zabrzmiało. Styles chciał się tylko dowiedzieć, co miał na myśli jego partner. Nie chciał go urazić w jakikolwiek sposób.
- Jest. - ich uwagę przyciągnął Bruno.
- Gdzie? - wyszeptał Harry.
- On cię nie usłyszy, nie musisz szeptać. - zbeształ go Zayn. - Za rogiem budynku. Widzisz?
Szatyn o kręconych włosach przyjrzał się dokładniej i wreszcie zobaczył to, co powinien. Louis stał na rogu i rozmawiał przez telefony, silnie gestykulując.
- Czyżby problem w interesach? - Malik prychnął sarkastycznie.
- Na pewno coś poważnego, bo pali jednego papierosa za drugim.
Świeżak miał rację...
Tomlinsonowi popsuły się plany.
***
- Ale jak to, kurwa, zgubiłeś towar?! - krzyczał.
- Zostawiłem go pod opieką jednego z twoich goryli, a kiedy wróciłem on spał a towaru nie było. Zniknął - tłumaczył się Liam.
- Masz mi go znaleźć, albo cię, kurwa, wykastruję! Słyszysz?! - zdenerwował się nie na żarty.
Przechodnie patrzyli na niego jak na diabła, którym po części był. Nikt normalny i dobry nie bawił się w takie rzeczy.
- Spokojnie, Louis...
- Zamknij się, Liam! - przerwał mu. - Zawsze coś pierdolisz!
- To drugi raz.
- Chyba dopiero. - syknął Tomlinson. - Nie chcę, żeby to się powtórzyło.
- Słuchaj, ja też mam z tego korzyści, więc mi zależy. - warknął Payne.
- Postaraj się to odzyskać, bo jak nie...
- Tak, wiem. - jęknął Liam i rozłączył się.
- Kurwa! - krzyknął szatyn i zdeptał niedopałek czubkiem buta.
Zdecydowanym krokiem ponownie znalazł się w swoim biurze w burdelu i jeszcze raz przejrzał papiery. Dom publiczny miał oficjalnie ruszyć za dwa dni, a jemu brakowało jeszcze tylu dziewczyn do zabawy i narkotyków dla gości. To miała być pierwsze, tak ekskluzywne, miejsce w mieście. Louis szybko wybrał numer do Missi.
- Mayson? - rzucił roztrzęsiony do słuchawki.
- Louis? - zdziwiła się. - Coś się stało?
Nigdy nie dzwonił do niej w trakcie swojej "pracy".
- Nie, kurwa. - syknął. - Już nie mogę do ciebie zadzwonić bez powodu?
- Nigdy nie dzwonisz bez powodu. - westchnęła.
- Nieważne. - burknął. - Masz tu być za pięć minut.
- Co? Po co?
- Masz tu, kurwa, być. - wysyczał każde słowo.
- Louis dobrze wiesz, że ja nie lubię...
- Gówno mnie obchodzi, co lubisz, a czego nie. - powiedział nazbyt głośno. - Masz robić, to co mówię.
- Louis, co się z tobą stało?
- Przyjedź, kurwa. - powtórzył, nie odpowiadając na jej pytanie i rozłączył się.
Missi zmartwiona ubrała się w wyjściowe ubrania, zabrała swoją torebkę i wyszła z domu. Przez całą drogę jazdy autobusem zastanawiała się, co Tomlinson od niej chciał. Przecież miał pełno dziwek pod ręką.
***
- Już jestem. - powiedziała, otwierając drzwi jego gabinetu.
Stanęła jak wryta. Zobaczyła coś, czego nie spodziewała się nigdy zobaczyć...
Przed jej "chłopakiem" klęczała dziewczyna i mu obciągała. Mężczyzna nawet nie zwrócił na Mayson uwagi.
- Louis? - zapytała roztrzęsionym głosem.
- O kurwa. - jęknął, co oznaczało jedno - doszedł.
Dopiero wtedy otworzył oczy, podciągając majtki i spodnie. Dziwka wstała z kolan, poprawiła potargane włosy, otarła usta i wyminęła Missi w wejściu, racząc ją szyderczym uśmieszkiem. Tomlinson usiadł za biurkiem i zeskanował sylwetkę dziewczyny.
- Co to miało być?! - uniosła się.
- Cicho. bądź - rzucił chłodno.
- Dlaczego ty i ona...
- Jest doświadczona. - przerwał jej. - Jeszcze jakieś pytania?
- Jak mogłeś! - krzyknęła i kopnęła w kosz na śmieci, którego zawartość rozsypała się po podłodze.
Mężczyzna spiął się i gwałtownie wstał.
- Zobacz kurwo, co zrobiłaś! - wrzasnął.
- Zdradziłeś mnie!
- Nigdy nie mówiłem, że jesteśmy razem!
- Ale ty... - zająknęła się. - Byłeś ze mną przez cały ten czas!
- Z każdą tutaj obecną kobietą spędzam dużo czasu!
- Jesteś chujem i tyle! - po jej polikach spłynęły pojedyncze łzy.
- Co ty powiedziałaś? - syknął.
- Słyszałeś!
- Powtórz.
Wolnym krokiem zbliżał się do niej, niczym drapieżny kot. Bała się, ale adrenalina buzowała w jej krwi w takim stopniu, że czuła się na siłach, żeby stawić mu czoła.
- Ty mała suko. - powiedział cicho. - Ja cię utrzymuję, a ty tak się do mnie odnosisz?
Nie odpowiedziała.
- Mów! - ryknął.
- Ja...
- No co? - prychnął. - Będziesz teraz przepraszać, tak? Mam w dupie twoje przeprosiny.
- Louis...
- Od dzisiaj mówisz do mnie "proszę pana".
- Ale Louis...
- Powiedziałem coś, kurwa! - krzyknął.
Nie mógł opanować szalejących emocji.
Nie pozwalał na to, żeby jakakolwiek kobieta czy inna dziwka tak go traktowała. Dla niego Mayson była małolatą do ruchania, którą łaskawie się zajął. Szatyn jednym uderzeniem w brzuch powalił dziewczynę na kolana. Zszokowana Missi nie wiedziała, co się dzieje. Nigdy się tak nie zachowywał. Tomlinson szarpnął ją za włosy i podciągnął do góry.
- Nie będziesz mi, kurwa, rządziła jasne? - warknął. - To ja tu jestem szefem, a ty jedną z tych naiwnych, słodkich dziwek, których mam na pęczki.
Jego słowa sprawiły, że oniemiała.
- Jeszcze raz mi się postawisz, a będzie z tobą znacznie gorzej, rozumiesz?
Nie odezwała się. Wolną dłonią złapał ją za dolna szczękę i ścisnął mocno. Szatynka jęknęła z bólu.
- Odpowiedz!
- Rozumiem. - wydusiła na granicy płaczu. - Proszę, puść mnie.
Obdarzył ja spojrzeniem pełnym nienawiści i obrzydzenia, po czym odepchnął ją z taka siłą, że uderzyła plecami o drzwi. Zacisnęła powieki, ustępując miejsca rozchodzącemu się po ciele otępieniu.
Skrzywdziła ją osoba, w której pokładała największa nadzieje na zmianę życia.
15 czerwca 2015
2.
Kiedy samochód, niewyróżniający się pośród innych, zatrzymał się przed budynkiem wyszedł z niego Malik. Szybkim krokiem podążył do windy , gdzie wcisnął guzik oznaczony piątką. Stylesa podwieźli do domu, gdyż czas jego pracy na dzisiaj się skończył. Jutro miał zająć pełny etat i nowe biurko.
Na drugim piętrze do Zayna dołączyła ładna blondynka. Wyglądała przyzwoicie i elegancko, a z tego co mulat się orientował, była nowa w wydziale zabójstw. Nie mieli jeszcze okazji, żeby się poznać. Kobieta posłała mu delikatny uśmiech, wchodząc do środka. Nie odezwali się do siebie słowem. Komisarz wysiadł na swoim piętrze i gwałtownie wkroczył do biura przełożonego.
- Co słychać, Malik? - zapytał wyraźnie zaskoczony Richard.
- To dom publiczny Tomlinsona. Jestem pewny na sto procent.
- Domyślałem się, że to prawda. Coś jeszcze?
- Widziałem go.
Steel przystanął w bezruchu i zmierzył Malika twardym spojrzeniem.
- Jak to? Zauważył cię?
- Nie.
- Dobrze. - mężczyzna odetchnął z ulgą.
- Podjechał pod tylne wyjście samochodem, którym kierował jego wspólnik, niejaki Liam Payne. Na tyle ile mogłem zobaczyć, to przywiózł ze sobą jakąś dziewczynę.
- Pewnie kolejna dziwka.
- Niewykluczone.
Mężczyźni mierzyli się wzrokiem. Każdy zastanawiał się nad jednym - jak przyskrzynić Tomlinsona?
- Gdzie Styles? - odezwał się nagle Steel.
- Wrócił do domu. Na dzisiaj już skończył, ale jutro mi pomoże.
- W porządku. Coś jeszcze chcesz mi przekazać?
- Nie, to wszystko.
Richard skinął głową, co oznaczało koniec rozmowy. Zayn odpowiedział tym samym i wrócił do swojego biura.
- Komisarzu. - zatrzymała go Bella. - Telefon do pana.
- Przełącz na moje biuro.
Zamknął za sobą drzwi odrobinę za mocno i usiadł za biurkiem. Chwilę później rozbrzmiał dzwonek telefonu. Podniósł słuchawkę.
- Cześć, synu. - usłyszał po drugiej stronie ciepły głos rodzcielki.
- Witaj, matko.
- Nie mów do mnie w oficjalny sposób. - skarciła go.
- Przepraszam. - bąknął.
- Zacznijmy jeszcze raz. Cześć, synu.
- Cześć, mamo.
- Teraz lepiej. - zaśmiała się. - Co słychać?
- Nowa stara sprawa.
- Cóż to takiego? - zdziwiła się.
- Wiesz, że nie mogę ci nic powiedzieć.
- Odwiedzisz nas w weekend? - zapytała ze słyszalną nadzieją w głosie.
Zwinnie zmieniła temat, co było na rękę mulatowi.
- Nie dam rady. - westchnął ciężko, opadając na oparcie fotela.
- Nie widziałam cię pół roku, a poza tym Tiffany będzie na obiedzie w niedzielę.
- Mamo. - ostrzegł.
Przetarł twarz dłonią i rozluźnił krawat.
- Co? - pisnęła. - To bardzo miła dziewczyna.
- To, że przyjaźniliśmy się w podstawówce nie znaczy, że weźmiemy ślub. Dlaczego ciągle próbujesz mnie z nią zeswatać?
- Nie próbuję. - skłamała.
Prychnął.
- Jasne.
- Zayn...
- Mamo, proszę nie zaczynaj tego tematu. Jestem zmęczony i nie chcę o tym dyskutować. - oznajmił chłodno.
- Jesteś na tyle dorosły, że już powinieneś mieć kogoś. Chciałabym mieć wnuki. Dobrze wiesz, że jesteś jedynakiem i...
- Rozłączę się, jeśli nie przestaniesz. - ostrzegł, przerywając rodzicielce.
- Nie zrobisz tego matce. - powiedziała pewna siebie.
- Do usłyszenia. - rzucił dla żartu.
Odstawił telefon od ucha i uśmiechnął się szeroko, słysząc krzyczącą rodzicielkę.
- Mówiłem, że potrafię to zrobić.
- Dobrze... Zwracam honor. - mruknęła kobieta.
- Musze kończyć. Pozdrów tatę.
- On też cię pozdrawia. Kocham cię, synu.
Rozłączył się.
Stwierdził, że nie ma sensu, żeby siedział w pracy, kiedy tak naprawdę nie miał nic do roboty. Zayn sprawdził czy wszystko ma przy sobie i wyszedł.
- Na dzisiaj skończyłem. - powiedział sekretarce. - Jak tylko uporasz się z aktami, zamknij moje biuro.
- Oczywiście. - odpowiedziała z uśmiechem.
- Do widzenia, Bello.
- Do zobaczenia, panie komisarzu. - rzuciła za nim. patrząc na jego oddalającą się sylwetkę.
Kobieta marzyła, żeby mieć kogoś takiego u swojego boku. Niestety zamiast nieziemsko przystojnego młodziana musiała zadowolić się zgorzkniałym mężem.
Wyobrażała sobie, jak świetnie wyglądałaby z komisarzem na wszelkich bankietach i przyjęciach organizowanych przez znajomych Malika, którzy byli szychami w niejednej dziedzinie. Niestety od trzech lat nic nie zdołała zrobić w tym kierunku. Zayn utrzymywał względem niej czysto zawodowe relacje.
Był prawdziwym profesjonalistą.
***
Missi siedziała grzecznie w pokoju, czekając na Louisa. Ten się jednak nie zjawiał. Bała się, że zapomniał o niej i poszedł przespać się z jedną ze swoich dam do towarzystwa. Tomlinson nie był znany z wierności, nie bawił się w związki. Po co, skoro miał dziewczyn na pęczki? Jednak ona była o niego zazdrosna, gdy tak naprawdę nie byli w prawdziwym "związku".
Dziewczyna przechadzała się po pomieszczeniu, coraz bardziej się denerwując. Zamykał ją jak jakieś zwierze, które trzeba było mieć pod stałą kontrolą. Wiedział, że ona nie uciekanie, ale nie chciał żeby sprawiała mu problemy, kiedy ten zajęty był swoimi sprawami. Do tego wszystkiego policja zwaliła mu się na głowę. Musiał zachować wszelką ostrożność.
Szatynka podeszła do drzwi i nacisnęła klamkę. O dziwo okazały się otwarte. Zła na siebie, że siedziała w pokoju bez potrzeby, wyszła na korytarz. Czerwone ściany ozdabiały obrazy nagich kobiet. Dość przewidywalne ze względu na miejsce w jakim właśnie się znajdowała. Missi przewróciła oczami i skierowała się w głąb budynku. Zza rogu usłyszała śmiech i ożywioną rozmowę.
- Louis? - odezwała się, widząc go trzymającego na kolanach jedną z dziwek.
Odwrócił głowę w jej stronę i zmroził ją spojrzeniem.
- Co ty tu robisz? - uniósł się. - Kazałem ci siedzieć w pokoju.
- Nudziłam się. - wymamrotała pod nosem. - Nie możesz zamykać mnie samą w swoich pokojach. Czuję się jak jakaś dziwka.
- Tutaj są same dziwki. - zarechotał.
Uraził ją.
Missi rozejrzała się po pomieszczeniu. Kilka par oczu, należących na przemian do innych mężczyzn i kobiet do towarzystwa, spoczywało na niej. Speszyła się swoim zachowaniem. Kim ona była, żeby stawiać się Louisowi?
Nikim.
- Wracaj do pokoju! - krzyknął nagle.
Po kręgosłupie przebiegły ją dreszcze. Nagłe zmiany nastroju stawały się coraz częstsze.
- Wynocha! - wstał gwałtownie, przez co dziewczyna z jego kolan o mały włos nie uderzyła twarzą o podłogę.
- Louis ja... - zaczęła niepewnie.
- Głucha jesteś? - przerwał jej.
Podszedł do niej tak, że ich ciała dzieliło kilka centymetrów. W oddechu mężczyzny można było wyczuć alkohol. Mocny alkohol i drogie cygaro.
- Mogę wrócić do domu? - zapytała cicho, patrząc w podłogę.
- Słucham? - prychnął. - Ty nie masz domu.
Zabolały ją te słowa, ale starała się nie zwracać na nie uwagi.
Robił to zawsze... Poniżał ją, kiedy nie był trzeźwy albo gdy był wściekły. Tym razem te dwie rzeczy się połączyły. Tomlinson własnie przed dziesięcioma minutami dowiedział się, że Malik kręci się w pobliżu i zamierza przeszkodzić mu w nowym interesie. Zanim ona przyszła, te kilka dziewcząt zdołało rozluźnić atmosferę, ale teraz było za późno.
Zdenerwował się.
- Ja...
- Już się nie jąkaj, tylko wracaj tam, gdzie cię zostawiłem. - syknął.
Dziewczyna stała jak sparaliżowana. Wcześniej tak się nie zachowywał. Musiała znosić takie traktowanie przez ostatni miesiąc. Nie mogła odejść... Nie miała gdzie.
Szatyn nie wytrzymał i zamachnął się. Jedyne, co można było zarejestrować to głośny dźwięk zderzenia dłoni z policzkiem niewinnej Missi. Potem były już tylko wstrzymywane łzy, łkanie i szarpanie. Została zaciągnięta do tamtego pokoju siłą przez jednego z ochroniarzy Louisa. Mayson postanowiła sobie, że wytrzyma.
Tylko jak długo?
***
Malik odstawił pustą już szklankę po bursztynowym alkoholu na stolik. Siedział w salonie na kanapie, ubrany w dżinsy i ciemny podkoszulek. Mieszkał w dość dużym mieszkaniu, jak na niego samego, które znajdowało się w jednym z budynków dość niedaleko komisariatu. Może nie było luksusowe, ale to nie był styl Zayna. Ważne, że czuł się tu dobrze i mieszkał w nim od początku.
Własnie wrócił z siłowni i się wykąpał. Męczyła go sprawa Tomlinsona. Z transu wyrwał go dźwięk powiadomienia, wydobywający się z komórki. Po sprawdzeniu okazało się, że dostał maila od swojej sekretarki.
"Przesyłam panu zdjęcia zrobione przez naszego fotografa. Myślę, że zaciekawią pana komisarza."
W załączniku znajdowało się kilka plików graficznych, które mulat od razu wydrukował. Przedstawiały one dom Tomlinsona, nowy dom publiczny i miejsca, w których widziano go w ciągu ostatnich dwudziestu czterech godzin.
- Super. - powiedział do siebie.
Zastanawiało go jedno... Czemu Bella o tej porze zajmowała się pracą? Dawno wybiła dwudziesta pierwsza.
Pani Dreal siedziała nad swoim skromnym biurkiem w niewielkim mieszkaniu gdzieś w centrum miasta. Mąż jak zwykle okupował telewizor, śledząc głupie teleturnieje. Jedyne czym się interesował, to jedzenie i rachunki za kablówkę, które musiały być spłacone w terminie. Pogodziła się z tym życiem, które nie przynosiło nic prócz smutku i zawiedzenia.
Komisarz uważnie prześledził zdjęcia. Na każdym pojawiała się ta sama dziewczyna. Czyżby Tomlinson znalazł sobie kogoś do towarzystwa na dłużej niż jedną noc? Równie dobrze mogła to być jego kolejna zabaweczka, którą testował. Z drugiej strony Zayn zauważył, że nie poświęcał jej takiej uwagi jak swoim poprzednim "partnerkom", a przynajmniej nie publicznie. Czarnowłosy wybrał numer Stylesa, który zdobył z jego dokumentów.
- Słucham? - odezwał się zachrypnięty głos. - Kto mówi?
Mulat mógł usłyszeć jak otwiera usta, żeby ziewnąć. Obudził go.
- Malik. - odpowiedział.
- Cześć.
- Obudziłem cię?
- Tak jakby.
- Niestety to będzie się powtarzać. - rzucił poważnie.
Harry liczył na jakieś skromne "przepraszam" albo "w takim razie nie będę ci przeszkadzał", ale podświadomie wiedział, że nie może liczyć na takie gesty ze strony swojego nowego partnera.
- O co chodzi? - zapytał nowy, przeciągając się leniwie.
- Mam dla ciebie pierwsze poważne zadanie.
Styles miał ochotę pisnąć z radości, ale w porę się powstrzymał. To nie byłoby męskie.
- Słucham?
- Z racji, że twoja ciekawość dotrze wszędzie, chcę żebyś znalazł mi wszystkie możliwe informacje na temat dziewczyny, której zdjęcie właśnie wysłałem ci na maila.
- Musze już teraz?
- Tak.
- Ale...
- Jeśli chcesz ze mną pracować nie możesz marudzić, a tym bardziej dyskutować. Mam swój system pracy, a ty się do niego dostosujesz, jasne?
- Tak jest, szefie. - bąknął chłopak.
- Partnerze. - poprawił go mulat. - Jesteśmy partnerami. Po prostu jestem bardziej doświadczony i tyle. Nie czuj się przez to gorszy.
- Zabieram się do roboty.
- Powodzenia.
Malik się rozłączył.
Przeszedł do sypialni i przebrał się w dresy. Jedyne na co miał ochotę po takim dniu, to sen. Musiał wszystko przemyśleć, ale najważniejsze było przespanie się z każda poważniejsza sprawą.
***
Missi i Louis wrócili do domu kilka minut przed dwunastą w nocy. Dziewczyna musiała słuchać przez ścianę jak jej "chłopak" zabawia się z kilkoma dziwkami na raz. Chciała płakać, ale nie potrafiła.
Nie mogła.
Nie umiała.
Nie zależało jej na Tomlinsonie tylko na tym, żeby jej nie odtrącił, bo nie miałaby gdzie się podziać.
- Umyj się, rozbierz i wejdź pod kołdrę. - rozkazał, rozbierając się z kurtki.
Był kwiecień, ale nie było najcieplej.
- Nie mam ochoty na seks. - odpowiedziała spokojnie, patrząc na jego skupioną twarz.
- Pytałem czy masz ochotę? - zapytał ironicznie.
Szatynka zaprzeczyła głową i spuściła wzrok na swoje zniszczone buty. W głowie pojawiła jej się myśl, że powinna się wybrać na zakupy.
- Więc zrób, to co powiedziałem i nie dyskutuj.
- Ale ty dopiero byłeś z tamtymi dziewczynami i...
Nie skończyła zdania, kiedy gwałtownie jej przerwał.
- One to one, a ty to ty! - krzyknął. - Nie dyskutuj!
Missi spięła się i skuliła. Mężczyzna od razu to zauważył.
- Przepraszam, kochanie. - pogładził ją dłonią po policzku. - Wiesz, że teraz mam ciężki okres w życiu.
- Mhm. - przytaknęła pokornie.
- W taki razie zrób mi przyjemność i wskocz jak najszybciej do łóżka. - powtórzył swoje żądanie łagodniej i z lekkim uśmiechem.
Nie podobało jej się to.
Wiedziała, że nie chciał pieprzyć się z nią dla nich, dla ich uczucia, tylko dla własnej przyjemności. Dziewczyna nie mogła wyzbyć się myśli, że niedawno robił to z dziwkami, a teraz dotknie jej. Biorąc prysznic zastanawiała się, czy już zawsze tak będzie wyglądało jej życie.
Nie zdawała sobie sprawy, że to wszystko nabierze większego tempa niż przewidywała. Niedługo w jej życiu nic nie będzie przypominało obecnej sielanki...
Na drugim piętrze do Zayna dołączyła ładna blondynka. Wyglądała przyzwoicie i elegancko, a z tego co mulat się orientował, była nowa w wydziale zabójstw. Nie mieli jeszcze okazji, żeby się poznać. Kobieta posłała mu delikatny uśmiech, wchodząc do środka. Nie odezwali się do siebie słowem. Komisarz wysiadł na swoim piętrze i gwałtownie wkroczył do biura przełożonego.
- Co słychać, Malik? - zapytał wyraźnie zaskoczony Richard.
- To dom publiczny Tomlinsona. Jestem pewny na sto procent.
- Domyślałem się, że to prawda. Coś jeszcze?
- Widziałem go.
Steel przystanął w bezruchu i zmierzył Malika twardym spojrzeniem.
- Jak to? Zauważył cię?
- Nie.
- Dobrze. - mężczyzna odetchnął z ulgą.
- Podjechał pod tylne wyjście samochodem, którym kierował jego wspólnik, niejaki Liam Payne. Na tyle ile mogłem zobaczyć, to przywiózł ze sobą jakąś dziewczynę.
- Pewnie kolejna dziwka.
- Niewykluczone.
Mężczyźni mierzyli się wzrokiem. Każdy zastanawiał się nad jednym - jak przyskrzynić Tomlinsona?
- Gdzie Styles? - odezwał się nagle Steel.
- Wrócił do domu. Na dzisiaj już skończył, ale jutro mi pomoże.
- W porządku. Coś jeszcze chcesz mi przekazać?
- Nie, to wszystko.
Richard skinął głową, co oznaczało koniec rozmowy. Zayn odpowiedział tym samym i wrócił do swojego biura.
- Komisarzu. - zatrzymała go Bella. - Telefon do pana.
- Przełącz na moje biuro.
Zamknął za sobą drzwi odrobinę za mocno i usiadł za biurkiem. Chwilę później rozbrzmiał dzwonek telefonu. Podniósł słuchawkę.
- Cześć, synu. - usłyszał po drugiej stronie ciepły głos rodzcielki.
- Witaj, matko.
- Nie mów do mnie w oficjalny sposób. - skarciła go.
- Przepraszam. - bąknął.
- Zacznijmy jeszcze raz. Cześć, synu.
- Cześć, mamo.
- Teraz lepiej. - zaśmiała się. - Co słychać?
- Nowa stara sprawa.
- Cóż to takiego? - zdziwiła się.
- Wiesz, że nie mogę ci nic powiedzieć.
- Odwiedzisz nas w weekend? - zapytała ze słyszalną nadzieją w głosie.
Zwinnie zmieniła temat, co było na rękę mulatowi.
- Nie dam rady. - westchnął ciężko, opadając na oparcie fotela.
- Nie widziałam cię pół roku, a poza tym Tiffany będzie na obiedzie w niedzielę.
- Mamo. - ostrzegł.
Przetarł twarz dłonią i rozluźnił krawat.
- Co? - pisnęła. - To bardzo miła dziewczyna.
- To, że przyjaźniliśmy się w podstawówce nie znaczy, że weźmiemy ślub. Dlaczego ciągle próbujesz mnie z nią zeswatać?
- Nie próbuję. - skłamała.
Prychnął.
- Jasne.
- Zayn...
- Mamo, proszę nie zaczynaj tego tematu. Jestem zmęczony i nie chcę o tym dyskutować. - oznajmił chłodno.
- Jesteś na tyle dorosły, że już powinieneś mieć kogoś. Chciałabym mieć wnuki. Dobrze wiesz, że jesteś jedynakiem i...
- Rozłączę się, jeśli nie przestaniesz. - ostrzegł, przerywając rodzicielce.
- Nie zrobisz tego matce. - powiedziała pewna siebie.
- Do usłyszenia. - rzucił dla żartu.
Odstawił telefon od ucha i uśmiechnął się szeroko, słysząc krzyczącą rodzicielkę.
- Mówiłem, że potrafię to zrobić.
- Dobrze... Zwracam honor. - mruknęła kobieta.
- Musze kończyć. Pozdrów tatę.
- On też cię pozdrawia. Kocham cię, synu.
Rozłączył się.
Stwierdził, że nie ma sensu, żeby siedział w pracy, kiedy tak naprawdę nie miał nic do roboty. Zayn sprawdził czy wszystko ma przy sobie i wyszedł.
- Na dzisiaj skończyłem. - powiedział sekretarce. - Jak tylko uporasz się z aktami, zamknij moje biuro.
- Oczywiście. - odpowiedziała z uśmiechem.
- Do widzenia, Bello.
- Do zobaczenia, panie komisarzu. - rzuciła za nim. patrząc na jego oddalającą się sylwetkę.
Kobieta marzyła, żeby mieć kogoś takiego u swojego boku. Niestety zamiast nieziemsko przystojnego młodziana musiała zadowolić się zgorzkniałym mężem.
Wyobrażała sobie, jak świetnie wyglądałaby z komisarzem na wszelkich bankietach i przyjęciach organizowanych przez znajomych Malika, którzy byli szychami w niejednej dziedzinie. Niestety od trzech lat nic nie zdołała zrobić w tym kierunku. Zayn utrzymywał względem niej czysto zawodowe relacje.
Był prawdziwym profesjonalistą.
***
Missi siedziała grzecznie w pokoju, czekając na Louisa. Ten się jednak nie zjawiał. Bała się, że zapomniał o niej i poszedł przespać się z jedną ze swoich dam do towarzystwa. Tomlinson nie był znany z wierności, nie bawił się w związki. Po co, skoro miał dziewczyn na pęczki? Jednak ona była o niego zazdrosna, gdy tak naprawdę nie byli w prawdziwym "związku".
Dziewczyna przechadzała się po pomieszczeniu, coraz bardziej się denerwując. Zamykał ją jak jakieś zwierze, które trzeba było mieć pod stałą kontrolą. Wiedział, że ona nie uciekanie, ale nie chciał żeby sprawiała mu problemy, kiedy ten zajęty był swoimi sprawami. Do tego wszystkiego policja zwaliła mu się na głowę. Musiał zachować wszelką ostrożność.
Szatynka podeszła do drzwi i nacisnęła klamkę. O dziwo okazały się otwarte. Zła na siebie, że siedziała w pokoju bez potrzeby, wyszła na korytarz. Czerwone ściany ozdabiały obrazy nagich kobiet. Dość przewidywalne ze względu na miejsce w jakim właśnie się znajdowała. Missi przewróciła oczami i skierowała się w głąb budynku. Zza rogu usłyszała śmiech i ożywioną rozmowę.
- Louis? - odezwała się, widząc go trzymającego na kolanach jedną z dziwek.
Odwrócił głowę w jej stronę i zmroził ją spojrzeniem.
- Co ty tu robisz? - uniósł się. - Kazałem ci siedzieć w pokoju.
- Nudziłam się. - wymamrotała pod nosem. - Nie możesz zamykać mnie samą w swoich pokojach. Czuję się jak jakaś dziwka.
- Tutaj są same dziwki. - zarechotał.
Uraził ją.
Missi rozejrzała się po pomieszczeniu. Kilka par oczu, należących na przemian do innych mężczyzn i kobiet do towarzystwa, spoczywało na niej. Speszyła się swoim zachowaniem. Kim ona była, żeby stawiać się Louisowi?
Nikim.
- Wracaj do pokoju! - krzyknął nagle.
Po kręgosłupie przebiegły ją dreszcze. Nagłe zmiany nastroju stawały się coraz częstsze.
- Wynocha! - wstał gwałtownie, przez co dziewczyna z jego kolan o mały włos nie uderzyła twarzą o podłogę.
- Louis ja... - zaczęła niepewnie.
- Głucha jesteś? - przerwał jej.
Podszedł do niej tak, że ich ciała dzieliło kilka centymetrów. W oddechu mężczyzny można było wyczuć alkohol. Mocny alkohol i drogie cygaro.
- Mogę wrócić do domu? - zapytała cicho, patrząc w podłogę.
- Słucham? - prychnął. - Ty nie masz domu.
Zabolały ją te słowa, ale starała się nie zwracać na nie uwagi.
Robił to zawsze... Poniżał ją, kiedy nie był trzeźwy albo gdy był wściekły. Tym razem te dwie rzeczy się połączyły. Tomlinson własnie przed dziesięcioma minutami dowiedział się, że Malik kręci się w pobliżu i zamierza przeszkodzić mu w nowym interesie. Zanim ona przyszła, te kilka dziewcząt zdołało rozluźnić atmosferę, ale teraz było za późno.
Zdenerwował się.
- Ja...
- Już się nie jąkaj, tylko wracaj tam, gdzie cię zostawiłem. - syknął.
Dziewczyna stała jak sparaliżowana. Wcześniej tak się nie zachowywał. Musiała znosić takie traktowanie przez ostatni miesiąc. Nie mogła odejść... Nie miała gdzie.
Szatyn nie wytrzymał i zamachnął się. Jedyne, co można było zarejestrować to głośny dźwięk zderzenia dłoni z policzkiem niewinnej Missi. Potem były już tylko wstrzymywane łzy, łkanie i szarpanie. Została zaciągnięta do tamtego pokoju siłą przez jednego z ochroniarzy Louisa. Mayson postanowiła sobie, że wytrzyma.
Tylko jak długo?
***
Malik odstawił pustą już szklankę po bursztynowym alkoholu na stolik. Siedział w salonie na kanapie, ubrany w dżinsy i ciemny podkoszulek. Mieszkał w dość dużym mieszkaniu, jak na niego samego, które znajdowało się w jednym z budynków dość niedaleko komisariatu. Może nie było luksusowe, ale to nie był styl Zayna. Ważne, że czuł się tu dobrze i mieszkał w nim od początku.
Własnie wrócił z siłowni i się wykąpał. Męczyła go sprawa Tomlinsona. Z transu wyrwał go dźwięk powiadomienia, wydobywający się z komórki. Po sprawdzeniu okazało się, że dostał maila od swojej sekretarki.
"Przesyłam panu zdjęcia zrobione przez naszego fotografa. Myślę, że zaciekawią pana komisarza."
W załączniku znajdowało się kilka plików graficznych, które mulat od razu wydrukował. Przedstawiały one dom Tomlinsona, nowy dom publiczny i miejsca, w których widziano go w ciągu ostatnich dwudziestu czterech godzin.
- Super. - powiedział do siebie.
Zastanawiało go jedno... Czemu Bella o tej porze zajmowała się pracą? Dawno wybiła dwudziesta pierwsza.
Pani Dreal siedziała nad swoim skromnym biurkiem w niewielkim mieszkaniu gdzieś w centrum miasta. Mąż jak zwykle okupował telewizor, śledząc głupie teleturnieje. Jedyne czym się interesował, to jedzenie i rachunki za kablówkę, które musiały być spłacone w terminie. Pogodziła się z tym życiem, które nie przynosiło nic prócz smutku i zawiedzenia.
Komisarz uważnie prześledził zdjęcia. Na każdym pojawiała się ta sama dziewczyna. Czyżby Tomlinson znalazł sobie kogoś do towarzystwa na dłużej niż jedną noc? Równie dobrze mogła to być jego kolejna zabaweczka, którą testował. Z drugiej strony Zayn zauważył, że nie poświęcał jej takiej uwagi jak swoim poprzednim "partnerkom", a przynajmniej nie publicznie. Czarnowłosy wybrał numer Stylesa, który zdobył z jego dokumentów.
- Słucham? - odezwał się zachrypnięty głos. - Kto mówi?
Mulat mógł usłyszeć jak otwiera usta, żeby ziewnąć. Obudził go.
- Malik. - odpowiedział.
- Cześć.
- Obudziłem cię?
- Tak jakby.
- Niestety to będzie się powtarzać. - rzucił poważnie.
Harry liczył na jakieś skromne "przepraszam" albo "w takim razie nie będę ci przeszkadzał", ale podświadomie wiedział, że nie może liczyć na takie gesty ze strony swojego nowego partnera.
- O co chodzi? - zapytał nowy, przeciągając się leniwie.
- Mam dla ciebie pierwsze poważne zadanie.
Styles miał ochotę pisnąć z radości, ale w porę się powstrzymał. To nie byłoby męskie.
- Słucham?
- Z racji, że twoja ciekawość dotrze wszędzie, chcę żebyś znalazł mi wszystkie możliwe informacje na temat dziewczyny, której zdjęcie właśnie wysłałem ci na maila.
- Musze już teraz?
- Tak.
- Ale...
- Jeśli chcesz ze mną pracować nie możesz marudzić, a tym bardziej dyskutować. Mam swój system pracy, a ty się do niego dostosujesz, jasne?
- Tak jest, szefie. - bąknął chłopak.
- Partnerze. - poprawił go mulat. - Jesteśmy partnerami. Po prostu jestem bardziej doświadczony i tyle. Nie czuj się przez to gorszy.
- Zabieram się do roboty.
- Powodzenia.
Malik się rozłączył.
Przeszedł do sypialni i przebrał się w dresy. Jedyne na co miał ochotę po takim dniu, to sen. Musiał wszystko przemyśleć, ale najważniejsze było przespanie się z każda poważniejsza sprawą.
***
Missi i Louis wrócili do domu kilka minut przed dwunastą w nocy. Dziewczyna musiała słuchać przez ścianę jak jej "chłopak" zabawia się z kilkoma dziwkami na raz. Chciała płakać, ale nie potrafiła.
Nie mogła.
Nie umiała.
Nie zależało jej na Tomlinsonie tylko na tym, żeby jej nie odtrącił, bo nie miałaby gdzie się podziać.
- Umyj się, rozbierz i wejdź pod kołdrę. - rozkazał, rozbierając się z kurtki.
Był kwiecień, ale nie było najcieplej.
- Nie mam ochoty na seks. - odpowiedziała spokojnie, patrząc na jego skupioną twarz.
- Pytałem czy masz ochotę? - zapytał ironicznie.
Szatynka zaprzeczyła głową i spuściła wzrok na swoje zniszczone buty. W głowie pojawiła jej się myśl, że powinna się wybrać na zakupy.
- Więc zrób, to co powiedziałem i nie dyskutuj.
- Ale ty dopiero byłeś z tamtymi dziewczynami i...
Nie skończyła zdania, kiedy gwałtownie jej przerwał.
- One to one, a ty to ty! - krzyknął. - Nie dyskutuj!
Missi spięła się i skuliła. Mężczyzna od razu to zauważył.
- Przepraszam, kochanie. - pogładził ją dłonią po policzku. - Wiesz, że teraz mam ciężki okres w życiu.
- Mhm. - przytaknęła pokornie.
- W taki razie zrób mi przyjemność i wskocz jak najszybciej do łóżka. - powtórzył swoje żądanie łagodniej i z lekkim uśmiechem.
Nie podobało jej się to.
Wiedziała, że nie chciał pieprzyć się z nią dla nich, dla ich uczucia, tylko dla własnej przyjemności. Dziewczyna nie mogła wyzbyć się myśli, że niedawno robił to z dziwkami, a teraz dotknie jej. Biorąc prysznic zastanawiała się, czy już zawsze tak będzie wyglądało jej życie.
Nie zdawała sobie sprawy, że to wszystko nabierze większego tempa niż przewidywała. Niedługo w jej życiu nic nie będzie przypominało obecnej sielanki...
12 czerwca 2015
1.
Ten poniedziałek zaczął się jak każdy inny.
Nic nie zapowiadało, że stanie się coś niezwykłego, czy nawet ciekawego. Dwudziestosiedmioletni mężczyzna wszedł do dużego, oszklonego budynku. Przeznaczenie budowli zdradzał napis na głównymi drzwiami głoszący "New York Police Department". Po przebyciu pięciu pięter znalazł się w przestronnym holu. Minął znajome drzwi, za którymi rozciągał się rząd biurek i dużych stanowisk wydziału do spraw narkotyków. Zatrzymał się tuż przed drzwiami swojego gabinetu, przy biurku osobistej sekretarki - Belli Dreal.
- Dzień dobry, komisarzu. - przywitała się z promienistym uśmiechem.
- Witam. - odpowiedział uprzejmie.
Kto jak kto, ale on miał maniery jak nikt inny.
Kiedy młody, zaledwie dwudziestodwuletni chłopak przyjechał do Nowego Jorku, nikt nie spodziewał się, że zajdzie tak daleko. Żeby spełniać marzenia, zostawił swoją rodzinę w Londynie. Usamodzielnił się i osiągnął to, co wziął sobie za cel. Był jednym z najlepszych komisarzy w tym budynku, a nawet mieście. Zayn Malik zdobył to, co chciał i nie straszne mu były żadne przeszkody.
Trzydziestoletnia kobieta podała mu kilka papierowych teczek, zawierających ważne dokumenty.
- Jakieś wieści? - zapytał.
- Zebranie o piętnastej w biurze pana Richarda.
Skinął głową, zaszczycając sekretarkę przelotnym, ale poważnym spojrzeniem. Zniknął za drzwiami.
Mulat rzucił dokumenty na biurko i na chwilę zatrzymał się przy oknie.
Za szybą rozciągał się piękny widok nowojorskich budynków i ulic, które tętniły życiem zarówno w dzień jak i w nocy. Po pięcioletnim pobycie tutaj, ciągle nie mógł nasycić się atmosferą tego miasta.
- W taki razie zabieram się do pracy. - mruknął do siebie, siadając na obrotowym, czarnym fotelu.
***
Porządkowanie spraw zajęło mu całe przedpołudnie, więc kiedy wybiła czternasta postanowił odpocząć przy kubku świeżej kawy. Poluzował lekko krawat i nacisnął interkom, w którym po chwili odezwał się ciepły, kobiecy głos.
- W czym mogę panu służyć?
- Poproszę kawę, taką jak zawsze.
- Już się robi. Jakieś ciastko?
- Nie, dziękuję.
Rozłączył się jednym kliknięciem i oparł wygodnie w fotelu. Mężczyzna odetchnął zmęczony i zamknął oczy. Nie minęło dziesięć minut, a do pomieszczenia weszła Bella.
- Pańska kawa. - oznajmiła z figlarnym uśmiechem.
- Dziękuję. - rzucił, odprowadzając ją uważnym spojrzeniem do drzwi.
Kiedy wyszła wziął łyk czarnego jak smoła napoju. Nic nie podnosiło na nogi, jak kubek dobrze zaparzonej kawy. Czarnowłosy rzucił okiem na nadgarstek, gdzie znajdował się srebrny, średniej wielkości, męski, klasyczny zegarek. Wstał, założył marynarkę i wyszedł z biura.
Nim dotarł do celu został obdarzony kilkoma dyskretnymi mrugnięciami okiem, czy nieśmiałymi ale zaczepnymi uśmiechami ze strony młodych policjantek.
Nie można zaprzeczyć, że Zayn Malik był przystojnym facetem. Ciemna karnacja, brązowe oczy, zadbane czarne włosy i smukła sylwetka nie pozwalały na zignorowanie go nawet na ulicy. Kiedy jeszcze pracował w mundurze policyjnym, każda kobieta dobrowolnie chciała dać się zakuć w kajdanki. Teraz komisarz Malik był zmuszony do noszenia dopasowanych garniturów. Rzadko kiedy ktokolwiek widywał go w innym ubraniu.
Nie pukając wszedł do gabinetu swojego przełożonego.
- Dzień dobry, Malik. - przywitał go Richard.
Uścisnęli sobie dłonie i zajęli miejsca przy prostokątnym stole. Richard pracował w tym miejscu dobre dwadzieścia lat. Znał tu każdy kąt i każdego członka swojego wydziału. Nieważne czy ktoś odchodził, czy się pojawiał. Richard Steel należał do ludzi ułożonych i stonowanych. Wiedział jak zachowywać się w skrajnych sytuacjach. Miał kochającą rodzinę, troje dzieci i psa. Niczego więcej do życia nie potrzebował.
- Czekamy na kogoś? - zapytał mulat.
- Tak.
Wtedy w pomieszczeniu pojawił się wysoki, szczupły chłopak o bujnej czuprynie. Jak na wychowanego człowieka przystało, Zayn wstał i przywitał się z nieznajomym.
- To twój nowy partner, Harry Styles. - oznajmił Steel.
Komisarz zlustrował chłopaka surowym wzrokiem, po czym odwrócił się do szefa.
- Zwolniłeś Teda? - zapytał.
- Złożył wymówienie miesiąc temu.
- Nic mi nie powiedział.
- Tylko ja wiedziałem. Chciał to zatrzymać dla siebie, przez co ja wyszedłem na potwora, który niesłusznie go wykopał.
- Sam się w to wpakował. Mógł postąpić inaczej. - mulat wzruszył ramionami.
Uwagę przerzucono na nowego członka wydziału.
- Siadaj, Styles. - rzucił Richard.
Tamten posłuszni wykonał polecenie.
- Później się zapoznacie, a teraz przejdziemy do najważniejszej części. - czterdziestopięcioletni mężczyzna usiadł na jednym z krzeseł. - Niestety ostatnio daje nam się we znaki niejaki Louis Tomlinson.
- Handlarz narkotyków i sutener, prawda? - zapytał śmiało nowy.
- Widzę, że przestudiowałeś wszystkie świeże sprawy. Dobry początek. - Steel skinął głową z uznaniem.
Chłopak z czupryną uśmiechnął się lekko i oparł wygodnie na krześle.
- Wracając do tematu, Tomlinson wziął udział w ostatnim przemycie w naszej ulubionej dzielnicy. Świadkowie twierdzą, że nie był sam, a liczba jego ludzi zwiększyła się dwukrotnie. Zauważono także, że otworzył kolejny, już trzeci, dom publiczny niedaleko swojej siedzimy. Mike ustalił, że ten jest o wiele bardziej luksusowy niż dwa poprzednie, które z sukcesem zamknęliśmy.
- Co mamy zrobić? - zapytał Malik.
- Jak zwykle w gorącej wodzie kąpany. - prychnął szef.
- Do rzeczy, panie Steel. Nie potrzebuje tracić czasu.
Zayn Malik był perfekcjonistą w każdym calu. Wszystko musiało być dopięte na ostatni guzik. Wszelkie sprawy, którymi się zajmował osobiście nie zostały bez rozwiązania. Każda akcja kończyła się sukcesem.
- Ty, Styles i Bruno pojedziecie obserwować nowy nabytek Tomlinsona. Chcę was widzieć dzisiaj z jakimikolwiek informacjami, inaczej nie mamy o czym rozmawiać i przekazuję sprawę Horanowi.
Zayn i Niall nie znosili się od początku. Jeden starał się być lepszy od drugiego. Na nieszczęście tego drugiego, Malika ciężko było wyprowadzić z równowagi.
- Nie żartuj, Richard. - syknął mulat. - Styles, idziesz ze mną.
Bez słowa opuścili gabinet Steela. Komisarz skierował się do siebie, a jego nowy podwładny, czyli młodszy partner, grzecznie podążał za nim.
- Posłuchaj... - zaczął Zayn. - Od dzisiaj pracujemy razem. Póki co trzymaj się mnie i nie daj się sprowokować. Chłopaki lubią droczyć świeżaków. Pierwszy tydzień bedzie najgorszy, ale dasz radę. W końcu pracujesz w policji, prawda? Żeby było zrozumiałe, ze mną nie jest lekko. Musisz wywiązywać się ze swoich obowiązków i uważnie mnie słuchać.
- Kolega dobrze gada. Siedzi tutaj dobre pięć lat. - krzyknął ktoś z boku.
Harry obejrzał się, ale nie zauważył nikogo, kto byłby tak niemiły i podsłuchiwał ich rozmowę.
- Przyzwyczaisz się. Tutaj ściany mają uszy. - westchnął mulat, otwierając swoje biuro.
Wpuścił Stylesa do środka i zamknął za sobą drzwi.
- Siadaj, rozgość się. Za pięć minut jedziemy w teren. - oznajmił, szukając telefonu w swojej marynarce. - Przepraszam, muszę zadzwonić. - odszedł w głąb pomieszczenia.
Świeżak przytaknął głową i rozsiadł się na niewielkiej czarnej kanapie, kładąc swoją teczkę na stolik tuż przed. Uważnie rozejrzał się po pokoju. Nic specjalnego. Ciekawość na temat jego własnego biurka zżerała go od środka. Będzie dzielił biuro z Malikiem, czy dostanie coś na zewnątrz?
- Już jestem. - jego rozmyślania przerwał czarnowłosy. - Dzisiaj zostawisz swoje rzeczy u mnie, a jutro Bella pokaże ci twoje biurko. - ostatnimi słowami odpowiedział na wcześniejszą zagwostkę chłopaka.
- To prawda, że pracujesz w tym wydziale już pięć lat?
- Tak, ale to naprawdę bardzo krótko w porównaniu z najlepszymi, którzy odeszli już na emeryturę.
- Przecież jesteś komisarzem. - Style zmrużył oczy zdezorientowany.
Harry'ego cechowała wrodzona ciekawość do świata i wszystkiego, co warte było uwagi.
- Widocznie zasłużyłem.
- W takim razie gratuluję.
- Będzie musiał utemperować swoją ciekawość. - ostrzegł Zayn, zapinając kaburę i wkładając pistolet.
- Rozumiem.
- Chodź, zbieramy się. Przy wyjściu dostaniesz własną broń.
***
- Bruno stań za zakrętem. - zażądał Malik.
Właśnie dojechali na miejsce, a Zayn miał gotowy plan działa, którym podzielił się z nowym w czasie jazdy.
- Zostajesz z Bruno w aucie i obserwujesz budynek, ja się przejdę po okolicy. Żadnego działania bez mojej zgody.
- Tak jest.
Harry czuł się dziwnie w roli podwładnego niewiele starszego Malika. Chociaż, wolał to niż dotychczasowe siedzenie na ciasnym, podmiejskim komisariacie z dwoma otyłymi współpracownikami.
Jego rodzinny dom znajdował się na przedmieściach Nowego Jorku. Matka z ciężkim sercem puściła go w głąb tej puszczy dokładnie dwa lata temu. Musiał zostawić rodziców i piątkę rodzeństwa. On jako jedyny wspiął się tak wysoko i wierzył, że wejdzie jeszcze wyżej.
Zayn założył okulary i stanął na chodniku. Rozejrzał się, co wyglądało bardzo naturalnie. Przeszedł przez pasy i zaczął swój spacer. Nieopodal miejsca obserwacji, tuż za obskurnym, starym kioskiem okupowanym przez bezdomnych, zauważył jakiś ruch. Dla niepoznaki zatrzymał się przy czterech włóczęgach i zagaił ich.
- Panowie pewnie wiedzą, gdzie znajdę warte uwagi dziewczęta, prawda?
- My? - zapytał zdziwiony jeden z nich.
- Siedzicie tu całymi dniami, więc uznałem iż znacie każdą przydatną informację czy wskazówkę.
- Jeśli pan nas skutecznie przekona, to może jakoś się dogadamy.
- Jedyne czym mogę cię przekonać to tym, że nie zgłoszę na policję ćpunów, ukrywających się w starym kiosku.
- Co? Jakich ćpunów? - oburzyli się, ale w ich oczach skrył się strach.
- Myślicie, że nie widzę tego po waszych twarzach? Te podkrążone oczy, rozbiegane spojrzenie, drżące ręce i niewyraźna wymowa. Mam wyliczać dalej?
Malik miał ich w garści. Dokładnie wiedział jak z takimi postępować.
- W porządku. - odpuścił mężczyzna, a reszta nie pisnęła słówka. - Nie jesteś czasem policjantem, czy coś?
- Skąd ten pomysł? Komu chce się bawić w policję w tych czasach? Nie warto. Mam ciekawsze rzeczy do roboty.
- Wygląda pan tak poważnie i w ogóle... To podejrzane.
- Mam pieniądze i nie mam, co z nimi zrobić, więc stwierdziłem, że kupię sobie miłe chwile z jakąś wartą uwagi dziewczyną, a z racji, że jestem nowy w tych sprawach, zapytałem kogoś bardziej zorientowanego.
- Dobrze, ale to tak miedzy nami... - wyszeptał, pochylając się kierunku mulata. - Po drugiej stronie ulicy, w tej czerwonej kamienicy, jest nowo otwarty dom publiczny. Wpuszczają tylko tych z wielką forsą. Wie pan o czym mówię? Tam trzymają same najlepsze okazy. Widziałem na własne oczy, jak wprowadzali tak śliczne dziewczęta, że aż sama ślinka ciekła. Och, jak ja chciałbym z taką...
- Wystarczy, dziękuję. - komisarz przerwał mu głębokie wywody. - Wiadomo kto to założył?
- Słyszałem, że to wielka tajemnica. Z tego, co wiem koleś ukrywa się pod pseudonimem "Wielki Brat".
- W sumie... Nie wiem, po co mi to. - wzruszył ramionami by ukryć swoją ciekawość. - Idę dobrze się zabawić. Dzięki panowie za pomoc.
Malik odszedł od nich jakby nigdy nic. Włożył dłonie do kieszeni spodni i luźnym krokiem szedł kierunku tajemniczego budynku. Z daleko można było dostrzec dwóch goryli czyhających w wejściu. Ominął główne drzwi i udał się w głąb uliczki. Okazała się być mało uczęszczanym szlakiem.
Zobaczył dwa koty, dzikiego psa i kilku młodych zbuntowanych ludzi, malujących graffiti. Gdyby nie ważniejsze zlecenie, z chęcią napędziłby im stracha. Niestety tym razem musiał odpuścić.
Uwagę czarnowłosego zwrócił hałas po lewej stronie. Przystanął i wytężył wzrok. Za zielonym kontenerem na śmieci znajdowało się tylne wejście do budynku, z którego wyłonił się kolejny goryl. Malik stał tak, że nie mógł być dostrzeżony przez nikogo po tamtej stronie uliczki. Sekundę później podjechało auto. Wyłoniły się z niego dwie sylwetki. W panującym półmroku, ciężko było dostrzec, kto to. Wtedy Zayn usłyszał znajomy głos...
Tomlinson.
Konfrontował się z nim wiele razy, a po tym ostatnim, sprzed roku, została mu pamiątka. Mulat miał bliznę na ramieniu po postrzale. Niemiłe wspomnienia. Przez ten moment nieuwagi Tomlinsonowi udało się uciec. Zayn nie mógł go dorwać.
Aż do teraz...
***
- Podjedź pod tylne drzwi, żeby nikt nas nie zauważył. Mam do załatwienia kilka spraw. Papierkowa robota. Zajmiesz się dzisiejszym towarem, Liam?
- Tak, Louis, zajmę się. Przecież robiłem to nie raz.
Samochód zatrzymał się zwinnie, a Tomlinson i dziewczyna wysiedli. Wspólnik odjechał, a mężczyzna, łapiąc dziewczynę za rękę, pociągnął ją do środka.
Missi była szatynką o jasnej cerze i niebieskich oczach. Sama do końca nie wiedziała jak znalazła się w tym bagnie. Pamiętała, że ona i matka mieszkały w ciasnej kawalerce na przedmieściach, chodziła wtedy do podstawówki. Potem matka znalazła sobie faceta i wyprowadzili się do miasta. Z racji, że dla partnera mamy Missi była ciężarem, kazał kobiecie oddać ją do domu dziecka. Tak się jednak nie stało. Niestety wynikło z tego wiele problemów, z którymi Missi musiała zmierzyć się sama. Nie chciała o tym pamiętać, ani wspominać. Teraz nie miała już nikogo.
Nikogo prócz Tomlinsona, który w swój dziwny, władczy sposób się nią opiekował. Poświęcał jej więcej uwagi niż wszystkim swoim dziwkom, co pozwalało jej myśleć, że była wyjątkowa.
- Posiedzisz sobie grzecznie w moim gabinecie i nie ruszysz się z niego na krok, jasne? - zapytał poważnym tonem.
Jego wzrok sprawił, że nie mogła dać innej odpowiedzi niż oczekiwał.
- Tak. - odpowiedziała cicho.
Nie chciała się z nim kłócić. W ciągu ich rocznej znajomości nauczyła się, co może, a czego nie może robić. Gdzieś w podświadomości wierzyła, że on ją jednak kochał.
Tomlinson doprowadził ją do drzwi, pocałował w czoło i wepchnął do środka. Usłyszała, że drzwi zamknął na klucz, zabierając go ze sobą. Missi przyzwyczaiła się do takiego stylu życia. Miała dach nad głową i wyżywienie, więc nie mogła narzekać. Czasami Louis robił jej niespodzianki, pozwalając jej kupić kilka nowych ciuchów. Kiedy byli sam na sam, mogła z nim pogadać, pośmiać się. Niestety coraz częściej był nerwowy i wyżywał się na wszystkim i na wszystkich. Zdarzyło się, że podniósł na nią rękę.
Kiedyś Missi miała wspaniałe życie. We wczesnym dzieciństwie, kiedy tata jeszcze ich nie opuścił, wiedziała co to radość życia. Jeździła z nim na wycieczki rowerowe i na plac do parku. Wtedy nawet mama była szczęśliwsza.
Teraz dziewczyna nie miała bladego pojęcia, gdzie podziała się jej rodzina i ci wszyscy przyjaciele, którzy mieli być na zawsze. Życie mocno kopnęło ją w tyłek i kazało nauczyć się żyć na krawędzi, ale Missy dalej umiałam dostrzegać pozytywne strony każdej sytuacji.
Taka własnie była Missi Mayson - niewinna, krucha, słodka dziewczyna, która skrywała we wnętrzu prawdziwy skarb. Była silniejsza niż ktokolwiek mógłby się tego spodziewać. Nikt nie mógł jej tego odebrać.
I nic nie było w stanie tego zmienić.
-------------------------------------------------------------------------------------------------
Heeej :)
Pierwszy rozdział za nami xD
Nie potrafię określić, co ile będę dodawała rozdziały, ale postaram się jak najczęściej.
Mam ogromną nadzieję, że historia Wam się spodoba i będziecie zadowoleni, że tracicie tutaj czas.
Tym razem nie piszę z perspektywy bohaterów tylko zdecydowałam się na narratora.
Trzymajcie kciuki, żebym się nie zgubiła i miała wenę :)
Kocham Was! xxx
Nic nie zapowiadało, że stanie się coś niezwykłego, czy nawet ciekawego. Dwudziestosiedmioletni mężczyzna wszedł do dużego, oszklonego budynku. Przeznaczenie budowli zdradzał napis na głównymi drzwiami głoszący "New York Police Department". Po przebyciu pięciu pięter znalazł się w przestronnym holu. Minął znajome drzwi, za którymi rozciągał się rząd biurek i dużych stanowisk wydziału do spraw narkotyków. Zatrzymał się tuż przed drzwiami swojego gabinetu, przy biurku osobistej sekretarki - Belli Dreal.
- Dzień dobry, komisarzu. - przywitała się z promienistym uśmiechem.
- Witam. - odpowiedział uprzejmie.
Kto jak kto, ale on miał maniery jak nikt inny.
Kiedy młody, zaledwie dwudziestodwuletni chłopak przyjechał do Nowego Jorku, nikt nie spodziewał się, że zajdzie tak daleko. Żeby spełniać marzenia, zostawił swoją rodzinę w Londynie. Usamodzielnił się i osiągnął to, co wziął sobie za cel. Był jednym z najlepszych komisarzy w tym budynku, a nawet mieście. Zayn Malik zdobył to, co chciał i nie straszne mu były żadne przeszkody.
Trzydziestoletnia kobieta podała mu kilka papierowych teczek, zawierających ważne dokumenty.
- Jakieś wieści? - zapytał.
- Zebranie o piętnastej w biurze pana Richarda.
Skinął głową, zaszczycając sekretarkę przelotnym, ale poważnym spojrzeniem. Zniknął za drzwiami.
Mulat rzucił dokumenty na biurko i na chwilę zatrzymał się przy oknie.
Za szybą rozciągał się piękny widok nowojorskich budynków i ulic, które tętniły życiem zarówno w dzień jak i w nocy. Po pięcioletnim pobycie tutaj, ciągle nie mógł nasycić się atmosferą tego miasta.
- W taki razie zabieram się do pracy. - mruknął do siebie, siadając na obrotowym, czarnym fotelu.
***
Porządkowanie spraw zajęło mu całe przedpołudnie, więc kiedy wybiła czternasta postanowił odpocząć przy kubku świeżej kawy. Poluzował lekko krawat i nacisnął interkom, w którym po chwili odezwał się ciepły, kobiecy głos.
- W czym mogę panu służyć?
- Poproszę kawę, taką jak zawsze.
- Już się robi. Jakieś ciastko?
- Nie, dziękuję.
Rozłączył się jednym kliknięciem i oparł wygodnie w fotelu. Mężczyzna odetchnął zmęczony i zamknął oczy. Nie minęło dziesięć minut, a do pomieszczenia weszła Bella.
- Pańska kawa. - oznajmiła z figlarnym uśmiechem.
- Dziękuję. - rzucił, odprowadzając ją uważnym spojrzeniem do drzwi.
Kiedy wyszła wziął łyk czarnego jak smoła napoju. Nic nie podnosiło na nogi, jak kubek dobrze zaparzonej kawy. Czarnowłosy rzucił okiem na nadgarstek, gdzie znajdował się srebrny, średniej wielkości, męski, klasyczny zegarek. Wstał, założył marynarkę i wyszedł z biura.
Nim dotarł do celu został obdarzony kilkoma dyskretnymi mrugnięciami okiem, czy nieśmiałymi ale zaczepnymi uśmiechami ze strony młodych policjantek.
Nie można zaprzeczyć, że Zayn Malik był przystojnym facetem. Ciemna karnacja, brązowe oczy, zadbane czarne włosy i smukła sylwetka nie pozwalały na zignorowanie go nawet na ulicy. Kiedy jeszcze pracował w mundurze policyjnym, każda kobieta dobrowolnie chciała dać się zakuć w kajdanki. Teraz komisarz Malik był zmuszony do noszenia dopasowanych garniturów. Rzadko kiedy ktokolwiek widywał go w innym ubraniu.
Nie pukając wszedł do gabinetu swojego przełożonego.
- Dzień dobry, Malik. - przywitał go Richard.
Uścisnęli sobie dłonie i zajęli miejsca przy prostokątnym stole. Richard pracował w tym miejscu dobre dwadzieścia lat. Znał tu każdy kąt i każdego członka swojego wydziału. Nieważne czy ktoś odchodził, czy się pojawiał. Richard Steel należał do ludzi ułożonych i stonowanych. Wiedział jak zachowywać się w skrajnych sytuacjach. Miał kochającą rodzinę, troje dzieci i psa. Niczego więcej do życia nie potrzebował.
- Czekamy na kogoś? - zapytał mulat.
- Tak.
Wtedy w pomieszczeniu pojawił się wysoki, szczupły chłopak o bujnej czuprynie. Jak na wychowanego człowieka przystało, Zayn wstał i przywitał się z nieznajomym.
- To twój nowy partner, Harry Styles. - oznajmił Steel.
Komisarz zlustrował chłopaka surowym wzrokiem, po czym odwrócił się do szefa.
- Zwolniłeś Teda? - zapytał.
- Złożył wymówienie miesiąc temu.
- Nic mi nie powiedział.
- Tylko ja wiedziałem. Chciał to zatrzymać dla siebie, przez co ja wyszedłem na potwora, który niesłusznie go wykopał.
- Sam się w to wpakował. Mógł postąpić inaczej. - mulat wzruszył ramionami.
Uwagę przerzucono na nowego członka wydziału.
- Siadaj, Styles. - rzucił Richard.
Tamten posłuszni wykonał polecenie.
- Później się zapoznacie, a teraz przejdziemy do najważniejszej części. - czterdziestopięcioletni mężczyzna usiadł na jednym z krzeseł. - Niestety ostatnio daje nam się we znaki niejaki Louis Tomlinson.
- Handlarz narkotyków i sutener, prawda? - zapytał śmiało nowy.
- Widzę, że przestudiowałeś wszystkie świeże sprawy. Dobry początek. - Steel skinął głową z uznaniem.
Chłopak z czupryną uśmiechnął się lekko i oparł wygodnie na krześle.
- Wracając do tematu, Tomlinson wziął udział w ostatnim przemycie w naszej ulubionej dzielnicy. Świadkowie twierdzą, że nie był sam, a liczba jego ludzi zwiększyła się dwukrotnie. Zauważono także, że otworzył kolejny, już trzeci, dom publiczny niedaleko swojej siedzimy. Mike ustalił, że ten jest o wiele bardziej luksusowy niż dwa poprzednie, które z sukcesem zamknęliśmy.
- Co mamy zrobić? - zapytał Malik.
- Jak zwykle w gorącej wodzie kąpany. - prychnął szef.
- Do rzeczy, panie Steel. Nie potrzebuje tracić czasu.
Zayn Malik był perfekcjonistą w każdym calu. Wszystko musiało być dopięte na ostatni guzik. Wszelkie sprawy, którymi się zajmował osobiście nie zostały bez rozwiązania. Każda akcja kończyła się sukcesem.
- Ty, Styles i Bruno pojedziecie obserwować nowy nabytek Tomlinsona. Chcę was widzieć dzisiaj z jakimikolwiek informacjami, inaczej nie mamy o czym rozmawiać i przekazuję sprawę Horanowi.
Zayn i Niall nie znosili się od początku. Jeden starał się być lepszy od drugiego. Na nieszczęście tego drugiego, Malika ciężko było wyprowadzić z równowagi.
- Nie żartuj, Richard. - syknął mulat. - Styles, idziesz ze mną.
Bez słowa opuścili gabinet Steela. Komisarz skierował się do siebie, a jego nowy podwładny, czyli młodszy partner, grzecznie podążał za nim.
- Posłuchaj... - zaczął Zayn. - Od dzisiaj pracujemy razem. Póki co trzymaj się mnie i nie daj się sprowokować. Chłopaki lubią droczyć świeżaków. Pierwszy tydzień bedzie najgorszy, ale dasz radę. W końcu pracujesz w policji, prawda? Żeby było zrozumiałe, ze mną nie jest lekko. Musisz wywiązywać się ze swoich obowiązków i uważnie mnie słuchać.
- Kolega dobrze gada. Siedzi tutaj dobre pięć lat. - krzyknął ktoś z boku.
Harry obejrzał się, ale nie zauważył nikogo, kto byłby tak niemiły i podsłuchiwał ich rozmowę.
- Przyzwyczaisz się. Tutaj ściany mają uszy. - westchnął mulat, otwierając swoje biuro.
Wpuścił Stylesa do środka i zamknął za sobą drzwi.
- Siadaj, rozgość się. Za pięć minut jedziemy w teren. - oznajmił, szukając telefonu w swojej marynarce. - Przepraszam, muszę zadzwonić. - odszedł w głąb pomieszczenia.
Świeżak przytaknął głową i rozsiadł się na niewielkiej czarnej kanapie, kładąc swoją teczkę na stolik tuż przed. Uważnie rozejrzał się po pokoju. Nic specjalnego. Ciekawość na temat jego własnego biurka zżerała go od środka. Będzie dzielił biuro z Malikiem, czy dostanie coś na zewnątrz?
- Już jestem. - jego rozmyślania przerwał czarnowłosy. - Dzisiaj zostawisz swoje rzeczy u mnie, a jutro Bella pokaże ci twoje biurko. - ostatnimi słowami odpowiedział na wcześniejszą zagwostkę chłopaka.
- To prawda, że pracujesz w tym wydziale już pięć lat?
- Tak, ale to naprawdę bardzo krótko w porównaniu z najlepszymi, którzy odeszli już na emeryturę.
- Przecież jesteś komisarzem. - Style zmrużył oczy zdezorientowany.
Harry'ego cechowała wrodzona ciekawość do świata i wszystkiego, co warte było uwagi.
- Widocznie zasłużyłem.
- W takim razie gratuluję.
- Będzie musiał utemperować swoją ciekawość. - ostrzegł Zayn, zapinając kaburę i wkładając pistolet.
- Rozumiem.
- Chodź, zbieramy się. Przy wyjściu dostaniesz własną broń.
***
- Bruno stań za zakrętem. - zażądał Malik.
Właśnie dojechali na miejsce, a Zayn miał gotowy plan działa, którym podzielił się z nowym w czasie jazdy.
- Zostajesz z Bruno w aucie i obserwujesz budynek, ja się przejdę po okolicy. Żadnego działania bez mojej zgody.
- Tak jest.
Harry czuł się dziwnie w roli podwładnego niewiele starszego Malika. Chociaż, wolał to niż dotychczasowe siedzenie na ciasnym, podmiejskim komisariacie z dwoma otyłymi współpracownikami.
Jego rodzinny dom znajdował się na przedmieściach Nowego Jorku. Matka z ciężkim sercem puściła go w głąb tej puszczy dokładnie dwa lata temu. Musiał zostawić rodziców i piątkę rodzeństwa. On jako jedyny wspiął się tak wysoko i wierzył, że wejdzie jeszcze wyżej.
Zayn założył okulary i stanął na chodniku. Rozejrzał się, co wyglądało bardzo naturalnie. Przeszedł przez pasy i zaczął swój spacer. Nieopodal miejsca obserwacji, tuż za obskurnym, starym kioskiem okupowanym przez bezdomnych, zauważył jakiś ruch. Dla niepoznaki zatrzymał się przy czterech włóczęgach i zagaił ich.
- Panowie pewnie wiedzą, gdzie znajdę warte uwagi dziewczęta, prawda?
- My? - zapytał zdziwiony jeden z nich.
- Siedzicie tu całymi dniami, więc uznałem iż znacie każdą przydatną informację czy wskazówkę.
- Jeśli pan nas skutecznie przekona, to może jakoś się dogadamy.
- Jedyne czym mogę cię przekonać to tym, że nie zgłoszę na policję ćpunów, ukrywających się w starym kiosku.
- Co? Jakich ćpunów? - oburzyli się, ale w ich oczach skrył się strach.
- Myślicie, że nie widzę tego po waszych twarzach? Te podkrążone oczy, rozbiegane spojrzenie, drżące ręce i niewyraźna wymowa. Mam wyliczać dalej?
Malik miał ich w garści. Dokładnie wiedział jak z takimi postępować.
- W porządku. - odpuścił mężczyzna, a reszta nie pisnęła słówka. - Nie jesteś czasem policjantem, czy coś?
- Skąd ten pomysł? Komu chce się bawić w policję w tych czasach? Nie warto. Mam ciekawsze rzeczy do roboty.
- Wygląda pan tak poważnie i w ogóle... To podejrzane.
- Mam pieniądze i nie mam, co z nimi zrobić, więc stwierdziłem, że kupię sobie miłe chwile z jakąś wartą uwagi dziewczyną, a z racji, że jestem nowy w tych sprawach, zapytałem kogoś bardziej zorientowanego.
- Dobrze, ale to tak miedzy nami... - wyszeptał, pochylając się kierunku mulata. - Po drugiej stronie ulicy, w tej czerwonej kamienicy, jest nowo otwarty dom publiczny. Wpuszczają tylko tych z wielką forsą. Wie pan o czym mówię? Tam trzymają same najlepsze okazy. Widziałem na własne oczy, jak wprowadzali tak śliczne dziewczęta, że aż sama ślinka ciekła. Och, jak ja chciałbym z taką...
- Wystarczy, dziękuję. - komisarz przerwał mu głębokie wywody. - Wiadomo kto to założył?
- Słyszałem, że to wielka tajemnica. Z tego, co wiem koleś ukrywa się pod pseudonimem "Wielki Brat".
- W sumie... Nie wiem, po co mi to. - wzruszył ramionami by ukryć swoją ciekawość. - Idę dobrze się zabawić. Dzięki panowie za pomoc.
Malik odszedł od nich jakby nigdy nic. Włożył dłonie do kieszeni spodni i luźnym krokiem szedł kierunku tajemniczego budynku. Z daleko można było dostrzec dwóch goryli czyhających w wejściu. Ominął główne drzwi i udał się w głąb uliczki. Okazała się być mało uczęszczanym szlakiem.
Zobaczył dwa koty, dzikiego psa i kilku młodych zbuntowanych ludzi, malujących graffiti. Gdyby nie ważniejsze zlecenie, z chęcią napędziłby im stracha. Niestety tym razem musiał odpuścić.
Uwagę czarnowłosego zwrócił hałas po lewej stronie. Przystanął i wytężył wzrok. Za zielonym kontenerem na śmieci znajdowało się tylne wejście do budynku, z którego wyłonił się kolejny goryl. Malik stał tak, że nie mógł być dostrzeżony przez nikogo po tamtej stronie uliczki. Sekundę później podjechało auto. Wyłoniły się z niego dwie sylwetki. W panującym półmroku, ciężko było dostrzec, kto to. Wtedy Zayn usłyszał znajomy głos...
Tomlinson.
Konfrontował się z nim wiele razy, a po tym ostatnim, sprzed roku, została mu pamiątka. Mulat miał bliznę na ramieniu po postrzale. Niemiłe wspomnienia. Przez ten moment nieuwagi Tomlinsonowi udało się uciec. Zayn nie mógł go dorwać.
Aż do teraz...
***
- Podjedź pod tylne drzwi, żeby nikt nas nie zauważył. Mam do załatwienia kilka spraw. Papierkowa robota. Zajmiesz się dzisiejszym towarem, Liam?
- Tak, Louis, zajmę się. Przecież robiłem to nie raz.
Samochód zatrzymał się zwinnie, a Tomlinson i dziewczyna wysiedli. Wspólnik odjechał, a mężczyzna, łapiąc dziewczynę za rękę, pociągnął ją do środka.
Missi była szatynką o jasnej cerze i niebieskich oczach. Sama do końca nie wiedziała jak znalazła się w tym bagnie. Pamiętała, że ona i matka mieszkały w ciasnej kawalerce na przedmieściach, chodziła wtedy do podstawówki. Potem matka znalazła sobie faceta i wyprowadzili się do miasta. Z racji, że dla partnera mamy Missi była ciężarem, kazał kobiecie oddać ją do domu dziecka. Tak się jednak nie stało. Niestety wynikło z tego wiele problemów, z którymi Missi musiała zmierzyć się sama. Nie chciała o tym pamiętać, ani wspominać. Teraz nie miała już nikogo.
Nikogo prócz Tomlinsona, który w swój dziwny, władczy sposób się nią opiekował. Poświęcał jej więcej uwagi niż wszystkim swoim dziwkom, co pozwalało jej myśleć, że była wyjątkowa.
- Posiedzisz sobie grzecznie w moim gabinecie i nie ruszysz się z niego na krok, jasne? - zapytał poważnym tonem.
Jego wzrok sprawił, że nie mogła dać innej odpowiedzi niż oczekiwał.
- Tak. - odpowiedziała cicho.
Nie chciała się z nim kłócić. W ciągu ich rocznej znajomości nauczyła się, co może, a czego nie może robić. Gdzieś w podświadomości wierzyła, że on ją jednak kochał.
Tomlinson doprowadził ją do drzwi, pocałował w czoło i wepchnął do środka. Usłyszała, że drzwi zamknął na klucz, zabierając go ze sobą. Missi przyzwyczaiła się do takiego stylu życia. Miała dach nad głową i wyżywienie, więc nie mogła narzekać. Czasami Louis robił jej niespodzianki, pozwalając jej kupić kilka nowych ciuchów. Kiedy byli sam na sam, mogła z nim pogadać, pośmiać się. Niestety coraz częściej był nerwowy i wyżywał się na wszystkim i na wszystkich. Zdarzyło się, że podniósł na nią rękę.
Kiedyś Missi miała wspaniałe życie. We wczesnym dzieciństwie, kiedy tata jeszcze ich nie opuścił, wiedziała co to radość życia. Jeździła z nim na wycieczki rowerowe i na plac do parku. Wtedy nawet mama była szczęśliwsza.
Teraz dziewczyna nie miała bladego pojęcia, gdzie podziała się jej rodzina i ci wszyscy przyjaciele, którzy mieli być na zawsze. Życie mocno kopnęło ją w tyłek i kazało nauczyć się żyć na krawędzi, ale Missy dalej umiałam dostrzegać pozytywne strony każdej sytuacji.
Taka własnie była Missi Mayson - niewinna, krucha, słodka dziewczyna, która skrywała we wnętrzu prawdziwy skarb. Była silniejsza niż ktokolwiek mógłby się tego spodziewać. Nikt nie mógł jej tego odebrać.
I nic nie było w stanie tego zmienić.
-------------------------------------------------------------------------------------------------
Heeej :)
Pierwszy rozdział za nami xD
Nie potrafię określić, co ile będę dodawała rozdziały, ale postaram się jak najczęściej.
Mam ogromną nadzieję, że historia Wam się spodoba i będziecie zadowoleni, że tracicie tutaj czas.
Tym razem nie piszę z perspektywy bohaterów tylko zdecydowałam się na narratora.
Trzymajcie kciuki, żebym się nie zgubiła i miała wenę :)
Kocham Was! xxx
10 czerwca 2015
Prolog
W życiu każdego z nas zdarzają się różne wypadki.
Jedne wywołują radość, inne smutek. Nikt nie ma na to wpływu.
W tej historii jest coś, co nie powinno mieć miejsca. Nie powinno się wydarzyć.
Czy ludzie z dwóch różnych światów są w stanie sobie zaufać?
Dziewczyna której życie dało się we znaki. Naiwna, bez rodziny i bliskich. Skazana tylko na NIEGO.
Czy los w końcu się nad nią zlituje?
Mężczyzna, który robi wszystko, żeby tylko pomóc innym. Stróż jakich mało.
Czy będzie w stanie ochronić także JĄ?
Ten, który robi wszystko, żeby to życie innym utrudnić. Bezwzględny, pragnący bogactwa i władzy. Nie zwraca uwagi na uczucia i potrzeby innych.
Czy ktoś jest w stanie GO powstrzymać?
Zapraszam na fanfiction o Zaynie Maliku, jakiego jeszcze nie było!
--------------------------------------------------------------------------------------------------
Jedne wywołują radość, inne smutek. Nikt nie ma na to wpływu.
W tej historii jest coś, co nie powinno mieć miejsca. Nie powinno się wydarzyć.
Czy ludzie z dwóch różnych światów są w stanie sobie zaufać?
Dziewczyna której życie dało się we znaki. Naiwna, bez rodziny i bliskich. Skazana tylko na NIEGO.
Czy los w końcu się nad nią zlituje?
Mężczyzna, który robi wszystko, żeby tylko pomóc innym. Stróż jakich mało.
Czy będzie w stanie ochronić także JĄ?
Ten, który robi wszystko, żeby to życie innym utrudnić. Bezwzględny, pragnący bogactwa i władzy. Nie zwraca uwagi na uczucia i potrzeby innych.
Czy ktoś jest w stanie GO powstrzymać?
Zapraszam na fanfiction o Zaynie Maliku, jakiego jeszcze nie było!
--------------------------------------------------------------------------------------------------
Witam, witam :)
Tutaj Born to be ORIGINAL. Pewnie niektórzy z Was kojarzą mnie z bloga "Completely different, but the same".
Cóż... Wzięłam się za inną historię już jakiś czas temu i postanowiłam, że się nią z wami podzielę.
Co wy na to?
Już wkrótce pojawi się PIERWSZY ROZDZIAŁ :)
Trzymajcie za mnie kciuki i odwiedzajcie mnie na obu blogach.
Kocham mocno! xxx
P.S. Polecajcie bloga dalej jeśli Wam się podoba (albo jeśli podoba wam się "Completely different..." bądź być może mnie lubicie xD )
Subskrybuj:
Posty (Atom)